Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

T Bieszczad- Fortuna kołem sie toczy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamil Krysztofek
Bywalec Forum


Dołączył: 25 Kwi 2010
Posty: 33

PostWysłany: Sro Mar 16, 2011 5:42 pm    Temat postu: T Bieszczad- Fortuna kołem sie toczy Odpowiedz z cytatem

Pan Bieszczad opuścił na znak protestu Radę Etyki Mediów ( razem z Pania Bochwic)

http://www.lpo.com.pl/author-mp/news-030.html

Marian Papis
Fortuna toczy się kołem… 2011-03-14

Rozmowa z Tomaszem Bieszczadem – publicystą, animatorem kultury, aktorem, do 1 marca 2011 – dyrektorem Akademickiego Ośrodka Inicjatyw Artystycznych w Łodzi.



- Pana odwołanie z funkcji dyrektora AOIA było dosyć nagłe. Czy pan się go spodziewał?

- Prawdę mówiąc, spodziewałem się odwołania już po niesławnej pamięci referendum odwołującym pana prezydenta Kropiwnickiego. Zdaję sobie sprawę na jakim świecie żyję i wiem, że posada dyrektora miejskiego domu kultury jest włączona w pulę „wyborczych łupów”. Jednak od referendum minął prawie rok i nic takiego się nie stało. Miałem sygnały, że poprzednie władze miasta (z ramienia PO) raczej cenią moją pracę, zwłaszcza ówczesna pani wiceprezydent Zewald miała wobec tego, co robię w AOIA uznanie i sympatię. W czerwcu 2010 roku Ośrodek pomyślnie przeszedł ocenę Wydziału Kultury: podczas dorocznej rozmowy usłyszałem ciepłe słowa – zarówno w odniesieniu do programu, jak i co do wyników finansowych. W listopadzie przyznano mi doroczną nagrodę. Mimo to po ostatnich wyborach samorządowych sprawy nabrały tempa i od nowego roku czekałem tylko na decyzję.


- Dlaczego miał pan takie odczucia?
- Pracuję w instytucjach samorządowych już 20 lat i pewne sytuacje znam na pamięć. W jednej ze swoich niezrównanych piosenek z okresu po stanie wojennym Młynarski tak to ujął: „Wiemy, jakie są realia, z jakich kart się składa talia…” itd. Fakt, miałem dotąd szczęście, miałem uznanie i cieszyłem się tym co robię. Jednak intuicja mówiła mi, że wokół coś zaczyna się „zagęszczać”. Jestem dziennikarzem i mam swój „węch”. Na spotkaniu opłatkowym władza już nie uśmiechała się do mnie tak serdecznie, jak kiedyś…


- Czy przedstawiono panu powody odwołania?
- Przy tym trybie zatrudnienia (powołanie na stanowisko) zwierzchnicy nie muszą przedstawiać powodu odwołania. Po prostu: jest powołanie i jest odwołanie. I to by było lepsze – w myśl reguł gry. Jednak w ostatni piątek stycznia, pod koniec pracy, Ośrodek niespodziewanie odwiedziła pani wiceprezydent Agnieszka Nowak i zaszczyciła mnie opinią, że „w Ośrodku się nic nie dzieje” oraz że nie wykonuje on swoich powinności wobec środowiska akademickiego. Obecny przy tej rozmowie był asystent pani wiceprezydent, pan Cieplucha. Zupełnie mi ta ocena nie pasowała do obrazu instytucji, jaki wyłania się z codziennej praktyki, pokazałem więc gęsto zapisane terminarze imprez – za okres od września 2010 do maja 2011. Usłyszałem kontrargument w rodzaju: Mam na ten temat wiele negatywnych głosów środowiska.


- Czym te głosy mogły być podyktowane?
- Wiem, że z „głosami środowiska” polemizować jest bardzo trudno. Zawsze znajdą się ludzie, którzy wiedzą lepiej, jak poprowadzić taki ośrodek (choć znają wycinek jego aktywności). Jeden z dawnych współpracowników AOIA, reżyser, wymarzył sobie np., żeby był on kameralnym teatrem z zawodowymi aktorami. Jestem w stanie zrozumieć te ambicje, ale mają się one nijak do statutu i oczekiwań różnych innych środowisk. Sposoby programowego funkcjonowania placówki kultury mogą być różne, są one wynikiem wielu kompromisów, nie oznacza to jednak, że w ocenach trzeba mijać się z prawdą. W AOIA było średnio 3 – 5 publicznych imprez w tygodniu (ostatnio w większości biletowanych), poza tym działają liczne warsztaty twórcze, kursy, spotkania, że o próbach nie wspomnę. Ten Ośrodek żyje! Oczywiście: Zawsze można być bardziej dynamicznym i zawsze trzeba dbać o jeszcze wyższy poziom, ale sprawy nie wyglądały źle. Więc, jeśli już władza artykułuje powody odwołania, wolałbym móc przedstawić szczegółowe raporty miesięczne (co do liczby imprez i ich uczestników), a także: foldery, stronę internetową i dalsze plany. Chciałbym mieć możliwość uzasadnienia strategii działania… i dopiero potem otrzymać dymisję. Taka decyzja powinna być poprzedzona dłuższą rozmową i wnikliwą analizą. Wymaga tego zwykły szacunek, w końcu – uczciwie pracowałem przez sześć lat i niczego nagannego nie zrobiłem. Zresztą kontrola merytoryczna z początku tego roku nie sformułował wobec placówki żadnych zarzutów. AOIA jest dobrze utrzymany i wyposażony, z programem artystycznym zarysowanym do końca sezonu i z nadwyżką finansową. Trzeba tylko – to fakt – wzmocnić jego wizerunek na zewnątrz, do czego wcześniej raczej nie miał szczęścia. Ale agresywna promocja, przy dzisiejszym zagęszczeniu imprez w Łodzi, jest bolączką wielu instytucji kultury. W tej sprawie złożyłem Wydziałowi Kultury, chyba w styczniu, propozycję współdziałania łódzkich placówek…


- A co z zarzutem, że Akademicki Ośrodek jest nie dość „akademicki”?
- Wie pan… to jest zarzut, który wlecze się za AOIA od dawna. Istnieją coroczne sprawozdania z działalności, więc każdy może sobie tu wyrobić zdanie. W AOIA była zasada, że trzeba maksymalnie otwierać się na różne studenckie środowiska artystyczne, na wartościowe inicjatywy, zdolnych twórców studenckich i stwarzać im profesjonalne warunki do prezentowania ich możliwości. W ciągu minionych lat w AOIA znalazła „przytulisko” wielka liczba takich inicjatyw (wystarczyłoby przeanalizować wspomniane sprawozdania). Jedni przychodzili i zostawali na lata, inni „wykruszali się” szybciej, jeszcze inni realizowali u nas jedną – dwie imprezy, bo np. kończyli studia i „szli w świat”. Mam głębokie przekonanie, że niemal każda z tych grup i osób coś Ośrodkowi zawdzięcza, a Ośrodek im.


- Nowa pani dyrektor AOIA powiedziała niedawno w radiu, że w Ośrodku powinien działać kabaret studencki i scena piosenki…
- Nie słyszałem tej wypowiedzi... Kabaret studencki działa w AOIA od trzech lat (ostatnio jego członkowie pokończyli studia, ale od ponad roku jest już i drugi zespół). Te grupy regularnie występują w AOIA ze swoimi produkcjami, gromadząc dużą widownię. Ja sam zrealizowałem z nimi kilka programów z cyklu „Kabaretonów Akademickich”. Studio Piosenki istnieje niemal od początku istnienia Ośrodka (w zajęciach uczestniczyło średnio kilkanaście osób plus akompaniatorzy). Zrealizowali oni kilka dobrze przyjętych programów (m.in. „Zakochany kundel & s-ka”, „Laska nebeska”, „Todos cantan y bailan”). Oczywiście to tylko fragment akademickich inicjatyw w AOIA.


- Więc jaka jest prawda?
- W trakcie wspomnianej wizytacji pani wiceprezydent Nowak zwizytowała pomieszczenia AOIA, zachwycając się ich czystością i zadbaniem. W galerii „Foyer” wisiała całkiem udana wystawa. W dużej Sali widowiskowej trwała próba Grupy Kreators (to jedyna tego typu w Polsce grupa młodych iluzjonistów, działa w AOIA od prawie trzech lat i regularnie daje premiery). Mała sala czekała na przyjście chóru Akademii Muzycznej. Pani Nowak nie podobało się to, że – według jej słów – działalność AOIA polega na imprezach zewnętrznych i na wynajmach. Ale to też łatwo byłoby sprawdzić – ilu pracowników realizuje w AOIA własne imprezy, ile zespołów i osób „zewnętrznych” jest integralnie związanych z Ośrodkiem, czyli: ile jest tu działalności własnej (autorskiej), a ile – w proporcji – jest tzw. „wynajmów”. Te ostatnie są na ogół odpłatne, bo placówka miejska ma obowiązek uzyskiwać przychody z zewnątrz. Akurat w AOIA nie są to przysłowiowe „kiermasze dywanów”, ale imprezy w taki czy inny sposób mające charakter kulturalny (np. dwuletni kurs tańca, pod egidą Ministerstwa).


- Czy po tej wizycie dostał pan formalne wypowiedzenie?
- Nie, miesiąc później, ostatniego lutego. Wcześniej miałem jeszcze jedno spotkanie z panią wiceprezydent – po naradzie dyrektorów w Śródmiejskim Forum Kultury. Była to rzeczowa i spokojna rozmowa. Pani Nowak powiedziała, że moje odwołanie jest przesądzone, ale że jestem szanowanym, docenianym człowiekiem i „nikt nie chce mnie skrzywdzić”. Ja pocieszyłem ją, że będę się starał wrócić do któregoś z moich dawnych zajęć – np. do dziennikarstwa, że nie zamierzam „robić numerów” i iść na zwolnienie, bo to nie w moim stylu. Z kolei pani wiceprezydent zapewniła, że nie powie o mnie nic złego do mediów, ja na to zażartowałem, że „chyba nie ma powodu”... Słowem była to dobra rozmowa: pani wiceprezydent starała się być miła, a ja starałem się nie obrażać i nie nadymać, co najwyżej – „trzymać fason”.


- A może powodem odwołania było to, że – według krążących po mieście pogłosek – „zespół Ośrodka za bardzo wchodził panu na głowę” i rzeczywiście nie dawał pan sobie z tym rady…?
- Pogłoski w ogóle pełnią w tej historii dużą rolę. Jeśli jednak „nie dawałem sobie rady z zespołem”, to w jaki sposób Ośrodek jest tak starannie utrzymany i skąd biorą się w nim te terminarze gęsto zapełnione imprezami? Przecież tego nie robiły krasnoludki...


- Ale lekko panu nie było…?
- Zostawmy to. Wiem, że co jakiś czas docierały na temat AOIA i na mój osobiście negatywne opinie do Wydziału Kultury, do Prezydenta... Niektóre w przeszłości miały finał sądowy. Skąd pochodziły? Proszę nie pytać. Może od życzliwych ludzi. Powiem tyle: dobrze mi się pracowało w AOIA. Chociaż nieraz było ciężko, to będę miał miłe wspomnienia i czyste sumienie. Większość współpracowników to dobrzy i fachowi koledzy. Naprawdę dużo razem zrobiliśmy. Niektórzy czasem „stawiali opór” – zupełnie jak w tym rysunkowym dowcipie. Facet siedzi w zakładzie fotograficznym, przed aparatem i mówi do fotografa: „Proszę nie nalegać, nie uśmiechnę się i koniec!” Może nie wszystkich umiałem przekonać... za to poznałem mnóstwo zdolnych, młodych twórców, mam nadzieję, że wielu pomogłem (także osobiście) i że zachowają nas w pamięci.


- To pan w 2001 roku rozpoczął remont budynku dzisiejszego AOIA, a potem doprowadził do połączenia dawnego Teatru 77 z ośrodkiem mieszczącym się na Piotrkowskiej (AOK) i to pan, po ich połączeniu, od 2004 roku „budował zręby” nowej placówki. Nie ma pan teraz traumy…?
- Proszę dodać, że te zręby budowałem „w wielkim trudzie” (śmiech). Ten epizod swoją poetyką przypomina trochę thriller i wolałbym o nim nie opowiadać.


- Jak zakończyła się pana rozmowa z panią wiceprezydent w Forum?
- Na koniec usłyszałem propozycję, żebym przemyślał pozostanie w AOIA na stanowisku instruktora, czy specjalisty i zajął się teatrem studenckim…


- Ale pan tego nie przyjął. Dlaczego?
- Była to dla mnie „nowa sytuacja”, nie spodziewałem się takiej oferty, więc powiedziałem, że muszę ją przemyśleć. Ustaliliśmy termin do końca lutego. Ostatecznie nie przyjąłem jej dlatego, ponieważ nie wyobrażałem sobie mojej dalszej pracy w AOIA z (krzywdzącą) opinią faceta, który „nic tam nie zrobił”, nie panował nad pracownikami, nie przyciągał studentów i teraz co? – miałbym udawać, że te słowa nie padły? Wyczuwałem w tej ofercie sprzeczność i jakieś „asekuranctwo władzy”. Poza tym nie wiedziałem, jaki będzie nowy program Ośrodka, nie wiedziałem, czy moje (ewentualne) koncepcje jakoś się wpasują, nie chciałem „wchodzić w ciemno”… Ale to są powody drugorzędne, ważniejsze są te pierwsze.


- Podobno obiecano panu dużą samodzielność?
- Dlatego mówię, że decydujące były te pierwsze powody. Nie ujmuję się honorem, bo honor to nie jest atrybut na dzisiejsze czasy i trzeba go zachować na sytuacje bardziej ekstremalne, ale z opinią „byłego dyrektora, nieudacznika” nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki. To by się nie udało, to by nie było rozsądne, ani skuteczne w pracy, niezależnie od dobrych chęci kogokolwiek, w tym nowej pani dyrektor...


- Dzisiaj nie ma pan już odwrotu. Nie żałuje pan?
- To są sprawy delikatne, zatrącające o emocje, o uczucia takie jak: przywiązanie, przyjaźń, poczucie obowiązku… Chociaż – wie pan – czas wszystko pokaże, jednak kolejne wypadki udowodniły, że słusznie postąpiłem. Oto w mediach od razu pojawiły się uzasadnienia dla mojego odwołania, znów w tym samym tonie, że „nic się nie działo”, mimo że pani wiceprezydent zapewniła mnie, że do mediów nic takiego nie pójdzie. Wiem, że nie ma ona wpływu na wszystkie wypowiedzi swoich podwładnych, jednak spodziewałem się, że zachowany zostanie obiektywizm i fair play. Znajomi „z branży” są zbulwersowani tymi opiniami. Powtarzam: nie boję się krytyki. Chodzi mi tylko o rzetelną ocenę.


- A może przyczyną odwołania było pana zaangażowanie polityczne?
- Wie pan, wolałbym, żeby tak było. Ale cóż – nie jestem zaangażowany politycznie. Byłem, dość dawno temu. W AOIA zaangażowania politycznego (po którejkolwiek stronie) nie uprawialiśmy. Fakt, w dzisiejszej Polsce jest tak (ale w żadnym razie nie odnoszę tego do powodów mojego odwołania), że ktoś przyczepi sobie w klapie reprodukcję guzika z Katynia i od razu mówi się, że jest „zaangażowany politycznie”. Albo wystarczy plakat ze św. Franciszkiem, by mówiono o „zagrożeniu świeckości instytucji”. Dla mnie są to przejawy takiej gombrowiczowskiej dziecinady… Sądzę, że w mojej sprawie „polityczne” okoliczności nie były brane pod uwagę.


- Ma pan teraz dużo czasu dla siebie. Co pan będzie robił?
- W ogóle nie mam czasu! Na razie jestem na trzymiesięcznym wypowiedzeniu, bez obowiązku świadczenia pracy – zgodnie z prawem. Ale nie będę „pasożytem społecznym” (śmiech). Mówiąc nieco górnolotnie: Mam zamiar, dobrze ten czas wykorzystać, dla „wspólnego dobra”. Samotność jest miła, ale chcę nadal pracować z ludźmi, z młodzieżą. W ciągu minionych lat wymyśliłem i zrealizowałem w AOIA grubo ponad setkę imprez (w tym było wiele cyklicznych, parę spektakli i warsztatów dla młodzieży). Znaczna część z nich została nagrana, więc jest dowód. Wkrótce wszystko to zgram i powstanie porządne archiwum, które będzie świadczyło o placówce. Te wszystkie przedsięwzięcia stanowią dla mnie ogromne doświadczenie, za które dziękuję koleżankom i kolegom – że mogłem je, wspólnie z nimi, przeżyć. To przecież ich zasługa, więc życzę, żeby im wszystkim, żeby mieli sukcesy i by nadal służyli łódzkim inicjatywom artystycznym.


- Jednak słychać w pana głosie żal…
- Tak? No, nie wiem... Mam sporo pomysłów, których dotąd nie ruszyłem. Chcemy z przyjaciółmi zacząć nowy kabaret. Z innymi mamy plany edukacyjnych spotkań medialnych dla młodzieży. Znów zacząłem pisać i wznawiam swój monodram sprzed lat. Inna sprawa – czy z tego da się wyżyć. W takiej sytuacji jak moja, człowiek stara się „łapać różne sroki za ogon”, więc jest trochę rozproszony. Trzeba to pokonać i z czasem coś się wyklaruje. Wierzę w Opatrzność i przyjaźń ludzi. Wiem, że zawsze tak się mówi w podobnych sytuacjach, ale dostałem masę wyrazów otuchy i solidarności. To jest dla mnie świadectwo, że nie zmarnowałem tych sześciu lat, że w AOIA jednak się „coś działo”. Mam przekonanie, że znów znajdę partnerów na nową drogę. Ale to już zupełnie inna piosenka...



Z Tomaszem Bieszczadem rozmawiał Marian Papis
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum