Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

TW X czyli Józef KURYLAK przemyski poeta na usługach SB

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Czw Kwi 07, 2011 4:40 pm    Temat postu: TW X czyli Józef KURYLAK przemyski poeta na usługach SB Odpowiedz z cytatem


Na zdjęciu poeta, Józef Kurylak

fot. Tomasz Beliński
źródło zdjęcia
http://www.kultura.przemysl.pl/?url=2&info=1479&foto=8050&rok=

Jesień poetycka , poeta Józef Kurylak
czyta swoje wiersze


VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=99SFFF_9WHU

Cyt:

" Józef Kurylak wspomniał o bolesnym przeżyciu śmierci rodziców. Po ich odejściu zrozumiał, jak bardzo był z nimi związany. "Wyżej stawiam filozofię niż poezję" - mówił - "Celem filozofii jest poznanie prawdy. To mnie pociąga i fascynuje. Poezja to magiczne zjawisko, zaś filozofia jest trzeźwą, realistyczną pracą mózgu". W dyskusji, która rozwinęła się podczas spotkania przekonywał, że poeci muszą się buntować przeciw wpływom społecznym czy politycznym. "Obraz poetycki powinien być niezależny. Musi mieć też swoją rytmikę i charakterystyczną muzykę" - radził zgromadzonej młodzieży.
Warto odnotować, że Józef Kurylak razem z Krzysztofem Karaskiem organizują Przemyską Wiosnę Poetycką. "
(...)

autorka : Zofia Krzanowska

źródło informacji:
http://www.jaroslaw.pl/biuletyn/id37_17_5,Wojna-tajemnic.html
Biuletyn Informacyjny

marzec, nr 3 (123) / 2003


"Wojna tajemnic"




źródło informacja
http://www.gazetapolska.pl/282-z-cyklu-pierscien-gigesa-nawracanie-jozinka

Z cyklu Pierścień Gigesa. Nawracanie Józinka

W końcu września 1975 r. przemyskie ubectwo wpadło w popłoch. Oto przyjechał z Warszawy jakiś poeta i mówi dziwne rzeczy. Trudno zrozumieć, ale raczej anty. Postanowiono zbadać i dać odpór.

Obydwa te zadania miał wykonać przy pomocy dostępnej agentury tow. por. Majewski Edward.

Już we wstępnym rozpoznaniu ustalono, że poetą jest Józef Kurylak, prawie krajan, niektórzy mówią mu nawet Józinek. Urodził się wprawdzie na ziemiach na trwałe wyzwolonych przez ZSRR, ale potem mieszkał już w Przemyślu, kończył miejscowe szkoły, mianowicie Technikum Ekonomiczne i stąd wyruszył na studia. Nie całkiem mu się powiodło, więc wrócił i 21 sierpnia został zatrudniony w szkole podstawowej w Hucisku Nienadowskim, gdzie zarówno pomieszkuje na stancji. Do Przemyśla przyjeżdża na łykendy i bruździ, głównie w miejscowym Empiku – od godz. 18.15 – o ile nie ma innych imprez. Na jego korzyść przemawiało jedynie to, że jego brat Mieczysław był funkcjonariuszem MO – należało więc działać oględnie, by nie powiedzieć kulturalnie.


Poeta Kurylak Józef wyrażał się odważnie, miejscami aż prowokująco – ale nie wiedział, do kogo się wyraża. W Empiku najczęściej spotykał się z dwiema wielbicielkami i jednym wielbicielem, i to dzięki nim wiemy co nieco o jego poglądach. Zacznijmy od wielbicielek.


„Wiktoria”, „Laura”, cień „Andrzeja”

TW „Wiktoria” w donosie z 13 października 1975 r. uszczegółowiła, że poeta Kurylak jest członkiem Klubu Młodych Pisarzy Zniesienie. „W prowadzonych dyskusjach w sposób negatywny krytykuje podejmowane decyzje władz politycznych” – pisała. „Wiktoria” odnotowała także, iż „są wypowiedzi”, że „w Warszawie został spalony napalmem most, a taki napalm ma armia radziecka, nie polska”. W jednym z następnych donosów „Wiktoria” zapodała, iż Kurylak „wśród swoich znajomych podwyższonym głosem ostatnio dość często mówi, że obecne wypadki warszawskie są pozytywnym zjawiskiem, że należy wzniecić w Polsce rewolucję, wyrżnąć Rząd i przywódców partyjnych, a wszystko zacząć od nowa (...). Mówi, że trzeba zrobić zamach na życie E. Gierka, P. Jaroszewicza i innych »psubratów«”. Na którymś z kolejnych spotkań, również w gronie najbliższych znajomych, „wyzwał polskich i radzieckich przywódców partii i państwa od drani, świń, chamów, bandytów itp.”. W tamtych czasach taki donos był przepustką do pierdla, dziś – do złotej księgi opozycji. Przejdźmy do innych.

KO „Laura” 15 października 1975 r. „na podstawie osobistej znajomości, jako uczestnik wielu dyskusji” dokonała charakterystyki grupy w całości i poszczególnych członków. Według donosicielki, zniesienie jest tworem „nieskrystalizowanym, rozbijanym coraz przez wewnętrzne utarczki”. Najbardziej aktywni członkowie to Roman Lis, poza nim: „Włoch, Szczur i Kurylak. Wszyscy oni są zdania, że literatura współczesna Polski znalazła się na dnie upadku, a powodem tego jest krępowanie twórców przez politykę państwa”. Charakteryzując członków, „Laura” stwierdziła, że najbardziej utalentowany jest Roman Lis, chociaż brak mu przygotowania – ma tylko szkołę zawodową, pracuje w kopalnictwie. Najbardziej znanym z kolei jest Tadeusz Piekło, oficer zawodowy, natomiast Kurylak Józef jest: „człowiekiem mało poważnym, nie jest lubiany przez kolegów, jest arogancki i zawsze brakuje mu pieniędzy. Już od 10 lat studiuje polonistykę w Warszawie i prawdopodobnie jest na czwartym roku. Ma wysokie aspiracje, uważa się za najmądrzejszego w grupie”. Wspomniała także o kontakcie z Jastrunem, który ma mu pomóc w wydaniu wierszy. Z członkami grupy pozostawał też w kontakcie niejaki Kryk Jarosław. (cytaty za: IPN Rz 00 212 / 106, s. 4 z 77 i nast).

Donosy TW „Andrzeja” w podobnych słowach potwierdzały fakty znane już SB – można je więc pominąć.

Zwycięska i trochę k... subtelna gra SB

Wydawać by się mogło, że po zdobyciu takich informacji władze rozpirzą grupę – ale nie! Po pierwsze, nie była to grupa stracona dla ustroju, a przynajmniej poeta Piekło był pozytywny, a może i Kurylak do odzysku. Mając to na widoku, władza w osobie por. inspektora Majewskiego postanowiła dać mu szansę i przeprowadzić skomplikowaną grę. Jej przebieg znamy tylko z meldunku operacyjnego, który powstał ex post, 6 kwietnia 1976 r. Ujawnia on nowatorskie techniki operacyjne SB oparte na przodującej psychologii. W inaugurującym meldunku „Słownym opisie zagrożenia (faktu)” czytamy: „W miesiącu październiku 1975 uzyskano informację od TW Wiktoria , z której wynikało, że mieszkaniec Przemyśla ob. Józef Kurylak często przebywa w godzinach wieczornych w Międzynarodowym Klubie Książki i Prasy w Przemyślu, w towarzystwie członków Klubu Młodych Pisarzy Zniesienie , którego jest również członkiem. W prowadzonych dyskusjach w sposób negatywny krytykował podejmowane decyzje władz politycznych i państwowych. Wyrażał poparcie dla osób siejących zamęt w kraju”.

I teraz następuje część najważniejsza – opis działań, które inspirowano w esbeckiej pralni mózgów:

„Działania operacyjne skierowano na wytworzenie w świadomości figuranta przekonania o bezcelowości i braku uzasadnienia dla podobnych poglądów.

Jedną z podstawowych metod zastosowanych w stosunku do figuranta było wykorzystanie t.w., którzy w toczących się dyskusjach negowali i poddawali w wątpliwość słuszność jego wypowiedzi”.

Wyobrażam sobie, że musiało to wyglądać... zupełnie naturalnie, jak i nam się zdarzało. Więc: Józinek coś proponuje – a jego przyjaciele, podskakują i wrzeszczą, że to absurd; Józinek wieszczy, a zarówno sympatyczny kolega, jak i sprzyjająca dziewczyna głaszczą go po główce i tłumaczą, że nie ma racji, że wszystko jest odwrotnie. Jak długo można wytrzymać? Doświadczenia psychologów dowodzą, że pod wpływem opinii grupy badani zmieniają prawidłowe odpowiedzi na błędne, że o najkrótszym z widzianych odcinków piszą, że jest najdłuższy, o najbrzydszej z lalek – że najbardziej sexy. Bo tak pisze cała (podstawiona) grupa, a oni nie chcą się wychylać. I to mógł być (nie twierdzę, że był) taki przypadek. Meldunek kończy się niemal triumfalnie:

„Powyższe działania doprowadziły do zneutralizowania aktywności figuranta w jego zachowaniu i prowadzonych dyskusjach. W chwili obecnej nie stwierdza się faktów wrogich wypowiedzi pod adresem prowadzonej polityki władz politycznych i administracyjnych. Sprawę należy zakończyć i złożyć w archiwum Wydziału C KW MO w Przemyślu”. (cytaty za: IPN Rz 00 212 / 106).

Myślę, że oficer SB był dumny z operacji, czekał zapewne na awans albo medal. Unieszkodliwił – i to k.... dyskretnie – wrogi ośrodek ideowy. A jednak sprawa nie została zakończona i złożona, tow. Majewski nie doczekał się medalu. Nie wiedział o najważniejszym: Kuryluk został przez SB zarejestrowany jako tajny współpracownik i otrzymywał z tego tytułu wynagrodzenie.

Zasługi Józinka w stolicy

Esbecja zwróciła uwagę na Józinka podczas „studenckiego przedwiośnia”. Studiował, był mieszkańcem akademika na Kickiego, miał kontakty w środowiskach młodych opozycjonistów – co zresztą nie było trudne, większość mieszkańców bursy uważała się za wrogów ustroju. Ale o pierwszej rozmowie z SB zdecydował fakt, że w pokoju Kurylaka zawaletował „michnikowiec” Józef Dajczgewand, a bezpieka się o tym – możemy zgadywać skąd – dowiedziała. Z wnioskiem o zgodę na rozmowę z Kurylakiem wystąpił już 17 stycznia 1968 r. ppor. Bogdan Hutkowski. Zanim do tego doszło, Hutkowski zrobił rozeznanie, z którego wynikało, że Kurylak ma kłopoty na studiach (przyjęty w roku 1966 powtarzał rok z powodu niezaliczenia historii Polski), nie ma stypendium i klepie bidę („podstawą jego wyżywienia są bony żywnościowe ofiarowywane przez kolegów”). Była to prawda – sam w tworzeniu takiego funduszu uczestniczyłem. Objęliśmy nim kilku zdolnych a uboższych studentów – tych, którzy mieli ambicje twórcze. Tak zresztą zaczęła się moja znajomość z Józinkiem.

Już pierwsza rozmowa esbeka z poetą dała efekty pozytywne. „X” (pod takim pseudonimem zarejestrowano Józefa Kurylaka) krytykował studentów wykorzystujących „Dziady” do polityki, wyrażał się też na temat Dajczgewanda i jego środowiska. Bez oporów zgodził się na następne spotkanie.

28 lutego 1968 r. Hutkowski zaraportował: „W dniu dzisiejszym odbyłem spotkanie z kontaktem operacyjnym KJ , na którym przekazałem mu sumę zł. 300 (trzysta). Powyższa suma została przeznaczone na zacieśnienie kontaktów z KJ i bliższe związanie go ze Służbą Bezpieczeństwa. KJ pieniądze przyjął bez większych obiekcji, co uważam za pozytywny objaw, gdyż pozwala przypuszczać, że będzie współpracował z nami”.

Dalszy bieg zdarzeń łatwo przewidzieć. „X” otrzymuje jeszcze kilkakrotnie pieniądze – kwituje ich odbiór, „datki” wynoszą od 150 (już 28 lutego 1968 r.!) do 600 zł. Przeważnie było to 0,5–1,5 tys. miesięcznie. Przykładowo: w okresie 1968–1969 „X” otrzymał 9750 zł, ale w 34 ratach. – Dla zdyscyplinowania współpracowników pieniądze wypłacano często w mniejszych kwotach – podczas spotkań (np. 29 czerwca 1968 r. „X”-owi wypłacono 600 zł, a 24 marca 1969 r. tylko 150 – dane za IPN Rz 00 212 / 106). Uznaniowo wręczano dodatkowe gratyfikacje i prezenty rzeczowe. TW podpisywał na kartce, którą opatrywał potwierdzeniem oficer. Wyglądało to np. tak:

„W-wa 8. VI. 68 r.
Pokwitowanie

Kwituję odbiór zł 300 (trzysta)
od pracownika Służby Bezpieczeństwa
»X«
W dniu dzisiejszym kp „X” wypłaciłem
sumę zł (300) trzysta

Inspektor Wydz. III
B. Hutkowski”

Niżej była pieczątka potwierdzająca zaksięgowanie wypłaty. Następnie w MSW tworzono listę, na której powtarzało się nazwisko TW, kryptonim, nazwisko oficera prowadzącego i kwota.

Jak wynika z dokumentów, dopiero 28 lipca (lub sierpnia) Kurylak podpisał formalne zobowiązanie współpracy. Brzmiało tak:

„W-wa dn. 28 VIII. 68.

Zobowiązanie

Zobowiązuję się dobrowolnie do utrzymywania kontaktu ze Służbą Bezpieczeństwa i przekazywania informacji.

Fakt ten zobowiązuje się utrzymać w ścisłej tajemnicy,

Do podpisywania dokumentów obieram sobie pseudonim X

Józef Kurylak


Od tej pory nie miał kłopotów pieniężnych.

„X” rozpracowywał kilka środowisk. Początkowo miał wyciągać wiadomości od związanej z Dajczgewandem Sylwii Poleskiej, która często odwiedzała go w akademiku – próbując przez niego zorganizować jakąś pomoc dla tegoż Dajczgewanda. Czytała mu listy Dajczgewanda z więzienia, mówiła o próbach dotarcia do osób, które mogą coś pomóc – a „X”... przekazywał tę wiedzę dalej. Przy okazji nakablował na znajomego z polonistyki, Michała Woronieckiego, że „był najprawdopodobniej kolporterem ulotek” i na Mariusza Wieczorkowskiego, który zajmuje tak samo wrogą postawę. Odwiedził też Krystynę Dukowicz mieszkającą na Targowej i doniósł, że posiada ona fotokopie z paryskiej „Kultury”. 30 listopada 1968 r. „X” dostał od prowadzącego zlecenie, aby robił spotkania polityczne w swoim pokoju w akademiku – z jakim efektem to zadanie wykonał, danych niestety nie ma. Poza tym miał zdobyć dla SB tekst manifestu Nowego Romantyzmu, poza tym wstąpić do Koła Polonistów i nawiązać ścisły kontakt z Pawłowskim, Witkowskim i Klocem, zacieśnić przyjaźń z Janem Walcem. Nie brał pieniędzy za darmo.

„X” dostał również zadanie rozpracowania naszej grupy. SB musiała dysponować już jakimiś donosami na nasz temat, chciała jednak wiedzę i pogłębić, i uporządkować. Poplątane były nazwy grup i nazwiska poetów – co pośrednio może dowodzić, iż w tzw. okresie marcowym donosiciela w naszej grupie nie było. W celowe dezinformacje nie wierzę. Oficer prowadzący „X”, Bogdan Hutkowski, oprócz niego ciągnął na smyczy jeszcze kilku agentów donoszących z Kickiego i z Uniwerku. Byli to: TW „Aram”, KO „Zbyszek”, TW „Ludwik”, i TW „Hera”. Esbek mógł konfrontować informacje i lepiej kontrolować agentów. Taki system w zasadzie wykluczał możliwość oszukiwania, nie wykluczał pomyłek. Ubocznie – powodował marnowanie energii kapusiów, którzy często tracili czas na śledzenie siebie nawzajem.

Donosy, konfabulacje, kłamstwa

W pewnym momencie por. Hutkowskiego zastąpił major K. Borowski, który wręcz kazał TW „X” zaprzyjaźnić się ze mną. Z dobrych znajomych zostaliśmy więc przyjaciółmi.

Zmiana statusu ze znajomego na przyjaciela rzecz jasna polepszyła jakość „X-owych” donosów. Bo czasami trafiały mu się straszne kiksy: mnie uznał za twórcę grupy „Stajnia”, a wcześniej grupy „Desant”; Aleksandra Nawrockiego z Janem Marszałkiem przypisał do grupy Jerzego Tomaszkiewicza – albo odwrotnie, w każdym razie błędnie.

By wszystko należycie wyjaśnić, trzeba cofnąć się w czasie. O tym, że moja artystyczna działalność może być polityczna – przekonałem się jeszcze przed pójściem na studia, gdy stworzyliśmy w Bytomiu Klub Artystów Anarchistów. Po akcji „malowania Bytomia” przeżyliśmy z matką brutalną wizytę przedstawiciela „resortu” – (byłem jeszcze nieletni), po której matka płakała. Oczywiście ani ja, ani przyjaciele „anarchiści” z działalności nie zrezygnowaliśmy, matka także mi tego nie nakazywała, zalecała tylko lepsze maskowanie... Była przecież w AK.

Na studiach nadal robiłem swoje, to znaczy odtworzyłem KAA – który działał w akademiku jako Seminarium Poetyckie, potem także w „Hybrydach” – w ramach „Forum Poetów”.

Oczywiście byliśmy podsłuchiwani i podglądani, ale poważne ostrzeżenie otrzymałem dopiero pod koniec studiów. Siedziałem wówczas nad pracą magisterską o wpływach Indii na nasz modernizm (głównie na ukochanego przeze mnie Leśmiana), stół i łóżko miałem zawalone książkami i notatkami, które na noc przenosiłem po prostu na podłogę. Pewnego razu wróciłem z BUW-u – i zastałem pokój wyczyszczony. Wszystko zniknęło. Koledzy o niczym nie wiedzieli, sprzątaczki też nie. Jedna tylko w największej tajemnicy powiedziała, że „jacyś tacy, co pan wie” zażądali zapasowych kluczy od kierowniczki. Książki potem odnalazły się w BUW-ie, notatki – nie. Powiedziałem o sprawie promotorowi pracy – prof. Janowi Jakubowskiemu.

– Już pana namierzyli – powiedział. Poradził mi wyjechać z Warszawy, nie mówić dokąd, nawet jemu. I wrócić z gotową pracą. Tak zrobiłem.

Po polonistyce robiłem filozofię, nadal więc mieszkałem „na Kicu”. W październiku 1966 r. zorganizowaliśmy wiec w 10. rocznicę masakry w Budapeszcie – oficjalnie zgłoszony jako wieczór poezji węgierskiej. Represji po nim nie było – pewno wszyscy tajniacy popędzili na Uniwerek, gdzie tego samego dnia odbywało się spotkanie z Leszkiem Kołakowskim. Jakieś echa jednak być musiały, skoro biblioteka na Krypskiej, gdzie robiliśmy wieczorki przy świecach dla mieszkańców Grochowa, po raz pierwszy zażądała od nas wierszy „do cenzury”. Nie zgodzili się na przeczytanie przez nas kolejnej wersji Manifestu Nowego Romantyzmu, myśmy ją odczytali i na czas jakiś kontakty się urwały.

Manifest zaprezentowaliśmy w Warszawie w kilkunastu miejscach – w lutym 1967 r. Wykorzystaliśmy cykl imprez zorganizowanych w 5. rocznicę śmierci Władysława Broniewskiego. Ponieważ spotkania owe wykorzystywaliśmy także do opowieści o cudach waleczności dokonywanych przez poetę w wojnie z bolszewikami, o jego poparciu dla Piłsudskiego w 1920 i 1926 r., a także do przypominania o niszczeniu poety przez ustrój – rzecz jasna, nie mieliśmy szans na wydrukowanie tegoż manifestu ani na druk własnych książek. Jednocześnie warszawskie „Iskry”, i krakowskie „Wydawnictwo Literackie” zrezygnowały z druku moich tomików. Odrzucono też – zatwierdzony do druku – tomik mojego przyjaciela Jurka Tomaszkiewicza, a Tadzikowi Kowalowi jego „ludowo-wspomnieniową” prozę. To już nie był przypadek. Skazani więc byliśmy na rozpowszechnianie wierszy słowem, w najlepszym razie – w maszynopisie. Spotkania takie robiliśmy w bibliotekach, szkołach, nawet w fabrykach, pod różnymi „rocznicowymi” pretekstami. Po spotkaniach zostawialiśmy „na pamiątkę” rękopisy lub maszynopisy. Takie spotkania były rzecz jasna jednorazowe – zaczęliśmy je nazywać „desantami”. Największe ich nasilenie wypadło na okres 1967/1968. Potem był Marzec, potem znowu wznowiliśmy „desanty”. Jeden z nich urządziliśmy 8 grudnia 1968 r. na Kickiego. Wzięli w nim udział także koledzy Tomaszkiewicza z grupy „Stajnia (Pegazów)” – Janusz Kostynowicz i Krzysztof Zaleski. Zaleski zaprosił przyjaciela, właśnie Józinka – a „X”... napisał donos, w którym zresztą umieścił jedyne znane sobie nazwisko – Zaleskiego. W następnym dodał moje i Tomaszkiewicza, konsekwentnie jednak nazywał nas „grupą Desant”. Chciał się wykazać, nie znał faktów, więc po prostu konfabulował – dezinformując esbeka. Trwało to dłuższy czas. 14 marca 1969 r. – jak wynika z raportu oficera prowadzącego – „Jako organizatora grupy Stajnia t.w. x wymienił mgr. Urbankowskiego, który jest absolwentem Wydziału Filozofii UW (...). Poza Urbankowskim w skład grupy wchodzą Krystyna Godlewska, T. Mocarski, Nawrocki. Wykorzystują oni wszelkie momenty potknięć aparatu władzy, by w swej twórczości wyolbrzymić zaistniałą sytuację. Również wydarzenia w Czechosłowacji stały się dla nich momentem, w którym w zakamuflowanej formie zaatakowali akcję podjętą przez państwa Układu Warszawskiego”.

Z krytyką władzy i z potępianiem przez nas napaści na Czechosłowację to prawda, lecz jeśli chodzi o grupę – nie zgadza się żadne nazwisko. Wyliczeni przez „X” poeci należeli do „Forum” zdominowanego przez KAA: „Stajnia” to: Kostynowicz, Tomaszkiewicz, Zaleski. Obie grupy połączą się wkrótce w Konfederację Nowego Romantyzmu. „Grupa Desant” w ogóle nie istniała. Desanty robili poeci obu grup.

O rocznicy Niepodległości do głuchych

Esbecy często kopiowali ważniejsze donosy i przesyłali je innym – zajmującym się pokrewnymi sprawami. Dlatego ten sam donos można znaleźć w kilku teczkach, a także w zbiorczych streszczeniach. Dlatego całkowite usunięcie śladów czyjejś współpracy jest niemal niemożliwe. Zdarzało się jednak, że przesyłano sobie oryginały, które znikały potem w innych teczkach lub archiwach. (W ten sposób zniknęły niektóre donosy na mnie – pisane między 1968 a 1969 rokiem i wędrujące między Katowicami a Warszawą). W teczce „X” również brakuje kilku donosów, zachowały się jednak jego pokwitowania wypłat z tamtego okresu. Jakąś lukę widać w pierwszej połowie 1970 r. Potem wszystko wraca do ładu i dzięki „X” bezpieka zyskuje rozeznanie w działalności opozycyjnej paru grup i paru poetów. Świadczy o tym doniesienie z 12 listopada 1970 r., w którym znalazła się relacja z dwóch imprez – jednej oficjalnej, drugiej – mniej: przypomnianego przez nas „Święta Niepodległości”. Poczytajmy X :

„W poniedziałek 9 XI 70. w Klubie »Ubab« odbyło się spotkanie z ambasadorem kultury ZSRR. Podczas spotkania pytano o sprawy wolności studentów, rozrywek, o tzw. przemysł rozrywkowy, a również o powody, dla których ZSRR odmawia pisarzowi Sołżenicynowi nagrody Nobla. Student Kościelski twierdził, że jest to fałszywa polityczna legenda, którą należy w ZSRR tępić. W trakcie spotkania wszedł do Klubu jakiś pijany osobnik, który przeszkadzał ambasadorowi mówić. Dopiero na interwencję przymusową (szamotanie się) wydalono go z Klubu. Później od Tomaszkiewicza dowiedziałem się, że miała być rozruba , ale nie udało się. Żadnych innych informacji Tomaszkiewicz mi nie udzielił”.

Powiedział i tak za dużo, choć wtedy uważał Józinka za przyjaciela. Rozróbę miał rozpocząć Tadzio Kowal, który nie był mieszkańcem akademika i był trudniejszy do zidentyfikowania niż ktoś z nas. Niestety Kowal nie zyskał poparcia poza naszymi głosami, został wyrzucony z klubu przez zetemesowców, więc „rozróby” nie kontynuowaliśmy. Zobaczmy, co jeszcze napisał donosiciel:

„Dnia 10. XI. odbyło się spotkanie z grupą »Hybrydy« w składzie j. Tomaszkiewicz, A. Nowacki (winno być: Nawrocki – przyp. B.U.) A Szymanowska, J. Marszałek, B. Urbankowski. Mężczyźni tej grupy (Tomaszkiewicz, Urbanowski) czytali wiersze polityczne. Tomaszkiewicz w dyskusji powiedział, że celem jego wierszy jest powiedzieć to, co nie ma odwagi powiedzieć Bryll: że w Polsce trzeba zmienić rządy. Urbankowski poruszał sprawę Katynia i Jana Palacha. Gdy słuchacze zarzucali mu, że to tematy już nieaktualne, cała grupa zarzuciła słuchaczom brak inteligencji i złe wyrobienie polityczne. Urbankowski domagał się zmiany rządu w Polsce. A Szymanowska nazwała Polskę tonącym statkiem.

W rozmowie osobistej z Tomaszkiewiczem dowiedziałem się, że celem jego życia jest zostać wielkim politykiem, który zmieni w Polsce władze. Żaden ze słuchaczy nie sympatyzował z koncepcjami politycznymi grupy »Hybrydy«. Nawrocki ubolewał głośno, że takie audytorium jest nieinteligentne, przypomniał audytorium sprzed 3 laty, gdy można było sobie porozmawiać o polityce. X ”.

Po donosie znajduje się krótkie omówienie (a właściwie streszczenie) napisane przez B. Hutkowskiego, następnie zadania (dla kapusia):

„Ustalić nazwisko osobnika usiłującego zakłócić spotkanie z ambasadorem kultury ZSRR w Polsce.

Zacieśnić kontakty towarzyskie z Urbankowskim i Tomaszkiewiczem.
Rozeznać zamierzenia w/wym. odnośnie dalszej działalności w sekcji poetyckiej »Hybrydy«”. (za: IPN 00212/ 106 s. 27 z 77)

„X” zacieśniał i ustalał – na szczęście na trop Tadzia Kowala nie wpadł.
Zajrzyjmy jeszcze do paru innych donosów:

„Doniesienie.

3 XII. odbyło się spotkanie z grupą Forum w składzie B. Urbankowski, J. Tomaszkiewicz, Szymanowska, Nawrocki, Przewodniczącym grupy jest B. Urbankowski. Czytał on wiersze antypolskie i antyradzieckie. M.in. wiersz Kordian i cham . Kordian, szlachetna jednostka jest dzisiaj przypominana przez chamów (nasz Rząd) i dlatego wg Urbankowskiego lepiej, żeby pozostał (winno być: powstał – przyp. B.U.) Kordian. Następnie Urbankowski powiedział o śmierci Jana Palacha, którego bardzo żałował, potępiając równocześnie ZSRR. Mówił też (prawie krzyczał) o Katyniu. Następnie głos zabrał Tomaszkiewicz. Mówił on, że jest uczniem Brylla, który jest tchórzem. On (Tomaszkiewicz) żąda w Polsce usunięcia naszych władz, bo jest ona głupia. Nawrocki ubolewał nad głupotą słuchaczy, przypomniał audytorium sprzed pięciu lat, które politykowało (...).

Za tydzień odbyło się spotkanie z Tomaszkiewiczem. Wypadło wulgarnie. Tomaszkiewicz wprost nawoływał do uderzenia na KC. Mówił, że przyjaźń z ZSRR jest fałszywa, woli przyjaźń z NRF. (...).

Po ogłoszeniu w telewizji podwyżki cen Tomaszkiewicz krzyknął na głos, że to może krew zalać . W rozmowie ze mną stwierdził, że przydałyby się jakieś ulotki i że grupa »Forum« ma wyjechać do Krakowa na spotkanie agitacyjne-autorskie. (...) Popierał go bardzo w mojej obecności Wieczorkowski i Urbankowski.
X ” (IPN BU 0204 / 1105 za s. 15 t. 1).

Zwykły donos czy coś więcej

Józinek był jednym z najwierniejszych towarzyszy mojego życia – towarzyszył mi kilkanaście lat – o czym nie miałem pojęcia. Z donosów „X” czytanych po latach szczególnie zabolał mnie jeden. Nie mieszkałem już na Kickiego, do „Hybryd” i na spotkania dojeżdżałem z Zalesia. A korzystając z okazji – dostarczałem przyjaciołom bibułę. W doniesieniu z marca 1974 r. (brak dziennej daty s. 110 z 207, IPN BU 0204 /1105 t 1.) czytam:

„W.g. informacji człowieka z mojej grupy P. Dybla, Urbankowski urządzał tamtego roku autorskie spotkanie w przedsiębiorstwie Pralka. Przedsiębiorstwo to prawdopodobnie finansowało druk wierszy Urbankowskiego. Spotkania odbywały się z robotnikami.

Urbankowski robił też spotkania w mieszkaniu Michała Łukasiewicza, studenta piątego roku polonistyki (...). W rozmowie z Kostynowiczem dowiedziałem się, że mój list do Urbankowskiego będzie drukowany w ich biuletynie, wraz z odpowiedzią Urbankowskiego. Kostynowicz zaproponował współpracę mojej grupy z grupą Urbankowkiego (...).

Na następną środę mam się spotkać w kawiarni Złota Kaczka ; z Urbankowskim o godz. 18.00. Postaram się w rozmowie z Urbankowskim ustalić, czym jest ich własny biuletyn. Postaram się też zdobyć jego niepublikowane utwory”.

Do spotkania nie doszło, bibułę dostał kto inny, ale czy „X” nie wiedział, że mnie wystawia, czy udawał, nawet przed sobą, że nie wie?

Inne donosy „X” są w porównaniu z tym bardziej banalne. Niemniej zyskują pochwały bezpieki i dodatkowe gratyfikacje – ja w oczach SB wyrastam na „czołowego” poetę środowiska, co mimo wszystko jest dziś dla mnie komplementem. Donosząc na naszą antyrządową, antyradziecką i właściwie faszystowską grupę, „X” jednocześnie zaleca władzy swoją grupę. Tak jest w przywoływanym już donosie z 11 marca 1974 r.:

„Doniesienie

Do grupy Urbankowskiego należy obecnie 16 osób, wszyscy o poglądach antypaństwowych (szczególnie Urbankowski, Kostynowocz, Plutowicz). Jako grupa poetycka istnieją tylko pozornie, w istocie bowiem ilość osób w tej grupie ma tak wzrosnąć, żeby utworzyła się partia, wówczas otwarcie powiedzą, o co im chodzi. Będą już nie mówić poezją, ale działać politycznie. Urbankowski powołuje się na antyrosyjską działalność Mickiewicza (stąd Nowy Romantyzm) i pragnie działać w sposób podobny, liczy się w poezji tylko politykowanie o określonych tendencjach. Jest to próba stworzenia nowego polskiego faszyzmu. Szczegóły podam na drugi tydzień. (...) Warsztat ; – to grupa tzw. twórczości oryginalnej, którą chce się posłużyć Urbankowski i Tomaszkiewicz dla agitacji politycznej” (IPN BU 0204 /1105 t 1. s. 119 z 207).

Stronę dalej esbek wypisuje zadania dla TW:

„Ustalić autora ;Manifestu ; oraz uzyskać tekst tego dokumentu. Wyjaśnić związki Urbankowskiego i jego grupy z poetami i pisarzami znanymi z opozycyjnej twórczości. Rozpoznać plany działalności twórczej Urbankowskiego w przedmiocie lansowania nowego kierunku poetyckiego ; Nowy Romantyzm ;”.

Po zadaniach następują uwagi:

„Z rozmowy z t.w. wynika, iż posiada szerokie rozeznanie personalne interesujących nas grup poetyckich. (...) Ujawnił, że grupa Urbankowskiego posiada ścisłe związki z grupą poetycką z Krakowa, którą t.w. ocenia jako rewizjonistyczną. Między innymi część grupy poetyckiej z Krakowa miała przybyć do W-wy na miting poetycki organizowany w KMPiK na ul Marszałkowskiej w lutym 1974, który na interwencję władz administracyjnych nie odbył się. Przed powyższą imprezą Urbankowski prowadził szeroką akcję propagandową w gronie członków grup poetyckich z W-wy, aby zachęcić do uczestnictwa i robienia sztucznego sukcesu”
(IPN BU 0204 /1105 t 1, s. 121 z 207).

„X” potrafił donieść na temat utworów, których nie czytał i które poza gronem przyjaciół nie zaistniały. Dowiadujemy się o tym z omówienia mjr. K. Borowskiego:

„Urbankowski jest figurantem sprawy prowadzonej przez gr. IV Wydz. III KS MO. Tw dowiedzial się, że napisał on dramat nawiązujący do wydarzeń grudniowych w 1970 na Wybrzeżu. Utworu tego t.w. nie czytał. Jeśli doszłoby do wystawienia tego utworu to t. w. przypuszcza, że mogą się podjąć tego teatry studenckie z Warszawy i spoza Warszawy. Kończąc spotkanie t.w. X ; poprosił o udzielenie mu pomocy materialnej, gdyż w tej chwili znajduje się w trudnej sytuacji. Doręczyłem kwotę 150 zł jaką posiadałem przy sobie.

ZADANIE: Ponowiłem zadania nawiązania kontaktu z Urbankowskim i nawiązania z nim więzów przyjacielskich” (IPN Rz oo212 / 106 s. 55 z 77).

Takich donosów było więcej, ich treść pokrywała się z donosami TW „Marii Wolskiej” i TW „Karola” i TW „Jana”, poza tym zaczęły napływać do SB donosy na mój temat z uczelni. W aferze niepoślednią rolę odegrał kontakt „Maciej”. Pracowałem już wówczas na AWF, mieszkałem razem z żoną w wieży – drugie okno od góry, 12 mkw. W sąsiednim pokoju mieszkała druga para naukowców, w kuchni – samotny magister. Z mojego pokoju – żeby mi nie było za dobrze – wykrojono prawie 4 m na korytarz, nadając mu kształt litery L. Po oswojeniu się zacząłem działać – nielegalnie, ale także legalnie. Np.: zorganizowałem klub literacki przy „Relaksie”, gdzie dotychczas tylko pito piwo; stworzyłem kółko zajmujące się etyką sportową (jako kontynuacją etyki rycerskiej), wygrałem konkurs studentów na najlepszego wykładowcę, dyrektor Zbigniew Krawczyk wysunął mnie do Złotego Krzyża. I wtedy zrobiło się piekło, oczywiście Krzyża nie dostałem, Krawczyka o mało nie wyrzucono. Rok później historia się powtórzyła. Krawczyk zaproponował mi, żebym – „póki się nie uciszy” – przeszedł na pół etatu. Była to propozycja nie do odrzucenia, lecz uratowała mnie na krótko. W następnej aferze do opinii „Macieja” doszły donosy innych TW i narzekania uczelnianego marksisty – Andrzeja Wohla, który zarzucał mi, że kosztem marksizmu uprawiam „bergsonizm”. Musiało to brzmieć strasznie w uszach władz. Oczywiście i z połówki etatu mnie wywalono. Ale do tego „X” już się nie przyczynił, „X” był już w Przemyślu.

Ciąg dalszy nastąpił

Nie wiadomo, kiedy przemyska SB zorientowała się, że rozrabia i nawraca swojego człowieka. Może prawdę poznano z odpowiedzi na pismo wysłane do Warszawy z prośbą o informacje o poecie, który stamtąd przyjechał, być może sam nasz bohater miał dosyć zawracania d... i sam się przyznał. Nie można też wykluczyć, że próbował „urwać się ze smyczy” – jeśli tak, to nic z tego nie wyszło. Przestraszył się własnej odwagi i podjął regularną współpracę.

Z raportów SB wynika, że odbywano z nim różne rozmowy. Oprócz rozmów „oswajających”, które miały miejsce w restauracji czy w samochodzie poza miastem przeprowadzano rozmowy dyscyplinujące. Te ostatnie w komendzie, często w obecności jeszcze jednego esbeka – a to celem wywołania „dyskomfortu” u współpracownika.

Dopieszczany i dyskomfortowany „X” współpracował z SB do roku 1989:

1. Rozrabiał kolegów z własnego środowiska, w którym, jak się wydaje, częściej pisano donosy niż wiersze. Przykładowo: 14 lutego 1976 r. TW „X”. tak „charakteryzuje” środowisko literackie Przemyśla:

„Poeta K. to »absolutny nacjonalista« (oczywiście ukraiński – przyp. B.U.) ojciec doktora matematyki W. – był ;pochodzenia semickiego ; i nazywał się Sch (…). ( ;X ; podaje pełne nazwiska – przyp. B.U.), pani LŁ. studiowała polonistykę w Krakowie i ;zawiodła się na żonatym mężczyźnie ;” etc., etc. „X” został także „zadaniowany” na napisanie relacji z przebiegu zebrania zalożycielskiego Klubu Literackiego, a nawet zobowiązany przez SB do udziału w przyjęciu weselnym miejscowego poety Jarosława Kryka, a „na następne spotkanie przygotował na piśmie szczegółową informację dot. przebiegu i wypowiedzi uczestników” w trakcie spotkania otrzymał 500 zł (za s. 69 i nast. z 77 Rz 00212 /106).

2. Osobną grupę stanowią donosy na temat środowiska katolickiego, zwłaszcza PAX, w którym „X” dostał pracę. Partia zawsze patrzyła podejrzliwie na PAX, wydawał jej się tym groźniejszy, że po endecku prorosyjski mógł konkurować o łaski Kremla. Przyjmujący te donosy, kolejny prowadzący kpt. Wrotny zwracał jednak uwagę, że „Tw dość krytycznie ocenia działalność przemyskiego PAX-u ze względu na resentymenty osobiste” i że jego informacje powinny być sprawdzone przez TW ps. „Leszczyński”. (tamże).

3. Sygnalizował takie ciekawostki, jak dolarową operację jednego z literatów, plany sprowadzenia się do Przemyśla Adama Macedońskiego etc.

W pewnych okresach delatorstwo było drugim, a nawet pierwszy źródłem dochodu „X”-a.

I zakończenie

Trwało to parę lat. Współpraca SB z „X” zakończyła się nie dlatego, że on nie chciał, tylko dlatego, że jego już nie chciano. Podstarzał się, wyleniał...

Raport z 25 sierpnia 1989 r. wyłuszcza sprawę dokładnie:


„Tajny współpracownik X do współpracy z SB pozyskany został w 1968 r. w okresie jego studiów i zajść studenckich w marcu 68 r. W późniejszym okresie współpracował po problematyce ruchów młodzieżowych, a w pionie IV po problemie PAX-u, gdzie był etatowym pracownikiem. Obecnie tw ps. x utrzymuje się z pisanej literatury i poezji nie posiadając dla SB wartości operacyjnej.

WNIOSEK (...) złożyć teczkę personalną i pracy w Arch. Wydz. C WUSW w Przemyślu po rozwiązaniu współpracy” (Rz 00212/ 106 s. 77 z 77).

Zrobił już swoje... Kategorie:
•Autor: Bohdan Urbankowski
•Gazeta Polska: Literatura - Pisarze
•Rocznik: Nr 7 z 16 lutego 2011
•Tagi: Służby PRL, Literatura, Agentura

źródło informacja
http://www.gazetapolska.pl/282-z-cyklu-pierscien-gigesa-nawracanie-jozinka


KOMENTARZA

Ataki hakerskie na całej linii
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=10753


Jeśli chodzi o moją skromną osobę , ja się swojej przeszłości nie obawiam.

WUSW w Przemyślu prowadził przeciwko R. Majce sprawę operacyjno-śledczą o sygn. 129/III i 130/III; był również rozpracowywany przez Wydz. III WUSW w Przemyślu w ramach SO krypt. Cratos (dot. zabezpieczenia wyborów w VI 1989). (...)

żródło informacji:
Artur Brożyniak , historyk pracujący
w oddziale IPN w Rzeszowie

http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Robert_Majka

PS.

Po takzwanym przełomie 1988/1989 skrupulatnie zajęli się mną działacze przemyskiego Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie.
Dzisiejsi "dostojni" działacze Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej ... Laughing
Zapewniam po osobistych doświadczeniach , nie byli gorsi od funkcjonariuszy PRL. Rolling Eyes


To wszystko w tym temacie. Rolling Eyes


Moje motto: Nie ma skutku bez przyczyny.


Rolling Eyes





Robert Majka , Solidarność Walcząca Przemyśl, 7 kwietnia 2011r g.17.40
Kawaler KRZYŻA Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski,
Nr 452-2009-17 nadany 9 grudnia 2009 przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.
Radny Rady Miasta Przemyśla (2002 - 2006)

www.sw.org.pl
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7234.html?postdays=0&postorder=asc&start=0
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2988
http://tygodnik.onet.pl/35,0,14472,pierwsza_magdalenka,artykul.html
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=5131
http://www.polityczni.pl/oblicza_stanu_wojennego,audio,51,4505.html
http://home.comcast.net/~bakierowski/


Ostatnio zmieniony przez Robert Majka dnia Pią Sie 19, 2011 1:03 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Kwi 08, 2011 1:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

źródło informacji:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110402&typ=my&id=my07.txt

NASZ DZIENNIK
Sobota-Niedziela, 2-3 kwietnia 2011, Nr 77 (4008)

Większa część obecnej elity w Polsce była nominowana jeszcze w PRL, stanowiła elitę dworaków
Trubadurzy władzy



Z dr. Bohdanem Urbankowskim, poetą, dramatopisarzem, filozofem, autorem książki "Czerwona msza, czyli uśmiech Stalina", rozmawia Justyna Wiszniewska

W tworzeniu kultury sowieckiej w Polsce po 1944 r. szczególną rolę odegrali pisarze, a zwłaszcza poeci. Z jednej strony współdziałali w niszczeniu tradycyjnej kultury polskiej, z drugiej wprowadzali w jej miejsce sowiecką. Opowiada o tym Pana słynna książka "Czerwona msza", której trzecie wydanie właśnie się ukazało. Jakie były jej początki?

- Dzieje pisania to właściwie materiał na osobną książkę. Pierwsza prezentacja eseju, który stał się "Czerwoną mszą", odbyła się dokładnie 15 listopada 1974 r. o godz. 18.00. Może bym nie pamiętał, ale przypomniał mi to donos TW "Jana", który znalazłem w jednym z 11 tomów akt IPN, poświęconych mojej osobie i Konfederacji Nowego Romantyzmu. Poetą "Jan" był kiepskim, ale jako donosiciel plasuje się wśród mistrzów tego gatunku, bodaj najlepiej rozwiniętego w PRL. To da się porównać tylko z lirycznym donosicielstwem "Marii Wolskiej", czyli Barbary Kmicic i historiozoficznym kapownictwem "X-a", czyli Józefa Kurylaka. Dzięki temu wiem, kiedy dokładnie czytałem wiersze o Powstaniu Warszawskim i o Katyniu, o najeździe na Czechosłowację i śmierci Jana Palacha. No i kiedy miałem jakieś nielegalne wystąpienia w szkołach czy klubach.

Dużo było tych donosicieli w Pana otoczeniu?

- Jak dotąd IPN rozszyfrował mi 16 pseudonimów, w ten sposób straciłem dwóch przyjaciół, jedną romantyczną miłość, no i kilkunastu bliskich znajomych, bo tylko bliscy znajomi donosili.
Wcale się nie dziwię, że ludzie boją się akt IPN, wolą żyć w kłamstwie. Dowiedzieć się, że przez całe życie towarzyszyli nam donosiciele, "Wielki Brat cię widzi". Brrr!


Wówczas niemożliwy był dostęp do jakichkolwiek dokumentów dotyczących partyzantki antysowieckiej czy tajnych współpracowników. Z jakich zatem źródeł czerpał Pan informacje do swojej książki?

- Musiałem docierać do świadków, korzystałem z prasy komunistycznej - od lwowskiego "Czerwonego Sztandaru" do organu KC PZPR "Polityka". Wynalazłem też metodę "czytania w lustrze" - brałem różne wspomnienia ubeków: Wałachów, Skwarków i z ich przechwałek, które to "bandy" rozbijali, rekonstruowałem obszar działania i liczebność naszych partyzanckich oddziałów. To było potężniejsze niż Powstanie Styczniowe - od Wileńszczyzny przez Lubelskie, Mazowsze aż po Bory Tucholskie, a wiedzę o antysowieckim powstaniu można było wyczytać i z akt sądowych, i nawet z wierszy Arnolda Słuckiego, Wiktora Woroszylskiego czy Czesława Białowąsa. Tak więc nad książką pracowałem kilkanaście lat, w międzyczasie musiałem robić inne rzeczy, dziesięć razy wyrzucano mnie z pracy.

Wprowadzając do historiografii pojęcie "powstanie antysowieckie", przeciwstawia je Pan nie tylko rozpowszechnianej przez komunistów etykiecie "walk z bandami", lecz także akceptowanemu przez część elit określeniu "wojna domowa".

- W tej ostatniej sprawie kłóciłem się kiedyś nawet z profesorem Andrzejem Paczkowskim. Powstanie antysowieckie to przecież odwrócone przeciw drugiemu zaborcy powstanie antyniemieckie, poza tym struktura była podobna: walka rozproszonych oddziałów. I najważniejsze: wojna domowa jest wtedy, gdy jakiś naród się dzieli, są dwie armie, dwa ośrodki władzy. Tymczasem dla komunistów władzą był Kreml, polską partyzantkę likwidowały oddziały sowieckie, przede wszystkim rosyjskie, jak w 1863, ale i polsko-sowieckie. Zwycięska obrona Kuryłówki przez Franciszka Przysiężniaka "Ojca Jana" była obroną przed NKWD, zwycięska bitwa Mariana Bernaciaka "Orlika" w Lesie Stockim - bitwą zarówno z rosyjskimi, jak i z polskimi sowieciarzami, ugrupowanie legendarnego Henryka Flamego "Bartka", zwanego "Królem Podbeskidzia", zostało zlikwidowane przez polskich i rosyjskich komunistów. Zachowało się świadectwo partyzanta, który ocalał z rzezi - spał na strychu, większość oddziału na dole. Mordercy, którzy najpierw zarżnęli wartowników, potem wyrzynali i rozstrzeliwali partyzantów, wydawali komendy po rosyjsku.

Poezja żołnierzy-poetów, ucze-stników powstania antysowieckiego jest dziś praktycznie nieznana. Jak ocenia Pan ich twórczość?

- Na uwagę zasługują tu Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz", tragiczny dowódca pierwszej bitwy tego powstania - boju pod Surkontami, 21 sierpnia 1944 roku. Śmierć w bitwie przerwała jego karierę wojskową i literacką. A był to jeden z najlepszych sztabowców, to on był współtwórcą koncepcji akcji "Ostra Brama" i nieźle zapowiadał się jako poeta. Mało kto wie, że przed wojną zamieszczał swoje wiersze w pismach warszawskich, m.in. dedykowany matce poemat "Majowe nabożeństwo". Wybitnym poetą z kręgu cichociemnych był Stefan Borsukiewicz, który zginął w Anglii. Antykomunistyczne wiersze z zacięciem satyrycznym pisała Wanda Pomianowska. Niektóre wiersze i pieśni powstawały wprost w lesie, w partyzanckich oddziałach, do nich należy "Litania żołnierza NSZ" Witolda Płaszkiewicza "Pulca" (Królowo Korony Polskiej z twarzą pociętą szablami) czy jego "Modlitwa", także wiersz-nekrolog poświęcony Armii Krajowej Edmunda Odorkiewicza. Niektóre wiersze nie prezentowały zbyt wysokiej próby literackiej, ale emocjonalną, choćby wiersze pisane po kryjomu przez Zdzisława Brońskiego "Uskoka". Ale i takie wiersze miały swoje znaczenie, gdy np. "Uskok" napisał jakąś złośliwą fraszkę, to rozchodziła się, bo była prosta, łatwa do zrozumienia dla żołnierzy i dla tych chłopów ze wsi, których oni bronili. Rymy częstochowskie pracowały na to, że ludzie ją sobie powtarzali.

Czy z kolei twórczość poetów zaprzedanych w służbę socjalizmu nie pełniła w sposób szczególny destrukcyjnej roli właśnie przez zdradę etosu poety, w którym poczucie misji idzie w parze z wiernością prawdzie?

- Wypociny Leopolda Lewina o Stalinie za bardzo kulturze nie szkodziły. Ale ci kiepscy z kolei zostawali donosicielami. Została jednak skompromitowana społeczna rola pisarzy, zwłaszcza poetów. Po pierwsze, w polskiej kulturze "wieszcz" był najwyższym autorytetem, nie tylko poeta - przypomnę, że chłopi, nie chcąc chodzić do zaborczych sądów, chodzili ze swymi sprawami do Elizy Orzeszkowej. Po drugie, poezja działa na emocje, manipuluje uczuciami, wyobraźnią silniej niż jakiś wstępniak Kazimierza Koźniewskiego (TW "33") w "Trybunie" czy felieton Daniela Passenta (TW "John", "Daniel") w "Polityce". Jeśli taki Antoni Słonimski napisał ku czci prezydenta Bieruta, a Julian Tuwim ku czci Jerzego Borejszy, jeśli Mieczysław Jastrun z Andrzejem Mandalianem potępiali "bandy leśne", to - tłumaczyli sobie nawet nieufni czytelnicy - oni mają rację, nie my. Przecież to poeci!

Napisał Pan w "Czerwonej mszy", że "walka trwa". Mimo że formacja poubecka została pozbawiona poparcia Moskwy, to jednak wciąż istnieje, przepoczwarza się i zwycięża. Dlaczego tak się dzieje?

- To się łączy, po pierwsze, ze zdradą elit, a po drugie, z selekcją tych elit. Część pisarzy rzeczywiście poszła na służbę, od Juliana Tuwima po Artura Międzyrzeckiego i Wisławę Szymborską. Ale część elit władze niejako mianowały, zarówno zgrona mniej, jak i bardziej zdolnych. Bo zdolności nie były ważne, liczyła się dyspozycyjność. Nie tylko Kapuściński był zdolny, ale jego koledzy nie chcieli pisać donosów, nie mogli więc wyjechać za granicę. On wyjeżdżał - i pisał donosy. To, że nie są otwierane akta IPN, bierze się stąd, że istnieje grupa ludzi, która albo osobiście, albo rodzinnie, albo w związku z interesami jest dalej związana ze starym układem. Określenie Jarosława Kaczyńskiego - "układ", nie jest wymysłem. To działa. Bo układ to mafia, czyli właśnie układ grupy interesów z władzą. Coś takiego powstało, czy też zostało odziedziczone, i działa po lewej stronie. Większa część obecnej elity w Polsce była nominowana jeszcze w PRL, stanowiła elitę dworaków, trubadurów władzy. Wszystko jedno, czy wymienimy nazwisko Kazimierza Dejmka, czy Daniela Olbrychskiego, czy Kazimierza Kutza. Ta elita jest nadal promowana przez władzę i przez samą siebie. Kodeks rycerski w czasach stalinowskich został ośmieszony jako bohaterszczyzna i elita się nim nie przejmuje. Kodeks rycerski został zastąpiony kodeksem dworskim. Partie, które sprzeciwiają się staremu układowi, aby zachować własny kodeks wartości rycerskich, chrześcijańskich, nie mogą postępować w myśl zasady: wszystkie chwyty dozwolone. Dlatego partie prawicy stoją często na słabszych pozycjach. Etyka jest trudniejsza, tak jak walka uczciwa jest trudniejsza od nieuczciwej. Poza tym polityka jest sztuką - a gdzie oni mieli się tej sztuki uczyć?

Żyjemy zatem wciąż w jakiejś rzeczywistości odwróconej. Na przykład w reakcji na "Czerwoną mszę" ukazała się książka Anny Bikont i Joanny Szczęsnej "Lawina i kamienie", wybielająca pisarzy zaprzedanych komunizmowi. Czy tak tworzy się tzw. historię zastępczą?

- Tu została zastosowana ta sama metoda, co w czasach ubeckich: niszczy się jeden system wartości, by wprowadzić inny - inną wizję historii, inne wzorce wychowawcze, inne sacrum. Oczywiście historii w skali 1:1 odtworzyć się nie da, trzeba by ją powtórzyć. Ale można np. stworzyć etyczny bądź nieetyczny model przeszłości. Wariant narzucany przez UB, a propagowany przez poetów w rodzaju Adama Ważyka czy prozaików w rodzaju Mariana i Kazimierza Brandysów czy Tadeusza Konwickiego, ustawiał po stronie zła AK, NSZ, Powstanie Warszawskie, z partyzantów walczących o Polskę robił bandytów mordujących Żydów itp. Podobne wypowiedzi o "bandytach" można po latach znaleźć w wypowiedziach Jacka Kuronia czy w "Gazecie Wyborczej". Tam można było przeczytać, że powstańcy warszawscy wykańczali niedobitków z getta, że patriotyzm jest jak rasizm itp. W miejsce prawdziwego, opartego na dokumentach modelu historii, wprowadza się wersję zbliżoną do ubeckiej, bo rehabilitującą komunistycznych zdrajców z czasów II RP, rehabilitującą "budowniczych Polski Ludowej", zwłaszcza pisarzy, rehabilitującą ruch walterowski itd. Książka "Lawina i kamienie" też tworzy taką zafałszowaną wizję, swego rodzaju matrix. Autorki atakują mnie i "Czerwoną mszę" przeważnie za pomocą łgarstw, a potem biorą tych samych bohaterów, często nawet powtarzają cytowane przeze mnie wiersze - tyle że wybielają ich autorów. Czasem zresztą nie kłamią, a tylko cytują cudze kłamstwa. Po wprowadzeniu stanu wojennego zostałem wyrzucony z radia, one cytują Juliana Kornhausera, jakobym "otrzymał władzę" i jakieś lukratywne stanowiska w stanie wojennym. Ta sama metoda - coś zniszczyć, opluć i zastąpić kłamstwem podawanym jako prawda. Cała "Lawina i kamienie" napisana, jak twierdzą w dedykacji autorki, z inspiracji Michnika powstała po to, żeby zastąpić prawdę jej ersatzem, zastąpić elity - ersatz-elitami.

Pewnym remedium na fałszowanie historii miał być IPN.

- Tak, ale ktoś, kto mówi prawdę, jest traktowany niczym goniec z dramatu antycznego: jeśli przynosi złe wieści, to mówiąc w przenośni, rzuca się go na pożarcie zwierzętom.

Potwierdza to histeria wokół publikacji Pawła Zyzaka czy Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka dotyczących Lecha Wałęsy.

- Tak zwana III RP oparta jest na kłamstwie założycielskim Okrągłego Stołu. W rzeczywistości już wcześniej, w Magdalence co cwańsi pezetpeerowcy dogadali się z mniej cwanymi przedstawicielami opozycji oraz z własnymi agentami i postanowili tyle zmienić, by nic nie zmienić. Oczywiście, proces wymknął się im spod kontroli, przewidzieli rząd z Jaruzelskim, Kiszczakiem, Florianem Siwickim, Krzysztofem Skubiszewskim, nie przewidzieli rządu Jana Olszewskiego, likwidacji baz i całego ZSRS, ale struktura, którą wtedy wymyślili, stoi. Dlatego naiwnością jest sądzić, że dowiemy się pełnej prawdy o Wałęsie, że Jaruzelskiemu czy Kiszczakowi spadnie choćby włos z głowy, że poznamy szczegóły rozmów Kuronia z ubekami.
Mówi się czasem o uwłaszczeniu nomenklatury, o transakcji "władza za majątek". Myślę, że nastąpiło uwłaszczenie dwóch nomenklatur i że dlatego skazane są na sojusz.
Narodowi dano do zabawy świecidełka - koronę do orła, rogatywki, a konkrety - banki, media, przemysł, nawet majątki popegieerowskie mają oni. "Nowi Polacy". To też jest matrix. Wałęsa, który nigdy nie był "Bolkiem", Mazowiecki, który nigdy nie pisywał haniebnych artykułów, a Jaruzelski z Kiszczakiem to wręcz "ludzie honoru".

Czesław Miłosz we wstępie do "Zniewolonego umysłu" odmówił współczesnemu człowiekowi "prawa do mierzenia przeszłości i przyszłości własną miarą". Nikt nie ma prawa dokonywać ocen postępowania osób uwikłanych we współpracę z władzą w Polsce po 1945 roku?

- Sprawa Miłosza obciążona jest pewnym osobistym podtekstem. On też był uwikłany, on po prostu był w strukturach władzy komunistycznej, dzięki Jerzemu Putramentowi dostał się do "ludowej" dyplomacji. Opisując ludzi zniewolonych: Alfę - rzekomego moralistę, czyli po prostu Andrzejewskiego, Betę - nieszczęśliwego kochanka - Borowskiego, Gammę - niewolnika dziejów - Putramenta, czy Deltę, trubadura reżimu, czyli Gałczyńskiego, Miłosz opisywał tylko jeden typ: dworaka. I on do czasu też był jednym z dworaków. Miłosz, ograniczając się do tych typów, upowszechnia mit: wszyscy byli zniewoleni, wszyscy się prostytuowali, nikt nie ma prawa sądzić. To nieprawda: sądzić mają prawo wszyscy i coś takiego się wielu naszym opozycjonistom przytrafiało. Sugestia: "Nie sądź, bo nie wiadomo, jak ty byś się wtedy zachował", jest tylko chytrą zmianą tematu, zmianą przedmiotu osądu. Bo nie chodzi o to, jak by się zachował np. Urbankowski - a jak się zachowywałem, świadczą m.in. akta IPN - tylko o to, jak zachowywał się Andrzejewski, Putrament, który też zresztą był przez lata donosicielem, czy sam Miłosz. Dokonując opisu zniewolonych umysłów, Miłosz pomija ważny fakt: zniewolenie całego Narodu i rolę elity w tym zniewoleniu. Bo prócz dworaków, prócz zabawnych trubadurów byli u nas fanatyczni ideolodzy w rodzaju Stanisława Wygodzkiego czy Witolda Wirpszy, a piętro wyżej Adama Schaffa, byli literaccy czekiści w rodzaju Ważyka z Woroszylskim, a przede wszystkim namiestnicy: Jerzy Borejsza, Putrament. Gdzieś nad nimi unosił się pękaty, ale jadowity Jakub Berman. Miłosz, nawet gdy wybrał wolność, wątek sowiecki pomijał. Może dlatego, że mimo ucieczki z Polski związany był z lewicowymi elitami, a te bardzo wierzyły w świetlany ustrój ZSRS. Haniebnym symbolem tej postawy był Jean P. Sartre, który w korespondencji z Albertem Camusem tłumaczył, że nie wolno upowszechniać prawdy o łagrach, bo ZSRS jest "nadzieją milionów" i po ujawnieniu prawdy ludzie straciliby nadzieję. Taka sama obłuda, taki sam strach jak przed ujawnieniem akt IPN. Strach i próżność. Bo naszych intelektualistów złości, że tak się dali oszukiwać, że czasem byli śmieszni - bo w ich tajnych zebraniach brali udział szpicle, tajne gazetki pomagali redagować esbecy, czasami załatwiali papier, czasami pisali artykuły. Może dlatego właśnie wśród najbardziej przeszpiclowanej organizacji, jaką były KOR i środowisko późniejszej UD, jest taki strach przed lustracją. Podwójny strach: jedni boją się ujawnienia ich roli, żeby znów się nie okazało, że Maleszek i Bonich było więcej, ale inni po prostu boją się stracić dziewczynę i dwóch przyjaciół. Wolą kłamstwo. Matrix. I to jest istota ustroju. Kłamstwo założycielskie plus lęk przed prawdą.

Czy po "reformie IPN" możliwe będzie jeszcze rozliczenie pisarzy i poetów wysługujących się obcej władzy, piszących pieśni pochwalne dla Stalina?

- To stało się już bez IPN. "Czerwona msza" nie grzebie w życiorysach, nie wydobywa tego, co ukryte, bo ci poeci byli dumni ze swoich stalinowskich wierszy, Lewin obnosił się z poematami o Stalinie jak kura z jajkiem, chciał nagród - i dostawał, za poemat o Dzierżyńskim też. Poeci byli jawnymi współpracownikami SB. IPN pomoże ujawnić tajnych donosicieli, którzy często niszczyli życie wybitnych twórców, współuczestniczyli w zabijaniu ich jako twórców. Tak jak ujawnione zostały akta Ryszarda Kapuścińskiego, Marka Piwowskiego, Henryka Grynberga, Daniela Passenta, Krzysztofa T. Toeplitza - te akta są. Samych akt nie fałszowano. Część donosów zniszczono - ale prawie każdy był wielokrotnie przepisywany, zniszczenie teczek pracy nie wystarczyło. Dlatego ukazały się nowe "kwity" dotyczące Wałęsy i zapewne ukaże się wiele innych dotyczących tzw. autorytetów. Więc prawda i sprawiedliwość gdzieś czeka.

Zbigniew Herbert swój sprzeciw wobec linii ideowej "Gazety Wyborczej" przypłacił "karierą" pięknoducha o zaburzeniach psychicznych...

- Mówiłem, że następcy UB stosują podobne metody. To może szokuje, ale UB po prostu zabijało, ich następcy uniemożliwiając pisanie i publikowanie, ośmieszając jakiegoś twórcę, dokonują także morderstwa, tyle że duchowego. Ale twórcę jako twórcę zabijają. On może wegetować jako księgowy czy ogrodnik, ale jako twórca jest trupem! Tak w czasach stalinowskich wykańczano Wojciecha Bąka, tak w czasach nam bliższych Herberta. Nagonka na poetę rozpętana w ostatnim okresie jego życia nie przedłużyła mu życia także w sensie biologicznym. Po śmierci pisarza z reguły następuje powolna śmierć wartości, które głosił, w tym wypadku chodzi nie tylko o piękne wiersze poświęcone arcydziełom europejskiej kultury, ale także o wiersze o Lwowie, o rycerski etos AK. Podobnie próbuje się wykluczyć z kultury najlepszego z naszych eseistów Waldemara Łysiaka, usunięta została Barbara Wachowicz, mistrzyni mowy polskiej! Żeby ona nie miała swojego kącika w TVP, jakiegoś seminarium dla studentów! No ale za to ma prof. Jan Miodek - ozdoba salonu i listy Wildsteina.

Kolejną ofiarą staje się Jarosław Rymkiewicz, który trafił do sądu za krytykę publikacji "Gazety Wyborczej" dotyczących krzyża na Krakowskim Przedmieściu i nazwanie redaktorów tych publikacji "duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski"...

- Przypadek Rymkiewicza jest pouczający z innego powodu. Pokazuje, jak środowisko "Wyborczej" próbuje osaczać pisarzy. W przypadku Rymkiewicza pojawiła się cenzura, bo nie udała się próba "przekupstwa". Poeta może nawet jej nie zauważył. Rymkiewicz został laureatem Nike, przyjął 100 tysięcy, bo sądził, że przyznało mu ją niezależne jury, że prof. Maria Janion i ksiądz Wacław Oszajca, i pisarz Stefan Chwin, i intelektualista Kazimierz Kutz, i bodaj jeszcze Witold Bereś to ludzie uczciwi, niezależni, którzy uznali, że mu się nagroda po prostu należy. I oczywiście mu się należała - chociażby za znakomite eseje przybliżające naszych romantyków. Ale Rymkiewicz nie doceniał tego, że za nagrodą i za opiniami stoi "salon". A w tych kręgach nie wierzy się w wartości, wierzy się w to, że wszystko jest na sprzedaż. I "salon" był bardzo zdziwiony, że Rymkiewicz dostał nagrodę i nie zmienił poglądów, nie napisał poematu "O dzielnym Michniku", który wyzwolił Wiedeń i nawodnił pustynię. No to, jeśli nie chce być nasz, to nie będzie go wcale. I tu nie chodzi o wyrok. Chodzi o stres, o chodzenie na rozprawy. To też skraca życie.

Katastrofa smoleńska pokazała, że Polska wciąż znajduje się w sowieckim uścisku. Jaki stan elit intelektualnych przebija ze sposobu, w jaki katastrofa była i jest opisywana?

- Myślę, że tutaj trzeba rozważyć dwie hipotezy. Z jednej strony jest lęk, którego efektem jest manipulacja. Ekipy rządzące, które dorwały się do władzy dzięki tamtej tragedii, z jednej strony czują się jakoś zobowiązane wobec Kremla, jakimś faustowskim węzłem. Tego nigdy do końca nie powiedzą, będą ronić łzy - ale będą to krokodyle łzy. Z drugiej strony, nasze "zastępcze elity" same są trochę przestraszone, los czai się w ciemnych uliczkach i na słonecznych szosach. Zresztą wielu tzw. zwykłych ludzi jest przekonanych, że mamy tu do czynienia ze zbrodnią doskonałą. Na ogół znamy ofiary, znamy sposób przeprowadzenia zbrodni - szukamy sprawcy. Tu sprawca wydaje się oczywisty, ale sposób wydaje się przekraczać rozum. Ta zbrodnia ma w sobie coś niejasnego, niewytłumaczalnego, to jest ten ogromny cień, który spoza tego samolotu wychodzi. Druga hipoteza, trochę mniej prawdopodobna, też powinna być rozważona. Może w grę wchodzi zbieg okoliczności, może Rosjanie chcieli tylko pokazać nam nasze miejsce w szeregu i spowodować, żeby samolot wylądował w lesie, a potem nasi politycy mieliby iść kilometry w błocie do lotniska, a potem tacy śmieszni obłoceni - jeszcze do Katynia? No i mogli towarzysze przedobrzyć... Mogło w grę wchodzić także - to jeszcze w ramach drugiej hipotezy - zmęczenie materiału, samolot, zamiast reagować na komendy, zaczął się rozpadać. Nasza delegacja leciała do Katynia latającą trumną! Dla mnie jednak najważniejsza i najbardziej przerażająca jest postawa naszych elit. Zachowują się jak w PRL! Od razu winni są Polacy, piloci, pijany generał, może sam prezydent, a ci, którzy mają wątpliwości, to oszołomy, agenci diabła. A przecież samolot naprawdę znalazł się tam, gdzie być nie powinien - prowadzony rosyjskimi komendami znalazł się poza pasem, poza ścieżką, w strefie śmierci. I to jest pewnik, od którego należy rozpoczynać rozumowanie.

Dziękuję za rozmowę.

źródło informacji:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110402&typ=my&id=my07.txt

NASZ DZIENNIK
Sobota-Niedziela, 2-3 kwietnia 2011, Nr 77 (4008)


KOMENTARZ

1. Cyt :

Tak zwana III RP oparta jest na kłamstwie założycielskim Okrągłego Stołu.
W rzeczywistości już wcześniej, w Magdalence co cwańsi pezetpeerowcy dogadali się z mniej cwanymi przedstawicielami opozycji oraz z własnymi agentami i postanowili tyle zmienić, by nic nie zmienić. Oczywiście, proces wymknął się im spod kontroli, przewidzieli rząd z Jaruzelskim, Kiszczakiem, Florianem Siwickim, Krzysztofem Skubiszewskim, nie przewidzieli rządu Jana Olszewskiego, likwidacji baz i całego ZSRS, ale struktura, którą wtedy wymyślili, stoi .


2. Cyt :

Dlatego naiwnością jest sądzić, że dowiemy się pełnej prawdy o Wałęsie, że Jaruzelskiemu czy Kiszczakowi spadnie choćby włos z głowy, że poznamy szczegóły rozmów Kuronia z ubekami.

3. Cyt :

To da się porównać tylko z lirycznym donosicielstwem "Marii Wolskiej", czyli Barbary Kmicic i historiozoficznym kapownictwem "X-a", czyli Józefa Kurylaka. Dzięki temu wiem, kiedy dokładnie czytałem wiersze o Powstaniu Warszawskim i o Katyniu, o najeździe na Czechosłowację i śmierci Jana Palacha. No i kiedy miałem jakieś nielegalne wystąpienia w szkołach czy klubach.

(...)

Dr Bohdan Urbankowski, poeta, dramatopisarz, filozof




Moje motto: Nie ma skutku bez przyczyny.


Rolling Eyes





Robert Majka , Solidarność Walcząca Przemyśl, 8 kwietnia 2011r g.14.15
Kawaler KRZYŻA Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski,
Nr 452-2009-17 nadany 9 grudnia 2009 przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.
Radny Rady Miasta Przemyśla (2002 - 2006)

www.sw.org.pl
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7234.html?postdays=0&postorder=asc&start=0
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2988
http://tygodnik.onet.pl/35,0,14472,pierwsza_magdalenka,artykul.html
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=5131
http://www.polityczni.pl/oblicza_stanu_wojennego,audio,51,4505.html
http://home.comcast.net/~bakierowski/


Ostatnio zmieniony przez Robert Majka dnia Pią Sie 19, 2011 1:05 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Kwi 08, 2011 7:51 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Syndrom Okrągłego Stołu Cz. 1
VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=wvCC750onMY

Syndrom Okrągłego Stołu Cz. 2
VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=O2KBXOenLxM&feature=related


Mafia przy Okrągłym Stole - Dr hab. prof. Mirosław Piotrowski o największych aferach.
VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=u10XESdLNHw&feature=related


Z bolszewicką szczerością
VIDEO
http://www.youtube.com/watch?v=yIKCeLuKsWA&feature=related


Służby specjalne w PRL - strategia i metody operacyjne
_ prof. dr hab. Mirosław Piotrowski

VIDEO
http://komandir.wrzuta.pl/film/a0agzFZu85K



Moje motto: Nie ma skutku bez przyczyny.


Rolling Eyes





Robert Majka , Solidarność Walcząca Przemyśl, 8 kwietnia 2011r g.20.45
Kawaler KRZYŻA Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski,
Nr 452-2009-17 nadany 9 grudnia 2009 przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.
Radny Rady Miasta Przemyśla (2002 - 2006)

www.sw.org.pl
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7234.html?postdays=0&postorder=asc&start=0
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2988
http://tygodnik.onet.pl/35,0,14472,pierwsza_magdalenka,artykul.html
http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=5131
http://www.polityczni.pl/oblicza_stanu_wojennego,audio,51,4505.html
http://home.comcast.net/~bakierowski/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum