Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Oddajmy HOLD pomordowanym przez STASI i Sowietów

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Sie 17, 2007 9:03 am    Temat postu: Oddajmy HOLD pomordowanym przez STASI i Sowietów Odpowiedz z cytatem

http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/druga_strona_070817/druga_strona_a_3.html


Zdarzyło się 45 lat temu Piotr Jendroszczyk

Śmierć na berlińskim murze


Mur berliński stał już od ponad roku, kiedy Peter Fechter, młody murarz z Berlina Wschodniego, postanowił go sforsować, by dostać się na Zachód. Zginął od kul NRD-owskich pograniczników.


Peter Fechter przez godzinę błagał o pomoc. Dopiero gdy umarł, został zabrany przez NRD-owskich żołnierzy
AFP
Nie był ani pierwszą, ani ostatnią śmiertelną ofiarą nieludzkiego traktowania uciekinierów. Jego tragedia wywołała jednak ogromne oburzenie w Berlinie Zachodnim i pierwszą po wojnie demonstrację przeciwko Amerykanom.

17 sierpnia 1962 r. dokładnie o 14.15 Peter Fechter z przyjacielem wyskoczyli z podwórka po wschodniej stronie muru w pobliżu Checkpoint Charlie przy Friedrichstrasse. Dziś jest to kultowe miejsce dla turystów, utrzymane w niezmienionej postaci od czasów, gdy odgrywało rolę przejścia granicznego między amerykańskim i rosyjskim sektorem okupacyjnym Berlina.

Tam rozegrała się tragedia. Kolega Fechtera przeskoczył już przez mur, gdy NRD-owscy pogranicznicy zaczęli kanonadę z kałasznikowów. Ranny Peter zsunął się na ziemię po wschodniej stronie. Zanim się wykrwawił, przez prawie godzinę głośno błagał o pomoc. Nie nadeszła ani z Zachodu, ani ze Wschodu. Amerykanie rzucali mu jedynieśrodki opatrunkowe. Żołnierze NRD-owscy nie reagowali. Tymczasem wokół amerykańskiego posterunku rósł tłum berlińczyków, żądających udzielenia chłopakowi pomocy. Amerykanie bali się wystawić nosa. Był to czas, gdy na granicy niemiecko-niemieckiej często dochodziło do wymiany ognia.

Kiedy Peter skonał, mieszkańcy Berlina swój gniew skierowali przeciwko władzom amerykańskim. Krzyczano: "Ami go home" oraz "Pomocnicy katów", oskarżając Amerykanów o wspieranie rosyjskich i NRD-owskich planów trwałego podziału miasta. W demonstracji uczestniczyło pięć tysięcy osób.

Wydarzenie to uświadomiło zachodnioniemieckim politykom, że Amerykanie nie ruszą palcem, aby doprowadzić do zburzenia muru. Tak narodziła się bońska realpolitik wobec NRD.

Po zjednoczeniu Niemiec dwaj byli pogranicznicy, którzy strzelali do Petera Fechtera, stanęli przed sądem. Zostali skazani na kilkanaście miesięcy więzienia w zawieszeniu. Nie można im było udowodnić winy, bo do Petera strzelał także ich nieżyjący już kolega i to jego kule mogły trafić chłopaka.

Piotr Jendroszczyk z Berlina

Dziś nie trzeba słów ,lecz pamięci o pomordowanych przez system sowiecki czego symbolem pozostanie na wieki KATYN ,STAROBIELSK ,OSTASZKÓW , śp. gen .A.EMIL Fieldorf , Rotmistrz Pilecki i inni oraz popordowani przez DDR bezpieke ludzie ... <MUR BERLINSKI > Rolling Eyes

Nadal w Korei Północnej (ludzie umierają z głodu,panuje kanibalizm- zjadane jest również ludzkie mięso), w Chinach komuniści mordują ludzi.Nie wolno nam nigdy zapomnieć o ofiarach systemu komunistycznego.!

Robert Majka , polityk , Przemyśl , 17 sierpnia 2007r
www.sw.org.pl ,
adres mailowy : robm13@interia.pl ,
tel.+ 48 506084013
tel. + 48 016.6784910


ps . http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070817/opinie_a_2.html


Ryszard Terlecki

Czarna dziura po sowieckim imperium


Gdy Putin w Monachium rzuca wyzwanie europejskim przywódcom, odsyła do domu brytyjskich dyplomatów, grozi małej Estonii - robi to wszystko dla poprawienia samopoczucia tym Rosjanom, którzy nie mogą pogodzić się z faktem, że ich kraj jest dziś w stanie zmierzyć się najwyżej z czeczeńską partyzantką. A i to nie oznacza pewnej wygranej - pisze historyk i publicysta


Władcy Rosji dobrze wiedzą, że nostalgiczne defilady zwycięstwa nie robią już wrażenia na Zachodzie
AFP/NATALIA KOLESNIKOVA

Ryszard Terlecki
Rosja podleczona z komunistycznego trądu pogrąża się w anachronicznym samowładztwie kremlowskiego dworu, który marzy o wszechmocy Stalina, ale dysponuje zaledwie kurczącym się obozem cynicznych pochlebców. Bez wielomilionowej partii, scalonej panicznym strachem przed surowo karaną schizmą, bez cenzury przenikającej umysły kolejnych pokoleń, bez "Prawdy" objaśniającej wszystkie zawiłości świata i bez KGB strzegącego przymusowej jednomyślności - Rosja może być tylko karykaturą sowieckiego mocarstwa. W ciągu ostatnich piętnastu lat przegrała wszystkie swoje polityczne batalie.

Tak było, gdy sprzeciwiała się wstąpieniu Polski do NATO, a także później, gdy musiała się pogodzić, że w tym samym sojuszu znalazły się nawet państwa bałtyckie. Broniła swoich wpływów na Bliskim Wschodzie, w Jugosławii i Iraku, ale wszędzie oddała pole Amerykanom. Marzyła o nowej jedności w ramach Wspólnoty Niepodległych Państw, a teraz te marzenia rozwiewają się za sprawą Ukrainy, Gruzji i Mołdawii.

Dokładnie tak samo stanie się za chwilę z rosyjską kampanią przeciwko amerykańskiej tarczy w Polsce i Czechach. Waszyngton - chociaż tego stara się nie okazywać - dobrze wie, jak bezradne są rosyjskie protesty. Władimir Putin rozumie, że budowa amerykańskiej tarczy w Europie Środkowej to koniec mrzonek o odbudowie wpływów nie tylko w Polsce, ale również na Ukrainie czy Bałkanach, a w niedalekiej przyszłości zapewne także na Białorusi.

I choć część rosyjskiego społeczeństwa wciąż z dumą słucha pohukiwań swojego prezydenta, to jednak nie ma żadnego powodu, aby w chórze zatroskanych tym komentatorów występowały polskie media.


Sny o potędze

Związek Sowiecki awansował do grona trzech najważniejszych światowych mocarstw jeszcze w czasie II wojny światowej. W ciągu kilku powojennych lat - po ostatecznym rozpadzie brytyjskiego imperium kolonialnego - znalazł się na drugim miejscu w rankingu politycznych potęg. Utrzymywał tę pozycję aż do końca lat 80., mimo że był krajem biednym i cywilizacyjnie zacofanym.

Swoje znaczenie zawdzięczał totalitarnej władzy, dzięki której mógł się zdobyć na gigantyczny wysiłek nieustannego wyścigu zbrojeń ze Stanami Zjednoczonymi, najbogatszym państwem świata, a także na utrzymanie całego systemu półkolonii, państw wasalnych i politycznych klientów niemal na wszystkich kontynentach.

Ówczesny układ międzynarodowych sił i wpływów, nazywany systemem równowagi strachu, wcale nie oznaczał, że Sowieci mogliby wygrać III wojnę światową z Zachodem. Byli jednak zdolni do zadania takich strat, które w warunkach demokratycznych procedur podejmowania decyzji w USA czy w państwach NATO uniemożliwiały prewencyjne uderzenie.

Sowiecki moloch, niewydolny gospodarczo, izolujący swoich mieszkańców w klatce zamkniętych granic, zżerany przez społeczne patologie, pogrążający się w kulturowej i ekologicznej ruinie, utrzymujący do absurdu rozbudowany system inwigilacji i przemocy wobec obywateli - mógł "narodom ZSRR" oferować tylko jedno: poczucie irracjonalnej dumy z przynależności do światowego imperium. Przecież "socjalistyczny obóz" krok po kroku wchłaniał kolejne kraje, a komuniści na całym świecie tworzyli kadry sowieckiej piątej kolumny, która prędzej czy później miała zdobyć władzę i zaprowadzić sowieckie porządki.


Mocarstwowa druga liga

Wszystko prysło jak bańka mydlana u progu lat 90. Najpierw trzeba było porzucić bliższych i dalszych sojuszników, a pozostawienie ich własnemu losowi skutkowało szybkim obaleniem prosowieckich dyktatur i odebraniem władzy sowieckim namiestnikom. Zaraz potem przyszedł cios jeszcze boleśniejszy: odłączyły się "bratnie narody", a niektóre z nich nie chciały nawet słyszeć o podtrzymaniu wzajemnych związków. Z 22,5 miliona kilometrów kwadratowych zostało zaledwie 17 milionów i chociaż Rosja pozostała największym państwem świata, to ubyła jej prawie jedna trzecia ludności.

Militarna katastrofa w Afganistanie zbiegła się z dramatycznym upadkiem prestiżu armii, która wskutek głasnosti, czyli jawności spraw publicznych, nagle okazała się niesprawnym i zdemoralizowanym pospolitym ruszeniem z przymusowego poboru, wyposażonym w gigantyczne złomowisko przestarzałego sprzętu. Z pozycji drugiego państwa na świecie Rosja spadła do drugiej dziesiątki, z dalszą tendencją do spadania i perspektywą, że nawet malutkie państwa, do niedawna przez nią okupowane, staną się zasobniejsze, a może nawet zdolne do rewanżu w postaci ekonomicznej ekspansji.

Po zakończeniu zimnej wojny zwycięski Zachód uznał, że nie jest wskazane, aby rozpad "imperium zła" pociągnął za sobą polityczną destabilizację na ogromnych obszarach Eurazji. Przywódcy USA uprzejmie zgodzili się potraktować dawnego wroga jak zbiedniałego krewnego, który wprawdzie okazał się hochsztaplerem i nieudacznikiem, ale któremu ze szczerego współczucia pozostawiono dotychczasowe miejsce przy stole. Amerykanie dobrze wiedzą, że rywale, z którymi przyjdzie im się zmierzyć w nieodległej przyszłości, nie dorastają w Rosji i że to im trzeba poświęcić najwięcej uwagi.

Z dziedzictwa przeszłości pozostały zatem same problemy: nasilający się separatyzm tych narodów, które nie posiadały własnych republik i nie zdołały się oderwać w momencie kryzysu centralnej władzy, niski przyrost naturalny i słabe zaludnienie ogromnych obszarów Syberii, brak mechanizmów regulujących pogłębiające się rozwarstwienie społeczne, gdzie obok biednych i pozbawionych perspektyw na poprawę warunków życia mas pojawiła się grupa szczęśliwców pławiących się w oszałamiającym bogactwie.

Pozostała też sowiecka mentalność będąca mieszaniną strachu przed obcymi, pogardy dla słabych, politowania wobec procedur demokracji, lekceważenia moralności. W tych warunkach konieczna okazała się odbudowa autorytarnej władzy, która ideologiczny gorset zastąpiła plebejskim szowinizmem.


15 lat w odwrocie

Władcy Rosji dobrze wiedzą, że ani marsowe miny, ani nostalgiczne defilady zwycięstwa nie robią wrażenia na politycznej publiczności Zachodu, a poruszają co najwyżej serca i umysły lewicowych emerytów. Ale Władimir Putin nie liczy na naiwność Amerykanów i swoje dąsy adresuje wyłącznie do rosyjskich odbiorców.

Gdy w Monachium rzuca zatem wyzwanie europejskim przywódcom, gdy odsyła do domu brytyjskich dyplomatów, gdy grozi małej Estonii - robi to wszystko dla poprawienia samopoczucia tym Rosjanom, którzy nie mogą się pogodzić z faktem, że dziś ich kraj jest w stanie najwyżej zmierzyć się - co nie znaczy, że wygrać - z czeczeńską partyzantką. Flaga zatknięta pod lodami Arktyki mówi jedynie o pragnieniach, nie o możliwościach Kremla. Własny system radarowy, ostatnio lustrowany przez Putina i - a jakże - nazywany tarczą, ma odwrócić uwagę Rosjan od ostrzeżeń pojawiających się nawet w posłusznych władzy mediach, że nuklearne uzbrojenie ich armii jest bardziej problemem ekologicznym niż militarnym.

Putin czuje respekt przed Ameryką, ponieważ np. uważa pomarańczową rewolucję na Ukrainie za amerykańsko-polską intrygę. Ale boi się Chin, nie Stanów Zjednoczonych. Nadzieje na sojusz rosyjsko-chiński są tak samo mało realne teraz jak za czasów Leonida Breżniewa. Putin może wypowiadać traktaty o ograniczeniu sił konwencjonalnych w Europie, ale dobrze pamięta lekcję z wojny w Zatoce Perskiej, gdy w czasie operacji "Pustynna burza" armia Husajna w ciągu paru tygodni nalotów i czterodniowych działań lądowych straciła około 150 tysięcy żołnierzy, podczas gdy wojska koalicji - 235zabitych, z których wielu zginęło w nieuniknionych w takich okolicznościach wypadkach. Dziś nie liczą się już milionowe armie, ale technika, o jakiej Rosjanie jeszcze długo nie będą mogli nawet marzyć. Liczy się także morale i determinacja walczących, więc warto przypomnieć, jak w 1941 roku całe rosyjskie armie poddawały się Niemcom bez jednego wystrzału, mając nadzieję, że wraz ze zwycięzcami z Zachodu nadejdzie poprawa warunków życia.

Dziś, gdy Kreml tupie ze złości, bardziej jest to spektakl adresowany do mieszkańców moskiewskich blokowisk i sfrustrowanej posowieckiej prowincji niż element międzynarodowej polityki. Tylko lewicowa prasa,szczególnie w Europie, wciąż jeszcze egzaltuje się nadzieją, że kiedyś z popiołów "wiecznie żywej" doktryny odrodzi się Związek Radziecki, który zasili strumieniem dolarów ideę wszechświatowej rewolucji.

Dlatego wielka feta z okazji rosyjskiego "zdobycia" bieguna północnego przyjmowana jest na świecie z rozbawieniem, a wydobycie ropyczy gazu spod lodów Arktyki jest dla Rosji tak samo osiągalne jak lądowanie na Marsie.

Ryszard Terlecki
Autor jest profesorem w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Od 2000 r. pracuje w krakowskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej. Jest związany z PiS
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum