Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prof. A. Zybertowicz - Kryszakowi ręki nie podam

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> LEKTURA, PUBLIKACJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Sro Sie 22, 2007 9:47 pm    Temat postu: Prof. A. Zybertowicz - Kryszakowi ręki nie podam Odpowiedz z cytatem

Prof. A. Zybertowicz:
„Nie powinno się oceniać po tym,
że ktoś został zarejestrowany jako TW lub KO,
tylko według tego, co faktycznie robił.”



Jacek Kiełpiński

Kryszakowi ręki nie podam


„Nowości” nr 192(11017) z 18 sierpnia 2006 r.

„Janusz Kryszak wypowiada się w gronie autorytetów jako straż-nik zasad demokracji. Nie akceptuję tego, by kapusie SB dzisiaj występowali w roli obrońców państwa prawa i demokracji.”


Rozmowa z prof. ANDRZEJEM ZYBERTOWICZEM,
socjologiem z UMK w Toruniu,
o lustracji w Polsce i regionie.



Tajny współpracownik, kontakt operacyjny, kontakt obywatelski, kontakt służ-bowy – namnożyło się tych terminów. Chyba trzeba pewne niuanse wyjaśnić, bo już pojawiają się opinie, że każdy kierownik z czasów PRL z definicji współpra-cował z SB.

Nie wszystkie instytucje miały swoich oficerów obiektowych, czyli funkcjonariuszy SB, których obowiązkiem było utrzymywanie w danym zakładzie pracy siatki tajnych współ-pracowników oraz grupy jawnych kontaktów KS, KO – terminy się zmieniały. Ale najwyż-szą formą współpracy z SB był TW. Nie wolno było werbować na TW członka PZPR, chyba że zgodę na to wyraził pierwszy sekretarz danego komitetu wojewódzkiego PZPR. Z tego powodu SB często nie przerejestrowywała KO, który w istocie pracował jak TW, by nie informować o agenturze pierwszego sekretarza.

Kontakt operacyjny, taki jak głośny obecnie „Delegat”, mógł otrzymywać wynagrodzenie?

Mogło tak być, że KO był nie mniej aktywny od TW i otrzymywał wynagrodzenie. Czyta-łem materiały chociażby dotyczące zabezpieczenia Juwenaliów na UMK. TW byli zakodo-wani przez pseudonimy, a w przypadku KO podano inicjały. Przykładowe zadanie: odbyć rozmowy z KO, dziekanami i dyrektorami instytutów w sprawie nastrojów na wydziałach. Inicjały, po sprawdzeniu w składach osobowych, są zgodne z nazwiskami osób pełniących funkcje kierownicze w danym czasie. W niektórych dokumentach tych inicjałów jest tyle, że wydaje się, iż KO było więcej niż TW.

Wszyscy więc mogli się dowiedzieć, kto był KO?

SB była rozbudowaną instytucją, która nie zawsze trzymała się swoich procedur. Naj-mniej utajniany był Kontakt Służbowy. Czy KO to jawny informator? Gdy ktoś z SB przy-chodził do zakładu pracy i rozmawiał z dyrektorem, to tylko niektórzy wiedzieli, że pracu-je w SB. Osoby pełniące funkcję TW dla wywiadu były rejestrowane jako KO. W cywilnych służbach było tak – obywatel obcego państwa pracujący dla wywiadu to agent, obywatel naszego kraju pracujący dla wywiadu to KO. Wiele terminów służby przejęły z NKWD, np. osoba rozpracowywana przez służby to figurant.

Tak jest do dziś.

Ale mało kto wie, że po rosyjsku figurant to podejrzany. Stąd to określenie. Istniało też zjawisko ukadrowienia. Marian Zacharski nie był funkcjonariuszem wywiadu PRL wysła-nym za granicę. To człowiek, który miał pewien talent do oswajania obcych i był przez kogoś prowadzony, a w pewnym momencie został ukadrowiony. Czy prof. Janusza Kry-szaka ukadrowiono, nie wiem, ale na radzie wydziału opowiadał, że jakąś szkołę wywiadu przeszedł na Wolinie. Według mojej wiedzy, taka szkoła tam nie istniała, mogła to być po prostu willa, gdzie pewnych ludzi zapraszano, mówiąc im, że to szkoła wywiadu, by ich dowartościować. Mógł to być jakiś punkt szkoleniowy. Teoretycznie prof. Kryszak mógł być najpierw KO, potem przerejestrowanym na TW, a potem mógł zostać ukadrowiony; dzięki temu stałby się funkcjonariuszem na etacie niejawnym. Taka kategoria istniała i istnieje do dzisiaj – dodatkowa pensja, wysługa lat, uprawnienia emerytalne itd. Ale w takim przypadku jego materiały byłyby trudniej dostępne.

Ocena moralna wydaje się tu najważniejsza, jak Pan odbiera przypadek TW „Krzysztofa”?

Profesor Aleksander Nalaskowski napisał w „Nowościach”, że on by podał rękę Kryszako-wi, bo nie wie, jak zachowałby się jako młody człowiek osaczony przez instytucje PRL. Można by przyjąć to rozumowanie w odniesieniu do wielu TW, gdyby nie jeden element – to, co oni robili po 1989 r. W przypadku prof. Kryszaka mam na myśli np. list, który uka-zał się z „Nowościach” 19 maja br. To list profesorów UMK wyrażających troskę o losy demokracji w Polsce. Jednym z sygnatariuszy jest Janusz Kryszak, a wśród sygnatariuszy jest co najmniej jeszcze jeden TW. Pytanie, czy ci, którzy podpisywali list, wiedzieli, że w ich gronie są wieloletni donosiciele SB? Czy wiedzieli, że ludzie, którzy służyli instytucji trzymającej Polskę w zależności od Rosji, instytucji zwalczającej nasze dążenia wolno-ściowe, dzisiaj wypowiadają się z troską o stan naszej demokracji?! Dla mnie to powód, dla którego nie podam ręki prof. Kryszakowi. Nie dlatego, że jako młody człowiek zbłądził i że to błądzenie trwało aż do 1989 r. Dlatego prof. Błażej Wierzbowski, który w latach 80. pracował dla instytucji zwalczającej nurty demokratyczne, nie powinien włączać się w budowę nowego ładu, zanim nie ujawni swojej przeszłości i nie poprosi o przebaczenie. Ale prof. Wierzbowski w III RP był sędzią sądu apelacyjnego, startował do Senatu i był członkiem Trybunału Konstytucyjnego, czyli instytucji wyznaczającej kontury państwa prawa. A Kryszak, podpisując list profesorów, wypowiada się w gronie autorytetów jako strażnik zasad demokracji. Nie akceptuję tego, by kapusie SB dzisiaj występowali w roli obrońców państwa prawa i demokracji.

Uchodzi Pan za tego, który zna personalia wielu donosicieli z czasów PRL.

Nie jestem jedyną osobą znającą dane niektórych TW z UMK. O ile te osoby wycofały się z życia publicznego, nie kwapię się, by nazwiska te podawać. Jeśli dziś nie pouczają nas, co do zasad życia publicznego – to nie zamierzam tą wiedzą się dzielić. Natomiast, jeśli któryś np. wystartuje do Sejmu i zechce wystąpić w roli autorytetu, to...

Nastąpi przeciek?

Nie przeciek, tylko – jeśli nie będę miał żadnych wątpliwości co do osoby i charakteru jej współpracy – przyjdę do pana i powiem to wprost.

Jest dla Pana różnica w ocenie moralnej pomiędzy TW i KO?

Nie ma, ale istnieje zasada, którą wyznaje każdy historyk IPN, a u nas powtarza ją prof. Wojciech Polak – nie oceniamy po tym, że ktoś został zarejestrowany jako TW lub KO, tylko według tego, co faktycznie robił. Studiujemy jego dokumenty. Jeśli KO „Delegat” przekazywał, kto z kim w „S” jest skłócony, to dostarczał paliwa do gier operacyjnych. Jestem zwolennikiem tezy, że oceniamy daną osobę po jej donosach, po okresie i for-mach współpracy.

To jeszcze raz: dyrektorzy i kadrowi byli informatorami SB?

To było nie do końca uregulowane. Działanie tajnych służb nie było prawnie uregulowane w PRL do 1983. Wtedy pojawiła się ustawa o MSW, która nakazała funkcjonariuszom pu-blicznym udzielanie pomocy SB. Ale dyrektor nadal mógł powiedzieć, że nie wie, jakie poglądy ma jego zastępca.

Nadchodzi lustracja. Pojawiają się obawy, że każdy zarejestrowany jako OZI (osobowe źródło informacji) będzie sam musiał udowadniać, że nikomu nie szkodził.

Projekt, który wyszedł z Sejmu, może doprowadzić do takiej sytuacji. Moim zdaniem, należy istotnie zawęzić grupę osób lustrowanych, by IPN i sądy były wydolne. Dziś mówi się o 300-500 tysiącach osób do zlustrowania. Trzeba by to ograniczyć do ok. 100 tysię-cy. Wybrać te środowiska, które są newralgiczne dla demokracji, np. media.

Zna Pan zupełnie niewinnego OZI, który jednak będzie musiał się tłumaczyć?

Przypadek pracownika instytutu fizyki. Miał przedstawić charakterystykę osób, z którymi w Wielkiej Brytanii współpracował w ramach badań. Nie odmawiał kontaktu z SB, ale przedstawiał ogólniki. I formalnie podpada pod charakterystykę osobowego źródła infor-macji.

Ilu może być OZI, to chyba armia ludzi?

Według prof. Paczkowskiego około 1,5 mln przez cały PRL.

Na czym polegać ma ta lustracja?

Jeśli starasz się o dane stanowisko publiczne ujęte w wykazie, musisz wystąpić do IPN o ustalenie, czy jesteś gdzieś zarejestrowany w roli KS, KO, TW, konsultanta. A twoje do-kumenty stają się ogólnie dostępne. Obecny projekt ustawy sankcji nie daje, tylko ujaw-nia. Spór był o to, czy pracodawca ma mieć prawo zwolnienia z pracy osoby, która była zarejestrowana i działała.

I co Pan na to?

Z powodu samego faktu rejestracji to przesada. Powtarzam, trzeba zapoznać się z materiałami.

Nie boi się Pan, że z powodu zakresu lustracji wszystko może się rozmyć?

Jak będzie za szeroki zakres, to w szumie informacyjnym grube ryby łatwiej prześlizgną się bokiem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> LEKTURA, PUBLIKACJE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum