Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wyszkowski ma wyrok

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pon Lis 05, 2007 9:05 am    Temat postu: Wyszkowski ma wyrok Odpowiedz z cytatem

Sąd Apelacyjny w Gdańsku, dnia 30 października 2007 r.

Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej (uzasadnienie ustne)

Sąd Apelacyjny w Gdańsku w składzie tu obecnym, po rozpoznaniu na rozprawie w dniu 24 października 2007 roku sprawy z powództwa Lecha Wałęsy przeciwko Krzysztofowi Wyszkowskiemu o zapłatę, na skutek apelacji pozwanego od wyroku Sądu Okręgowego w Gdańsku z dnia 11 października 2006 roku w sprawie o sygnaturze IC 954/05:

w punkcie 1 – oddala apelację, w punkcie drugim – zasądza od pozwanego na rzecz powoda kwotę 2070 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania apelacyjnego.

(Sędzia sprawozdawca) Jeżeli chodzi o motywy ustne tego rozstrzygnięcia są one następujące. W ocenie Sądu Apelacyjnego apelacja nie zasługuje na uwzględnienie. Sąd Apelacyjny podzielił zasadnicze ustalenia faktyczne sądu I instancji, uznał je za podstawę także dla własnego rozstrzygnięcia, jednakże z zastrzeżeniami, które wynikają z dalszych rozważań Sądu Apelacyjnego. Apelacja pana pozwanego jest niezmiernie obszerna i bardzo wielowątkowa, więc pokrótce sąd się odniesie do poszczególnych wątków poruszanych w piśmie apelacyjnym pana pozwanego. W ocenie sądu w pierwszym rzędzie nie jest trafne powoływanie się szeregu zarzutów powoływanych w apelacji pana skarżącego do przepisów prawa prasowego, czyli ustawy z 28 stycznia 1984 roku, które regulują prawa i obowiązki dziennikarzy, a w szczególności artykułu nr. 12 tej ustawy, a to z tej przyczyny, że wprawdzie pan pozwany wprawdzie powołuje się na swą funkcję dziennikarską której sąd apelacyjny nie kwestionuje w ogóle, natomiast postępowanie w tej konkretnej sprawie nie wykazało, by występował w audycji „Warto rozmawiać”, która jest objęta tym sporem, jako dziennikarz w rozumieniu artykułu 7, ustęp 2, punkt 5 wymienionej ustawy, w każdym razie by w takim charakterze udzielał spornej wypowiedzi.

Jak wynika z nagrania, ten program miał charakter dyskusji prowadzonej przez zaproszonych gości, wśród których byli dziennikarze, był polityk, był przedstawiciel nauki, byli historycy z IPN, osoba duchowna i był wśród tych gości dyskutantów także pan pozwany Krzysztof Wyszkowski, który sam w swojej apelacji twierdzi zresztą, że do programu zaproszono go, jako znającego od wielu lat Lecha Wałęsę, działacza Solidarności. Zdaniem sądu apelacyjnego bardziej uprawnione jest zatem twierdzenie, że występował tam w takim charakterze, a nie jako dziennikarz, bo gdyby uznać, że pan pozwany wypowiadał się jako dziennikarz, to, o czym będzie jeszcze później mowa, należałoby do oceny jego wypowiedzi zastosować jeszcze dalej idące kryteria, które wynikają z treści przepisów prawa prasowego.

Przedmiotem tego programu, co wynika z jego przebiegu, przebieg programu sąd miał możliwość zaobserwować na kasecie VHS i jest ona spisana w aktach sprawy, jako obejmująca treść wystąpień poszczególnych uczestników. Przedmiotem tego programu miał być komentarz do emitowanego w telewizji polskiej w dniu poprzednim innego programu pod tytułem „Linia specjalna”, w którym to programie uczestniczył powód Lech Wałęsa i Wojciech Jaruzelski. Wszystkie wypowiedzi pozwanego w prowadzonej dyskusji dotyczące Lecha Wałęsy wyrażają bardzo krytyczny stosunek pozwanego wobec powoda. W jednej z nich, w toku dyskusji, pozwany zastrzega, że nie chce w tej chwili opowiadać różnych niesłychanie kompromitujących Wałęsę wydarzeń w wymiarze międzynarodowym, gdzie dochodziło do oskarżeń, ale i faktów defraudacji dużych pieniędzy – to jest cytat z fragmentów jednej z wypowiedzi. W kolejnej wspomina o znanych mu osobiście uwikłaniach idących bardzo daleko – to też cytat – dotyczących powoda i w tym kontekście informuje pan pozwany, że podczas wizyty w Paryżu delegacja Solidarności oskarżyła powoda o kradzież pieniędzy otrzymanych od związkowców francuskich.

Sytuacja, którą wspomina pozwany, on sam tę sytuację określa jako upokarzającą niezmiernie, gorszące sceny, jako rzeczy okropne – to są sformułowania pana pozwanego. Pozwany przy tym dla uwiarygodnienia własnej wypowiedzi powołuje się w niej na Bronisława Geremka, jako na osobę, która widziała wszystko i może potwierdzić.

W ocenie sądu apelacyjnego nie można pominąć w ocenie tej wypowiedzi kontekst całego fragmentu, k™óry wyżej opisaną sytuację w Paryżu łączy z własną bardzo emocjonalną i jednocześnie bardzo negatywną oceną, w sposób szczególny podkreśloną przez kontrast z wcześniej wypowiedzianym zdaniem, że nieuprawnione jest, zdaniem pozwanego, przypisywanie mu przez innego z dyskutantów w tym programie, niechęci czy wrogości do Lecha Wałęsy, bowiem pozwany osobiście w przeszłości bronił go przez całe lata, jako jeden przeciw wszystkim i że był – to też określenie pozwanego – może jego najbliższym przyjacielem, który długo nie wierzył w ogóle w zarzuty stawiane powodowi. Taka konstrukcja omawianej wypowiedzi, zdaniem sądu apelacyjnego, wywołuje w odbiorcy wrażenie wiarygodności, skoro prezentuje ją osoba z najbliższego otoczenia powoda, która wskazuje ponadto na ważnego świadka, którą jest osoba publiczną, jaką jest świadek Bronisław Geremek.

Dodatkowo wydźwięk tej wypowiedzi wzmacnia informacja, że pozwany, jako dawny zaufany przyjaciel powoda, czuje się zgorszony jego opisywanym zachowaniem na lotnisku, co sugeruje, że zachowanie powoda musiało być w ocenie pana pozwanego drastycznie naganne, co stało się podstawą zamiany dawnej przyjacielskiej zażyłości na ostrą i bardzo bezwzględną krytykę.

Z zasad logiki i doświadczenia życiowego wynika, że tak diametralne odwrócenie się od osoby dawniej bliskiej i przyjaciela i przejście do jego publicznych oskarżeń oraz krytyki, musi mieć za podstawę naprawdę bardzo poważne i rzeczywiste, a nie wyimaginowane przyczyny, które zostały przez pozwanego podane w aydycji telewizyjnej do wiedzy szerokiej publiczności.

Niezasadnie zatem pozwany twierdzi, że sąd w procesie niniejszym nie miał uprawnień do badania faktu historycznego, jak określa skarżący wydarzenie na lotnisku w Paryżu, do jakiego miało dojść w osiemdziesiątym pierwszym roku. Zarzut ten skarżący zdaje się wywodzić, choć pewności w tym zakresie nie ma, ale sąd tak to odczytał, z treści wyroku Sądu Najwyższego z dnia 24 lutego 2004 roku, o określonej sygnaturze i opublikowanego, który to wyrok publikowanie wypowiedzi, będących formą udziału w, debacie publicznej na temat faktów lub postaci historycznych, stanowi w zasadzie przejaw prawem chronionego i dopuszczalnego prawa do wolności wypowiedzi i poglądów, także wtedy, gdy są one kontrowersyjne i niezgodne z dominująćą wersją wydarzeń historycznych. Dodać jednakże należy, że powyższe orzeczenie zapadło na tle zupełnie odmiennego niż w sprawie niniejszej kontekstu faktycznego, w innym stanie faktycznym, a przy tym Sąd Najwyższy w tamtej sprawie nie miał wątpliwości co do tego, że w tego rodzaju publikacjach nie wyłącza bezprawności działania autora wypowiedzi, jeżeli w jej wyniku doszło do naruszenia dóbr osobistych postaci historycznych lub ich bliskich, a sposób rozstrzygnięcia kolizji pomiędzy tymi dobrami zawsze jest uzależniony od konkretnych okoliczności sprawy. W związku z tym nieuchronne było odwołanie się do konkretnych okoliczności tej sprawy.

Trzeba podnieść, że przedmiotem procesu było dokonanie ustaleń faktycznych, bądź to przesądzających o odpowiedzialności cywilnej pozwanego, bądź odpowiedzialność tę wyłączających.

Okolicznością bezsporną w sprawie, przyznaną przez pana pozwanego, to jest poza faktem i treścią jego wystąpienia telewizyjnego w maju 2005 roku, ocena zasadności żądania powoda wymagała przeprowadzenia postępowania dowodowego w celu ustalenia, czy sporne zdarzenie, czyli to zdarzenie na lotnisku Orly w październiku 1981 roku, rzeczywiście miało miejsce. Spór pomiędzy stronami zatem miał charakter historyczny jedynie w takim znaczeniu, że do jego rozstrzygnięcia konieczne było ustalanie okoliczności faktycznych z odległej przeszłości i zgodnie z zasadą rozkładu ciężaru dowodów w tym procesie pozwany składał w nim rozliczne wnioski dowodowe, z których, co trzeba podkreślić, znaczna część została uwzględniona przez sąd I instancji. Sąd bowiem przeprowadził w tej sprawie dość szeroko zakrojone postępowanie dowodowe.

Oceniając to postępowanie Sąd Apelacyjny nie podzielił zapatrywania pozwanego wyrażanego w apelacji, że zarówno rozstrzygnięcia sprawy dowodami istotnymi w rozumieniu artykułu 227 kpc były wszystkie zawnioskowane przez niego dowody, w tym dowody z dokumentów sporządzanych przez ówczesnych funkcjonariuszy, czy też tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, które miały, według twierdzeń pana pozwanego, znajdować się w aktach Instytutu Pamięci Narodowej.

Wnioski pozwanego w tym zakresie oparte były na podstawowym założeniu, że wszystkie materiały tam zawarte są rzetelne i zawierają informacje prawdziwe, a ponadto skierowane były te wnioski na badanie bardzo szerokiego spektrum okoliczności, które słusznie w tej sprawie konkretnej zostały przez sąd orzekający uznane jako zbędne dla celów rozstrzygnięcia tego konkretnego sporu. Na przykład chodziło o takie okoliczności, jak to, czy w ogóle związek Solidarność otrzymywał pieniądze z zagranicy, czy Lech wałęsa otrzymywał pieniądze na związek z zagranicy, w jaki sposób były one pozyskiwane, czy i jakie podmioty środki takie przekazywały, jak docierały do związku, w jaki sposób je księgowano et cetera.

Wprawdzie ustalenie, że w trakcie pobytu delegacji Solidarności w Paryżu w 1981 roku, opisywanego w wypowiedzi pozwanego w audycji, miało miejsce w ogóle przekazanie środków pieniężnych przez związkowców francuskich, czego powód kategorycznie zaprzeczył, mogło stanowić okoliczność pośrednio uwiarygodniającą twierdzenia pozwanego, jednakże trzeba mieć na względzie, że ewentualne wykazanie takiego faktu, czyli faktu przekazania pieniędzy, nie mogło by przesądzać w dalszym ciągu o dalej jeszcze idącym ustaleniu, które dla tej sprawy jest istotne, na ustalenie, że podczas drogi powrotnej delegaci oskarżyli powoda publicznie o kradzież pieniędzy.

Podkreślenia też wymaga to, że w procesie powód jest jego gospodarzem, on zakreśla zakres żądania i ochrony jakiej się domaga i to jego żądanie determinuje i przedmiot procesu i kierunek całego postępowania dowodowego, a i tak w ostatecznej kwalifikacji wniosków dowodowych obu stron pod kątem ich przydatności dla celów procesu dokonuje sąd orzekający i z tego względu za uzasadnione należy pomięcie przez sąd I instancji w niniejszej sprawie tych wniosków dowodowych pozwanego, które miały na celu wykazywanie, że powód osobiście otrzymywał jakiekolwiek sumy pieniężne podczas podróży zagranicznych, w tym podczas podróży do Francji w 1981 roku, oraz dowodów mających na celu ustalenie, jaki miał powód stosunek do tego rodzaju darów. Ustalenie takich okoliczności, którym, co należy podnieść, powód także stanowczo przeczył, nie stanowiło by bowiem dowodu na to, że opisywane przez pozwanego w audycji „Warto rozmawiać” zdarzenie miało miejsce, a jedynie mogłoby ewentualnie służyć tezie, że w ogóle istniała przyczyna, z powodu której członkowie delegacji związkowej, jak twierdzi pozwany, stawiali powodowi zarzuty.

Pozwany zresztą wywodził w apelacji, że jego wnioski o przeprowadzenie dowodów z akt znajdujących się w IPN oraz świadków - byłych funkcjonariuszy i tajnych współpracowników byłej Służby Bezpieczeństwa zmierzały do przeprowadzenia dowodu ogólnego braku wiarygodności powoda w sprawach dysponowania przez niego darami na rzecz związku. Taka teza dowodowa potwierdza, zdaniem sądu apelacyjnego, słuszność oceny, że jest sformułowana nazbyt ogólnie i nie mogłaby służyć ustaleniu konkretnych, istotnych do rozstrzygnięcia tego sporu okoliczności faktycznych.

Obrona pana pozwanego w tym procesie zasadzała się na bardzo stanowczym twierdzeniu, że opisane przez niego w audycji telewizyjnej miało miejsce w rzeczywistości, zatem relacja, jaką przedstawił w audycji była uprawniona, ponieważ była prawdziwa, co wyłączałoby bezprawność działania pozwanego. Podnieść trzeba, że wprawdzie chodziło o zdarzenie sprzed dwudziestu sześciu lat, jednakże pozwany sam dość szczegółowo zrelacjonował przebieg tego zdarzenia przed sądem I instancji, opisał je, wskazał między innymi świadków, którzy mieli możliwość osobistego obserwowania całej zaistniałej sytuacji. Jako takie osoby pozwany w pierwszym rzędzie wskazał świadka Bronisława Geremka, na którego się powołał, ówczesnego doradcę powoda, panią Krystynę Sobierajską – działaczkę związkową z Legnicy, pana Józefa Kaczyńskiego, wówczas tłumacza delegacji związkowej. Twierdził pozwany, że również obecną podczas tego incydentu była inna kobieta, delegatka z Łodzi, której nazwiska z początku nie pamiętał w dalszym toku postępowania ujawnił, że kobieta ta nazywała się Janina Kończak.

Trzeba wrócić w tym miejscu do przesłuchania informacyjnego pana pozwanego, którego treść została później przez niego z jego woli w całości inkorporowana do protokołu przesłuchania pana pozwanego w charakterze strony jako dowód w tej sprawie, iż scysja miała miejsce w prawie pustym autobusie na lotnisku Orly. Pozwany w chwili, gdy sam zajmował się lokowaniem w swoim bagażu otrzymanych w darze książek, miał usłyszeć podniesione głosy, po czym zauważył, że jeden z uczestników delegacji, Eligiusz Naszkowski, przewodniczący Zarządu Regionu w Pile, którego członkowie delegacji, w tym sam pozwany, podejrzewali o działania agenturalne na rzecz SB, głośnym tonem krzyknął w stronę powoda – Lechu, oddaj nasze pieniądze.

Z wymiany zdań pozwany, jak twierdzi, zorientował się, że chodzi o gotówkę podarowaną przez związkowców francuskich w poprzednich dniach, że treścią tej głośnej wymiany zdań było upominanie się pana Naszkowskiego co do swojej części. I, według dalszej relacja pana pozwanego, podniesionym głosem i ze złością, jak to pozwany określił, do powoda także zwracały się obie kobiety, to znaczy Krystyna Sobierajska i owa delegatka z Łodzi. Pojawiał się podczas tego incydentu również tłumacz, choć pozwany twierdził, że ten tłumacz, pan Kaczyński, wchodził i wychodził z autobusu.

Powód według relacji pozwanego miał odpowiadać chaotycznie tym atakującym go osobom, w ten sposób, że uspokajał delegatów słowami – spokojnie, dostaniecie te pieniądze. Jak twierdził pan pozwany, Eligiusz Naszkowski nie poprzestał na tym wyjaśnieniu powoda, tylko głośno krzyknął – Lechu, ukradłeś nasze pieniądze. Oddawaj. Przy czym żądał zwrotu pieniędzy natychmiast, a nie później. Wówczas te obie wspomniane kobiety zaczęły uciszać Eligiusza Naszkowskiego i zarówno – jak to określił pan pozwany – co do treści jego słów, a więc co do tego, że Wałęsa coś ukradł, jak i co do formy tych zarzutów, bo mówiły, tu cytat: „Trzeba się dogadać, a nie wykrzykiwać”. Według kolejnego określenia pozwanego, po prostu kazały mu się zamknąć. Zdaniem pozwanego sprzeciw delegatki z Łodzi wobec tych zarzutów pana Naszkowskiego odnosił się jedynie do formy w jakiej atakował powoda, a nie do samej treści zarzutów. Dalej, według opisu pozwanego, dialog w autobusie toczył się już ściszonymi głosami, a powód miał powiedzieć do delegatów, że przekaże im pieniądze i że dobrze zarobicie na tym, bo ja je korzystnie wymieniłem, co pan pozwany odebrał, jako dokonanie wymiany już we Francji, na miejscu, w jednym z licznych kantorów.

Pozwany dalej twierdził, że miał wrażenie, że rozmowie tej przysłuchiwał się tłumacz, który już na tym etapie wszedł do autokaru, był w autokarze. Według relacji pozwanego z autobusu wówczas wyprowadził go Bronisław Geremek, który miał przy tym wyprowadzaniu powiedzieć: „Chodźmy Krzysztofie, nie słuchajmy tego, co pozwany odebrał, jako wyraz dezaprobaty świadka dla całego zajścia i dla jego czynnych uczestników. Pozwany twierdził, że słowa Bronisława Geremka uświadomiły mu całą okropność sceny, której był świadkiem. Poznany mówił o doznanym wtedy poczuciu ogromnego upokorzenia.

Twierdził, że jeszcze po wyjściu z autobusu, z dalszej perspektywy nie słyszał wprawdzie trwającej wciąż rozmowy z powodem, ale widział szczególnie rozgniewaną i gestykulującą delegatkę z Łodzi. Jak wyznał pozwany, był wstrząśnięty widokiem ludzi, którym ufał, których podziwiał, a którzy kłócili się o pieniądze w taki sposób. Uznał takie zachowanie za kompromitujące, a w szczególności zachowanie powoda za przyznające fakt istnienia nieformalnych rozliczeń z członkami delegacji.

Pozwany jednocześnie wyjaśnił, że nieformalnym skarbnikiem delegacji był wówczas delegat z Lublina Jan Bartczak, który przyjmował i gromadził pieniądze oraz inne dary, jakie były przekazywane dla Solidarności.

Pozwany przyznał, że nie widział, aby powód był sam w posiadaniu pieniędzy przekazanych mu przez Jana Bartczaka, ale się tego domyślał z przebiegu wydarzeń.

Pozwany stwierdził, że słyszał, że Czesław Kiszczak przed zwolnieniem powoda z internowania szantażował go ujawnieniem informacji dotyczących nadużyć finansowych, ale nie wie, czy groźba ta obejmowała również pieniądze otrzymane w 1981 roku w Paryżu.

Pozwany przyznał, że jest przekonany, że powód, tu cytat: „do dzisiaj podlega presji byłych władców PRL, którzy zgromadzili wobec niego dużą ilość materiałów kompromitujących różnej natury, w tym finansowej.

Powyższe zeznania pan pozwany w całości podtrzymał będąc przesłuchiwany w charakterze strony. W końcowej wypowiedzi przed zamknięciem rozprawy stwierdził, że powód jest osobą niewiarygodną pod względem finansowym.

W takiej sytuacji jest oczywiste, że sąd I instancji kierując się zasadą obowiązującą w procesie, zasadą bezpośredniości dowodów i mając do czynienia z zawnioskowaniem dowodów ze źródeł osobowych i też z dokumentów, w tym z dokumentów IPN, dał dokumentom ze źródeł osobowych pierwszeństwo przed innymi dowodami i na nich oparł swoje rozstrzygnięcie.

Podnieść przy tym należy, że pozwany początkowo złożył wniosek o przesłuchanie jako świadka Eligiusza Naszkowskiego, który był głównym inicjatorem zajścia, jednak w toku procesu cofnął ten wniosek stwierdzając, że miejsce pobytu tego świadka nie jest mu znane.

Konfrontacja z zeznań świadków wskazanych jako bezpośredni obserwatorzy incydentu z powyższą stosunkowo szczegółową relacją pozwanego, nie daje w ocenie sądu podstaw do przyjęcia, że opisywane przez niego wydarzenie faktycznie miało miejsce.

Jako osobę o szczególnej wiedzy na ten temat, także w audycji telewizyjnej, pozwany wskazał Bronisława Geremka. Stąd zasadnie, istotną uwagę sąd orzekający przywiązał do dowodu z zeznań tego świadka. Stwierdzić trzeba, że zdecydowanie nie potwierdzają one wersji pana pozwanego. Świadek Bronisław Geremek zeznał, że pamięta wizytę we Francji w 1981 roku, jako mającą historyczne i polityczne znaczenie. Podczas tej wizyty powód spotykał się ze wszystkimi związkami zawodowymi, miał też liczne spotkania z tamtejszą Polonią, aktywistkami organizacji kobiecych Pozwany był obecny tylko na jednym z takich spotkań, to jest na spotkaniu z komunistycznymi związkami zawodowymi i, według relacji świadka, wizyta ta odbywała się w atmosferze trwającej w Polsce rewolucji antytotalitarnej, a jej przywódca, czyli powód Lech Wałęsa, przebywał na rozmowach za granicą we Francji i stąd brało się przeświadczenie świadka o bardzo historycznym doniosłym wymiarze tej wizyty, która miała służyć określonej misji tworzenia nowych związków zawodowych, związku zaangażowanego w obalenie reżimu w kraju. Jak to wyraził świadek – wtedy nie mówi się o pieniądzach. Temu świadkowi wydawało się, że stwierdzał, nieprawdopodobne, żeby w ogóle tego rodzaju zdarzenia, jak wręczanie pieniędzy, mogło mieć miejsce. Odnosząc się jednak do incydentu, który sąd interesował w tej sprawie najbardziej, świadek Geremek stwierdził, że niemal stale był obecny przy powodzie jako doradca jego podczas tej wizyty i jedyny incydent jaki zapamiętał z tamtej podróży, który miał miejsce, to był incydent związany z przebiegiem jednej ze wspólnych kolacji dotyczący serwowanego tam pożywienia. Zastrzegł też świadek Geremek, że nie sądzi by jego pamięć była wybiórcza. Pamiętał on Eligiusza Naszkowskiego, jako uczestnika delegacji i przewodniczącego jednego z regionów Solidarności i agenta Służby Bezpieczeństwa i później, po wprowadzeniu stanu wojennego, pracownika ministerstwa spraw wewnętrznych.

Za przekonujące należy uznać zdaniem sądu twierdzenia świadka, że trudno byłoby uznać, że na tego rodzaju spotkaniach, ktokolwiek dawał związkowcom polskim pieniądze w jakiejś znacznej ilości, bo świadek Geremek przyznał, że miały miejsce zwyczajowe wymiany podarunków, czy wręczanie upominków typu książki czy fajka. Od Polonii delegacja otrzymała święty obrazek. Świadek podkreślił, że nowo po0wstający związek występował wówczas przeciwko systemowi, który szukał podstaw do stosowania represji, żeby temu ruchowi, który się tworzył, przeciwdziałać. On zagrażał ówczesnej władzy. Dlatego jest oczywiste, że związkowcy musieli szczególnie uważać, żeby nie naruszać prawa. Należy zważyć, że w ówczesnym ustroju obrót dewizami był bardzo restrykcyjnie uregulowany. Wwóz waluty obcej bez zezwolenia stanowił oczywistą podstawę do wykorzystania przeciwko działaczom związkowym. Takie też motywacje, zdaniem sądu apelacyjnego przekonujące prezentował zeznając świadek Bronisław Geremek.

Świadek ten zeznał, że nie tylko nie przypomina, ale nawet nie wyobraża sobie sporu z przewodniczącym związku Lechem Wałęsą, zwłaszcza sporu, któru miałby być inicjowany przez Eligiusza Naszkowskiego, którego, według osobistej obserwacji świadka Geremka, cechował wobec powoda szczególnie służbisty, tak to świadek określił, stosunek podporządkowania. Świadkowi, który, jak przyznał, zajmował się merytoryczną stroną wizyty, nie było wiadomo nic o tym, jakoby członkowie delegacji otrzymywali jakieś pieniądze od francuskich związków zawodowych. Nie są mu też znane jakiekolwiek spory czy nieporozumienia w kwestiach finansowych między powodem, a członkami delegacji w czasie trwania omawianej wizyty. Świadek zaznaczył, że między uczestnikami delegacji, a powodem jako przewodniczącym związku, panował klimat zaufania, a przy tym pan powód wykazywał stanowczość w swoim przywództwie Nie było przestrzeni na taki fakt, jaki podawał pan pozwany. Jak zeznał świadek Geremek był obecny razem z powodem na odcinku od budynku lotniska do momentu wejścia do samolotu.

W pełni skorelowane z zeznaniami świadka Geremka pozostają zeznania drugiego ze świadków, wskazanego jako świadek zdarzenia na lotnisku Orly, mianowicie Józefa Kaczkowskiego, pełniącego w delegacji funkcje tłumacza, który stwierdził, że podczas spotkań w czasie tej wizyty, którą wcześniej sam współorganizował, jako pracownik biura zagranicznego Komisji Krajowej, nie była poruszna sprawa pieniędzy. Celem wizyty było określenie zasad współpracy związkowej. Świadek Kaczkowski stanowczo stwierdził, że nie przypomina sobie sytuacji opisywanej przez powoda, by w trakcie pobytu w autobusie tuż przed odlotem samolotu do Polski, zarzucono powodowi pobranie jakichś pieniędzy, otrzymanie darów i nie rozliczenie się z tego. Świadek stwierdził, że w jego obecności nie było takich sytuacji.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sro Lis 07, 2007 10:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przesłuchanie Lecha Wałęsy i Krzysztofa Wyszkowskiego 24.10.07

Sędzia sprawozdawca: Z uwagi na treść zarzutów apelacyjnych Sąd Apelacyjny czuje się w obowiązku zapytania pana powoda, czy pan powód przypomina sobie, żeby po rozprawie przed sądem I instancji, po rozprawie, która się odbyła 3 lipca, żeby pan udzielał wypowiedzi takiej ad hoc na korytarzu, komentując na gorąco przebieg rozprawy? Czy pan pamięta, proszę powoda, takie wydarzenie?

LW: Wysoki sądzie. Chciałbym by, pani mecenas to wytłumaczy..Przecież od początku to jest żartowanie sobie z sądu i z nas. Jak może w demokratycznym państwie związkowiec dawać w kopercie do kieszeni komuś? Cała sprawa jest bez sensu, bo coś takiego się nie może zdarzyć. To jest demokracja, to są związki, to są protokóły, a to jest w ogóle wymyślona sprawa. Teraz wracam do tego czy powiedziałem. (niezrozumiałe nakładające się wypowiedzi sądu i LW – sąd usiłuje nakłonić LW do odpowiedzi na pytanie sądu) Ja chcę kontekst…Wysoki sądzie, otóż w tamtym czasie, kiedy nas internowano, bezpieka rozpuszczała różne rzeczy i patrzyła i podpowiadała i prawdopodobnie pozwanemu. I był jakiś tam kontekst w jakiejś tam podobnej sprawie, bo chciano mnie pokonać, chciano mnie zniszczyć i wrzucono im w internowaniu pisma różne i tego typu sprawy. I ci ludzie dyskutują i w coś tam uwierzyli. Natomiast taka sprawa nie mogła mieć miejsca, to jest nieprawdopodobne, to się nie mogło w ogóle zdarzyć, bo demokratyczny związek nie mógł tego zrobić. Natomiast prowokacja, znaczy ja się zastanawiałem, prowokacji ja miałem tak dużo, w tym i z Naszkowskim, że on mógł wrzucić jedno zdanie podobne, ja go ściąłem, jako zbyt szybki, jak jestem na krótkim widoku (?) i zapomnieliśmy wszyscy o tym. Nawet bezpieka nie próbowała robić później, a w dokumentach przewija się coś, jak sprawdziła różne rzeczy, to z tego wątku w ogóle ustąpiła. A więc jeszcze raz reasumując: wysoki sądzie, to się nie może się w ogóle zdarzyć podobna sytuacja i dlatego też nie mogło się zdarzyć, w ogóle nie mogło być tego. Mogła być jakaś taka zaczepka esbeka, którego spetlowałem (?).natychmiast i zapomniałem, ale sprawa, jako taka nie mogła mieć miejsca. Żadna kłótnia, to nie warto próbować. Ja byłem wtedy miałem taką pozycję, że nikt by nie śmiał nawet.

Sędzia sprawozdawca: Proszę powoda, ale to jest kwestia ewentualnych zeznań uzupełniających dowody. Sąd tylko zadaje pytanie, na razie przygotowawcze, formalne. Czy pan powód, musimy o to spytać, jest złożona do akt taka płyta CD ROM, na której jest wypowiedź pana powoda nagrana. Twierdzi pan pozwany, że jest to wypowiedź pana powoda bezpośrednio po rozprawie z 3 lipca przed sądem I instancji, gdzie pan był uprzejmy powiedzieć, że… Tak, jeśli pan pozwoli, to odczytamy, bo jeśli nie jest zaprzeczane…

Sędzia prowadząca: W tym miejscu odczytano wypowiedź powoda zacytowaną w piśmie procesowym pozwanego z 25 września 2006, karta 278.

Sędzia sprawozdawca: I ten fragment brzmi tak - cytuję pana pozwanego, z tym, że jest to na płycie: „Jednym z regionów był region Piła. Ja nie miałem wyboru, ja musiałem, jeśli taki był, musiałem powołać jego (Eligiusza Naszkowskiego w skład delegacji, jako przewodniczącego Zarządu Regionu w Pile – przyp. K.W.). Natomiast Wyszkowski powinien jedną rzecz zauważyć – że to była przez tego człowieka przygotowana prowokacja. Dlaczego, myślałem o tym, dlaczego ja o tym nie pamiętam? Otóż dlatego, że to było tak śmieszne, że to była prowokacja, dlatego udusiło się samo. Myślałem, że głupi wybryk. A okazało się, że to była przygotowana prowokacja przez esbecję, żeby taki, żeby kontynuować coś podobnego. I na tą prowokację się nabrał Wyszkowski i inni”. Czy jest prawdopodobne, czy jest możliwe, że pan tej wypowiedzi udzielił, czy pan zaprzecza całkowicie?

LW: Wysoki sądzie – nie. Dlatego, że ja miałem tak dużo prowokacji, że coś takiego mogło się zdarzyć, ale…

Sąd: Ale nie czy tamto się zdarzyło, ale czy na korytarzu to miało miejsce?

LW: W rozważaniu… jak ja słucham, nie przypuszczałem, że to jest zła wola i przypuszczałem, że to jest fantazja jakaś i ja tu dlatego zastanawiam się, czy coś takiego mogło mieć miejsce. Jeśli mogło w ogóle mieć miejsce, to prowokacja esbecka, a więc w tym znaczeniu. Natomiast to nie miało miejsca, to nie było w ogóle możliwe…

Sędzia prowadząca: Ale proszę momencik, przepraszamy, chcielibyśmy się najpierw dowiedzieć o jedno: czy pan powód przyznaje, że ta wypowiedź, że takie słowa wypowiedział?

LW: W myśleniu swoim, gdy wysłuchałem to wszystko, to rozważałem, czy taka prowokacja mogła mieć miejsce.

Sędzia sprawozdawca: Świadek nie neguje i nie ma powodu przesłuchiwać.

LW: Tak, tego typu prowokacja mogła mieć miejsce, ale tego ja w ogóle nie pamiętam i nie wiem czy miała miejsce. Nie pamiętam…

Sędzia sprawozdawca: Czyli co?

Adwokat powoda: Pan nie kwestionuje wypowiedzi…

Sędzia prowadząca: O to nam chodzi. Pan nie kwestionuje tej wypowiedzi, o to nam chodzi.

LW::
Zaraz, zaraz, nie fakt, że to miało miejsce. Że mogło mieć miejsce.

Sędzia sprawozdawca: My pytamy, czy pan 3 lipca ubiegłego roku…

Adwokat powoda: Tak, tak.

Sędzia sprawozdawca: …powiedział coś takiego? Bo pan wypowiadał się, ze

Sędzia prowadząca: Powiedział coś takiego.

Adwokat powoda: Wysoki sądzie, ja powiem za pana powoda. Nie kwestionuje pan tego, że to jest …

Sędzia sprawozdawca: To pana słowa, tak pan powiedział…

Adwokat powoda: natomiast absolutnie kwestionujemy komentarz.

Sędzia sprawozdawca: No komentarz, to słowa pozwanego, ale

Adwokat powoda: Absolutnie…

Sędzia prowadząca: Nie kwestionuje, że takiej wypowiedzi…

Adwokat powoda: Nie wypiera się…

Sędzia prowadząca
: dziennikarzowi udzieliłem. Pełnomocnik powoda potwierdza, że nie jest kwestionowane …

LW: Do lekarza.

Sędzia prowadząca: … i w związku z tym nie ma potrzeby odsłuchiwania zapisu na płycie CD z tą wypowiedzią. O to nam chodziło.

Adwokatka powoda: Ktoś z dziennikarzy, jeśli się nie mylę to pan (niezrozumiałe) skoczył i …

Sędzia prowadząca: …nie ma potrzeby odsłuchiwania wypowiedzi zawartej na płycie CD. Sąd postanowił dopuścić dowód z zeznań stron na okoliczność zaistnienia zdarzenia, o którym pozwany opowiadał w audycji telewizyjnej w dniu 22 i 23 maja 2005.

Sędzia sprawozdawca: Jeszcze poprosimy pana powoda za barierkę, bo to jest właśnie to uzupełniające przesłuchanie.

Sędzia przewodnicząca
: Staje powód Lech Wałęsa, dane są wszystkie. w aktach sprawy. Uzupełniająco zeznaje…

Sędzia sprawozdawca: Proszę powoda, żeby to ująć w słowa, o co sądowi w ogóle chodzi w tym momencie . Pan powód opiera swoje powództwo o ochronę dóbr osobistych, o twierdzenie, o tezę, twierdzenie faktyczne, że określone zdarzenia opisywane w tej wypowiedzi przez pana pozwanego Wyszkowskiego, w ogóle nie miało miejsca. Pan pozwany stawia tutaj swoją tezę i nie tylko, że mówi dalej, że miało miejsce, on mówi, że pan powód po rozprawie, gdzie było udowadniane, że nie ma, wyszedł do dziennikarzy i powiedział, że miało miejsce, tyle, że to była prowokacja i tak pan to odebrał. Czy to jest dobre rozumienie tego co się w sprawie tutaj wydarzyło? Czy pan przyznał, że tak było?

LW: Wysoki sądzie – nie, to nie tak. Ja mówiłem, że jest nieprawdopodobne, by jakieś pieniądze miały w ogóle od związkowców demokratycznych były dawane w kopertach, w taki sposób. Bo list miłosny może, może coś takiego, a nie pieniądze żadne. I w związku z tym, że tego nie było, to nie mogła być kłótnia o pieniądze, jak nie było takiego faktu. Więc ja dopiero rozważałem, czy prowokacja na tym stwierdzeniu, na korytarzu ten pan właśnie…

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Ja w tym stwierdzeniu, które sąd zacytował, a które wypowiedziałem do dziennikarzy, nie powiedziałem, że to zdarzenie miało miejsce, tylko rozważałem, że mogła być taka prowokacja…

LW: Tak jest. Jeśli był agent, jeśli szukano materiałów, chciano mnie trafić, to taką rzecz mogli gdzieś…, ale ja to prawdopodobnie zgasiłem, w ogóle zapomniałem. Więc nie było żadnej kłótni, bo nie było …

Sędzia sprawozdawca: …mogła być taka prowokacja Czy pan tutaj, w tych słowach, że musiałem powołać jego, rzeczywiście miał na myśli tego pana Eligiusza Naszkowskiego?

LW:
Tak jest. Udowodnione z regionu szefowi

Sędzia sprawozdawca dyktuje: …nim z regionu Piła, miałem na myśli Eligiusza Naszkowskiego. Czy pan jeszcze powiedział – powróćmy do tej wypowiedzi – że Wyszkowski powinien to zauważyć, że to była przez tego człowieka, czyli przez Naszkowskiego, przygotowana prowokacja.

LW: Jeśli snuje wątek, że coś takiego miało miejsce, to powinien zauważyć, że to on chciał coś zrobić, ale tak niepoważnie, że to w ogóle nikt na to nie zwrócił uwagi.

Sędzia sprawozdawca
dyktuje: Miałem w mojej wypowiedzi na myśli to, że dopuszczałem, jak mówił takie rzeczy, to powinien był wziąć pod uwagę, że to mogła być przygotowywana prowokacja.

LW: Ale tak nieistotna i śmieszna, że to w ogóle nie mam w pamięci. Ja to rozważałem, że mogło być, ale czy była? Raczej nie, bo bym chyba pamiętał, ale tak była drobna, że…

Sędzia sprawozdawca: Pan powód w dalszym ciągu podtrzymuje twierdzenie, że zdarzenia nie było, pan takiego nie przypomina sobie…

LW: Wysoki sądzie, wystarczy jeden telefon do jakiegoś poważnego związku, wtedy i dzisiaj, że taka rzecz nie mogła mieć miejsca, żeby ktoś w kopercie dawał pieniądze, to jak…

Sędzia sprawozdawca: Tu nie chodzi o…

LW: No zaraza, zaraz, ale jeśli spór o pieniądze, no to jakie pieniądze? Jakieś które dostałem w kopercie, a to się mogło zdarzyć…

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Całkowicie zaprzeczam…

LW: Oczywiście zaprzeczam…

Sędzia sprawozdawca dyktuje: …by dawano jakiekolwiek pieniądze
Ale czy zaprzecza pan również też temu, żeby taka sytuacja w autobusie miała miejsce?

LW: Na pewno, gdyby była istotna to ja .Ja tylko rozważałem wychodząc tu co mnie nagrał, jeśli był ubek, to może on zrobił prowokację, a żeby mnie tak , ale tak źle, że Rozważałem taką możliwość, bo ja miałem w życiu …. prowokacji.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Ja w życiu miałem wiele prowokacji. Ale proszę powoda konkretnie – to znaczy, że pan nie wyklucza, że mogło to mieć ….

LW: Nie, wykluczam kompletnie. Tylko zastanawiałem się, czy Wyszkowski nie współpracował. - Wyszkowskiego nie ma w materiałach – czy on przypadkiem nie brał udziału w tym, prowokacji? I im się nie udało. To on jest esbekiem

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Wykluczam, by sytuacja w autobusie na lotnisku, o której mówił pozwany, miała miejsce. Pan blisko znał tego Naszkowskiego?

LW: Znaczy nie znałem, tylko z okresu…

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Tylko związkowa…

LW: Tylko związkowa. Wybrany…

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Ja nie znałem blisko Naszkowskiego. Proszę powiedzieć, jaki był stosunek Naszkowskiego do pana powoda, jako przewodniczącego delegacji związku?

LW: Tylko w jednej delegacji go miałem..

Sędzia sprawozdawca: Na tej jednej był?

LW: Tak, a potem inna koncepcja była delegacji, więc już nie jeździł.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Był tylko na tej jednej delegacji.

LW: Nie mogłem się kłócić o pieniądze, jak ich nie było. Więc to bezsens. To jest urojenie tego pozwanego.

Sędzia sprawozdawca: Proszę powiedzieć wobec tego, czy podczas tego pobytu, jeśli pan powód pamięta, bo to wiele lat temu było, jaki był stosunek tego pana Naszkowskiego do pana, jako przewodniczącego? Czy on był taki butny, czy on był pokorny, czy on był pełen zachwytu, czy raczej obserwował tylko?

LW: Ja byłem skoncentrowany na sprawach , uważałem, bo wiedziałem, że ktoś tam z esbecji jest. Ja miałem sprawy, nie patrzyłem na jakieś pieniądze…

Sędzia sprawozdawca: Nie obserwował pan

LW: Nie, ja byłem zbyt zajęty innymi sprawami, całą delegację ja prowadziłem.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Byłem skoncentrowany na sprawach związku. Ale chodzi sądowi o to, czy pan go odbierał jakoś osobiście, jaką relację …

LW: Dla mnie wszyscy byli ubekami. Ja byłem podejrzliwy, nieufny..

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Generalnie byłem podejrzliwy wówczas i nieufny

LW: Uważałem na każdy ruch, na każdy gest (niezrozumiałe) powagi.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Generalnie…

LW: To był osiemdziesiąty pierwszy rok. Żartów nie było.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: To był osiemdziesiąty pierwszy rok.

LW: Oczywiście, że nieufny.

Sędzia sprawozdawca: Czyli również nie był pan ufny wobec Naszkowskiego?

LW: Tak jest. Nawet gdyby miliony mi dawali, to …

Sędzia sprawozdawca: Ale sąd pytał jaki był Naszkowskiego stosunek – czy on się przymilał, starał się wkraść w łaski…

LW: Ja byłem przewodniczący nie zwracający w ogóle uwagi na to. Miałem cel, zadanie – wykonać.

Sędzia sprawozdawca: I na relacje takie bliższe interpersonalne nie…?

LW: Żadne, żadne.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Ja byłem przewodniczącym, nie zwracałem bliższej uwagi na …

LW: To był pierwszy wyjazd, rozmawialiśmy z wielkimi politykami i związkami.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: …uwagi na osobiste relacje. Czyli jaki był konkretnie stosunek tego Naszkowskiego do pana osobiście nie wie? Nie wiem jaki był osobisty stosunek Naszkowskiego do mnie.

LW: Taki jak wobec Wyszkowskiego, nie wiedziałem czy on w ogóle jest w delegacji.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Nie wiem, jaki był osobisty stosunek Naszkowskiego do mnie.

Adwokat pozwanego: Jeśli wolno, to prosiłbym, żeby dopisać, że pan powód powiedział przed chwilą, że nawet nie pamięta uczestnictwa w delegacji pana Wyszkowskiego. Nie odnotowane zostało.

LW: Oczywiście, że nie.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Nie pamięta pan udziału

LW: Oczywiście, że nie. Ja

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Nie pamiętam udziału pozwanego w tej delegacji.

LW: Techniczne sprawy nie w moich kompetencjach są. Ja miałem sporawy do załatwienia.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: To była techniczna sprawa, nie mogłem

Sędzia sprawozdawca pyta: A proszę jeszcze powiedzieć, w tej wypowiedzi z korytarza, nagranej i przeniesionej do akt, sformułowanie, że była prowokacja, dlatego udusiło się samo, bo to takim potocznym językiem, ale co pan miał na myśli?

LW: Wysoki sądzie. Ponieważ sprawa nie mogła mieć miejsca, kiedy słyszałem to wszystko, to rozważałem, czy jeszcze jednej prowokacji nie dałem się. Rozważałem, czy coś takiego mogło mieć miejsce? Rozważałem głośno, a on teraz uznał, że to miało miejsce. To nie do wiary.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Na korytarzu rozważałem głośno jeszcze raz, czy taka sytuacja mogła mieć miejsce, jeszcze jedna prowokacja, a ten człowiek mnie nagrał.

LW: Wracam do tego, że to się mogło zdarzyć, żadne pieniądze, przewodniczący całego związku…

Sędzia sprawozdawca dyktuje: …to się nie mogło zdarzyć. Tak, ale …

LW: Bo nie było powodu

Sędzia sprawozdawca: Sądowi w mniejszym stopniu chodzi o pieniądze, bo rozumiem, że pan ostro łączy te dwa fakty. Dawanie pieniędzy, czyli mogła być prowokacja – oddaj nasze pieniądze. Ale wyklucza pan sytuację, że nie było dawania pieniędzy, a ktoś przyszedł i powiedział: oddaj nasze pieniądze, że tak mógł postąpić?

LW: Bezpieka to aż taka głupia to nie była. To musiała mieć podstawy

Sędzia referent: Podstawę…

LW: jakieś, możemy se żartować, ale nie takie pojęcie, nie takie pojęcie, jak pozwany.

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Żeby mi zarzucać wzięcie pieniędzy, to musiałbym wcześniej te pieniądze dostawać.

LW: Ja przychodząc z tą sprawą do sądu chciałem klasykę do sądu wprowadzić, żeby tacy ludzie nie oczerniali tych ludzi. I myślałem, że sąd mi w tym pomoże, okazuje się, że ci grają w nieskończoność tymi sprawami. Jak można pomyśleć, jak ja miliardy oddałem, miliony, jeszcze …jakąś kopertę…Wysoki sądzie, wysoki sądzie - no jak można tak poniżać? Jak można w taki sposób podchodzić? Jak można wymyślać takie bzdury? Chciałem udowodnić Polsce i światu, żeby się nie zdarzało coś takiego. Czuję, że wpadłem i teraz jestem rozgrywany przez szaleńca.

Sędzia sprawozdawca: Czy pani mecenas ma pytania?

Adwokatka powoda: Nie, dziękuję.

Adwokat pozwanego: Proszę pana, czy byłby pan łaskaw powiedzieć sądowi w jakim stopniu i na ile pan pamięta ten wyjazd do Paryża? Czy jest pan w stanie w ogóle powiedzieć – to jest biała plama, nic nie pamiętam, poza tym stwierdzeniem, że to była ważna wizyta, że to byli poważni partnerzy? Czy pan jakiekolwiek szczegóły pamięta?

Sędzia przewodnicząca: Pan powód zeznawał przebieg tej wizyty.
Sędzia sprawozdawca: To jest tylko uzupełniająco.

LW: Wysoki sądzie, pamiętam wszystko, co było istotne. Otwieraliśmy się na walkę z komuną, ja organizowałem zaplecze do tej walki. A takie sprawy jak pan mówi, to mnie w ogóle…

Adwokat pozwanego: Ja nic na razie nie powiedziałem…

LW: Pan powiedział, że poważny związek jakieś kopertówki dawał.

Adwokat pozwanego: Nie, ja nie powiedziałem…

LW: (głosno) Jak to nie?

Sędzia przewodnicząca: Sąd prosi o spokój, tak? Proszę by pytania były ograniczone tylko i wyłącznie do uzupełniającego przesłuchania, a nie…

LW: Pamiętam to, co było ważne dla sprawy.

Sędzia przewodnicząca dyktuje: Pamiętam to, co było ważne dla sprawy.

Adwokat pozwanego: Proszę pana, czy pan pamięta, czy podczas tego wyjazdu, czy to jeszcze w Warszawie, czy to już po przylocie, czy w trakcie odlotu czy tuż przed, miały miejsce takie sytuacje, w których ktoś z delegacji, pan, czy ktoś z osób upoważnionych, dawał poszczególnym członkom delegacji tak zwane kieszonkowe?

Adwokatka powoda: Proszę o uchylenie. To nie ma nic wspólnego…

LW: Wysoki sądzie, no jeśli była, nie ja jako przewodniczący…

Adwokat pozwanego: Ja pytam, czy pan pamięta…

LW: Nikt nie, bo kto by śmiał w mojej obecności coś podobnego robić?

Sędzia przewodnicząca: Zaprzeczam, by jakiekolwiek pieniądze w formie kieszonkowego były dawane, tak?

Adwokat pozwanego: Czy pan mnie dobrze zrozumiał? Czy pan sobie przypomina…

Sędzia przewodnicząca: Ale już powód odpowiedział na to.

Adwokat pozwanego: Nie pamięta pan takiej sytuacji?

Sędzia przewodnicząca: Ale już odpowiedział.

Adwokat pozwanego: Dobrze. Czy pan przypomina sobie, by członkowie delegacji od związkowców francuskich otrzymywali jakieś prezenty?

Sędzia przewodnicząca: Przepraszam, sąd będzie uchylać to pytanie, dlatego, że pytania mają dotyczyć tylko i wyłącznie uzupełniająco wypowiedzi pana powoda na tym korytarzu i z tym się wiązać. Nie mamy teraz przewodu…

Adwokat pozwanego: Więc zadałem to pytanie. Czy sąd pozwoli zadać..

Sędzia przewodnicząca: Będziemy uchylać to pytanie.

Adwokat pozwanego: Czyli to jest uchylone?

Sędzia przewodnicząca: Tak.

Adwokat pozwanego: Proszę pana..

Sędzia przewodnicząca: Chcielibyśmy tylko zwrócić uwagę, że strony były słuchane i to były szczegółowe pytania, a także nie ma powodu…to tylko w kontekście tylko wyłącznie, tylko w takim.

Adwokat pozwanego: Proszę powoda, czy pan może powiedzieć, czy pan sobie przypomni od jak dawna pan zna Krzysztofa Wyszkowskiego?

Sędzia przewodnicząca: Ale jaki ma to związek?

Adwokat pozwanego: Wysoki sądzie, jeżeli przed chwili pan powód oświadczył przed sądem, że osoba pana Wyszkowskiego absolutnie umknęła mu z jego pola widzenia w tej konkretnej delegacji, która była, jak wszyscy wiemy i z ust pana powoda ważna, istotna, kluczowa, w związku z tym mam pytanie od jak dawna…

Sędzia przewodnicząca: Ale jakie to ma znaczenie?

Adwokat pozwanego: To jest kwestia wiarygodności…

LW: Przed urodzeniem.

Adwokat pozwanego: Ale czy pana, czy pana Wyszkowskiego?

Adwokat pozwanego: Bo to jest kwestia wiarygodności zeznania…

Sędzia przewodnicząca: Przewodnicząca uchyliła pytanie.

Adwokat pozwanego: Dziękuję bardzo.

Sędzia przewodnicząca: Dobrze. Dziękuję bardzo. W takim razie proszę usiąść i prosimy pana pozwanego.

KW: W toku procesu zostało wykazane…

Sędzia przewodnicząca: Ale nie o to teraz chodzi. Proszę bardzo, będziemy pana słuchać. Staje pozwany

KW: Powód potwierdza, że to on osobiście i wbrew stanowisku członków Komisji Krajowej wprowadził pana Naszkowskiego…

Sędzia przewodnicząca: uzupełniające na konkretne okoliczności, tak? To nie jest czas do Staje pozwany, dane w protokole rozprawy i uzupełniająco zeznaje. I bardzo proszę

Sędzia sprawozdawca: Proszę pana, formalnie pan potwierdza, że pan potwierdza, że złożył pan do akt nagranie, które ktoś, osoba, której pan ujawnić nie chciał, mniejsza o to, nagrała…

KW: Powiedziałem sądowi, że jeżeli sąd sobie życzy, to przedstawię listę tych osób.

Sędzia sprawozdawca: To nie ma znaczenia w tym momencie. Potwierdza pan, ze pan złożył to nagranie do akt, sprawa jest wyjaśniana. Proszę pana, wracając do tego zdarzenia z osiemdziesiątego pierwszego roku, pan znał tego pana Naszkowskiego?

KW: Tak.
Sędzia sprawozdawca: Już jako osoba ca pan od razu znał, czy pan wcześniej go znał, czy poznał

KW: Znałem go na długo wcześniej.

Sędzia sprawozdawca: Wcześniej, tak? Ja Naszkowskiego znałem długo wcześniej, około rok przed tym wyjazdem. I pan, jak jechał z tą delegacją, wiedział, że to jest esbek, czy pan się domyślał

KW: Była o tym, od jesieni 1981 roku, rozpowszechniane było takie podejrzenie, że on może być agentem Służby Bezpieczeństwa.

Sędzia sprawozdawca: A wyjazd też był jesienią. Czy przed wyjazdem już były jakieś enuncjacje, że to może być osoba…

KW: Były takie podejrzenia, ale te podejrzenia były szeroko rozpowszechniane w stosunku do wielu ludzi. Słyszałem taką również…

Sędzia sprawozdawca: Już przed wyjazdem w tę delegację słyszałem, że wobec pana Naszkowskiego są podejrzenia iż jest esbekiem. Z treści pana wypowiedzi z maja 2005 roku, z audycji „Warto rozmawiać” wynika, że pan wypowiadając się w tym programie już miał pewność absolutną co do tego, że ten pan Naszkowski był esbekiem.

KWE: Tak, ponieważ…

Sędzia sprawozdawca: Wypowiadając się podczas w telewizji podczas spornej audycji wiedziałem już z pewnością, że pan Naszkowski był esbekiem.

KW: Wysoki sądzie, ale może warto jednak dodać, że w tym czasie, czyli w roku 1981, informacje co do tego, że powód był byłym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa tez były rozpowszechniane. Od początku września. Ja opublikowałem w biuletynie Instytut Pamięci Narodowej opis pewnego spotkania, w trakcie którego...

Sędzia sprawozdawca: Ale nie chodzi o publikacje w tym procesie. Musimy zawęzić zainteresowania sądu. Więc powiada pan, że pan wiedział udzielając tej wypowiedzi w programie „Warto rozmawiać”, że pan Naszkowski był tym funkcjonariuszem? Czy ten fragment pana wypowiedzi, że Jaruzelski zna to wszystko, ponieważ wśród delegacji były służby bezpieczeństwa, to pan miał na myśli tego pana Naszkowskiego?

KW: Przynajmniej, tak, co najmniej.

Sędzia sprawozdawca: A jeszcze nie wyklucza pan innych osób?

KW: Tak

Sędzia sprawozdawca: Udzielając wypowiedzi telewizyjnej sformułowania, że, cytat: wśród delegacji były służby bezpieczeństwa, zamknąć cudzysłów, miałem na myśli co najmniej pana Naszkowskiego. Pan, rozumiem, że w dalszym ciągu twierdzi, że zdarzenie to miało miejsce i pan jest przekonany, że pan przy tym był i pan je widział?

KW: Absolutnie tak.

Sędzia sprawozdawca: Ja absolutnie potwierdzam i jestem przekonany, że zdarzenie opisywane przeze mnie miała miejsce. Proszę pana, a nie widział powodu, wiedząc, będąc przekonany, że to co pan mówi, miało rzeczywiście miejsce, wiedząc, że w tej delegacji był funkcjonariusz, albo i więcej, Służby Bezpieczeństwa, nie czuł się pan w obowiązku jakoś uwypuklić tego, że to zdarzenie, o którym pan mówi, to było zdarzenie inspirowane prawdopodobnie przez tych funkcjonariuszy? Czy pan nie miał w ogóle takiego przeświadczenia?

KW: W tym wypadku nie miałem. Proszę wysokiego sądu, punktem krytycznym dla mnie w tej całej sytuacji…

Sędzia sprawozdawca: Odpowiadając na pytanie, czy relacjonując w audycji zdarzenie nie czuł się w obowiązku powiedzenia, że mogła to być prowokacja, z uwagi na znany mu fakt obecności w delegacji funkcjonariuszy SB…

KW: Nie, nie; tajnego współpracownika w tym czasie.

Sędzia sprawozdawca: Tak, tajnego współpracownika SB, pozwany odpowiada, dwukropek, od nowego wiersza, wtedy nie widziałem takiej potrzeby. Dlaczego pan nie widział? To jest cytat z pana. Mówił pan o zdarzeniu sprzed dwudziestu pięciu lat, zdarzeniu, które według pana relacji niezmiernie, bardzo, no przecież pan nie neguje, obciąża pana powoda. Wie pan, że jest tam jakiś esbek, jeden albo i więcej, dlaczego pan nie czuł się w potrzebie, czy nie widział pan takiej potrzeby, żeby naświetlić takiej w ten sposób, żeby dać publiczności do zrozumienia, że rzecz mogła, czy była, czy pan podejrzewa, że była prowokowana? Pan po prostu nie miał takich podejrzeń, ani nie miał takiej potrzeby, nie widział pan…

KW: Nie.

Sędzia sprawozdawca: Dlaczego?

KW: Moje wszelkie wątpliwości wyeliminowała reakcja pana Lecha Wałęsy.

Sędzia sprawozdawca: Już wtedy w 81 roku?

KW: W tym incydencie, to była istota tego incydentu, reakcja Lecha Wałęsy na zarzuty…

Sędzia sprawozdawca: Nie miałem bowiem wątpliwości.

KW: Ta reakcja bowiem potwierdziła zarzuty….

Sędzia sprawozdawca: Wszelkie moje wątpliwości usunęła reakcja powoda na to zdarzenie już wtedy w 81 roku.

KW.: Tak, potwierdzająca stawiane mu zarzuty.

Sędzia sprawozdawca: …już w 1981 roku potwierdzająca to zdarzenie. Reakcja, czy zarzucany przez pana brak reakcji, tak?

KW: W ramach tej reakcji było na przykład wyrażenie, że: jeszcze na tym zarobicie, ja to korzystnie wymieniłem. Więc to było przyznanie, że te pieniądze przejął.

Sędzia sprawozdawca: Powiedział bowiem, że (niezrozumiałe) ja to korzystnie wymieniłem. A co pan miał na myśli, że są to rzeczy, za które oni trzymają Wałęsę do dzisiaj? To co pan chciał przez to powiedzieć?

KW: Nie rozliczenie się z wielu darów finansowych, co zresztą świadkowie wykazali w czasie procesu, na przykład świadek Szablewski mówił o sześciu tysiącach dolarów włożonych po prostu do kieszeni, mimo jego protestów i żądania, żeby przekazać…

Sędzia sprawozdawca: …mówiąc, że to są rzeczy, za które oni trzymają Wałęsę do dzisiaj, zamknąć cudzysłów, miałem na myśli nie rozliczenie się z darów finansowych i wiedzę ówczesnych władz PRL, to było pana..

KW: Szeregu darowizn, księgowa potwierdziła, że wpłat nie było, a świadkowie widzieli, że Wałęsa otrzymywał duże sumy.

Sędzia sprawozdawca: i wiedzy o tym ówczesnych władz PRL.

KW: Zwracam uwagę wysokiego sądu, że nawet świadek Celiński potwierdził, że Lech Wałęsa otrzymał pieniądze.

Sędzia sprawozdawca: …i wiedzy ówczesnych władz PRL. Czy są pytania, bardzo proszę.

Adwokatka powoda: Ja dziękuję.

Adwokat powoda: A ja mam…

Sędzia przewodnicząca: Ale tylko w związku z tym, tak, bardzo proszę.

Adwokat powoda: Proszę pana, czy mógłby pan sądowi przypomnieć, czy podczas tego wyjazdu do Paryża, był pan na tyle anonimowym członkiem delegacji, że pan Lech Wałęsa pana w ogóle nie postrzegał? Czy pan z nim rozmawiał w ogóle?

KW: Codziennie, wielokrotnie. W tym czasie byliśmy przyjaciółmi. Lech Wałęsa rozpoczął swoją działalność od zgłoszenia się do mojego domu z prośbą, żebym go przyjął do Wolnych Związków Zawodowych. W samolocie, lecąc do Paryża, przysiadł się do mnie…

Sędzia przewodnicząca: rozmawiałem

Adwokat powoda: Niech pan wyliczy te okoliczności, które nie mogły ujść uwadze powoda.

KW: Byłem jedynym członkiem delegacji, z kto każdej porze dnia i nocy.órym był na ty, z pełnym dostępem To był mój stary kolega. Nie ukrywał przede mną stosów darów, które otrzymywał. Znałem go od lat, znałem jego zainteresowanie dla pieniędzy, zresztą wykazałem to w jego wypowiedziach przy różnych okazjach…

Sędzia przewodnicząca: Ale to już mamy, to już było.

KW: Czy mogę dokończyć tego codziennego…

Sędzia przewodnicząca: Ale to już mamy.

Adwokat powoda: Sąd zapytał w dniu dzisiejszym, czy fakt tego, iż co poniektórzy członkowie delegacji mieli jakieś tam przekonanie czy podejrzenie, że ktoś z członków delegacji jest funkcjonariuszem czy t.w. Służby Bezpieczeństwa, to czy ta okoliczność, ja bym chciał, żeby pan konkretnie odpowiedział, mogła w jakikolwiek sposób determinować, czy powinna u pana, jako dziennikarza, szczególną ostrożność w precyzowaniu tego rodzaju opinii, jaką pan wyraził podczas tego programu?

Sędzia przewodnicząca: Bardzo proszę.

KW: Zdecydowanie tak. Ale powtarzam: sposób reakcji Lecha Wałęsy, mianowicie on przyjął i odpowiadał pozytywnie na zarzuty, które mu postawili członkowie delegacji Nie odrzucił tych zarzutów, nie zlekceważył. Ani nie wyśmiał, ani nie skarcił tych, którzy zgłaszali pretensje. On się z tego tłumaczył.

Sędzia przewodnicząca: Uważam, że obecność funkcjonariusza SB powinna mnie uczulać jako dziennikarza, ale upewniała pana reakcja powoda, tak?

KW: Żadnym słowem nie odrzucił stawianych mu zarzutów.

(głosy niezrozumiałe)

KW: Nie, mówię w autobusie…

Sędzia przewodnicząca: Nie, ale tu było pytanie dotyczące już wypowiedzi w telewizji i pan powiedział, że obecność funkcjonariusza SB w trakcie tamtego zdarzenia winna mnie uczulać jako dziennikarza podczas tej audycji, ale, zastrzegł pan rozumiem, że …

KW: Wysoki sądzie – nie. to chodziło, jak ja to zrozumiałem, o scenę w autobusie.

Sędzia przewodnicząca: Inaczej. I co co pan chciał odpowiedzieć? Bo pytanie dotyczyło pana, jako dziennikarza, rozumiem, że w związku z audycją, tak?

KW: Chodziło …


(niezrozumiałe)

Sędzia przewodnicząca: … w związku z audycją, tak?

Adwokat pozwanego … bo dotyczy to zdarzenia konkretnego, prawda? Tak, że są dwa

Sędzia przewodnicząca: I co pan na to pytanie chce odpowiedzieć?

KW: Wysoki sądzie, zarzut sformułowany przez oficjalne organy państwowe, że agentem Służby Bezpieczeństwa był również Lech Wałęsa był w tym czasie publicznie znany przecież...
Sędzia przewodnicząca: Ale nie tego dotyczyło pytanie. Pytanie dotyczyło tego, czy fakt, proszę powtórzyć może…

Adwokat pozwanego: Ja pytałem pana o to, czy mając wiedzę pod tytułem: określony obywatel wziął jakieś pieniądze i się z nich nie rozliczył, która to wiedza pochodzi od osób z delegacji, w tym, podejrzewam, również pana Naszkowskiego. Czy tak było, czy nie?

KW: Trzy osoby powiedziały…

Adwokat pozwanego: No właśnie. Czy fakt, że być może jedna z nich, albo wszystkie trzy, mogły być takimi właśnie agentami lub t.w., czy nie powinna w jakiś sposób, bo to jest pytanie sądu, ja je kontynuuję, uczulić pana, jako dziennikarza (niezrozumiałe) wiarygodność i powściągliwość w ocenie…

Sędzia przewodnicząca: I pan wskazał, że uważam, że obecność funkcjonariusza SB powinna mnie uczulać, jako dziennikarza podczas tej audycji, ale, i zaczął pan właśnie tą wypowiedź. I na tym skończyliśmy protokołowanie.

KW: Gdyby nie to jednoznaczne potwierdzenie Lecha Wałęsy, że te pretensje zasadzają się na jakichś realnych przesłankach oraz na tym, że w tym czasie znałem już sporo dokumentów z zasobów IPN, które wyraźnie dokumentują, no, swobodny stosunek …

Sędzia sprawozdawca: Pan już miał przy tej audycji za sobą lekturę dokumentów z IPN?

Sędzia przewodnicząca: …jak i to, że miałem za sobą lekturę dokumentów…

Sędzia sprawozdawca: One potwierdzały pana tezę, tak?

KW: Zdecydowanie, tak. Potwierdzały zarówno agenturalność Lecha Wałęsy, jak i jego stosunek do pieniędzy.

Sędzia sprawozdawca: To jest przedmiotem odrębnego procesu, jak pan wie.

Adwokat pozwanego: A od jak dawna znał pan Lecha Wałęsę.

KW: Od momentu…

Adwokat pozwanego: Ale chodzi o datę.

KW: Od trzeciego czerwca 1978 roku, gdy zgłosił się do mnie…

Adwokat pozwanego: Od 1978 roku znał pan Lecha Wałęsę…

Sędzia przewodnicząca: Ale to mamy wszystko już.

Adwokat pozwanego: Proszę pana, jeszcze jedno pytanie. Czy w dniu dzisiejszym – zna pan treść wypowiedzi Lecha Wałęsy i kontekst związany z materiałem dowodowym, który w aktach sprawy – czy w jakikolwiek sposób , również uwzględniam pytania sądu i zastrzeżenia czy w jakikolwiek sposób uległ zmianie? Odnośnie tego konkretnego zarzutu.

KW: Wszystko co wiedziałem, przez czas trwania procesu zostało nie tylko potwierdzone, ale i zdecydowanie umocnione.

Sędzia przewodnicząca: Uważam, że wszystko co wiedziałem…

KW w zasobach IPN…

Sędzia przewodnicząca: …ugruntowało najtrudniejsze prawdy, powiedzmy to w ten sposób, o Lechu Wałęsie z okresu lat 1980-81…

Sędzia przewodnicząca: I potwierdza pana stanowisko.

KW: Zdecydowanie tak.

Adwokat pozwanego: I ostatnie pytanie…

Sędzia przewodnicząca: Ale już naprawdę ostatnie, tak?

Adwokat pozwanego: Proszę pana, pan Lecha Wałęsę znał wiele lat. W dniu dzisiejszym, pan powód zarzucił panu, bo tak to można odebrać, że pan powinien z tym problemem, z tym zastrzeżeniem odnoście jego zdolności operowania pieniędzmi, szybciej się gdzieś zgłosić, jak to do , a może na policję, a to do były takie czasy. Czemu pan tego nie zrobił?

KW: Dlatego, że zbliżaliśmy się do stanu wojennego. W czasie pobytu delegacji w Paryżu nastąpiło objęcie władzy przez generała Jaruzelskiego, co było oczywistym znakiem…
Sędzia sprawozdawca: A w kontekście tego pytania, proszę powiedzieć, czy pan miał wiedzę o tym, że w stanie wojennym wszczęto przeciwko panu powodowi i jego małżonce postępowanie karne z ustawy karno-skarbowej, gdzie między innymi stawiano zarzuty nielegalnego wwozu dewiz z tej Francji, właśnie z tego pobytu? Czy pan wiedział, że takie postępowanie zostało wszczęte i było

KW: Wysoki sądzie, ja w tym czasie byłem, okresowo przynajmniej, nieformalnym doradcą Lecha Wałęsy…

Sędzia sprawozdawca: Czyli wiedział pan, tak?

KW: Tak, pisałem pisma różnego rodzaju…

Sędzia sprawozdawca: Ale to jest trochę z boku, czy pan wiedział?

KW: Tak, wiedziałem.

Sędzia sprawozdawca: …jako doradca. Ja wiedziałem już wówczas, jako doradca powoda, że wszczęto przeciwko niemu postępowanie z ustawy karno-skarbowej. I wiedział pan, że przedmiotem zarzutów tam stawianych panu powodowi są również i te pieniądze z tej delegacji z Francji z października 81 roku? Czy pan o tym wiedział?

KW: , to nie nale Francji nie. Francji chyba tam nie było. Mecenas Taylor, jak mi przekazywał te informacje, to chyba o Francji nie mówił.

Sędzia sprawozdawca: A tam nie było jednak mowy o pieniądzach z Francji?

KW: To by wskazywało, że nie wszystko Służba Bezpieczeństwa jednak wie. Jeżeli można tutaj dodać, to nie należy jednak obecności agenta SB Eligiusza Naszkowskiego traktować, jako dowód na to, że on z pewnością musiał te pieniądze przekazać SB. Agent SB to jest człowiek pozbawiony moralności, który chętnie ukradnie to, co dostanie.

Adwokat pozwanego: No właśnie…

Sędzia przewodnicząca: Ale chwileczkę, chwileczkę, tak, to miało być ostanie pytanie.

Adwokat pozwanego:

Sędzia przewodnicząca: proszę zapytać.

Adwokat pozwanego: Pan powiedział: tak, ja wiedziałem. Ni więc dlaczego jeśli pan wiedział, że toczy się postępowanie przeciwko Lechowi Wałęsie o te różne historie, pan wie, że jedna z tych historii bezpośrednio leży w zakresie pana wiedzy, dlaczego pan w tych czasach, przypominam to są osiemdziesiąte lata, jak Katon nie przyłączył się do tych głosów krytycznych?

KW: Bo byliśmy w stanie wojny, a na wojnie nie kwestionuje się, a przynajmniej nie ujawnia się wad dowódcy. Padały trupy i trzeba było się wspólnie bronić.

Sędzia przewodnicząca: Ponieważ byliśmy w stanie wojny, a na wojnie nie ujawnia się wad przywódcy…

KW: W demokratycznym kraju, gdy Polsce nic nie grozi, można

Sędzia sprawozdawca:

KW: Do tej audycji zostałem zaproszony przez organizatorów po to, żeby omawiać postać Lecha Wałęsy po tej niesławnej debacie z generałem Jaruzelskim. Wielu tam uczestników stwierdzało, że to akt haniebny,

Sędzia przewodnicząca: ujawniłem to dopiero w wolnej Polsce…

KW: poproszony o opis postaci Lecha Wałęsy.

Adwokatka powoda: …

Sędzia przewodnicząca: Ale już naprawdę…

Adwokatka powoda: Wracam do sytuacji w samolocie. Kto według pana z delegacji Solidarności był w samolocie?

Sędzia sprawozdawca: W autobusie

Adwokatka powoda: Przy tej rozmowie, kto był?

Sędzia przewodnicząca: Na pytanie pełnomocnika powoda bardzo proszę. Proszę precyzyjnie, kto konkretnie był świadkiem tej sceny, tak? Tego incydentu.

Adwokatka powoda Jeśli była.

KW: Wysoki sądzie, ja wyliczę wszystkie osoby, które

KW: Jednego pana nie znam, to był kierowca autobusu, Polak z Francji. Następnie siedział Lech Wałęsa, odwrócony tyłem do kierunku jazdy i przodem do reszty pasażerów, którzy zajmowali miejsca w autobusie. Na wprost niego, w tym samym rzędzie, siedziała pani Kończak i pani Sobierajska, tuż za nimi siedział pan Naszkowski, wstawał, podnosił się, przekrzykiwał, te panie go uspokajały, za panem Naszkowskim, ale w pewnej odległości, tak dwóch, trzech rzędów, tak, że być może on czegoś nie słyszał, siedział pan Rozwalak., przewodniczący Poznania. I w drugim rzędzie ja siedziałem, przede mną, za mną siedział Bronisław Geremek i jeszcze dwukrotnie w drzwiach pojawił się tłumacz, który mobilizował do szybkiego wychodzenia. Ja go powołałem, bo myślałem, że, nie kontrolowałem dokładnie, jak długo on w tych drzwiach (niezrozumiałe) mógł coś słyszeć, ale…

Sędzia przewodnicząca: Dobrze, dziękujemy bardzo, proszę żeby pan usiadł.

(na tym przesłuchanie stron zakończono)

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Sob Lis 10, 2007 9:10 pm    Temat postu: pełny tekst uzasadnienia ustnego Odpowiedz z cytatem

Sąd Apelacyjny w Gdańsku, dnia 30 października 2007 r.


Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej (uzasadnienie ustne)

Sąd Apelacyjny w Gdańsku w składzie tu obecnym, po rozpoznaniu na rozprawie w dniu 24 października 2007 roku sprawy z powództwa Lecha Wałęsy przeciwko Krzysztofowi Wyszkowskiemu o zapłatę, na skutek apelacji pozwanego od wyroku Sądu Okręgowego w Gdańsku z dnia 11 października 2006 roku w sprawie o sygnaturze IC 954/05:
w punkcie 1 – oddala apelację, w punkcie drugim – zasądza od pozwanego na rzecz powoda kwotę 2070 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania apelacyjnego.
(Sędzia sprawozdawca) Jeżeli chodzi o motywy ustne tego rozstrzygnięcia są one następujące. W ocenie Sądu Apelacyjnego apelacja nie zasługuje na uwzględnienie. Sąd Apelacyjny podzielił zasadnicze ustalenia faktyczne sądu I instancji, uznał je za podstawę także dla własnego rozstrzygnięcia, jednakże z zastrzeżeniami, które wynikają z dalszych rozważań Sądu Apelacyjnego. Apelacja pana pozwanego jest niezmiernie obszerna i bardzo wielowątkowa, więc pokrótce sąd się odniesie do poszczególnych wątków poruszanych w piśmie apelacyjnym pana pozwanego. W ocenie sądu w pierwszym rzędzie nie jest trafne powoływanie się szeregu zarzutów powoływanych w apelacji pana skarżącego do przepisów prawa prasowego, czyli ustawy z 28 stycznia 1984 roku, które regulują prawa i obowiązki dziennikarzy, a w szczególności artykułu nr. 12 tej ustawy, a to z tej przyczyny, że wprawdzie pan pozwany wprawdzie powołuje się na swą funkcję dziennikarską której sąd apelacyjny nie kwestionuje w ogóle, natomiast postępowanie w tej konkretnej sprawie nie wykazało, by występował w audycji „Warto rozmawiać”, która jest objęta tym sporem, jako dziennikarz w rozumieniu artykułu 7, ustęp 2, punkt 5 wymienionej ustawy, w każdym razie by w takim charakterze udzielał spornej wypowiedzi.
Jak wynika z nagrania, ten program miał charakter dyskusji prowadzonej przez zaproszonych gości, wśród których byli dziennikarze, był polityk, był przedstawiciel nauki, byli historycy z IPN, osoba duchowna i był wśród tych gości dyskutantów także pan pozwany Krzysztof Wyszkowski, który sam w swojej apelacji twierdzi zresztą, że do programu zaproszono go, jako znającego od wielu lat Lecha Wałęsę, działacza Solidarności. Zdaniem sądu apelacyjnego bardziej uprawnione jest zatem twierdzenie, że występował tam w takim charakterze, a nie jako dziennikarz, bo gdyby uznać, że pan pozwany wypowiadał się jako dziennikarz, to, o czym będzie jeszcze później mowa, należałoby do oceny jego wypowiedzi zastosować jeszcze dalej idące kryteria, które wynikają z treści przepisów prawa prasowego.
Przedmiotem tego programu, co wynika z jego przebiegu, przebieg programu sąd miał możliwość zaobserwować na kasecie VHS i jest ona spisana w aktach sprawy, jako obejmująca treść wystąpień poszczególnych uczestników. Przedmiotem tego programu miał być komentarz do emitowanego w telewizji polskiej w dniu poprzednim innego programu pod tytułem „Linia specjalna”, w którym to programie uczestniczył powód Lech Wałęsa i Wojciech Jaruzelski. Wszystkie wypowiedzi pozwanego w prowadzonej dyskusji dotyczące Lecha Wałęsy wyrażają bardzo krytyczny stosunek pozwanego wobec powoda. W jednej z nich, w toku dyskusji, pozwany zastrzega, że nie chce w tej chwili opowiadać różnych niesłychanie kompromitujących Wałęsę wydarzeń w wymiarze międzynarodowym, gdzie dochodziło do oskarżeń, ale i faktów defraudacji dużych pieniędzy – to jest cytat z fragmentów jednej z wypowiedzi. W kolejnej wspomina o znanych mu osobiście uwikłaniach idących bardzo daleko – to też cytat – dotyczących powoda i w tym kontekście informuje pan pozwany, że podczas wizyty w Paryżu delegacja Solidarności oskarżyła powoda o kradzież pieniędzy otrzymanych od związkowców francuskich.
Sytuacja, którą wspomina pozwany, on sam tę sytuację określa jako upokarzającą niezmiernie, gorszące sceny, jako rzeczy okropne – to są sformułowania pana pozwanego. Pozwany przy tym dla uwiarygodnienia własnej wypowiedzi powołuje się w niej na Bronisława Geremka, jako na osobę, która widziała wszystko i może potwierdzić.
W ocenie sądu apelacyjnego nie można pominąć w ocenie tej wypowiedzi kontekst całego fragmentu, k™óry wyżej opisaną sytuację w Paryżu łączy z własną bardzo emocjonalną i jednocześnie bardzo negatywną oceną, w sposób szczególny podkreśloną przez kontrast z wcześniej wypowiedzianym zdaniem, że nieuprawnione jest, zdaniem pozwanego, przypisywanie mu przez innego z dyskutantów w tym programie, niechęci czy wrogości do Lecha Wałęsy, bowiem pozwany osobiście w przeszłości bronił go przez całe lata, jako jeden przeciw wszystkim i że był – to też określenie pozwanego – może jego najbliższym przyjacielem, który długo nie wierzył w ogóle w zarzuty stawiane powodowi. Taka konstrukcja omawianej wypowiedzi, zdaniem sądu apelacyjnego, wywołuje w odbiorcy wrażenie wiarygodności, skoro prezentuje ją osoba z najbliższego otoczenia powoda, która wskazuje ponadto na ważnego świadka, którą jest osoba publiczną, jaką jest świadek Bronisław Geremek.
Dodatkowo wydźwięk tej wypowiedzi wzmacnia informacja, że pozwany, jako dawny zaufany przyjaciel powoda, czuje się zgorszony jego opisywanym zachowaniem na lotnisku, co sugeruje, że zachowanie powoda musiało być w ocenie pana pozwanego drastycznie naganne, co stało się podstawą zamiany dawnej przyjacielskiej zażyłości na ostrą i bardzo bezwzględną krytykę.
Z zasad logiki i doświadczenia życiowego wynika, że tak diametralne odwrócenie się od osoby dawniej bliskiej i przyjaciela i przejście do jego publicznych oskarżeń oraz krytyki, musi mieć za podstawę naprawdę bardzo poważne i rzeczywiste, a nie wyimaginowane przyczyny, które zostały przez pozwanego podane w aydycji telewizyjnej do wiedzy szerokiej publiczności.
Niezasadnie zatem pozwany twierdzi, że sąd w procesie niniejszym nie miał uprawnień do badania faktu historycznego, jak określa skarżący wydarzenie na lotnisku w Paryżu, do jakiego miało dojść w osiemdziesiątym pierwszym roku. Zarzut ten skarżący zdaje się wywodzić, choć pewności w tym zakresie nie ma, ale sąd tak to odczytał, z treści wyroku Sądu Najwyższego z dnia 24 lutego 2004 roku, o określonej sygnaturze i opublikowanego, który to wyrok publikowanie wypowiedzi, będących formą udziału w, debacie publicznej na temat faktów lub postaci historycznych, stanowi w zasadzie przejaw prawem chronionego i dopuszczalnego prawa do wolności wypowiedzi i poglądów, także wtedy, gdy są one kontrowersyjne i niezgodne z dominująćą wersją wydarzeń historycznych. Dodać jednakże należy, że powyższe orzeczenie zapadło na tle zupełnie odmiennego niż w sprawie niniejszej kontekstu faktycznego, w innym stanie faktycznym, a przy tym Sąd Najwyższy w tamtej sprawie nie miał wątpliwości co do tego, że w tego rodzaju publikacjach nie wyłącza bezprawności działania autora wypowiedzi, jeżeli w jej wyniku doszło do naruszenia dóbr osobistych postaci historycznych lub ich bliskich, a sposób rozstrzygnięcia kolizji pomiędzy tymi dobrami zawsze jest uzależniony od konkretnych okoliczności sprawy. W związku z tym nieuchronne było odwołanie się do konkretnych okoliczności tej sprawy.
Trzeba podnieść, że przedmiotem procesu było dokonanie ustaleń faktycznych, bądź to przesądzających o odpowiedzialności cywilnej pozwanego, bądź odpowiedzialność tę wyłączających.
Okolicznością bezsporną w sprawie, przyznaną przez pana pozwanego, to jest poza faktem i treścią jego wystąpienia telewizyjnego w maju 2005 roku, ocena zasadności żądania powoda wymagała przeprowadzenia postępowania dowodowego w celu ustalenia, czy sporne zdarzenie, czyli to zdarzenie na lotnisku Orly w październiku 1981 roku, rzeczywiście miało miejsce. Spór pomiędzy stronami zatem miał charakter historyczny jedynie w takim znaczeniu, że do jego rozstrzygnięcia konieczne było ustalanie okoliczności faktycznych z odległej przeszłości i zgodnie z zasadą rozkładu ciężaru dowodów w tym procesie pozwany składał w nim rozliczne wnioski dowodowe, z których, co trzeba podkreślić, znaczna część została uwzględniona przez sąd I instancji. Sąd bowiem przeprowadził w tej sprawie dość szeroko zakrojone postępowanie dowodowe.
Oceniając to postępowanie Sąd Apelacyjny nie podzielił zapatrywania pozwanego wyrażanego w apelacji, że zarówno rozstrzygnięcia sprawy dowodami istotnymi w rozumieniu artykułu 227 kpc były wszystkie zawnioskowane przez niego dowody, w tym dowody z dokumentów sporządzanych przez ówczesnych funkcjonariuszy, czy też tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, które miały, według twierdzeń pana pozwanego, znajdować się w aktach Instytutu Pamięci Narodowej.
Wnioski pozwanego w tym zakresie oparte były na podstawowym założeniu, że wszystkie materiały tam zawarte są rzetelne i zawierają informacje prawdziwe, a ponadto skierowane były te wnioski na badanie bardzo szerokiego spektrum okoliczności, które słusznie w tej sprawie konkretnej zostały przez sąd orzekający uznane jako zbędne dla celów rozstrzygnięcia tego konkretnego sporu. Na przykład chodziło o takie okoliczności, jak to, czy w ogóle związek Solidarność otrzymywał pieniądze z zagranicy, czy Lech wałęsa otrzymywał pieniądze na związek z zagranicy, w jaki sposób były one pozyskiwane, czy i jakie podmioty środki takie przekazywały, jak docierały do związku, w jaki sposób je księgowano et cetera.
Wprawdzie ustalenie, że w trakcie pobytu delegacji Solidarności w Paryżu w 1981 roku, opisywanego w wypowiedzi pozwanego w audycji, miało miejsce w ogóle przekazanie środków pieniężnych przez związkowców francuskich, czego powód kategorycznie zaprzeczył, mogło stanowić okoliczność pośrednio uwiarygodniającą twierdzenia pozwanego, jednakże trzeba mieć na względzie, że ewentualne wykazanie takiego faktu, czyli faktu przekazania pieniędzy, nie mogło by przesądzać w dalszym ciągu o dalej jeszcze idącym ustaleniu, które dla tej sprawy jest istotne, na ustalenie, że podczas drogi powrotnej delegaci oskarżyli powoda publicznie o kradzież pieniędzy.
Podkreślenia też wymaga to, że w procesie powód jest jego gospodarzem, on zakreśla zakres żądania i ochrony jakiej się domaga i to jego żądanie determinuje i przedmiot procesu i kierunek całego postępowania dowodowego, a i tak w ostatecznej kwalifikacji wniosków dowodowych obu stron pod kątem ich przydatności dla celów procesu dokonuje sąd orzekający i z tego względu za uzasadnione należy pomięcie przez sąd I instancji w niniejszej sprawie tych wniosków dowodowych pozwanego, które miały na celu wykazywanie, że powód osobiście otrzymywał jakiekolwiek sumy pieniężne podczas podróży zagranicznych, w tym podczas podróży do Francji w 1981 roku, oraz dowodów mających na celu ustalenie, jaki miał powód stosunek do tego rodzaju darów. Ustalenie takich okoliczności, którym, co należy podnieść, powód także stanowczo przeczył, nie stanowiło by bowiem dowodu na to, że opisywane przez pozwanego w audycji „Warto rozmawiać” zdarzenie miało miejsce, a jedynie mogłoby ewentualnie służyć tezie, że w ogóle istniała przyczyna, z powodu której członkowie delegacji związkowej, jak twierdzi pozwany, stawiali powodowi zarzuty.
Pozwany zresztą wywodził w apelacji, że jego wnioski o przeprowadzenie dowodów z akt znajdujących się w IPN oraz świadków - byłych funkcjonariuszy i tajnych współpracowników byłej Służby Bezpieczeństwa zmierzały do przeprowadzenia dowodu ogólnego braku wiarygodności powoda w sprawach dysponowania przez niego darami na rzecz związku. Taka teza dowodowa potwierdza, zdaniem sądu apelacyjnego, słuszność oceny, że jest sformułowana nazbyt ogólnie i nie mogłaby służyć ustaleniu konkretnych, istotnych do rozstrzygnięcia tego sporu okoliczności faktycznych.
Obrona pana pozwanego w tym procesie zasadzała się na bardzo stanowczym twierdzeniu, że opisane przez niego w audycji telewizyjnej miało miejsce w rzeczywistości, zatem relacja, jaką przedstawił w audycji była uprawniona, ponieważ była prawdziwa, co wyłączałoby bezprawność działania pozwanego. Podnieść trzeba, że wprawdzie chodziło o zdarzenie sprzed dwudziestu sześciu lat, jednakże pozwany sam dość szczegółowo zrelacjonował przebieg tego zdarzenia przed sądem I instancji, opisał je, wskazał między innymi świadków, którzy mieli możliwość osobistego obserwowania całej zaistniałej sytuacji. Jako takie osoby pozwany w pierwszym rzędzie wskazał świadka Bronisława Geremka, na którego się powołał, ówczesnego doradcę powoda, panią Krystynę Sobierajską – działaczkę związkową z Legnicy, pana Józefa Kaczyńskiego, wówczas tłumacza delegacji związkowej. Twierdził pozwany, że również obecną podczas tego incydentu była inna kobieta, delegatka z Łodzi, której nazwiska z początku nie pamiętał w dalszym toku postępowania ujawnił, że kobieta ta nazywała się Janina Kończak.
Trzeba wrócić w tym miejscu do przesłuchania informacyjnego pana pozwanego, którego treść została później przez niego z jego woli w całości inkorporowana do protokołu przesłuchania pana pozwanego w charakterze strony jako dowód w tej sprawie, iż scysja miała miejsce w prawie pustym autobusie na lotnisku Orly. Pozwany w chwili, gdy sam zajmował się lokowaniem w swoim bagażu otrzymanych w darze książek, miał usłyszeć podniesione głosy, po czym zauważył, że jeden z uczestników delegacji, Eligiusz Naszkowski, przewodniczący Zarządu Regionu w Pile, którego członkowie delegacji, w tym sam pozwany, podejrzewali o działania agenturalne na rzecz SB, głośnym tonem krzyknął w stronę powoda – Lechu, oddaj nasze pieniądze.
Z wymiany zdań pozwany, jak twierdzi, zorientował się, że chodzi o gotówkę podarowaną przez związkowców francuskich w poprzednich dniach, że treścią tej głośnej wymiany zdań było upominanie się pana Naszkowskiego co do swojej części. I, według dalszej relacja pana pozwanego, podniesionym głosem i ze złością, jak to pozwany określił, do powoda także zwracały się obie kobiety, to znaczy Krystyna Sobierajska i owa delegatka z Łodzi. Pojawiał się podczas tego incydentu również tłumacz, choć pozwany twierdził, że ten tłumacz, pan Kaczyński, wchodził i wychodził z autobusu.
Powód według relacji pozwanego miał odpowiadać chaotycznie tym atakującym go osobom, w ten sposób, że uspokajał delegatów słowami – spokojnie, dostaniecie te pieniądze. Jak twierdził pan pozwany, Eligiusz Naszkowski nie poprzestał na tym wyjaśnieniu powoda, tylko głośno krzyknął – Lechu, ukradłeś nasze pieniądze. Oddawaj. Przy czym żądał zwrotu pieniędzy natychmiast, a nie później. Wówczas te obie wspomniane kobiety zaczęły uciszać Eligiusza Naszkowskiego i zarówno – jak to określił pan pozwany – co do treści jego słów, a więc co do tego, że Wałęsa coś ukradł, jak i co do formy tych zarzutów, bo mówiły, tu cytat: „Trzeba się dogadać, a nie wykrzykiwać”. Według kolejnego określenia pozwanego, po prostu kazały mu się zamknąć. Zdaniem pozwanego sprzeciw delegatki z Łodzi wobec tych zarzutów pana Naszkowskiego odnosił się jedynie do formy w jakiej atakował powoda, a nie do samej treści zarzutów. Dalej, według opisu pozwanego, dialog w autobusie toczył się już ściszonymi głosami, a powód miał powiedzieć do delegatów, że przekaże im pieniądze i że dobrze zarobicie na tym, bo ja je korzystnie wymieniłem, co pan pozwany odebrał, jako dokonanie wymiany już we Francji, na miejscu, w jednym z licznych kantorów.
Pozwany dalej twierdził, że miał wrażenie, że rozmowie tej przysłuchiwał się tłumacz, który już na tym etapie wszedł do autokaru, był w autokarze. Według relacji pozwanego z autobusu wówczas wyprowadził go Bronisław Geremek, który miał przy tym wyprowadzaniu powiedzieć: „Chodźmy Krzysztofie, nie słuchajmy tego, co pozwany odebrał, jako wyraz dezaprobaty świadka dla całego zajścia i dla jego czynnych uczestników. Pozwany twierdził, że słowa Bronisława Geremka uświadomiły mu całą okropność sceny, której był świadkiem. Poznany mówił o doznanym wtedy poczuciu ogromnego upokorzenia.
Twierdził, że jeszcze po wyjściu z autobusu, z dalszej perspektywy nie słyszał wprawdzie trwającej wciąż rozmowy z powodem, ale widział szczególnie rozgniewaną i gestykulującą delegatkę z Łodzi. Jak wyznał pozwany, był wstrząśnięty widokiem ludzi, którym ufał, których podziwiał, a którzy kłócili się o pieniądze w taki sposób. Uznał takie zachowanie za kompromitujące, a w szczególności zachowanie powoda za przyznające fakt istnienia nieformalnych rozliczeń z członkami delegacji.
Pozwany jednocześnie wyjaśnił, że nieformalnym skarbnikiem delegacji był wówczas delegat z Lublina Jan Bartczak, który przyjmował i gromadził pieniądze oraz inne dary, jakie były przekazywane dla Solidarności.
Pozwany przyznał, że nie widział, aby powód był sam w posiadaniu pieniędzy przekazanych mu przez Jana Bartczaka, ale się tego domyślał z przebiegu wydarzeń.
Pozwany stwierdził, że słyszał, że Czesław Kiszczak przed zwolnieniem powoda z internowania szantażował go ujawnieniem informacji dotyczących nadużyć finansowych, ale nie wie, czy groźba ta obejmowała również pieniądze otrzymane w 1981 roku w Paryżu.
Pozwany przyznał, że jest przekonany, że powód, tu cytat: „do dzisiaj podlega presji byłych władców PRL, którzy zgromadzili wobec niego dużą ilość materiałów kompromitujących różnej natury, w tym finansowej.
Powyższe zeznania pan pozwany w całości podtrzymał będąc przesłuchiwany w charakterze strony. W końcowej wypowiedzi przed zamknięciem rozprawy stwierdził, że powód jest osobą niewiarygodną pod względem finansowym.
W takiej sytuacji jest oczywiste, że sąd I instancji kierując się zasadą obowiązującą w procesie, zasadą bezpośredniości dowodów i mając do czynienia z zawnioskowaniem dowodów ze źródeł osobowych i też z dokumentów, w tym z dokumentów IPN, dał dokumentom ze źródeł osobowych pierwszeństwo przed innymi dowodami i na nich oparł swoje rozstrzygnięcie.
Podnieść przy tym należy, że pozwany początkowo złożył wniosek o przesłuchanie jako świadka Eligiusza Naszkowskiego, który był głównym inicjatorem zajścia, jednak w toku procesu cofnął ten wniosek stwierdzając, że miejsce pobytu tego świadka nie jest mu znane.
Konfrontacja z zeznań świadków wskazanych jako bezpośredni obserwatorzy incydentu z powyższą stosunkowo szczegółową relacją pozwanego, nie daje w ocenie sądu podstaw do przyjęcia, że opisywane przez niego wydarzenie faktycznie miało miejsce.
Jako osobę o szczególnej wiedzy na ten temat, także w audycji telewizyjnej, pozwany wskazał Bronisława Geremka. Stąd zasadnie, istotną uwagę sąd orzekający przywiązał do dowodu z zeznań tego świadka. Stwierdzić trzeba, że zdecydowanie nie potwierdzają one wersji pana pozwanego. Świadek Bronisław Geremek zeznał, że pamięta wizytę we Francji w 1981 roku, jako mającą historyczne i polityczne znaczenie. Podczas tej wizyty powód spotykał się ze wszystkimi związkami zawodowymi, miał też liczne spotkania z tamtejszą Polonią, aktywistkami organizacji kobiecych Pozwany był obecny tylko na jednym z takich spotkań, to jest na spotkaniu z komunistycznymi związkami zawodowymi i, według relacji świadka, wizyta ta odbywała się w atmosferze trwającej w Polsce rewolucji antytotalitarnej, a jej przywódca, czyli powód Lech Wałęsa, przebywał na rozmowach za granicą we Francji i stąd brało się przeświadczenie świadka o bardzo historycznym doniosłym wymiarze tej wizyty, która miała służyć określonej misji tworzenia nowych związków zawodowych, związku zaangażowanego w obalenie reżimu w kraju. Jak to wyraził świadek – wtedy nie mówi się o pieniądzach. Temu świadkowi wydawało się, że stwierdzał, nieprawdopodobne, żeby w ogóle tego rodzaju zdarzenia, jak wręczanie pieniędzy, mogło mieć miejsce. Odnosząc się jednak do incydentu, który sąd interesował w tej sprawie najbardziej, świadek Geremek stwierdził, że niemal stale był obecny przy powodzie jako doradca jego podczas tej wizyty i jedyny incydent jaki zapamiętał z tamtej podróży, który miał miejsce, to był incydent związany z przebiegiem jednej ze wspólnych kolacji dotyczący serwowanego tam pożywienia. Zastrzegł też świadek Geremek, że nie sądzi by jego pamięć była wybiórcza. Pamiętał on Eligiusza Naszkowskiego, jako uczestnika delegacji i przewodniczącego jednego z regionów Solidarności i agenta Służby Bezpieczeństwa i później, po wprowadzeniu stanu wojennego, pracownika ministerstwa spraw wewnętrznych.
Za przekonujące należy uznać zdaniem sądu twierdzenia świadka, że trudno byłoby uznać, że na tego rodzaju spotkaniach, ktokolwiek dawał związkowcom polskim pieniądze w jakiejś znacznej ilości, bo świadek Geremek przyznał, że miały miejsce zwyczajowe wymiany podarunków, czy wręczanie upominków typu książki czy fajka. Od Polonii delegacja otrzymała święty obrazek. Świadek podkreślił, że nowo po0wstający związek występował wówczas przeciwko systemowi, który szukał podstaw do stosowania represji, żeby temu ruchowi, który się tworzył, przeciwdziałać. On zagrażał ówczesnej władzy. Dlatego jest oczywiste, że związkowcy musieli szczególnie uważać, żeby nie naruszać prawa. Należy zważyć, że w ówczesnym ustroju obrót dewizami był bardzo restrykcyjnie uregulowany. Wwóz waluty obcej bez zezwolenia stanowił oczywistą podstawę do wykorzystania przeciwko działaczom związkowym. Takie też motywacje, zdaniem sądu apelacyjnego przekonujące prezentował zeznając świadek Bronisław Geremek.
Świadek ten zeznał, że nie tylko nie przypomina, ale nawet nie wyobraża sobie sporu z przewodniczącym związku Lechem Wałęsą, zwłaszcza sporu, któru miałby być inicjowany przez Eligiusza Naszkowskiego, którego, według osobistej obserwacji świadka Geremka, cechował wobec powoda szczególnie służbisty, tak to świadek określił, stosunek podporządkowania. Świadkowi, który, jak przyznał, zajmował się merytoryczną stroną wizyty, nie było wiadomo nic o tym, jakoby członkowie delegacji otrzymywali jakieś pieniądze od francuskich związków zawodowych. Nie są mu też znane jakiekolwiek spory czy nieporozumienia w kwestiach finansowych między powodem, a członkami delegacji w czasie trwania omawianej wizyty. Świadek zaznaczył, że między uczestnikami delegacji, a powodem jako przewodniczącym związku, panował klimat zaufania, a przy tym pan powód wykazywał stanowczość w swoim przywództwie Nie było przestrzeni na taki fakt, jaki podawał pan pozwany. Jak zeznał świadek Geremek był obecny razem z powodem na odcinku od budynku lotniska do momentu wejścia do samolotu.
W pełni skorelowane z zeznaniami świadka Geremka pozostają zeznania drugiego ze świadków, wskazanego jako świadek zdarzenia na lotnisku Orly, mianowicie Józefa Kaczkowskiego, pełniącego w delegacji funkcje tłumacza, który stwierdził, że podczas spotkań w czasie tej wizyty, którą wcześniej sam współorganizował, jako pracownik biura zagranicznego Komisji Krajowej, nie była poruszna sprawa pieniędzy. Celem wizyty było określenie zasad współpracy związkowej. Świadek Kaczkowski stanowczo stwierdził, że nie przypomina sobie sytuacji opisywanej przez powoda, by w trakcie pobytu w autobusie tuż przed odlotem samolotu do Polski, zarzucono powodowi pobranie jakichś pieniędzy, otrzymanie darów i nie rozliczenie się z tego. Świadek stwierdził, że w jego obecności nie było takich sytuacji. Ani w autobusie, ani poza autobusem nie było również w jego obecności rozmów członków delegacji o takim zdarzeniu. Według relacji tego świadka zdarzały się sytuacji, gdy, jak to określił, wtykano członkom delegacji drobne datki, na przykład kiedy delegaci przechodzili przez tłum na mszę do kościoła. Były też drobne dary od Polonii francuskiej czy tamtejszych związkowców, na przykład książki. Owe drobne datki pieniężne obdarowani przekazywali powodów, który w trakcie pobytu rozdzielił między członków delegacji, jako uzupełnienie kieszonkowego i trzeba podnieść, że nie było żadnego sprzeciwu, ani ze strony delegatów, ani organizatorów tej delegacji wobec takiego sposoby zadysponowania tymi drobnymi kwotami.
Należy podnieść, że pozwany w swoich zeznaniach twierdził, że wprawdzie świadek Kaczkowski kilkakrotnie opuszczał autobus i ponownie do niego wchodził, ale przynajniej części incydentu się osobiście przysluchiwał i pozwany ten fakt tam osobiście zaobserwował, zarejestrował. Te zeznania pozwanego stoją w sprzeczności nie tylko z zezniami powoda i świadka Geremka, ale też z zeznaniami świadka Kaczkowskiego, który stanowczo zaprzeczył, aby podczas jego obecności, także w autobusie przed odlotem, kiedy już ostatecznie wszedł do tego autobusu i obserwował co się dzieje, członkowie delegacji podejmowali, i to w tonie głośnych pretensji, w tonie zwracającym uwagę, rozmowę na temat pieniędzy z powodem.
Z kolei świadek Krystyna Kowalczuk, to jest osoba, która w 1981 roku nosiła nazwisko Sobierajska, zeznała, że podczas wizyty związkowcy byli przyjmowani we Francji bardzo serdecznie, wręcz entuzjastycznie, że kilkakrotnie widziała, jak były powodowi wręczane pieniądze lub dary rzeczowe, które przekazywał on innemu członkowi delegacji, panu Rozwalakowi, albo kierował darczyńców od razu do pana Rozwalaka. Pani Kowalczuk przyznała, że wprawdzie sama nie widziała gotówki wręczanej powodowi w kopertach, ale była przekonana, że to była gotówka i że tam są pieniądze, a przekonanie to opierała na podstawie tego, że powód to, co otrzymywał, to przekazywał panu Rozwalakowi. Świadek Kowalczuk przyznała, że dalszymi losami tych darów bliżej się już nie interesowała, bowiem jej uwagę skupiały zupełnie inne kwestie, jak mianowicie merytoryczne wypowiedzi, które sama oceniała bardzo krytycznie, jako pochopne, szkodliwe dla kraju czy niekorzystne dla samego związku. Świadek przyznała, że podczas tamtego pobytu pomiędzy nią, a powodem doszło do kilu przykrych scysji na tle udzielanych przez powoda wywiadów, z których treścią się osobiście nie zgadzała i chciała wówczas, jak to określiła, blokować niektóre wypowiedzi powoda, ale bezskutecznie, o co miała do niego duży żal.
Krystyna Kowalczuk zaprzeczyła, by sama formułowała wobec powoda zarzuty dotyczące kradzieży pieniędzy. Oświadczyła, że mgliście pamięta, że była taka awantura i taki krzyk w wykonaniu pana Naszkowskiego i pani Janiny Kończak – to jest cytat z wypowiedzi świadka – które to osoby, jak mówi, uspokajała mówiąc, że nie wypada się delegatom kłócić przy obcych ludziach i przy funkcjonariuszach SB. Świadek zaprzeczyła, by czynnie uczestniczyła w sporze w autobusie, tak jak twierdził to pan pozwany. Mówiła, że nie formułowała żadnych żądań wobec powoda, jedynie jej udział ograniczał się do uspokajania innych. Świadek stwierdziła wprawdzie, że w tym sporze chodziło chyba o pieniądze – tak się wyraziła – darowane przez związkowców francuskich, o które naciskał bardzo Naszkowski, ale świadek twierdząc, że słyszała krzyk pana Naszkowskiego nie potrafiła podać żadnych bliższych szczegółów – o co krzyczał, co krzyczał.
Zeznania tego świadka Kowalczuk pozostają w sprzeczności z zeznaniami pozwanego, według którego Krystyna Sobierajska razem z delegatką z Łodzi podniesionym głosem, ze złością, zwracały się w autobusie do powoda w rozmowie zainicjowanej przez Eligiusza Naszkowskiego, której treścią było upominanie się rozmówców o swoją część, bo takie też padło sformułowanie. Z relacji pozwanego wynikało, że obie kobiety, po ponowieniu przez Naszkowskiego żądań natychmiastowego zwrotu pieniędzy wobec powoda, uspokajały Naszkowskiego każąc mu się zamknąć, przy czym owe uspokajanie krzykliwego delegata miało mieć dwa wymiary, czyli co do tego, jaka jest treść tych okrzyków, czy to, że powód miał coś ukraść i co do samych krzyków, że trzeba się dogadać, a nie wykrzykiwać. Tych twierdzeń pana pozwanego w sposób nie budzący wątpliwości świadek Sobierajska nie potwierdziła. W ocenie sądu apelacyjnego zeznania tego świadka nie stanowią dostatecznego dowodu na potwierdzenie, że opisywane przez niego zdarzenie, konkretnie dotyczące żądania pieniędzy i zarzutu kradzieży pieniędzy, miało miejsce. Zdaniem sądu apelacyjnego zeznania nie są w tej części wiarygodne. Nie wydaje się prawdopodobne, z punktu widzenia zasad logiki i zwykłego doświadczenia życiowego, by osoba pani Krystyna Kowalczuk, będąc wówczas, czując się wyróżniona zaszczytem udziału w tym historycznym przedsięwzięciu, jakim był wyjazd delegacji, bo taką rangę przypisywali tej wizycie sami działacze związkowi i osoby towarzyszące, nie pamiętała szczegółów tak nieprzyjemnego incydentu przy którym była wprost, stała obok i miała się mu przysłuchiwać i brać udział jeszcze w postaci uspokajania innych. A był to incydent bardzo nieprzyjemny, który miał zakłócać cały podniosły nastrój delegacji. Z zeznań świadka wynika, że szczegółowo i wnikliwie oraz bardzo krytycznie obserwowała i oceniała niektóre zachowania przewodniczącego związku, tak jak konsekwentnie mówiła „merytorycznie”. Nie jest racjonalna w tej sytuacji teza, że całkowicie nie przywiązywała wagi do zdarzenia, w którym miała brać udział, jak twierdził pozwany, a którego przedmiotem był deprecjonujący oficjalne znaczenie całej wizyty zarzut kradzieży pieniędzy przez powoda, jako przewodniczącego związku i szefa delegacji. Jest to niewiarygodne i w ocenie sądu apelacyjnego pozbawione logicznego uzasadnienia. O ile oczywiste wydaje się być to, że, ze względu na znaczny upływ czasu, przebieg wydarzeń zaciera się w ludzkiej pamięci, co jest dla sądu jasne, o tyle trzeba uznać jednak, że wydarzenia doniosłe, które są przedmiotem wspomnień takich na całe życie, pamięta się szczególnie intensywnie, przynajmniej gdy chodzi o sytuacje specyficzne, nietypowe i do tego budzące ogromne emocje. Do takich należałoby niewątpliwie zaliczyć bardzo dobrze zapamiętane spory świadka Kowalczuk z powodem o niektóre jego wypowiedzi medialne, komentarze do mediów, o które miała do niego pretensje, ale niewątpliwie również udział w incydencie tego rodzaju, gdzie się przewodniczącemu związku, osobie, która wówczas taki szacunek, podziw, emocje, zarzuca kradzież, bo należałoby oczekiwać, że podobne uczucie zbulwersowania i zniesmaczenia odczuwałaby i pani Kowalczuk, gdyby widziała to, co twierdzi pan pozwany, że miało miejsce. Z powyższych względów, zdaniem sądu apelacyjnego, z zeznań świadka Kowalczuk, jako nie wystarczającego do przyjęcia wersji przedstawionej przez pozwanego, dokonana przez sąd I instancji, mieści się w granicach swobody określonej w artykule 233, paragraf 1 kpc, w zakresie oceny dowodów, szczególnie w sytuacji, gdy jest ona spójna z innymi dowodami, a mianowicie z zeznań pozostałych przesłuchanych świadków bezpośrednich zdarzenia, wskazanych jako tacy świadkowie, Bronisława Geremka i Józefa Kaczkowskiego, których wiarygodność nie została przez pana pozwanego podważano.
Za całkowicie dowolne i pozbawione podstaw należy uznać zarzuty pozwanego, co do stronniczości świadka Bronisława Geremka motywowane przez skarżącego tym, że pozostawał on, jako bliski współpracownik powoda, w stosunkach z nim tego rodzaju, że mógłby zeznawać przed sądem nieprawdę. Sam fakt utrzymywania przyjaznych relacji między świadkiem, a powodem, bez wskazania konkretnych przesłanek faktycznych, nie uzasadnia stawiania zarzutu składania nieprawdziwych zeznań przez bezpodstawne zasłanianie się niepamięcią. Świadek Geremek oznajmił przy tym, że cieszy się dobrą, a nie wybiórczą pamięcią, jest osobą nadal czynną zawodowo, publiczną, profesorem, historykiem, eurodeputowanym, trudno zatem przypisywać mu cechy niepamięci, czy pamięci wybiórczej i żadne fakty w tym procesie nie wskazują, poza podnoszonym aspektem przyjacielskich stosunków pana świadka z panem powodem, na to żeby zeznanie tego świadka z góry uznać za niewiarygodne.
Zdaniem sądu apelacyjnego zatem ocena dowodów prezentowanych i w tym zakresie przez sąd I instancji jest przekonująca i nie narusza wskazanych w apelacji naruszeń prawa procesowego. Prawidłowosci dokonanych ustaleń faktycznych nie podważą w tych warunkach własna ocena materiału dowodowego, którą pozwany prezentował w apelacji i zamierzał zastąpić tą własną oceną ocenę sądu I instancji.
Zdaniem sądu apelacyjnego nietrafnie czyni pan pozwany zarzut sądowi I instancji z tego, że nie wziął pod uwagę złożonej do akt, w formie wydrukowanego maila, wypowiedzi Janiny Kończak, która była jednym z członków delegacji i bezpośrednim świadkiem zdarzenia. Wspomniana wypowiedź przedstawiona przez skarżącego w tej formie nie stanowi bowiem dowodu na okoliczność przebiegu określonego zdarzenia, a jedynie może posiadać walor dokumentu prywatnego, to jest dowodu wyposażonego w domniemanie, że osoba, która by go podpisała, złożyła oświadczenie zawarte w tym dokumencie, tak jak to przewiduje artykuł 245 kpc, ale i tu trzeba podnieść, że trudno ten dokument nawet uznać za dowód o takim charakterze, bowiem do akt został złożony wydruk treści tej wiadomości przesłanej drogą elektroniczną nie zawierający podpisu nadawcy ze względów zrozumiałych ze względu na charakter tej informacji. Ostatecznie zatem oświadczenie innej osoby przedstawione w powyższej formie do akt sprawy nie posiada żadnego waloru dowodowego.
Pozwany, który w tym procesie składał obszerne pisma procesowe, składał liczne wnioski dowodowe, nie zgłaszał dowodu z przesłuchania Janiny Kończak, obecnie noszącej nazwisko Gotner, w charakterze świadka. W obecnym stanie prawnym sąd nie ma powinności prowadzenia dowodów z urzędu, nie ma zatem podstaw zarzut pozwanego, co do nie przeprowadzenia dowodu z zeznań tej osoby w charakterze świadka,
Sąd apelacyjny nie podzielił kolejnego zarzutu pozwanego co do rzekomego przyznania przez pozwanego poza salą rozpraw, że zdarzenie, na kanwie którego spór ten powstał, faktycznie miało miejsce. Pozwany opierał ten zarzut o przedstawione do akt sprawy nagranie wypowiedzi powoda na płytę CD po rozprawie przed sądem okręgowym w dniu 3 lipca 2006 roku. Płyta została złożona do akt i transpozycja na piśmie. Na tę okoliczność sąd apelacyjny przeprowadził we własnym zakresie dowód z uzupełniającego przesłuchania stron. Powód w toku tego przesłuchania nie kwestionował faktu wypowiadania się na korytarzu sądowym i wypowiedzenia również słów spisanych przez pozwanego i przedstawionych w jego piśmie procesowym. Jak wyjaśnił powód, treścią jego nagranej bez wiedzy powoda spontanicznej wypowiedzi, było głośne rozważanie, czy pobytu delegacji we Francji nie była wobec niego organizowana kolejna prowokacja ze strony funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, której autorem mógł być Eligiusz Naszkowski i ze okoliczność tę winien był brać pod uwagę pozwany rozpowszechniając swoją informację na temat powoda w telewizji publicznej. W ocenie sądu apelacyjnego tego rodzaju bardzo niejasne jednak dywagacje powoda, mające postać spontanicznie udzielonej wypowiedzi bezpośrednio po rozprawie sądowej, nagranej bez wiedzy wypowiadającego się, w świetle późniejszych wyjaśnień powoda, zgromadzonych podczas przesłuchania uzupełniającego stron, nie sposób uznać za przyznanie, że opisywane przez niego zdarzenie miało miejsce. Pan pozwany bezpodstawnie domagał się by uznać to za przyznanie się według artykułu 230 kpc, podczas gdy była to czynność absolutnie poza procesem dokonana i w odpowiedni sposób później relacjonowana, wyjaśniana sądowi apelacyjnemu.
Zarzucając sądowi orzekającemu wybiórcze traktowanie materiału dowodowego, to też trzeba podnieść w tym miejscu, że pan skarżący sam pomija te dowody, które nie służą potwierdzeniu jego wersji, a przedstawia własną subiektywną ocenę.
Powód w toku niniejszego procesu przedłożył postanowienie prokuratury wojewódzkiej w Gdańsku z 30 czerwca 1084 roku o umorzeniu śledztwa wszczętego i prowadzonego w stanie wojennym przeciwko niemu i małżonce, w oparciu o przepisy ówczesnej ustawy karno-skarbowej. Z uładnienia tego postanowienia wynika, że przedmiotem zainteresowania ówczesnych organów ścigania PRL był, między innymi, przywóz przez powoda z zagranicy wartości dewizowych, w tym wyjazdu do Francji w październiku 1981 roku. Wobec powoda wysuwano wówczas podejrzenia, że nielegalnie otrzymał wówczas pięćdziesiąt tysięcy franków francuskich. Podstawą wszczęcia tego postępowania karnego były informacje uzyskane z polskich placówek konsularnych za pośrednictwem MSZ, co może rodzić podejrzenia, że mogą one pochodzić z informacji przekazywanych lub sugerowanych przez pracowników Służby Bezpieczeństwa, a także informacje z prasy zachodniej. Prowadzone były wówczas rozliczne czynności prokuratorskie podczas których przesłuchaniom poddano i powoda. Również pana Kalinowskiego, Kaczkowskiego, Rozwalaka – przynajmniej tych dwóch działaczy uczestniczyło w delegacji do Francji. Badano dokumenty z odprawy celnej. Czynności te prokuratorskie nie doprowadziły do ustalenia by Lech Wałęsa przyjął jakieś pieniądze od zagranicznych związkowców i to stało się przyczyną umorzenia wówczas postępowania karnego. To postanowienie ówczesnej prokuratury wojewódzkiej wprawdzie nie jest wyrokiem karnym skazującym, co do którego sąd w postępowaniu cywilnym byłby związany z mocy przepisów z artykułu 11, ale jest jednocześnie dokumentem urzędowym, który ma moc dowodu tego, co zostało urzędowo zaświadczone zgodnie a artykułem 244 kpc.
Pozwany podważał w apelacji istnienie podstaw faktycznych tego orzeczenia, tego umorzenia i przeciwstawił mu swoje własne przypuszczenie, że najprawdopodobniej, jak to określił, to postępowanie karne zostało wszczęte przez nadgorliwych funkcjonariuszy niższego szczebla, a umorzone z obawy dekonspiracji ważnych tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Przypuszczenia tego rodzaju, nie mające żadnego oparcia dowodowego, nie mogą zasługiwać na uwzględnienie. Przekonująca i logiczna jest w ocenie sądu argumentacja powoda, że gdyby prowadzone przeciwko niemu, w stanie wojennym, w tamtych realnych politycznych i historycznych warunkach, śledztwo dawało jakiekolwiek powody do ukarania powoda, to ówczesne władze zapewne skorzystałyby z takiej możliwości i nie poprzestały na szykanie, jaką było samo wszczęcie postępowania i poszukiwanie dowodów. Ukarałyby.
Podkreślenia wymaga jednak to, że opisane orzeczenie prokuratury, podobnie jak zeznania powoływanych przez pozwanego świadków, nie będących uczestnikami delegacji, także nie stanowi dowodu bezpośredniego na okoliczność, czy sporne zdarzenie, czyli to wokół którego sąd się jednak musi obracać w postępowaniu, w ogóle miało miejsce. Jest dowodem posiłkowym, w dalszym ciągu tylko posiłkowym, który obrazuje starania władz PRL o pociągnięcie powoda lub osoby mu bliskiej – małżonki, do odpowiedzialności karnej i o poddanie ich represjom.
Pozwany, zapewne ma to źródło w jego ocenie jakiej dokonuje oceniając osobę pana powoda, nie przyjmuje tych faktów do wiadomości. Uznaje, że źródłem faktów powinny być raporty tajnych współpracowników i funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa zgromadzone w zasobach IPN. Jak to ujął pozwany w apelacji, jego wnioski dowodowe w tym zakresie zmierzały do przeprowadzenia dowodu ogólnego braku wiarygodności powoda w sprawach dysponowania przez niego darami gotówkowymi, przyjętymi w imieniu Solidarności. Byli funkcjonariusze SB mieli być przesłuchani na temat swojej wiedzy o działaniach finansowych powoda. Pozwany określił ich jako specjalistów posiadających źródłową wiedzę o powodzie ze swoich działań operacyjnych.
Zdaniem sądu apelacyjnego, abstrahując od oceny wiarygodności tak zgromadzonych dokumentów, w sytuacji istnienia dowodów bezpośrednich, winny one wyprzedzać dowody pośrednie z dokumentów zwartych w aktach SB, jako oparte na własnej percepcji i obserwacjach określonego zdarzenia przez świadków tego zdarzenia, co należy w dalszym ciągu podkreślić.
Trzeba podnieść jednocześnie, bo powód stawiał zarzuty sądowi, że sąd pominął niesłusznie dowody z zawnioskowanych świadków – funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, wymieniał w szczególności Władysława Kucę i Józefa Buraka. Sąd pominął te dowody, ponieważ wnioski dowodowe, jakie złożył w tym zakresie pan pozwany, nie zawierały adresów tych świadków. Pozwany nie skonkretyzował tych wniosków w tym zakresie również w kolejnym piśmie procesowym złożonym na żądanie sądu I instancji. Domagał się natomiast, by adresy tych świadków ustalił sam sąd okręgowy. Pozwany nie wykazał jednak w żaden sposób braku możliwości zgłoszenia tych wniosków dowodowych w postaci kompletnej, czyli umożliwiającej ich ewentualne uwzględnienie, a sąd nie miał w takiej sytuacji obowiązku oczekiwanego przez pozwanego współdziałania w poszukiwaniu dowodów, bowiem zgodnie z artykułem 232 kpc, do wskazywania dowodów na fakty z których są wywodzone skutki prawne, ustawa nakłada obowiązek na strony, a nie na organ, który prowadzi postępowanie. W tych warunkach nie można zgodzić się zarzutem, że sąd I instancji, jak to twierdził pan pozwany, wybrał i przesłuchał tylko jednego funkcjonariusza - świadka Marka Parola, mimo że był on świadkiem najmniej ważnym, jak określa to pozwany. Przesłuchanie tylko tego świadka spośród byłych pracowników SB wynikało z możliwości przeprowadzenia tego dowodu, bowiem pozwany wskazał adres umożliwiający wezwanie tego świadka.
Trzeba też podnieść, że pan pozwany zawnioskował tego świadka twierdząc, że posiada on wiedzę o incydencie w Paryżu w 1981 roku. Podobne tezy formułował w odniesieniu do innych świadków. Zarzut, że sąd okręgowy przesłuchał świadka najmniej istotnego spośród wnioskowanych funkcjonariuszy, pozwany sformułował w apelacji, zatem po przeprowadzeniu dowodu i poznaniu jego rezultatów, które, należy podnieść, okazały się mizerne, bo świadek Parol zeznał, że nic mu nie wiadomo o delegacji Solidarności do Paryża w październiku 1981 roku. W okresie kiedy ten wyjazd miał miejsce świadek nie służył w ogóle w żadnej z jednostek SB wskazywanych przez pozwanego, a w tamtym czasie przebywał na szkoleniu, nie miał żadnego służbowego związku ze sprawą objętą procesem. To też rzuca pewne światło na charakter składanych wniosków i na intencje pana pozwanego.
Dodać trzeba, że złożony na rozprawie apelacyjnej wniosek dowodowy o przesłuchanie kolejnego świadka, według określenia pozwanego nazwanego konfidentem SB, Wojciecha Zierke, sąd apelacyjny pominął jako spóźniony powołując się tu na artykuł 381 kpc, bo oskarżony, wbrew temu co było mówione na rozprawie apelacyjnej, nie wykazał, ani nawet nie uprawdopodobnił, żeby zachodziła niemożliwość przeprowadzenia tego dowodu w postępowaniu przed sądem I instancji, bądź by potrzeba przeprowadzenia tego dowodu wynikła po wydaniu zaskarżonego wyroku.
Sąd apelacyjny nie podzielił zarzutu apelującego co do oceny zeznań świadka Jacka Merkla, a także innych świadków. Tych przesłuchanych, jak świadek Andrzej Celiński i tych, których przesłuchania ostatecznie odmówiono. Zaliczyć ich należy do grupy osób, którym pozwany w różnych okolicznościach, w tym podczas internowania w stanie wojennym, relacjonował przebieg incydentu na lotnisku. Podkreślić należy, że wbrew zarzutom pozwanego, sąd orzekający nie odmówił wiary ich zeznaniom, co oznacza, że nie zakwestionował tego, że pozwany składał określone relacje innym osobom, na przykład opowiadał w celi więziennej o przebiegu wizyty delegacji Solidarności. Sąd I instancji nie ocenił natomiast tych dowodów, jako dowodów potwierdzających zaistnienie zdarzenia opisywanego przez pozwanego w programie telewizyjnym. To co pozwany opowiadał o określonym zdarzeniu w sposób odbierany, jako wiarygodny w stanie wojennym, nie jest dowodem na to, że zdarzenie miało miejsce w sytuacji, gdy istnieją dowody w postaci zeznań bezpośrednich świadków – uczestników delegacji, które tego nie potwierdziły. Dowodzi jedynie przedstawionego przez świadków faktu, że pozwany opowiadał o takim incydencie innym osobom i nie dowodzi niczego więcej zdaniem sądu. Także ilość osób, które taką relację od pozwanego odebrały, nie wzmacnia twierdzeń pozwanego formułowanych w niniejszym procesie.
Trzeba podkreślić, że ocena dowodów w procesie jest dokonywana przy uwzględnieniu całości zebranego materiału dowodowego, a nie jedynie pojedynczych dowodów. Dokonując takiej oceny, w niniejszym postępowaniu sąd zasadnie kierował się zasadami określonymi w artykule 233, paragraf 1 kpc, ustalając przy tym hierarchię poszczególnych wniosków dowodowych dla potrzeb rozstrzygnięcia sporu. Ocenę tę z przyczyn podniesionych szeroko, sąd apelacyjny zaaprobował, jako dokonaną prawidłowo.
Powracając do argumentacji pozwanego, że w programie telewizyjnym występował jako dziennikarz, należy jeszcze powrócić do tego, że niezależnie od wyrażonych już wcześniej wątpliwości, co do takiego charakteru udziału skarżącego w audycji, to należałoby wobec pozwanego jeszcze wyższe kryteria staranności w doborze informacji przekazywanych opinii publicznej, a kryteria te szczególnej zobowiązują do staranności przy zbieraniu wiadomości, według prawa prasowego. W tej kwestii warto powiedzieć, że pozwany dla uwiarygodnienia w oczach opinii publiczności swojej informacji, powołał się w swojej wypowiedzi na świadka, który całkowicie nie potwierdził przed sądem prawdziwości relacji pozwanego.
Pan pozwany przyznał przy tym, że już w trakcie delegacji do Francji powszechne były wśród jej członków, także u pozwanego, podejrzenia co do agenturalnej roli delegata z Piły Eligiusza Naszkowskiego. Pozwany potwierdził, że absolutną pewność, co do takiej roli tej osoby, posiadał w chwili udzielania spornej wypowiedzi.
Również to samo odnosi się do niewłaściwej wiedzy, przyznanej przez pozwanego, o fakcie wszczęcia przez władze w stanie wojennym postępowania karno-skarbowego przeciwko powodowi. O rezultacie tego postępowania winien był wiedzieć mieniąc się bliskim przyjacielem, osobą blisko związaną z powodem. W ocenie sądu apelacyjnego, w takiej sytuacji, czyli w sytuacji posiadania wiedzy o tym, że członek delegacji, mający czynić publicznie powodowi zarzut nierozliczenia się z pieniędzy, wręcz kradzieży pieniędzy, gdy następuje to podczas oficjalnej wizyty zagranicznej, traktowanej jako bardzo ważne, prestiżowe zdarzenie, przemilczenie tej wiedzy przez pozwanego w audycji, a jednocześnie przedstawienie opisu incydentu na lotnisku, jako dowodu uwikłań powoda i to daleko idących uwikłań, stanowiło rodzaj swoistej manipulacji. Ono przekierowało niejako uwagę odbiorcy z obiektywnie podanej informacji o prawdopodobnej esbeckiej prowokacji na sugerowane przez pozwanego uzależnienie powoda od władz PRL, które – według jego określenia – trzymają za to powoda do dziś, co da się przełożyć na zarzut, że władze komunistyczne przy pomocy wiedzy o tym, że delegaci oskarżali powoda o kradzież pieniędzy utrzymywały powoda w stosunku zależności, w której powód miałby pozostawać z obawy przed ujawnianiem sprawy opisywanej przez pozwanego.
Zdaniem sądu apelacyjnego nie tylko podanie nieprawdziwego, jak to wykazał wynik postępowania, faktu, ale również i to umieszczenie go w wyżej opisanym kontekście, stawiało by poważne wątpliwości co do zachowania przez pozwanego rzetelności i szczególnej staranności, o jakiej mowa w prawie prasowym, gdyby wypowiedź miała charakter materiału prasowego przedstawianego przez dziennikarza. Oczywiste jest dla sądu to, że sposób w jaki pozwany wypowiedział się powodzie, z tego demonstrowanego od lat, powszechnie znanego opinii publicznej, bardzo krytycznego stosunku pana pozwanego wobec osoby powoda i jego dokonań w sferze publicznej.
Jednak skarżący trafnie podnosił, że powód, jako osoba publiczna, wystawiony jest stale na oceny, również negatywne, swojej działalności, ale nie można zgodzić się na dalszą część wypowiedzi pozwanego, który twierdził, że z jednej strony funkcja społeczna powoda, z drugiej wolność słowa i wolność debaty publicznej uzasadniają każdą krytykę, bez żadnych granic. Dlatego sąd apelacyjny nie zgodził się z zarzutem skarżącego, że wyrok zapadł z naruszeniem artykułu 19 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Zdaniem sądu ta konwencja, przepis powołany w apelacji nie uprawnia używania takich sformułowań w debacie publicznej, które naruszałoby dobre imię i cześć krytykowanego. W takim duchu wypowiedział się również Sąd Najwyższy we wcześniejszych orzeczeniach, w orzeczeniu na przykład z 20 marca 2003 roku. Wolność debaty publicznej i wypowiedzi jest wprawdzie zagwarantowana w artykule 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ale ona nie oznacza dopuszczalności powoływania się na fakty nieprawdziwe. Jeśli powołanie się narusza dobra osobiste osób jest to wyłączone spod ochrony konwencji, o czym stanowi artykuł 10, ustęp 2 tejże konwencji. Jest to tym bardziej istotne, że udzielając w telewizji publicznej w tej dyskusji wypowiedzi przez podanie faktu chciał pan pozwany przedstawić szerokiej opinii publicznej materiał do wyrobienia sobie własnej opinii o powodzie w taki właśnie sposób, z użyciem takiego właśnie kontekstu sytuacyjnego, o którym szrzej mówi. Pozwany w telewizji nie powoływał się na fakty zasłyszane, czy wynikające z jego własnych ocen, czy z cudzych badań, tylko jeśli chodzi o ten incydent w autobusie opierał się wydarzeniu, którego jak twierdził sam był świadkiem bezpośrednio obserwował i jeszcze inne publiczne osoby też miały to widzieć. I w takiej sytuacji, wbrew temu, co zarzuca pan pozwany, oczekiwanie od niego dowodu prawdy nie jest nadmiernie wygórowane. Stąd nie może znaleźć aprobaty w sądzie apelacyjnym powoływanie się przez pana pozwanego na orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach przeciwko dziennikarzom w sprawach, gdzie wymóg prawdy został w pewnym sensie zrelatywizowany. Jest to bezpodstawne, bo tutaj nie chodziło o wyrażanie ocen, a raczej o przedstawienie faktów, które miały na celu umożliwienie, jak przyznał pan pozwany, umożliwienia, żeby każdy obywatel wyrobił sobie na tej podstawie swoje zdanie w sprawie na podstawie tego nieprawdziwego faktu o powodzie. Sąd apelacyjny nie chce już odwoływać się w tym momencie do uzasadnienia wyroku sądu I instancji i przytaczać tych argumentów, które legły u podstaw uznania, że działania pana pozwanego nie tylko były bezprawne, ale również było zawinione, co uzasadniało nie tylko przeproszenia i zakazanie dalszych naruszeń, odwołania tych wypowiedzi, ale również uzasadniało zasądzenie zadośćuczynienia opartego o przepisy artykułu 448 kodeksu cywilnego.
Co do zarzutu orzekania ponad żądanie, sąd apelacyjny go w żadnym zakresie nie może podzielić, a to z tej przyczyny, że bez wątpienia, jak wynika z akt sprawy przed zamknięciem rozprawy przed sądem I instancji pełnomocnik powoda sformułował żądanie nowe, dodatkowe, żądania zakazu naruszeń w przyszłości, przez formułowanie tego typu nieprawdziwych wypowiedzi. W związku z tym nie orzekł sąd I instancji ponad żądanie, a zmieścił się w granicach zakreślonych żądaniem strony powodowej.
Sąd apelacyjny nie podzielił też zarzutów odnoszących się do nie przedstawienia w sposób dostateczny podstawy prawnej tego wyroku. Sąd Okręgowy ocenił i podstawę prawną odpowiednio opisał, wskazał dlaczego taką podstawę prawną przyjął, z czego to wynika, uzasadnił również zastosowanie artykułu 448, jeśli chodzi o kwotę zadośćuczynienia orzekł tę kwotę w wysokości odpowiednio wyważonej. Trzeba podnieść, że nigdy nie ma jasnych kryteriów co do tego rodzaju świadczenia. Decyduje stopień zawinienia, zachowania sprawcy, charakter, rozmiar, zasięg tego naruszenia, wydźwięk u odbiorców i zdaniem sądu apelacyjnego, nie przedłużając, to zasądzone zadośćuczynienie odpowiada tym kryteriom, a sąd apelacyjny uznając wyrok za zasadny i w tej części miał ponadto na uwadze tutaj szeroko omówiony też szczególny kontekst tej wypowiedzi i jej bardzo swoistą konstrukcję, która też dodatkowo, zdaniem sądu apelacyjnego, winna ważyć na ocenie zawinienia pozwanego.
Jeśli chodzi o zarzuty sformułowania samego tekstu przeprosin trzeba podnieść, że sąd jest związany żądaniem pozwu. To oświadczenie może trudno uznać za sformułowane w sposób perfekcyjny stylistycznie, ale trzeba też mieć na uwadze to, że intencją powoda było szczegółowe wyartykułowanie na piśmie tych fragmentów ustnej wypowiedzi pozwanego, które były postrzegane, jako naruszające jego dobra osobiste, jako całość określonych wypowiedzi i następnie chodziło o odniesienie do nich treści oświadczenia pozwanego, które miał odwołać, jako nieprawdziwe i zawierającego przeproszenie powoda za to naruszenie. Zatem nie chodzi o to, że ma pan pozwany przeprosić za to, że był z powodem w Paryżu i oświadczyć, że to jest nieprawda, bo był, tylko chodzi o to, że nie było takiego wspólnego pobytu stron w Paryżu, podczas którego Lechowi Wałęsie zarzucano by kradzież. Stąd, zdaniem sądu apelacyjnego, oświadczenie nadaje się do publikacji, jako oddające istotę naruszenia i treść usprawiedliwionego żądania powoda.
Z przyczyn, które są szczegółowo państwu wyłożone, wyrok został zaaprobowany, apelację oddalono, o kosztach orzeczono zgodnie z normami kpc, obciążając nimi pozwanego, jako przegrywającego spór.
Sędzia prowadząca: To wszystko w sprawie. Dziękujemy.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Lis 11, 2007 1:34 am    Temat postu: Sąd Sądem - a Prawda Prawdą (relacji brak) Odpowiedz z cytatem

W tekscie (tak uważa Sąd) mogliśmy przeczytać:
Cytat:
"w procesie powód jest jego gospodarzem, on zakreśla zakres żądania i ochrony jakiej się domaga i to jego żądanie determinuje i przedmiot procesu i kierunek całego postępowania dowodowego, a i tak w ostatecznej kwalifikacji wniosków dowodowych obu stron pod kątem ich przydatności dla celów procesu dokonuje sąd orzekający"

Rzecz jest piękna sama w sobie, gdyż wynika z niej, że zadaniem Sądu nie jest dociekanie prawdy, a stanie w obronie zakresu żądania i ochrony jakiej domaga się powód. Czyli po popełnieniu kradzieży, złodziej powinien czym prędzej oskarżyć tego, kto go złapał, bądź oskarża. O co? O zniesławienie przez pomówienie o kradzież. Sąd bazując na tym co zacytowane ma oddalać wszelkie dowody dopuszczające podważanie wiarygodności powoda. Wynik przy takim postępowaniu może być tylko jeden: UNIEWINNIENIE. I tu tak się działo i tak się stało.
Po rozprawie przed takim Sądem Cnotliwa Zuzanna (Dn 13) byłaby ogłoszona ladacznicą, a starcy pozostaliby nadal 'niekwestionowanymi autorytetami'.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jerzy Dąbrowski
Weteran Forum


Dołączył: 01 Gru 2006
Posty: 314

PostWysłany: Nie Lis 11, 2007 11:21 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Długie to, ale warto było to przeczytać. Sędzia sprawozdawca zupełnie co innego wpisywał do protokołu, a co innego mówił Wałęsa.
Choćby na przykład:

Sędzia sprawozdawca: Czyli również nie był pan ufny wobec Naszkowskiego?
LW: Tak jest. Nawet gdyby miliony mi dawali, to …
Sędzia sprawozdawca: Ale sąd pytał jaki był Naszkowskiego stosunek – czy on się przymilał, starał się wkraść w łaski…


Przebieg procesu jest więc bardzo stronniczy.

Warto zauważyć że Wałęsa zarzucił Wyszkowskiemu że jest esbekiem! Co w ogóle nie zainteresowało sędziego! Jak można coś takiego pomijać i nie wpisać do zeznań!

Sędzia sprawozdawca dyktuje: Ja w życiu miałem wiele prowokacji. Ale proszę powoda konkretnie – to znaczy, że pan nie wyklucza, że mogło to mieć ….
LW: Nie, wykluczam kompletnie. Tylko zastanawiałem się, czy Wyszkowski nie współpracował. - Wyszkowskiego nie ma w materiałach – czy on przypadkiem nie brał udziału w tym, prowokacji? I im się nie udało. To on jest esbekiem
Sędzia sprawozdawca dyktuje: Wykluczam, by sytuacja w autobusie na lotnisku, o której mówił pozwany, miała miejsce. Pan blisko znał tego Naszkowskiego?


Zwracam jeszcze uwagę na jeden fragment
:
Adwokat powoda: Nie wypiera się…
Sędzia prowadząca: dziennikarzowi udzieliłem. Pełnomocnik powoda potwierdza, że nie jest kwestionowane …
LW: Do lekarza.
Sędzia prowadząca: … i w związku z tym nie ma potrzeby odsłuchiwania zapisu na płycie CD z tą wypowiedzią. O to nam chodziło.


Wałęsie puszczają nerwy i chce uciekać do lekarza!

_________________
Nie jedna miarka wskazuje na Jarka,
Wi?c tak jak czuj? tak zag?osuj?!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Edward Soltys
Weteran Forum


Dołączył: 05 Mar 2007
Posty: 613

PostWysłany: Pon Lis 12, 2007 6:03 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dlaczego L.W. nie przysiadl na Zaspie. Do doktoratow honorowych doszloby oczekiwanie na jego oceny i dzialania. Moze mialby jakas role do odegrania. On sam jest najwiekszym swoim wrogiem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum