Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Traktat Lizboński ...Ten traktat szkodzi wolności V. Klaus
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Kwi 08, 2008 5:47 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=331

"Nóżki za krótkie, buty za duże...

Komentarz · tygodnik „Goniec” (Toronto) · 2008-04-06 | www.michalkiewicz.pl

1 kwietnia, a więc w dzień, który w tradycji chrześcijańskiej uchodzi podobno za urodziny Judasza – co przypomniała posłanka Anna Sobecka – o godzinie 17.17 Sejm głosami 384 posłów przy sprzeciwie 56 i 12 wstrzymujących się uchwalił ustawę upoważniającą prezydenta Lecha Kaczyńskiego do ratyfikacji Traktatu Reformującego, zwanego również „Lizbońskim”. Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński do ostatniej chwili na użytek wyborców odgrywał komedię, mającą stworzyć wrażenie, że w ostatniej chwili ratuje Polskę przed niebezpieczeństwami, jakie grożą jej z powodu traktatu, który sam wynegocjował, a gotowość jego podpisania ogłosiła już we wrześniu ub. roku Anna Fotyga, minister spraw zagranicznych w jego rządzie. Słowem – próbował wejść w buty Rejtana, ale okazały się dla niego stanowczo za duże. Komedia trwałaby może jeszcze dłużej, ale prezydent Lech Kaczyński 2 kwietnia wybierał się na szczyt NATO w Bukareszcie, gdzie z Berlina miała przyjechać również Aniela Merkel, którą pragnął udelektować wiadomością, że Polska już zrezygnowała z niepodległości. Temu gorącemu pragnieniu prezydenta wyszedł naprzeciw premier Tusk, pojechał do Juraty, gdzie przy pewnej ilości wina zawarł z prezydentem kompromis treści następującej: PiS zagłosuje za ratyfikacją, PO i PSL zgodzą się na listek figowy w postaci uchwały, w którą Jarosław Kaczyński będzie mógł wpisać sobie wszystkie ratujące Polskę zaklęcia, zaś rząd skieruje do Sejmu projekt ustawy o tym, jak to w sprawach europejskich parlament współdziała z rządem i prezydentem. Krótko mówiąc Premier Tusk zgodził się na listek figowy dla PiS – ale perforowany.

Toteż Jarosław Kaczyński uznał, że dramaturgia wymaga trzymania uczestników widowiska w napięciu aż do ostatniej chwili. Budowaniu napięcia służyło posiedzenie klubu PiS, po którym prezes Kaczyński oznajmił, że decyzję w sprawie ratyfikacji podejmie dopiero po sejmowym wystąpieniu premiera Tuska. Jeśli podtrzyma on obietnicę skierowania do Sejmu wspomnianego projektu ustawy, to dobrze, a jeśli nie – to ... nie wiadomo. Potem rozpoczęło się posiedzenie Sejmu, podczas którego przedstawiciele poszczególnych klubów przedstawiali powody, dla których umacnianie niepodległości Polski należy rozpocząć od formalnej z niej rezygnacji. Ratyfikacja Traktatu Reformującego oznacza bowiem proklamowanie nowego państwa pod nazwą Unia Europejska, którego Polska stanie się częścią składową, podobnie jak Kalifornia jest częścią składową Stanów Zjednoczonych, czy Alberta – częścią składową Kanady. Wystąpienia klubowe zatem osobliwością swojej logiki przypominały tłumaczenie Ugolina, który wyjaśniał, że zjadł własne dzieci, aby uratować im ojca. Ten jawny absurd miała zatrzeć uchwała, do której powpisywano, jaka to Polska będzie suwerenna, jaka niepodległa, jak to prawa tutejsze będą miały „pierwszeństwo” przed unijnymi, zaś „najwyższym prawem” będzie konstytucja – i tak dalej. Dziwiła trochę powściągliwość autorów uchwały, bo można było przecież wpisać do niej, że Polska jest, dajmy na to, również wielka, bogata, mocarstwowa, piękna cała i szczęśliwa – z identyczną skutecznością. Na pytanie posła Macierewicza bowiem, czy uchwała ta ma znaczenie prawne, poseł Zbigniew Chlebowski z PO wyjaśnił, że żadnego znaczenia prawnego ona nie ma i to nie tylko w aspekcie prawno-międzynarodowym, ale nawet z punktu widzenia wewnętrznego porządku prawnego.

Ponieważ okazało się, że posiedzenie Senatu, na którym ustawa ratyfikacyjna ma zostać przyklepana, marszałek Borusewicz wyznaczył nazajutrz, a nie – dajmy na to – po dwóch tygodniach, kiedy do Sejmu mógłby już trafić obiecany przez premiera projekt ustawy, Jarosław Kaczyński zaczął demonstrować obawy, czy przypadkiem ktoś na oczach całej Polski nie chce ty aby zrobić go w konia. Zatem do Sejmu przybył prezydent i wysłuchał przymilnego przemówienia premiera Tuska, Premier nie tylko sam składał się jak scyzoryk, ale okazało się, że zabronił swoim posłom okazywania objawów triumfalizmu. Rozpoczął od zacytowania Jana Pawła II, pochwalił wszystkich za roztropność i patriotismus, podkreślił, że wszyscy wygrali i każdemu należy się nagroda, słowem tak każdemu zakadził, że zarówno nieufnemu prezesowi PiS, jak i panu prezydentowi rączki same składały się do oklasków. Pan prezydent też podparł się Janem Pawłem II, po czym podziękował różnym politykom europejskim. Kiedy dziękował pani kanclerz Anieli Merkel, na sali rozległy się oklaski, które pewnie tylko dlatego nie przeszły w owację na stojąco, że ta nowa świecka tradycja dopiero się u nas odradza. Omnia principia parva sunt – co się wykłada, że wszystkie początki są skromne – ale posłowie szybko się nauczą i już wkrótce będą każdemu niemieckiemu kanclerzowi klaskać tak samo frenetycznie, jak za czasów Edwarda Gierka klaskali Leonidowi Iljiczowi Breżniewowi. Nieomylny to znak, że trwająca od 1989 roku pieriedyszka zbliża się ku końcowi.

Po przemówieniach poseł PiS, nomen omen Tchórzewski, poprosił o godzinną przerwę. Ten tempus deliberandi potrzebny był Jarosławowi Kaczyńskiemu do podtrzymania wrażenia, że jeszcze się waha i ocenia, czy uznać umizgi premiera Tuska za wystarczającą gwarancję niepodległości i bezpieczeństwa Polski, czy też dodać trochę dramatyzmu, przedłużając pozory swojej wiarygodności jeszcze o kolejny kwadrans. Ale czas biegł nieubłaganie i o 17.17 nadeszła godzina prawdy.

Następnego dnia ustawę przyklepała wymagana większość senatorów, zaś posłowie, którzy głosowali przeciwko Anschlussowi rozpoczęli zbieranie podpisów pod wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie zgodności ustawy ratyfikacyjnej z konstytucją. Nie wiem, jakie podniosą tam zastrzeżenia; myślę, że można podnieść co najmniej dwa. Po pierwsze – czy w sytuacji, gdy Traktat Reformujący oznacza transfer suwerenności a ta, zgodnie z art. 4 konstytucji, przysługuje „Narodowi”, Sejm upoważniając prezydenta do ratyfikacji Traktatu nie przekracza własnych kompetencji? Po drugie – art. 90 konstytucji wprawdzie daje możliwość przekazania „uprawnień władzy państwowej w niektórych sprawach” – ale tylko „organizacji międzynarodowej” lub „organowi międzynarodowemu”, a nie – innemu państwu, jakim będzie przecież Unia Europejska. Z tych zastrzeżeń musiał zdawać sobie sprawę prezydent Lech Kaczyński, bo w swoim wystąpieniu twierdził, że Unia Europejska nie będzie państwem, bo Traktat Reformujący zrezygnował z atrybutów państwa, takich jak flaga, czy hymn. Mówił to najzupełniej serio, a w każdym razie – z poważnym wyrazem twarzy, bez żadnego porozumiewawczego mrugania. Ciekawe w takim razie, dlaczego przed Pałacem Namiestnikowskim, w którym od 1 stycznia przyszłego roku będzie rezydował jako swego rodzaju namiestnik, powiewają niebieskie flagi z 12 złotymi gwiazdami, oznaczającymi 12 pokoleń Izraela?

Wprawdzie Jarosław Kaczyński, najwyraźniej próbując nadal odgrywać rolę zbawcy Ojczyzny, pomysł skierowania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego nieoczekiwanie pochwalił, a prezydent uznał, że byłby on realizacją „prawa posłów”, jednak prezes TK Jerzy Stępień najwyraźniej nie zamierza statystować w tej sztuce i przyprawiać prezesowi Kaczyńskiemu kolejnego figowego listka. Przypomniał tedy, że w tej fazie procesu legislacyjnego posłowie nie mają nic do gadania, a z wnioskiem mógłby wystąpić co najwyżej prezydent. Jest to zgodne z art. 2 ust. 2 ustawy z 1 sierpnia 1997 roku o Trybunale Konstytucyjnym, który stanowi, że Trybunał stwierdza zgodność umowy międzynarodowej przed jej ratyfikacją „na wniosek prezydenta”. Tymczasem prezydent Traktatu Reformującego jeszcze nie podpisał, więc jest on w fazie „przed ratyfikacją”. W tej sytuacji deklaracja prezydenta, że posłowie działają w granicach swoich uprawnień, świadczy o niezbyt dokładnej znajomości prawa – ale bo też pan prezydent specjalizował się w zupełnie innej dziedzinie jurysprudencji. Ponieważ chodzą słuchy, że nie zamierza „śpieszyć się” z podpisaniem Traktatu, to kto wie, czy posłowie będą mogli złożyć swój wniosek przed 1 stycznia 2009 roku. Ale nawet gdyby mogli, to pewnie nic by to nie zmieniło, bo prezydent Kaczyński oświadczył, że „nie ma wątpliwości”, co w tej sprawie orzeknie Trybunał. Pewnie wie, co mówi, ale ciekawe, skąd to wie?


Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada)."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Kwi 10, 2008 7:29 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=7614

Felieton
"Głos Polski"
pos. Antoni Macierewicz (2008-04-03)


Felieton

słuchaj
zapisz
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2008/04/2008.04.03.f.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2008.04.03.f&d=2008-04-03
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Kwi 16, 2008 5:45 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20080416&id=po21.txt

"W dniu, w którym prezydent podpisze traktat lizboński, wpłynie skarga do Trybunału Konstytucyjnego

Czekają i analizują

Grupa senatorów pod kierunkiem prawnika konstytucjonalisty Piotra Łukasza Andrzejewskiego (PiS) kończy już przygotowywać obszerną analizę traktatu lizbońskiego wskazującą na szereg sprzeczności umowy międzynarodowej, jaką jest traktat, z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej. Jeżeli prezydent Lech Kaczyński zdecyduje się ostatecznie ratyfikować traktat lizboński, tego samego dnia przedstawiciele izby wyższej parlamentu wystąpią do Trybunału Konstytucyjnego o sprawdzenie zgodności tego dokumentu z Konstytucją.

- To, nad czym pracujemy obecnie, to obszerna analiza traktatu lizbońskiego. Na dzień dzisiejszy nie możemy złożyć do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o wszczęcie postępowania sprawdzającego zgodność traktatu z Konstytucją. Taką możliwość zyskamy dopiero po ewentualnym ratyfikowaniu go przez prezydenta, więc chcemy ten czas wykorzystać na dokładne, prawne wskazanie jego sprzeczności z ustawą zasadniczą - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" senator Czesław Ryszka (PiS).
Ustawę ratyfikacyjną w Senacie poparło 74 senatorów, przeciw było 17, a 6 wstrzymało się od głosu. Jednak większość senackiego klubu PiS (23 z 27 członków) nie poparła traktatu. Teraz część z nich przygotowuje wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o sprawdzenie zgodności traktatu z Konstytucją. Jak udało nam się dowiedzieć, senatorowie prawicy wskazali już kilka zapisów traktatu reformującego, które po wejściu w życie porozumienia będą obowiązujące dla polskich władz, choć stoją w sprzeczności z ustawą zasadniczą lub też wzajemnie się wykluczają. Już na poprzednim posiedzeniu Senatu eurosceptyczni parlamentarzyści rozpoczęli zbieranie podpisów pod wnioskiem do Trybunału. Zgodnie z art. 188 Konstytucji wniosek o zbadanie zgodności umowy międzynarodowej z Konstytucją może złożyć m.in. grupa 50 posłów lub 30 senatorów. O całej sprawie informowaliśmy jako pierwsi. "Dziennik" komentował wówczas, iż senatorowie mogą to zrobić tylko przed ratyfikowaniem traktatu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Doniesienia organu medialnego koncernu Axel Springer mijają się z prawdą. - Jest dokładnie odwrotnie. Wniosek do Trybunału Konstytucyjnego będziemy mogli złożyć dopiero po ratyfikowaniu traktatu. Prezes Trybunału Konstytucyjnego, ten sam, co rozwalił lustrację, Jerzy Stępień wyraźnie powiedział, że wcześniej takiego wniosku nie rozpatrzy - tłumaczy senator prof. Ryszard Bender.
Przygotowywana przez senatorów obszerna analiza ma stanowić podstawę prawną do wniosku, który ostatecznie trafi do Trybunału Konstytucyjnego. Kwestionują w niej m.in. zapis traktatowy mówiący o nadrzędności prawa wspólnotowego nad prawem polskim w sytuacji, gdy zarazem z artykułu 8 naszej Konstytucji wynika, że jest ona najwyższym aktem prawnym i że inny nie może być z nią sprzeczny. Parlamentarzyści wskazują też, że Trybunał Konstytucyjny powinien zbadać kwestię kompetencji organów polskiego państwa, które traktat lizboński przenosi na organy unijne, choć jednocześnie niedookreślona jest bariera ograniczająca przeniesienie takich kompetencji. Zdaniem prawników, według traktatu taki zakres jest znaczny, m.in. w sprawach gospodarczych wynosi on 80 procent, natomiast ustawa zasadnicza mówi, iż organizacjom międzynarodowym można przekazać tylko niektóre kompetencje administracji. - Jeżeli pan prezydent ratyfikuje traktat, złożymy wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Ciągle jednak mam nadzieję, że pan prezydent nie podpisze go bez wcześniejszego przyjęcia tzw. ustawy gwarancyjnej - mówi senator Czesław Ryszka."
Wojciech Wybranowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Kwi 23, 2008 8:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/124567.html

"Czy polska władza sprzeniewierza się woli narodu?
Krystyna Pawłowicz 23-04-2008, ostatnia aktualizacja 23-04-2008 00:28

Trybunał Konstytucyjny powinien interpretować polskie przepisy zgodnie z postanowieniami konstytucji, a nie życzliwie dla Unii Europejskiej – pisze profesor prawa

(...)

Powoływano się na argumenty konstytucyjne, które osobom niezorientowanym głębiej w problematyce mogły wydawać się nawet przekonujące.

W związku z tym wyjaśnienia wymaga kilka kwestii, które wykorzystywane są przez sympatyków państwa wspólnotowego w sposób wprowadzający opinię publiczną w błąd.


Autodestrukcja państwa

Twierdzi się, że polska konstytucja dopuszcza przystąpienie do Unii i przekazanie jej „części kompetencji organów władzy publicznej (art. 90)”. Pogląd ten nie oddaje wiernie treści ani sensu tego przepisu. W rzeczywistości zezwala on na przekazanie „organizacji międzynarodowej (ale nie tworzonemu państwu unijnemu) kompetencji organów władzy państwowej (tylko) w niektórych sprawach”. UE nie jest „organizacją międzynarodową” w rozumieniu prawa międzynarodowego.

Nadto przekazanie na jej rzecz jak dotychczas około 80 proc. spraw z zakresu gospodarki (nie licząc innych dziedzin, np. spraw zagranicznych, wewnętrznych, rolnictwa, itp.), z najważniejszych, strategicznych dla każdego państwa, obszarów nie jest przekazaniem kompetencji „w niektórych sprawach”, jak zezwala Konstytucja RP. Już dawno bowiem władze polskie oddały Unii większość kluczowych kompetencji w większości spraw, co jest wyraźnym naruszeniem art. 90 ustawy zasadniczej.

A ponieważ celem Unii jest „dalsza”, „pełna” integracja, na mocy kolejnych traktatów przejmie zapewne całość podstawowych, suwerennych spraw i decyzji przekazywanych jej etapami przez polskie władze. Zawsze oczywiście z uzasadnieniem, że art. 90 konstytucji na to zezwala.

Powstaje jednak pytanie, czy polskie władze, cedując sukcesywnie i dobrowolnie (!) swe konstytucyjne i ustawowe zadania i decyzje na struktury zagraniczne, działają w zgodzie z narodowymi interesami? Czy organy władzy nie sprzeniewierzają się woli narodu, nie nadużywają depozytu władzy?

Trudno bowiem przyjąć, że naród polski poprzez działania swych przedstawicieli we władzach przekazujących najistotniejsze obszary swych decyzji podmiotom zewnętrznym dąży do samolikwidacji swego państwa, do narodowego i państwowego samobójstwa. Z tego też powodu treść art. 90 jest sprzeczna z fundamentalną aksjologią konstytucji, m.in. zasadą suwerenności i niepodległości Polski wyrażoną już na wstępie, w jej preambule.

Trzeba wyraźnie podkreślić, iż w konstytucji w ogóle nie powinno być przepisu w rodzaju art. 90 dającego podstawę do poważnego ograniczenia lub znoszenia suwerenności państwowej. Tym bardziej że przepis ten nie formułuje i nie wyznacza wyraźniejszych granic ilościowych ani rodzajowych dla praktycznie nieodwracalnego (zdaniem ETS) przenoszenia atrybutów suwerenności RP na rzecz niejasnego, przy tym samozwańczego „suwerena unijnego”.

Twórcy konstytucji z 1997 r. odpowiedzialni za włączenie do niej postanowień art. 90 ponoszą historyczną odpowiedzialność za przygotowanie podstawy prawnej umożliwiającej i legitymizującej etapową (a przez opinię publiczną w krótkiej perspektywie niezauważalną) autodestrukcję państwa, jego prawa i dekompozycję jego funkcji, zadań i organizacji.


Nielogiczna zasada przychylności

Dla uzasadnienia konstytucyjności działań prawnych związanych z ratyfikacją kolejnego traktatu (lizbońskiego), jeszcze bardziej spajającego struktury państwa i prawa polskiego z UE wskazuje się, że w art. 9 konstytucji „jest podstawa do skonstruowania zasady przychylności dla prawa międzynarodowego i integracji europejskiej”.

Ten pogląd ma charakter życzeniowy, gdyż przepis: „Rzeczpospolita przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego”, nie stanowi podstawy dla jakiejś przychylności (cóż to zresztą miałoby prawnie oznaczać?). Deklaruje on, że Polska w ramach konstytucji opartej na jej nadrzędności w całym systemie prawa (zob. art. 89 i 91 ust. 1) zwyczajnie przestrzega zawartych umów międzynarodowych.

Umowy te nie mogą jednak obalać konstytucji, być z nią sprzeczne ani wobec niej nadrzędne. Poza tym umowy międzynarodowe zawierane są przez suwerenne państwa w celu realizacji własnych, odrębnych interesów. Państwa tak interpretują i wykonują te umowy, by założone przy jej zawieraniu cele egoistycznie osiągnąć.

Nikt nie zawiera przecież umów po to, by potem, w razie sporu czy niejasności, interpretować je przychylnie dla strony przeciwnej, z uszczerbkiem dla własnych interesów. Mówiąc krótko, w art. 9 konstytucji nie ma podstaw dla jakiejś niejasnej zasady przychylności dla prawa międzynarodowego i integracji europejskiej, gdyż byłoby to nielogiczne. Ten krótki przepis oświadcza jedynie, że Polska zawartych umów przestrzega.


Pierwszeństwo dla Unii

Zajęcia stanowiska wymaga też inny powielany powszechnie na użytek integracyjny pogląd. Uważa się więc, iż problem dwuwładzy na terytorium RP prawa polskiego i funkcjonującego niezależnie prawa unijnego oraz spójność między nimi należy rozwiązać poprzez praktykę „proeuropejskiej” wykładni przepisów polskich przez sądy polskie, w tym Trybunał Konstytucyjny (TK).

Trudno przyjąć, że naród polski, przekazując przez swoich przedstawicieli kolejne kompetencje Unii Europejskiej, dąży do narodowego i państwowego samobójstwa

(...)

Powyższe, niektóre tylko, problemy dowodzą, że polska konstytucja nie jest dla władz aktem najważniejszym. Stosowana jest wybiórczo, dość dowolnie interpretowana, a często – niestety – interpretowana wbrew wartościom, które ma chronić, tj. dobro i integralność państwa polskiego i jego obywateli.

Władze publiczne i TK co innego przy tym deklarują i nawet uchwalają (np. sejmowa uchwała z 1 kwietnia 2008 r. podkreślająca pierwszeństwo polskiej konstytucji przed regulacjami unijnymi czy wyrok TK dotyczący akcesji Polski do UE, uznający nadrzędność polskiej konstytucji, a przy okazji też nadrzędność prawa wspólnotowego), a co innego robią.

TK jak gdyby nigdy nic równocześnie rozwija i stosuje „życzliwą” dla UE interpretację polskiego prawa, przyznając de facto jego podrzędność, a władze publiczne przekazują Unii traktatami kolejne elementy suwerenności (spośród już tylko „niektórych”, które jeszcze zostały). I przy każdej okazji upewniają się zawczasu, czy aby na ich różne działania Unia pozwala.

Autorka jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
"

Źródło : Rzeczpospolita

Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/124567.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Kwi 25, 2008 6:22 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/125461.html

"Traktat Lizboński skierowany do Trybunału Konstytucyjnego
reg 24-04-2008, ostatnia aktualizacja 24-04-2008 19:46

Czeski Senat skierował Traktat Reformujący Unię Europejską do Trybunału Konstytucyjnego, by zbadał jego zgodność z czeskim porządkiem prawnym.

Wniosek w tej sprawie, zgłoszony przez rządzącą prawicową Obywatelską Partię Demokratyczną, poparło 48 spośród 70 obecnych w sali obrad senatorów. Przeciwni opóźnianiu ratyfikacji traktatu lizbońskiego byli opozycyjni socjaldemokraci.

Senat zwrócił się o zbadanie zgodności z konstytucją sześciu sfer Traktatu Reformującego UE. Chodzi m.in. o przeniesienie niektórych uprawnień państwa na szczebel europejski, o zmianę sposobu decydowania w Radzie UE z jednomyślnego na większościowy oraz o zakres obowiązywania Karty Praw Podstawowych UE w Republice Czeskiej.

Senat zawiesił debatę ratyfikacyjną do czasu wydania orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny, apelując jednocześnie do jego sędziów, by uczynili to bez większej zwłoki."

Źródło : PAP
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Kwi 25, 2008 6:44 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20080425&id=po01.txt

"Jeszcze prezydent nie zdążył ratyfikować traktatu z Lizbony, a rząd już sonduje możliwość odstąpienia od protokołu brytyjskiego

Poznaj intencje Platformy

W opublikowanej na stronach internetowych Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej broszurze "Poznaj Traktat z Lizbony" znalazła się informacja, że Polska może odstąpić od protokołu brytyjskiego. Może tak się stać po wejściu w życie traktatu i dokonaniu analizy skutków prawnych nadania Karcie Praw Podstawowych charakteru prawnego. Autorem analizy jest prof. Jan Barcz, a wstęp do niej napisał premier Donald Tusk.

"Polska postanowiła ostatecznie przystąpić do tzw. protokołu brytyjskiego, odnoszącego się do KPP; sam protokół 'wyostrza' pewne zastrzeżenia polityczne co do zakresu stosowania KPP, natomiast nie wnosi nowej treści normatywnej w stosunku do obwarowań stosowania Karty zawartych w art. 6 (nowym art. 6) ust. 1 TUE oraz Tytule VII Karty. Rząd RP zdecydował się na podpisanie traktatu z Lizbony wraz z tzw. protokołem brytyjskim, nie chcąc rozpoczynać dyskusji w toku procedury ratyfikacyjnej traktatu. Po wejściu traktatu w życie oraz dokonaniu analizy skutków prawnych nadania KPP charakteru prawnego Polska ma oczywiście możliwość odstąpienia od protokołu" - pisze Jerzy Barcz w sztandarowej analizie zamieszczonej na stronach internetowych Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej.
Donald Tusk prezentuje w sposób bardzo entuzjastyczny wizję funkcjonowania zreformowanej na podstawie traktatu Unii Europejskiej. Niewiele mówi się zaś m.in. o problematyce ograniczenia pozycji Polski na arenie międzynarodowej.
- Mówienie o traktacie w kategoriach pożytku, a nie zagrożeń świadczy o przyjmowaniu bardzo przedmiotowej perspektywy myślenia o Polsce. Powinniśmy się zastanowić, czy ten traktat ułatwia czy utrudnia realizację celów polityki polskiej. I z tego punktu widzenia jest to bardzo zły traktat, który następuje po złych negocjacjach - powiedział nam były marszałek Sejmu Marek Jurek, lider Prawicy Rzeczypospolitej.
W broszurze napisano, że "proces integracji europejskiej przybiera formę prawną organizacji międzynarodowej", a w związku z tym nie "zmierza w kierunku jakiejś formy państwa ogólnoeuropejskiego". Zdaniem Marka Jurka, w pewnym zakresie spraw będziemy podlegać decyzjom większościowym w UE, a to znaczy, że pozwalamy innym państwom na podejmowanie decyzji w sprawach, które nas dotyczą, nawet gdyby to było wbrew naszemu stanowisku. Powstaje pytanie - dodaje były marszałek - czy narodom Europy potrzebne jest "superpaństwo", budowanie państwa federacyjnego wyposażonego we władzę wobec poszczególnych narodów? - Jak dalecy jesteśmy od wypracowania wspólnej wizji politycznej, pokazał ostatni szczyt NATO w Bukareszcie, gdzie Polska miała wspólne stanowisko z państwami, które nie należą do UE, jak USA czy Ukraina i Gruzja, a rozbieżne z państwami takimi jak Niemcy i Francja - komentuje Jurek.
W tekście broszury zamieszczonej na stronach UKIE na próżno szukać informacji o obniżeniu pozycji Polski w UE, ograniczeniu możliwości oddziaływania na kształtowanie władz unijnych, inicjatyw politycznych, kształtowanie wspólnego budżetu, polityki solidarności, kontynuacji np. wspólnej polityki rolnej. - A tutaj tracimy instrumenty, które mieliśmy w traktacie nicejskim - zaznacza Marek Jurek.
Traktat wiąże państwa UE zasadą wspólnej polityki zagranicznej, nie określając jej celów nawet w sprawach tak podstawowych, jak kierunki rozszerzenia. Deklaruje jednocześnie solidarność energetyczną, a tymczasem budowa Gazociągu Północnego posuwa się do przodu i być może Polska będzie musiała go współfinansować w ramach naszych składek unijnych.
Sam protokół brytyjski dołączony do traktatu z Lizbony dotyczy ograniczeń w stosowaniu części przepisów Karty Praw Podstawowych. Polska ma nas zabezpieczać przed zagrożeniami własności na Ziemiach Odzyskanych oraz zmuszaniem do wprowadzenia do systemu prawnego instytucji sprzecznych z moralnymi przekonaniami zdecydowanej większości społeczeństwa (związki homoseksualne, aborcja na życzenie). Polska przyłączyła się do brytyjskiego protokołu na szczycie w Lizbonie w październiku 2007 roku, gdzie osiągnięto porozumienie w sprawie nowego traktatu. Profesor Anna Raźny na łamach "Naszego Dziennika" (4 kwietnia br.) informowała, że Karta nie daje żadnych prawnych gwarancji dla obrony życia od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. KPP degraduje tradycyjny model rodziny i małżeństwa, wprowadzając związki partnerskie i homoseksualne jako alternatywne dla nich. Ponadto - traktując te związki równorzędnie z rodziną - daje możliwość wychowywania dzieci przez pary homoseksualne. Dlatego odstąpienie od protokołu miałoby dla Polski daleko idące skutki prawne i moralne. Profesor Anna Raźny dodaje jednak, że sam protokół nie zabezpiecza nas do końca przed konsekwencjami obowiązywania KPP.
Autor broszury prof. Jan Barcz w swoich wywiadach prasowych informował, że odejście od protokołu jest możliwe bez potrzeby przeprowadzenia od początku całej procedury ratyfikacyjnej. Jego zdaniem, wystarczy samo oświadczenie rządu o wycofaniu się z protokołu i jest to sprawa wewnętrzna danego kraju.
Nie wszyscy prawnicy zgadzają się z taką opinią. Mecenas Stefan Hambura uważa, że nie można odstąpić od protokołu brytyjskiego bez zachowania procedury wprowadzenia zmian w traktatach, co z kolei wymaga zgody pozostałych państw UE. - Moim zdaniem, należałoby wszcząć postępowanie zmieniające zapis w traktacie, bo to jest protokół dołączony do traktatu, i wszystkie państwa musiałyby wyrazić zgodę - powiedział nam mecenas Hambura.
Według Antoniego Macierewicza, istnieje szereg wskazówek, które pokazują, że obejście tego protokołu będzie możliwe, jeśli nie zostanie jasno zagwarantowane w prawodawstwie polskim, że zmian dotyczących protokołu nie można dokonywać zwykłą większością głosów w Sejmie, lecz większością właściwą dla zmiany Konstytucji, i zgodę na to muszą wyrazić wszystkie organy władzy (Sejm, Senat i prezydent). - Te zabezpieczenia próbuje się przyjąć w tzw. ustawie kompetencyjnej, chociaż to powinno być w ustawie wyrażającej zgodę na ratyfikację traktatu, takie rozstrzygnięcie byłoby silniejsze. Takie zabezpieczenia próbuje się znaleźć, trwają poszukiwania, efekty tych poszukiwań nie są na razie znane nawet posłom - wyjaśnia Macierewicz. Dodaje, że nawet pobieżna analiza sytemu prawnego UE pokazuje, iż jest to system "gumowy", który pozwala na dużą dowolność interpretacyjną.
Zdaniem posła Joachima Brudzińskiego (PiS), ewentualne odstąpienie rządu premiera Donalda Tuska od protokołu byłoby "kompromitacją wiarygodności autorytetu premiera". - Premier z mównicy sejmowej, powołując się na autorytet Urzędu Prezesa Rady Ministrów, deklarował Polakom i parlamentarzystom w obecności prezydenta RP, że jego rząd i on osobiście nie będzie podejmował żadnych działań mających na celu odejście od protokołu brytyjskiego - podkreślił poseł Brudziński.
Na pytanie, czy rząd premiera Tuska odstąpi od protokołu, rzecznik rządu Agnieszka Liszka ucina, że premier Tusk niejednokrotnie deklarował, iż takich zamiarów nie ma i nic się nie zmieniło w tej sprawie."
Paweł Tunia
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Kwi 25, 2008 7:02 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.glos.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=280&Itemid=119

" Konstytucja RP ma pierwszeństwo
Redaktor: JMJ
17.04.2008.

Jest pewne instrumentarium, które może pozwolić Polsce na korzystną interpretację postanowień Traktatu Lizbońskiego.

Z mecenasem Stefanem Hamburą z Berlina rozmawia Teresa Wójcik

- Co się stanie, jeśli prezydent ratyfikuje Traktat Lizboński?
- Sam Traktat wprowadza naturalnie nową jakość. Były premier Jarosław Kaczyński przestrzegał, że Polska może stać się po prostu „unijnym województwem”. Czy jak to mówi się w Niemczech – krajem związkowym. Bo Traktat oznacza, że Unia Europejska staje się w pewnym stopniu państwem federalnym. I może tak być, że jej państwa członkowskie będą miały obecnie coś do powiedzenia, a z biegiem czasu prawie nic.

- To znaczy, że zagrożona będzie suwerenność państwa polskiego?
- W pewnym stopniu tak. Z tym że dzisiaj inaczej pojmuje się suwerenność akceptując pewne jej ograniczenia na rzecz interesu całej wspólnoty europejskiej. Ale jest pewne instrumentarium, które może pozwolić Polsce na korzystną interpretację postanowień Traktatu Lizbońskiego. Chodzi o sprzeczność pomiędzy art. 8 Konstytucji RP - który stanowi, że polska ustawa zasadnicza jest najwyższym prawem w państwie – z Deklaracją nr 17 Traktatu Lizbońskiego, która przynosi pierwszeństwo Europejskich Traktatów i prawa unijnego w państwach Unii przed prawem krajowym.
Reklama


- Co można zrobić wobec tej oczywistej sprzeczności, jaki organ może być kompetentny do rozstrzygania?
- Klarowna jest tu ocena prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który w orędziu do Narodu, a następnie w swoim wystąpieniu w Sejmie stwierdził, że na terenie Rzeczypospolitej Polskiej obowiązuje prymat prawa polskiego nad unijnym. To jest bardzo ważne stwierdzenie, tym bardziej, że to prezydent Kaczyński negocjował Traktat Reformujący, który nazywa się obecnie Traktatem z Lizbony. Prezydent wie więc jak się odnoszono podczas negocjacji do tego zderzenia dwóch odrębnych porządków prawnych. Wymaga to także dodatkowego wyjaśnienia, gdyż na początku zawartość obecnej Deklaracji nr 17 znajdowała się w samym Traktacie Konstytucyjnym, jak wiadomo odrzuconym przez Francję i Holandię (miała wtedy formę art.I–6). Nie umieszczenie tego zapisu w Traktacie Lizbońskim mówi samo za siebie. To znaczy bowiem, że państwa członkowskie nie widzą tego postanowienia o prymacie prawa unijnego nad krajowym jako zapisu traktatowego. Zapis ostatecznie zawarty w Deklaracji nr 17 nie został nawet uwzględniony w protokołach, które stanowią integralną część traktatu. Deklaracje nie są prawnie obowiązujące. Mogą zostać wykorzystane jako element wykładni traktatów. Jak już mówiłem – wycofanie zapisu o prymacie prawa unijnego nad krajowym już nawet nie do „drugiego szeregu”, czyli do protokołów, ale do „trzeciego szeregu”, do deklaracji – jest bardzo wymowne. Świadczy o tym, że jednak prawo państw członkowskich – a więc również Konstytucja RP, ma niepodważalne pierwszeństwo przed prawem unijnym. Trzeba się tego trzymać. Ta prawda powinna stać się powszechnie znaną i obowiązującą w Polsce.

- A co w sytuacji, gdy ta prawda nie będzie uznana bądź to przez polskie władze, bądź przez władze unijne?
Reklama

- Nie mogę sobie wyobrazić, aby orzecznictwo krajowe czy wykładnia nie uznawały opinii prezydenta RP, który był negocjatorem Traktatu. Aby najwyższą moc prawną uzyskała w Polsce Deklaracja nr 17. Dokument bez większego znaczenia prawnego. Orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 11 maja 2005 r. poświęcone zgodności Traktatu Akcesyjnego z Konstytucją RP zawiera stwierdzenie o pierwszeństwie Konstytucji polskiej. Moim zdaniem Trybunał Konstytucyjny nie jest tu osamotniony, gdyż również analogiczne organy innych państw członkowskich Unii orzekały podobnie, np. niemiecki Trybunał Konstytucyjny.

- A czy sprawa zgodności Traktatu Lizbońskiego z polską Konstytucją powinna trafić przed polski Trybunał Konstytucyjny?
- Myślę, że tak. Trybunał powinien się na ten temat wypowiedzieć. Prezydent RP ma prawo przed ratyfikowaniem umowy międzynarodowej zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o sprawdzenie zgodności tej umowy z Konstytucją. Po ratyfikacji – z takim wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego może się zwrócić znowu prezydent, a także premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, prezes Najwyższej Izby Kontroli oraz 50 posłów lub 30 senatorów, rzecznik praw obywatelskich itd. Tu przypomnę, że w Sejmie przeciwko ratyfikacji, głosowało 56 posłów, wstrzymało się 12. Wnioskodawców więc z pewnością nie zabraknie."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Kwi 29, 2008 1:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/127470.html

"Czy Irlandczycy zablokują traktat lizboński
Anna Słojewska 29-04-2008, ostatnia aktualizacja 29-04-2008 02:22

W Irlandii spada poparcie dla traktatu lizbońskiego. Euroentuzjaści nie kryją niepokoju.

Według najnowszych sondaży przewaga zwolenników nowego unijnego traktatu nad jego przeciwnikami wynosi już tylko 4 punkty procentowe: 35 wobec 31 procent. Do referendum pozostało sześć tygodni, a jedna trzecia obywateli Irlandii nie wie, jak zagłosuje.

– Przegrana w referendum byłaby katastrofą – ostrzegł premier Bertie Ahern. On sam ustąpi ze stanowiska już 6 maja pod wpływem oskarżeń o korupcję. Nie chce, by krytyka jego osoby stała się podstawą do głosowania na „nie” w sprawie, która nie ma nic wspólnego z polityką rządu.

Ta taktyka przynosi częściowe rezultaty, bo opozycyjna Partia Pracy apeluje o poparcie dla traktatu lizbońskiego. – Rozumiem waszą złość na politykę tego rządu. Ale oprzyjcie się pokusie utarcia mu nosa przez zagłosowanie na „nie” – mówił lider partii Eamon Gilmore.

Euroentuzjastów niepokoi spadek poparcia i wzrost niechęci do traktatu, ale przede wszystkim ciągle wysoki – 34 proc. – odsetek niezdecydowanych. Im mniej osób pójdzie do urn 12 czerwca, tym mniejsza szansa na przyjęcie traktatu. Ponieważ wtedy zagłosują osoby najbardziej zdeterminowane, które chcą jego odrzucenia. To przede wszystkim rolnicy, mała, ale wpływowa grupa w Irlandii. Boją się, że trwające właśnie negocjacje dotyczące dalszej liberalizacji handlu w Światowej Organizacji Handlu (WTO) pogorszą ich sytuację.

Część biznesmenów z kolei boi się unijnych planów ujednolicenia zasad obliczania podatków od przedsiębiorstw. Ich zdaniem to pierwszy krok do ujednolicenia stawek podatkowych, co zmniejszyłoby atrakcyjność Irlandii jako miejsca dla zagranicznych inwestycji.

Prawie wszystkie państwa Unii zdecydowały się na mniej ryzykowną metodę ratyfikacji traktatu przez parlament narodowy. Irlandia jako jedyna, bo zmusza ją do tego konstytucja, organizuje referendum. Na Zieloną Wyspę pielgrzymują eurosceptyczne ugrupowania z całej UE, bo to jedyne miejsce, gdzie ich głos może być wysłuchany.

– Jeśli Irlandczycy zagłosują na „nie”, Unia będzie miała wielki problem – mówi „Rz” Clara Marina O’Donnell, ekspert Centrum Reformy Europejskiej (CER) w Londynie. Według niej oznaczałoby to faktyczny koniec traktatu, ponieważ nikt nie pokusi się o wywarcie presji, żeby Irlandia zorganizowała kolejne referendum. – To prawda, referendum w sprawie traktatu nicejskiego było powtórzone. Ale wzbudziło to ogromne kontrowersje i przekonanie, że nikt nie słucha głosu zwykłych ludzi. Nie sądzę, żeby ktoś zaproponował powtórkę tego scenariusza – uważa Clara O’Donnell.

Źródło : Rzeczpospolita

Rząd musi zapytać obywateli o zdanie, bo tak każe konstytucja"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Kwi 30, 2008 6:27 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=7840

Ratryfikacja traktatu Lizbońskiego
pos. Jacek Kurski (2008-04-2Cool


Aktualności dnia

słuchaj
zapisz
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2008/04/2008.04.28.akt04.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2008.04.28.akt04&d=2008-04-28
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Kwi 30, 2008 6:28 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=7841

Ratyfikacja traktatu Lizbońskiego w Niemczech
Waldemar Maszewski (2008-04-2Cool


Aktualności dnia

słuchaj
zapisz
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2008/04/2008.04.28.akt05.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2008.04.28.akt05&d=2008-04-28
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Maj 06, 2008 1:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/130043.html

"W obecnym kształcie Unia długo nie przetrwa
Piotr Zychowicz 05-05-2008, ostatnia aktualizacja 05-05-2008 17:02

Traktat lizboński nie rozwiąże żadnych problemów Unii! Biurokracja, protekcjonizm, bezsensowne subsydia dla rolników czy nadmiar przepisów, to wszystko zostanie. Mamy do czynienia z wyjątkowo archaicznym dokumentem – przekonuje brytyjski politolog Hugo Robinson

Polska jest o krok od ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Brakuje tylko podpisu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdyby pan mógł, co by pan mu poradził? Podpisywać czy nie?

– Oczywiście, że nie podpisywać! Ten dokument nie jest do niczego potrzebny ani Polsce, ani Europie. Przeciwnie. Z drugiej jednak strony, patrząc realnie – szanse na to, by wasz prezydent nie zgodził się na ratyfikacje, są niewielkie. Polska raczej nie storpeduje traktatu.

Dlaczego uważa pan, że traktat nie jest dobry dla Polski?

– Bo przekazuje szereg ważnych kompetencji i decyzji z polskiego parlamentu do Brukseli. W kilkudziesięciu kluczowych sprawach Polska nie będzie mogła zastosować prawa weta, a jurysdykcja Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości będzie radykalnie rozszerzona. Nastąpi wielka centralizacja władzy w rękach wąskiej grupy eurokratów, którzy daleko od Warszawy będą podejmować kluczowe dla Polaków decyzje. A przecież to polski, wybrany demokratycznie parlament, a nie Bruksela, ma za zadanie reprezentować polski naród.

Badania wskazują, że Polacy są nastawieni euroentuzjastycznie. Może nie będzie im to przeszkadzać?

– Zacznie im przeszkadzać, gdy zorientują się, że coraz więcej decyzji jest podejmowanych za ich plecami. Kiedyś ludzie akceptowali fakt, że Unia przejmuje pewne kompetencje państw – ale chodziło o tak mało kontrowersyjne sprawy jak jednolity europejski rynek. Traktat lizboński narzuca jednak ten mechanizm na przykład w kwestiach przestępczości czy imigracji. To kwestie fundamentalne, ściśle związane ze specjalną relacją państwo – obywatele. Obawiam się, że gdy Bruksela zacznie narzucać poszczególnym państwom przepisy, których nie będą chcieli ich obywatele, to nastroje wobec Unii gwałtownie się zmienią. Ludzie zapytają, dlaczego nie mogą sami o sobie decydować. Gdyby w sprawie traktatu przeprowadzono referendum, politycy mogliby powiedzieć: „Sami tego chcieliście”. A tak?

Unia Europejska lubi podkreślać przywiązanie do zasad demokracji. Jak pan myśli, dlaczego w sprawie traktatu politycy woleli nie odwoływać się do woli narodów?

– W Wielkiej Brytanii sprawa jest prosta – rząd wie, że społeczeństwo odrzuciłoby traktat. Moja organizacja prowadziła wielką kampanię na rzecz referendum. Jeżeli narodowy parlament ma nieodwracalnie przekazać część swych uprawnień ponadnarodowej biurokracji, to warto spytać ludzi o zdanie. Kiedyś rząd nam to obiecał. Wystarczyło jednak przepakować Konstytucję UE w traktat i obietnicę złamano. To niesmaczne. Holendrzy i Francuzi, odrzucając unijną konstytucję w referendum, pokazali, że Europejczycy nie chcą dalszej integracji. Mimo to eurokraci bezwstydnie ją forsują ponad głowami narodów. Referenda powinny być zorganizowane we wszystkich państwach członkowskich. Tymczasem głosować będą tylko Irlandczycy i wszystko wskazuje na to, że wspierana przez rząd kampania na „tak” odniesie sukces.

Unia ma jednak demokratyczne instytucje. Na przykład Parlament Europejski.

(...)

Hugo Robinson jest politologiem z konserwatywnego, brytyjskiego think tanku Open Europe."

Źródło : Rzeczpospolita

Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/130043.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Cze 06, 2008 6:46 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/144561.html

"Większość Irlandczyków przeciwko traktatowi lizbońskiemu
gaw 06-06-2008, ostatnia aktualizacja 06-06-2008 07:00

Na kilka dni przed referendum w sprawie przyjęcia traktatu lizbońskiego, liczba Irlandczyków opowiadających się przeciwko niemu po raz pierwszy przewyższyła liczbę jego zwolenników - wykazał najnowszy sondaż, którego wyniki zamieścił w swym serwisie internetowym dziennik "Irish Times".

Z badania przeprowadzonego przez instytut TNS/mrbi wynika, że 35 proc. ankietowanych zamierza w zaplanowanym na 12 czerwca referendum głosować przeciwko Traktatowi. Poparcie dla niego wyraziło 30 proc. respondentów, natomiast 28 proc. jest niezdecydowanych.

Jeszcze trzy tygodnie temu chęć głosowania na "nie" deklarowało jedynie 17 proc. Irlandczyków, podczas gdy za traktatem opowiadało się 35 proc. z nich. W sondażu opublikowanym przez tygodnik "Sunday Business Post" pod koniec maja liczby te wynosiły odpowiednio 33 i 41 proc.

Spośród 27 państw członkowskich UE, tylko w Irlandii istnieje ustawowy wymóg poddania traktatu reformującego UE pod referendum. W pozostałych krajach o ratyfikacji decydują parlamenty.

Tymczasem traktat lizboński może wejść w życie jedynie pod warunkiem jego akceptacji przez każde z państw członkowskich. Oznacza to, że Irlandczycy, stanowiący niespełna 1 proc. populacji Unii Europejskiej, mogą odrzucić projekt, którego podstawowym założeniem jest usprawnienie procesu decyzyjnego w unijnych instytucjach, a przez to ułatwienie funkcjonowania szybko rozszerzającej się Unii.

W kwietniu przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso przyznał, że nie ma żadnego planu B, jeśli Irlandczycy odrzucą traktat lizboński.

Zarówno trzy największe irlandzkie partie polityczne, jak i najważniejsze związki zawodowe oraz organizacje biznesowe popierają traktat, zastępujący unijną konstytucję, odrzuconą w 2005 r. w referendach przez Francuzów i Holendrów. Także wpływowe Stowarzyszenie Irlandzkich Farmerów (IFA) zarekomendowało niedawno głosowanie na "tak".

Przeciwnicy traktatu są zdania, że w ramach zapisanej w nim redukcji od 2014 r. liczby komisarzy unijnych, Irlandia utraci swojego komisarza. Obawiają się również zakwestionowania statusu podatkowego Irlandii, oraz zrujnowania miejscowego rolnictwa, poprzez otworzenie unijnego rynku żywności na import tańszych produktów. Natomiast dominujący w Irlandii katolicy boją się, że traktat umożliwi UE zmuszenie Irlandii do złagodzenia rygorystycznego zakazu aborcji oraz zezwolenia na małżeństwa osób tej samej płci.

Irlandzkie władze przekonują, że obawy przeciwników są bezpodstawne i przestrzegają, że odrzucenie traktatu zepchnęłoby Irlandię na europejski margines. Argumentują, że traktat w dużej części został przygotowany przez samych Irlandczyków w okresie przewodniczenia UE. Rząd przyznaje jednak, że dokument nie zawiera żadnych wyraźnych zmian, które ułatwiłyby przekonanie do niego społeczeństwa.

W roku 2001 Irlandczycy wywołali kryzys w UE, odrzucając w referendum traktat nicejski, który miał usprawnić działanie Unii po przyjęciu 10 nowych krajów z Europy Środkowej i Południowej. Rząd premiera Aherna, krytykowany za brak wystarczającej kampanii informacyjnej, postanowił wówczas powtórzyć referendum i ostatecznie Irlandczycy poparli traktat. Obecnie władze wykluczają możliwość ponowienia głosowania.

Ogromne znaczenie dla wyniku czerwcowego referendum może mieć frekwencja: gdy będzie niska, przewagę uzyskają przeciwnicy Traktatu. W 2001 r. Irlandczycy odrzucili Traktat z Nicei przy frekwencji 34,8 proc., ale przyjęli go rok później przy frekwencji 48,5 proc."

Źródło : PAP
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Cze 08, 2008 9:35 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To duży dla nas Polaków wstyd, że doszło do tego iż to jedynie Irlandczycy mogą obronić naszą skórę i honor Europy.
Jak myślę o Unii Europejskiej i zachętach do poparcia przez społeczeństwa nieznanych im uregulowań, to mam przed oczami film pokazujący orkiestrę w Auschwitz witającą grą wtaczający się do obozu transport. Sad
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Cze 09, 2008 12:38 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=sw&dat=20080609&id=sw04.txt

"Treść traktatu lizbońskiego celowo sformułowano tak, aby nie był on zrozumiały. Obawiano się bowiem odrzucenia go przez kraje członkowskie Unii Europejskiej

Dezinformacyjna kampania w Irlandii

Zdecydowana większość irlandzkich polityków nie ustaje w wysiłkach, aby nakłonić społeczeństwo do głosowania za przyjęciem nowej eurokonstytucji. Trzeźwiej myślący politycy wskazują na realne zagrożenia, jakie będą efektem przyjęcia tego dokumentu. Tymczasem sprzeczne wyniki sondaży sugerują manipulację. Wszystko wskazuje na to, że do traktatowej propagandy wykorzystano nieadekwatne do rzeczywistości wyniki ankiet w celu przekonania jak największej liczby niezdecydowanych jeszcze Irlandczyków. Ci ostatni stają się jednak coraz bardziej świadomi płynących z ratyfikacji unijnego dokumentu zagrożeń, w tym wyeliminowania demokracji.

- Traktat lizboński jest korzystny dla politycznych elit, zatem jest zrozumiałe, że walczą o niego ze wszystkich sił - powiedziała w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" poseł do Parlamentu Europejskiego z grupy Niepodległość i Demokracja Kathy Sinnot. - Jednakże w dalszej perspektywie wyeliminuje on demokrację i sądzę, że coraz więcej irlandzkich obywateli zaczyna zdawać sobie z tego sprawę - stwierdziła. Podkreśliła, że irlandzki rząd celowo prowadzi kampanię dezinformacyjną. - Kiedy tekst traktatu konstytucyjnego był zrozumiały, Francuzi i Holendrzy odrzucili dokument po jego przeczytaniu. Wzięto zatem ten sam traktat, pocięto i sklejono na nowo w taki sposób, aby uczynić dokument niezrozumiałym, a teraz próbuje się przeforsować jego przyjęcie - tłumaczyła irlandzka eurodeputowana. Jednocześnie odparła argumenty premiera Irlandii Briana Cowena, który w ratyfikacji nowej eurokonstytucji widzi szansę na rozwiązanie gospodarczych problemów Irlandii.
- Najlepszym rozwiązaniem jest demokracja. W ustroju demokratycznym mamy do czynienia z udziałem ludzi, którzy powinni stanowić napęd dla stabilnej gospodarki i politycznego przywództwa - skonstatowała. Niestety, jej zdania najwyraźniej nie popiera zdecydowana większość polityków.
Zagrożenie dla demokracji dostrzega również eurodeputowany prof. dr hab. Wojciech Roszkowski (PiS). - W Unii Europejskiej obserwujemy "deficyt demokracji" - powiedział w rozmowie z nami. - Demokracja jest bardzo delikatnym ustrojem i jeżeli zaczyna się nią sterować odgórnie, tak jak w przypadku tych traktatów, które zaprojektowali jacyś "mędrcy" i dają nam je do ratyfikacji, to ta demokracja stopniowo zmienia swoją formę - tłumaczył. Podkreślił, że narody europejskie mają coraz mniejszy wpływ na kształt instytucji unijnych. - Władza unijna coraz bardziej się odrywa i alienuje od tego, jak myślą przeciętni obywatele. Widać to doskonale na przykładzie Parlamentu Europejskiego, gdzie jednak dość spora większość zawsze głosuje za traktatami, a przecież w poszczególnych krajach to jest bardzo często proporcja 55:45 co najwyżej. Jest to pewne zagrożenie dla demokracji - stwierdził, dodając, że funkcjonowanie unijnych instytucji rzeczywiście budzi niepokój.

Manipulacja sondażami

Silny wzrost poparcia dla przeciwników traktatu reformującego Unię Europejską, jaki nastąpił w Irlandii tuż przed referendum, wzbudził popłoch w Brukseli. Jako że euroentuzjaści nie mają alternatywnego planu, pozostaje im jedynie prowadzenie kampanii nawołującej do poparcia dokumentu. Tymczasem w dosyć niezrozumiały sposób oficjalnie wzrosła liczba zwolenników ratyfikacji. Według najnowszego badania opinii publicznej, przeprowadzonego przez instytut Red C, traktat zamierza poprzeć 42 proc. Irlandczyków przy 39 proc. osób przeciwnych proponowanym zmianom. Tymczasem z badania przeprowadzonego w Irlandii przez instytut TNS/mbir wynika, że 35 proc. ankietowanych zamierza w zaplanowanym na 12 czerwca referendum głosować przeciwko traktatowi, poparcie dla niego wyraziło 30 proc. respondentów, natomiast 28 proc. pozostaje niezdecydowanych.
Można odnieść wrażenie, iż wyniki ankiet mówiące o przewadze zwolenników traktatu lizbońskiego są mało wiarygodne i nie odzwierciedlają stanu faktycznego. Najprawdopodobniej mają na celu zilustrowanie trwającej obecnie kampanii propagandowej i przekonanie jeszcze niezdecydowanych do głosowania na "tak".
- Jeżeli są wyraźne rozbieżności pomiędzy sondażami, to można podejrzewać, że sondaż jest elementem gry w kampanii. W szczególności jeżeli istnieją rozbieżności co do ostatecznego rezultatu (na "tak" i na "nie"). To niestety przypomina nasze praktyki prowadzenia badań opinii publicznej - ocenił Wojciech Roszkowski.
Irlandia jest jedynym spośród 27 krajów Unii, który zadecyduje o przystąpieniu do traktatu w drodze ogólnonarodowego referendum. Zdaniem niektórych polityków, jeżeli większość Irlandczyków powiedziałaby "nie", przyszłotygodniowy szczyt Unii zmieniłby się w spotkanie kryzysowe. - Jeśli "nie" zwycięży, to rozlegnie się jęk bólu w innych krajach UE. Walczyliśmy o reformę przez wiele lat i nie ma perspektywy renegocjowania traktatu - powiedział brytyjski liberalny poseł do europarlamentu Andrew Duff, reprezentujący protraktatową większość. Z kolei José Ignacio Torreblanca z Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych obawia się "bałaganu" po odrzuceniu traktatu przez Irlandczyków. - Brytyjczycy i inne narody, które jeszcze nie podjęły decyzji, mogą wówczas zawiesić proces ratyfikacji. Głosowanie na "nie" wywołałoby coś na kształt reakcji łańcuchowej - stwierdził. Wśród eurodeputowanych są jednak także bardziej wyważone opinie.
- Na pewno będzie to sytuacja kryzysowa, ale nie pierwsza i nie ostatnia w Unii - zauważył prof. Wojciech Roszkowski. Dodał, że to nie jest koniec istnienia i funkcjonowania Wspólnoty. - Po negatywnym wyniku referendum we Francji i w Holandii potrzeba było dłuższego czasu, żeby przywódcy Unii się pozbierali - przypomniał. Zwrócił przy tym uwagę na obecną sytuację Irlandii. - Irlandia jest małym krajem i może być nakłaniana, tak jak kiedyś Dania, do powtórnego rozpisania referendum. W ogóle mniejsze kraje będą pod dużym naciskiem, żeby ratyfikować traktat, więc nawet negatywny wynik irlandzkiego głosowania nie przesądza o tym, że dokument ten nie wejdzie w życie. Sądzę, że to jedynie opóźni jego przyjęcie - stwierdził eurodeputowany. Zdaniem prof. Roszkowskiego, nie dojdzie do sytuacji, że kraje, które ratyfikowały traktat, będą nim związane, podczas gdy z Irlandią nadal będą prowadzone negocjacje. - Oczywiście takie pomysły mogą się pojawiać, ale będą one stanowiły jedynie formę nacisku - ocenił. - Gdyby to referendum skończyło się negatywnie dla traktatu w Irlandii, to Bruksela będzie naciskać na ten kraj, aby jednak przyjął uzgodnioną wersję dokumentu. Z tym że Irlandia już ponad 30 lat należy do Unii i jest jednym z najbogatszych krajów członkowskich, wobec tego naciski z pewnością nie będą tak brutalne, jak stałoby się to w przypadku nowych krajów członkowskich - skonstatował.
Głosowanie powszechne nad ratyfikacją traktatu reformującego zaplanowano w Irlandii na 12 czerwca."
Anna Wiejak
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Cze 10, 2008 11:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/146161.html

"Nie dam się pajacom z Brukseli
Marcin Szymaniak 09-06-2008, ostatnia aktualizacja 10-06-2008 05:57

– Mam nadzieję, że Irlandczycy powstrzymają ten nonsens - mówi lider przeciwników traktatu z Lizbony Declan Ganley


39-letni zamożny biznesmen rozkręcił wielką, profesjonalną kampanię przeciwko traktatowi reformującemu Unię Europejską, ku zgrozie premiera Briana Cowena i głównych ugrupowań politycznych Irlandii. Tym większej, że Declan Ganley, lider irlandzkich przeciwników traktatu lizbońskiego, jest – o czym mówi „Rz” – członkiem rządzącej, prolizbońskiej partii Fianna Fail.Zwolennicy traktatu z Lizbony, którzy jeszcze niedawno mieli zdecydowaną przewagę nad przeciwnikami, idą dziś z nimi w sondażach łeb w łeb. Europa wstrzymała zaś oddech przed czwartkowym referendum. Zwycięstwo „nie” w liczącej cztery miliony mieszkańców Irlandii może pogrzebać traktat lizboński i spowodować kryzys polityczny w Unii Europejskiej.

RZ: Słyszałem, że wydał pan prawie 1,3 miliona euro na kampanię przeciw traktatowi z Lizbony?

Declan Ganley: To nieprawda. Byłoby to nielegalne, bo prawo zabrania obywatelom finansowania kampanii na kwotę większą niż 6,5 tysiąca euro. Ten przepis wprowadzili politycy będący u władzy. Robią wszystko, co mogą, by nam utrudnić działanie.

Dlaczego chce pan przeszkodzić w zreformowaniu poszerzonej Unii Europejskiej?

Ależ ja absolutnie nie jestem przeciwnikiem Unii ani nawet eurosceptykiem. Uważam jednak, że jeśli ktoś jest naprawdę za Europą, powinien być przeciwko traktatowi z Lizbony. A todlatego, że jest on antydemokratyczny. Przekazuje Brukseli uprawnienia do podejmowania kluczowych decyzji w ponad 60 procentach zagadnień będących dotychczas w kompetencjach państw narodowych. Ci, którzy będą te decyzje podejmować, nie będą ponosili za nie odpowiedzialności, bo traktat tego oczywiście nie przewiduje. Co więcej, narzuca obywatelom UE prezydenta i ministra spraw zagranicznych Europy, których nie oni będą wybierali.

W Irlandii obywatele też nie wybierają ministra spraw zagranicznych...

Jak to? W wyborach do parlamentu wybieramy sobie rząd, prezydent jest wyłaniany w głosowaniu powszechnym i bezpośrednim. A kto będzie prezydentem Europy? Nie ma żadnego znaczenia, kogo pan czy ja byśmy chcieli na tym stanowisku, bo nasze zdanie nie będzie brane pod uwagę. Jesteśmy zwykłymi obywatelami i skoro nie wchodzimy w skład wąskiej brukselskiej elity, to nie mamy w ogóle głosu. Jest dla mnie czymś po prostu obraźliwym, że jeżeli chcę złożyć petycję do Komisji Europejskiej, to – jak wynika z traktatu – będę musiał złożyć podpis, a potem zebrać 999 999 innych podpisów, by mieć wymagany milion. A oni i tak mogą to wyrzucić do kosza. No, chyba że będę płacił lobbystom w Brukseli 5 czy 10 milionów euro rocznie, żeby „przepchnęli” moją sprawę. Brukselska elita i wielkie lobby nigdy nie poddają się demokratycznym procedurom, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności przed wyborcami. I to mamy nazywać demokracją?

Eurokraci podejmują decyzje w tysiącach szczegółowych spraw wymagających specjalistycznej wiedzy, które często nie interesują zwykłych wyborców. Politolodzy mówią, że są to kwestie z natury rzeczy przeznaczone dla elity ekspertów...

Zgoda. Również w traktacie z Lizbony jest wiele ustaleń, które uznałbym za całkowicie do przyjęcia. Ale tylko wtedy, gdyby przewidziano również demokratyczną odpowiedzialność. Podejmujesz decyzje w jakiejś dziedzinie? Proszę bardzo. Ale ponośodpowiedzialność przed wyborcami. Dlaczego mamy przekazywać brukselskiej elicie jeszcze więcej władzy bez odpowiedzialności? Czy my, w Irlandii, wyglądamy na głupków? Przecież dobrze wiemy, że dziesiątki milionów naszych europejskich współobywateli z Francji i Holandii powiedziało już „nie”. Ci pajace z Brukseli chyba nie mają uszu ani oczu.Zamiast się zastanowić nad tym, co się stało, wyprodukowali nowy projekt – o 10 tysięcy słów dłuższy od poprzedniego. Od razu pojęli, że mają problem: jak przedstawić ludziom Lizbonę jako minitraktat, skoro w rzeczywistości jest on dłuższy od poprzedniego projektu? I znaleźli rozwiązanie – zmniejszyli rozmiar czcionki i odstępy między wierszami, przez co traktat zrobił się krótszy o 60 stron. Kolejny raz wzięli nas za idiotów. Bo przecież gdyby traktowali nas choć trochę poważnie, to musieliby się zastanowić nad tym, że dziesiątki milionów ludzi już odrzuciły 96 procent zapisów traktatu z Lizbony.

Nie sądzi pan, że w dużej części głosowali po prostu przeciw jednemu czy drugiemu nielubianemu politykowi, nie znając w ogóle traktatu?

A słyszał pan, co powiedział były prezydent Francji Valery Giscard d’Estaing, który tworzył projekt konstytucji? Przyznał, że „ludzie zostaną skłonieni do zaakceptowania projektów, których nigdy byśmy nie śmieli przedstawić im bezpośrednio”. Tamte odrzucone pomysły wprowadzono do obecnego traktatu, próbując je ukryć. Jean-Luc Deha- ene, były premier Belgii i komisarz UE, przybył dwa i pół tygodnia temu na posiedzenie Komisji Konstytucyjnej europarlamentu i prosił, by wstrzymać się z udostępnianiem jego planów wprowa- dzania w życie traktatu lizbońskiego.

Powód? „Nie powinni- śmy dawać argumentów irlandzkim zwolennikom „nie”. Co to tak naprawdę znaczy? – „Nie chcemy, żeby Irlandczycy byli w stanie podjąć decyzję opartą na prawdziwych informacjach”. A zatem oni po prostu ukrywają informacje, które są niezbędne do podjęcia przez nas zasadniczej decyzji. I w takiej oto sytuacji cztery miliony Irlandczyków mają teraz podjąć decyzję, która wpłynie na kilkaset milionów mieszkańców UE – Polaków, Francuzów, Niemców, Słowaków. Mam nadzieję, że 12 czerwca Irlandczycy powiedzą „nie” i powstrzymają ten nonsens.

Wszystkie partie w irlandzkim parlamencie, oprócz niewielkiej Sinn Fein, popierają traktat z Lizbony. Dlaczego?

Był pan kiedyś na owczej farmie? Widział pan, jak wszystkie owce idą za baranem? Na szczęście my, zwykli obywatele Irlandii, nie jesteśmy owcami.

W języku polskim osoby takie jak pan nazywa się czarnymi owcami...

Niezłe! Ale muszę panu powiedzieć, że w tej kampanii obrzucono mnie gorszymi określeniami.

Może rozkręcił pan całą tę kampanię, licząc, że będzie to trampolina do wielkiej kariery politycznej? Czy Declan Ganley nie myśli o stworzeniu własnej partii?

Dziś koncentruję się wyłącznie na referendum. Od wielu lat jestem zresztą członkiem Fianna Fail. Wspierałem tę partię finansowo, mam tam wielu przyjaciół. Formalnie nie przestałem być jej członkiem, choć moja sytuacja jest tam teraz, że tak powiem, specyficzna (śmiech).

Podejrzewam zresztą, że ponad 50 procent członków Fianna Fail jest tak naprawdę przeciwko traktatowi. Zapewniam pana, że wielu polityków i działaczy, którzy agitują dziś na rzecz „tak”, w czwartek wejdzie za kotarę i zagłosuje na „nie”. Sam znam takich ludzi."
Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum