Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Traktat Lizboński ...Ten traktat szkodzi wolności V. Klaus
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Lip 26, 2008 9:29 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artyk/61991,167739_Ten_traktat_szkodzi_wolnosci.html

"Ten traktat szkodzi wolności

Katarzyna Zuchowicz 26-07-2008, ostatnia aktualizacja 26-07-2008 00:45

Rozmowa z Vaclavem Klausem prezydentem Republiki Czeskiej


Rz: Czy podczas czwartkowej wizyty w Pradze prezydent Lech Kaczyński próbował pana przekonać do traktatu lizbońskiego?

Vaclav Klaus: Prezydent Kaczyński nie próbował przekonywać mnie, że traktat lizboński jest piękny. Moje stanowisko w tej sprawie jest powszechnie znane i nie ma mowy, żeby się zmieniło.

Jak zareagowałby pan, gdyby prezydent Kaczyński ostatecznie podpisał traktat?

Zaakceptowałbym to bez mrugnięcia okiem. To jego prawo, by tak postąpić, i nigdy nie śmiałbym go za to krytykować. Ani publicznie, ani prywatnie.

Czy podpisze pan traktat? Niektórzy politycy w Czechach twierdzą, że powinien pan to zrobić, gdyż w przeciwnym razie naruszy pan konstytucję, a co za tym idzie – interes narodowy Czech...

Biorąc pod uwagę czeski interes narodowy, jeżeli już używamy tego terminu, nigdy nie powinienem podpisać traktatu lizbońskiego.

Osobiście dziękował pan mieszkańcom Irlandii za to, że głosowali przeciwko traktatowi. Czy Unia Europejska i Europejczycy w ogóle potrzebują traktatu lizbońskiego?

Taki dokument nie jest potrzebny do standardowego funkcjonowania Unii – w tym do jej dalszego rozszerzenia – i w przyszłości może zaszkodzić wolności i demokracji w Europie.

Leżąc niedawno w szpitalu po operacji biodra, żartował pan, że może sam napisać nowy europejski traktat. Co by pan w nim zamieścił? Co byłoby najważniejsze?

Najważniejszy byłby powrót do międzyrządowości (konfederacyjny model integracji europejskiej z 1961 r. oparty na unii suwerennych ojczyzn – przyp. red.) oraz jednomyślnego podejmowania decyzji. Powrót „unii” do „wspólnoty”.

Nie lubi pan być nazywamy Europejczykiem. Opowiada się pan przeciwko europejskiej biurokracji. Dziś mówi pan, że jest przeciwko Europie a la francaise. Dlaczego?

Jestem Europejczykiem (to jedna z moich cech tożsamości), ale to poczucie nie jest bardzo silne. Jest na przykład znacznie słabsze niż poczucie bycia Europejczykiem z Europy Środkowej czy Słowianinem. Nie jestem teraz przeciwko Europie a la francaise, ale jestem przeciwko tendencjom do coraz większego zacieśniania integracji europejskiej i przeciwko jej socjalizacji. Te tendencje są dziś wyraźnie obecne w ambicjach Francji podczas jej przewodnictwa w UE.

Od 1 stycznia 2009 r. to Czechy będą stać na czele Unii Europejskiej. Chciałby pan, żeby wszyscy członkowie UE mówili wtedy jednym głosem? Co będzie dla pana najważniejsze podczas tego przewodnictwa?

Nie mam wielkich ambicji, jeśli chodzi o przewodnictwo UE. To po prostu formalna, a nie rzeczywista, rola. Porównanie niemieckiego i słoweńskiego przewodnictwa całkiem wyraźnie to pokazuje.

Prezydenci Czech i Polski mówią dziś niemal jednym głosem, jeśli chodzi o sprawy Unii Europejskiej. Czy możemy się spodziewać nowego sojuszu polsko-czeskiego?

Zawsze będzie mi miło stać ramię w ramię z prezydentem Polski. Określenie „sojusz” jest jednak zbyt silne. Nie wierzę, by obywatele obu krajów byli do niego chętni.

Polska i Czechy są dziś sojusznikami USA. Łączy je też amerykańska tarcza antyrakietowa. Czy to może zaszkodzić obu krajom w relacjach z UE? Czy Polska i Czechy mogą być postrzegane w Unii jako konie trojańskie Ameryki?

Rzeczywiste interesy obu naszych krajów w pozytywnych stosunkach z USA są tak silne, że reakcje niektórych „antyamerykańskich” polityków w UE nie są uważane za istotne.

Istnieją obawy, że czeski parlament może nie ratyfikować umowy z Waszyngtonem w sprawie tarczy. Czy to możliwe? Czy jest pan pewien, że proces ten zakończy się w Czechach pozytywnie?

Za wcześnie, by o tym mówić, ale oczekuję, że parlament ratyfikuje tę umowę.

Polska wciąż jest w trakcie negocjacji w sprawie tarczy. Co pana zdaniem powinna teraz zrobić? Czy miałby pan dla Warszawy jakieś propozycje?

Nie mam żadnych propozycji dla Polski. Jestem przekonany, że Polacy sami wiedzą, co robić. "
Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Lip 26, 2008 9:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/61991,167738_Utopia_Eurokratow.html

"Utopia Eurokratów
Bronisław Wildstein 26-07-2008, ostatnia aktualizacja 26-07-2008 00:43

Coraz bardziej ograniczana demokracja staje się w UE pozorem. Lawinowo narastające unijne prawo przestaje wyznaczać ramy wolności, a staje się regulaminem życia

UE coraz szczelniej zabudowywana jest przez nowe normy prawne, regulacje i zarządzenia. Nad głowami jej obywateli jak miecz Damoklesa wisi Karta praw podstawowych. Prawa w Europie muszą zostać ujednolicone, tłumaczą nam prawodawcy z Brukseli. Dla naszego dobra zostaną „zharmonizowane” i aby „zwiększyć ich efektywność dla prawnej obrony jednostki”, dostaniemy w prezencie ich kolejny pakiet.

Im więcej dobrych praw, tym lepiej – tłumaczą europejscy mędrcy.Czy na pewno? Można odnieść wrażenie, że „żelazna klatka” racjonalnej biurokracji, o której pisał ojciec socjologii Max Weber, zamyka się w obecnym projekcie UE. Prezentowana jest jako spełnienie europejskiej historii, ale jak wszystkie utopie okazuje się raczej jej zaprzeczeniem.

Przyzwyczailiśmy się myśleć, że ujednolicenie norm prawnych jest niezbędne dla europejskiej integracji i z zasady pozytywne. Czy jest tak naprawdę? Stany Zjednoczone są krajem zintegrowanym, w którym żyje jeden naród mający silne poczucie swojej tożsamości. Dzieje się tak pomimo odmiennych praw, których przestrzegają składające się nań stany. W Europie w odmiennych państwach żyją odmienne narody. Generalną, cywilizacyjną wspólnotę realizują one w różnych kulturowo wariantach wypływających z innych historycznych doświadczeń, które przekładają się na zróżnicowane tradycje. Wyrażają się one także w odmiennych prawach.

Dwa modele integracji

Z grubsza rzecz biorąc, można przyjąć dwa modele integracji kontynentu.Jeden umownie nazwać można naturalnym. Narody stopniowo likwidują dzielące je bariery. Korzyści płynące ze współpracy prowadzą do eliminacji antagonizmów i wzmacniają tworzące się między nimi więzi. Rodzi się realna wspólnota interesu, nie tylko w wymiarze ekonomicznym, która z czasem doprowadzić powinna do integracji politycznej.

Tak działali ojcowie założyciele wspólnoty europejskiej. Po kataklizmie II wojny światowej, którą wielu uważało za kolejny etap europejskiej wojny domowej rozpoczętej w 1914 roku, a prowadzącej nieomal do samobójstwa naszego kontynentu, uznali oni, że trzeba zrobić wszystko, aby w przyszłości zapobiec tego typu konfliktom. Ich cel był polityczny, ale drogę do niego stanowić miała gospodarka. Europejska Wspólnota Węgla i Stali, która w życie weszła w 1952 roku, stanowiła doskonały fundament budowania przyszłej, nie tylko ekonomicznej, jedności. Potem powstawały kolejne wspólnoty, które prowadziły do zacieśniania się europejskich więzi.

Co najmniej jednak od początku lat 90., od traktatu w Maastricht, a w rzeczywistości już wcześniej, mamy do czynienia z radykalnym odwróceniem tej metody. Europę dominować zaczyna idea stworzenia odgórnego projektu, który kraje członkowskie zmuszone będą wprowadzać w życie. O ile pierwszy model integracji wdrażany był przez „europejskich funkcjonalistów”, o tyle obecnemu patronują „kreacjoniści”, wyznawcy inżynierii społecznej. Pociąga on za sobą lekceważenie dla partykularnych kultur, czyli odrębności kształtowanych przez pokolenia odmiennych dziejów. Przyświeca mu wiara we wszechmoc „oświeconego rozumu”, którego adepci, planiści doskonali, są w stanie zaprojektować idealny ustrój kontynentu.

Ów ustrój realizowany będzie przez system niesłychanie rozbudowanych regulacji, które funkcjonują jako europejski system prawny. Od Karty praw podstawowych przez kolejne zakazy i nakazy tworzony jest drobiazgowy projekt Europy, w której prawo wypiera politykę i narzuca ostateczny i jednoznaczny kształt naszej rzeczywistości. Owe prawne regulacje zastąpić mają tradycyjne, kulturowe fundamenty, etykę i obyczaj. Ostatnim przykładem takiego aktu jest przyjęty przez Komisję Europejską „zakaz dyskryminacji w dostępie do towarów i usług, edukacji, opieki zdrowotnej czy socjalnej”.

Dyskryminacja: i śmieszna i straszna

Na pierwszy rzut oka zakaz dyskryminacji jest oczywistością. Kiedy jednak się zastanowimy, okazuje się, że jest to przykład regulacji na tyle mętnej, że nie może ona stanowić prawa w klasycznym tego słowa znaczeniu. Wprowadzenie jej daje natomiast ogromną władzę w ręce biurokratycznej instytucji, która będzie usiłowała zakaz taki egzekwować, wszystko jedno, czy będzie to jakaś komisja czy sąd.

Zarówno w prawie unijnym, jak i normach krajów członkowskich występuje zakaz wszelkiego typu dyskryminacji rasowej czy płciowej. Czy nie wystarczy? Co oznacza wzbogacenie go o wyszczególnienie dostępu do towarów i usług? Jeśli nie mogą istnieć oficjalne przepisy dyskryminacyjne – a nie mogą – to trudno zrozumieć wprowadzenie tego kolejnego zakazu. Czy jest to żądanie wyrównania dochodów, aby każdy miał jednakowy dostęp do wszelkich dóbr? Czy kryje się za nim chęć wyeliminowania bardziej elitarnych szkół i uczelni, na które trudniej się dostać, oraz prywatnej służby zdrowia, dostęp do której wiąże się z dodatkowymi opłatami? Czy egzaminy badające sprawność intelektualną nie są przejawem dyskryminacji inteligentnych inaczej?

Sprawa jest śmieszna, ale ma poważne konsekwencje, o czym świadczy niepokój przedsiębiorców europejskich traktujących ten przepis poważnie. Dla nich jest jasne, że jest on kolejnym instrumentem biurokracji europejskiej umożliwiający jej ingerencję w procesy rynkowe i działalność gospodarczą.

Cała władza w ręce sądów

Czy ten groteskowy zapis pozostanie kolejną martwą regulacją spośród tysięcy wyprodukowanych przez unijną biurokrację czy okaże się uniwersalną bronią w rękach pyszałkowatych sędziów, zależy od przedstawicieli europejskiego wymiaru sprawiedliwości. Zaufania do nich, jak do żadnej grupy, która uzyskała zbyt wiele kompetencji, mieć nie można.

Zresztą pomysł, aby powierzać przedstawicielom pewnej wąskiej korporacji tak daleko idącą władzę, jeży włosy na głowie. Twórca koncepcji trójpodziału władzy, Montesquieu, na którego jak na objawienie powołują się wszyscy ci, którzy nigdy nie zajrzeli do „O duchu praw”, zaznaczał, że fundamentem wymiaru sprawiedliwości winni być wybierani doraźnie ławnicy, gdyż powierzenie takiej „strasznej” władzy jakiejś zamkniętej grupie prowadziłoby do opłakanych konsekwencji.

Podczas dyskusji nad projektem konstytucji europejskiej zorientowałem się, że niewielu jej polskich zwolenników ma choćby elementarną wiedzę o jej treści. Propozycje płynące z Brukseli przyjmowali jako prawdy objawione. Nieliczni, którzy zapoznali się z tekstem, na pytanie o jego wewnętrzne sprzeczności odpowiadali, że problemy z nich wynikające rozstrzygnięte zostaną przez orzecznictwo Trybunału Europejskiego. Bezrefleksyjnie powierzali więc swoją (i swoich narodów) przyszłość niekontrolowanej przez nikogo grupce, która wyłoniona została w szerzej nieznanych procedurach.

Zgodnie z klasycznymi zasadami prawo winno być jasne i jednoznaczne. Jeśli prawodawcy przestrzegają tych zasad, sędziom pozostaje jedynie stosowanie prawa. Obecne prawo europejskie jest zaprzeczeniem klarowności. Przykładem może być przywołany już zakaz dyskryminacji. Im więcej zresztą prawo chce regulować, tym bardziej tracić musi na precyzji. Staje się instrumentem władzy, który jej depozytariusze stosować mogą arbitralnie.

Planiści z paragrafem

Obecni kreatorzy Unii odwołują się zwykle do tych samych haseł, co ich poprzednicy, ale sposób ich rozumienia budzi podejrzenie, że chodzi o zgoła odmienne projekty. Eliminacja protekcjonizmu i barier dzielących poszczególne kraje z pewnością sprzyja wolnemu rynkowi. Czy służy mu jednak ujednolicenie norm prawnych i narzucenie odgórnych rozwiązań? Można mieć uzasadnione wątpliwości. Działania te motywowane są również potrzebami rynku. Dlaczego więc sprawa nie została pozostawiona mechanizmom konkurencji, która z czasem wymusiłyby na przedsiębiorcach dostosowanie się do optymalnych rozwiązań?

Fundamentalną zasadą rynku jest cena płacona za błędne posunięcia. Wyobrażenie, że odgórnie wyeliminujemy wszystkie koszty gospodarki rynkowej, zachowując jej przewagi, jest nieporozumieniem.

Brukselskimi planistami kieruje impuls podobny do tego, który ożywiał planistów socjalistycznych. Wydaje się im, że mogą zaprojektować precyzyjnie kosmos gospodarki, który nie poddaje się takim działaniom. Warto przypomnieć, że Marks wymyślał swoją teorię również jako projekt racjonalnego uporządkowania rynkowego chaosu, gdyż w ten właśnie sposób jawił się autorowi „Kapitału” świat konkurencji.

Rynek działa w ramach prawa. System prawny może jednak gospodarce sprzyjać lub jej przeszkadzać. Nadmierne regulacje jej nie służą. Rynek to przestrzeń wolności. Jasno wytyczone ramy pozwalają mu się rozwijać. Próba nadmiernego uporządkowania międzyludzkich relacji blokuje ich rozwój. We współczesnej UE prawo zaczyna zastępować rynek, czego przytoczone regulacje były tylko przykładem.

Metoda, którą posługują się obecni inżynierowie UE, narzuca już pewien określony model stosunków społecznych. Jest to biurokratyczny, scentralizowany system, który opiera się na wierze, że oświecony rozum odgórnie jest w stanie narzucić optymalny ład ludzkiemu kosmosowi, w tym wypadku kosmosowi europejskiemu. Przy takim podejściu ludzkie jednostki i zbiorowości stają się tworzywem w rękach inżynierów społecznych. A ci nie liczą się ani z ich specyfiką, ani z tradycjami. Co najwyżej traktują je jako przeszkodę. Socjalistyczni inżynierowie posługiwali się władzą polityczną. Inżynierowie UE zastąpili je paragrafem.
(...)"

Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/61991,167738_Utopia_Eurokratow.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Lip 26, 2008 9:44 pm    Temat postu: Czy bohaterska tradycja Szwejka przeszła nad Wisłę? Odpowiedz z cytatem

Jak widać Pan Prezydent Republiki Czeskiej Vaclav Klaus, choć ma nazwisko niemieckie wie, co to jest interes Czech. I czy to, że skoro on sądzi, że
Cytat:
Biorąc pod uwagę czeski interes narodowy, jeżeli już używamy tego terminu, nigdy nie powinienem podpisać traktatu lizbońskiego.
nie powinno dawać nam Polakom impulsu do zastanowienia, że interesy narodowe Czech i Polski nie są zasadniczo różne. Dlaczego prezydent tak niewielkiego pańśtwa jak Czechy może nie dać się zastraszyć wrzaskiem europejsów (zapożyczone od red. S.Michalkiewicza), a nasz tak łatwo mógł zostać przywołany do wyrównania kroku?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Nie Lip 27, 2008 9:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Grzegorz - Wrocław napisał:
Dlaczego prezydent tak niewielkiego pańśtwa jak Czechy może nie dać się zastraszyć wrzaskiem europejsów (zapożyczone od red. S.Michalkiewicza), a nasz tak łatwo mógł zostać przywołany do wyrównania kroku?


Też sobie wielokrotnie stawiam takie pytania i mam na ten temat pewne swoje przemyślenia, ale o tym nie będzie. Nie dam tym chamom i prostakom, z taką furią atakującym naszego prezydenta tej satysfakcji.




Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Wto Lip 29, 2008 10:44 pm    Temat postu: Prezydent może odmówić Odpowiedz z cytatem

Prezydent może odmówić


zob.: http://www.polskieradio.pl/krajiswiat/opinie/artykul60165.html


Od czasu, gdy jest znany projekt tzw. ustawy kompetencyjnej, mającej regulować rolę różnych organów władzy państwowej wobec Unii Europejskiej, zaistniał pretekst dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego do odmówienia złożenia podpisu kończącego procedurę ratyfikacji Traktatu Reformującego. Treść projektu, którą poznał dziennik "Polska", nie zawiera zapisów przewidujących nowe uprawnienia głowy państwa polskiego w tym zakresie. Sama idea przygotowania takiej ustawy została uzgodniona w czasie pamiętnego spotkania prezydenta Kaczyńskiego i premiera Tuska w Juracie. Jeśli relacja dziennika "Polska" jest wierna, to prez. Kaczyński może uznać, że kierownictwo Platformy Obywatelskiej złamało swoją obietnicę, będącą częścią uzgodnień, podjętych na owym spotkaniu w Juracie. Z kolei prezydent zapowiedział, że uzależni złożenie swojego podpisu pod Traktatem od tej ustawy. Jeśli będzie chciał postąpić odmiennie niż jego partner, czyli dotrzymać swojego słowa, to należałoby oczekiwać, że ratyfikacja Traktatu przez Polskę nie nastąpi.

Ci, którzy podzielają łagodny krytycyzm prez. Lecha Kaczyńskiego wobec owego
Traktatu zwanego także Lizbońskim, a także inni, których krytycyzm w tej mierze sięga dalej, mogliby odczuwać satysfakcję z tego, że zaistniała ostatnia szansa na odrzucenie Traktatu przez Polskę, co (po nieprzychylnym dla tej umowy międzynarodowej wyniku niedawnego referendum w Irlandii) praktycznie oznaczałoby, że Traktat upadnie już raczej na pewno, pomimo skierowanych przeciwnie wysiłków innych państw członkowskich Unii Europejskiej. Nie jest to najlepsza z możliwych satysfakcji, bowiem taka kolejność zdarzeń pozostawiałaby wrażenie, że oto dwaj konkurujący ze sobą politycy polscy działają na zasadzie wetu i odwetu, że to jest tylko personalna gra, a nie gra o wyższe sprawy.

Zachodzi także inna okoliczność, która umniejsza możliwą satysfakcję łagodnych i mniej łagodnych uniosceptyków. Uzgodnienie zawarte w Juracie jest nieodparcie związane nie z urzędami głowy państwa i szefa rządu, lecz z konkretnymi osobami, obecnie sprawującymi te wysokie funkcje. Dlatego ci polscy obywatele, którzy woleliby liczyć na uniosceptycyzm prez. Kaczyńskiego (nawet jeśli uznają ten uniosceptycyzm za zbyta mało radykalny), mogliby być zadowoleni z określenia w ustawie kompetencyjnych jakichś szczególnych uprawnień prezydenckich, pozwalających niwelować motywowane postawą
unioentuzjazmu poczynania polityków PO w aktualnym rządzie. Jednak nie da się wykluczyć, że za kilka albo kilkanaście lat sytuacja okaże się odwrotna. Jeżeli wtedy polityk unioentuzjastycznie nastawiony będzie głową państwa polskiego, zaś rządem polskim będą wówczas kierowali politycy orientacji uniosceptycznej, to właśnie osoby nastawione krytycznie wobec centralizmu UE będą żałowały, że ustawa zawiera uprawnienia dla prezydenta. (Skądinąd wiadomo, że dość rzadko zdarza się, aby w naszym kraju ustawa przez kilkanaście albo nawet tylko przez kilka lat nie ulegała zmianom...) Rzecz jasna, o ile ustawa okaże się ostatecznie taka, jak to na temat jej projektu relacjonuje wspomniana gazeta, to kolejność obaw i nadziei w jednym i w drugim obozie okaże się dokładnie przeciwna.

Niemniej jednak zdecydowanie wolałbym, aby prezydent Lech Kaczyński skorzystał ze sposobności do uchylenia się od zakończenia ratyfikacji Traktatu
, która niejako sama się jemu przydarzyła. Aby nie ulegał apelom, uchwalanym przez polskich parlamentarzystów, ani naleganiom ze strony (na przykład) prezydenta Francji, aby nie podejmował się nakłaniać prezydenta Czech do tego, aby zaniechano hamowania procedury ratyfikacji Traktatu przez Pragę. Przeciwnie, wolałbym, aby Traktat został wspólnymi wysiłkami Irlandczyków, Polaków i może również np. Czechów odrzucony. I bynajmniej nie kieruję się tutaj tym, aby zrobić na przekór politykom Platformy Obywatelskiej.

Istnieją po temu znacznie poważniejsze powody aniżeli rozgrywka odbywająca się na zasadzie: "jak ty mi tak, to ja tobie owak". Zarówno powody formalne, jak też merytoryczne.

FORMALNYM powodem uzasadniającym takie oczekiwanie jest słuszność dotrzymywania obietnic. Oprócz tego, co prezydent Kaczyński i premier Tusk obiecali sobie wzajemnie w Juracie, a także oprócz tego, co prezydent Kaczyński obiecał niedawno prezydentowi Sárközy'emu, mamy tu do czynienia z obietnicą bardziej zasadniczej natury. Tą obietnicą jest procedura przyjmowania
Traktatu Reformującego, zakładająca JEDNOMYŚLNOŚĆ. Wywieranie presji na Irlandię (np. w celu powtórzenia referendum), poniekąd również na nasz kraj, a także zapowiedzi, że ratyfikowanie przez wszystkie pozostałe państwa członkowskie zostanie dokończone i Traktat będzie traktowany jako umowa, która weszła w życie (jak gdyby nigdy nic...), to wszystko próby ZŁAMANIA uprzednio przyjętego założenia, że albo wszyscy ratyfikują, albo Traktat nie nabierze mocy prawnej. To tak, jak gdyby ludzie grali w jakąś grę, a potem ten, który widzi, że przegrywa, chciał w trakcie gry lub nawet po jej zakończeniu zmienić jej zasady, byleby nie okazał się przegrywającym. Skoro podejmuje się wysiłki w celu złamania obietnicy, złożonej sobie wzajemnie przez dwadzieścia kilka państw, to jakie znaczenie mogą mieć potem przypadki dotrzymania obietnic innych (na przykład tej, którą polski prezydent złożył francuskiemu)?

Właśnie ratyfikowanie
Traktatu Lizbońskiego przez Polskę może by odebrane jako przyłączenie się naszego kraju do wywierania presji na Irlandię, a także jako zdezawuowanie opinii prezydenta Václava Klausa, który ucieszył się z wyniku referendum w Irlandii, uznając go za "zwycięstwo wolności". Irlandczycy bardzo nieżyczliwie przyjęli wizytę francuskiego prezydenta, przeprowadzoną po owym czerwcowym referendum. Gdzie jest powiedziane, że polski prezydent ma by uprzejmy i spolegliwy wobec francuskiego, a mniej liczyć się z czeskim? I dlaczego kraj, w którym tak sporo Polaków znalazło zatrudnienie, którego sukcesy gospodarcze nie tak dawno w kampaniach wyborczych stawiano polskim wyborcom za wzór, miałby być przez Polskę traktowany instrumentalnie: musicie ratyfikować, bo "wszyscy inni" tego chcą.

MERYTORYCZNYM powodem, przemawiającym za odrzuceniem
Traktatu Reformującego, jest ― moim zdaniem ― jego zawartość. Uczciwie przyznaję, że go nie czytałem (podobnie, jak przyznali to samo niektórzy czołowi politycy irlandzcy, i to właśnie tacy, którzy bardzo sprzyjali temu, aby ich rodacy właśnie poparli Traktat). Wiadomo jednak dość powszechnie, że jest to dokument bardzo długi i zawiły, który samą swoją objętością zniechęca do czytania go i zgłębiania jego treści. Tak obszerny akt prawny po prostu nie może być dobrym aktem prawnym. Im więcej okazji do tzw. bubli prawnych, tym większe prawdopodobieństwo, że naprawdę istnieją.

To tylko w opowieściach materializmu dialektycznego ilość przechodzi w jakość. W realnym świecie jest inaczej. Widać to także na przykładzie prawa krajowego. Ustaw i innych aktów prawnych jest zastraszająco wiele, szybkość ich wytwarzania stale wzrasta, co jakiś czas są odkrywane w nich wady, które wymagają naprawienia, rzadko która ustawa trwa długo bez poprawek, nie sposób ogarnąć twego myślą i wyobraźnią, nawet będąc prawnikiem. A przecież adresatami prawa są nie tylko prawnicy, lecz wszyscy. I nikt jeszcze nie uchylił zasady, głoszącej, że "nieznajomość prawa szkodzi" (zasady powstałej w starożytności, kiedy inflacja prawa jeszcze nie istniała, a tym bardziej nie mogła sięgać poziomów właściwych Kafkowskiej antyutopii!).

Poprzednikiem
Traktatu Reformującego był tzw. Traktat Konstytucyjny (który przepadł w referendach: holenderskim i francuskim). Oglądałem kilka lat temu (prawdopodobnie 30 maja 2005 r.) dyskusję telewizyjną, podczas której red. Wojciech Cejrowski demonstracyjnie rzucił o podłogę egzemplarzem tamtego dokumentu, A była to również książka "cegła", jak to czasami studenci kolokwialnie powiadają o książkach, które samymi swoimi gabarytami zniechęcają do czytania, a cóż dopiero do uczenia się z nich... Wzbudziło to oburzenie obecnej również w studio telewizyjnym pani Róży Woźniakowskiej hrabiny von Thun und Hohenstein, będącej prezesem Zarządu Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, która dopatrzyła się w tym geście aktu lekceważenia wysiłku wielu ludzi, potrzebnego dla powstania tak skomplikowanego dzieła. Mnie jednak przekonuje widowiskowy gest red. Cejrowskiego, a nie uczone wywody, sprowadzające się do powiedzenia: "nie jest ważne, czy rozumiesz, czy akceptujesz, ale nie odcinaj się, bo inni na ciebie liczą". Oczywiście takie powiedzenie (niekoniecznie w dosłownie takim brzmieniu) jest kierowane do wszystkich uniosceptyków, nie tylko do p. Cejrowskiego.

Akty prawne tak bardzo "ambitne", czyli odznaczające się tak znaczną objętością i złożonością, powinny by odrzucane "w ciemno". Na tyle zdrowego rozsądku może mieć i tzw. "chłop od pługa" i profesor uniwersytecki, aby (w razie głosowania w referendum nad przyjęciem albo odrzuceniem takiego dokumentu) głosować na "NIE". Polakom tym razem nie dano tej szansy, którą mieli Irlandczycy. Dlaczego? To odrębny i (moim zdaniem) bardzo interesujący temat. Znamienne, że oba wyżej wymienione
Traktaty przepadły w referendach na terenie krajów, które do "starej Unii" należały znacznie dłużej niż Polska (w tym dwa ― Francja i Holandia ― należą do UE od początku, oczywiście przedtem pod nazwą Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej), a jednak dobrobyt nie przytłumił w nich uniosceptycyzmu tak bardzo, aby uniemożliwić niepomyślny (dla inicjatorów Traktatów) wynik głosowań.

Konstytucja USA jest bardzo krótka i przejrzysta. W ciągu niemal 221 lat jej obowiązywania doczekała się pewnej ilości poprawek, ale nawet łącznie z nimi jest zdecydowanie krótsza od niejednej konstytucji ustanowionej (w innych państwach) w XX wieku. Jednak wcale nie jest przez to gorsza. Weźmy teraz pod uwagę, że konstytucje, funkcjonujące w takich krajach jak Portugalia albo Polska, liczą po kilkaset artykułów. Owe dwie kolejne niedoszłe konstytucje
Unii Europejskiej liczą też po kilkaset, ale stronic! Jeżeli unioentuzjaści chcą przekształcić Unię Europejską w państwo federalne, to niech raczej w konstytucjonalizmie amerykańskim szukają wzorców. Jak podał "Nasz Dziennik" z 14-15 czerwca 2008 r., jeden z czołowych polskich unioentuzjastów, premier Donald Tusk, już po podpisaniu przezeń Traktatu Reformującego przyznał podczas sejmowej debaty, że… nie czytał tego dokumentu. To, że nie przeczytał, nie jest dziwne. To, że mimo tego podpisał, dziwnym jest. Przynajmniej dziwnym, delikatnie rzecz nazywając.

W każdym razie, jako uniosceptyk, nie oczekuję po Prezydencie Rzeczypospolitej widowiskowych, niekonwencjonalnych zachowań. Jednak uważam, że argumentacja werbalna, przedstawiona przez red. Cejrowskiego podczas wspomnianej dyskusji, jest słuszna, przekonująca:
"żaden zbyt skomplikowany system nie może – z definicji – dobrze działać". Liczę na to, że prezydent Lech Kaczyński jako prawnik ― bardziej niż obywatele polscy, nie będący prawnikami ― docenia wagę problemu, znanego jako "inflacja prawa". Wystarczyłoby zatem, gdyby ― korzystając ze swoich prerogatyw ― zaniechał dokończenia procedury ratyfikacyjnej.




Toruń, 23 lipca 2008 r.

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]


Ostatnio zmieniony przez Konrad Turzyński dnia Wto Lis 29, 2022 12:59 pm, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Lip 29, 2008 11:37 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dlaczego to my Polacy mamy się ciągnąć gdzieś na końcu procesu przemian w Europie. Popatrzmy na awangardę, za którą chyba może służyć Bruksela, a tam jak widać rozwojowe trendy każą mało, że nie tworzyć nadpaństwa, a wręcz pokazują rozpad niewielkiego państwa jakim jest Belgia, gdzie żyjący od lat wspólnie Flamandowie i Walonowie nie mogą się nijak dogadać i mają praktycznie wszystko, poza reprezentacją w piłce nożnej, oddzielne. Dlaczego ma się udać kojarzenie na siłę narodów? Czyż nie lepiej dać im okazję do oddolnego się poznania, czy rozwijania niewymuszonej wymiany handlowej, zamiast standaryzowania kształtu bananów czy zakazywania budowy pomników, które mogą się komuś nie spodobać?
Dodatkowym wskazaniem co należy zrobić jest ten charakterystyczny wrzask, który się zaczyna rozlegać gdy tylko trzeba wymusić jakąś niedobrą dla Polski decyzję. Teraz brzmi on mniej więcej tak: "Wymyśliłeś układ to go podpisz!", choć tak w rzeczy samej to jest to chyba mniej więcej tak, jakby skazaniec wybrał hurtownika sznura na którym mają go powiesić i zaraz po tym, aby nie oburzyć gawiedzi, miał chwacko wędrować na szafot. Każde ociąganie się powodowałoby krzyk: "Sam sobie wybrałeś! - Idź już!"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Wto Lip 29, 2008 11:50 pm    Temat postu: Genius loci! Odpowiedz z cytatem

Genius loci!

Grzegorz - Wrocław napisał:
Popatrzmy na awangardę, za którą chyba może służyć Bruksela


Owszem, to w TYM mieście PO RAZ PIERWSZY wydrukowano "Manifest komunistyczny" Marxa & Engelsa (s-ka z n. n. = z nieograniczoną nieodpowiedzialnością)

Między Pałacem im. Stalina a skrzyżowaniem ulicy Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi jest obelisk z wypisanymi odległościami z Warszawy do różnych stolic. (Obelisk pamięta zapewne lata Bierutowskie.) Do Brukseli i do Moskwy jest JEDNAKOWO daleko wg tamtejszej informacji: po 1122 km. "Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela!", jak uniosceptykom, wykrzykującym to hasło przed referendum akcesyjnym, na poczekaniu PRZYTAKUJĄCO odkrzyknął ówczesny prez. Kwaśniewski...


_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum