Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W odpowiedzi Ewie Hołuszko

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Pon Kwi 07, 2008 8:19 am    Temat postu: W odpowiedzi Ewie Hołuszko Odpowiedz z cytatem

Pani Ewa Hołuszko zabrała głos w sprawie dwóch dowcipów, które zostały umieszczone na Forum SWS.
Najpierw był to dowcip dotyczący m.in. krucyfiksu, w odpowiedzi na który ja zamieściłem cztery inne dowcipy, m.in dowcip o homoseksualistach.
Gdy dowcip o homoseksualistach został usunięty przez administratora Forum jako niesmaczny, zażądałem usunięcia - z tego samego powodu - dowcipu o krucyfiksie.
W odpowiedzi zostałem zawieszony na Forum SWS a głos zabrała m.in. Pani Ewa Hołuszko
http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=7874&highlight=#7874
---------------------------------------------------------------------------
Zacznijmy od stylu.
Porównuje Pani zamieszczony przeze mnie dowcp do "slangu więziennego" i do poziomu "ludzi i cwelów". Równoczesnie zarzuca mi Pani nietolerancję, fundamentalizm "w znaczeniu pejoratywnym", chęć poniżenia homoseksualistów.

A czy Pani jezyk pod moim adresem dowodzi Pani tolerancji, braku fundamentalizmu "w znaczeniu pejoratywnym" oraz braku chęci poniżenia mnie?

Czy ktokolwiek z tzw. "Ciemnogrodu" krytykujący np. tzw. "instalację artystyczną" Katarzyny Kozyry (ukrzyżowane genitalia) posługiwał się takim językiem, jaki jest na porzadku dziennym w ustach "światłej części" naszych elit?

A czy czynione kilkakrotnie "wycieczki" antykatolickie w Pani poście dowodzą, że Pani - osoba wyznania prawosławnego - nie ma antykatolickich kompleksów? Na jakiej podstawie przypisuje mi Pani rzymskokatolickie podejście, skoro ja wypowiadałem się powołując na wartości chrześcijańskie? Czy prawosławie nie czci krucyfiksu? Czy też może antykatolickie zacietrzewienie wyraźnie widoczne w Pani liście uniemożliwia Pani spokojną analizę omawianego tu problemu?

W warstwie jezyka prezentuje Pani typowy dla pewnego środowiska styl. Opiera się on na dążeniu na przemocy słownej (jeden z rażących przykładów tej przemocy można obejrzeć tutaj http://www.youtube.com/watch?v=GYwUk09r9gY&feature=related )
a często także fizycznej (kolejny przykład:
http://www.youtube.com/watch?v=sRiV3E3SMCE ).

Oczywiście mam świadomość, że Pani Ewa Hołuszko to nie jest Kazimiera Szczuka - chodzi mi jednak o pokazanie pełnego rozwinięcia tego stylu, który reprezentuje środowisko "bojowników o tolerancję". Sama Pani występując w obronie tolerancji wobec homoseksualistów (z resztą u boku - jak twierdzi Stanisław Remuszko - b. SBeka, co dla Pani "nie ma wiekszego znaczenia") powołuje się na ruch feministyczny, którego Kazimiera Szczuka jest jednym z liderów (przepraszam - jedną z liderek).

W ten styl słownej przemocy wpisują się nie tylko Pani słowa pod moim adresem, ale przede wszystkim dowcip zamieszczony w okresiw Wielkiego Postu na Forum SWS dot. m.in krucyfiksu. "Wisiał" on spokojnie na tym Forum przez kilka tygodni bawiąc jego czytelników.

Pisze Pani

Cytat:
Zrobiłam krótkie porównanie obu przeciwstawnych dowcipów. Jeden z poziomu "ludzi i cwelów" (nie powstydziłyby się go chyba tylko kryminaliści), drugi jak mi powiedziało kilka osób mógłby dotknąć tylko bardzo ortodoksyjnie wychowanego katolika.


Kilka osób Pani powiedziało, że dowcip o krucyfiksie może obrazic tylko bardzo ortodoksyjnie wychowanego katolika? (Jest Pani pewna, że osoby te nie miały na myśli również bardzo ortodoksyjnie wychowanego prawosławnego?)

Tak, to rzeczywiście niepodważalny argument w dyskusji. Smile

Otóż ja również odwołałem sie do szerszego grona osób, ale - w przeciwieństwie do Pani - nie byli to moi znajomi, nie wiedzieli, w jakim kontekście sie wypowiadają i mogę ich opinie udokumentować. Otóż zamiesciłem oba dowcipy na Forum Frondy z pytaniem, który z nich rażąco przekracza granice dobrego smaku. Proszę zobaczyć jakie były opinie ludzi wierzących, mi nieznajomych, zwykle młodych i otwartych na nowoczesność (bo takie jest środowisko Frondowe).

http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1573847#p1573873

Tezę Pani znajomych, że dowcip o krucyfiksie mógłby obrazić tylko ortodoksyjnie wychowanego katolika wypada więc odrzucić.

To z resztą typowe dla środowiska "bojowników o tolerancję", do którego Pani zdaje się aspirować, że w sposób arogancki, apodyktyczny i jednostronny chce decydować o tym, co jest, a co nie jest obraźliwe. I tak się zwykle składa, że dowcipy obrażające uczucia religijne chrześcijan w opinii tego środowiska nie sa obraźliwe, zaś wszelkie wypowiedzi podważające dogmaty lewicowych elit - są.

Jak walczyć z hunwejbinami w służbie tolerancji?

Otóż tłumaczenie im, że coś obraża nasze uczucia religijne jest z góry skazane na porażkę (o czym świadczy reakcja osoby, która umieściła ten dowcip na Forum SWS i odmówiła jego usuniecia, rekacja administratora na Forum SWS, który również odmówił jego usuniecia oraz Pani wpis i opini Pani znajomych).

Aby osoba tego pokroju mogła zrozumieć, że jakaś wypowiedź może sprawiać komuś innemu przykrość, trzeba jej to uświadomić na przykładzie, który ją dotknie.

W tym celu zamiesciłem na Forum SWS dowcip o homoskesualistach. Po jego usunięciu z Forum SWS przez administatora i wywołaniu dyskusji o dowcipie o krucyfiksie wyjaśniłem zresztą sens mojej prowokacji i za nią przeprosiłem (dowcip o krucyfiksie wisi nadal i o żadnych przeprosinach nie ma mowy - to jest własnie ta różnica stylu, o której pisałem wcześniej).

Dowcip o Chrystusie zamieszczony przeze mnie dowodził natomiast, że nie jestem "ortodoksyjnie wychowanym katolikiem" - dowcipy z udziałem Boga drukowane są nawet w "Gościu niedzielnym".

Pani Ewa Hołówko napisała:

Cytat:
A więc o cóż tu chodzi? Czy tylko o poniżenie jakiejś grupy osób i wzmocnienie tego poniżenia czymś, co bliskie jest dużej części Polaków - wyznaniem rzymskokatolickim. I tu znów dochodzimy do do jakiegoś absurdu - przecież promowanie nietolerancji w stosunku do homoseksualistów jest sprzeczne z artykułami Katechizmu. Radzę go przeczytać tym, którzy tak są wrażliwi na punkcie uczuć religijnych. Czy wogóle oni coś wiedzą o powołanej przez papieża -Polaka katolickiej organizacji Dignity, czy mają pojęcie o istniejących w środowisku homoseksualistów regularnie się spotykających grupach chrześcijańskich (także w Polsce). Może tyle ..., gdyż myślę, że i tak co piszę, będzie jak ten przysłowiowy groch o ścianę.


Przypisuje mi Pani chęć poniżenia homoseksualistów i odsyła do artykułów Katechizmu.

Nie wiem, jakie jest stanowisko Cerkwi Prawosławnej w sprawie praktyk homoseksualnych, ale stanowisko Koscioła Katolickiego jest jednoznaczne - prkatyki homoseksualne są grzechem.

Ja zaś nie mam nic do homoseksualistów (to jest prywatna sprawa każdego człowieka), natomiast mierzi mnie tzw. "gejowski styl życia", który lansuje się pod pretekstem obrony praw homoseksualistów.

To, o co mi chodzi dobrze wyjaśnia rozmowa Joanny Najfeld z jakimś gejowskim aktywistą.

http://www.pardon.pl/artykul/4425/tvn_gej_i_katoliczka_o_lizaniu_rowow_zobacz

Pozdrawiam i licze na dalsza dyskusję, ale bez słownej przemocy i antykatolickich "wstawek" z Pani strony.

Z szacunkiem

Mirek Lewandowski

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Piotr Hlebowicz
Site Admin


Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 1166

PostWysłany: Pon Kwi 07, 2008 9:44 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panie Mirku, w pełni popieram pański punkt widzenia na te sprawy. Pani Hołuszko, będąc wyznania prawosławnego, powinna wiedzieć, iż katolicyzm jest i tak bardziej tolerancyjny oraz wyrozumiały w stosunku do homoseksualistów, niźli kościół prawosławny. Zwłaszcza na Kaukazie. Bywałem często w Rosji, Gruzji i innych zakątkach byłego sowieckiego imperium. Rozmawiałem z ludźmi i na te tematy. Trochę więc wiem. Jestem daleki od potępiania żyjących pośród nas osób innej orientacji. Znam osobiście gejów i lesbijki, i nie przeszkadza mi to w kontaktach, a nawet przyjaźniach. Cóż, organizm ludzki jest ułomny, są różne odstępstwa od normalności które człowiek rozumny obowiązany jest tolerować. Jednakże ułomności ludzkie nie zobowiązują do ich unormalniania w świadomości ludzkiej. Hałaśliwe preferowanie związków rodzinnych orientacji homoseksualnej jest już naruszeniem praw rodzin tradycyjnych, zdolnych do powiększania ludzkiej populacji. Coraz częściej w radio i tv słyszy się, że dwaj geje, czy dwie lezbijki mogą utworzyć pełnowartościową rodzinę i wychowywać dzieci bez psychicznych urazów w przyszłości. Nic bardziej błędnego. Tendencja rozszerza się w całej europie i Unia próbuje już narzucić ten punkt widzenia na wszystkich swoich członków. Geje i lezbijki żyli pośród nas od zarania dziejów. Byli sąsiadami, kolegami-koleżankami w pracy. Ich życie (jak moje, oraz każdego z nas) powinno być otoczone sferą intymności. Jestem zwolennikiem rodziny tradycyjnej, i narzucanie mi zupełnie innych wartości jest moim zdaniem nietolerancją wobec mojej osoby. Tak samo jak aborcja i eutanazja. Mam prawo nie podzielać, a nawet sprzeciwiać się tym praktykom, gdyż w mojej świadomości jest to zbrodnia. Czy moje prawo do wypowiadania swojego zdania powinno być mniejsze od prawa innych orientacji (czy to seksualnych, czy widzących inaczej problem aborcji i eutanazji)? Czy w tym wypadku, gdy mam odmienne zdanie, jestem człowiekiem zacofanym, iście z "ciemnogrodu", pretorianinem ojca Rydzyka? Przypomina mi to styl z ponurych lat 20-stych - 50-tych. Dwa systemy zniewoliły swoje (i nie tylko swoje) narody, narzuciły myślenie milionom ludzi, i karały za każde odstępstwo. Może by tak powtórzyć, gdyż jeszcze zbyt dużo w Europie jest "tradycjonalistów"? Pani Hołuszko przeszkadzają dowcipy o homoseksualistach, natomiast niesmaczne żarty dotykające wiary religijnej postrzega ona z przymrużeniem oka. Moim zdaniem "chumor" obrażający ludzi każdej wiary - czy to będzie chrześcijaństwo (każdej konfesji), islam, buddyzm, judaizm itp - powinien być potępiony, choćby moralnie. Nie tylko homoseksualista, ale też chrześcijanin, muzułmanin, wyznawca judaizmu, czy buddysta jak i niewierzący - jest CZŁOWIEKIEM. Więc prosiłbym o równą miarę wobec wszystkich ludzi. Wręcz żądam poszanowania moich poglądów oraz tolerancji wobec mojej osoby.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Kwi 07, 2008 9:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panie Mirku,
Poszedłem pod wskazany przez Pana adres i muszę powiedzieć, że nie dziwię się, że zrobił Pan to o czym Pan pisze. Gratuluję wyboru. Ewa Hołuszko ma bardzo salonowe podejście do ocen. Wie że wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre (np.
Cytat:
Może nie należy tu wskazywać talibów, "czarnych panter", neonazistów, czy skinów ale zastanowić się nad samym sobą, każdy z nas.
nie są równe. Jest tam użyty i "papież-Polak" i wiele podobnych rzeczy, które spragniony takich rozmaitości czytelnik znajdzie w GW.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sro Kwi 09, 2008 7:37 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na Forum SWS niejaki Therem opowiada o swoim męczeństwie i swej bohaterskiej postawie wobec "ogolonych intelektualistów i antywykształciuchów z kamieniem":

Cytat:
Moja anonimowosc byla na poczatku przypadkowa: zalogowalem sie o ile pamietam chcac uzyskac odnosnik do cytatu (w watku "homoglupota" wlasnie). Umiescilem potem komentarz lub dwa, i miast merytorycznej dyskusji otrzymywalem zapytania o moje dane personalne. Poczatkowo z czystej przekory nie podalem nazwiska, potam zauwazylem ze kwestia jest powazniejsza - ze ocena tego co pisze, zalezy od tego kim jestem. W tej chwili sprawy zaszly tak daleko, ze nawet gdybym zechcial, to juz nie wypada mi podac nazwiska.

W zadnej mierze nie obawiam sie aktow slownej nienawisci, czy nawet fizycznej przemocy. Potrafie dac sobie rade. Moje nazwisko znajduje sie zreszta na stronach (jesli jeszcze istnieja) RedWatch (w zwiazku z protestem w sprawie poznanskiej Parady Rownosci sprzed 3 lat, w calkiem dobrym i licznym towarzystwie). Jak widac nie obawiam sie nawet ogolonych intelektualistow i antywyksztalciuchow z kamieniami.


http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=7877&highlight=#7877

Tymczasem Stanisław Remuszko napiał parę postów wyżej:

Cytat:
Od dłuższego czasu nie zabieram głosu na tym forum. Przyczyny wyjawiłem explicite. Natomiast od czasu do czasu zaglądam tu i czytam sobie. Dla frajdy.
Dziś robię wyjątek.
Mianowicie: co się tyczy niejakiego "Therema", to pragnę publicznie i nieanonimowo rzec, iż znam jego imię, nazwisko, środowisko, a także ideowo-polityczny życiorys. Wedle mej wiedzy, to jest etatowy funkcjonariusz SB z końca lat sześćdziesiątych. Przed sądem chętnie ujawnię te dane oraz źródła.
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )
Stanisław Remuszko


http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=7872&highlight=#7872

(Dodam, że przyczyny, dlaktórych Stanisław Remuszko zaniechał pisania na Forum SWS wyjasnione zostały przez niego samego w następujących słowach:

Cytat:
Wobec widocznego rozwoju sytuacji, zawieszam swoje wizyty na forum SWS do czasu, gdy SWS wykluczy możliwość bezkarnego rozpowszechniania na tym forum oczywistych kłamstw, oszczerstw, insynuacji i pomówień.
Uczciwych i kulturalnych forumowiczów pozdrawiam serdecznie i z respektem

Stanisław Remuszko


http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=2495&highlight=#2495

Wyżej można zapoznac się ze stylem dyskusji na tym Forum - niejaki "lach" napisał o znanym dziennikarzu Macieju Gawlikowskim:

Cytat:
Pan Gawlikowski jest, co oczywiste, chamem pospolitym i na tym zakończę opisywanie jego cech.


http://forum.sws.org.pl/viewtopic.php?p=2494&highlight=#2494

Wkrótce na Forum SWS zawieszony został ... Gawlikowski a nie "lach".

Próby oczyszczenia SWS i zaprowadzenia na Forum SWS cywilizowanych zasad prowadzenia dyskusji podejmowane przez niektórych członków SWS okazały się - jak dotąd nieskuteczne)

Otóż wszystko to daje kompromitujący obraz pewnego zasłużonego kiedyś środowiska związanego z KOR.

Miarą tej autokompromitacji niech bedzie fakt, iż obecnie zarówno Ewa Hołuszko jak i bohaterski Therem twierdzą (przy milczącej aprobacie administratora), że - w pewnym uproszczeniu - celem walki z komuną była wolność "bezprzymiotnikowa"

Ewa Hołuszko napisała:
Cytat:
mi wstyd. Wstyd, że pod hasłami wolności, pod hasłami sprawiedliwej Polski walczyły osoby cechujące się obecnie, aż taką nietolerancją.


Therem napisał:
Cytat:
Z jednym jeszcze musze sie z Pania Holuszko zgodzic: mnie tez wstyd, wstyd mi ze bylem w latach osiemdziesiatych tak naiwny, ze sadzilem ze chodzi nam o wolnosc. Bezprzymiotnikowa. I do tego "nam". Coz - pomylilem sie i smutno mi. Faux pas Cioci Pafci...


Z kontekstu ich wypowiedzi możemy dowiedziec się więcej o tym, jaką "bezprzymiotnikową wolność" ma na myśli to środowisko.

Otóż jest to wolność, w ramach której ukryci cenzorzy decydują z czego wolno się smiać, a z czego śmiać się nie należy.

To wolność, w ramach której można uzywać w debacie publicznej każdej obelgi, byleby obrażać właściwych ludzi.

To wolność w ramach której fakty trzeciorzędne są nagłasniane a pytania dotyczące spraw podstawowych są przemilczane.

To wolność w ramach której książka Stanisława Remuszki wyjaśniająca korzenie Gazety Wyborczej nie może istnieć - nie można jej cytować, reklamować, czytać, kupić. Po prostu jej nie ma.

To wolność niebezpiecznie przypominająca oszołomską lewicową dyktaturę spod znaku GW.

Hołuszko i Therem mają rację. Nie o taką wolność walczyło ich i nasze środowisko.



Lepiej późno niż wcale...

Dobrze, że coraz lepiej udaje się zdefiniować różnice między środowiskami walczącymi kiedyś z komuną.

Dobrze, że coraz większa część społeczeństwa te różnice zauważa.

Szkoda, że dzieje sie to tak późno.

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jacek Mirewicz
Nowy Użytkownik


Dołączył: 12 Kwi 2008
Posty: 2

PostWysłany: Nie Kwi 13, 2008 1:38 am    Temat postu: ewa holuszko, kim jest Odpowiedz z cytatem

TS nr 9 (962) 2 marca 2007
http://www.tygodniksolidarnosc.com/2007/9/4_mam.html

SPOŁECZEŃSTWO



Alicja Dzierzbicka

Mam na imię EWA



Opozycjonistka, założycielka jednej z największych struktur podziemnych w stanie wojennym. Odznaczona przez prezydenta. Od trzech lat bezrobotna, nie ma nawet na czynsz.



Ewa Hołuszko z błyskiem w oku opowiada o latach 80. i swoich doświadczeniach opozycjonistki. Często się śmieje. Rozpiera ją chęć działania. - Mogłabym tyle jeszcze zrobić - mówi. Dusza romantyczna, organizatorka, przywódca, ryzykantka.
Niesforna uczennica
Pochodzi z Białegostoku, z prawosławnej rodziny. Wojciech Ziembiński, jeden z czołowych działaczy niepodległościowych w PRL, mówił o niej, że jest ostatnią obywatelką I RP. Ona stwierdza, że jest urodzoną opozycjonistką. Dziś z uśmiechem wspomina swój pierwszy strajk, choć wtedy wcale nie było lekko. To było w marcu 1968 roku. Była w ostatniej klasie liceum w Aninie. Pewnego dnia przyszedł nakaz dyrektorski, że mają nie opuszczać szkoły. Wtedy Hołuszko wraz z kolegą wymyśliła strajk okupacyjny. Uczniowie zajęli cały korytarz i hol. Wściekły dyrektor kazał się rozejść do klas. Nie posłuchano go, uczniowie zaczęli śpiewać piosenki i rzucać te same hasła, co manifestujący w Warszawie studenci.
Bezradny dyrektor zadzwonił po milicję. Kiedy przyjechała, młodzież szybko i po cichu rozeszła się po klasach. Dyrektor nie wytrzymał nerwowo i wypuścił niesforną młodzież do domu.
Po maturze Hołuszko dostała się na wydział fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Po pierwszym roku wielu jej kolegów relegowano z uczelni. W 1971 przeniosła się na Politechnikę Warszawską. Po skończeniu studiów zaproponowano jej pracę w Radomiu na Politechnice Świętokrzyskiej (później WSI Radom). Tam była świadkiem wydarzeń czerwcowych.
Zły przykład
Miała bardzo dobry kontakt ze studentami. Wykładała, egzaminowała, była opiekunką roku. Dostęp do wszystkich kluczy umożliwiał podkładanie bibuły, która błyskawicznie rozchodziła się po uczelni. Narażała się władzy, łamała jej zakazy, podpadła ówczesnemu rektorowi uczelni Michałowi Hebdzie, przeciwko reelekcji którego strajkowała potem Solidarność i środowiska akademickie. Dawała zły przykład, nie chodząc na pochody pierwszomajowe.
W tym czasie miała już pierwsze dziecko. Żeby dorobić, latem wyjeżdżała na Zachód. W 1978 po raz pierwszy nie dostała paszportu. A w 1980 wręczono jej trzymiesięczne wypowiedzenie bez prawa wejścia na uczelnię. Na szczęście znalazła pracę w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Warszawie. Wówczas zaangażowała się w działania w Komisji Interwencyjnej Regionu Mazowsze NSZZ "S". Opiekowała się poszczególnymi komisjami zakładowymi Solidarności.
Została przewodniczącą Komisji Interwencyjnej. Pełniła tę funkcję do kwietnia 1981 roku.
Jednocześnie rozpoczęła własną działalność. W Warszawie powstała komisja zakładowa w drukarni wojskowej na Towarowej, w szpitalu MSW na dawnej ulicy Komarowa. Istniała Solidarność w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej. Hołuszko stwierdziła, że trzeba się zająć pracownikami cywilnymi MON, MSW, Ministerstwa Administracji, Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska i placówek im podległych.
- Nikt nie ingerował w moje działania. Spowiadałam się bezpośrednio Bujakowi. Moim marzeniem było założenie komisji w KC PZPR. Przecież by jej nie rozwiązali. Znalazłam tam osiem osób, zabrakło mi dwóch.
Została członkiem Zarządu Regionu Mazowsze. Razem z innymi walczyła o to, aby w statucie związku nie było zapisu o zwierzchniej roli partii. Uczestniczyła w rozmowach sekcji pracowników trzech ministerstw: MON, MSW i Ministerstwa Administracji z przedstawicielami rządu. Po fiasku negocjacji ludzi z zakładów podległych resortom, a zrzeszonych w Solidarności, zwolniono z pracy. To dzięki Hołuszko i jej interwencji u wicemarszałek Haliny Skibniewskiej powrócili na dawne stanowiska, choć nie pozwolono im założyć organizacji związkowej. Jedyne oficjalne koło utrzymało się na WOSP.
Harda
Była delegatem na I zjazd Solidarności, w jego pierwszej części zasiadała w komisji uchwał i wniosków. Nalegała, aby poparte zostały uchwały o pracownikach cywilnych z poszczególnych resortów, o mniejszościach narodowych w Polsce oraz posłanie do narodów Europy Wschodniej. W drugiej części zjazdu pracowała nad preambułą.
- Pracowaliśmy bez przerwy, nie zobaczyliśmy nawet morza. Ostatnie uchwały podejmowaliśmy szybko, bo zaczęła zamarzać hala Oliwii. Następnego dnia miały się tam odbyć zawody hokejowe. Pewnie ktoś chciał nas stamtąd wykurzyć.
Opiekowała się strajkiem na WOSP-ie. Trafiła na komendę milicji, ale szybko ją wypuszczono. Jednocześnie miała problemy z dzieckiem. Miało już siedem miesięcy, a nie wstawało. Brakowało mu witamin. 12 grudnia 1981 zawiozła syna do lekarza Marka Kulerskiego. Pomogły zachodnie lekarstwa.
- Jakoś szczęśliwie Bóg pozwolił, że w ostatnich chwilach wolności uratowałam syna - mówi. - Inaczej by nie chodził.
Odwiozła dziecko do domu i pojechała do zarządu regionu. Wróciła nocnym autobusem. Rano obudziło ją stukanie do drzwi. To sąsiadka. Powiedziała o stanie wojennym.
- Nie wiedziałam, o co chodzi. Kiedy oprzytomniałam, ubrałam się i wyszłam. Wróciłam po dwóch latach.
Musiała się ukrywać. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia pojechała do Częstochowy, Kielc i Radomia. Spała u znajomych, dawnych studentów, codziennie gdzie indziej. Cały czas martwiła się, że nie udało jej się ochrzcić drugiego syna. Mimo osobistych problemów zaczęła organizować jedną z największych podziemnych struktur solidarnościowych, która potem połą- czyła się z organizacją Macieja
Zalewskiego stworzoną na warszawskiej Woli. Powstał Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny.
- Ewa stworzyła bardzo silną organizację, która przetrwała aż do 1989 roku - mówi dziś historyk Andrzej Friszke. Hołuszko przyjęła pseudonim "Harda". Współpracowała m.in. z ks. Jerzym Popiełuszką. To od niego MKK dostał pierwszy offset. Hołuszko kierowała MKK do 18 listopada 1982 roku, kiedy została aresztowana.
- Była bardzo aktywna. Właśnie ta aktywność ją zgubiła - wspomina Ewa Choromańska, trzecia przewodnicząca MKK.
Zabawy z ubecją
Opowieści Hołuszko o życiu w stanie wojennym przypominają momentami film sensacyjny. Potajemne organizowanie chrzcin syna w cerkwi na Pradze. Ukrywanie się, bawienie się z tajniakami w kotka i myszkę. W końcu aresztowanie, więzienie a tam upokorzenia, strach, samotność i ciągłe zamartwianie się o bliskich.
Kiedy po pół roku wyszła odmówiła współpracy z MKK, nie chciała nikogo narażać.
- Ewa była bardzo poważną, liczącą się działaczką, którą stale interesowali się ubecy - mówi Friszke.
Zaczęła pracować jako ankieterka. Była kierownikiem zespołu artystycznego, w którym występowali Alicja Majewska, Halina Frąckowiak, Elżbieta Starostecka, Magdalena Zawadzka i Włodzimierz Korcz. Potem pracowała jako preser. W 1985 ponownie zaangażowała się w działalność związkową. Rok później, po wypadku przy wtryskiwarce, umożliwiono jej powrót na wydział fizyki UW, jednak tylko na stanowisko techniczne. Po długich staraniach znów otrzymała paszport, ale nie na długo. Pobito ją na jednej z manifestacji, którą prowadziła. W 1988 mogła wreszcie odwiedzić w Kanadzie brata, którego nie widziała od dziesięciu lat. Po roku wyjechała do Hamburga. Pracowała naukowo. Spędziła tam dwa lata. Proponowano jej, by została.
Pierwszy raz w partii
Wróciła do kraju. Jacek Kuroń chciał, aby w wyborach w 1991 roku startowała z list Unii Demokratycznej z województwa białostockiego. Nic z tego nie wyszło - białostoccy działacze nie umieścili jej na liście. Powróciła do pracy na UW i związała się z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Zaczęła pracować na rzecz mniejszości narodowych. Pisała też raport o mniejszościach dla Fundacji Forda. Zaangażowała się w działania na rzecz Kościoła, nie tylko prawosławnego. W 1996 roku chciała zrobić doktorat. Na przeszkodzie stanęły problemy rodzinne. W dodatku z powodu redukcji etatów musiała odejść z uczelni.
W 1997, roku kolejnych wyborów, Unia Pracy zaproponowała jej wpisanie na listy wyborcze. Zgodziła się. UP jednak przegrała wybory. Po rozłamie w tej partii wstąpiła do Unii Wolności.
- Po raz pierwszy byłam wtedy w partii - śmieje się Hołuszko.
Układała sobie sprawy rodzinne, pracowała w szkole jako nauczycielka. Kiedy zawiadomiła dyrekcję, że uczeń bierze narkotyki, ta wolała zrezygnować z Hołuszko niż z nowych okien ufundowanych przez jego rodziców.
W 1997 roku pracę zaproponowała jej brytyjska korporacja komputerowa ICL, należąca do Fujitsu. Na początku dostawała zlecenia. Potem założyła własną firmę, która współpracowała z korporacją.
Wstręt i niechęć
Odbiła się od dna. Spłaciła długi. Ale znów zaczęły się problemy osobiste. Rozpoczęła długotrwałe leczenie. Po serii badań komisja lekarska orzekła transpozycję płci. Sąd zdecydował o wydaniu nowych dokumentów. W 2000 roku przeszła operację.
- Wiedziałam, kim jestem od 26. roku życia. Być może dlatego tak mocno się we wszystko angażowałam, bo nie chciałam o tym myśleć.
W 1999 roku ICL rozwiązał z nią umowę. Znów była bezrobotna. Pieniądze, które udało się odłożyć skończyły się szybko. Chodziła do dawnych kolegów z Solidarności i pytała o pracę. Mogła robić cokolwiek. Kończyło się na obietnicach. Szukała wsparcia w opiece społecznej. Wstręt i niechęć były jedyną reakcją ze strony szczodrej w innych przypadkach placówki.
W końcu znalazła pracę w jednej ze szkół. Spotkała się z przychylnością przełożonych i współpracowników. Wykończyli ją uczniowie. Wyzywali ją, szykany się nasilały. Zatrudniła się w szkole dla trudnej młodzieży. Postanowiła dokończyć przerwaną fizykę na UW. Równolegle zaczęła studiować pedagogikę. Oba wydziały skończyła z piątką na dyplomie. Mogła się uczyć tylko dlatego, że czesne zmniejszono jej do minimum. W 2001 roku rozpoczęła studia na psychologii, zaliczyła specjalizację z neuropsychologii z najwyższą oceną w indeksie. Robi specjalizację psychoteraupetyczną, kończy pracę magisterską. Jednocześnie chodzi na zajęcia na Wydział Nauk Politycznych, gdzie niedługo zacznie robić doktorat. Niestety, za przewód doktorski trzeba dużo płacić, a ona nie ma nawet na czynsz.
Zawsze pod prąd
Wciąż szuka pracy. Zwracała się o pomoc do różnych urzędów i ministerstw. Bez skutku. A przecież biegle mówi po rosyjsku i białorusku. Mówiła płynnie po niemiecku, angielsku trochę po francusku, romsku i ukraińsku. Działa w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa, Wspólnocie Kazachskiej. Niedawno z ramienia SWS weszła w skład grupy doradczej Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Czasami znajdzie jakieś dorywcze zajęcie - prowadziła lekcje z okazji 30-lecia KOR, wydarzeń radomskich. To był tylko zastrzyk gotówki, który wystarczył na krótko.
Do tej pory pomagali znajomi. Stale też udawało jej się odwlec wizytę komornika. Nie chce, aby ludzie traktowali ją jak biedaka. Ceruje stare ubrania i stara się o nie dbać. Płaszcz i buty ma już od siedmiu lat. Co będzie dalej? Nie wiadomo.
Uważa, że nie jest przystosowana społecznie, bo nie zgadza się na łamanie podstawowych zasad: na korupcję, narkotyki w szkole, nieszanowanie godności drugiego człowieka. Jej wartości nierozerwalnie łączą się z wiarą. Kiedy po wprowadzeniu stanu wojennego znalazła się w Częstochowie, pierwsze kroki skierowała na Jasną Górę. Cudowny obraz jest dla niej szczególnym symbolem. - Jako ikona łączy przecież prawosławnych z katolikami.
Życie w bunkrze
Mimo zaangażowania w strajk na WOSP z 1981 roku, nie zaproszono jej na obchody 25-lecia strajku. Dlaczego? Nie wiadomo. Odznaczono tylko Seweryna Jaworskiego.
W grudniu ubiegłego roku otrzymała od prezydenta Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Wtedy po raz pierwszy poczuła się doceniona.
Małogorzata Bocheńska ceni Ewę Hołuszko za wiedzę, wyznawane wartości, hardość.
- Niestety w solidarnej Polsce nie ma zapotrzebowania na takie osoby - mówi Bocheńska. Podobnego zdania jest Andrzej Friszke: - Państwo nie potrafiło wykorzystać potencjału ludzi pokroju Ewy. Pękła też solidarność środowiskowa. Tak naprawdę to wina nas wszystkich.
Sama jest sobie winna - mówią inni. Natomist Ewa Kulik-Bielińska, kluczowa działaczka podziemia w Warszawie, wspomina Hołuszko jako osobę bojową, pełną entuzjazmu.
- Pamiętam, że kiedyś musiałam studzić jej zapał. Była bardzo oddana swoim współpracownikom. Z całą pewnością Hołuszko to prawy człowiek.
Ewa Hołuszko obecnie mieszka w swoim bunkrze bez okien w podwarszawskim Aninie.
-=-=-=-=-=

JM
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jacek Mirewicz
Nowy Użytkownik


Dołączył: 12 Kwi 2008
Posty: 2

PostWysłany: Nie Kwi 13, 2008 1:39 am    Temat postu: ewa holuszko, kim jest Odpowiedz z cytatem

TS nr 9 (962) 2 marca 2007
http://www.tygodniksolidarnosc.com/2007/9/4_mam.html

SPOŁECZEŃSTWO



Alicja Dzierzbicka

Mam na imię EWA



Opozycjonistka, założycielka jednej z największych struktur podziemnych w stanie wojennym. Odznaczona przez prezydenta. Od trzech lat bezrobotna, nie ma nawet na czynsz.



Ewa Hołuszko z błyskiem w oku opowiada o latach 80. i swoich doświadczeniach opozycjonistki. Często się śmieje. Rozpiera ją chęć działania. - Mogłabym tyle jeszcze zrobić - mówi. Dusza romantyczna, organizatorka, przywódca, ryzykantka.
Niesforna uczennica
Pochodzi z Białegostoku, z prawosławnej rodziny. Wojciech Ziembiński, jeden z czołowych działaczy niepodległościowych w PRL, mówił o niej, że jest ostatnią obywatelką I RP. Ona stwierdza, że jest urodzoną opozycjonistką. Dziś z uśmiechem wspomina swój pierwszy strajk, choć wtedy wcale nie było lekko. To było w marcu 1968 roku. Była w ostatniej klasie liceum w Aninie. Pewnego dnia przyszedł nakaz dyrektorski, że mają nie opuszczać szkoły. Wtedy Hołuszko wraz z kolegą wymyśliła strajk okupacyjny. Uczniowie zajęli cały korytarz i hol. Wściekły dyrektor kazał się rozejść do klas. Nie posłuchano go, uczniowie zaczęli śpiewać piosenki i rzucać te same hasła, co manifestujący w Warszawie studenci.
Bezradny dyrektor zadzwonił po milicję. Kiedy przyjechała, młodzież szybko i po cichu rozeszła się po klasach. Dyrektor nie wytrzymał nerwowo i wypuścił niesforną młodzież do domu.
Po maturze Hołuszko dostała się na wydział fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Po pierwszym roku wielu jej kolegów relegowano z uczelni. W 1971 przeniosła się na Politechnikę Warszawską. Po skończeniu studiów zaproponowano jej pracę w Radomiu na Politechnice Świętokrzyskiej (później WSI Radom). Tam była świadkiem wydarzeń czerwcowych.
Zły przykład
Miała bardzo dobry kontakt ze studentami. Wykładała, egzaminowała, była opiekunką roku. Dostęp do wszystkich kluczy umożliwiał podkładanie bibuły, która błyskawicznie rozchodziła się po uczelni. Narażała się władzy, łamała jej zakazy, podpadła ówczesnemu rektorowi uczelni Michałowi Hebdzie, przeciwko reelekcji którego strajkowała potem Solidarność i środowiska akademickie. Dawała zły przykład, nie chodząc na pochody pierwszomajowe.
W tym czasie miała już pierwsze dziecko. Żeby dorobić, latem wyjeżdżała na Zachód. W 1978 po raz pierwszy nie dostała paszportu. A w 1980 wręczono jej trzymiesięczne wypowiedzenie bez prawa wejścia na uczelnię. Na szczęście znalazła pracę w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Warszawie. Wówczas zaangażowała się w działania w Komisji Interwencyjnej Regionu Mazowsze NSZZ "S". Opiekowała się poszczególnymi komisjami zakładowymi Solidarności.
Została przewodniczącą Komisji Interwencyjnej. Pełniła tę funkcję do kwietnia 1981 roku.
Jednocześnie rozpoczęła własną działalność. W Warszawie powstała komisja zakładowa w drukarni wojskowej na Towarowej, w szpitalu MSW na dawnej ulicy Komarowa. Istniała Solidarność w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej. Hołuszko stwierdziła, że trzeba się zająć pracownikami cywilnymi MON, MSW, Ministerstwa Administracji, Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska i placówek im podległych.
- Nikt nie ingerował w moje działania. Spowiadałam się bezpośrednio Bujakowi. Moim marzeniem było założenie komisji w KC PZPR. Przecież by jej nie rozwiązali. Znalazłam tam osiem osób, zabrakło mi dwóch.
Została członkiem Zarządu Regionu Mazowsze. Razem z innymi walczyła o to, aby w statucie związku nie było zapisu o zwierzchniej roli partii. Uczestniczyła w rozmowach sekcji pracowników trzech ministerstw: MON, MSW i Ministerstwa Administracji z przedstawicielami rządu. Po fiasku negocjacji ludzi z zakładów podległych resortom, a zrzeszonych w Solidarności, zwolniono z pracy. To dzięki Hołuszko i jej interwencji u wicemarszałek Haliny Skibniewskiej powrócili na dawne stanowiska, choć nie pozwolono im założyć organizacji związkowej. Jedyne oficjalne koło utrzymało się na WOSP.
Harda
Była delegatem na I zjazd Solidarności, w jego pierwszej części zasiadała w komisji uchwał i wniosków. Nalegała, aby poparte zostały uchwały o pracownikach cywilnych z poszczególnych resortów, o mniejszościach narodowych w Polsce oraz posłanie do narodów Europy Wschodniej. W drugiej części zjazdu pracowała nad preambułą.
- Pracowaliśmy bez przerwy, nie zobaczyliśmy nawet morza. Ostatnie uchwały podejmowaliśmy szybko, bo zaczęła zamarzać hala Oliwii. Następnego dnia miały się tam odbyć zawody hokejowe. Pewnie ktoś chciał nas stamtąd wykurzyć.
Opiekowała się strajkiem na WOSP-ie. Trafiła na komendę milicji, ale szybko ją wypuszczono. Jednocześnie miała problemy z dzieckiem. Miało już siedem miesięcy, a nie wstawało. Brakowało mu witamin. 12 grudnia 1981 zawiozła syna do lekarza Marka Kulerskiego. Pomogły zachodnie lekarstwa.
- Jakoś szczęśliwie Bóg pozwolił, że w ostatnich chwilach wolności uratowałam syna - mówi. - Inaczej by nie chodził.
Odwiozła dziecko do domu i pojechała do zarządu regionu. Wróciła nocnym autobusem. Rano obudziło ją stukanie do drzwi. To sąsiadka. Powiedziała o stanie wojennym.
- Nie wiedziałam, o co chodzi. Kiedy oprzytomniałam, ubrałam się i wyszłam. Wróciłam po dwóch latach.
Musiała się ukrywać. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia pojechała do Częstochowy, Kielc i Radomia. Spała u znajomych, dawnych studentów, codziennie gdzie indziej. Cały czas martwiła się, że nie udało jej się ochrzcić drugiego syna. Mimo osobistych problemów zaczęła organizować jedną z największych podziemnych struktur solidarnościowych, która potem połą- czyła się z organizacją Macieja
Zalewskiego stworzoną na warszawskiej Woli. Powstał Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny.
- Ewa stworzyła bardzo silną organizację, która przetrwała aż do 1989 roku - mówi dziś historyk Andrzej Friszke. Hołuszko przyjęła pseudonim "Harda". Współpracowała m.in. z ks. Jerzym Popiełuszką. To od niego MKK dostał pierwszy offset. Hołuszko kierowała MKK do 18 listopada 1982 roku, kiedy została aresztowana.
- Była bardzo aktywna. Właśnie ta aktywność ją zgubiła - wspomina Ewa Choromańska, trzecia przewodnicząca MKK.
Zabawy z ubecją
Opowieści Hołuszko o życiu w stanie wojennym przypominają momentami film sensacyjny. Potajemne organizowanie chrzcin syna w cerkwi na Pradze. Ukrywanie się, bawienie się z tajniakami w kotka i myszkę. W końcu aresztowanie, więzienie a tam upokorzenia, strach, samotność i ciągłe zamartwianie się o bliskich.
Kiedy po pół roku wyszła odmówiła współpracy z MKK, nie chciała nikogo narażać.
- Ewa była bardzo poważną, liczącą się działaczką, którą stale interesowali się ubecy - mówi Friszke.
Zaczęła pracować jako ankieterka. Była kierownikiem zespołu artystycznego, w którym występowali Alicja Majewska, Halina Frąckowiak, Elżbieta Starostecka, Magdalena Zawadzka i Włodzimierz Korcz. Potem pracowała jako preser. W 1985 ponownie zaangażowała się w działalność związkową. Rok później, po wypadku przy wtryskiwarce, umożliwiono jej powrót na wydział fizyki UW, jednak tylko na stanowisko techniczne. Po długich staraniach znów otrzymała paszport, ale nie na długo. Pobito ją na jednej z manifestacji, którą prowadziła. W 1988 mogła wreszcie odwiedzić w Kanadzie brata, którego nie widziała od dziesięciu lat. Po roku wyjechała do Hamburga. Pracowała naukowo. Spędziła tam dwa lata. Proponowano jej, by została.
Pierwszy raz w partii
Wróciła do kraju. Jacek Kuroń chciał, aby w wyborach w 1991 roku startowała z list Unii Demokratycznej z województwa białostockiego. Nic z tego nie wyszło - białostoccy działacze nie umieścili jej na liście. Powróciła do pracy na UW i związała się z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Zaczęła pracować na rzecz mniejszości narodowych. Pisała też raport o mniejszościach dla Fundacji Forda. Zaangażowała się w działania na rzecz Kościoła, nie tylko prawosławnego. W 1996 roku chciała zrobić doktorat. Na przeszkodzie stanęły problemy rodzinne. W dodatku z powodu redukcji etatów musiała odejść z uczelni.
W 1997, roku kolejnych wyborów, Unia Pracy zaproponowała jej wpisanie na listy wyborcze. Zgodziła się. UP jednak przegrała wybory. Po rozłamie w tej partii wstąpiła do Unii Wolności.
- Po raz pierwszy byłam wtedy w partii - śmieje się Hołuszko.
Układała sobie sprawy rodzinne, pracowała w szkole jako nauczycielka. Kiedy zawiadomiła dyrekcję, że uczeń bierze narkotyki, ta wolała zrezygnować z Hołuszko niż z nowych okien ufundowanych przez jego rodziców.
W 1997 roku pracę zaproponowała jej brytyjska korporacja komputerowa ICL, należąca do Fujitsu. Na początku dostawała zlecenia. Potem założyła własną firmę, która współpracowała z korporacją.
Wstręt i niechęć
Odbiła się od dna. Spłaciła długi. Ale znów zaczęły się problemy osobiste. Rozpoczęła długotrwałe leczenie. Po serii badań komisja lekarska orzekła transpozycję płci. Sąd zdecydował o wydaniu nowych dokumentów. W 2000 roku przeszła operację.
- Wiedziałam, kim jestem od 26. roku życia. Być może dlatego tak mocno się we wszystko angażowałam, bo nie chciałam o tym myśleć.
W 1999 roku ICL rozwiązał z nią umowę. Znów była bezrobotna. Pieniądze, które udało się odłożyć skończyły się szybko. Chodziła do dawnych kolegów z Solidarności i pytała o pracę. Mogła robić cokolwiek. Kończyło się na obietnicach. Szukała wsparcia w opiece społecznej. Wstręt i niechęć były jedyną reakcją ze strony szczodrej w innych przypadkach placówki.
W końcu znalazła pracę w jednej ze szkół. Spotkała się z przychylnością przełożonych i współpracowników. Wykończyli ją uczniowie. Wyzywali ją, szykany się nasilały. Zatrudniła się w szkole dla trudnej młodzieży. Postanowiła dokończyć przerwaną fizykę na UW. Równolegle zaczęła studiować pedagogikę. Oba wydziały skończyła z piątką na dyplomie. Mogła się uczyć tylko dlatego, że czesne zmniejszono jej do minimum. W 2001 roku rozpoczęła studia na psychologii, zaliczyła specjalizację z neuropsychologii z najwyższą oceną w indeksie. Robi specjalizację psychoteraupetyczną, kończy pracę magisterską. Jednocześnie chodzi na zajęcia na Wydział Nauk Politycznych, gdzie niedługo zacznie robić doktorat. Niestety, za przewód doktorski trzeba dużo płacić, a ona nie ma nawet na czynsz.
Zawsze pod prąd
Wciąż szuka pracy. Zwracała się o pomoc do różnych urzędów i ministerstw. Bez skutku. A przecież biegle mówi po rosyjsku i białorusku. Mówiła płynnie po niemiecku, angielsku trochę po francusku, romsku i ukraińsku. Działa w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa, Wspólnocie Kazachskiej. Niedawno z ramienia SWS weszła w skład grupy doradczej Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Czasami znajdzie jakieś dorywcze zajęcie - prowadziła lekcje z okazji 30-lecia KOR, wydarzeń radomskich. To był tylko zastrzyk gotówki, który wystarczył na krótko.
Do tej pory pomagali znajomi. Stale też udawało jej się odwlec wizytę komornika. Nie chce, aby ludzie traktowali ją jak biedaka. Ceruje stare ubrania i stara się o nie dbać. Płaszcz i buty ma już od siedmiu lat. Co będzie dalej? Nie wiadomo.
Uważa, że nie jest przystosowana społecznie, bo nie zgadza się na łamanie podstawowych zasad: na korupcję, narkotyki w szkole, nieszanowanie godności drugiego człowieka. Jej wartości nierozerwalnie łączą się z wiarą. Kiedy po wprowadzeniu stanu wojennego znalazła się w Częstochowie, pierwsze kroki skierowała na Jasną Górę. Cudowny obraz jest dla niej szczególnym symbolem. - Jako ikona łączy przecież prawosławnych z katolikami.
Życie w bunkrze
Mimo zaangażowania w strajk na WOSP z 1981 roku, nie zaproszono jej na obchody 25-lecia strajku. Dlaczego? Nie wiadomo. Odznaczono tylko Seweryna Jaworskiego.
W grudniu ubiegłego roku otrzymała od prezydenta Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Wtedy po raz pierwszy poczuła się doceniona.
Małogorzata Bocheńska ceni Ewę Hołuszko za wiedzę, wyznawane wartości, hardość.
- Niestety w solidarnej Polsce nie ma zapotrzebowania na takie osoby - mówi Bocheńska. Podobnego zdania jest Andrzej Friszke: - Państwo nie potrafiło wykorzystać potencjału ludzi pokroju Ewy. Pękła też solidarność środowiskowa. Tak naprawdę to wina nas wszystkich.
Sama jest sobie winna - mówią inni. Natomist Ewa Kulik-Bielińska, kluczowa działaczka podziemia w Warszawie, wspomina Hołuszko jako osobę bojową, pełną entuzjazmu.
- Pamiętam, że kiedyś musiałam studzić jej zapał. Była bardzo oddana swoim współpracownikom. Z całą pewnością Hołuszko to prawy człowiek.
Ewa Hołuszko obecnie mieszka w swoim bunkrze bez okien w podwarszawskim Aninie.
-=-=-=-=-=

JM
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Nie Kwi 13, 2008 6:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Z Joanną Najfeld publicystką katolicką, rozmawia Kaja Bogomilska
Zawłaszczana tolerancja
- Rozmawiamy niedługo po odwiedzinach Polski na zaproszenie TVN przez parę gejowską, której ślub został wykorzystany w telewizyjnym orędziu prezydenta RP, poświęconym Unii Europejskiej. Media tę sprawę wyolbrzymiły, sugerując także, że prezydent powinien się z parą gejowską spotkać i - zapewne - przeprosić. Jaki jest pogląd Pani na ten temat?
- Jestem zniesmaczona, ale nie zaskoczona. Ten żenujący cyrk medialny nie jest przypadkowy. TVN, postkomunistyczni politycy i aktywiści gejowscy wdrażają instrukcję forsowania rewolucji obyczajowej na społeczeństwa. Tak, istnieją takie wewnętrzne instrukcje, całe manifesty środowisk gejowskich, które uczą strategii portretowania się "na ofiarę" czy też podstawowej zasady rozgłosu medialnego wokół sprawy za wszelką cenę. W taki sposób przyzwyczaja się ludzi do tematu, odwrażliwia ich naturalne odruchy obrzydzenia i sprawia mylne wrażenie, że jeśli ktoś ma coś przeciw inwazji dewiacji seksualnych, to powinien się z tym kryć, bo to wstyd i zbrodnia. Poza tym jest mi osobiście smutno, że tym chorym ekshibicjonizmem zakłócono nam przeżywanie kolejnej rocznicy odejścia Jana Pawła II.
- Jak Pani ocenia wizytę pary homoseksualnej w Sejmie? Czy w okolicznościach w jakich to nastąpiło - nie urąga to powadze polskiego parlamentu?
- To był kolejny starannie dobrany element nagonki zorganizowanej przez radykalną lewicę, aby wymusić na głowie suwerennego państwa szczególne honory dla pary wyjątkowo nachalnych aktywistów. No ale skoro wybraliśmy do Sejmu ludzi pokroju Ryszarda Kalisza, to potem zamiast oglądać jak media rozliczają ich z załatwiania naszych prawdziwych problemów, jesteśmy epatowani chorą intymnością dwóch panów znikąd, a to wszystko z dostawą do naszych domów i pozdrowieniami od lewicowych rewolucjonistów w Niedzielę Miłosierdzia Bożego.
Organizatorzy tej hucpy są profesjonalnie przygotowani do manipulowania opinią publiczną i chodziło im oczywiście o wykorzystanie autorytetu władzy parlamentarnej. Widać, jak skuteczny jest ich warsztat kreowania wydarzeń. Dziennikarze tańczyli wokół dwóch nieszczęsnych panów, jak im pomysłodawcy sensacji zagrali.
Temat "grzano" z powodzeniem przez kilka dni. I mam nadzieję, że "przegrzano". Rozmawiałam z reporterem komercyjnej stacji, który chociaż wcale nie miał prawicowych poglądów, nie rozumiał, dlaczego musi ganiać za przypadkowymi gejami bardziej niż za prezydentem. I nie miał komu się zwierzyć, że tak naprawdę go to brzydzi. Skoro nawet zawodowi reporterzy już są tym zmęczeni, miejmy nadzieję, że reszta społeczeństwa też wyłączy telewizor, chociażby dla higieny psychicznej.
- Coraz częściej spotykamy się z - nazwijmy to - podpieraniem się przez gejów autorytetem Kościoła katolickiego, który przecież i tak nie usuwa poza nawias ludzi z podobnymi skłonnościami, krytykuje je jednak jako niezgodne z katolicyzmem. Czy Pani zdaniem środowiska gejowskie mają prawo wykorzystywać autorytet Kościoła?
- Absolutnie nie, ale robią to całkiem świadomie i celowo. Przede wszystkim "podpinają" się pod chrześcijaństwo, żeby zmylić mniej zorientowanych. Dlatego trzeba wyraźnie podkreślić, że w świetle nauczania Kościoła katolickiego, osoba ze skłonnościami homoseksualnymi, która nie praktykuje ani nie głosi tego stylu życia, może być pełnoprawnym katolikiem. Ale aktywista gejowski z definicji katolikiem nie jest.
Prawo kanoniczne mówi, że kto publicznie walczy z nauczaniem Kościoła, ten podlega pod automatyczną ekskomunikę, czyli samowykluczenie z Kościoła. Nie potrzeba do tego żadnych oficjalnych komunikatów kościelnych. Tak samo jest w przypadku polityków dopuszczających lub promujących aborcję - jak Manuela Gretkowska czy Bronisław Komorowski - też nie wolno im uzurpować sobie miana katolika.
Ponadto, aktywiści gejowscy udający katolików próbują sabotować od środka nauczanie Kościoła. Chcą zmienić nauczanie Jezusa Chrystusa przez oddolne mechanizmy nacisku. Tak działa w Stanach Zjednoczonych specjalnie powołana do tego celu gejowska grupa "Rainbow Sash Movement", która ostentacyjnie zakłóca Msze święte w ważne święta i profanuje Najświętszy Sakrament, w ramach manifestacji progejowskich. Kościół atakuje też grupa transwestytów przebierających się za zakonnice - "Sisters of Perpetual Indulgence".
Antykatolicyzm to nieodłączny element ideologii gejowskiej. W Polsce działacz Jacek Kochanowski proponował prowokacyjne dyskoteki w Wielki Piątek i rozwieszanie pornografii homoseksualnej na kościołach. Na paradach posłanka Senyszyn, wywijając pejczykiem, parodiuje słowa Papieża, a głosiciele tolerancji niosą transparenty: "Wrzuć granat na tacę".
Dlatego tak ważna jest stanowcza reakcja biskupów, kapłanów i wiernych na kłamstwa o zgodności praktykowania homoseksualizmu z chrześcijaństwem.
- Mówi się dużo o demokracji i tolerancji. Ale czy przypadkiem nie zostały one zamienione w epatowanie mniejszościami seksualnymi i narzucaniem ich zachowań seksualnych i moralnych, przedstawianych na przykład na portalach gejowskich, jako normę obowiązującą wszystkich, zgodnie z tzw. poprawnością polityczną? I w związku z tym: czy w demokratycznym państwie powinny odbywać się parady homoseksualne?
- Radykalna lewica dąży do całkowitego zawłaszczenia pojęć "tolerancja", "demokracja" i "wolność" oraz zmiany ich znaczenia na potrzeby swoich interesów.
Mówiliśmy o antykatolicyzmie gejów... co to za tolerancja, która zionie tak wielką nienawiścią i agresją wobec Kościoła?
Co to za demokracja, kiedy konserwatywne społeczeństwo musi nadać przywileje kilkuprocentowej grupie rewolucjonistów? Gdzie w tej demokracji prawa większości do normalności i spokoju w przestrzeni publicznej?
Co to za wolność, kiedy słyszymy o aresztowaniu pastora, który cytował, co Biblia mówi o homoseksualizmie, o przesłuchaniu pary angielskich staruszków, którzy rozkładali literaturę chrześcijańską obok ulotek gejowskich, o wezwaniu na policję brytyjskiej dziennikarki, która na antenie powiedziała, że jest przeciw adopcji par gejów, o aresztowaniu ojca, który nie chciał, aby jego dziecko poddawane było obscenicznej indoktrynacji homoseksualnej, o zamykaniu stacji krwiodawstwa, które nie chciały przyjmować krwi od aktywnych homoseksualistów, o odbieraniu licencji katolickim agencjom adopcji dzieci za to, że chciały umieszczać je tylko w heteroseksualnych domach... Dowodów na totalitarne zapędy tej ideologii naprawdę nie brakuje.
Prawdziwie demokratyczne społeczeństwo, takie, które ma dostęp do rzetelnej wiedzy o celach i motywacji ruchu gejowskiego oraz nie jest poddawane nieustannej propagandzie wybielającej tę przypadłość, nigdy nie zgodziłoby się na parady "dumy gejowskiej", tak jak nie godzi się na promowanie innych niebezpiecznych i wrogich demokracji, wolności i prawom człowieka ideologii.
- Dziękuję za rozmowę.
publicystyka@naszapolska.pl

http://www.medianet.pl/~naszapol/0815/0815naji.php

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Kwi 13, 2008 7:28 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ten artykuł z TS nieco mnie zdumiał, ale z drugiej strony przedstawił swą bohaterkę jako osobę raczej trudną, mocno przebojową, kolekcjonerkę dyplomów, osobę ze skłonnościami mocno lewackimi sympatyzującą z partiami (czy wręcz członkinią partii) walczącego geizmu. Może dlatego, że TS lansuje takie postawy i stawia na postumentach osoby, które w moim przekonaniu się nie doskonalą, a staczają - nie czytam od dość dawna TS. Pomijam tu już opisane zdarzenie przejścia przez panią/pana Ewę H. transpozycji płci, która to operacja wraz z poparciem Jacka Kuronia rzucają dodatkowe światło na "postępowość" prezentowanej osoby. Nie wiem czy dalej znaczną część tego tygodnika stanowi program tv (chyba ok. 25% objętości).
Drugi wywiad zawiera wiele prawd, które gdyby dotarły do ogółu znacznie uzdrowiłyby sytuację i konstrukcje mentalne ogółu Polaków, odwykłe od samodzielnego myślenia, a nastawione na spreparowaną papkę medialnych pseudofaktów - a to o homo-niewiadomo, a to o obozach koncentracyjnych, a to o antysemityzmie, aborcji i td w kółko.
Czy na przykład słyszał ktoś w ostatnim czasie coś o perle przyrody - Dolinie Rospudy, albo o lekturze "Ferdydurke" Gombrowicza? Czy zajmujemy się skandalem pozostawania bez prądu po pięciu dniach kilkunastu miejscowości w woj. zachodniopomorkim? Jedne tematy spadły inne się nie pojawiły i nie pojawią zgodnie z wytycznymi włodarzy mediów.
To, że sprawy 'prześladowania gejów' będą wracać jest wręcz pewne - tu chodzi o rozmiękczanie Narodu, o lansowanie nienaturalnych postaw, fałszywie pojętej tolerancji. Skołowanymi durniami rządzi się znacznie łatwiej.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum