Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Lustracja Leszka Moczulskiego
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Wto Kwi 22, 2008 6:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pan Jacek Z.

Co do dwóch rzeczy się zgadzamy:

Cytat:
Nie ma tak ,że jak lustracja pokaże że nasz kolega jest donosicielem to lustracja jest be a jak ktoś z wyborczej to jest fajnie.


Ja też jestem za stosowaniem jednolitych standartów wobec wszystkich osób i w ocenie podobnych sytuacji. Jeżeli sądy orzekły, że Lech Wałęsa to nie "Bolek" wielu zwolenników lustracji uznało, że sąd jest niewiarygodny. Zresztą kontrowersyjnych orzeczeń niezdekomunizowanych sądów wolnej Polski jest więcej i tu, na tym Forum, znajdziemy parę przykładów. Ale kiedy sąd uznał, że LM był TW ci sami ludzie uznali to za ostateczne potwierdzenie jego współpracy z SB. A ja twierdzę, tak jak Pan: albo - albo. Albo orzeczenia sądu w sprawie lustracji są wiarygodne, albo nie są.

Oczywiście nie jest tak, że uznanie przez sąd, że LM był TW, jest dowodem niewinności LM - tego nie twierdzę. Twierdzę jednak, że ten wyrok nie zamyka jeszcze sprawy definitywnie. Jeżeli ktoś uporczywie od 1992 roku twierdzi, że nie współpracował i że akta są sfałszowane, a dał dowody swojej odwagi i "swoje" odsiedział, to zasługuje na to, aby go teraz wysłuchać. Przecież nie namawiam Pana i innych Forumowiczów do tego, aby stosowali wobec LM taryfę ulgową. Namawiam tylko, aby wysłuchali jego argumentów. Jeżeli przywołuje jego zasługi, to po to, aby upominać się o sprawiedliwy sąd, a nie o łaskę. Bo tu na ziemi, LM może liczyć już tylko na sąd opinii publicznej i na sąd Historii. Ten drugi zostanie wydany najwcześniej za kilkadziesiąt lat, ale ten pierwszy jest możliwy dzisiaj.

Cytat:
Uważam że należy ujawnić zasoby IPN a jak komu się chce to niech procesuje się


Pełna zgoda! Mam nadzieję, że także materiały IPN dot. LM zostana ujawnione. Zarówno te umieszczone w teczkach TW "Lech", jak i te zawarte w teczkach SOR "Oszust". Dotyczy to również materiałów z procesów przed sądem. Bo to, co czytam w Internecie nt. rzekomych dowodów znajdujących się w aktach, niewiele ma wspólnego z prawdą. Jak już mówiłem widziałem te akta i długo je badałem. Nie są one tak jednoznaczne, jak się powszechnie sądzi.

W ocenie gabinetu Jana Olszewskiego natomiast sie nie zgadzamy. Nie mam tak jednoznacznie pozytywnej oceny tego rządu, jak Pan. Zaś udział KPN w obaleniu tego rządu miał uwarunkowania psychologiczne, o których pisałem wyżej. Generalnie chodzi o instrumentalne wykorzystanie lustracji w 1992 roku do obrony rządu i do rozbicia KPN.

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sob Kwi 26, 2008 4:29 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przekazuję oświadczenie Leszka Moczulskiego.

Powiekszenia niektórych fragmentów tekstu pochodzą ode mnie (poniewaz tekst jest długi, pragne ułatwić Czytelnikom jego lekturę).



Cytat:
Leszek Moczulski Warszawa, 24 kwietnia 2008 r.

O ś w i a d c z e n i e

Czuję się w obowiązku przedstawić publicznie mój stosunek do Wyroku Sądu Najwyższego z 18. 04. 2008 w mojej sprawie lustracyjnej.

1.

Sąd Najwyższy oddalił kasację od wyroku Sady Apelacyjnego, ponieważ uznał, że nie doszło do rażącego naruszenia prawa, a tylko to takie naruszenie pozwala na uchylenie wydanego orzeczenia. Pozostałych zarzutów kasacyjnych, w tym kwestii merytorycznych, Sąd Najwyższy nie badał.

Sąd Najwyższy nie uznał za rażące naruszenie prawa następującej sytuacji:

W 1999 r. sędzia Kaniok, wyznaczony na sprawozdawcę w składzie sędziowskim, powołanym dla rozpatrzenia mojej sprawy, wystąpił w roli śledczego-prokuratora, przeprowadzając swoiste postępowanie przygotowawcze, a mianowicie w archiwum MSW wyszukiwał materiały archiwalne, mające świadczyć, że byłem TW. W 2000 r. skład sędziowski został rozwiązany, a do nowego sędzia Kaniok nie został powołany.

W 2002 r. sędzia Kaniok był sprawozdawcą w składzie sądu II instancji, rozpatrującej apelację Rzecznika Interesu Publicznego od wyroku sądu I instancji, uniewinniającego mnie od zarzutu kłamstwa lustracyjnego i stwierdzającego m.in., że w teczkach znajdują się dowody fałszerstw. Sąd II instancji uznał zasadność apelacji i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

W 2005 r. sędzia Kaniok był przewodniczącym składu sędziowskiego oraz sprawozdawcą w Sądzie II instancji, rozpatrującym apelację lustrowanego od wyroku sądu I instancji, uznającej mnie za kłamcę lustracyjnego. Sąd II instancji oddalił apelację.

Jest niewątpliwe, że sędzia Kaniok najpóźniej w 1999 r. podczas wyszukiwania i selekcjonowania materiału dowodowego wyrobił sobie przekonanie, że lustrowany współpracował z SB, ponieważ gromadził materiały, które miały o tym świadczyć. Opinii tej nie zweryfikował podczas rozpatrywania pierwszej apelacji, bowiem jej oddalenie nastąpiło ze względu na uchybienia formalna, a sąd w podkreślił, że wstrzymał się od merytorycznej analizy materiałów dowodowych. Podczas drugiej apelacji sędzia Kaniok zdecydował się na uzupełnienie materiału dowodowego, ale gdy powołani przez niego b. funkcjonariusze SB raczej podważali niż potwierdzali oskarżenie, zrezygnował z przesłuchania ostatnich formalnie wezwanych.

Wytworzył się następujący stan rzeczy: przekonany o winie lustrowanego sędzia Kaniok zbiera materiały dowodowe na uzasadnienie tej tezy przed rozpoczęciem postępowania sądowego, a następnie dwukrotnie wyrokuje w końcowym rozstrzygnięciu sprawy, badanej w trybie dwuinstancyjnym.

Za pierwszym razem sędzia Kaniok broni trafności dokonanego przez niego wyboru materiału dowodowego i nie dopuszcza do uprawomocnienia się wyroku uniewinniającego, a za drugim chroni również prawidłowość orzeczenia, w jakiego wydaniu uczestniczył poprzednio.

Powstaje sytuacja, która może sprawiać wrażenie, że jedna osoba kontroluje od początku, do końca całe postępowanie lustracyjne.

W moim głębokim przekonaniu doszło do rażącego naruszenia prawa. Szczególnym tego dowodem jest fakt, że przewodniczący rozprawie kasacyjnej sędzia Grubba w trakcie ustnego uzasadniania wyroku uznał, że podniesione przez obrońcę zagadnienie braku bezstronności sędziego miało zostać przedstawione, jako problem prawny, poszerzonemu składowi Sądu Najwyższego – a mianowicie w zakresie czy jest to bezwzględna przyczyna wyłączenia sędziego. Wprawdzie kodeks postępowania karnego nie opisuje literalnie takiej wyjątkowej sytuacji – jak wielu innych, do których teoretycznie dojść nie powinno, ale wynika ona z samego ducha przepisu. Zwłaszcza, że w Sądzie Lustracyjnym nie brakowało Sędziów Sądu Apelacyjnego, uprawnionych do orzekania w II instancji.

Dodatkowe znaczenie ma fakt, że niejako głównym biegłym, na którego opiniach opierał się sąd, był płk Z. Otóż biegły ten na przełomie 1991/92 został powołany na dyrektora Archiwum MSW i pomagał zbierać materiały do tzw. listy Macierewicza, a w 1999 r. współpracował z sędzią Kaniokiem przy zbieraniu materiałów wspierających tezę oskarżenia; później przeniósł się do Biura Rzecznika Interesu Publicznego, a obecnie – jak ostatnio doniosła prasa – jest członkiem stworzonej przez A. Macierewicza komisji do spraw weryfikacji funkcjonariuszy WSI. Przynajmniej okresowo biegły Z. pozostawał w zależności służbowej od osób, które formalnie, albo faktycznie występowały wobec mnie w roli oskarżycieli.

Aby uniknąć jakiejkolwiek wątpliwości w przedstawianiu nietypowego przebiegu mojej sprawy, dodatkowo wyjaśniam, że postępowanie lustracyjne, w końcu 1999 r. przebiegające w dość intensywnym tempie, zostało nagle przerwane w początku 2000 r., bezpośrednio po wpłynięciu do sądu ekspertyzy biegłego z Zakładu Kryminalistyki MSW, stwierdzającej, że podpis LMoczulski, znajdujący się pod maszynopisem doniesienia znajdującego się a aktach sprawy, był niewątpliwie sfałszowany. Niewiele później skład sędziowski został rozwiązany, ponieważ występujący w mojej sprawie zastępca Rzecznika Interesu Publicznego oskarżył przewodniczącego składu – sędziego Bareję o kłamstwo lustracyjne. Sędzia Bareja został w dwu kolejnych instancjach uniewinniony, ale szczegóły tej sprawy są nieznane, bo niedługo po tym zmarł.

2.

Sąd Najwyższy wyjaśnił, że nie mógł rozpatrywać następującego argumentu obrony: adwokat podniósł, że gdyby nawet przyjąć, iż lustrowany był TW, to zgromadzony materiał dowodowy dowodzi, że nie skrzywdził nikogo, a w szczególności nie przyniósł jakiejkolwiek szkody strukturom i działaczom opozycyjnym. Otóż, wyjaśnił sąd, ustawa lustracyjna nie przewiduje badania stopnia szkodliwości czynu, co nie pozwala uznać takich argumentów na przesłankę do ewentualnej kasacji wyroku.
W niniejszej sprawie nie chodzi jednak o stopień szkodliwości, lecz o to, czy do jakiejkolwiek szkodliwość doszło. Chodzi również o samo pojecie współpracownika. TW był niejako pomocnikiem funkcjonariusza SB, lojalnie współpracował z nim, dostarczając informacji bądź materiałów, które mogły obciążyć inny osoby czy też ich grupy, względnie tworzone przez nie struktury. Jeśli niczego takiego nie dostarczał, trudno go uznać za współpracownika; mógł najwyżej pozorować współpracę, czyli w istocie szkodzić SB, utrudniać jej pracę.

3.

Sąd Najwyższy uznał, że odrzucenie wniosku kasacyjnego nie prowadzi do przekreślenia drogi życiowej lustrowanego, gdyż w drugim postępowaniu sądy I i II instancji zgodnie stwierdziły, że był on tajnym współpracownikiem SB tylko w latach 1969-77, a poczynając od 1977 wybitnym i zasłużonym przywódcą opozycyjnym, represjonowanym wieloletnim więzieniem.

Sąd wstrzymał się jednak od wyjaśnienia niezrozumiałego faktu, w jaki sposób człowiek, który wiernie służy satelicko-komunistycznemu systemowi, nagle w ciągu niemalże jednego dnia (Sąd Apelacyjny określa, że nastąpiło to 2 kwietnia 1977) staje się wybitnym przywódcą opozycyjnym, cieszącym znacznym autorytetem współtwórcą jej zorganizowanych struktur. Są pozostawił bez wyjaśnienia zagadkę psychologiczną, co mogło być źródłem takiej nagłej przemiany. Jeszcze trudniej przychodzi wyjaśnić, skąd wziął się nagle autorytet lustrowanego, wystarczający, aby stanąć na czele znacznej części opozycji.


Skupiając się na analizie formalnej sprawy, Sąd Najwyższy przeszedł do porządku dziennego nad zgromadzonym w toku postępowania materiałem dowodowym. Ten zaś świadczy, że poczynając od lat pięćdziesiątych lustrowany był wielokrotnie represjonowany za różne poczynania, uznane za wrogie politycznie - w tym usuwany z pracy, trzykrotnie karany zakazem publikacji, a także osadzony w więzieniu i sądzony za przestępstwo polityczne ( 1957-58 ).

W okresie 1969-1977, kiedy miałem być współpracownikiem SB, doszło do następujących, w kontekście niniejszej sprawy bardziej jaskrawych wydarzeń:

- represje: dwie moje książki zostały publicznie potępione i wycofane z księgarń i bibliotek, a trzecią (byłem jej współautorem i redaktorem) wprost z drukarni skierowano na przemiał; wydano całkowity zakaz wydawania moich książek, oraz wszystkich innych publikacji poza tygodnikiem „Stolica” (redakcja tego czasopisma była nieformalnym miejscem zsyłki dla osób wcześniej więzionych z powodów politycznych albo o nie podejrzanych); nakazano całkowite odsuniecie mnie w redakcji „Stolicy” od tematyki historycznej albo innej, mającej znaczenie polityczne; przerwano mój przewód doktorski, który rozpocząłem na UMK pod kierunkiem prof. M. Wojciechowskiego (poprzedni przewód doktorski na UW faktycznie przerwało SB w 1957 r., konfiskując ukończony niemalże całkowicie tekst mojej pierwszej dysertacji doktorskiej, dotyczącej zresztą XVII w.).

- działalność opozycyjna potwierdzono w toku postępowania lustracyjnego: - w listopadzie 1973 r. zorganizowałem w Poznaniu w mieszkaniu p. E. Staniewiczowej pierwsze półjawne spotkanie opozycyjne, w którym uczestniczyło parędziesiąt osób, poświecone konieczności wznowienia czynnych działań na rzecz niepodległości; - w latach 1974-77 kierowałem tajną komórką nurtu niepodległościowego (nn) o kryptonimie Konwent, odpowiedzialną za przygotowanie powołania jawnej niepodległościowej partii politycznej, a także tworzenie struktur wstępnych, bardziej ogólnych programowo;

- we wrześniu 1975 w mieszkaniu R. Szeremietiewa prowadziłem tajną naradę, na której postanowiliśmy przystąpić do bezpośredniego formowania jawnej struktury wstępnej o charakterze ruchu społecznego, zajmującego się obroną praw człowieka; - na przełomie zimy i wiosny 1976 r. w mieszkaniu M. Grzywaczewskiego uczestniczyłem w tajnej naradzie przedstawicieli kilku grup opozycyjnych, na której przyjęliśmy tekst dokumentu pt. „U progu”, inicjującego naszą wspólną działalność, oraz rozpoczęliśmy pracę nad tworzeniem tajnej bazy technicznej dla jawnej działalności opozycyjnej o nazwie Nurt Niepodległościowy (NN); - od przełomu wiosny i lata 1976 byłem członkiem czteroosobowej komórki kierowniczej NN o kryptonimie „Romb”;

- w lipcu 1976 byłem redaktorem i głównym autorem programu minimum, tzw. „Programu 44”, kolportowanego począwszy od 6 sierpnia 1976;

- na przełomie sierpnia i września 1976 r. uczestniczyłem w ustalaniu charakteru i zakresy tematycznego podziemnego pisma „U progu” (zaczęło wychodzić od końca września); - od końca lata 1976 uczestniczyłem w pracach nad formowaniem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela;

- od grudnia 1976 do 25 marca 1977 uczestniczyłem w rozmowach z przedstawicielami środowiska KOR (Kuroń, Lipski, Macierewicz i in.) na temat współpracy względnie wspólnego powołania ROPCiO;

- w lutym 1977 nadałem ostateczny kształt inaugurującemu dokumentowi ROPCiO – „Apelowi” i przygotowałem inne dokumenty, dotyczące struktury i funkcjonowania Ruchu Obrony;

- w lutym albo marcu 1977 przewodniczyłem I zjazdowi NN na strychu klasztoru Jezuitów, na którym m. in. przyjęta została Deklaracja Ideowa NN, przygotowywana przeze mnie w konsultacji z dr Józefem Rybickim; - 25 marca, po załamaniu się rozmów z KOR, uczestniczyłem w podjęciu decyzji o natychmiastowym ogłoszeniu powstania ROPCiO;

- 26 marca uczestniczyłem w ostatnich rozmowach politycznych, m. in. z J. Kuroniem, a następnie w mieszkaniu A. Pajdaka prowadziłem jawną konferencję prasową, na której ogłosiłem powstanie ROPCiO;

- w dniach 27 marca – 1 kwietnia 1977 uczestniczyłem w licznych pracach organizacyjnych (m. in. rozpocząłem formowania krajowej struktury jawnych tzw. biur ROPCiO, wyjeżdżając w tym czasie do Łodzi i Lublina), programowych i wydawniczych (rozpocząłem pracę nad wydawaniem „Opinii” - jawnego pisma poza cenzurą).

Praktycznie wszystkie z wyliczonych działań, a także liczne inne, w których uczestniczyłem, mogły być łatwo sparaliżowane przez SB, gdyby została wcześniej o takiej inicjatywie powiadomiona. Nic takiego jednak nie nastąpiło, o niektórych z nich SB nie dowiedziała się nigdy, o pozostałych ze znacznym opóźnieniem i nie ode mnie – czego w pełni dowodzą materiały zgromadzane w przedmiotowej sprawie Nawet relację o przebiegu jawnej konferencji prasowej SB zaczerpnęło z nasłuchu „Wolnej Europy”!

Odrębną sprawą jest szeroki i aktualny zakres mojej wiedzy dotyczącej działań opozycyjnych, w których fizycznie nie uczestniczyłem, albo podejmowanych przez inne środowiska i ugrupowania opozycyjne; w teczkach TW „Lech” brak najmniejszej wzmianki, aby TW „Lech” informował o tym SB.

4.

Postępowanie lustracyjne w mojej sprawie (tak zresztą jak we wszystkich innych) zostało wszczęte przez sąd na wniosek oskarżyciela publicznego, a mianowicie rzecznika interesu publicznego, który nie przeprowadził jednak postępowania przygotowawczego w trybie przewidzianym przez kpk ani nie sporządził aktu oskarżenia z uzasadnieniem. Było to przyczyną, że swoiste – i dalece niepełne postępowanie przygotowawcze przeprowadził sędzia sprawozdawca z oczywistym naruszeniem kontradyktoryjności postępowania wynikającej z kpk. O wiele ważniejszym jest, że lustrowany już na wstępie znalazł się w upośledzonej procesowo sytuacji: nie mógł w śledztwie przedstawić i uzasadnić swojego stanowiska ani wskazać na wspierające je dowody; nie znał akt śledztwa, a brak aktu oskarżenia powodował, że nie znał ani przywołanych dowodów, ani argumentacji oskarżenia. Stan nierównowagi stron występował również w toku procesu sądowego; oskarżyciel publiczny (RIP) po raz pierwszy zabrał głos w wystąpieniu końcowym. Gdy na wstępie drugiego postępowania podniosłem tę kwestie, Przewodnicząca sędzia Majkowska uznała stan taki za prawidłowy, bo zgodny z ustawą lustracyjną. W efekcie po raz pierwszy pisemne uzasadnienie słuszności postawionego mi zarzutu uzyskałem dopiero w skazującym wyroku sądowym, w piątym roku postępowania!
Z konstrukcji ustawy lustracyjnej wynika, że koroną dowodów są materiały wytworzone przez SB. Ex definitione mają być one w pełni wiarygodne i mają charakter decydujący. W praktyce takim uprzywilejowanym dowodem są również zeznania świadków – funkcjonariuszy SB. Ich świadectwo jest ważniejsze od ekspertyz biegłych, a tym bardziej innych świadków. Obowiązuje domniemanie winy lustrowanego. W tej sytuacji obrona musi przeprowadzić dowód niewinności oskarżonego. Jest to tym trudniejsze, że w przeciwieństwie do oskarżyciela publicznego, lustrowany nie ma dostępu do podstawowej bazy danych, jaką stanowią dotyczące jego osoby materiały SB. Może wnioskować o ich dołączenie do akt sprawy, ale czyni to niejako na ślepo, bo nie wie, jakie istniały, czy zachowały się i co zawierają; znaczna część takich wniosków jest zresztą oddalana.

Uznanie teczek SB za dowód kluczowy imputuje jednak oczywisty wniosek, że zarzut ich sfałszowania powinien być rozpatrywany z równą powagą, całościowo i szczególnie uważnie. Znaczenie mają nie tylko poszczególne zarzuty, odnoszące się do konkretnych faktów, lecz sam fakt występowania licznych dowodów względnie fałszerstw wysokiego stopnia uprawdopodobnienia, że do nich doszło. Sądu lustracyjne obu instancji potraktowały ten problem marginalnie, odnosząc się jedynie do niektórych szczegółowych elementów, przy hołdowaniu generalnemu przekonaniu, że dokumenty wytwarzane przez SB są wiarygodne. Przewodnicząca sądu I instancji, sędzia Majkowska, przerywała zeznania świadków, przedstawiających opozycyjną aktywność lustrowanego w okresie 1969-77, która nie znalazła najmniejszego odbicia w teczkach „Lech” - stwierdzając, że sąd nie zajmuje się historią, a jedynie ustala, czy doszło do kłamstwa lustracyjnego.
Sąd Najwyższy wstrzymał się od zbadania podniesionego zarzutu, że orzeczenia Sądu Apelacyjnego w obu instancjach było obciążone błędami natury faktycznej i logicznej, gdyż wstrzymano się od całościowego zbadania kwestii prawdziwości fałszerstwa teczek.

Upośledzone położenie lustrowanego wobec oskarżyciela, zastąpienie zasady domniemania niewinności oskarżonego przez zasadę domniemania prawdziwości wszystkich materiałów wytworzonych przez SB powoduje z jednej strony faktyczną niemożność skutecznej obrony lustrowanego, a z drugiej stwarza możliwość uniewinnienia rzeczywistych TW, jeśli SB zniszczyła ich teczki, a prowadzący funkcjonariusze zeznają na korzyść swojego dawnego współpracownika. Podważa to zasadniczo cel przyświecający ustawie lustracyjnej: ujawnienia rzeczywistej współpracy z SB osób, które po 1989 r. prowadziły bądź prowadzą działalność publiczna. Trudno ustrzec się od wrażenia, że faktyczny cel był inny, a lustracja służyć ma potrzebom polityki.

5.

Zwróciłem się z wnioskiem o autolustrację do sądu w pełnym przekonaniu, że jako człowiek niewinny zasługuję na pełne i wnikliwe, zgodne z przepisami i kanonami prawa rozpatrzenie postawionego mi zarzutu. Dzisiaj, po dziewięciu latach, z żalem stwierdzam, że w licznych i rozmaitych przyczyn sądy nie udźwignęły ciężaru tej – wydawałoby się – prostej sprawy. Zwalnia mnie to z dobrowolnie przyjętego obowiązku prowadzenia mojej sprawy w trybie lustracyjnym i pozwala na rozważenie innych kroków w obronie mojego dobrego imienia. Ogromną goryczą napełnia mnie fakt, że, w Ojczyźnie, o której niepodległość, demokrację i praworządność walczyłem całe życie, panowie Kiszczak i Jaruzelski są ludźmi honoru ja zaś pozostaję kłamcą lustracyjnym. Niemniejszą goryczą napełnia mnie fakt, że polskie sądy uznając mnie za kłamcę lustracyjnego, wstrzymały się od równie szerokiej i drobiazgowej analizy, obejmującej nie tylko bezpośrednie materiały zgromadzone przez SB, ale także obiektywne i subiektywne okoliczności ich powstania oraz złożenia oświadczenia lustracyjnego – tak, jak to było chociażby nastąpiło w przypadku rozpatrywania przez Sąd Najwyższy sprawy lustracyjnej Józefa Oleksego.

Leszek Moczulski

Z ą ł ą c z n i k

Kopie dokumentów z akt sprawy

Sprawa lustracyjna L. Moczulskiego składała się z dwu procesów, każdy badany w dwu instancjach:

Sąd Apelacyjny wydz. V Lustracyjny:

Sygn. 1/99,
przewodniczący sędzia Bareja, sprawozdawca sędzia Kaniok, skład sędziowski rozwiązany (przewodniczący oskarżony o kłamstwo lustracyjne, uniewinniony, zmarł);
przewodniczący sędzia Rysiński - wyrok uniewinniający,
w 2001 r., uchylony w II instancji z powodów formalnych, bez badania meritum sprawy (sprawozdawca – sędzia Kaniok);

Sygn. 20/02,
przewodnicząca sędzia Majkowska - wyrok skazujący w 1005,
potwierdzony w II instancji (przewodniczący i sprawozdawca – sędzia Kaniok)

Sąd Najwyższy:
Sygn. II KK 171/07 przewodniczący sędzia Grubba, oddalenie kasacji.


Poniższe dokumenty pochodzą z akt postępowania sygn. 20/02 i 171/07.

1. Tezy wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z marca 2005 r.
2. Odwołanie (apelacja) z lipca 2005 r.
3. Tezy wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z września 2006 r.
4. Kasacja z lutego 2007 r.
5. Pismo procesowe do Sądu Najwyższego z października 2007 r.



_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sob Kwi 26, 2008 5:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Załącznik nr 1.

Wystąpienie końcowe Leszka Moczulskiego - marzec 2005

A. Sprzeczność podstawowa pomiędzy całym życiem LM a zarzutem kłamstwa lustracyjnego. Materiał stworzony przez SB może być oceniany tylko na tle rzeczywistej drogi życiowej człowieka. Co więcej, jawnych i niewątpliwych faktów życiowych nie można zmienić, gdy sekretne zapiski tajnej policji można przerabiać nieskończoną ilość razy.

1. Droga życiowa LM:
1.1 - Traktowany jako podejrzany politycznie od dawna, niewątpliwie co najmniej od 1957 (aresztowanie, pierwszy po październiku 1956 r proces polityczny), chociaż inwigilowany znacznie wcześniej, jeszcze przed 1952 r. – co potwierdzają akta („O” 4. k. 29). Publiczne i głośne potępienia ze strony władz PRL na przestrzeni kilkudziesięciu lat, ciągła inwigilacja SB: w toku postępowania sadowego udało się ustalić kryptonimy tylko niektórych z tych spraw, w których w drugiej połowie lat 70, występowałem jako figurant (SOR wzgl. SKE „Lin”, „Hazardziści”, „Gracze”, „Oszust”, „Oszuści”; teczki TW „Warszawski”, „Warszawiak”, „Lewandowski”, „Potocki”, „Jerzy”, „Maks”, „Kazimierczak” i in.).

1. 2 - Długotrwałe, powtarzające się represje – m. in. trzykrotne stawanie przed sądem, łącznie odbyte siedem lat więzienia, bardzo liczne zatrzymania, kary administracyjne i polityczne: zakazy pracy w prasie (1953, 1958), zakaz wydawania książek w 1972 r.. karne usunięcia z pracy (1950, 1953, 1954, 1958, 1977), okresy bezrobocia (1954-55. 1958-60, 1977-89) albo zatrudnienia w pisemkach zakładowych.

1. 3 - Najważniejsze - długotrwałość różnych form opozycji wobec systemu PRL (publicystyczna, naukowo-historyczna, polityczna). Wedle zachowanych dokumentów Biura Politycznego KC KPZR byłem jedynym działaczem opozycyjnym z lat ‘70-80 którego uwięzienia domagały się oficjalnie władze ZSRR (Breżniew powiadomił o obietnicy I sekretarza KC PZPR Biuro Polityczne – m. in. badania A. Dudka z IPN). W chwili powstania „Solidarności” nie brakło osób które czynnie uczestniczyły w ruchu oporu lat ‘40-50, ale były w stanie tylko popierać politycznie „Solidarność” – spośród czynnych, kierowniczych działaczy politycznych ja miałem najdłuższy staż opozycyjny (choć Mazowiecki najdłuższy polityczny).


2. Sprzeczność pomiędzy informacjami posiadanymi przez LM - a informacjami udzielanymi przez TW „L”.

2. 1 - LM utrzymywał bliskie kontakty, a co najmniej jawną znajomość z licznymi osobami i grupami, prowadzącymi działalność opozycyjną i w licznymi osobami, jak wynika z akt sprawy będącymi niewątpliwie stałym obiektem zainteresowania SB. Należeli do nich m. in. (krąg redakcji „Stolica”): Syga, Bartoszewski,. Sadzewicz; (krąg AK): Pluta-Czachowski, Szostak, Muzyczka, Rybicki, Radosław-Mazurkiewicz, Rzepecki, Kumant; (krąg nurtu niepodległościowego): Szomański, Staniewicz, Szeremietiew, Ostoja-Owsiany; (krąg organizatorów ROPCiO): Wojciechowski, Czuma, Ziembiński, Studziński, Głogowski; (krąg stowarzyszeń katolickich): Mazowiecki, Wielowiejski, Skaradziński, Wieczorek; (krąg organizatorów KOR): Kuroń, Lipski, Macierewicz, Chojecki - oraz z innych jeszcze kręgów, w tym zwłaszcza ze środowisk literackiego i naukowego. Gdyby Moczulski był wieloletnim TW, zostałby wykorzystany do zbierania informacji o tych ludziach, zwłaszcza że z większością z nich łączyły go bliższe i bardziej jawne kontakty niż z M. Barańskim. Jednak ani w teczkach „Lech” nie pojawia się zainteresowanie SB tymi osobami, ani w teczkach spraw operacyjnych w których figurantami były te osoby nie występuje TW „Lech”.

2. 2 - Moczulski był dokładnie zorientowany w różnych działaniach opozycyjnych, a chociażby tylko uważanych za takie przez SB – bo w licznych uczestniczył czynnie (stąd jasnogórski Medal „Pro Fide et Patria”, który na wniosek Abrahama otrzymałem w czasie inauguracyjnego nadania 3 V 1976 r.). W okresie objętym teczkami „Lech” kierowałem wieloletnimi przygotowaniami do powołania jawnej opozycji niepodległościowej, od 1973 jako szef Konwentu nurtu niepodległościowego, od zimy 1975/76 uczestnicząc w tworzeniu wspólnych z innymi grupami i środowiskami struktur: technicznego Nurtu Niepodległościowego, ROMB, pisma „U progu”, ROPCiO oraz opozycyjnych deklaracji politycznych: Deklaracji założycielskiej NN, Programu 44, Deklaracji ideowej NN, Apelu ROPCiO.

2. 3 - Powyższe zgodnie potwierdzali świadkowie, przy czym wnioskowałem o powołanie przez Sąd wyłącznie te osoby, które w 1978 r. opowiedziały się po stronie A. Czumy (samego Czumę, który na stałe mieszka w USA, powołał RIP, powołanie Ziembińskiego nie doszło niestety do skutku) - uważając, że z racji ich krytycznego stosunku do mnie będą bardziej wiarygodni niż pozostali. Pewne światło na ówczesne zachowanie i oceny tej grupy świadków dają akta sprawy, szczególnie w przypadku świadka Czumy pozwalając ocenić stopień rzetelności jego wyjaśnień (np. fakt przedstawienia w 1978 r komisji na piśmie rzekomo mu nieznanych zarzutów, m. in. przywłaszczenia przez LM pieniądz - meldunek TW „Warszawskiego” (członka komisji!) – t. „O” 4, cz.2. k. 7. ; o zarzutach Czumy i Ziembińskiego również m. in. „Omega” 6, k. 80-81, k. 82/3). Odpowiedź LM na zarzuty – tzw. List poufny, a także całkowite oczyszczenie LM z postawionych zarzutów – w teczkach SOR „O”.


B. Brak wiarygodności zapisów rejestracyjnych i teczek „Lech”. Gdyby teczki „Lecha” były prawdziwe, nikomu nie wpadłoby do głowy fałszowanie zawartych w nich materiały, w tym podpisu LM. Prawdy nie trzeba wspierać fałszerstwem. Jedno fałszerstwo stawia całość materiałów pod znakiem zapytania, a cóż dopiero liczne. Ponadto same akta – bez ich analizy - są już niewiarygodne, bo nie została przeprowadzona wymagana przez SB procedura, w szczególności brakuje zobowiązania do współpracy względnie zachowania faktu współpracy w tajemnicy (zamieszcza się jedynie – w 1984 r.! – pustą kopertę z nadrukiem zobowiązanie TW).


1. Rzekome pozyskanie LM jako TW „Lech”.
1. 1 - Kwestionariusz TW, datowany na 1 IX 1969, mógł powstać dopiero po 10. VIII 1972 r. - bo dopiero tego dnia jednostka archiwizująca wpisała do rejestru teczki sprawę LM z 1957-58 r. pod przypadkowym numerem 5341 - dodając /3 wzgl. /Sl – bo były to materiały śledztwa (wyj. biegł. Zielińskiego, „L” Pers/ k. 3, rubr. 30; ZSKO 1/III k. 134). Inne ahistoryczne informacje: numer telefonu, numer domu (21/23 przekr.), samochód, dane o żonie i całej rodzinie. Błędny numer telefonu LM świadczy, że informacje Kijowskiego o osobistym spotkaniu są fałszywe („L” Pers. k. 7, raport Kijowskiego k. 9). .

1. 2 - Pierwotny wpis do księgi rejestrowej (1/II, k. 266) zawierał tylko datę i jednostkę rejestrującą, a więc nie odnosił się do jakiejkolwiek konkretnej sprawy; biegły Zieliński potwierdził, że charakter sprawy – „słowo TW” – został dopisane później (1/III, k. 187.). Ponadto, wątpliwości budzi autentyczność numeracji sprawy, bo numery na tej stronie były wymazywane i wpisywano inne (opinia biegłego, 1/III, k. 91 ). Brak wpisania nr sprawy operacyjnej do rubryki 5 (biegły stwierdza, że dokonano tego zapewne bardzo późno) dowodzi, że pierwotna rejestracja nie dotyczyła TW, bo wówczas wpisanoby numer SKE „Bar” 0970 – gdyż do tej sprawy miano LM zwerbować.

1. 3 - Fałszywe stwierdzenia Kijowskiego o spotkaniach w „Centrum” („L” pracy, 22 notatki, k. 13-128; teczka „C” całkowicie temu zaprzecza)

1. 4 - Fałszywa notatka Kijowskiego o spotkaniu w autobusie (rzekomo 7.VII.75, Omega 1, cz. 2 k. 66.); nie znajduje ona żadnego odzwierciedlenia w teczkach „Omega”, nie została ujęta przez Kijowskiego w Informacji Operacyjnej – mimo, że taki był obowiązek. Przeczą Kijowskiemu zeznania Morgiewicza, że poznał LM po moim zwolnieniu z aresztu IX 75 (zezn. Morg. IV, k. 653, również zezn. Czumy). Kijowski niewątpliwie był członkiem zespołu który prowadził sprawę przeciwko Morgiewiczowi (m. in. meld. oper. Kijowskiego z 28 VIII 75 o areszt. Morgiewicza., „Omega” 1, k. 3; także „Omega” 6 k. 8). W lipcu 1975 nie znałem Morgiewicza, a mogłem już znać Czumę (wg zeznań Czumy jeszcze nie). Fałszywość notatki Kijowskiego potwierdzają akta „Omega”; prowadzący sprawę nie wiedzieli o znajomości EM i LM (Wykaz kontaktów Morg. – „Om”1 k. 16, także „Wykaz TW do SOR „Omega” - t. 1,1, k. 5), brakowało im informatorów (posiadamy jedynie pośrednie dotarcie tw „Z” do figuranta – Plan z 28. I. 76, pkt. 5. 7. 1, „Om” 1, k. 27.). Gdyby zyskali bezpośrednie dojście do Morg. – wykorzystaliby to natychmiast. Gdyby LM rzeczywiście coś doniósł, to o Czumie, którego właśnie poznał, zwłaszcza, że nie wiedział, że Kijowskiego interesuje Morgiewicz. Chyba, że założymy, że Kijowski opowiadał LM (w autobusie!) jaką sprawę prowadzi.

1. 5. Sprzeczność pomiędzy zadaniami TW „Lech” w teczkach „L” oraz ocenie wykorzystania agentury (IV, k. 717) . Brak oryginału tego dowodu uniemożliwia dokonanie oględzin kryminalistycznych, nieznajomość całej teczki – porównanie z innymi, bo przecież o tak cennym TW powinny być dalsze informacje. Ich domniemany brak wskazuje na manipulację, ale bez oględzin oryginałów nie można stwierdzić, czy i jakie ślady fałszerstw tam występują. Sprawa w której występuje uzasadnione podejrzenie fałszerstwa (a wynika to z powyższych danych, choć wystarcza sam sfałszowany podpis LM !) wymaga pracy na oryginałach, a nie kserokopiach, zacierających ślady fałszów.

1. 6 - w teczkach SOR „O” występuje inne źródło „Lech”. Świadek Owczarek kłamliwie twierdzi, że chodzi o zainstalowany magnetofon (1/III, k. 176), ale PT i PP w mieszkaniu LM miał kryptonim „Oszust”- a nie „Lech” ( liczne meldunki informacyjne Owczarka - „O” 2, 1, cz. 1. - k. 1, k. 2, k. 3 etc. Niewątpliwie chodziło o magnetofon przenoszony z miejsca na miejsce przez konkretnego TW. W „O” 1 jest 8 notatek odwołujących się do źródła „Lech” – nagrywającego w różnych miejscach, w pomieszczeniach i na ulicy (nagranie na ulicy Ziembińskiego – O2, 2, k. 189). . Osoba posługująca się tym magnetofonem i określana jako źródło „Lech” jest zapewne identyczna z TW „Jerzy”, a także z TW „Redaktor” – co może wynikać z protokołów zniszczeń zespołu nagrań sygnowanych „Lech”, „Jerzy”, „Redaktor” („O” XXI, 1, k. 27, protokoły zniszczeń.). „Jerzy” to niewątpliwie TW umieszczony w redakcji „Stolica”, wykorzystywany m. in. do bezpośredniej inwigilacji LM („O” 1. 2, k. 125, 127, 149). Ma on najwyraźniej opory przed śledzeniem LM, m. in. tłumacząc się nieprzekonywująco kłopotami z nawiązaniem kontaktu. Boi się zapewne demaskacji przy zwiększonej aktywności wokół osoby LM, co spowodowałoby całkowite spalenie „Jerzego” w środowisku i zapewne utratę pracy w „Stolicy” (jak w przypadku przyłapanego red. T. Kura). Dlatego po rozłamie „Jerzy” odchodzi wraz z Czumą (brak informacji, że był wykorzystywany przeciwko LM).


2. Niewiedza w SB, w Biurze „C”, w MSW, że LM to TW „L”.

2. 1 - Matulewicz i Owczarek nie potrafią rozpoznać LM w tym samym czasie, w którym go rzekomo prowadzą („Dz.” k. 17-18, 38, 52, 93, 95 (pogrzeb Abrahama!).

2. 2 - LM nie zna Owczarka, nie jest w stanie zidentyfikować go jako SB (św. M.. IV – k. 624-25) – [Owczarek wnioskuje o jej rejestrację jako TW bez jej zgody - „O”4 k. 178 v.]. Wiedzą o tym przełożeni i koledzy Owczarka, bo nie boją się dekonspiracji (Owczarek jest w grupie obserwującej mieszkanie LM 2. VI. 79 – „O”6, cz. 2, k. 136).

2. 3 - analiza Owczarka, obszerna, b. starannie opracowana - Analiza SOR „O” z dn… 1978 (bez dokładnej daty), dołączona do Meld. oper. z 24.VIII.78 („O” 4. k. 29).
- (k. 32) Działalność antysocjalistyczna – rozpoczęta 26 marca 1977, ale informacja TW „Marcin” z września 1976 stanowiła podstawę do objęcia LM kontrolą operacyjną w ramach sprawy operacyjnego rozpracowania.
- (k. 32) – Notowania LM w Biurze „C” podane za informacją uzyskaną z tego Biura (zeznanie Owczarka, 1/III/ k. 177) – tylko sprawy 5341/Sl i 1448/Goz. – brak wzmianki o rejestracji TW „Lech”’. Zeznania Owczarka kłamliwe i sprzeczne: (1) tłumaczy, że Biuro „C” nie informowano przecież o sprawie, jaką funkcjonariusz prowadził (1/III, k. ; biegły Zieliński – pracownik Biura „C” wiedział jaki wydział, ale nie wiedział, jaka sprawa – (IV, k. 749 v); w dodatku sprawa „Lech” była rejestrowana przez Wydz III (III-1) KSMO, gdy w 1978 r. pytanie do SOR „O” zadawał wydz. III-2 KSMO; (2) pytał tylko o sprawy archiwizowane – co było niedopuszczalne w świetle instrukcji Biura „C”).
- (k. 43) Kontakty figuranta – brak Barańskiego;
- (k. 51) – V. Wnioski: tylko dwa punkty
- Na podstawie dotychczas zebranego materiału… należy stwierdzić, że o ile stopień rozpoznania figuranta do 1952 r. a następnie jego działalność od 1977 – jest zadawalający, to jednak brak jest bliższych danych w tym względzie w przedziale 1952 r. – 1977 r. …
- Brak jest również danych na temat utrzymywania przez figuranta kontaktów przed podjęciem działalności antysocjalistycznej. Chodzi tu o osoby znane z działalności przestępczej, wrogiej itp. ( gdyby dysponował aktami „Lech”, pozostawionymi rzekomo, bo według Owczarka były potrzebne do SOR „O”, mógłby wyczytać o Barańskim, Morgiewiczu, Abrahamie, Ziembińskim, Kuroniu, Lipskim i innych.)
Kłamliwość Owczarka przed Sądem, choćby sprawa podarowanej książki (nie miałem dla siebie egzemplarza książki, wydanej 5 lat wcześniej i wycofanej z obiegu) i drukarni KOR (pierwsza wpadka drukarni KOR nastąpiła dopiero wiosną 1980 r., aresztowano wówczas Chojeckiego – a Maj nie mógł mieć z tym nic wspólnego, bo odszedł poza resort w październiku 1979 r. i wrócił do pracy w MSW dopiero w 1982 r. (1/II, k. 246 v. ) .

2. 4 – analizy następnych prowadzących SOR (Wichierkiewicz, Anklewicz, Piesto), aż po obszerną końcową analizę Piesto z 6 III 1984 r. („O” XXI, k. 17-47) – dowodzą, że nikt nie wie, że LM to b. TW „Lech”. Co więcej, nikt z nich nie wie, że przed 1977 r. przez wiele lat LM często spotykał się z Barańskim; w Analizie z marca 1984 r. Piesto umieszcza Barańskiego w wykazie osób, z którymi LM nawiązał kontakt dopiero po 1 IX 1979 r. („O” 21, cz. 1, k. 41). Dopiero w czerwcu 1984 r. Piesto dowiaduje się, że istnieją teczki „L” („L” Pers. k. 1., poz. 11). Nie datowana decyzja o zakończeniu sprawy „Lech” odwołuje się do 10 lutego 1977, ale na wniosek pisany odręcznie przez Piesto podpisał ją mjr Siwek, zca naczelnika III-2 SUSW (pełnił tę funkcję od jesieni 1983 r.) („L”.pers. k. 10).

2. 5 - Ocena LM przez dpt III MSW; kierownictwo MSW nie wie, że to TW! (1/II, k. 137-149). Aby stworzyć okoliczności obciążające moralnie LM - Pożoga prokuruje fałszywe dowody szpiegostwa i terroryzmu (1/II, k.140, 141, 144 ), dla pokazania w episkopacie i in. (k. 145). Wykonanie potwierdzają akta sądowe 1981, oraz wycinek z „Trybuny Ludu”(14. I. 81 - akta sprawy).

2. 6. - Insynuacja Pudysza. W 1982 r. w MSW przygotowano „demaskatorską” książkę Reniaka i Pudysza, poświęconą KPN. Zawarta jest w niej insynuacja, że Moczulskiego zwerbowano jako TW podczas pobytu w wiezieniu w 1957-58 r. za cenę zwolnienia (kserokopia fragmentu w aktach sprawy). Wersja, podana przez Pudysza uległa jednak szybkiej kompromitacji, gdyż Moczulski został zwolniony w 1958 r. po wyroku uniewinniającym. Uniewinnił go sędzia Mieczysław Szerer, osoba nieposzlakowanej uczciwości, a ponadto współpracownik KOR. Trudno było twierdzić, że uczynił to na polecenie SB. Ta próba pokazuje, jak kształtowała się koncepcja, że LM to TW. Pudysz świadomie kłamie, ale też nic nie wie o rzekomym istnieniu „Lecha”.

2. 7 – dopiski na karcie E-14/1 w Biurze „C”. Archiwiści wydz. I i III po otrzymaniu karty E-14/1 o archiwizacji teczek TW „Lech”, nie mających odpowiednika w kartotekach operacyjnej i ogólnej, dokonali dwu zapisków: nie ma takiej czynnej sprawy oraz jak. fig – co zdaniem biegłego oznacza: alternatywa, że figuruje jako TW albo jako figurant, (IV, k. 751 v.), ale bardziej prawdopodobnie może być odczytane jako fig(urant) – bo rzekoma kropka po jak jest zapewne literą o; brak oryginału nie pozwala na stanowcze rozstrzygniecie. Dla obu ewentualności biegły wyjaśnia, że w chwili archiwizacji w kartotece nie było karty potwierdzającej istnienie TW „Lech” – czyli nie było czynnej sprawy TW „Lech. Nie było również zakończonej, bo w tym przypadku nie usuwało się kaert ewidencyjnej w wydz. U Biura „C”, tylko dokonywało adnotacji o zakończeniu współpracy. W lipcu LM występował w Biurze „C” wyłącznie jako figurant.

2. 8 – dopiero archiwizacja teczek „L” pozwalała na upowszechnienie insynuacji.

2. 9 - zbieżność czasowa zakończenia całej procedury fałszowania z wypuszczeniem LM z Barczewa dowodzi, że decyzję sporządzenia teczek „Lecha” podjęto, gdy okazało się, że ze względów politycznych ostatnią dwudziestkę więźniów politycznych trzeba zwolnić.


3. Wprowadzenie LM jako TW „L” do teczek „Omega”, „Dziadek”, LK/MK „Centrum”.

3. 1 - W „Omedze” – TW „Lech” występuje w fałszywej notatce Kijowskiego z lipca 1975 (o czym wyżej) oraz w notatce z grudnia 1975, sporządzonej przez Matulewicza,, która nie ma żadnych następstw; w tym czasie prowadzący sprawę „Omega” mają tylko pośredni dostęp do Morgiewicza, potrzebują informatorów – ale nie wiedzą o istnieniu „Lecha”, który bardzo by się im przydał. („Omega” 1, k. 27).

3. 2 - Informacje zawarte w SKE „Dziadek”, włożone w usta „Lecha”, o memoriałach Abrahama, o zdjęciach lwowskich itd. – pochodzą z korespondencji Abrahama, przejętej przez SB i dołączonej do teczki („Dziadek”, k. 97/6 do 97/22). „Lech” nie wie jednak, że zdjęcia lwowskie robiła Danuta Łomaczewska, z którą współpracuje w „Stolicy” od ponad 10 lat, że została z tego powodu aresztowana i po interwencjach zwolniona, że pokazywała – również jemu – te fotografie w redakcji itd. (sprawę artykułu Abrahama omawiam oddzielnie niżej).

3.3 - brak informacji o rzekomych działaniach TW „L” w innych sprawach, zwłaszcza Czumy (co pośrednio wynika z jego zeznań, a także strony internetowej WWW. Czuma.pl.)

3. 4 - Sprzeczności miedzy tekstami Maja w teczkach „Lech” oraz „Centrum” ( „L” pracy k. 174 i 205, „O” 1 cz.2, k. 18 – „C” 2, k. 19 i 20” [27. XII. i 1 0. II. 77]). Maj zapomniał, kiedy powstało ROPCiO, mimo, ze sam podpisał meldunek operacyjny z 26. III. 77 o powstaniu ROPCiO („O”1, cz. 1. k. 13 v.). Cztery kolejne pisma Maja w „C” - na identycznym popierze, podpis - kolor nieużywany przez niego w innych teczkach, aż do odejścia z SB w październiku 1979 (1/II k. 246 v.) .

3. 5 – inne dowody fałszerstw w LK/MK „Centrum”; można ich było łatwo dokonać, bo archiwizacja teczki nastąpiła dopiero w 1990. Należy do nich np. dołączenie karty 1a, sporządzonej przez dwie osoby, a na niej zaskakująca informacja, że płk. Kasperski dowiedział się o MK/LK „Centrum” w kwietniu 1977 r., gdy miał tam spotkać się z TW „Lech” – a przecież – jak z tej samej teczki wynika, to on akceptował od lat dostęp oficerów i TW do tego lokalu. Por. wyjaśnienia biegłego Zielińskiego w I rozprawie.

3. 6 – fakt późnego wprowadzania do teczki „C” fałszywych kart, zapewne po 1987 r. jest potwierdzony tym, że inspektorzy nie wykryli demaskacji LK/MK przez wprowadzenie tam „Lecha”, który okazał się wrogiem. Gdy w 1971 r. ekipa śledcza MSW, kierowana przez płk. Pudysza w toku czynności po zamordowaniu płk. Gerhada prawdopodobnie odkryła przypadkowo istnienie LK/MK „C” – po przeprowadzeniu inspekcji dyr. płk. Siemiankiewiczowa – wnioskowała likwidację lokalu z powodu dekonspiracji – to żaden z inspektorów lokalu po lutym 1977 (rzekome wyprowadzenie „Lecha”) nie dostrzegł dekonspiracji (ppłk Czereda – 18. X. 78; ppłk. Tymiński (17. II. 83; mjr Knytel – 29. 1. 85; ppłk Górski – 2. VI. 86; ppłk Słupek – 14. I. 87; kpt. Pilecki – 7. II. 87; nie wiem, czy lista jest kompletna). Wprawdzie ppłk. Tymiński wnioskował w perspektywie (LK/MK „C”) winno być przewidziane do wymiany ale motywował to znacznym ruchem w budynku oraz długotrwałością wykorzystania. Gdyby w czasie tych inspekcji znajdowała się notatka Maja z 10 lutego 1977 – każdy z tych inspektorów musiałby wnioskować likwidację lokalu. Wynika z tego, że notatka Maja powstała bardzo późno, po lutym 1987 r., co też wyjaśnia przyczynę błędu w dacie powstania ROPCiO; Maj po prostu zapomniał – sadził, że jest identyczna z datą założenia SOR „O”.

3.7. Sprawa „Memoriału”, znajdującego się w teczce „L”. Sporządzony w końcu 1976, przekazany przez Załuskiego (a nie przez jakiegoś nieznanego mi SB-eka średniego szczebla) do sekretariatu BP, szybko stał się przedmiotem obrad. Na początku 1977 r. do kilku członków ówczesnego kierownictwa trafił egzemplarz „Memoriału” – zapewne nie obiegiem, a powielonego w KC (Jaruzelski, wycinek z książki). Kluczową bieżącą kwestią w „Memoriale” była propozycja rozwiązania KOR – tyle tylko, że LM nie był jego członkiem. Nie chcę wchodzić w sprawy łączących nas stosunków, ale Kuroń, który jako pierwszy dostał ten tekst - nie tylko nie protestuje przeciwko tajnej propozycji LM, ale ją uwiarygodnia, polecając Chojeckiemu wydać „Memoriał” jako wydawnictwo KOR (jeszcze nie było NOW-ej). W pierwszym kwartale jestem kilkakroć przesłuchiwany przez Maja (o czym za chwilę), ale ten oficer o powyższych sprawach nic nie wie. Oryginał „Memoriału” (dwie strony zaginęły, zastąpiły je kopie sporządzane typową ówczesną techniką KC) musiał więc trafić do teczki „Lecha” dużo później. Zawartość oraz fakt złożenia „Memoriału” w BP były od początku dość szeroko znane. Wiele potwierdzeń w teczkach, że ani faktu złożenia „Memoriały”, ani odrębnej od tego przesłuchań nie ukrywałem. Maj wiedział o fakcie (ode mnie?), ale treści „Memoriału” wyraźnie nie znał (LM wyraźnie się ucieszył gdy Maj zaczął opowiadać bzdury o jego zawartości – „L” k. 175) , ale odnotował, że : „Memoriał” LM dał wielu osobom („O” 1, 2, k. 27), a wiadomość rozchodziła się, często w przekręconej formie (notatka TW „Rybaka” - IV, k. 763; TW „Warszawskiego”, że Ziembiński wiedział o złożeniu „Memoriału” w KC PZPR - „O” 4, cz. 2, k. 48).

3. 8 - Notatki Maja są jego swobodną twórczością, ale nieświadomie nieźle charakteryzują nieformalne przesłuchania LM; są one następstwem grudniowego zatrzymania przez SB, a nie następstwem pisanego w tym czasie „Memoriału”. Nie są to protokoły podpisane przez przesłuchiwanego, tylko własna twórczość Maja, raczej komentująca niż przedstawiająca przebieg przesłuchania. O tym, że odbywały się w kawiarni świadczy m.in. fakt, że tylko na jedno z nich Maj przyniósł magnetofon, ale miał kłopot z nagraniem („L”, k. 187). Gdyby były w LK/MK „C” – nagrałby wszystkie przesłuchania bez problemu. .Analiza sprawozdań wskazuje, że powstały później, zapewne na podstawie zachowanych wcześniejszych notatek, przy czym Maj dzieli je na znacznie większą niż w rzeczywistości (ok. 6) ilość przesłuchań. Dowodzą tego pomyłki w chronologii, m. in. fakt, że wymianę zdań na temat wczorajszej akcji SB z 6 II umieścił w informacji z przesłuchania 14 II, już po założeniu SOR „O” – co było rezultatem tego wydarzenia. W tych ze znacznym opóźnieniem sporządzonych meldunkach Maj przyjmuje stylistykę rzekomego spotkania z TW – choć wie, że przesłuchuje figuranta założonego już SOR; nie odnotowuje też fakty wręczania wezwań na następne przesłuchanie – co zresztą można uznać zza dopuszczalne, bo nie sporządzano formalnego protokołu. .
Przesłuchanie te odbywały się w czasie, gdy trwała końcowa faza formowania struktury NN (niedoszły do skutku zjazd na Ostoi, odbyty zjazd w klasztorze Jezuitów przy Rakowieckiej) oraz trwały rozmowy i doszło do powołania ROPCiO. Od początku Maj wie, że ma przed sobą współorganizatora opozycji, jawnego – od lat! – piłsudczyka, nie ukrywającego swych przekonań, a co najmniej od początków lutego – że LM współkieruje organizacją, która na zjazd krajowy gromadzi kilkadziesiąt osób z różnych stron Polski. Jest to gra w otwarte karty, ale Maj ma nadzieję, że LM przechytrzy. Ocena ogólna przesłuchań, sporządzona przez Maja, jest raczej samokrytyczna: LM jest prowokatorem, który chciał w kontaktach z nami poznać nasze zamiary („O”1, 2, k. 24). Stąd kryptonim SOR „Oszust”, ale chodzi nie o powstanie ROPCIO 25 III 77, tylko o zjazd NN z 6 II 1077.
Ponieważ Maj nie zna treści „Memoriału”, przesłuchania tego nie dotyczą. Co najwyżej SBek wie, że został złożony do BP, ale nie wie przez kogo, bo by się zapytał, a nazwisko Załuskiego nie było tajemnicą.
Znaczenie dla ich oceny mają uwagi Maja co do charakteru przesłuchań:
- utrzymywał przebieg rozmowy w takiej samej konwencji jak poprzednio, to znaczy przekazując informacje, sugerował, że otrzymuje je ode mnie (L pracy, k. 200). W notatkach Maja nie pojawiają się jednak - może poza krążącymi plotkami i niusami z RWE - żadne informacje, które nie byłyby znane SB. Równocześnie z notatek Maja wynika, że to on, bez podania źródła (wszystkowiedząca SB!) przedstawił LM informacje pochodzące z dezinformacji „Marcina”, a także inne dane dotyczące pozycji, pokazywał mu nasłuchy i treści dane o artykułów drukowanych w zachodniej praie – zapewne aby wytworzyć atmosferę zwierzeń;
- podobnie jak poprzednio unikał podawania jakichkolwiek szczegółów (k. 179); w rozmowach wykazywał dużą ostrożność, szczególnie przy omawianiu przez siebie „sytuacji w grupach opozycyjnych”, wyraźnie się kontrolował, aby nie powiedzieć nic jego zdaniem zbędnego, co pozwoliłoby na identyfikacje tych grup (k. 183).
Maj zdaje sobie sprawę, że LM zgodził się na przesłuchanie nie tylko z własnej inicjatywy, lecz w następstwie uzgodnionej taktyki jakiejś grupy:
- Odpowiedzi odzwierciedlają raczej stanowisko grupy, z która jest związany, niż jego własne zdanie (k. 178); przekazał opinię grupy opozycyjnej – była przez niego konsultowana z innymi osobami (k. 186). Są to tylko przypuszczenia, bo w tekstach Maja nie ma jakiejkolwiek wzmianki, że LM coś takiego stwierdził. Maj nie pisze, o jaką grupę może chodzić. W pierwszym przesłuchaniu, gdy Maj podał informację „Marcina” o grupie (zredukowanej do osób uczestniczących w spotkaniu na Jasnej Górze) dyskutującej zmiany ustrojowe – LM potwierdził jej istnienie, wyjaśniając, że jej aktywność sprowadza się rzeczywiście do dyskusji. Nie ma jednak ani razu odniesienia, że z tą grupą konsultuje swoje zachowanie na przesłuchaniach. Jest tylko uwaga LM, że SB przesłuchało w Krakowie Zielińskiego.
Wszystko to całkowicie nie pasuje do ustawowego wzorca świadomego tajnego współpracownika.
Maj może domyślił się, a może już wiedział, że LM podaje uzgodnione oceny i opinie. Sprawę wyjaśnia późniejsza, ale zapewne nie jedyna informacja, że Czuma wiedział o rozmowach LM z MSW i je aprobował (bo był pod całkowitym wpływem Moczulskiego), zawarta w meldunku z 11. V. 77 („Omega” 6, k. 110).


3. 9 Przesłuchania w kawiarniach były stosowaną wówczas taktyką; ludzie chętnie godzili się na to, bo nie miały one takiego psychicznego obciążenia jak przesłuchania w Pałacu Mostowskich - skąd można było po prostu nie wyjść. O zgodzie na takie przesłuchanie w kawiarni, uzgodnione z innymi, por. „Omega” 1, k. 166 oraz potwierdzające fakt zeznanie Morgiewicza.
Inna rzecz, że z takimi przesłuchaniami w kawiarniach SB łączyło duże nadzieje: Przeprowadzić dalsze rozmowy operacyjno-werbunkowe z (--------------). W przypadku odmowy współpracy potraktować je jako werbunki pozorowane z jednoczesnym wykorzystaniem ich do dezinformacji („Analiza i Plan” z 2 VIII 1976, „Omega” 1, 1, k. 32). Ewentualne nadzieje żywione przez SB mi nie przeszkadzały, bo w trudnym okresie przed ogłoszeniem ROPCiO starałem się rozpoznać zamiary przeciwnika, a możliwe przykre konsekwencje, które zresztą nastąpiły – miały znaczenie trzeciorzędne.



4. Niektóre przykłady fałszerstw

4. 1 - Sprawa „pokwitowania 1000 zł”. Z oględzin kartki, nietypowej – ale szerokością odpowiadającej drukom firmowym RSW „P-K-R”, używanym w klubie „Horyzont” - wynika, że jej górna część, zawierająca zapewne wyjaśnienie celu wpłaty, została bardzo starannie odcięta. Sama kartka nie była nigdy wszyta do teczki „Lecha”, choć starano się stworzyć takie wrażenie, a powstałe w tym celu dziurki nie pasują do dziurek tej grupy kart, wraz z którymi pokwitowanie miało być wszyte. Dowodzi to jednak, że starano się ukryć fakt dołączenia „pokwitowania” do teczki „L” już po jej zszyciu i archiwizacji, bo inaczej takie zabiegi nie byłyby potrzebne. Treść pokwitowania nie odpowiada rygorom stosowanym przez SB: brak podania źródła i charakteru wypłaconych pieniędzy oraz podpisu pseudonimem, podpis nazwiskiem był niedopuszczalny. Najwyraźniej jest to pokwitowanie wystawione w jakiejś niewinnej sprawie (zapewne pieniądze z wydz. socjalnego RSW „P-K’R” na organizację „Sylwestra”), które udało się SB pozyskać, choć z ok. dziesięcioletnim opóźnieniem – bo już po archiwizacji teczki.
Gdyby nie dopisek Matulewicza, zresztą z pomyloną datą, nic nie wskazywałoby na to, że jest to pokwitowanie dla SB. Sam Matulewicz początkowo dwukrotnie zaprzeczył na pytanie Sądu (II, k. 279), czy płacił Moczulskiemu jakieś pieniądze - nie zasłaniając się w tym przypadku brakiem pamięci, a dopiero po okazaniu pokwitowania zmienił zeznanie. Nie potrafił wyjaśnić, czemu faktu doręczenia pieniędzy nie wpisał do swego meldunku z 31. XII. 75 – skoro wybór daty rzekomego spotkania w Sylwestra miał sugerować że chodziło o wręczenie „prezentu” (bo wg meldunku nie mówiono o jakichkolwiek pilnych, a chociażby aktualnych sprawach). Wybór na miejsce spotkania kawiarni „Nowy Świat” świadczy, że Matulewicz słabo się orientował w obyczajach warszawskich: wszystkie większe kawiarnie, w tym „Nowy Świat” były 31 XII zamknięte, bo przygotowywano lokale do zabaw sylwestrowych. Gdyby LM był rzeczywiście TW, a Matulewicz miał mu doręczyć pieniądze, umówiliby się w TKKF „Horyzont”, doskonałym dla poufnych spotkań – gdzie Moczulski przebywał przez cały ten dzień, przygotowując zabawę sylwestrową.


4. 2 - Sfałszowanie podpisu Moczulskiego. Jeden biegły uznał, że nie został złożony ręką LM; drugi stwierdził, że sfałszowanie własnego podpisu jest teoretycznie możliwe, ale w tym przypadku występuje najniższy z możliwych stopień prawdopodobieństwa. Tekst maszynowy, pod którym znajduje się podpis, nie został napisany na maszynie LM. Oględziny gołym okiem wskazują, że parę kolejnych meldunków Owczarka - włącznie ze stroną zawierającą sfałszowany podpis Moczulskiego, pisane były ręką Owczarka, jednym ciągiem, w tym samym czasie, tym samym środkiem kryjącym (długopisem o specyficznym kolorze), na kartach o identycznych cechach, najprawdopodobniej pochodzących z tej samej ryzy (w PRL utrzymanie identycznych cech papieru w nawet jednej ryzie nie zawsze się udawało!) - a różniły się one jedynie podawanymi datami. Najwyraźniej fałszywy podpis sporządzono w tym samym czasie i na tym samym papierze, co pozostałe raporty; sugeruje to, że wszystkie były antydatowane.

4. 3 W opisanym wyżej fragmencie teczki z fałszywym podpisem, datowanym na listopad 1976 , TW ”Lech” ma sugerować załatwienie pracy dla Morgiewicza. Fragment ten musiał powstać znacznie później i był sporządzony przez osobę źle zorientowaną w sprawach Morgiewicza. E. M. wówczas pracy nie szukał (szukał jej rok wcześniej), bo po kilkumiesięcznym zwolnieniu lekarskim przeszedł na rentę, co uniemożliwiało nowe zatrudnienie. („Omega” 1, k. 289). Bardzo obszerna dokumentacja zatrudnienia, spraw zdrowotnych, rentowych itd. Morgiewicza wypełnia cała teczkę „Omega” 5 i wyjaśnia wszelkie wątpliwości. Wreszcie, rzekoma rozmowa Owczarka z płk Sławińskim, kierującym sprawą przeciwko Morgiewiczowi - w tym proponowane wykorzystanie „Lecha” - nie znajduje w teczkach „Omega” żadnego potwierdzenia. I to w czasie, gdy do sprawy Morgiewicza, który od paru tygodni jest jawnym i aktywnym członkiem KOR, brakuje TW (por. „Analiza” obejmująca działania planowane do 30. XII. 76, „Omega” 1, 1, k. 32). Zatrudnienie czynnego członka KOR we froncie ideologicznym (do którego zaliczano wszystkie pisma i wydawnictwa) oczywiście byłoby pomysłem utopijnym; rygorystycznie stosowano czynności odwrotne (wiosną 1977 K. Janusz i ja zostaliśmy zwolnieni z pracy)

4. 4 – Patrząc z dystansu, zabawnie wygląda wpadka Owczarka ze wspomnieniowym artykułem gen. Abrahama. Przebieg wydarzeń łatwo odtworzyć w oparciu o teczkę „Dziadek” – prowadzoną w tym czasie przez Owczarka. 20. V. 76 do Abrahama dzwoni dawny oficer szwoleżerów M. i umawiają się na dzień następny, godz. 15.00 w kawiarni „Błękitna” („Dziadek”, koperta z PT, k. 58). 21. V. godz. 9.15 telefonuje płk. Bezeg (błędnie zapisany jako Bezek) i umawia się z Abrahamem w „Błękitnej” również o 15.00 (PT, k. 59), obiecując przynieść na spotkanie „Politykę” z artykułem Jakubowskiego (fotokopia artykułu w aktach sprawy; artykuł dotyczył maja 1926 r.). Oficerem szwoleżerów M. okazuje się TW „Chłopicki”, który ze spotkania w „Błękitnej”, odbytego 21 maja o 15.00, sporządza obszerną informację (datowaną 25. V. 76, „Dziadek”, k. 76). Abraham i Bezeg byli bardzo poruszeni artykułem w „Polityce” i omawiali sprawę reakcji na podane tam nieprawdy. Bezeg przypomniał, że 25 maja o 18.00 w redakcji „Więź” odbędzie się dyskusja na temat maja 1926 i trzeba to wykorzystać. Abraham powiedział, że pamięta o tym i że rozmawiał z Moczulskim, którego prosił o zabranie głosu na tym odczycie - a on sam napisał wspomnienie, jak na rozkaz. gen. Orlicz-Dreszera objął dowództwo nad grupą uzbrojonych robotników z Woli i jako pierwszy wkroczył do siedziby rządu Witosa w Wilanowie (k. 76). Ponieważ „Chłopicki” zorientował się, że obaj panowie spotkali się, aby porozmawiać o czymś poufnym – pożegnał się i wyszedł (k. 77) – to taki przyczynek do dyskusji o tajnych współpracownikach. 24 maja Abraham dwukrotnie telefonuje do Moczulskiego do „Stolicy” i do domu – ale go nie zastaje. 25 maja o 17.53, tuż przed rozpoczęciem spotkania dyskusyjnego z redakcji „Więzi” zaniepokojony Bezeg telefonuje do Abrahama, że do Szpakowskiego (kier. Dz. Historycznego „Więzi”) nie dotarły jeszcze materiały od generała, ale ten uspokaja, że na pewno doręczy je Moczulski; do rozmowy włącza się Szpakowski, Abraham powtarza mu to samo – a następnie pyta, co dzieje się z fragmentem jego wspomnień z września 1939, jaki przed rokiem za pośrednictwem Moczulskiego albo Ziembińskiego przesłał do „Więzi”; Szpakowski potwierdza, że tekst otrzymał i będzie go drukował. 26 maja o 10.23 Abraham dzwoni do Moczulskiego, że chce się z nim pilnie spotkać – a ten zapowiada, że będzie u generała za pół godziny.
Taki obraz wydarzeń klarownie przedstawiają materiały zgromadzone w teczce „Dziadek” i Owczarek wiosną 1976 r. znał je na bieżąco. Kiedy jednak pisał swój meldunek - datowany na 2 czerwca 1976 r. – w natłoku wydarzeń o wszystkim kompletnie zapomniał. Wszystkie podane w tym meldunku informacje są całkowicie nieprawdziwe, ale można łatwo zauważyć, w epizodzie „abrahamowskim” Owczarek posługiwał się jedynie PT, i to niedokładnie odczytanym. Dlatego w meldunku jest mowa nie o druku w „Więzi” – tylko w „Stolicy”, nie o wspomnienia z 1926 – tylko z 1939, nie o rocznicy majowej – tylko wrześniowej. Meldunek powstał na tyle późno, że Owczarek nie kojarzył faktów sprzed lat, nie pamiętał doniesienia „Chłopickiego” – a publicystyczna aktywność Abrahama i Moczulskiego kojarzyła mu się tylko z wrześniem 1939 r.. Gdyby rzeczywiście LM powiedział mu to, co zostało zapisane w raporcie – Owczarek musiałby go zapytać, czemu przekazał mu taką nieprawdziwą wersje wydarzeń i co chciał przed SB ukryć? Czemu domniemane przekazanie wspomnienia z 1939 r., które miałoby być drukowane we wrześniu, wymagało pilnego spotkania A i LM? Czemu LM przyniósł ten tekst do akceptacji Owczarkowi – skoro przez poprzednie siedem lat rzekomej współpracy nigdy tego nie czynił? Sam pomysł w kontekście owych czasów był bzdurny i co najwyżej megalomański. Czemu wreszcie przełożeni i sam Owczarek, gdy po informacji „Marcina” (czemu dopiero po niej?) zaczęli podejrzewać LM, nie żądali wyjaśnień i w tej sprawie?
Jeszcze jedna sprawa wymaga wyjaśnienia: w numerze „Stolicy, datowanym 4 X 76 ukazał się rzeczywiście fragment wspomnień Abrahama. Jest spóźniony nie tylko w stosunku do rocznicy, ale także śmierci Generała. Dałem go do druku natychmiast po jego pogrzebie 1 IX 76, a ale tok produkcji „Stolicy” wynosił 3 tygodnie. W rocznicowym numerze 1-wrześniowym (oddanym do druku w początkach sierpnia) nie był planowany jakikolwiek artykuł Abrahama – a w tym czasie trudno było przewidzieć, że Generał umrze tak nagle. Dziwne byłoby natomiast, gdyby „Stolica” nie uczciła odrębną publikacją śmierci jednego z bohaterów Września.


4. 5 Powyższy epizod przedstawiłem szerzej, bo na podstawie nagromadzonych przez SB materiałów można ukazać mechanikę pisanego po latach rzekomego raportu. Podczas pierwszego przesłuchania świadka Barańskiego, gdy kolejno przedstawiałem mu wszystkie kwestie zawarte w teczkach „Lech”, nie potrafiliśmy kilkakrotnie ustalić, o co w danym meldunku chodzi, ani kto kryje się pod przekręconym nazwiskiem. Charakterystyczne błędy, zwłaszcza w nazwiskach, sugerują, że pierwotnych zapisów dokonywał ktoś podsłuchujący rozmowę, może nagrywający na magnetofonu. Gdyby źródłem były rzeczywiście słowa TW, funkcjonariusz nie musiałby się domyślać, wystarczyło zapytać, jak się dane nazwisko czy słowo pisze. Rzeczywiste źródła poprzekręcanych raportów można byłoby łatwo ustalić, gdybyśmy dysponowali taką dokumentacją, jaką do meldunku Owczarka zawiera teczka „Dziadek”. Niestety, materiały sprawy „Bar” zostały całkowicie zniszczone w 1989 r. Inna rzecz, że dorobek blisko 30 letniej inwigilacji, zatrzymań i przesłuchań Barańskiego był już zredukowany tak bardzo, że mieścił się w jednej teczce. Być może przynajmniej częściowo znajdował się na nagraniach magnetofonowych, dołączonych do teczek „Lech” – do których w czerwcu 1972 r. dotarł świadek Wójcik, ale mimo zgody ministra SW Milczanowskiego nie udało mu się ich odsłuchać.
Przypomnijmy, że po zwolnieniu z wiezienia w 1962 r. Barański prowadził rozmowy na tematy polityczne w miejscach publicznych z osobami nastawionymi opozycyjnie, ale reprezentującymi różne orientacje. Poza wszystkim innym, tego rodzaju jawne rozmowy stanowiły często spotykaną zasłonę dymną, skrywającą zakonspirowaną pracę Barańskiego z wąską grupą tzw. młodych nacjonalistów. Zwłaszcza przed 1976 r., gdy ilość znanych władzom zdeklarowanych opozycjonistów była niewielka, SB mogła stosować dość szczelną inwigilację. Skądinąd wiadomo, że co najmniej od końca lat sześćdziesiątych obserwatorzy wydz. „B” jako regułę stosowali przenośne magnetofony; mogłem się tego domyślać, bo gdy w początku tej dekady zacząłem pracować w „Stolicy”, redakcja miała już malutki przenośny magnetofon. Pion „B” był w stanie zgromadzić znaczną ilość materiałów obrazujących spotkania Barańskiego. W ciągu lat musiało się ich nazbierać bardzo dużo. Gdy jednak w końcu 1989 r. uznano akta „BAR” za na tyle ważne, że należało je zniszczyć, składały się tylko z jednej teczki. Wynika z tego, że ogromną większość znajdujących się w nich materiałów wyłączono, gdyż zapewne potrzebne były do innych spraw, m.in. do teczek „Lecha”.


4. 6. Teczki „L” stworzone są jednak nie tylko z materiałów dotyczących spotkań Barańskiego. Można dość łatwo ustalić, że nie uzupełniano ich sukcesywnie, w miarę powstawania poszczególnych materiałów - lecz dokonano tego w paru etapach, tworząc je z różnych źródeł pomiędzy 5 czerwca a 9 lipca 1984 r. Normalnie przed archiwizacją porządkowano całość materiałów znajdujących się w teczce i sporządzano spis zawartości, zawsze pisany jednym ciągiem przez tę sama osobę. W przypadku teczek „Lecha” procedura była całkowicie odmienna. Materiały napływały w kilku grupach, przy czym najwcześniejszy obejmował już postanowienie o zamknięciu sprawy, sporządzony przez por. Piesto, co mogło nastąpić najwcześniej 5 czerwca 1984 r. („L” Pers. k. 1, poz. 11). Każda grupa jest doskonale odróżnialna, bo była wpisywana do spisu rzeczy inną ręką i innym środkiem kryjącym, a także miała własne cechy wyróżniające (szerszy opis w piśmie procesowym z 2000 r.), np. dziurki do przeszycia miały różny odstęp, co dowodzi nie tylko użycia innego dziurkacza, lecz sporządzenia ich w innym miejscu. W toku pospiesznego tworzenia teczek napływały dalsze materiały, które umieszczano wcześniej, poprawiając numerację („L” pers. k. 36 i 43), nawet nie zwracając uwagi ze jest to kopia już umieszczonego w teczce materiału. Zapewne pośpiech był powodem, że meldunki z różnych dat pisane były przez esbeków jednym ciągiem, na tym samym papierze, tym samym środkiem kryjącym. Jako oryginalny materiał uzyskany w 1973 r. umieszczono kserokopie, wówczas jeszcze nie spotykane (dwie strony „Memorialu” to kopie, zapewne sporządzone w KC, typową dla tego czasu prymitywną techniką, a nie na kserografie).
Na osobną uwagę zasługują materiały dotyczące „Wojny Polskiej”, umieszczone w teczce personalnej „Lech” (k. 25 i nast.). Pochodzą one z prywatnego archiwum LM, przechowywanego u Wołyńskich (rewizja 24 X 1980, przeprowadzona przez wydz. II KS MO, B. Śled. MSW, dpt III MSW („O” 12, cz. 1, k. 27, 28; pełen wykaz materiałów zarekwirowanych u Wołyńskiego w aktach sądowych 1981). W rewizji nie uczestniczyli funkcjonariusze z wydz. III KSMO - dlatego w teczkach „O” brak którejkolwiek z zakwestionowanych pozycji. Podzieliły się nimi placówki porzeprowadząjące rewizję – a stąd trafiły do teczek „Lecha” (zamiast oryginałów – odbitka kserograficzna, rękopis przepisany na maszynie); nastąpiło to po 5 czerwca 1984 r., czego dowodzi fakt, że jeden z tych materiałów został dołączony do wcześniej przygotowanej grupy, co wymagało zmiany numeracji kart w całej teczce („L” Pers. k. ).

4. 7 Odrębną sprawę jest los teczek „Lecha” po 1989 r. W czerwcu 1992 r. były dwie odrębne teczki „Lecha”, ale w grudniu 1990 r. – tylko jedna (pokwitowanie UOP z 18 XII 1990, teczka wyłączona „L”tj. koperta 128/1 po k. 53); na fakt ten ktoś zwrócił uwagę i polecił 19 VI 92 pokwitowanie skserować. W 1972 r. do teczek „L” był dołączone materiały magnetofonowe, o których odtworzenie bezskutecznie ubiegał się świadek Wójcik; w 1999 r. UOP nie przekazał tych taśm na użytek niniejszej sprawy, ani nie ujawnił, że istnieją (bo chyba nie zostały zniszczone). Można przypuszczać, że znajdują się na nich m. in. podsłuchy zarówno Barańskiego, jak Moczulskiego przed 1977, ale nie jako TW tylko jako figuranta, ale UOP nie poczuwał się do powiadomienia o ich istnieniu. O przechowywania teczek mówił biegły Zieliński: stwierdziłem wiele nieprawidłowości (IV, k. 742); indagowany, czemu w teczce „L-pracy” jest więcej kart niż podano w momencie archiwizacji, może jedynie stwierdzić, że jedna z tych informacji nie odpowiada prawdzie, ale nie wiem która (IV, k. 742) – choć zaprawdę trudno domyślić się, w jakim celu oficer SB w chwili archiwizacji miałby podawać błędną ilość stron, a sprawdzający archiwista nie odnotował faktu. Co do teczki „Dziadek” – nie można ustalić, ile było kart (stron) w chwili archiwizacji teczki (biegły, IV. k. 742); MK/LK „Centrum” nie mogło być archiwizowane, przez SB do kiedy ta istniała (k. 743). Teczka „Lech”, rozplombowana po 1989 r., została wg biegłego ostatecznie zaplombowana 4 października 1999 r. Los jej nie zawsze mógł być przez szefa archiwum UOP śledzony: Macierewicz… faktycznie akta TW „Lecha” otrzymał, a komu te akta pokazywał, to decyzja ministra, na którą ja nie miałem żadnego wpływu. Być może z tym należy wiązać informację świadka Barańskiego, ze po raz pierwszy szczegóły teczek „Lech” poznał z czasopisma „Głos”. Jeszcze podczas trwania procesu, notatka archiwisty, na którą się LM na tajnym posiedzeniu Sądu powoływał, została następnie w archiwum UOP zastąpiona inną („Oświadczenie” LM z maja 2001 r. w aktach sprawy). Treść notatki nie miała znaczenia dla sprawy – ale fakt jej zastąpienia po uzyskaniu informacji z tajnego posiedzenia, w którym nie uczestniczył nikt z archiwum UOP – ma swoją wymowę. Opowiadania, że takie praktyki, w tym wielokrotne rozszywanie i zszywanie akt bez sporządzenia protokołu oraz podania przyczyny – mieszczą się w normalnych obowiązkach archiwistów jest wyjątkowo naiwne. Tego rodzaju materiały to nie normalne archiwalia (choć i tych nie ma potrzeby raz po raz rozrywać) – tylko gorący surowiec polityczny, o czym wszyscy zresztą doskonale wiedzą. Ciągle gorący - wystarczy przeczytać np. noworoczny wywiad z prof. Staniszkis – wielką rzeczniczkę lustrowania – w „Rzeczypospolitej” i pomyśleć, jak szybko się jej zapowiedzi spełniły.

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 147

PostWysłany: Pon Kwi 28, 2008 5:48 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie będąc prawnikiem, nie mogę i nie chcę dokonywać oceny wartości dowodowej argumentów i uzasadnień, zawartych w przytoczonych przez Mirka Lewandowskiego materiałach autorstwa Leszka Moczulskiego. Budzą one jednak nieodpartą refleksję, co do wiarygodności wyroków sądów. Władza trzecia w moim przekonaniu – podobnie jak władza czwarta – jest kontynuacją (z kadrowego punktu) widzenia tych samych elit władzy, które współtworzyły w PRL scentralizowany aparat władzy komunistycznej. W podobnych sytuacjach orzeka dziś ona odmiennie – w zależności od potrzeb manipulacyjnych, wynikających z nieznanych opinii publicznej reguł zakulisowej gry politycznej.

Zaintrygował mnie natomiast pewien szczegół związany z problemem sfałszowania podpisu.

Cytat:
4. 2 - Sfałszowanie podpisu Moczulskiego. Jeden biegły uznał, że nie został złożony ręką LM; drugi stwierdził, że sfałszowanie własnego podpisu jest teoretycznie możliwe, ale w tym przypadku występuje najniższy z możliwych stopień prawdopodobieństwa.


Chętnie dowiedziałbym się, z jakiego powodu rozważana była możliwość sfałszowania przez Leszka Moczulskiego jego własnego podpisu. Rozumiem, że taką pokusę odczuwać mógł każdy donosiciel, wstydząc się w swym sumieniu tego, co robi. Czy jednak w tej konkretnej sprawie doszło na owym tle do jakiejś szczególnej kontrowersji?

Ogólnie rzecz biorąc, wydawało mi się zawsze czymś absurdalnym przypuszczenie, iż peerelowska bezpieka (czy jakiekolwiek inna tajna służba) chciałaby sama siebie dezinformować, przez fabrykowanie TW (a tym samym informacji od nich pochodzących), którzy w rzeczywistości TW nie byli. Owszem, gdyby ubecy posiadali dar jasnowidztwa, mogliby przewidzieć czas upadku komunizmu, i zapewnić sobie w ten właśnie sposób możliwość późniejszego kompromitowania jednych czy szantażowania drugich. Czym innym są poza tym informacje zbierane przez bezpiekę, które świadomie lub nieświadomie mogły być fałszowane przez TW, a czym innym sam fakt tajnej współpracy tych ostatnich. W moich teczkach odkryłem informacje na własny temat, które wymieszane były z informacjami zmyślonymi, plotkami lub błędami interpretacyjnymi, wynikającymi z nieznajomości specyfiki życia społecznego w Szwecji. Nie wątpię natomiast, że pochodziły one od rzeczywistych donosicieli a nie wymyślonych lub sfabrykowanych przez bezpiekę. Chyba się nie mylę?

Chcę zarazem podkreślić, że nie jestem w stanie – ze względu na niewiarygodność sądów wywodzących się z PRL – ocenić, czy mój dawniejszy przywódca był czy też nie był tajnym współpracownikiem. Dobrze jednak rozumiem jego cierpienie i szczerze mu współczuję.

Tomasz Strzyżewski

_________________
Kto pot?pia cenzur?, by nast?pnie samemu j? stosowa?, mo?e by? tylko durniem lub hipokryt?.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Pon Kwi 28, 2008 7:37 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tomku,
jeżeli pozwolisz Twój wpis potraktuję jako pytanie i wkleję w całości na Forum VIP, gdy dojdzie do rozmowy z Leszkiem Moczulskim (jak sądzę - na poczatku maja - po "długim weekendzie"

Gdy idzie o materiały dotyczące lustracji Leszka Moczulskiego postanowiłem wkleić jeszcze dwa załączniki, z pięciu, które w sumie otrzymałem. Mam świadomość, że pewne argumenty w kazdym z nich sie powtarzają (co może byc męczące dla czytelnika), ale z drugiej, te dwa ostatnie załączniki dotyczą bezpośrednio kasacji, a więc ostatniego orzeczenia sądowego w tej sprawie.

Równocześnie informuję, że podjąłem starania, aby zamieścić w Internecie także wyroki sądu lustracyjnego dotyczące Leszka Moczulskiego. Nie chce bowiem, aby powstało wrażenie prezentowania jednostronnych dokumentów. Mam nadzieję, że zanim rozpoczniemy dyskusje na Forum VIP te wyroki będą juz dostępne. Trudność polega na tym, że swoje pisma Leszek Moczulski ma bezpośrednio w komputerze, natomiast orzeczenia sądowe posiadamy w wersji papierowej i musimy znaleźć sposób, aby je zeskanować (lub przepisać), tak aby dało sie je zamieścić w Internecie.

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Pon Kwi 28, 2008 7:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Załącznik nr 4.
Warszawa, dnia 23 lutego 2007 r.

Osoba lustrowana: Leszek Moczulski
Obrońca: Adwokat Paweł Rybiński

Sygn. akt: V AL. 20/02/II INST.

KASACJA

OBROŃCY LUSTROWANEGO OD ORZECZENIA SĄDU APELACYJNEGO W WARSZAWIE Z DNIA 12 WRZEŚNIA 2006 R., SYGN. AKT: V AL. 20/02/II INST.


Na podstawie art. 519 i 525 § 1 k.p.k. w związku z art. 19 Ustawy z dnia 11 kwietnia 1997 r. o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990 osób pełniących funkcje publiczne (dalej Ustawa lustracyjna) zaskarżam prawomocne orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie w sprawie poddanego lustracji Leszka Moczulskiego.


Na podstawie art. 523 oraz 526 kpk powyższemu orzeczeniu zarzucam:

1. określone w art. 439 § 1 pkt 1 w związku z art. 40 §1 pkt 6 kpk uchybienie, będące bezwzględną przyczyną odwoławczą, polegające na niewłaściwej obsadzie składu orzekającego w ten sposób, że w orzekaniu brał udział sędzia Rafał Kaniok, który brał udział również w wydaniu zaskarżonego orzeczenia;

2. rażące naruszenie prawa procesowego mające zasadniczy wpływ na treść zaskarżonego orzeczenia, a mianowicie artykułu 7 kpk zarówno poprzez zaaprobowanie sprzecznej z zasadami prawidłowego rozumowania, wiedzy i doświadczenia życiowego oceny dowodów Sądu Lustracyjnego I instancji jak i takiego sposobu oceny dowodów przeprowadzonych w postępowaniu drugoinstancyjnym, ( pkt II i IV uzasadnienia);

3. rażące naruszenie przepisów prawa procesowego mające zasadniczy wpływ na treść zaskarżonego orzeczenia, a mianowicie artykułu 7 kpk w związku z art. 92 i 410 kpk zarówno poprzez zaaprobowanie sprzecznej z zasadami prawidłowego rozumowania, wiedzy i doświadczenia życiowego oceny dowodów Sądu Lustracyjnego I instancji jak i takiego sposobu oceny dowodów przeprowadzonych w postępowaniu drugoinstancyjnym, a także oparcia orzeczenia na wybiórczej i niekompletnej ocenie materiału dowodowego (pkt III uzasadnienia).

Na podstawie art. 537 §1 i 2 kpk wnoszę o uchylenie wyroku Sądu Lustracyjnego II instancji, a także utrzymanego w mocy tym orzeczeniem orzeczenia z dnia 6 kwietnia 2005 roku Sądu Lustracyjnego I instancji, uznanie, że lustrowany Leszek Moczulski złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne i jego uniewinnienie względnie umorzenie postępowania
lub
uchylenie wskazanych orzeczeń i przekazanie sprawy Sądowi Apelacyjnemu w Warszawie jako Sądowi Lustracyjnemu I instancji do ponownego rozpoznania.

Na podstawie art. 623 kpk wnoszę o zwolnienie lustrowanego Leszka Moczulskiego od wyłożenia kosztów postępowania, w tym wpisu od niniejszej kasacji.

UZASADNIENIE

I.

Kwestią, którą poddaje skarżący pod rozwagę Sądu Najwyższego jest naruszenia przepisu art. 40 §1 pkt 6 kpk poprzez fakt, że przewodniczącym składu orzekającego a zarazem sprawozdawcą w składzie wydającym zaskarżane orzeczenie z dnia 12 września 2006 roku, które podlega zaskarżeniu niniejszą kasacją jest sędzia Rafał Kaniok. Wcześniej, w latach 1999-2000, był on w składzie Sądu Lustracyjnego I instancji, rozwiązanego później wskutek oskarżenia przewodniczącego składu orzekającego – sędziego Barei o współpracę z SB - jako sędzia sprawozdawca; w tym charakterze, przed rozpoczęciem postępowania sądowego, prowadził normalne postępowanie przygotowawcze, a mianowicie wybierał i sprowadzał z różnych instytucji materiały, które dotyczyły lustrowanego.

Następnie w 2002 r. sędzia Kaniok był sprawozdawcą składu Sądu Lustracyjnego II instancji, w której wyrok uniewinniający lustrowanego (stwierdzający, że złożył prawdziwe oświadczenie w rozumieniu Ustawy lustracyjnej) Sądu I instancji został uchylony i wydane zostały wytyczne dotyczące kierunku ponownej analizy pierwszoinstancyjnej.

W następnej kolejności sędzia Rafał Kaniok był przewodniczącym i sprawozdawcą Sądu lustracyjnego w II instancji i wydał orzeczenie od którego zakładana jest kasacja.

Zważywszy na wskazane powyżej fakty zdaniem obrony bezspornym jest, że, co prawda, sędzia Kaniok nie uchylał lub aprobował własnego wyroku, lecz bez wątpienia brał udział, w kodeksowym rozumieniu, w wydaniu orzeczenia, które zostało zaskarżone choćby w tym sensie, że aprobował instancyjnie orzeczenie Sądu wydane wskutek orzeczenia innego Sądu, w którego składzie uczestniczył (orzeczenie uchylające korzystny dla lustrowanego wyrok). Z podanych przyczyn był on ewidentnie „sędzią niewłaściwym” bowiem zarówno literalna, ale w szczególności celowościowa, wykładnia tego przepisu wskazuje, że jego ratio legis jest utrzymanie obiektywizmu przy orzekaniu.

Obiektywizm ten stoi w zaistniałej sytuacji pod ogromnym znakiem zapytania, a potwierdzeniem tego faktu są bezkrytyczne stwierdzenia zawarte w uzasadnieniu Sądu II instancji dotyczące „bezbłędnych” ustaleń faktycznych i kwalifikacji prawnych.

Z powyższych przyczyn obrona poddaje tę kwestię pod rozwagę Sądu Najwyższego.


II.

1. Sąd II Instancji przyjmuje za pewnik rozumowania i okoliczność obciążającą lustrowanego Moczulskiego fakt, że jedną z reguł poznanych przez Sąd a dotyczących postępowania funkcjonariuszy SB jest tzw. „krycie źródeł” (str. 8 uzasadnienia orzeczenia) - czyli, szczególnie w wypadku, gdy dana osoba była TW, ochronę swoich osobowych źródeł informacji. Bezspornym w sprawie jest, że świadkowie Matulewicz i Owczarek zachowują się sprzecznie z tą zasadą, co powinno prowadzić Sąd instancji odwoławczej do daleko idącej powściągliwości w ocenie zeznań tych świadków. Logiczna i zgodna z doświadczeniem życiowym ocena tych zeznań powinna prowadzić do ustalenia, dlaczego miało miejsce odstępstwo od tej ustalonej przez siebie zasady;

2. w kontekście oceny z punktu widzenia artykułu 7 kpk nie może zasługiwać na aprobatę ocena zeznań świadka Owczarka w zakresie dotyczącym jego kontaktów z Hanną M. (str. 29 i n. uzasadnienia), bowiem zgromadzony w sprawie materiał dowodowy w rzeczywistości wskazuje jednoznacznie, że świadek Owczarek usiłował wejść w środowisko rodziny Moczulskich, co pozostaje w jawnej sprzeczności z kwestionowanym przez lustrowanego faktem uprzedniej z nim znajomości (św. M. t. IV – k. 624-25). Przedstawione przez Sąd II instancji dywagacje na temat ewentualnych celów tego typu zachowania stanowią jedynie nie mające pokrycia w faktach i sprzeczne z zasadami logicznego rozumowania spekulacje, które są jednocześnie interpretowaniem wątpliwości co do celu spotkań p. Owczarka z p. M. na niekorzyść lustrowanego;

3. trudne do zaakceptowania jest również stanowisko Sądu co do oceny nieprawdziwych zeznań świadka Owczarka w zakresie rzekomo przekazywanych mu przez przełożonego płk. Maja danych dotyczących przydatności TW „Lecha” jako agenta. Stwierdzenie dotyczące wydania przez Moczulskiego drukarni opozycyjnej jest absurdalne, bowiem, co jednoznacznie potwierdza świadek Chojecki, nie było tego rodzaju zdarzeń, ponieważ przed 1981 r. opozycja nie posiadała drukarni. Zeznania Owczarka są oczywiście kłamliwe, a przypuszczenie Sądu, że św. Owczarka okłamał płk Maj obala fakt, że płk Maj odszedł czasowo z SB i opuścił Warszawę we wrześniu 1979 r. (akta pers. Maja, tj 1/II, k. 246), a więc wcześniej - nim opozycja dorobiła się opisanych przez Owczarka drukarni. Dywagacje Sądu na temat powodów ewidentnego kłamstwa świadka Owczarka oraz przyczyn ewentualnego kłamstwa płk. Maja noszą wszelkie cech dowolności i nielogiczności;

4. na krytykę zasługuje również rozumowanie Sądu w zakresie zeznań świadka Owczarka co do otrzymanego rzekomo od Leszka Moczulskiego egzemplarza „Wojny Polskiej” w związku, jak należy domniemywać, zażyłością pomiędzy Owczarkiem a Moczulskim. Otóż wszelkie pozostałe dowody w sprawie (np. zeznania św. Szeremietiewa, który zdecydowanie twierdzi, że Moczulski nie miał żadnego egzemplarza książki już w 72 r.) wskazują na fakt, że nie mógł on posiadać egzemplarza „Wojny polskiej” i nie było możliwości uzyskania tej książki, ponieważ w 1972 r., w toku potępiającej ją kampanii prasowej, została przez władze wycofana z księgarń i bibliotek. Jednocześnie należy zastanowić się nad faktem, że książkę tę wręcza esbekowi ten sam lustrowany, którego ostrożność prowadzi do rzekomego zniekształcenia własnego podpisu pseudonimem na raporcie. Jednocześnie ten sam świadek Owczarek kategorycznie twierdzi, że nie czytał tej książki, a pytany czy ją posiada raz odpowiada, że spłonęła w pożarze, a następnie, że nie wie, co się z nią stało. Ten przedziwny splot wydarzeń nie budzi żadnych wątpliwości Sądu, co jednoznacznie wskazuje na brak prawidłowego i popartego zasadami doświadczenia życiowego w tym zakresie;

5. kolejną grupą dowodów niewłaściwie ocenionych przez Sąd II instancji są kwestie związane z posiedzeniami kierownictwa MSW we wrześniu i listopadzie 1980 r. (tj. 1/II, k. 137-149).). Na tych posiedzeniach omawiana jest sprawa politycznego zabezpieczenia aresztowania Moczulskiego, aby ograniczyć protesty, co wymaga uzyskania kompromitujących go materiałów, ale zebrani nie wiedzą, że Moczulski był TW. Wniosek Sądu, że rzekomy fakt wcześniejszej rejestracji jako TW „Lech” nie była przedmiotem analizy, bowiem obowiązywała ścisła tajemnica i tylko szef MSW mógł o tym wiedzieć, zważywszy na fachowy charakter aparatu opresji PRL, nie wytrzymuje krytyki. Logiczna i poparta zasadami doświadczenia życiowego analiza wskazuje, że najwyższy organ MSW nie obraduje pozbawiony pełnej wiedzy na temat osoby będącej przedmiotem tych obrad. W tym miejscu należy powołać się na notoryjne fakty dotyczące metod stosowanych przez SB w walce z opozycją, Kościołem jak również wewnętrznych rozgrywek PZPR, począwszy od eliminacji fizycznej, aresztowań, prowokacji i przecieków. Nie sposób więc przyjąć, że tak fachowe i jednocześnie cyniczne gremium nie rozważałoby „zdetonowania” szkodliwej z punktu widzenia PRL działalności lustrowanego poprzez przeciek dotyczący jego współpracy z SB. Zawarte na stronach 21,22 uzasadnienia stwierdzenia o wewnętrznej konspiracji w SB kłócą się w sposób oczywisty z celem jej działania - czyli utrzymywania siłą porządku państwa socjalistycznego, bowiem taki sposób przepływu informacji wewnątrz SB praktycznie eliminowałby możliwość ich wykorzystania. Jednocześnie uniemożliwiałby prawidłowe „zadaniowanie” osobowych źródeł informacji. Sąd przy tym nie kwestionuje faktu, że Leszek Moczulski był niebezpiecznym dla systemu komunistycznego przywódcą opozycyjnym, którego uwięzienia domagały się najwyższe władze ZSRR, o czym świadczy protokół z posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR (przedrukowany w książce Pawłowa „Byłem Rezydentem KGB”) i tzw. dyrektywa Czernienki (za książką A. Dudka „Reglamentowana rewolucja)” - fotokopie w aktach sprawy. W świetle tych dokumentów, zwłaszcza dyrektywy Czernienki z maja 1984 r. zasadniczym zadaniem władz politycznych i organów MSW było wyeliminowanie przywódców opozycji – w tym Moczulskiego, których na mocy amnestii zwalniano z więzienia. Jednym ze sposobów, stosowanych wobec Moczulskiego już wcześniej, było produkowanie oszczerstw, jak np. sfałszowane przez gen. Pożogę materiały o współpracy z wywiadem zachodnim – (tj 1/II, k.140, 141, 144 ), m.in. dla pokazania w Episkopacie (k. 145), a ogólnie opisane w „Trybunie Ludu”( wycinek 14. I. 81 - akta sprawy);

6. kolejnym zagadnieniem budzącym wątpliwości obrony jest sposób oceny dowodów z opinii biegłych przez zarówno Sąd I jak i II instancji. Z jednej strony Sąd właściwie bezkrytycznie aprobuje jako pewnik przybierające postać luźnych dywagacji opinie biegłego Zielińskiego, z drugiej strony opinia biegłego Tomaszewskiego jest interpretowana całkowicie dowolnie, w szczególności w zakresie oceny podpisu „LECH”, gdzie biegły jako najmniejsze z możliwych prawdopodobieństw ocenia złożenie go ręką L. Moczulskiego, w połączeniu z nielogicznym wyjaśnieniem świadka Owczarka, co do okoliczności jego złożenia powinno prowadzić, zgodnie z wszelkimi zasadami rozumowania do odrzucenia tej tezy. Sąd pomija przy tym inną ekspertyzę tego biegłego, stwierdzającego, że tekst nad sfałszowanym podpisem nie został sporządzony na maszynie Moczulskiego, na której pisał on „Memoriał” (t. V k. 883); wniosek obrony, aby zbadać porównawczo papier, na którym jest kwestionowany podpis, bo nawet „na oko” jest on inny do papieru, używanego przez Moczulskiego, a bardzo podobny do używanego przez Owczarka – został przez Sąd odrzucony. Zdziwienie budzi stwierdzenie Sądu o niemożliwości przeprowadzenia dowodu z biegłych papieroznawców w sytuacji, gdy biegły Tomaszewski nie wyklucza takie ekspertyzy. Zdecydowaną krytykę pod względem logicznej oceny opinii biegłych budzi kwestia rejestracji pod tymi samymi numerami spraw „Lech” i „Oszust”. Sąd, czego nie można kwestionować, jest „najwyższym biegłym” - lecz zdyskredytowanie, akceptowanych dotąd bezkrytycznie, opinii biegłego Zielińskiego w zakresie absolutnej wyjątkowości i odstępstwa od stosowanych przez SB zasad rejestracji z komentarzem „...Z jednej strony TW staje się powoli obiektem zainteresowania SB jako figurant, z drugiej jednak strony ta osoba nie odmawia SB dalszych kontaktów i nawet przekazuje jej coraz ciekawsze informacje. W tym stanie rzeczy nie było nic niewłaściwego w tym, że zdecydowano się na założenie nowego kompletu akt SOR „Oszust” pod tym samym numerem, co akt TW „Lech” - jest nie tylko nadużyciem logicznym lecz również, niemożliwą do zaakceptowania w ramach zasad rozumowanie określonych w artykule 7 kpk, próbą oceny przydatności Leszka Moczulskiego jako TW w zastępstwie oficerów SB.

Taki sposób oceny dowodów zgromadzonych w sprawie stanowi rażące naruszenie reguł zawartych w art. 7 kpk, mające bezpośredni wpływ na wyrokowanie.

W tym miejscu wypada również odnieść się do nielogicznie ocenionej przez Sąd kwestii pokwitowania podpisanego przez Lustrowanego imieniem i nazwiskiem. Zarówno zasady doświadczenia życiowego jak i ogromna praktyka wyniesione z licznych procesów lustracyjnych, a co za tym idzie analizy setek tomów akt SB, na którą powołuje się Sąd II instancji w uzasadnieniu, powinna jednoznacznie prowadzić do uznania absurdalności kwitowania pobrania kwot od oficera SB własnym imieniem i nazwiskiem. Dodatkowym argumentem na potwierdzenie tej tezy są zeznania funkcjonariuszy SB jednoznacznie określające, że praktyką było podpisywanie pokwitowań pseudonimem. Oczywistym celem było uniknięcie dekonspiracji źródła, ponieważ pokwitowania były weryfikowane również przez kwesturę SB a więc podpis nazwiskiem prowadzi do natychmiastowej dekonspiracji. Przyjmując prawdziwość i autentyczność tego pokwitowania Sąd przeczy poczynionym przez siebie ustaleniom dotyczącym zasad konspiracji panującym w SB. Jednocześnie nie dostrzega zasadniczej logicznej sprzeczności w postępowaniu lustrowanego, który z jednej strony jest do tego stopnia ostrożny, że usiłuje sfałszować (sic!) własny podpis pod rzekomo przekazanym raportem a z drugiej podpisuje pokwitowanie pobrania pieniędzy imieniem i nazwiskiem. Nie budzi również wątpliwości Sądu fakt, że akurat ta kartka z całych ogromnych akt jest dziurkowana w inny sposób niż pozostałe, a brakuje na niej śladów zszycia przez świadka Piesto.Takie ustalenia faktyczne stoją w jawnej sprzeczności z zasadami prawidłowego rozumowania i doświadczenia życiowego, które są niezbędne dla prawidłowej oceny zgromadzonych dowodów a w konsekwencji – wyrokowania.


III.

Odrębnym zagadnieniem ocenionym przez Sądy lustracyjne obu instancji niezgodnie z zasadami określonymi w kpk jest ocena całokształtu drogi życiowej lustrowanego w kontekście jego rzekomej wieloletniej i owocnej z punktu widzenia SB, współpracy. Sądy lustracyjne obu instancji jednoznacznie wskazują na, notoryjny zresztą, fakt, ogromnych, niezależnie od aprobaty lub kontestacji jego poglądów politycznych, zasług Leszka Moczulskiego dla działalności opozycyjnej. Jest on niewątpliwie współtwórcą Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Konfederacji Polski Niepodległej, osobą, która w komunistycznych więzieniach spędziła ponad 6 lat. W uzasadnieniu Sądu I ani II instancji nie ma żadnego wyjaśnienia jak możliwa jest przemiana pożytecznego i aktywnego współpracownika SB pseudonim „Lech” w groźnego dla ustroju PRL figuranta „Oszusta”? Czy Leszek Moczulski, wiedząc jakie materiały posiada na jego temat SB, podjął by się działań które doprowadziły do powstania tak istotnych dla odzyskania przez Polskę w 1989 roku niepodległości organizacji jak ROPCiO i KPN, a samego Moczulskiego zaprowadziłaby do więzienia? Czy nie bałby się dekonspiracji, która automatycznie skazałaby go na śmierć cywilną? Czy SB widząc wymykanie się tak pożytecznego agenta jak TW „Lech” nie podjęła działań w celu jego zdyscyplinowania? Bez odpowiedzi na te pytania niemożliwe jest prawidłowe wyrokowanie w niniejszej sprawie a żaden z Sądów odpowiedzi tych nie udzielił.

Wskazać należy, że cechą stałą w drodze życiowej Leszka Moczulskiego był nieukrywany sprzeciw przeciwko sytuacji, w jakiej znalazła się Polska, a w szczególności długotrwałość różnych form opozycji wobec systemu PRL (publicystyczna, naukowo-historyczna, polityczna – zarówno konspiracyjna jak jawna). Jest to fakt powszechnie znany, udokumentowany w licznych wydawnictwach historycznych – ale także w aktach sprawy lustracyjnej. Z wyżej scharakteryzowaną drogą życiową ostro kontrastuje rzekoma współpraca LM z SB w latach 1969-77 – zwłaszcza, że również w tym okresie był on represjonowany oraz publicznie potępiany, a także prowadził intensywne działania mające na celu utworzenie jawnej opozycji demokratycznej i niepodległościowej, co potwierdzają materiały zgromadzone w toku postępowania lustracyjnego (SOR „Oszust”, SOR „Omega”, zeznania prawie wszystkich świadków w przedmiotowej sprawie). W kontekście powyższego Sąd Lustracyjny powinien zbadać trzy zasadnicze ewentualności: (1) Moczulski nie był TW; (2) zgodził się pozornie na współpracę z jakiegoś powodu, ale nie był lojalnym TW, ukrywał przed SB informacje dotyczące działań konspiracyjnych i opozycyjnych, a podawał nie mające znaczenia; (3) zmienił dwukrotnie przekonania, w 1969 r. z przeciwnika stając się zwolennikiem PRL i podejmując współpracę z SB z tzw. powodów „patriotycznych” (aby bronić socjalizmu jak niepodległości – Kania w 1980 r.), a następnie w 1977 r. stał się ponownie wrogiem PRL i przystąpił do formowania opozycji. W dwu ostatnich przypadkach, aby dotrzeć do prawdy materialnej, Sąd powinien ustalić powody decyzji Leszka Moczulskiego i ich zmian.
W obu instancjach Sądy całkowicie pominęły to zagadnienie, kluczowe nie tylko dla oceny faktów, ale także dla oceny, co rzeczywiście Moczulski czynił świadomie.


IV.

Kolejnym istotnym naruszeniem przepisów postępowania mającym wpływ na kształt orzeczenia Sądów Lustracyjnych jest ocena, jaki rzeczywisty charakter miała współpraca Leszka Moczulskiego z organami bezpieczeństwa (SB), czy była ona rzeczywista czy też pozorowana i komu wyrządziła szkodę? Sąd II instancji nie zajął się bliżej tą kwestią, ograniczając się do stwierdzenia, że „ustalenia faktyczne... wykazują nieodparcie..., że współpraca... miała rzeczywisty, tajny i świadomy charakter oraz odpowiadały kryteriom współpracy określonym w art. 4 ustawy (s. 16 uzasadnienia)”.

Sąd wstrzymał się jednak od wskazania, które konkretnie dowody świadczą, że doszło do rzeczywistej współpracy, że miała ona charakter świadomy i tajny, a lustrowany udzielił lojalnej i rzeczywistej pomocy SB. Ponadto, Sąd nie ustosunkował się do dowodów, w tym zeznań świadków, z których wynikało co najmniej, że do rzeczywistej współpracy nie mogło dojść, gdyż lustrowany nie ujawniał znanych sobie danych o długoletnich przygotowaniach do utworzenia demokratycznej opozycji oraz o kolejnych fazach jej formowania od przełomu 1975/76 r. do wiosny 1977 r.

W pierwszym zakresie Sąd nie uwzględnił zwłaszcza:

a) braku zobowiązań formalnych. O zobowiązania do współpracy w uzasadnionych warunkach funkcjonariusze mogli nie pobierać, to uzyskanie zobowiązania o zachowaniu w tajemnicy faktu propozycji współpracy wymagane było obligatoryjni;

b) wyjaśnień świadków Barańskiego, Wójcika, Dworaka, Staniewicza, Wojciechowskiego, Czumy, Chojeckiego, Szeremietiewa - dotyczących kluczowej dla powstania demokratycznej opozycji działań Leszka Moczulskiego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych; dowodów tych Sąd nie skonfrontował z zawartością teczek TW „Lech”, w których brak informacji o jakichkolwiek działaniach niejawnych i przygotowaniach do tworzenia jawnej opozycji;

c) zeznań świadków – funkcjonariuszy SB Matulewicza i Owczarka, którzy – potwierdzając fakt rzekomej współpracy, nie wiedzieli nawet, do jakiej sprawy mieli prowadzić LM, nie znali afery politycznej, która w 1972-73 rozpętała się wokół wydania „Wojny polskiej”, ani nie wiedzieli, że dotyczące tego materiały znajdują się w rzekomo przez nich prowadzonej teczce;

d) okoliczności, że faktu przesłuchań Leszka Moczulskiego nie ukrywał przed swoimi współpracownikami z opozycji i wiedzieli o tym m. in. Morgiewicz i Czuma, co zresztą przenikało do szerszych kręgów, poza środowiska NN i ROPCiO (SOR „Omega” t. 6, k. 110).

Sąd nie rozpatrywał wyżej wskazanych okoliczności w kontekście dyspozycji art. 4 ustawy lustracyjnej. W związku z tym powyższego końcowe stwierdzenia Uzasadnienia Wyroku Sądu II instancji, że „zachowanie L. Moczulskiego w latach 1969-77 r. wiernie i bezbłędnie w ustaleniach faktycznych, Sąd orzekający trafnie zakwalifikował jako świadomą i tajną współpracę z organami bezpieczeństwa... powyższa konstatacja nie została w jakimkolwiek stopniu podważona w ramach odwołania” - budzą uzasadnione przypuszczenie, że przy wydaniu orzeczenia doszło do rażącego naruszenia zasad prawidłowego rozumowania i doświadczenia życiowego i właśnie taki błędne rozumowanie ma wpływ na treść orzeczenia.


V.

Wniosek o zwolnienie lustrowanego z ponoszenia kosztów postępowania kasacyjnego podyktowany jest jego sytuacją materialną i osobistą. Leszek Moczulski jest bowiem osobą 77-letnią, schorowaną, między innymi wskutek brutalnych represji reżimu komunistycznego, z czym wiąże się konieczność ustawicznego leczenia. Nie bez pewnej dozy sarkazmu można dodatkowo wskazać, że pomimo pełnienia określonych funkcji publicznych w wolnej Polsce (np. mandatu posła) żyje ze skromnej emerytury i nie jest w żadnej mierze beneficjentem ekonomicznym zaistniałych przemian.
W związku z powyżej wskazanymi argumentami wnoszę jak na początku.

Adwokat Paweł Rybiński


_________________
xxx


Ostatnio zmieniony przez Mirek Lewandowski dnia Wto Kwi 29, 2008 8:42 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Pon Kwi 28, 2008 7:48 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:

Załącznik nr 5.

Warszawa, 4 października 2007 r.

Sąd Najwyższy
Izba Karna
Warszawa
Pl. Krasińskich

Pismo procesowe
w związku z Odpowiedzią Prokuratora Lustracyjnego


Pan Prokurator Lustracyjny w swojej Odpowiedzi całkowicie pomija kluczową dla rozpatrzenia kwestię dowodów świadczących o sprokurowaniu teczek „Lecha” przez SB. Poza sferą swoich rozważań pozostawia kwestie, czy ustalenia faktyczne Sądu orzekającego, zwłaszcza dotyczące powyższych dowodów, nie były obciążone błędami natury faktycznej czy logicznej (OSNKW 1975/2/28 – przywołane przez prokuratora).

W rzeczywistości doszło zarówno do zasadniczych błędów natury faktycznej jak logicznej.

1.

Podstawowym błędem logicznym były pozostawienie poza strefą dociekań Sądu orzekającego trafności tezy, sformułowanej jako rzekomo oczywistą przez niektórych historyków i prawników, ale nie podzielanej przez niemalże ogół środowiska historyków - do którego sam należę, oraz – jak mogę sądzić, prawników. Uznane za aksjomat założenie stwierdza, że wytwarzane przez aparat terroru i represji materiały są w pełni wiarygodne, gdyż SB nie oszukiwałoby samej siebie. Nawet pozostawiając na uboczu cała ogromną i ważną problematykę psychologii śledczej i sądowej, liczne aspekty kryminologii i kryminalistyki, w tym kwestię wiarygodności zapisków, notatek i materiałów policyjnych sporządzanych w toku postępowań operacyjnych oraz dochodzeniowo śledczych etc. – jest to teza błędna, wynikająca z niezrozumienia rzeczywistości totalitarnej. Państwo komunistyczne, w znacznym stopniu przesycone tradycją cywilizacyjną despotii wschodnich, oparte było na kłamstwie w większym nawet stopniu, niż na terrorze, który w istocie był tego kłamstwa pochodną. Słuszna ocena rzeczywistości obowiązywała zarówno rządzących jak rządzonych. Nawet w tak pragmatycznej dziedzinie jak ekonomia, normalne było poprawianie sprawozdań przez każdą kolejną instancję – i na odstawie takich danych podejmowano decyzje. Wszystkie upadające ekipy oskarżane były o ten sam błąd: nie uwzględnianie rzeczywistości gospodarczej i społecznej. Obciążano za to winą nie tylko aparaty zajmujące się gospodarką, ale również służby bezpieczeństwa i spraw wewnętrznych. Oskarżenia takie – i to bardzo głośne, pojawiły się stosunkowo wcześnie, że tylko przypomnę artykuł Stalina Zawrót głowy od sukcesów czy tzw. sprawę gryficką z PRL – oba przykłady z okresów największego nasilenia terroru. Generalna zasada, że ważna jest jedynie prawda utylitarna obowiązywała wszystkich, a resort MBP/KdsB/MSW może nawet w wyższym stopniu niż inne. Zwracałem na to wielokrotnie uwagę podczas postępowania lustracyjnego, m.in. wskazując, że mimo odrzucenia przez sądy fałszywych oskarżeń członków AK o współpracę z Niemcami, SB nadal uznawała je za prawdę i informowała o tych rzekomych zbrodniach swoich funkcjonariuszy w kartach E-15 (np. karta z 1975 r., dotycząca St. Skotnickiego – w teczce SKE „Dziadek”), a pracownicy MSW umieszczali te fałszerstwa w publikowanych książkach. Notorycznym dowodem, co warte były materiały sporządzane przez MSW, były oskarżenia wysuwane przez kierownictwo PZPR latem 1976 r., że władze centralne podjęły decyzje o podwyżkach, wprowadzone w błąd przez MSW; podobne oskarżenia podniesiono na przełomie 1980/81 r. Dla SB użyteczne kłamstwo było więcej warte niż prawda, a ta ostatnia miała w istocie znaczenie tylko dla niektórych działań operacyjnych (gdzie ukryto powielacz, o której godzinie spotykają się figuranci itp.). Teza, że wszystkie materiały SB są wiarygodne, bo nie oszukiwali samych siebie, rozpatrywana z punktu widzenia warsztatu historycznego, dowodzi, że badacze popełnili podstawowy błąd, zwany prezentyzmem: ocenili informacje odnoszące się do przeszłości przez pryzmat teraźniejszości oraz rygorów etycznych obowiązujących w ich środowisku. Dla niniejszego postępowania istotne jest, że Sąd orzekający popełnił błąd logiczny przy ocenie przyjętego przez oskarżenie założenia – rzekomego aksjomat, a także nie uwzględnił wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego, odnoszącego się do charakteru i praktyk PR.
Stosunkowo najbardziej wiarygodne są materiały SB dotyczące samego założenia i prowadzenia sprawy, udokumentowane przez fakt rejestracji oraz materialnego istnienia teczek. Nie oznacza to, że nie były prokurowanych, w rzeczywistości nieistniejących spraw, ale na tle całości materiałów wytwarzanych przez UB/SB zdarzało się do względnie rzadko. Powody fałszerstw były bardzo różne, mogły wynikać z własnej inicjatywy funkcjonariusza. Niniejsza sprawa, ze względu na powód fałszerstwa, ma charakter wyjątkowy. Miałem wątpliwy honor być jedynym z przywódców opozycji lat ’70-80 którego uwięzienia oficjalnie domagało się Biuro Polityczne PC KPZR, a sprawę prowadził osobiście jego szef – Breżniew. Kierownictwo MSM PRL, jak wynika z protokołów jego posiedzeń, nie decydowało o moim uwięzieniu (nie było w stanie opóźnić aresztowania o tydzień – jak wnioskował gen. Pożoga), a jedyna zajmowało się ograniczeniem politycznych skutków tego faktu. Wbrew obietnicom składanym przez I Sekretarza Kanie, wymogi wyższej polityki wymagały w 1984 r. zwolnienia przetrzymywanej jeszcze w więzieniach ok. 20-osobowej grupy przywódców „Solidarności” i opozycji, w tym L. Moczulskiego. Dokonano tego po uzyskaniu akceptu kolejnego genseka – Czernienki, które jednak zastrzegł swojej dyrektywie konieczność Wyplenienia z korzeniami elementów antysocjalistycznych, zlikwidowanie podłoża wrogiej działalności. W powstałej sytuacji, gdy niemożliwa była likwidacja fizyczna ani dalsze uwięzienie, jedyną możliwością pozostała likwidacja moralna, a najłatwiejszą do niej drogą były sporządzenie fałszywych dowodów współpracy z SB, gotowych do ujawnienia we właściwym momencie. W tym konkretnym przypadku było to dla kierownictwa PRL tym bardziej konieczne, gdyż nie podjecie takich działań narażało je na zarzut nielojalności wobec ZSRR, a przynajmniej niektórych jego członków o zarzut cichego sprzyjania nacjonalistycznemu i antyradzieckiemu programowi Moczulskiego. Przypuszczenie, że pozostawiono sprawę własnemu biegowi, jest nie do udowodnienia.


2.

Podstawowym błędem Sądu orzekającego, dotyczącym całokształtu ustaleń faktycznych jest nie objęcie analizą licznych kluczowych dla sprawy dowodów fałszerstw, zgromadzonych w toku postępowania. Na jeden takich błędów nieświadomie wskazał prokurator (Odpowiedź..., k. 4, akapity 2 i 3 w dolnej części strony). Otóż św. Owczarek nie znał sprawy z „drugiej ręki”, ale złożył fałszywe wyjaśnienie odnośnie faktów, w których miał uczestniczyć. Świadczą o tym materiały z teczek osobowych Owczarka i Maja, znajdujące się w aktach przedmiotowej sprawy, teczki SOR „Oszust” prowadzonej przeciwko Leszkowi Moczulskiemu, oraz zeznania składane przed sądem przez świadków Chojeckiego i Owczarka.

Z danych personalnych wynika, że Owczarek jako oficer KS MO wydz. III prowadził SOR „Oszust” do jesieni 1978, a Maj był naczelnikiem tego wydziału do momentu odejścia ze służby w SB do pracy poza MSW we wrześniu 1979 r. (wrócił do MSM 1. I. 1982 r.) – a więc rzekoma rozmowa mogła odbyć się najpóźniej latem 1979 r.

Z SOR „Oszust” wynika, że żaden z oficerów, prowadzących tą sprawę, poczynając od Owczarka, nie wiedział, że Leszek Moczulski był rzekomo tajnym współpracownikiem, a teczki TW „Lech” przekazano dopiero w czerwcu1984 r. świadkowi Piesto do archiwizacji. W teczkach, obejmujących okres 1977 – 1984 nie odnotowano ani jednej wpadki drukarni ROPCiO względnie KPN w okresie, gdy Moczulski był na wolności (aresztowano mnie 23 września 1980 r, ostatecznie 5 sierpnia 1984 r.) Teoretycznie mogłem wydać drukarnię ugrupowań opozycyjnych, którym przewodziłem tylko w okresie 1977-80, ale nic takiego nie nastąpiło.
Z zeznań św. Chojeckiego wynika, że przed jego wyjazdem z Polski w 1981 r., w środowisku KOR oraz do niego zbliżonych wpadały jedynie pojedyncze powielacze i nie doszło do żadnej wpadki drukarni.
Św. Owczarek o rzekomym wydaniu drukarnia powiedział po raz pierwszy dopiero podczas trzeciego czy czwartego przesłuchania, zapewne ośmielony nieobecnością chorego lustrowanego. Zeznał wówczas, że podczas zwiedzania wystawy w KS MO, na której eksponowano drukarnię KOR, ppłk Maj poinformował go, iż jej likwidacja jest zasługą Leszka – czyli L. Moczulskiego. Świadek przyjął to bez zdziwienia, daty wystawy nie pamiętał, potwierdził, że chodziło o drukarnię, a nie powielacz.

Notorycznie znane jest, że w podczas stanu wojennego, po 1981 r. prasa oficjalna publikowała materiały o wystawach sprzętu poligraficznego podziemnej „Solidarności” przechwyconych przez wszystkowiedzącą SB (czytałem to w więzieniu, gdzie otrzymywaliśmy „Trybunę Ludu”), a także o rzekomo bezpardonowej walce pomiędzy KOR a KPN. Sprzęt poligraficzny w tym czasie rzeczywiście wpadał, istniała rywalizacja i ostre różnice programowe pomiędzy różnymi ugrupowaniami opozycyjnymi - ale nie było już drukarni KOR, a rzekoma bezpardonowość istniała głównie w organizowanych przez SB kampaniach pomówień (planowanych i realizowanych także przez św. Owczarka – por. SOE „Oszust”).

Z powyższego wynika, że (1) przed wrześniem 1979 r. w KS MO nie mogło być wystawy podziemnej drukarni KOR - ani jakiejkolwiek innej; (2) Maj nie mógł nic opowiadać Owczarkowi na nieistniejącej wystawie; (3) prowadząc SOR - nadzorowany przez Maja, Owczarek traktował Moczulskiego wyłącznie jako figuranta a nie TW. Owczarek kłamał przed Sądem w całkowitej zgodności z kampaniami dezinformacji i oszczerstw, organizowanymi przez SB.

W tym wypadku wykazanie kłamstwa było proste, gdyż chodziło o sytuację wyjątkową: świadek odwołał się do fikcyjnego faktu, który nie mógł się zdarzyć, a tę niemożność można było udowodnić.
Sąd Apelacyjny I instancji, dając wiarę Owczarkowi, wstrzymał się od przeprowadzenia wszechstronnej analizy wszystkich dowodów, mających znaczenie m.in. dla oceny tego fragmentu zeznań świadka. Natomiast Sąd Apelacyjny II instancji, akceptując w całości zaskarżone orzeczenie, nie dopatrzył się w nim zasadniczej sprzeczności. Sąd I instancji stwierdził bowiem, że od chwili podjęcia przez lustrowanego działalności opozycyjnej (co sprzecznie z materiałem dowodowym ustalił na kwiecień 1977 r.) zaprzestał on współpracy z SB – czyli nie mógł wydać drukarni. Jeśli jednak Owczarek kłamał, to czy całe orzeczenie, wynikające z przeświadczenia, że mówił prawdę i tylko prawdę - może być uznane jako oparte na wszechstronnej analizie zgromadzonych w sprawie dowodów?

W doku postępowania ujawniono została wiele okoliczności, bezpośrednio względnie pośrednio dowodzących kłamliwości zeznań świadków Matulewicza i Owczarka. Upływ czasu zatarł niewątpliwie wiele szczegółów w ich pamięci, ale trudno zapomnieć o faktach podstawowych, ponadto dotyczących osoby powszechnie znanej. Poszczególni TW werbowany byli do poszczególnych spraw, co opisywano wyraźnie w kwestionariuszu TW oraz odnotowywano we właściwej rubryce dziennika rejestracyjnego. Obaj świadkowie nie wiedzieli jednak, do jakiej sprawy zwerbowano TW „Lech”, św. Matulewicz przypuszczał, że do obiektowej tygodnika „Stolica”. W toku rzekomej współpracy doszło do wydarzenia niecodziennego dla oficerów prowadzących, bo ich rzekomy informator stał się przedmiotem ataku wielomiesięcznej, brutalnej kampanii prasowej w związku z wydaniem książki „Wojna polska 1939”; w teczce „Lech” znajduje się zresztą pokaźny zespół materiałów tego dotyczących. Obaj świadkowie zgodnie podkreślali, że prawie nic nie wiedzą o tej sprawie, nic o niej nie czytali etc. Podobnie nie potrafili odpowiedzieć na inne pytania lustrowanego, dotyczące zawartości teczek „Lech”. Działo się to w sytuacji, gdy Sąd Apelacyjny I instancji udostępnił im teczki dla odświeżenia pamięci – i obaj potwierdzili na rozprawie, że w przydzielonym im czasie zapoznali się z nimi wystarczająco.

Do głównych dowodów, świadczących o kłamliwości zeznań świadka Matulewicza należy, (1) niezgodność wyjaśnień: najpierw zaprzeczył, a później potwierdził rzekome wręczenie pieniędzy „Lechowi”; (2) fałszywie wyjaśnienie, że pokwitowania były podpisywane nazwiskiem (św. Kwiatkowski podał, że w wydz. III KS MO obowiązywała zgodna z przepisami praktyka podpisywania pokwitowań pseudonimem); nierozpoznanie Moczulskiego na uroczystości odsłaniana tablicy „Orląt” w katedrze; (4) nieświadomość, że „Lech” został pozyskany do sprawy „BAR”. – Mariana Barańskiego (5) zeznania świadka Piesto, że w chwili archiwizacji wszyta była k. 82 (patrz niżej).

Dowodów przeciwko Owczarkowi jest więcej, a do głównych należą: (1) stwierdzenie w analizie SOR „Oszust” z 1978 r., że nie dysponuje informacjami o kontaktach Moczulskiego przed 1977 r. (2) brak informacji w tejże analizie o rejestracji jako TW „Lech”; (3) niewiedza, że Moczulski znał Barańskiego i utrzymywał z nim regularne kontakty (brak nazwiska w obszernym spisie kontaktów); (4) kłamliwe wyjaśnienia, że nie mógł umieścić informacji o TW „Lech” w teczkach SOR „Oszust”, bo obowiązywała go tajemnica - gdy doskonale wiedział, że w MSW funkcjonuje system, umożliwiający każdemu funkcjonariuszowi SB sprawdzenie tego bez zaglądania do teczek; (5) kłamliwa sugestia, że jedynie ppłk. Maj mógł zawiadomić zwierzchników o istnieniu TW „Lech”, bo jego obowiązywała konspiracja; (6) kłamliwe stwierdzenie, że zakwestionowania, że nie zauważył, że zamiast obowiązkowym pseudonimem, lustrowany podpisał donos pełnym nazwiskiem; (8) nie dostrzegł, że TW „Lech” okłamuje go odnoście publikacji gen. Abrahama – rzekomo dla „Stolicy” o 1939 r., gdy sąsiadujące z tą notatką materiały dowodnie wykazywały, że chodziło o „Więź” i KIK i wystąpienie w dyskusji, wszystko na temat 1926 r. (9) nie wiedział, że ówczesny członek KOR – Emil Morgiewicz jest na rencie z powodu niezdolności do pracy i rzekomo omawiał z płk. Sławińskim wniosek TW „Lecha”, aby go gdzieś zatrudnić; (10) kłamliwe zeznanie o uzyskaniu od lustrowanego książki Wojna polska” – której egzemplarza lustrowany nie posiadał (św. Szeremietiew), choć mógł ofiarować którąkolwiek z innych książek, niewycofanych przez cenzurę - czemu jednak miał to czynić wobec osoby, z którą - jak wynika z teczek „Lech”, spotkał się kilka razy i nie nawiązał bliższych stosunków?; (11) usiłował poznać się osobiście z Moczulskimi za pośrednictwem św. M., nie obawiając dekonspiracji; (12) uczestniczył w obserwacji mieszkania Moczulskich, gdzie gromadzili się działacza opozycyjni, nie obawiając dekonspiracji.

Podstawą wydania zaskarżonego Orzeczenia było uznanie pełnej wiarygodności obu ww świadków – funkcjonariuszy SB, co posłużyło do odrzucenia albo pominięcia dalszych dowodów fałszywości teczek „Lech”. Ponadto, w toku postępowania w II instancji Sąd powołał dalszych świadków – funkcjonariuszy SB, co w sposób istotny uzupełniło materiał dowodowy zebrany w niniejszej sprawie. Trzech z nich Sąd przesłuchał, co umożliwiło obronie dalsze zakwestionowanie wiarygodności głównych świadków – esbeków; z przesłuchania pozostałych zrezygnował. Zeznającego św. Piesto Sąd chciał ukarać za niewłaściwe zachowanie, gdy na pytanie Przewodniczącego czy brał udział w fałszowaniu teczek „Lecha”, odpowiedział „ Czy Sąd uważa mnie za takiego idiotę, że będę sam się oskarżał”. Tenże świadek stwierdził, że w chwili archiwizacji, którą osobiście przeprowadzał w czerwcu-lipcu 1984 r., wszystkie teczki były kompletne (nie brakowało żadnej z ponumerowanych stron) i inaczej zszyte (pierwotne cienkie). Obecnie w teczce personalnej „Lech” brak karty 82, na której miało rzekomo znajdować się pokwitowanie odbioru pieniędzy, a teczkę pracy otwierają ją cztery karty dołączone po archiwizacji.

Szczególnie ważnym dowodem są zeznania św. Kielera z sekcji III wydziału KS MO, zajmującej się włamaniami etc. Rozpoznał on swój podpis na karcie dostępu opatrzonej nr 4750 (bez kryptonimu ani charakteru sprawy) oraz wyjaśnił, że związane jest to z otrzymanym w tym czasie przez niego zadaniem. Miał zdobyć próbki pisma z maszyny do pisania, którą posługiwał się Moczulski a następnie dokonać w Zakładzie Kryminalistyki sprawdzenia, czy na tej maszynie przepisany był tzw. list 25 (jeden z protestów przeciwko zmianie konstytucji). Po pozytywnym wykonaniu próby, list i ekspertyzę zwrócił do akt, a w tej sprawie rozmawiał z Kijowskim i Owczarkiem.

W teczkach „Lech” brak jednak listu 25, badanej próbki i ekspertyzy, a także jakiejkolwiek wzmianki, że TW „Lech” był podejrzewany o sporządzenie listu protestującego. Wedle teczek „Lecha”, sprawę w tym czasie prowadził Matulewicz, ale Kieler rozmawiał nie z nim, tylko z Kijowskim i Owczarkiem. Wyjaśnienia Kielera brzmią wiarygodnie i dowodzą, że w początku 1976 r. istniała jakaś sprawa nr 4750 o nieznanym kryptonimie, do której trafiły efekty pracy tego funkcjonariusza.

Niestety, Sąd Apelacyjny II instancji nie poszedł dalej tym tropem i zamknął postępowanie dowodowe. Wstrzymał się również od wszechstronnej analizy pozostałych dowodów, bezpośrednio czy pośrednio wskazujących na sprokurowanie teczek „Lech”.
Sąd prześlizgnął się też nad sprawą SOR „Lin”. Z opisu zdjęć fotograficznych SB, dołączonych do SOR „Oszust” wynika, że w wydz. III KS MO występowałem jako figurant „Lin”. W początkach 1973 r., kiedy publiczna kampania prasowa przeciwko Moczulskiemu weszła w swoje apogeum, w wydz. III założono SOR „Lin”; teczki zostały zniszczone bez dokonania fotokopii. Jest niemożliwe, aby w tym samym wydziale dwu figurantów otrzymało identyczny kryptonim. Rodzi to uzasadnione przypuszczenie, że figurantem SOR „Lin” był lustrowany. Być może do SOR „Lin” trafiły materiały, o których mówił świadek Kieler. Przepisy zabraniały równocześnie prowadzić TW i sprawę operacyjną przeciwko niemu. Budzi to uzasadnione wątpliwości odnośnie autentyczności teczek Lech.

Do głównych dowodów, świadczących, że teczki „Lech” są fałszywe, należą:

(1) - potwierdzone przez biegłego Zielińskiego fakty, że (a) numery rejestracyjny 4750 wpisano na miejsce wcześniej wymazanych oraz (b), że pierwotny wpis obejmował tylko numer rejestracyjny, datę i placówkę rejestrującą (a więc został niejako zastrzeżony przez wydz. III KS MO dla dowolnej sprawy), w wszystkie pozostałe zapisy - w tym kryptonim i charakter sprawy (operacyjna, TW etc.), powstały później.

(2) – brak obowiązkowego podania w odpowiedniej rubryce książki rejestrowej nr SKE „BAR”, do której rzekomo zarejestrowano TW „Lech”; biegły Zieliński przypuszcza, że rubrykę tą niezbyt sensownie wypełniono dopiero podczas archiwizacji.

(3) – wpisanie przez Kijowskiego do Kwestionariusza TW - rzekomo we wrześniu 1969 r. numeru sprawy przeciwko Moczulskiemu, archiwizowanej w lipcu 1972 r. Data archiwizacji tej ostatniej odnotowana została w centralnej kartotece MSW, pod tym względem uznawanej powszechnie za wiarygodną..Niewątpliwie jest ona bez porównania bardziej wiarygodna do kart E-15 czy E-1/14, służących do korespondencji wewnętrznej pomiędzy placówkami organizacyjnymi MSW, niebędących drukami ścisłego zarachowania, wyjątkowo łatwymi do sfałszowania (wystarczy wypełnić pusty formularz) – które można różnie interpretować ze względy na skrótowy charakter zapisów i na ograniczoną wartość dowodowa. Natomiast uznanie, że zapis w kartotece jest nieprawdziwy wymaga jednak przeprowadzenia dowodu – najlepiej przez konfrontacje kolejnych zapisów w kartotekach ręcznych oraz elektronicznych.

(4) zwlekanie przez blisko 8 lat (1977-84) z archiwizacją teczek „Lech”, wbrew przepisom nakazującym natychmiastowe tego dokonanie; nie ujawnianie istnienia tych materiałów oficerom prowadzącym SOR przeciwko Moczulskiemu. Teczki musiały nie istnieć, bo trudno założyć, aby celowo chciano utrudniać pracę operacyjną.

(5) –w 1978 r. nie było karty TW „Lech” w Biurze „C”. Świadek Owczarek przyznał, że w Analizie z 1978 r. do rubryki poprzednie rejestracje wprowadził dane wg karty E-15. Wypełniający tę kartę funkcjonariusz Biura „C” nie wiedział, do jakiej sprawy odpowiedź jest potrzebna, bo znał jedynie placówkę pytającą – i nie było powodu, aby nie udzielić pełnej odpowiedzi, zgodnej z instrukcją.

(6) – brak w kartotece operacyjnej oraz w kartotece ogólnoinformacyjnej Biura „C” karty TW „Lech”, stwierdzony w trakcie postępowania archiwizacyjnego w lipcu 1984 r.; przypuszczenie biegłego Zielińskiego, że kartę mógł w jakiś celu przechowywać, wbrew przepisom, szef Biura jest absurdalne, a ponadto nie zabrał obu. Nie chodziło też o jakąś konspirację w konspiracji; archiwizacja akt TW prowadziła do upowszechnienia wiedzy o tym: każdy funkcjonariusz zainteresowany daną osobą mógł kartą E-15 dowiedzieć się, że chodzi o TW i gdzie są jego akta i wykorzystywać tą informację w swojej pracy operacyjnej.

(7) - Wbrew opinią dwu biegłych, Sąd uznał, że podpis LMoczulski został złożony niewątpliwie przez lustrowanego, opierając swoje przekonanie wyłącznie na zeznaniu św. Owczarka. Pominął jednak ekspertyzę biegłego Tomaszewskiego, stwierdzającą, że tekst nad inkryminowanym podpisem nie został napisany na maszynie, z której korzystał lustrowany; jest to o tyle zaskakujące, że Sąd sam polecił dodatkowo wykonać to badanie, gdy Rzecznik IP zauważył, że nie zostało ono objęte wcześniejsza ekspertyzą różnych maszynopisów. Nawet bez ekspertyzy, gołym okiem można stwierdzić, że inkryminowany tekst niewątpliwie nie został napisany na papierze, którego w tym czasie używał tekst lustrowanego (por. „Memoriał”), a bardzo podobnym, jeśli nie identycznym z papierem, na którym odręczne notatki sporządzał św. Owczarek. Poza obrębem rozważań Sądu pozostało również pytanie, czemu Moczulski, jeśli chciał ukryć swoją tożsamość, nie podpisał donosu po prosty LECH?

(8) Św. Piesto zeznał, że w chwili archiwizacji w teczce „Lech” znajdowała się karta 82, której obecnie brak. Na „pokwitowaniu” ktoś wpisał 82, co sugeruje, że stanowiło ono wcześniej tę kartę. Jeśli tak, musiała ona zostać usunięta po archiwizacji. Jednak na „pokwitowaniu” nie ma ani śladu wyrwania, ani śladu przeszycia przez Piesto cienkim sznurkiem (zachowały się na wszystkich innych kartach); ponadto odstęp dziurek różni się od odstępy na kartach sąsiadujących z 82. Wynika z tego, że „pokwitowanie” znalazło się w teczce „Lech” już po jej archiwizacji, zapewne wówczas, gdy SB uzyskało, prawdopodobnie z akt RSW „Prasa” autentyczne pokwitowanie Moczulskiego. To tłumaczy odcięcie górnej części kartki, na której zapewne znajdowała się wstępna część pokwitowania (dla kogo, za co), umieszczenie jej w kopercie na miejsce jakiegoś paragonu (aby nie przeszywać teczki), oraz wyrwanie karty i dokonanie wpisu w spisie zawartości, aby uwiarygodnić rzekome umieszczenie „pokwitowania” w teczce od początku.

(9) Jesienią 1969 r. inspektor MSW miał sporządzić wnioski pokontrolne z teczki TW „Lech”. Sąd, orzekając, nie odwołał się do tego dowodu, co jest zrozumiałe, bowiem treść tej notatki dowodzi, że inspektor nie czytał teczek „Lecha”, a prowadzący je kolejni oficerowie nie czytali wniosków pokontrolnych – czego zresztą nie zauważył żaden z kolejnych instruktorów. Notatka jest oczywiście fałszywa, składania jednak do dwu refleksji. Jeśli teczki „Lecha” były prawdziwe, po co wzmacniać je fałszywym dowodem? Jeśli Moczulski tkwił głęboko w ważnych dla SB środowiskach, czemu żaden z oficerów prowadzących nie domyślił się, że można go w tym zakresie wykorzystać. Od 1950 r. funkcjonowałem w środowisku dziennikarsko-literacko-kulturalnym; od 1953 r. w środowisku historyków; od mojego aresztowania w 1957. SB wiedziała, że obracam się w kręgach opozycyjnych, a także sanacyjnych i akowskich; od 1961 r. pracowałem w tygodniku „Stolica”, gdzie plasowano ludzi politycznie podejrzanych – 80% zespołu stanowili ludzie, więzieni po 1945 r. w PRL albo ZSRR, połowę pozostałych – bo zanadto wychylili się w Październiku 1956. Mając TW z dostępem do takich źródeł, przez długie lata SB wykorzystywała go w marginalnej sprawie Barańskiego? – Nawet świadkowie Owczarek i Matulewicz nie potrafią w to uwierzyć.

(10) W teczce MK/LM „Centrum” Maj umieścił notatkę z 10 lutego 1977 r. o wyprowadzeniu z tego tajnego lokalu „Lecha”, bo założył ROPCiO; a w SOR „Oszust” 29 marca 1977 notatkę powstaniu ROPCiO 25 marca 1977 (prawdziwa data). Pierwszą z tych notatek musiał napisać wiele lat później z pamięci, skoro popełnił taką pomyłkę; potwierdza to fakt, że siedmiu kolejnych inspektorów, kontrolujących teczkę „Centrum”, nie znalazło tam tej notatki, bo inaczej musieliby zarządzić zawieszenie albo likwidację zdekonspirowanego lokalu. Późny czas sporządzenia prze Maja tej fałszywej notatki dowodzi, że w późnych latach osiemdziesiątych w MSW uznano, że teczki „Lecha” nie wystarczają do kompromitacji Moczulskiego i trzeba je wzmocnić „dowodami” umieszczonymi w teczkach innych spraw.

(11) W teczce 1 SOR „Omega” (sprawa zarchiwizowana w 1988 r.) znajduje się notatka Kijowskiego, któremu lustrowany miał się zwierzyć podczas przypadkowego spotkania w autobusie w lipcu 1975 r., że ma kontakt z Morgiewiczem. Według zeznań świadków Morgiewicza i Czumy, w tym czasie nie doszło jeszcze do naszego pierwszego kontaktu, nie jest pewne, czy Barański doprowadził już do spotkania Czumy ze mną (Czuma uważa, że jeszcze nie, mnie wydaje się, że nastąpiło to latem). Ważniejszy od zeznań świadków jest dowód z dokumentu: w owym czasie ( i długo później) SB nie dysponowała bezpośrednim podstępem do Morgiewicza – a już szykowano jego aresztowanie, lecz nikomu, Kijowskiego który zależał do zespołu zajmującego się Morgiewiczem, nie wpadło do głowy, że do dyspozycji jest chętny TW „Lech”; Kijowski nawet nie wysiadł z autobusu, aby na osobności dowiedzieć się, co „Lech” o Morgiewiczu wie, albo może się dowiedzieć?

(12) We wrześniu 1980 r. kierownictwo MSW, poszukując i decydując o sprokurowaniu przez gen. Pożogę dowodów mających moralnie pogrążyć Moczulskiego, nie wie, że był on TW? Obradujący generałowie nie byli na tyle bystrzy, aby sprawdzić figuranta w Biurze „C”, a ppor. Owczarek i sierż. Matulewicz dostatecznie mocni, aby teczki „Lecha” ukryć przed całym aparatem ścigania? Wystarczyło przecież pokazać abp Bronisławowi Dąbrowskiemu, że istnieją i dotyczą Moczulskiego – i byłoby po kłopocie. Nic takiego się jednak nie udało i prymasowi Wyszyńskiemu udało się – tuż przed śmiercią – wyciągnąć mnie z więzienia, wprawdzie tylko na pięć tygodni.

W świetle powyższego trudno uznać za trafne stwierdzenie prokuratora lustracyjnego, że orzeczenie Sądu wydane zostało na podstawie wszechstronnej analizy przeprowadzonych dowodów, których ocena nie wykazuje błędów natury faktycznej czy logicznej, a nadto zgodna jest ze wskazaniami wiedzy i doświadczenia życiowego.

Leszek Moczulski

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sro Kwi 30, 2008 1:20 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
KPN dobrze służył Polsce
Dobiegł końca jeden z najdłuższych i najbardziej dramatycznych procesów lustracyjnych. Proces o kłamstwo lustracyjne zakończył się dla Leszka Moczulskiego fatalnie. Były szef KPN wszystkiemu zaprzecza, lecz sądy w tym wypadku okazały się dla niego surowe. Miałem okazję rozmawiać z działaczami KPN po tym wyroku - jedni nie wierzą w winę byłego lidera, inni czują się z tym okropnie. Jednak bez względu na to, co robił Moczulski przed założeniem KPN, nie mają oni żadnego powodu do wstydu. Wręcz przeciwnie, działalność w tej organizacji w czasach komunizmu i dzisiaj powinna być uznawana za niezwykle chwalebną. KPN jako jeden z niewielu nurtów opozycyjnych jasno postawił sprawę walki o niepodległość Polski. Za przynależność do KPN szło się do więzienia, groziło złamanie kariery i nierzadko dotkliwe pobicie. KPN ma ogromny wkład w powstanie masowej opozycji w 1980 r., w tym również "Solidarności". Działacze tej organizacji stali na czele wielu grup oporu w stanie wojennym. Dużo bardziej krytycznie oceniam posunięcia KPN po 1989 r., szczególnie udział w "nocnej zmianie". Ale to już zupełnie inna historia.

Nie wiem, czy prawdziwa jest wersja, że Moczulski prowadził z bezpieką grę, czy też ta, która wynika z jego dokumentów w IPN. To dla oceny ludzi KPN nie ma żadnego znaczenia. Oni zaangażowali się w walkę o wolną Polskę, gdy inni siedzieli w domach, a szczytem odwagi były postulaty liberalizacji polityki PZPR. Spór o Polskę wygrali ci, którzy wierzyli w jej pełną niepodległość, często nawet wbrew wielu liderom opozycji. Sam nie należałem do KPN, choć moja organizacja w podziemiu miała z konfederatami dobre kontakty. Jednego z liderów KPN, Adama Słomkę, poznałem, gdy przyszło nam pilnować w noc przed pogrzebem grobu ks. Jerzego Popiełuszki. Członkowie KPN są w mojej rodzinie i wśród najbliższych przyjaciół. Są ich setki w klubach "Gazety Polskiej". Laur zwycięstwa należy im się tak samo jak i działaczom innych struktur podziemia. A że smak tego zwycięstwa jest dla nich zaprawiony dużą ilością goryczy, to już taka nasza stara tradycja...

Tomasz Sakiewicz


http://www.gazetapolska.pl/?module=messages&message_id=353

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Czw Maj 01, 2008 9:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oczywiście że działacze KPN mogą być dumni ze swojej działalności w organizacji, która była symbolem oporu wobec systemu komunistycznego w Polsce i co do tego nikt przytomny nie ma chyba wątpliwości. Ale nie mieszajmy tego z próbą oceny postaw poszczególnych ludzi, która to próba potrafi jak widać budzić skrajne emocje. Jak już pisałem wcześniej, sprawa Leszka Moczulskiego jest trudna z dwóch powodów, po pierwsze to to że Moczulski neguje prawdziwość wszystkich dokumentów w co dosyć trudno jest uwierzyć, a po drugie to to że Jego zasługi w walce z komunizmem są trzeba to obiektywnie przyznać znaczące i osobiście nie dziwię się że wielu ludzi ma olbrzymi dylemat z całościową oceną postawy tego konkretnego człowieka. Jego dawni współtowarzysze walki stoją za nim murem i jestem w stanie to zrozumieć, dla nich jest to też problem natury psychologicznej, ale przychodzi moment, kiedy trzeba się zmierzyć z problemem odsuwając na bok sentymenty, taka postawa uważam, może tylko dobrze się całej sprawie przysłużyć. Potrzeba spokoju i rzeczowej dyskusji, choć z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że niezwykle trudno będzie taki stan osiągnąć, wszak jesteśmy tylko ludźmi.





Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jan Tokarski
Stały Bywalec Forum


Dołączył: 10 Lut 2008
Posty: 68

PostWysłany: Czw Maj 01, 2008 9:47 pm    Temat postu: Re: Odpowiedź 2 Odpowiedz z cytatem

JACEK napisał:
Panie Mirku, ja nie atakuję KPN. Jeśli chodzi o osoby, które Pan wymienił, a sądy potraktowały je odmiennie niż Moczulskiego to odpowiem Panu , iż materiały SB w znacznym stopniu zostały zniszczone

A skąd Pan wie czy akta dotyczące LM zostały zniszczone czy też się zachowały w całości?


Cytat:
były niszczone również wtedy, gdy wielu polityków: Mazowiecki ale i Moczulski miało możliwości zablokowania tego procederu.

To bzdura! Kiedy i w jaki sposób Moczulski mógł zablokować niszczenie akt?
Był szefem MSW? Członkiem rządu?
Przecież nawet akcja KPN-u ze stycznia 1990 okupowania gmachów PZPR została rozpieprzona wspólnymi siłami rządu Mazowieckiego, bezpieki i posłów OKP.
Swoją drogą - co w tych sprawach zrobili Kaczyńscy? Protestowali?
Czy później będąc podnóżkami Bolka spróbowali blokować ten proceder? Czy poparli Moczulskiego w akcji przejmowania majątku PZPR na rzecz społeczeństwa?
Czemu promowali kandydaturę Bolka na prezydenta znając jego przeszłość? To, że znali jest wiadome - nawet wspólnie z UD kombinowali jak utrącić Tymińskiego, który miał w "czarnej teczce" właśnie papiery Bolka (słynne spotkanie Kaczyńskiego z Kozłowskim).

Cytat:
skamlał o powołanie Waldka na urząd premiera i obalenie Olszewskiego staną w jednym szeregu z Kwachem, Wałęsą i Olechowskim.

Tym Olechowskim, który był wtedy ministrem w rządzie Olszewskiego i odpowiadał w nim za sprawy zagraniczne?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Czw Maj 01, 2008 11:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jan Tokarski napisał:
Przecież nawet akcja KPN-u ze stycznia 1990 okupowania gmachów PZPR została rozpieprzona wspólnymi siłami rządu Mazowieckiego, bezpieki i posłów OKP.
Swoją drogą - co w tych sprawach zrobili Kaczyńscy? Protestowali?
Czy później będąc podnóżkami Bolka spróbowali blokować ten proceder? Czy poparli Moczulskiego w akcji przejmowania majątku PZPR na rzecz społeczeństwa?
Czemu promowali kandydaturę Bolka na prezydenta znając jego przeszłość? To, że znali jest wiadome - nawet wspólnie z UD kombinowali jak utrącić Tymińskiego, który miał w "czarnej teczce" właśnie papiery Bolka (słynne spotkanie Kaczyńskiego z Kozłowskim).

W tych swoich kilku pytaniach poruszył Pan Panie Janie wiele ważnych spraw, ale jedną zasadniczą, a mianowicie gdyby na te Pańskie pytania udzielić rzetelnych odpowiedzi, to uwidoczniłyby one na jak olbrzymim zakłamaniu i jak daleko posuniętej hipokryzji budowana był ta nasza kolejna RP, oraz jakie mechanizmy doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Natomiast pozwoli Pan że nie zgodzę się jednak z kilkoma stwierdzeniami zawartymi w powyższym cytacie, a mianowicie: oceniając krytycznie wiele działań braci Kaczyńskich, nie zgodzę się ze stwierdzeniem że byli Oni podnóżkami Wałęsy. Pomimo że byli Jego bliskimi współpracownikami, praktycznie przez cały ten czas pozostawali z Nim w konflikcie, tylko okresami przybierał on mniej lub bardziej na sile, stąd późniejsze rozstanie całego towarzystwa. Kandydaturę Wałęsy na prezydenta Kaczyńscy może nie tyle promowali, co nie protestowali przeciwko niej,a to jest przyzna Pan delikatna różnica, choć przyznać trzeba że skutek ostateczny podobny. Ja myślę że kandydatura Wałęsy na prezydenturę była od początku wpisana w kombinację operacyjną pod nazwą Okrągły Stół, co by tu nie mówić to po tamtej stronie byli ludzie którzy potrafili przewidywać rozwój wydarzeń i wiedzieli że w nieodległej przyszłości będzie presja na to, żeby Wałęsa był naturalnym niejako kandydatem na prezydenta i nie miało to w tym momencie znaczenia czy będzie to presja autentyczna, czy od początku do końca zaplanowana precyzyjnie akcja i kto wie czy w tej kombinacji Tymiński nie miał odgrywać roli takiego straszaka, po to właśnie żeby Wałęsa tym prezydentem został, co wobec Jego przeszłości było komunistom do pewnego czasu na rękę. Ale w wyniku trzeba to wyraźnie powiedzieć głupoty Polaków, sytuacja wymknęła się spod kontroli (Tymiński wygrał z Mazowieckim), zapanowała konsternacja i trzeba było przeprowadzić całą tą sławetną akcję na rzecz wyeliminowania Tymińskiego, bez względu na metody jakie miałyby do tego posłużyć. Resztę już znamy, a wiele efektów tamtych działań ciąży nad nami do dzisiaj.





Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pią Maj 02, 2008 10:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mnie interesuje bardzo jak to sie stało, że od Niezabitowskiej po Wałęsę wszyscy znani TW zostali oczyszczeni przez Sąd Lustracyjny a Moczulski nie. Cos tu może rzeczywiście śmierdzieć! Może zemsta za to, że rzeczywiście TW SBecji fiknął?
_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jan Tokarski
Stały Bywalec Forum


Dołączył: 10 Lut 2008
Posty: 68

PostWysłany: Pią Maj 02, 2008 11:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Marek-R napisał:
gdyby na te Pańskie pytania udzielić rzetelnych odpowiedzi, to uwidoczniłyby one na jak olbrzymim zakłamaniu i jak daleko posuniętej hipokryzji budowana był ta nasza kolejna RP, oraz jakie mechanizmy doprowadziły do takiego stanu rzeczy.

Otóż to!
Tyle, że maski spadły by przy okazji także z Kaczyńskich - współtwórców Magdalenki i Okrągłego Stołu Smile

Cytat:
nie zgodzę się ze stwierdzeniem że byli Oni podnóżkami Wałęsy. Pomimo że byli Jego bliskimi współpracownikami, praktycznie przez cały ten czas pozostawali z Nim w konflikcie, tylko okresami przybierał on mniej lub bardziej na sile, stąd późniejsze rozstanie całego towarzystwa.

Byli do 1991 roku jego zaufanymi. Jednymi z najbliższych.
Moim zdaniem opowieści o konfliktach to późniejsze zaklinanie rzeczywistości. Próba wyjścia z tego bajora z twarzą.

Cytat:
Kandydaturę Wałęsy na prezydenta Kaczyńscy może nie tyle promowali, co nie protestowali przeciwko niej,a to jest przyzna Pan delikatna różnica

Nie zgodzę się z Panem. Pamiętam, że to Jarosław Kaczyński mocno forsował kandydaturę Wałęsy. Organizowali mu kampanię, w czasie której nie cofnęli się nawet do wspólnych z UD akcji przeciw Tymińskiemu. To była bardzo ciekawa rozgrywka służb. Tymiński miał ubeckie zaplecze, które robiło mu kampanię TV, wykreowało go w setkach spotkań z wyborcami na bohatera ludowego i dało ważny atut - "czarną teczkę" z papierami Bolka Smile
Na to odpowiedziały inne służby - ubecy z tworzącego się UOP-u prześwietlili Stana dostarczając na niego komprmateriały wykorzystane przez TVP (cieniutkie ale chamskie - odnoszące się do brudów rodzinnych).
W tej rozgrywce uczestniczyli Kaczyńscy - tym razem wraz ze swoimi wrogami z UD. Jedni i drudzy bali się, że Tymiński wykosi ich kandydata w pierwszej turze. I tu UDecja przegrała Smile
Jak to wszystko się ma do wizerunku Kaczyńskich niezłomnie walczących z Bolkiem, bezpieką i innymi Siłami Zła? Ano nijak Smile

Cytat:
myślę że kandydatura Wałęsy na prezydenturę była od początku wpisana w kombinację operacyjną pod nazwą Okrągły Stół

Pełna zgoda!

Cytat:
kto wie czy w tej kombinacji Tymiński nie miał odgrywać roli takiego straszaka, po to właśnie żeby Wałęsa tym prezydentem został

Wątpię. Sądzę, że to była walka frakcji w służbach.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Sob Maj 03, 2008 9:48 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jadwiga Chmielowska napisał:
Mnie interesuje bardzo jak to sie stało, że od Niezabitowskiej po Wałęsę wszyscy znani TW zostali oczyszczeni przez Sąd Lustracyjny a Moczulski nie. Cos tu może rzeczywiście śmierdzieć! Może zemsta za to, że rzeczywiście TW SBecji fiknął?

A ja myślę że odpowiedź na to jest moim zdaniem zawarta w cytowanej wyżej wypowiedzi Pani Jadwigi. Otóż - tak mi się też wydaje że TW "Lech" SB-cji fiknął, a dalej rozumuję tak że skoro im się ten TW urwał i to chyba skutecznie, to postanowili Go nie bronić, ale ustalmy sobie też jedno, a mianowicie to czy wierzymy w to że jak twierdzi Moczulski wszystkie dokumenty na Jego temat zostały sfałszowane - ja w to nie wierzę. Moja ocena sytuacji jest taka - popełnił kiedyś błąd swojego życia, a później robił wiele trzeba to przyznać, żeby ten błąd naprawić. Zaś sprawy Niezabitowskiej i Wałęsy są nieporównywalne ze sprawą Moczulskiego, ponieważ tych dwoje pierwszych pozostało po tamtej stronie - relatywizmu że tak to ze względu na pewne okoliczności(obowiązujące wyroki sądu w tych obydwu sprawach) nazwę.

Jan Tokarski napisał:
Tymiński miał ubeckie zaplecze, które robiło mu kampanię TV, wykreowało go w setkach spotkań z wyborcami na bohatera ludowego i dało ważny atut - "czarną teczkę" z papierami Bolka Smile
Na to odpowiedziały inne służby - ubecy z tworzącego się UOP-u prześwietlili Stana dostarczając na niego komprmateriały wykorzystane przez TVP (cieniutkie ale chamskie - odnoszące się do brudów rodzinnych).

Tak to prawda Panie Janie, ale myślę że grzechem głównym tamtego czasu było to, że nie wystawiono kandydatury rzeczywiście godnej tego najwyższego w państwie urzędu. Ale z drugiej strony kto to miał w ówczesnej sytuacji zrobić, skoro role były podzielone tak(i co do tego jest między nami zgoda), że była tzw."ekipa okrągłostołowa" która w porozumieniu z komunistami rozdawała karty i nie za bardzo chciana pewnie reszta społeczeństwa, więc w naturalny sposób nie było na to szans. Gdyby społeczeństwo było wówczas świadome całej tej gry jaka jest z nim prowadzona, pozostawałby tylko bojkot - moim zdaniem wówczas nie do przeprowadzenia, ze względu na zbyt krótki wtedy okres jaki upłynął od momentu zmiany ustroju i związane z tym ogólne nastawienie psychologiczne do wszelkich zmian w sferze władzy.



Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sob Maj 03, 2008 7:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Szanowni Adresaci,

Załączam otrzymane oświadczenie Leszka Moczulskiego w związku z wyrokiem w jego sprawie lustracyjnej.

Chcę podkreślić, że z własnej woli nie jestem w tym wypadku neutralnym "listonoszem". Od początku sprawy byłem pewien niewinności Leszka. Lecz o ile dotychczas to przekonanie opierałem tylko na długoletniej z nim znajomości - i przyjaźni oraz czysto logicznej analizie jak to możliwe, aby ktoś, kto do daty rzekomego nawiązania współpracy przez 20 lat był aktywnym i represjonowanym (więzionym już w 1957 r.) opozycjonistą a po domniemanym zakończeniu tej współpracy również z dnia na dzień stał się na powrót wrogiem systemu, i to wyjątkowo groźnym, co zresztą Sąd (nie chcąc widzieć tej sprzeczności) podkreślił - o tyle teraz, po dokładnym przestudiowaniu materiału, który załączam, muszę stwierdzić, że całe to postępowanie sądowe da się porównać jedynie z "Procesem" Kafki.

Na jeden przynajmniej absurd - taki, który z własnego doświadczenia mogę zweryfikować - chciałbym zwrócić uwagę. Otóż Sąd odnosząc się do faktu braku jakichkolwiek dowodów, aby TW "Lech" miał zaszkodzić innym działaczom opozycji w okresie przed powołaniem ROPCiO, tj. od 1975 do wiosny 1977, znajduje "wyjaśnienie" w tym, że nie miał on w tym czasie z owymi działaczami "żadnych związków". Jest to kompletna bzdura dla każdego, kto w tym okresie obracał się w środowiskach ujawnionej opozycji (a ja się obracałem) - to naprawdę nie był liczny krąg! Co więcej, w tym okresie funkcjonował on jako "człowiek - legenda", choćby z racji perypetii z "Wojną polską", natomiast opinie mu nieprzychylne - zarówno z kręgów KORu, jak wewnątrz ROPCiO - zaczęły się pojawiać dopiero w latach 1977-78, czyli wówczas kiedy, zdaniem Sądu, dopiero "przeszedł" do opozycji!

I jeszcze jedno: jak wynika z akt, SOR "Oszuści", przeciwko już "figurantowi" Moczulskiemu, była prowadzona aż do roku 1991, czyli do trzeciego roku istnienia III RP, i prowadzona przez tego samego oficera SB od 1986!

Resztę pozostawiam lekturze i osądowi Adresatów. Nie mogę jednak powstrzymać się przed spostrzeżeniem, że ten, który za swoją działalność na rzecz na Niepodległej Polski powinien mieć dziś najwyższe możliwe odznaczenia i honory, jest dziś w takim położeniu, jak przeczuwane przez poetę:

"Wyzwanie przyśle mu szpieg nieznajomy,
Walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny;
A placem boju będzie dół kryjomy,
A wyrok o nim wyda wróg potężny".

Z poważaniem

Jacek Bartyzel

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum