Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kornel Morawiecki; Tylko prawda jest ciekawa
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Maj 30, 2008 10:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.klubygp.pl/arch/2006_09_13_rozmowa_z_walesa.html

"Nie zazna szczęścia, kto błędy swe ukrywa;
kto je wyznaje, porzuca - ten miłosierdzia dostąpi.
Prz 28,13


Czy rozmowa Lecha Wałęsy z płk. Bolesławem Klisią i płk.Hipolitem Starszakiem, która odbyła się 14 listopada 1982 r. w Arłamowie była "wypadkiem przy pracy", czy też była jedną z wielu rozmów, które w przyszłości zaowocowały "Okrągłym Stołem". Czy rozmowy Jacka Kuronia i dwudziestu innych działaczy (wg. ostatnich wypowiedzi Lecha Wałęsy) przebiegały w podobnej atmosferze?

Odtajnienie archiwów IPN, raz na zawsze oczyści atmosferę polityczną w Polsce, skończy się czas pomówień, niedomówień, szantażu.
Polecam artykuł p.Antoniego Macierewicza "Tajna historia Solidarności", który jest niezwykle cennym podsumowaniem rozmów Lecha Wałesy z wysłannikami ówczesnej władzy.

r.k.
Przejdź od razu do artykułu A. Macierewicza "Tajna historia Solidarności"

http://www.klubygp.pl/arch/2006_09_13_rozmowa_z_walesa.html#AM

Zapis
rozmowy z Lechem Wałęsą
przeprowadzonej 14 listopada 1982 r. przez płk. Bolesława Klisia i płk. Hipolita Starszaka
w gmachu Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie(*)(1).




(*) Do druku podał i przypisy opracował A. M. (w ramach projektu badawczego prowadzonego w IPN nad historią opozycji antykomunistycznej).

(1) Rozmowa odbyła się 14 listopada 1982 r., następnego dnia po przewiezieniu Lecha Wałęsy z Arłamowa do Warszawy, w godzinach 11.30-14.10. Jej celem było zapoznanie Wałęsy z przepisami stanu wojennego i zobowiązanie go do podpisania oświadczenia akceptującego te przepisy. Wałęsa dokumentu nie podpisał, lecz przyrzekł, że przepisów będzie się starał przestrzegać. Rozmówcami Wałęsy byli: Bolesław Kliś naczelnik Wydziału V Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Hipolit Starszak dyrektor Biura Śledczego MSW. Dalej występują oni jako P. - prokurator - Bolesław Kliś, D. - dyrektor - Hipolit Starszak i W. - Wałęsa. Tekst napisany jest na dwu różnych maszynach do pisania. Klauzula "Tajne" dopisana jest ręcznie. Maszynopis opatrzony jest ręcznymi podpisami obu pułkowników z datą 16.11.1982 r. i z dekretacją "płk T. Kwiatkowski do wiadomości". Dokumentowi towarzyszy niepodpisany tekst zobowiązania do przestrzegania praw stanu wojennego napisany na maszynie oraz ręczny tekst stwierdzający, że Wałęsa odmówił podpisania zobowiązania - sygnowany przez pułkowników Klisia i Starszaka. Dalej poprawki odręczne zaznaczono literami (b), zaś część maszynopisu napisaną na innej maszynie do pisania literami (a).


Tajne(b)


P - Jestem prokuratorem Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Chcieliśmy trochę porozmawiać.

W - Jako z kapralem, czy jako z Wałęsą?

P. - Z Wałęsą. Kapral, to jest piękny stopień. Ja należę do tych w wojsku, którzy do pułkownika doszli będąc kapralem. Są tacy, którzy kapralem nigdy nie byli.

D. - Jestem dyrektorem Biura Śledczego MSW.

P. - Rozmawiać będziemy w każdym charakterze, bez względu na stopnie i jak się nazywamy.

D. - Utył pan trochę.

W. - Tak.

D. - Jak się Pan czuje?

W. - Niezbyt dobrze, po tym wczorajszym locie samolotem. Może dlatego, że po małym zrobiliśmy wcześniej.

P. - Kiedy to pomaga.

W. - Ale ja dość długo w ogóle nie brałem alkoholu żadnego. Drugi raz mam taki przypadek.

D. - Może pogoda?

W. - Może.

D. - Teraz jest kwestia porządku prawnego.

W. - Nie neguję żadnego porządku prawnego, który jest ustalony. Jednocześnie myślę, czy przy dobrej woli z tego porządku mógłbym skorzystać. Jestem w stanie z tego skorzystać na tyle, że coś to da. Mam nadzieje, że uda mi się usiąść na tego konia jeszcze pędzącego, bo opozycja jest, Bujaki(2) i inne. Chcę na tego konia usiąść, żeby go wyhamować. Mówię to oficjalnie, taki mam cel, wyhamować go w tym kierunku, żeby nie tworzyć podziemia, żeby się wziąć za pracę i skorzystać z tego co jest, nie negując tego co rząd już zrobił. Nie ma co dyskutować, trzeba skorzystać z tego, co już jest. Takie mam zadanie. Dlatego się zgodziłem na wywiad, żeby władza miała przegląd tego, co ja będę mówił i tego co zamierzam robić. Chcę, żeby władza wiedziała wcześniej, jakie będą moje wypowiedzi. Muszą być one takie do przełknięcia przez władze, a jednocześnie nie narażając się drugiej stronie.

D. - Tak, ale jednocześnie faktem jest, że zatraca pan podstawowe pryncypia, bez których akceptowania trudno w ogóle mówić o działalności, która byłaby w Polsce do pomyślenia.

W. - Ja je akceptuję, tylko jednocześnie mówię, że jestem przeciw podziemiu, przeciw strajkom, bijatyce itd. bo widzę, że są inne wyjścia. Ustawiam się tak, że nie mogę negować tego, co rząd zrobił. Jednocześnie odcinam się od tych spraw, bo widzę inne wyjście.

D. - Tak, tylko że problemy nie mogą się sprowadzać tylko do negocjacji. Ale za czym pan jest?

W. - Za tym, żeby skorzystać z możliwości takich, jakie są. (...) "

Więcej:
http://www.klubygp.pl/arch/2006_09_13_rozmowa_z_walesa.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Servantes
Weteran Forum


Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 206

PostWysłany: Pią Maj 30, 2008 4:13 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witja napisał:
http://video.google.com/videoplay?docid=-5146871331576782926

Grzegorz Braun
"Plusy dodatnie, plusy ujemne"


http://video.google.com/videoplay?docid=-5146871331576782926


Nagrane będą czyny i rozmowy...
"Plusy" do pobrania w całości
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JACEK
Weteran Forum


Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 247

PostWysłany: Pią Maj 30, 2008 5:26 pm    Temat postu: Bolek Odpowiedz z cytatem

Wiele osób argumentuje, że Wałęsa zrobił tak wiele dla Polski, iż mała wpadeczka nie ma znaczenia. Najważniejsze żeby się przyznał.
Uważam, że przyznanie się Wałęsy do współpracy z SB w najmniejszym stopniu nie zatrze innych win.
Przypomnijmy sobie początek lata 90-te: "MAGDALENKA", WSPIERANIE LEWEJ NOGI, ANTYPOLSKIE KONCEPCJE NATO - BIS I EWG -BIS. Kradzież z UOP materiałów dotyczących "Bolka" (wypożyczonych z kancelarii Wałęsy i nigdy nie zwróconych), inwigilacja prawicy, "czyszczenie UOP przez Waldka".
Zastanawia fakt, że od lat powtarza się ten sam schemat - Wałęsa lansuje jakieś antypolskie pomysły, a gdy widzi, że już nie ma szans na ich realizacje, to przejmuje koncepcje przeciwne do pierwotnie głoszonych i twierdzi, iż zawsze był ich zwolennikiem. Tak było gdy ważyły się losy Polski i jej przynależności do organizacji międzynarodowych, taki sam schemat wydarzeń miał miejsce w sierpniu 1980 r. w Stoczni.
Zapytała mnie kilkunastoletnia dziewczyna jak myślę czy Wałęsa to bohater, czy taki współczesny "Dyzma" a może "agent"?
Czy taki ma być obraz bohatera narodowego pozostawiony przez nas następnym pokoleniom?.
Cieszmy się, że mamy IPN, bo to jest w tej chwili nasze największe dobro w walce z postkomuną i jedyna nadzieja na odkłamanie historii.

_________________
http://www.solidarni.waw.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Tomasz Strzyżewski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 147

PostWysłany: Pią Maj 30, 2008 6:03 pm    Temat postu: DYZMIZM Odpowiedz z cytatem

A propos dyzmizmu Wałęsy...? Cytuję za dr Bogusławem Bednarkiem (Uniwersytet Wrocławski) z jego programu p.t. „Dyzmizm” z cyklu „Labirynty kultury”, nadanego przed dwoma laty przez TV Polonia:


D Y Z M I Z M

Pod względem formalnym słowo „dyzmizm” – zawdzięczające swe istnienie bohaterowi powieści Dołęgi-Mostowicza – kojarzy się z takim określeniami jak „hamletyzm”, „werteryzm”, „reneizm”. Pomińmy kwestie drugoplanowe. Spróbujmy raczej określić źródła i naturę „dyzmizmu”, balansującego między wielokształtnym prostactwem a sprytną manipulacją.

Jak to się dzieje, że człowiek mierny, małego formatu, zostaje wyniesiony ponad stan, ponad swoje zasługi i możliwości. Można sądzić, że niebłahą rolę odgrywają tu mitomańskie ciągoty. Od czasu do czasu, w pewnych środowiskach rodzi się bowiem przekonanie, że niezbędny jest człowiek wszechmocny, homo omnipotens na miarę kraju, powiatu, instytucji… Człowiek ten ma załatwić wszelkie trudne problemy, wprowadzić twardy porządek. Lansowany przedstawiciel „dyzmizmu” bądź żeruje na ogłupieniu otoczenia, bądź też biernie poddaje się sile nośnej tegoż otoczenia.

Dyzma jest gburem i prostakiem. To oczywiste. Ale wszystko zależy od interpretacji. Egzaltowana Nina Kunicka dopatruje się w nim człowieka obdarzonego nietzscheańską mocą. Widzi w nim człowieka, z którego emanuje maskulinizm. To szalenie osobliwe – w chropowatości Dyzmy doszukuje się ona świadomej rezygnacji z liryzmów i werteryzmów. Podkreślmy – wszystko zależy od INTERPRETACJI. Gra pozorów i zbiegów okoliczności powoduje, że Nikodem Dyzma jest uważany za wybitnego męża stanu, światłego oksfordczyka, nowego Wokulskiego. I nie koniec na tym! Zdaniem wielu prominentów Nikodem Dyzma to polski Cincinnatus. A Cincinnatus był przecież słynnym zbawcą Romy, symbolem rzymskiej cnoty, odwagi, uładzenia wewnętrznego. Zaiste, ludzka naiwność przybiera niekiedy horendalne rozmiary.

Wśród głosów krytycznych, dotyczących publikacji w roku 1931 na łamach dziennika „ABC” powieści Dołęgi-Mostowicza, szczególną celnością odznacza się wypowiedź Adama Grzymały-Siedleckiego: - „Kariera Nikodema Dyzmy wyrwała dzisiejszej rzeczywistości jedną z kapitalnych jej tajemnic, która byłaby burleskowym paradoksem, gdyby życie co chwila nie potwierdzało jej autentyczności. Dyzma z bezrobotnego ex-urzędnika pocztowego dochodzi do najwyższych stanowisk nie tylko mimo swego jaskrawego chamstwa, ale właśnie – i tu cały świetny dowcip pomysłu – ale właśnie dlatego, że jest kwintesencją CHAMA. Niewiele mamy beletrystycznych dziś utworów, którym by się udało z taką śmiałością, z taką brawurą, zanurzyć się w gąszczu przepływającego życia i taką z dna wydobyć prawdę, a może nawet istotę stosunku. Mutatis mutandis – jest ten utwór jakby polskim ’Rewizorem’. ”

Definitywna wersja „Rewizora” Gogola została wydrukowana w roku 1842. Głównym bohaterem tej komedi jest Chlestakow – młodzieniec pusty i bezczelny – podający się za wysokiego urzędnika z Petersburga. Omamia wszystkich, nawet szczwanego Chorodniczego, cynicznie wykorzystując ludzkie lęki i kompleksy – ślepą cześć dla rangi. Chlestakow jest jednym z praszczurów Nikodema Dyzmy.

Głównym bohaterem „Wystarczy być”, satyrycznego opowiadania Jerzego Kosińskiego, jest pan Los – człowiek, który długie lata żył w zupełnym odosobnieniu. Wiedzę o świecie czerpał z telewizji a sporo wrażeń dostarczało mu pielęgnowanie ogrodu. Przez przypadek wyrwał się poza obręb swego mikrokosmosu. Przez przypadek sformułował kilka banalnych uwag o ogrodzie w stylu: „Jeśli korzenie są zdrowe – to dobrze”, „Po wiośnie następuje lato”, itd. Tym uwagom przypisano metaforyczne, głębokie sensy. Oto, co znaczy sztuka NADINTERPRETACJI.

Bohater powieści Kosińskiego – kompletny analfabeta – jest naiwny i niewinny. Ale przecież senat jednego z uniwersytetów chce go obdarzyć tytułem doktora honoris causa. Tym samym pan Los, czyli ogrodnik, jawi się jako obdarzony charyzmą mąż opatrznościowy. Surrealistyczny „dyzmizm”... Na dokładkę uaktywnia się spiskowa koncepcja dziejów. Otóż zdaniem wielu pan Los jest czołowym przedstawicielem amerykańskiej frakcji, frakcji przygotowującej przewrót dziejowy. Powtarzam: surrealistyczny „dyzmizm”.

Psychologiczne źródła „dyzmizmu” są dość złożone. Niekiedy wiążą się z akceptacją nieskomplikowanego, pozbawionego półtonu obrazu świata, rządzonego przez potężnego samca – przywódcę stada. Ten obraz świata, symptom ucieczki od wolności, działa terapeutycznie; uspokaja, zdejmuje z nas odpowiedzialność. Ale rzecz ma i inne oblicze. Promując prostaka niekiedy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, kogo promujemy. Ale dzięki temu procederowi czujemy się szlachetniejsi od promowanego, bardziej cywilizowani. Poprawiamy samoocenę. Ale prawda choć kaspryśna, niekiedy wychodzi na jaw. Niekiedy ktoś zawoła: – „Król jest nagi!”

W powieści Dołęgi-Mostowicza rolę andersenowskiego dziecka pełni George Ponimirski, powszechnie uważany za wariata:

– „Otóż oświadczam Wam, że Wasz mąż stanu, Wasz Cincinnatus, Wasz wielki człowiek, Wasz Nikodem Dyzma – to zwykły oszust, co Was za nos wodzi! To sprytny kanciarz, fałszerz a jednocześnie kompletny idiota, kretyn, nie mający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii, lecz i o ortografii! To cham bez cienia kindersztuby, bez najmniejszego okrzesania! Zupełny tuman! Kompletne zero! Czy Wy tego nie widzicie?! Źle powiedziałem, że on Was za nos wodzi. To Wy sami wywindowaliście to bydlę na piedestał! Wy – ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów!”

„Ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów” – tak ostro krytykowani przez Georga Ponimirskiego – byli, są i będą. To oni sprawiają, że „dyzmizm” panoszy się – i w rozmaitych wcieleniach, i w różnym natężeniu. Tej kulturowej konieczności wystawiam krótką ocenę: Fi donc!


Bogusław Bednarek

..................

TS

_________________
Kto pot?pia cenzur?, by nast?pnie samemu j? stosowa?, mo?e by? tylko durniem lub hipokryt?.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Maj 31, 2008 10:17 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/141609.html

"Elita o prawdę nie pyta
Rafał A. Ziemkiewicz 30-05-2008, ostatnia aktualizacja 31-05-2008 07:49

Autorytety nie potrzebują Cenckiewicza i Gontarczyka, aby wiedzieć, kim był TW „Bolek”. I dlatego rezygnując z pozorów rzetelności, zaatakowały ich tak wściekle

List intelektualistów i polityków z obozu dawnej Unii Demokratycznej, atakujący IPN oraz autorów przygotowywanej dopiero książki zbierającej źródła do sprawy tajnego współpracownika SB o pseudonimie Bolek, przywodzi na myśl stary kawał o milicjancie aresztującym obywatela, który powiedział, że „rząd jest do d…”. „Ależ panie władzo”, tłumaczy się zatrzymywany, „przecież ja tak o amerykańskim rządzie, nie o naszym”. Na co milicjant: „Co mi tu, obywatelu, będziecie gadać! Wszyscy dobrze wiedzą, który rząd jest do d…!”.

Odpowiedź na pytanie, jak tak wielkie autorytety mogą w równie bezwzględny sposób atakować książkę, której nikt jeszcze nie miał okazji przeczytać, jest równie prosta, jak rozumowanie owego milicjanta: autorytety nie potrzebują Cenckiewicza i Gontarczyka, aby wiedzieć, kim był TW „Bolek”. Sygnatariusze tego żałosnego listu nie potrzebują sprawdzać, na jakie dokumenty powołują się historycy IPN, ani recenzować ich pracy. Wiedzą, że napiszą oni prawdę. I dlatego właśnie, rezygnując z bodaj pozorów rzetelności, zaatakowali ich tak wściekle. Z przygwożdżeniem oszczerstwa środowisko mające w ręku tak potężne media poradziłoby sobie łatwo. Prawdę może tylko próbować zakrzyczeć i zatupać, póki czas, to znaczy, zanim zostaną upublicznione dowody.

Piotr Semka przypomniał w swoim artykule, jak Adam Michnik publicznie przywołał do porządku Lecha Wałęsę podczas dyskusji o sprawie Güntera Grassa, przypominając mu, że sam ma w młodości epizod nie mniej wstydliwy niż służba niemieckiego pisarza w SS. Nie jest to przykład jedyny. Na łamy prasy w tekstach znaczących autorów docierała nieraz aluzyjna obrona Wałęsy, utrzymana w duchu: przy takich zasługach nie można czynić mu wyrzutu za to, co w chwili słabości podpisał przestraszony robotnik.Pisał tak niedawno w „Gazecie Wyborczej” o. Maciej Zięba: „jeżeli nawet uwikłał się wówczas w jakąś formę kontaktów z SB, o czym napomyka w »Drogach nadziei«, to można to zrozumieć i wybaczyć u młodego osamotnionego robotnika szantażowanego przez wszechmocną machinę tajnej policji”. Co najmniej dwa razy wspominał o sprawie niemal otwartym tekstem Jacek Kuroń (w „Gwiezdnym Czasie” oraz „Spoko”).

Staranna kwerenda przyniosłaby więcej takich napomknień, pochodzących bynajmniej nie od Walentynowicz, Gwiazdy i Wyszkowskiego, ale z rdzenia salonu. Owe półsłówka i aluzje nie brały się znikąd; w półprywatnych rozmowach często usłyszeć można było ubolewanie, że Lechu niepotrzebnie zabrnął w krętactwa, że mógł wyjaśnić tę zamierzchłą, i, jak się w środowisku zawsze twierdziło, pozbawioną znaczenia sprawę, wtedy, gdy cieszył się nieograniczonym zaufaniem Polaków.

Bardziej zresztą od dokumentów, które historycy odnaleźli w zakamarkach archiwów, gdzie przetrwały w zapomnieniu prezydenturę Wałęsy, wymowny jest los tych, które leżały na głównych półkach.

To one najprawdopodobniej stanowiły zgubę Adama Hodysza, w czasach PRL oficera SB współpracującego z „Solidarnością”, skazanego za to i uwięzionego, którego Wałęsa usunął z funkcji szefa gdańskiej delegatury UOP z haniebnym uzasadnieniem: „raz zdradził, może zdradzić znowu”. W środowisku dziennikarskim panuje graniczące z pewnością przekonanie, że Hodysz przeciwstawiał się niezgodnemu z prawem przekazaniu archiwaliów Wałęsie. Jego następcy (notabene, obsadził wówczas Wałęsa gdański UOP esbekami, którzy za czasów PRL go rozpracowywali) tego typu oporów nie mieli – teczka „Bolka”, zdaniem osób zajmujących się tą sprawą, została zabrana z archiwów przez Mieczysława Wachowskiego i zaginęła. To właśnie brak jej oryginalnej zawartości (pozostały jedynie kopie) zadecydował o wydaniu przez sąd lustracyjny w 2000 roku wyroku, na który bezustannie powołuje się dziś Wałęsa.

Dodajmy, że orzeczenie to, którego zdaniem obrońców Wałęsy nikt już nigdy nie ma prawa weryfikować, zapadło na podstawie tej samej ustawy, która kazała sądowi uwolnić od zarzutu kłamstwa lustracyjnego Mariana Jurczyka, mimo iż zachowało się jego zobowiązanie do współpracy, donosy oraz pokwitowania wypłacanych za nie pieniędzy. Warto o tym przypomnieć, ponieważ argument „Wałęsa był już lustrowany i oczyszczony prawomocnym wyrokiem sądu” usłyszymy zapewne jeszcze nieraz, podobnie jak rytualne pokpiwania „to co, niby agent obalił komunizm?”.

Co szczególnie zabawne, ci sami, którym wydaje się to wystarczającą odpowiedzią na wyniki badań historyków, chętnie dla walki z lustracją przywołują Jacka Kuronia, mającego zwyczaj informacje o domniemanych agentach w KOR kwitować historią, jak to Swierdłow po rewolucji dowiedział się z archiwów, iż cała jego komórka partii bolszewickiej, co do jednej osoby, składała się z agentów Ochrany; no i patrzcie, miał studzić Kuroń co zapalczywszych, pomimo to carat obalili.

Sygnatariusze listu w obronie Wałęsy nie potrzebują sprawdzać, na jakie dokumenty powołują się historycy IPN, ani recenzować ich pracy. Wiedzą, że napiszą oni prawdę


Niekonsekwencja? Niejedyna. Tak się złożyło, że na pierwszej stronie tej samej „Gazety Wyborczej”, w której opublikowano prowałęsowski list, znalazło się płomienne wezwanie do rządu Tuska, aby skuteczniej rozliczał PiS, albowiem trzeba mieć pewność, że nikt już nigdy nie będzie mógł „w taki sposób nadużywać władzy”. Nadużycia władzy przez PiS pozostają w sferze niepopartych dowodami ani nawet przekonującymi przesłankami oskarżeń; jak na razie, mimo starań dwóch sejmowych komisji i całego zespołu prokuratorów jedynym, jakie udało się udowodnić, było udostępnianie przez ministra służbowego laptopa przyjaciółce.

Nieważne co, ale w jakiej gazecie

Natomiast w historii „Bolka”, trzeba to podkreślić, mniej porażające od papierów z początku lat 70. są właśnie oczywiste nadużycia władzy, których dla „wyprostowania” historii dopuszczał się Wałęsa jako prezydent. Wydaje się, że środowisko, które tak czułe się okazało na domniemane nadużywanie służb przez Kaczyńskiego i Ziobrę, powinno mieć w tej sprawie jednoznaczną opinię. Ale jak zwykle okazuje się, że dla „autorytetów”, kiedy Kali kraść krowy, to być dobrze.

Nie przesądzając co do meritum sprawy – skojarzenie Wałęsy z „Bolkiem” jest od wielu lat dla środowiska, które tak ostro zaatakowało Cenckiewicza i Gontarczyka, równie oczywiste, jak dla zmarginalizowanych w latach 80. przez grupę Wałęsy współzałożycieli WZZ i „Solidarności”. Motorem zaangażowania owego środowiska po stronie Wałęsy nie jest więc przekonanie, że ktoś chce na bohatera rzucić oszczerstwo – ale przekonanie, że prawda, którą znają i z którą potrafili się uporać wtajemniczeni, absolutnie nie może się stać własnością ogółu. Półgębkiem przyznają to sami sygnatariusze listu, wyjaśniając, że chodzi im o ochronę narodowego symbolu, że jest to kwestia naszego prestiżu w świecie etc. Nie nazywając prawdy prawdą, piętrzą oni argumenty mające uzasadnić, dlaczego Polacy na prawdę nie zasługują, dlaczego lepiej od niej przysłuży im się mit, sfałszowany, ale za to krzepiący.

W ataku na Cenckiewicza i Gontarczyka bezprecedensowe jest tylko to, że „autorytety” nie raczyły zaczekać do chwili ukazania się książki. Ale sam sposób działania środowiska jest doskonale znany.

(...)"
Źródło : Rzeczpospolita

Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/141609.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Cze 04, 2008 5:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/143303.html

" Nie kijem Cenckiewicza, to pałką
Piotr Semka 03-06-2008, ostatnia aktualizacja 03-06-2008 22:36

Nie minęły dwa lata, a sprawa dziadka z SB i jego rzekomej lustracji przez wnuka wróciła. Sławomir Cenckiewicz jest odsądzany od czci i wiary za to, że postanowił zmierzyć się z historią swej rodziny – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

„Za sprawą Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza debata nad przeszłością Lecha Wałęsy przypomina pomieszanie historii z histerią”. Tymi słowy Mariusz Chudy na łamach „Newsweeka” rozpoczyna swój tekst na temat historyków IPN. Autor, deklarujący obrzydzenie histerycznym tonem dyskusji na temat książki o Lechu Wałęsie, sam używa całej gamy epitetów wobec historyków. Cenckiewicz i Gontarczyk nazwani zostają „anty-Bolkami” i „jastrzębiami z IPN”. Gontarczykowi przypisuje nieustanne odwoływanie się do Romana Dmowskiego (gdzie? kiedy? w jakich książkach? – odpowiedzi próżno szukać).

By dopełnić obrazu moralnej szpetoty jednego z naukowców, dziennikarz „Newsweeka” sięga po zabójczy argument: „Cenckiewicz lubi iść pod prąd. Lustracyjne ostrogi zdobywał w gronie rodzinnym. Zlustrował swego dziadka, długoletniego dyrektora sopockiego Grand Hotelu. Dogrzebał się informacji, że dziadek był wysokim funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa. Swoich odkryć dokonał, będąc pracownikiem gdańskiego oddziału IPN”.

Wizja Cenckiewicza jako lustratora własnej rodziny ma same zalety. Informuje o „dziadku z SB”, a jednocześnie buduje wizerunek historyka jako oszalałego inkwizytora.


Przyprawiacze gęby

Aby prześledzić genealogię insynuacji o rodzinnej lustracji cofnijmy się do roku 2005. Wtedy w wypowiedzi dla „Wprost” (nr 25/2005) Cenckiewicz, opowiadając o swojej pracy w IPN, przyznał się do paradoksu – koneksji z esbekiem. W styczniu 2007 roku tę chwilę szczerości badacza tygodnik „Polityka” wykorzystał do efektownej insynuacji. Ryszarda Socha, autorka jego sylwetki, napisała: „Dziadka Sławomir zlustruje później, jako pracownik IPN, podobnie jak starszy od niego Ryszard Terlecki zlustrował swego ojca Olgierda, znanego pisarza”.

Jak było naprawdę? O sprawie usłyszałem w moim rodzinnym Gdańsku, ponad cztery lata temu od kolegów pracujących w IPN. Zapamiętałem ją szczególnie, bo traf chciał, że historykiem, który podczas badań natrafił na kartę rejestracyjną oficera SB Mieczysława Cenckiewicza, był niemalże mój imiennik Piotr Semków. Sławomir Cenckiewicz, zapytany przez Semkowa, czy zna kogoś o takim nazwisku, wyznał, że może to być jego dziadek, znany mu tylko ze słyszenia. Historyk nie znał dobrze nawet swego ojca, który niedługo po urodzeniu się syna opuścił żonę. Aby rozwikłać sprawę, Cenckiewicz wystąpił zatem o akta Mieczysława, a gdy poznał ich zawartość, uznał za naturalne poinformować o tym kolegów z IPN. Nie było w tym żadnej ostentacji ani niezdrowej fascynacji. Historyk nie pisał żadnej pracy naukowej na temat swego dziadka, nie poświęcił mu ani jednej osobnej publikacji. Nie znajdujemy niczego, co można nazwać obsesyjnym drążeniem sprawy. Cenckiewicz może mieć do siebie pretensje jedynie o to, że wspomniał o dziadku z SB reporterom „Wprost”.

Po kłamliwej insynuacji „Polityki” z 2007 roku historyk publicznie wyjaśniał historię w telewizyjnym programie „Pod prąd”. Wydawało się, ze wszystko jest już jasne.

Nie minęły dwa lata, a sprawa dziadka z SB i jego rzekomej lustracji wróciła. Dziennikarz „Newsweeka” powtarza kłamliwą insynuację, nie zadawszy sobie nawet trudu, by skontaktować się z bohaterem swojego tekstu. Postawmy sobie zatem pytanie: jak miał się zachować badacz IPN, gdy jego koledzy dociekali, kim jest Mieczysław Cenckiewicz? Czy ten funkcjonariusz gdańskiej SB to ktoś z jego rodziny? Miał unikać tematu? Kluczyć?

Historyk uznał, że skoro sam ujawnia niedobre epizody z życia innych, nie może uchylać się od ujawnienia zła, jakie stało się udziałem jego najbliższej rodziny

Wydaje się naturalne, że postanowił szybko sprawę wyjaśnić. Mógł nie chcieć tworzyć wrażenia, że osądzając innych, sam unika niewygodnego dla siebie tematu. Wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby postąpił inaczej. Może „Newsweek” wyciągnąłby teraz tę historię i zarzucił Cenckiewiczowi obłudę. Ale ponieważ naukowiec wyjaśnił kwestię sam, dziś dorabia mu się gębę obsesjonata atakującego własną rodzinę. Nie kijem go, to pałką.


Walenie po głowie Pawką Morozowem

Dziś w kontekście zapowiadanej książki o Wałęsie zainteresowanie jej autorami wróciło. W gdańskim IPN się mówi, że o dziadka z SB pytają Cenckiewicza kolejni reporterzy, nawet z tej gazety, która zwykle oburza się na jakiekolwiek wzmianki o ubeckich genealogiach.

(...)


Odwrócenie ról

Zastanawia jedno: człowiek, który rozliczył się z PRL-owską przeszłością swoich bliskich, dla części polskich komentatorów staje się szwarccharakterem. Tymczasem rozliczenia synów hitlerowskich dygnitarzy, niekiedy przyjmujące ryzykowne formy psychoanalizy w badaniu relacji z ojcem zbrodniarzem, nie budzą negatywnych skojarzeń. Więcej, zwykle witane są przez nich z uznaniem. Dochodzi do odwrócenia pojęć typowego zresztą dla kampanii atakowania IPN: uczciwe podejście do przeszłości staje się czymś niegodziwym, a krętactwo i ucieczka od prawdy (charakterystyczne choćby dla Lecha Wałęsy) skłania do pochwał i wyrazów solidarności.

Najdalej w insynuacjach posunął się zresztą właśnie Lech Wałęsa. Były prezydent na antenie TVN 24 sugerował, że historycy z IPN piszą książkę o niechlubnych fragmentach jego biografii, bo „pochodzą z komunistycznych domów”. Choć książka Cenckiewicza i Gontarczyka jeszcze nie opuściła drukarni, katalog oskarżeń pod adresem jej autorów poszerza się z dnia na dzień.


Program „Pod prąd”, emisja: 4 lutego 2007, TV PULS

Jerzy Zalewski: – W „Polityce” czytałem, że zlustrowałeś kogoś z własnej rodziny. I był to – dobrze to odbierając – czyn heroiczny. A odbierając niedobrze: w sumie ten młody Cenckiewicz to świnia, bo lustruje kogoś ze swojej rodziny.

Sławomir Cenckiewicz: – Moi koledzy z IPN zapytali, czy miałem w rodzinie kogoś takiego jak Mieczysław Cenckiewicz. Powiedziałem, że owszem, wiem o kimś takim. A osobę tę spotkałem pewnie parę razy w życiu, jak byłem małym chłopczykiem, tuż po urodzeniu. I to jest najpewniej mój dziadek. Ponieważ po odejściu mojego ojca mama wychowała mnie sama, nie mieliśmy z tą rodziną żadnego związku. Dlatego może jest mi łatwiej o tym mówić. Rzeczywiście, noszę takie samo nazwisko i uznałem, że to historia interesująca. Opowiedziałem ja w tygodniku „Wprost” (...) Wspomniałem, że niejaki Mieczysław Cenckiewicz – oficer, major SB w Gdańsku, potem na tzw. etacie „N”, czyli niejawnym – był dyrektorem sopockiego Grand Hotelu. I tyle. I mogę powiedzieć, że był w tym sensie bardzo złym człowiekiem. Po prostu służył złej sprawie w zbrodniczym aparacie represji. Nie ma powodu, żeby to ukrywać. Jerzy Zalewski: – Jest konieczne, aby takie rzeczy stawiać jasno. Sławomir Cenckiewicz: – Oczywiście.
"

Źródło : Rzeczpospolita

Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/143303.html

http://video.google.com/videoplay?docid=7998662718398711779&q

Pod Prąd, odc. 26 - Sławomir Cenckiewicz

Wiecej:

http://video.google.com/videoplay?docid=7998662718398711779&q

http://video.google.com/videoplay?docid=-4963677353180926762&q
Pod Prąd, odc. 11 - Piotr Gontarczyk

Wiecej:

http://video.google.com/videoplay?docid=-4963677353180926762&q
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 05, 2008 12:54 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.medianet.pl/~naszapol/0823/0823moti.php

"Panika obrońców III RP

Z prof. Andrzejem Zybertowiczem, socjologiem, badaczem służb specjalnych, rozmawia Roman Motoła

- Wkrótce ma ukazać się przygotowane przez historyków IPN obszerne opracowanie na temat agenta Służby Bezpieczeństwa "Bolka". Pan nie ma wątpliwości, że za tym pseudonimem kryje się Lech Wałęsa i powiedział Pan niedawno, że uwolnił się on z uwięzi, na której trzymała go bezpieka od lat 70., lecz nie do końca. Jakie fakty z jego biografii politycznej świadczą o tym, że nie działał samodzielnie?

- Linia, jaką przyjął podczas swej prezydentury: obalenie rządu Jana Olszewskiego, "falandyzowanie" prawa, hołubienie Mieczysława Wachowskiego, usuwanie wielu pełnych poświęcenia współpracowników, zatrudnianie w kancelarii osób o agenturalnej przeszłości. Powiązania biznesowe wyłaniające się wokół kancelarii byłego prezydenta, też wskazują na nadmierną rolę służb tajnych. Wałęsa niejednokrotnie nie zachowywał się jak suwerenny podmiot, a raczej jak ktoś, wobec kogo stosowana jest pewna dźwignia, dla większości społeczeństwa wtedy niezrozumiała.

- Czy zgodzi się Pan, że niekiedy próbował postępować niezależnie, ale szybko przywoływano go do porządku?

- Nie wiem, czy szybko, gdyż to jednak wytrawny gracz. Dokumenty pokazują, że starał "wybić się na niepodległość" i nie wykluczam, że w latach 80., a może również w 90. były okresy, kiedy Prezydentowi się to udawało. Dlaczego jednak nigdy nie powiedział prawdy? Czy gdyby jego związki ze służbami sprowadzały się tylko do lat 70., nie byłoby naturalne, by po objęciu urzędu prezydenta oświadczył: "Dziękuję narodowi za zaufanie, będę starał się jak najlepiej kierować sprawami kraju, ale muszę powiedzieć pewną rzecz, by niektórzy, pragnący mną manipulować, stracili te nadzieje". Dlaczego nie postąpił tak w czerwcu 1992 r. lub później? Czy gdyby zależność od tajnych służb sprowadzała się tylko do współpracy z lat 70., to czy - w świetle osiągnięć Wałęsy z lat 80. - tak trudno byłoby mu powiedzieć prawdę? Tymczasem Wałęsa nadal jest nieprzekonujący w tym, co mówi. Co wywiad, to inna opowieść. To może specyfika jego nietuzinkowej osobowości, bo na pewno nie był zwykłą marionetką służb.
Dla mnie czymś bardzo znaczącym był wywiad, jakiego udzielił w lipcu 2006 r. Monice Olejnik. O WSI z okresu swej prezydentury mówił tak: - To było państwo w państwie i to dość długo. To była taka siła, że byliśmy za słabi, żeby jakiś większy ruch tu zrobić, to nieprawda, że i dzisiaj jesteśmy mocni, ale jesteśmy dużo mocniejsi. W tamtym czasie, gdybym tu próbował mocniej wyjaśniać, atakować, prawdopodobnie bym doprowadził do wielkiego zwarcia i nie wiem, czy by się krew nie polała. (...) Kto wyjaśnił, że na każdym poligonie była podłożona broń, bomby, czy jak to tam nazwą? Gdybyśmy dziób otworzyli nieodpowiednio, to byśmy wszyscy poszli w chmurkę. (...) Proszę panią, w naszym kraju było tyle różnych interesów, że udało nam się na granicy możliwości przeżyć bezpiecznie, doprowadzić do dzisiejszego dnia. Gdybym próbował troszeczkę więcej i bardziej nieostrożnie, podobnie jak Kaczyńscy, byśmy się wzięli za bary i krew by się polała. Nie chodzi teraz o to, czy lęk widoczny w tych słowach był wówczas uzasadniony, czy nie. Ważne jest pytanie: kto ów lęk Wałęsie tak skutecznie zaszczepił? Pytanie: czy ma on korzenie w latach 70., czy w jakichś innych wydarzeniach, które czekają jeszcze na swojego Cenckiewicza i Gontarczyka.

- Bodaj najbardziej czytelny dla opinii publicznej moment wahania byłego prezydenta, czy nie przyznać się otwarcie do wstydliwej karty swojego życiorysu, to czerwiec 1992 r., kiedy ważyły się losy sejmowej uchwały lustracyjnej. Wydał on oświadczenie w tej sprawie, które zaraz wycofał.

- Kto wywarł nań presję, by jednak nie pójść wtedy drogą prawdy? Ale ważniejsze od fascynujących psychologicznie meandrów osobowości Wałęsy jest to, jakie interesy ma środowisko, które dzisiaj gromkim głosem chroni opinię publiczną przed wiedzą o życiorysie Wałęsy. Nie jest to robione ze względu na jego osobę. To środowisko twierdzi, że broni dobrego imienia Polski za granicą, choć nieraz szkodziło naszemu krajowi na arenie międzynarodowej. Tu bardziej chodzi o obronę sieci interesów, która może się spruć, jeśli demistyfikacja jednego symbolu sprawi, iż społeczeństwo zażąda wyjaśnienia innych mechanizmów III RP.

- Lech Wałęsa jest wciąż dla wielu symbolem prawicowego radykała, z drugiej strony powtarza się, iż to za granicą jedna z postaci najbardziej kojarzących się z Polską, z katolicyzmem, generalnie raczej z prawą stroną naszej sceny politycznej. Tymczasem w ostatnich latach widywaliśmy go po jednej stronie z rozmaitymi pseudoautorytetami kreowanymi przez "Gazetę Wyborczą" czy z jawnymi wrogami dwóch rządów, które próbowały zrobić porządek z agenturą.

- Żenująca sytuacja, w której były szef "Solidarności" prosi generała Jaruzelskiego, by wystawił mu świadectwo moralności, uczestnictwo Wałęsy w imprezie na Uniwersytecie Warszawskim "w obronie demokracji" wraz z Aleksandrem Kwaśniewskim. Wreszcie poparcie, jakiego Wałęsa udziela Donaldowi Tuskowi, rodzi wiele pytań. Atak na autorów książki ma źródła m.in. w lęku, że wyborcy odrzucą quasi-hipnozę, którą udało się narzucić poprzez falę ataków na rządy PiS-u. Odczarowanie postaci Wałęsy może sprawić, że ludzie zaczną racjonalniej porównywać rządy Platformy i rządy PiS.

- Trudno powiedzieć, żeby uczestnicy paniki związanej z zapowiedzią publikacji, o której mówimy, bazowali na sensownych argumentach przeciwko tezom z książki, która jeszcze nie ujrzała światła dziennego.

- "Panika" to dobre słowo, któż bowiem pierwszy sięgnął po Frasyniukową mowę nienawiści? Kto rzuca bezpodstawne zarzuty? Kto brutalizuje dyskurs publiczny? To m.in. osoby, które podpisały żenujący list rzekomo w obronie Wałęsy, a przeciwko IPN.

- Jakie środowiska najbardziej obawiają się książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka?

- Uderzy ona w środowiska, które próbowały nas przekonać, że zbudowaliśmy sprawne państwo prawa, że fundamenty III RP są zdrowe i teraz już tylko trzeba je odrobinkę poprawiać. Część tych środowisk to grupy biznesowe powiązane z tajnymi służbami, które w przyspieszonym tempie wzbogaciły się. Panika wiąże się i z tym, że czytelnicy rzeczowo ocenią książkę Cenckiewicza i Gontarczyka, że dojdą do wniosków dotyczących nie tylko lat 70., ale i okresu późniejszego. Ta panika tu właśnie ma swe źródła. A kluczowe dla Polaków jest pytanie, jakie konsekwencje dla współczesności ma sytuacja z lat 70.

- Powraca też pytanie o rolę IPN, któremu zarzuca się w przypadku sprawy Wałęsy działanie polityczne. A czy nie było takim wtedy, gdy podczas prezesury Leona Kieresa eks-prezydent otrzymywał od Instytutu status pokrzywdzonego, używany teraz jako świadectwo moralności?

- Być może IPN działał politycznie właśnie wtedy. A po drugie, tamta decyzja IPN wiązała się z orzeczeniem Sądu Najwyższego, który stwierdził, że nawet jeśli ktoś był agentem, ale później prowadził działalność podlegającą rozpracowaniu przez tajne służby, to należy mu się status pokrzywdzonego. W różnych okresach można się zachowywać różnie. Lech Wałęsa jest skomplikowaną postacią, która na pewno kocha Polskę. Odwołując się do tego, co powiedział dla "Rzeczpospolitej" na mój temat, że gdybym ja w tamtych czasach poddany był presji takiej jak on, to byłbym agentem "Bolkiem" - powiem: być może tak! Jako osaczony człowiek może zostałbym złamany i stałbym się tajnym współpracownikiem. Ale to nie jest prawomocny argument w sporze o to, kim jest Wałęsa. Wałęsa miał chwile swojej wielkości, w których służył Polsce, ale często zachowuje się tak, jakby chciał jej zaszkodzić.

- Pierwsza próba opublikowania przez Sławomira Cenckiewicza materiałów na temat "Bolka" na łamach Arcanów została zablokowana, teraz jednak mleko się rozlało. O książce historyków jest głośno i nie da się przemilczeć tego tematu. Czy ta publikacja wstrząśnie sceną polityczną w Polsce?

- Myślę, że gdyby media w Polsce były rzetelne, a elity dziennikarskie i naukowe na poziomie, to by wstrząsnęła. Ale w obecnej sytuacji rozlany zostanie cały tankowiec z olejem gęstej warstwy zakłamania. Usłyszymy walenie w bęben rzekomego patriotyzmu i fałszywej dumy narodowej. To, czy nastąpi trzęsienie ziemi, czy też może pojawią się kolejne oszczerstwa, szykany, manipulacje, będzie zależne od tego, jak się zachowa wielu dziennikarzy, jak się zachowa wielu profesorów, jak zachowają się właściciele mediów.

- Dziękuję bardzo za rozmowę."
kraj@naszapolska.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 05, 2008 12:57 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.medianet.pl/~naszapol/0823/0823wysi.php

"Wałęsie bije dzwon prawdy

Z Krzysztofem Wyszkowskim, publicystą i działaczem przedsierpniowych Wolnych Związków Zawodowych, rozmawia Piotr Jakucki


- 13 maja Sąd Wojewódzki w Gdańsku odroczył, w kolejnej odsłonie, proces o naruszenie dóbr osobistych wytoczony przeciwko Panu przez Lecha Wałęsę. Przypomnę: poszło o to, że zarzucił Pan byłemu przewodniczącemu "Solidarności" agenturalność. Jest Pan zadowolony z decyzji Sądu?

- Nowa sędzia zachowuje się całkowicie odmiennie od swych poprzedniczek. Wysłała już do IPN zapytanie, czy w archiwum Instytutu istnieją jakieś dokumenty, które nie były znane Sądowi Lustracyjnemu rozpatrującemu sprawę Lecha Wałęsy w 2000 r. Ta decyzja oznacza, że podczas następnych rozpraw rozpocznie się postępowanie dowodowe, którego bezprawnie odmawiano podczas poprzednich dwóch procesów przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, co dwukrotnie zostało napiętnowane w orzeczeniach Sądu Apelacyjnego. Wynik postępowania dowodowego jest oczywisty, a więc od tej chwili Wałęsie bije dzwon prawdy.

- Być może wyrok zapadnie w innych już realiach. W ostatnim numerze "Naszej Polski" opublikowaliśmy zapis rozmowy, jaką przeprowadził Pan przed kilkoma laty z funkcjonariuszem SB. Poświadcza on, że Wałęsa podpisał deklarację lojalności. Kiedy ta rozmowa się odbyła i czy jest wiarygodna? Czy ten funkcjonariusz zgodził się wystąpić jako świadek na rozprawie?

- Tak, będzie moim świadkiem, ponieważ jego relacja jest prawdziwa, tzn. w najdrobniejszych szczegółach została następnie potwierdzona dokumentami i relacjami innych świadków. Szczegółów kontaktu na razie nie chcę ujawniać, żeby nikomu nie zaszkodzić. To bardzo ciekawa postać

- człowiek, który przez cierpienie osobiste doszedł do przekonania, że musi stanąć po stronie prawdy. Mam dla niego wielki szacunek, bo ujawnienie mi szczegółów agenturalnej praktyki Wałęsy z pewnością nie było łatwe w sytuacji, gdy "układ" trzyma się mocno i potrafi się mścić za zerwanie zmowy milczenia. W przeciwieństwie do bogatego i wpływowego Wałęsy, ja nie mógłbym zrewanżować się mu w żaden skuteczny sposób. Oczywiście zapytałem o zgodę na nagrywanie i ją otrzymałem. Niedawno relacja tego byłego funkcjonariusza SB została nakręcona profesjonalnym sprzętem jako film, który może już niedługo zostanie wyemitowany.

- Od lat mówi się, że Wałęsa przyznał się do faktu donoszenia do SB na pewnym spotkaniu, chyba pod koniec lat 70. lub w 1980 r., proszę ewentualnie mnie skorygować, w którym uczestniczyli działacze WZZ. Czy takie spotkania faktycznie miało miejsce?

- Tak, ludzie godni zaufania wielokrotnie opowiadali mi, że w grudniu 1979 r. w mieszkaniu Joanny i Andrzeja Gwiazdów Wałęsa przyznał się do współpracy z SB i zostało to nagrane na magnetofon przez Andrzeja Bulca. Niestety kasetę wziął do skopiowania Bogdan Borusewicz i więcej jej nie widziano.

- Czy innym przełomem dla Pana może być publikacja IPN - książka Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza, w której mają się znaleźć nieznane fakty dotyczące TW "Bolka"? Były prezydent reaguje z dziwnie wielką furią, znieważając m.in. prezydenta RP, grożąc sądami i niszczeniem książek. W ubiegły czwartek powiedział, że "tylko tchórze nie mieli teczek". Skąd ta postawa? Przecież w świetle prawa i postanowień Sądu Lustracyjnego Wałęsa jest czysty?

- III RP tworzyła prawo w taki sposób, żeby chroniło ono ludzi PRL i ich agentów. Tylko dzięki takiemu prawu i manipulacjom sądowym Wałęsa, a razem z nim Aleksander Kwaśniewski, nie zostali uznani za kłamców lustracyjnych i mogli startować w wyborach. Gdyby chodziło tylko o sytuację krajową, to Wałęsa nie miałby powodu występować z procesem przeciwko mnie - ostatecznie tolerował publiczne oskarżenia już od ćwierć wieku. Sam Wałęsa przyznawał podczas procesu, że musiał złożyć pozew na żądanie firm organizujących mu spotkania, za które otrzymuje olbrzymią zapłatę, jak twierdził, nawet po 100 tys. dolarów. Firmy te dowiadywały się o formułowanych w Polsce zarzutach i poprosiły Wałęsę o ich wyjaśnienie. Tą drogą, walcząc o pieniądze i w przekonaniu, że wyrok Sądu Lustracyjnego gwarantuje mu łatwą wygraną, Wałęsa pozwał mnie do sądu, czym niespodziewanie sam wprowadził się w sytuację bez wyjścia.

- Wałęsa oświadczył, że publicznie ujawni, kto faktycznie jest "Bolkiem". Kogo może mieć na myśli? Na swoim blogu napisał Pan, że może mu chodzić o Jerzego K., pracownika stoczni, działacza WZZ, a potem "Solidarności", zwerbowanego do współpracy z SB w 1971 r. Może Wałęsa mówi prawdę?

- Nie, Wałęsa w dalszym ciągu kręci. Współczuję mu, bo jest w strasznej sytuacji, ale nie mogę wyzbyć się głębokiego oburzenia z powodu jego bezczelności i braku szacunku do opinii publicznej, która go niegdyś tak wysoko wyniosła. Okazało się, że koncept przerzucenia winy na kolegę nie może być skuteczny. Wiem, co powie Wałęsa i radzę mu, żeby tego nie zrobił, bo nowy pomysł na dalsze oszukiwanie jest już tak głupi, że może narazić go na ośmieszenie.

- Nie ma Pan wrażenia, że w obronie Wałęsy uaktywnił się po raz kolejny "front antylustracyjny"? Wystosowany został nawet list w obronie przywódcy "Solidarności". Skąd bierze się ten parasol ochronny nad Wałęsą?

- "Front antylustracyjny" to dzisiaj wielka formacja składająca się nie tylko z nomenklatury PRL i jej agentury, ale rozbudowana o szerokie kręgi zainteresowane w utrzymaniu postkomunistycznego status quo, czyli realiów III RP. Wałęsa jest przez ten front traktowany przedmiotowo, ale muszą go bronić "jak niepodległości", ponieważ osłania cały "układ" legendą "Solidarności". Dzięki Wałęsie można używać osławionego chwytu

- agenturalność Wałęsy i innych nie może być prawdą, bo gdyby była prawdą, to by musiało znaczyć, że komuniści i ich agenci sami się obalili. Oczywiście i komuniści, i ich agenci wcale się nie obalili, a tylko się "stransformowali" i żyją jeszcze lepiej niż dawniej.
- Mówi się o Wałęsie, jako o "człowieku "Solidarności". Ale czy człowiek, który publicznie oświadcza, że doprowadzi do oddania na przemiał książki jego dotyczącej, i oświadcza, że IPN pracuje dla bezpieki, może być tak charakteryzowany?

- Historia nie po raz pierwszy prezentuje obraz wielostronny, gdy ten sam człowiek występuje jednocześnie w kilku sprzecznych rolach. Badania nad ruchem Solidarności" postępują bardzo powoli, ponieważ "układ" ich nie chce i ma możliwości ich blokowania. Zapowiadana książka to zaledwie krok w stronę wiedzy o mechanizmach najnowszej historii Polski, więc długo jeszcze znajdować się będziemy zaledwie na progu prawdziwej wiedzy o systemie PRL i uwikłaniach poszczególnych ludzi, a także całych grup społecznych.
Obserwując Wałęsę z bliska przez wiele lat, jestem przekonany, że nie jest postacią jednowymiarową, np. tylko kukłą w rękach organizatorów jego kariery. Niestety on sam zamiast stanąć po stronie prawdy, której poznanie stanowi wielką szansę dla dobrobytu i bezpieczeństwa Polski, redukuje się do roli bezwolnego narzędzia w polityce "układu", czym wytwarza nie całkiem prawdziwe wrażenie, że był i pozostał wierny wyłącznie postkomunistom.

- Rozmawiamy tuż przed kolejną rocznicą obalenia przez Wałęsę rządu Jana Olszewskiego. Tak jak wtedy sprawa "Bolka" po tym, jak doradca prezydenta Andrzej Zybertowicz powiedział w Radiu RMF FM, że zapoznał się z treścią książki Cenckiewicza i Gontarczyk i stwierdza, że były prezydent współpracował z bezpieką. Jedyna różnica to taka, że Wałęsa nie może już nikogo obalić?

- Tak, tym razem rolą Wałęsy jest tylko trwanie w uporze, a z roli pomocniczej do sytuacji głównego rozgrywającego przeszedł Donald Tusk. Tak jak przed 16 laty chodzi o unieszkodliwienie zagrożenia, jakie dla "układu" stanowi prawda. O odpowiedź na pytanie, które stawiał premier Jan Olszewski: czyja jest Polska? Jest rzeczą równie charakterystyczną co skandaliczną, że publikacja naukowa ogłaszana jest jako akt agresji wobec polskiej racji stanu. Oskarżyciele sami w ten sposób przyznają, że prawda, choćby przedstawiona w odniesieniu do pojedynczego problemu, ma wobec nich moc zabójczą. Nie bronią Wałęsy ani Polski - trzęsą się ze strachu o samych siebie.

- W 2006 r. w wywiadzie dla naszej redakcji wyraził Pan nadzieję, że Wałęsa nie ucieknie przed prawdą. Pana zdaniem - bliżej do tego czy dalej?

- W konkretnej sprawie TW "Bolka" widać już koniec drogi. To jednak oznacza, że szerokiej publiczności ukaże się za chwilę ogromna przestrzeń, która dotychczas była skutecznie ukrywana za monumentalną konstrukcją idola, który rzekomo "obalił komunizm". Gdy idol zostanie zredukowany do swojej naturalnej postaci okaże się, że czeka nas dużo większa praca niż wydobywanie się z nieświadomości, w której nas trzymano. Stawienie czoła temu wyzwaniu będzie wymagało ogromnego wysiłku. Okaże się dopiero, czy współczesnych Polaków stać na odwagę budowania wolnej Polski.

- Dziękuję za rozmowę."
kraj@naszapolska.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Czw Cze 05, 2008 1:12 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/143901.html

"Lech Kaczyński: Wałęsa był Bolkiem
eb 04-06-2008, ostatnia aktualizacja 05-06-2008 03:37

Lech Wałęsa był agentem o pseudonimie "Bolek" - uważa prezydent Lech Kaczyński.


W wieczornym wywiadzie dla Polsatu, prezydent powiedział też, że mająca się niedługo ukazać książka o Wałęsie pokazuje "prawdę" o pewnych fragmentach jego życia. Prezydent zna tę prawdę "niezależnie od lektury" książki historyków IPN.

W książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka mają znaleźć się nieznane dotychczas dokumenty o Wałęsie z początku lat 70. na temat jego rzekomych kontaktów z SB.

Prezydent zastrzegł, że nie czytał jeszcze tej książki, ale "o Lechu Wałęsie swoje wie".

- Nie jest to biografia wolna od jakichś słabości, chociaż w latach 80. (Wałęsa) był bez wątpienia przywódcą narodu - mówił Lech Kaczyński. Jak jednak dodał, ten fakt nie oznacza, że nie wolno o Wałęsie "pisać prawdy".

Według prezydenta, cała sprawa budzi pytanie: "Czy społeczeństwu należy się papka informacyjna, czyli kłamstwo (...), czy demokratycznemu społeczeństwu należy się prawda". - - Otóż ja mówię jasno - demokratycznemu społeczeństwu należy się prawda, nawet, jeżeli jest trudna - powiedział Lech Kaczyński.

Wałęsa jako TW "Bolek" znalazł się w 1992 roku na tzw. liście Macierewicza. W roku 2000 sąd uznał, że były prezydent nie był agentem bezpieki."

Źródło : PAP
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Cze 07, 2008 9:21 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/144863.html

"Historycy na froncie
Igor Janke 06-06-2008, ostatnia aktualizacja 07-06-2008 01:05

Piotr Gontarczyk i Sławomir Cenckiewicz usłyszeli o sobie już prawie wszystko. I choć są bliscy doprowadzenia do końca swojego projektu, na ich twarzach nie widać triumfu

„Chciałem pana poinformować, że będziemy zmuszeni napisać o ubeckiej przeszłości pańskiego dziadka”. Kilka dni temu zadzwonił do mnie dziennikarz „Wyborczej” i przekazał mi taki mniej więcej komunikat – opowiada Sławomir Cenckiewicz.

Do Stanisława Janeckiego, redaktora naczelnego „Wprost”, dzwonił polityk PO, przekonując go, by nie publikował tekstów Cenckiewicza i Gontarczyka, bo to „oszołomy i szkodnicy” a jeden z nich jest wnukiem stalinowca. „Pańska książka powstaje w tajemniczych i niejasnych okolicznościach. Wszystko wskazuje na to, że ta praca jest sprzeczna z polską racją stanu” – usłyszał Piotr Gontarczyk przez telefon od bardzo wysokiego urzędnika IPN.

W listopadzie ubiegłego roku, będąc jeszcze kandydatem na premiera, Donald Tusk powiedział: „Ludzie, którzy usiłują niszczyć autorytet Polski i życia publicznego w Polsce wewnątrz i za granicą, zostaną z tego bezlitośnie rozliczeni”. Od tego momentu wokół książki i ich autorów zaczęło się robić naprawdę gorąco.

„Zrobię wszystko, byś nie wydał tej książki. Zlikwidowałeś już jedną trzyliterową instytucję, nie pozwolę, byś to samo zrobił z inną, też na trzy litery!” – według relacji Cenckiewicza tak rozmawiał z nim jeden ze znanych historyków. Te trzyliterowe instytucje to WSI i IPN. Cenckiewicz był szefem komisji likwidacyjnej WSI.

– Do mnie i do Sławka przychodziło wielu historyków, przekonując, żeby nie pisać tej książki. Docierały do nas informacje, że są tacy, którzy chodzą w tej sprawie do polityków – opowiada Gontarczyk.

W IPN zapanowała psychoza. W ciągu ostatniego roku pracy autorzy byli nieustannie nękani. „Czy na pewno chcecie poświęcić tę instytucję dla jednej, może i potrzebnej książki? ”. „Czy ta jedna książka warta jest 150 innych, które przez nią mogą się nie ukazać?”. „Warto, aby tak książka się ukazała, ale to może nas wszystkich kosztować istnienie Instytutu”. „Czy wyście się zastanowili co robicie? Czy przekalkulowaliście koszty waszej decyzji” – takie pytania zadawano im nieustannie.

Im bardziej rozchodziły się wieści o rychłym zakończeniu prac, tym reakcje były coraz bardziej gwałtowne.

Awantura czy coś więcej?

Żona Piotra Gontarczyka została w niejasny sposób pozbawiona poświadczenia prawa dostępu do informacji niejawnych i straciła pracę w Służbie Kontrywiadu Wojskowego. Powód zwolnienia? Naruszanie procedur. Jakich procedur? To jest objęte tajemnicą państwową. Również dla zwolnionej.

Samochód Cenckiewicza na środku parkingu w Gdańsku został wysmarowany jakąś trudno zmywalną substancją przypominającą błoto. Grupa polityków, artystów i pisarzy napisała słynny list otwarty, w którym napisano, że Gontarczyk z Cenckiewiczem zajmują się „niszczeniem pamięci”, „gwałcą prawdę i naruszają fundamentalne zasady etyczne”. Nazwano ich „policjantami pamięci”.

Trzeba jednak przyznać, że tym razem od autorów listu wyraźnie zdystansował się Donald Tusk, który stwierdził, że na pewno nie będzie komentować książki przed jej ukazaniem się. – Bardzo doceniamy tę wypowiedź premiera – mówi Piotr Gontarczyk. – W Platformie jest sporo osób, które wypowiadają się bardzo rozsądnie na ten temat, jak Andrzej Czuma czy Jarosław Gowin. Jesteśmy im wdzięczni.

Niemniej w IPN nikt nie jest pewien, co się stanie. Mówi się, że są trzy możliwe wersje zdarzeń po opublikowaniu książki. Pierwsza, najbardziej łagodna – wielka awantura i nic więcej. Druga – obcięcie budżetu IPN na przyszły rok. Trzecia – zmiana ustawy o IPN i drastyczne odchudzenie albo likwidacja tej instytucji.

– Trudno jest żyć ze świadomością, że przez moją pracę może dojść na przykład do likwidacji IPN – mówi Gontarczyk. A o takiej możliwości mówiono im wprost wiele razy. – Ostatni rok to jeden wielki stres. Nieustanne ataki, obelgi, wyśmiewanie naszych kompetencji – mówi Piotr Gontarczyk.

Losy tych dwóch historyków piszących książkę o relacjach między SB a Lechem Wałęsą, są niemal żywcem wzięte z ostatniej powieści Bronisława Wildsteina „Dolina Nicości”. Powieść opowiada historię zmasowanego ataku na dziennikarza i redaktora gazety, którzy odważyli się opublikować materiały świadczące o tym, że jeden z wielkich intelektualistów i działaczy społecznych był donosicielem. Obaj stali się przedmiotem brutalnych ataków wszystkich możliwych mediów, polityków i tzw. autorytetów. Publicznie ich poniewierano w najbardziej niewybredny sposób.

Podobnie Gontarczyk i Cenckiewicz usłyszeli o sobie już prawie wszystko. I choć są bliscy doprowadzenia do końca swojego projektu, na ich twarzach nie widać triumfu.

Napisz to sam

Czy mogli wybrać inną drogę? Pewnie nie, bo pasjonują ich archiwa specsłużb. A tam znajdują to, co znajdują.

Andrzej Paczkowski: – Są bardzo dobrymi analitykami akt. Umieją analizować szczegóły. Świetnie znają się nie tylko na dokumentach SB, ale znają procedury związane z ich powstawaniem, co jest wiedzą tajemną i unikalną. Dobrze to rozgryźli i dobrze się w tym poruszają, co daje im przewagę nad innymi historykami. Ale też trochę ich oskarżam o hołdowanie spiskowym teoriom. Nie wiem, czy to wynika z tego, że mają taką wizję świata, czy też, zajmując się tymi dokumentami, trochę nimi przesiąkli i nie widzą całej perspektywy.

– Mój dramat zaczął się od momentu, kiedy pierwszy raz trafiłem na dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy – wspomina Sławomir Cenckiewicz. Znalazł je doktor Janusz Marszalec, ówczesny przełożony Cenckiewicza. – Ja zrobiłem kwerendę i trafiłem na kolejne dokumenty. Zaproponowałem mu, żebyśmy razem napisali artykuł. Miał strach w oczach. Powiedział: Napisz sam. On nie chciał mieć z tym nic wspólnego – wspomina. Z Marszalcem nie udało mi się porozmawiać. Nie zareagował na prośbę o kontakt.

Cenckiewicz: – Fragmenty tekstu, które potem umieściłem w książce „Oczami bezpieki” wysłałem znajomym historykom z Warszawy. Poradzili mi, żebym to usunął. Po co ci to? – pytali. „Będziesz skończony, jak o tym napiszesz. Zostaniesz ogłoszony Macierewiczem historii i to będzie koniec twojej kariery” – usłyszałem.

– Uważałem inaczej. Napisałem. Może nieudolnie, zbyt delikatnie i niejasno, ale zrobiłem to wówczas jak umiałem najlepiej – wspomina.Kiedy książka się ukazała, zaczęła się pierwsza kanonada. Najpierw zaatakował go bardzo ostro Aleksander Hall. Zarzucił autorowi, że „absolutyzuje źródła wytworzone przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa i spogląda na świat oczami bezpieki”, „ulega bezpieczniackiej optyce”, „pozwala sobie także na snucie niczym niepopartych hipotez, które kompromitują badacza specjalizującego się przecież w badaniu archiwów bezpieki”.

Antoni Dudek: – Aleksander Hall bardzo mocno zaatakował, nie znając jeszcze zawartości materiałów na temat swojej dawnej bliskiej znajomej Matyldy Sobieraj, na których opierał się autor. Cenckiewicz bardzo się starał, by nie naruszyć prywatności Halla. Moim zdaniem w tej pracy dochował standardów. Ciekaw jestem, czy dziś Hall podtrzymałby swoje ostre zarzuty – zastanawia się Dudek. Podtrzymuje. Nie chce jednak rozmawiać dziś o obu historykach. – Co miałem do napisania, wtedy napisałem. Zdania nie zmieniam – ucina.

Na tekst Halla powoływało się bardzo wielu niechętnych Cenckiewiczowi dziennikarzy. Cenckiewicz odpowiedział Hallowi w sposób precyzyjny i wyważony. Ale do tekstu Cenckiewicza nikt się nie odwołuje. Jacek Żakowski pisze dziś o „naukawych” pracach Gontarczyka i Cenckiewicza.

Pokrzywdzony w głosowaniu

Kiedy Lech Wałęsa czekał na przyznanie statusu pokrzywdzonego, Cenckiewicz napisał we „Wprost”, że informacje na temat „Bolka” można znaleźć w Archiwum Mitrochina. – Dostałem wtedy wiele mejli od kolegów. Wyrzucali mi, że piszę, nie czekając na werdykt Insytytutu. Zarzucali mi złą interpretację dokumentów. Ale kiedy te same archiwalia interpretowali w dowolny i skandaliczny sposób inni, w tym jeden z członków Kolegium IPN, to nikt nie protestował – broni się.

Wszystko to działo się w kontekście zbliżających się obchodów 25-lecia „Solidarności”. Ówczesnemu kierownictwu IPN zależało na tym, by jak najszybciej zamknąć kwestię przyznania statusu pokrzywdzonego dla Lecha Wałęsy. Leon Kieres, ówczesny prezes IPN, mówił w „Gazecie Wyborczej”, że Lech Wałęsa jest bohaterem narodowym i chce mu przyznać status pokrzywdzonego przed swoim odejściem „bez względu na wszystko”. Niedawno Edmund Krasowski, były szef gdańskiego IPN, opowiadał „Dziennikowi Bałtyckiemu”, że o statusie zadecydowano w tajnym głosowaniu.

Wynik był bardzo niejednoznaczny 4: 3. Cenckiewicz nie brał udziału w głosowaniu. Jak przyznał Krassowski, decyzję w tym trybie podjęto, mimo że kwerenda nie została zakończona i nie spłynęły jeszcze dokumenty z innych oddziałów Instytutu.

Cenckiewicz zaczął wtedy poważnie chorować. – Najgorsze było, kiedy mnie przekonywali: Sławek, uspokój się, zajmij się leczeniem, a do sprawy wrócimy potem, po obchodach rocznicy Sierpnia. Ale najbardziej zabolało mnie, kiedy leżąc w szpitalu, usłyszałem Jacka Żakowskiego, który podważał to, czy powinienem mieć doktorat. I nie słyszałem żadnego protestu. Tylko Andrzej Paczkowski to obśmiał.

Dziś Żakowski podtrzymuje to, co mówił wtedy. – Pytam, jak to się dzieje, że ludzie posługujący się taką metodologią dostają doktoraty? – mówi.W sprawie doktoratu Cenckiewicza odpowiedź daje profesor Andrzej Paczkowski: – Pracą doktorską Cenckiewicza była biograficzna książka o Tadeuszu Katelbachu. To świetnie udokumentowana, napisana z wyczuciem potężna książka.

A w sprawie tytułu Gontarczyka wypowiada się profesor Paweł Wieczorkiewicz: – Jego praca doktorska dotycząca Polskiej Partii Robotniczej jest absolutnie pionierska i odkrywcza. Autor analizuje akta PPR i Armii Ludowej, do których historycy nie zaglądali albo robili to w sposób bardzo selektywny. Stworzył zupełnie nowy obraz w stosunku do linii obowiązującej w historiografii. Dokonuje rewizji ogólnie przyjętych poglądów w sposób przełomowy, ale bardzo trafny. To znakomita praca, jedna z najlepszych, jakie ukazały się w ostatnich latach w Polsce.

Drugie życie dokumentów

W 2005 roku kierownictwo IPN zabroniło Cenckiewiczowi publikowania jakichkolwiek materiałów na temat Wałęsy. Tekst gotowy do publikacji w kwartalniku „Arcana” został zatrzymany. Za tekst, w którym opisywał na podstawie dokumentów archiwalnych rozmowy Jacka Kuronia z SB, został powszechnie potępiony. Tomasz Wołek napisał o historykach z IPN: „Idą ławą jak wataha wilczków osaczająca kolejne, również bezbronne (bo nieżyjące) ofiary. Historyk Cenckiewicz poluje na Kuronia, ale nie pogardzi też świeżym łupem, Bujakiem i Hallem”.

Atmosfera wokół nich gęstniała coraz bardziej. – Z czasem coraz bardziej czułem, że jestem znienawidzony w biurze – wspomina Cenckiewicz. I wtedy zmieniła się władza. I choć Janusz Kurtyka mianował go kierownikiem referatu naukowego gdańskiego oddziału, na miejscu bojkotowano tę decyzję.

Wkrótce Cenckiewicz dostał zaskakującą propozycję. Zadzwonił do niego Antoni Macierewicz i powiedział mu, że wspólnie z prezydentem i premierem chcieli mu zaproponować stanowisko szefa komisji likwidacyjnej WSI.Kiedy jego praca w komisji się zakończyła, trafił do rady nadzorczej spółki Operator Logistyczny Paliw Płynnych. Historyk w biznesie? Wyglądało to na prezent od rządzącej partii. – To rzeczywiście wyglądało jak synekura, przyznaję. Być może popełniłem błąd. Z drugiej strony w czasie likwidacji WSI zajmowałem się bezpieczeństwem energetycznym, a w tej branży kręci się wiele ciemnych postaci, myślałem, że z moją wiedzą o służbach przydam się tam do czegoś – przyznaje dziś.

Szybko wrócił do IPN. Janusz Kurtyka zdymisjonował jego przeciwników. W lutym 2007 r. Cenckiewicz został naczelnikiem w gdańskim IPN. Rozpoczął pracę nad tomem dokumentów dotyczących Trójmiasta lat 70. Wśród nich miały się znaleźć donosy „Bolka”. Ale wkrótce pojawiło się sporo nowych dokumentów na temat tej sprawy. Dołączył Piotr Gontarczyk, i wtedy wystąpili o dokumenty dotyczące lat 90. I to one będą prawdopodobnie najciekawszą częścią ich książki. Andrzej Paczkowski: – Ciekawe jest to, że oni zajmują się drugim życiem dokumentów. One ożyły i mówią coś więcej niż tylko to, co w nich jest. To ciekawe. Z drugiej strony moim zdaniem lepiej, żeby skupili się tylko na latach 70., bo na temat tego, co się wówczas działo, mamy bogatą wiedzę. Lata 90. to dzisiaj jeszcze bardziej temat dla dziennikarzy śledczych niż dla historyka.

– Zacząłem robić kwerendę, by pomóc Sławkowi. Doszedłem, że jeden z dokumentów przez niego odnalezionych to fałszywka. Od tego czasu zaczęliśmy współpracować razem. Ale to Sławek ma 51 procent udziałów w tym przedsiębiorstwie – mówi Gontarczyk.

Cenckiewicz: – Piotr świetnie zna się na procedurach lustracyjnych. Bardzo chciałem, by ze mną pracował. Nasza wiedza i doświadczenia wzajemnie się uzupełniały.

– Sławek pracował na gdańskich zasobach archiwalnych. Ja pracowałem na pomocach ewidencyjnych w centrali bezpieki i aktach centrali. Udało mi się dotrzeć do wielu dokumentów, których on wcześniej nie znalazł. Czasem w moich dokumentach znajdowałem wskazówki, czego Sławek mógł szukać w Gdańsku – mówi Gontarczyk. On zawsze czytał akta, a moją specjalnością jest umiejętność poruszania się w pomocach ewidencyjnych, szukania śladów po jakiejś osobie.

Gontarczyk miał duże doświadczenie w przekopywaniu się przez esbeckie teczki. Zdobył je w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego Ryszarda Nizieńskiego, gdzie niegdyś pracował.

Fascynacja źródłem

Presja na to, by książka się nie ukazała, była bardzo widoczna. Ale była też inna, cicha presja, by powstała jak najszybciej. Czy nie mieli poczucia, że ich praca jest potrzebna braciom Kaczyńskim z powodów politycznych? – Niektórzy politycy chcieli, byśmy tę książkę skończyli przed wyborami – przyznaje Gontarczyk. – Ale myśmy na to nie szli. Mnie bieżąca polityka w ogóle nie interesowała. Jestem od niej jak najdalej. Poza tym materiał był tak obszerny, że się nie dało – mówi Gontarczyk.

Zarzucają im, że ślepo wierzą w teczki. – Tylko nigdzie nie przeczytałem żadnego konkretnego zarzutu. Wszystko, co o nas słyszę, to ogólniki. Wszędzie przyklejają nam łatki. Stygmatyzacja jest podstawowym sposobem walki z nami – mówi Gontarczyk.

Najpoważniejszy zarzut stawiany im jeszcze przed publikacją to brak próby kontaktu z bohaterem książki. – To całkowita nieprawda – mówi Gontarczyk. – Wysłałem do biura Lecha Wałęsy pismo z propozycją spotkania. Był to wczesną jesienią ubiegłego roku. Już po trzech godzinach do IPN wpłynęło pismo Wałęsy, w którym się domagał, aby jeśli powstanie publikacja na jego temat, uwzględnić w niej jego opinie, które załączył. Na propozycję spotkania nie odpowiedział. Na jego list z kolei odpisał prezes IPN Janusz Kurtyka.

Andrzej Friszke: – Gontarczyk ma na pewno umiejętność i pasję korzystania z archiwów. I to jest cenne. Z archiwów trzeba korzystać, ale jednocześnie trzeba mieć zdolność do wczuwania się w kontekst społeczny, w horyzont intelektualny i mentalny środowisk, które się opisuje. A Gontarczyk tego nie ma, co widać było w jego książce o PPR. Z kolei Cenckiewicz – dodaje Friszke – absolutyzuje archiwa. Te jedne konkretne archiwa, bo inne go nie interesują. Nie ma krytycznego podejścia do zgromadzonych tam materiałów. Za jego badaniami idzie silna motywacja ideologiczna, co niezwykle ogranicza jego zdolność do zrozumienia czasów i ludzi.

Antoni Dudek: – Mam o nich umiarkowanie pozytywne zdanie. Nie zgadzam się z nimi w wielu szczegółowych sprawach. Ale nie chciałbym też stanąć w jednym z szeregu z tymi, którzy odsądzają ich od czci i wiary. Przyznaję, że czasem prezentują poglądy skrajne. Po otwarciu archiwów IPN Cenckiewicz stwierdził, że całą historię opozycji trzeba napisać od nowa. To nieprawda. Nie mogę im natomiast zarzucić, że nie mają warsztatu historyka, bo to nieprawda. Zarzuca się im, że są zafascynowani dokumentami esbeckimi, i pewnie coś w tym jest, ale u historyka to częste zjawisko – fascynacja źródłem.

Boję się o Instytut

Szeroko pojęte środowisko „Gazety Wyborczej” stanęłoby na głowie, żeby ta książka się nie ukazała. Środowiska konserwatywne, choć nie wypowiadają się na temat książki, dopóki jej nie poznają, to zdecydowanie mówią, że prawdę musimy poznać, nawet jeśli jest bolesna. Co na to historycy?

Andrzej Friszke: – Badania historyczne muszą być prowadzone. Problem jest wtedy, kiedy noszą one piętno ideologiczno-politycznej konstrukcji, która za tą pracą stoi. A tak jest w tym przypadku. Właśnie podpisałem list do premiera i prezydenta w sprawie zorganizowania obchodów odzyskania przez Polskę wolności w 1989 roku. A teraz zamiast mieć obchody odzyskania wolności, będzie się toczyć wielka dyskusja o tym, czy jest co obchodzić. I sami zrezygnujemy z wygrania rywalizacji o pamięć o tym, gdzie upadł komunizm. Wygrają Niemcy i legenda obalenia muru berlińskiego.

Antoni Dudek: Nie wiem, czy to dobrze, że oni akurat piszą tę książkę. Dla wielu stali się symbolem lustracji. Może są zbyt emocjonalni. Od razu spotkał ich atak. Szkoda. Ale raczej można mieć pretensje do historyków, że żaden z nich nie napisał porządnej biografii Wałęsy. Biję się też we własne piersi. A oni wykonali potężną pracę.

Paweł Wieczorkiewicz: – Uważam, że do opublikowania analitycznego wyboru tego rodzaju źródeł obaj autorzy są przygotowani jak może nikt inny w Polsce. Po pierwsze – z racji dogłębnej znajomości archiwów IPN, po drugie – z racji wypracowania specyficznych, krytycznych metod badawczych wobec materiałów źródłowych. Sądzę, że ta książka może być wydarzeniem w środowisku historycznym także pod względem warsztatowym.

Andrzej Paczkowski: – Lepiej byłoby, gdyby napisali całą biografię Wałęsy, ale nie tylko jeden jej wycinek. Ale dobrze, że ta książka powstanie.

Warto było robić to wszystko? – pytam. Nie macie żadnych wątpliwości? – Nie mam żadnych. Musimy ujawnić prawdę – odpowiada Cenckiewicz.

Gontarczyk: – Oczywiście, że mam wątpliwości. Obawiam się o losy Instytutu. Ale argumenty za ujawnieniem prawdy są przytłaczające.Obaj sprawiają wrażenie wymęczonych i zestresowanych. To nie są chłodni badacze, pracujący z dużym dystansem do przedmiotu swoich badań. To ich sprawa. To ich pasja. Do Lecha Wałęsy i jego związków z SB mają jednoznaczny stosunek. Mają poczucie, że są na froncie.A prawdziwe strzały wybuchną dopiero za kilka dni. Wszystko już gotowe.

Z bloga lecha wałęsy

Fragmenty wpisów z ostatnich dni Lecha Wałesy z blogu na portalu Moja generacja (pisownia i interpunkcja oryginalne)Co do moich lat 70, Panowie Kaczyńscy, Wyszkowski, Macierewicz i pyskacze z Torunia, i Panie Wilsztaim nie w Niemczech nie we Francji w doborowym towarzystwie masonerii, ale tu walczyłem jak potrafiłem najlepiej, indywidualnie, bo inaczej z różnych powodów w tedy nie można było.. Nie czyhałem by po zwycięstwie lądować i na stanowiska intratne polować grając z dezertera bohatera dziś i odwagi uczyć. (...)

Finał moich zmagań w stoczni w czasie Was interesującym też znacie, str, nr Za postawę, za walkę, za ostrzeżenie, że za chwilę będzie wybuch niezadowolenia klasy robotniczej, to był styczeń, a Radom i Ursus był w czerwcu tegoż roku, za zapowiedź że poważna walka i zwycięstwo nastąpi na fundamencie ZZ trafność moich przewidywań udowodnił 1980 rok, zostałem właściwie politycznie wyrzucony jako jedyny z mandatem gwarantującym mi w tedy formalnoprawnie nietykalność [2-imonitety], SIP i delegat wydziału na konferencje zakładową ZZ.

Wy się chcecie mierzyć ze mną. za tamten czas Pokażcie Wasze osiągnięcia z tamtego czasu. Pokażcie jaką cenę zapłaciliście. To jest barbarzyństwo, to jest bezczelność, to jest chamstwo, brakuje słów.


Krytycy o cenckiewiczu i gontarczyku

„Powstaje pytanie, czy kolejne stopnie naukowe: doktorat, habilitacja, mogą dostawać historycy, którzy piszą rzeczy, że tak powiem, niespełniające naukowych, metodologicznych standardów, jak pan Cenckiewicz na przykład” – Jacek Żakowski, TOK FM, 9 VI 2005 r.

„Podczas karnawału »Solidarności« Cenckiewicz miał dziesięć lat. Kiedy komunizm upadł, kończył wieczorowe liceum. Dopiero teraz, gdy idzie rewolucja moralna, Sławomir Cenckiewicz, rocznik 1971, jest gotów” – Jarosław Kurski, „Gazeta Wyborcza”, 25 – 26 VI 2005 r.

„Z IPN wionie dzisiaj smród. (…) Byłem od początku za otwarciem wszystkich teczek. Dziś sądzę, że powinni je otwierać raczej historycy, kompetentni, a nie tacy jak pan Cenckiewicz” – Stefan Bratkowski, „Rzeczpospolita”, 9 – 10 VII 2005 r.

„Za tezami Cenckiewicza stoją plugawe domysły” – Aleksander Hall, „Gazeta Wyborcza”, 22 VII 2005 r.„W dokumencie, który wykorzystał [Cenckiewicz], jest wiele bzdur. Prawda i fałsz są dokładnie wymieszane. Jego artykuł to nie historia, a wywracająca logikę procesu historycznego publicystyka” – Andrzej Friszke w rozmowie z Pawłem Smoleńskim, „Gazeta Wyborcza”, 5 VII 2005 r.

„Na szczęście Cenckiewicz mi nie wchodzi w drogę i się jakoś nie pokazuje. I słusznie, bo nie wiem, jak bym zareagował, pewnie bym go zdzielił przez głowę, przy całym moim pokojowym nastawieniu” – Zbigniew Bujak w rozmowie z Moniką Olejnik, Radio Zet, 31 VIII 2005 r.
"

Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Cze 08, 2008 9:06 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Charakterystycznym wybiegiem obrońców LW jest atak 'ad persona'. Nie przedstawiają argumentów o czystości swego klienta, a głównie wściekle atakują tych, którzy są w stanie przedstawić przekonywujące dowody na to, że Lechu jest ubabrany. I oczywiście argumentowanie, że ktoś nie może mieć racji, bo jest np. piegowaty może przekonać 'przekonanych' i nie słuchających apeli, by zaczęli opierać się nie na cudzych intuicjach, czy przekonaniach, ale by zechcieli otworzyć oczy na to co widać.
Jakie np. J.Żakowski ma kwalifikacje do oceny spełniania czy nie spełniania "naukowych czy metodologicznych standardów" przez pana Cenckiewicza? Czy on wie, co to jest praca naukowa? Czy przytoczył jakikolwiek konkret popierający swą politrucką tezę? Czy też tylko 'tak sobie powiada'? Także S.Bratkowski atakuje Sławomira Cenckiewicza w taki sam absolutnie nieuprawniony sposób.
Czy to, że ktoś był dzieckiem w czasach 'Solidarności' ma stanowić zakaz by badał dokumenty z tamtych czasów. Wg tej tezy badanie np. dokumentów Odrodzenia byłoby dziś niedorzecznością, gdyż nikt, kto był w tamtych czasach dorosłym dziś nie żyje. I taki wybitny oficer GW jak Jarosław Kurski nie wstydzi się tak bredzić.
Z kolei prof. Friszke lekko sobie pisze, o wymieszaniu prawdy z fałszem. Szkoda, że nie zadał sobie trudu i nie przestawił jasno tego co jest tam fałszywe, a co prawdziwe.
Z.Bujak wygląda na kogoś, kto lekko 'zdzielałby po głowie' przy swym 'całym pokojowym nastawieniu' i to nie przeszkadza tym, którzy na 'spieprzaj dziadu' potrafili zbudować cały program walki o standardy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Cze 09, 2008 5:32 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://glos.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=476&Itemid=72

"Cienki "Bolek"
Redaktor: JMJ
08.06.2008.

Zdaje się, że pętla coraz bardziej zaciska się wokół „Bolkowej” szyi. Prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla „Polsatu” jednoznacznie stwierdził, że „Lech Wałęsa był agentem o pseudonimie Bolek”. Książka która będzie wydana przez IPN pokazuje "prawdę" o pewnych fragmentach jego życia: "- Nie jest to biografia wolna od jakichś słabości, chociaż w latach 80. (Wałęsa) był bez wątpienia przywódcą narodu" - mówił Kaczyński, podkreślając, że ten fakt nie oznacza, że nie wolno o Wałęsie "pisać prawdy": " -Czy społeczeństwu należy się papka informacyjna, czyli kłamstwo (...), czy demokratycznemu społeczeństwu należy się prawda". Otóż ja mówię jasno - demokratycznemu społeczeństwu należy się prawda, nawet jeżeli jest trudna".

Wałęsa zareagował w swoim stylu literackim. Przemówił ze Stanów Zjednoczonych, gdzie przebywa i stwierdził, że Kaczyński powinien zostać usunięty z urzędu za słowa: "Wałęsa był agentem o pseudonimie Bolek". „- Czytałem wypowiedź o „Bolku” Prezydenta Kaczyńskiego i muszę powiedzieć, że to nie mieści się w głowie, przybliżenie normalnej. W obliczu faktów, prawa i pozycji już to samo powinno być powodem do prawnego w trybie natychmiastowym usunięty z urzędu".

I dalej „poleciał”, jak to on walczył z całym światowym komunizmem, a władzom PRL chodziło o to, by w prowokację przeciwko niemu "tacy jak Kaczyńscy, Zybertowicze, Wyszkowscy, Macierewicze z Gwiazdami na czele uwierzyli i sojusznikami się stali". To się udało teraz "na oczach całego świata" w 25. rocznicę otrzymania przez niego Nagrody Nobla "za wspaniałą pokojową walkę, przewodzenie i zwycięstwo.(…) Czy z takimi ludźmi, często zastępcami, z takim ładunkiem zawiści, zazdrości, głupoty mogłem osiągnąć więcej (…).Każdy z Was jest potrójnym „Bolkiem” w kiepskiej postawie i działaniu w tamtym czasie. To ciekawe że nikt z donosów „Bolka”, które tu krążą i chcielibyście je mi przypisać nie został zwolniony z pracy, ani nikogo nie spotkała żadna inna represja tylko mnie w stoczni i podobnie za to samo wyrzucony w kolejnych dwóch zakładach do 1980 r. (…) Tacy bohaterzy i tacy dezerterzy w chwilach trudnych mają czelność kiedy inni się poświęcili i wolność wywalczyli po profity do kolejki stawać, zachowania i patriotyzmu uczyć" – podsumowuje były prezydent.

Cytuję stwierdzenia Wałęsy nie z jakiegoś uwielbienia dla "poezji", ale po to by pokazać, że arsenał propagandowy Lecha W. wyczerpuje się coraz wyraźniej, czyniąc z niego „cienkiego „Bolka””. Wciąż te same słowa o własnym bohaterstwie i głupocie innych, które mają na szczęście wartość zmiętego papieru.
Mnie wystarczają fakty. Nie tylko „Lewy Czerwcowy”, późniejsze tajemnicze zniknięcie dokumentów z teczki TW „Bolek”, po wypożyczeniu jej przez Wałęsę, w czasie gdy był prezydentem, czy wyrok Sądu Lustracyjnego do dziś budzący wątpliwości merytoryczne. Ja pamiętam, kim otaczał się ówczesny prezydent w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, z którego w proteście odszedł Lech Kaczyński. Pamiętam obronę przed zdymisjonowaniem przez Olszewskiego „najbardziej czerwonych z czerwonych wychowanków Moskwy” – admirała Piotra Kołodziejczyka i kontrtradmirała Czesława Wawrzyniaka. Pamiętam wreszcie, że w 1980 r. Wałęsa kończył strajk, gdy władze przyrzekły spełnienie postulatów socjalnych i ani w głowie nie były mu jakieś wolne związki. Bramę Stoczni zamknęły na nowo Anna Walentynowicz i Alina Pieńkowska.

No i jeszcze warto sięgnąć do książki „Archiwum Mitrochina”, w której – zarówno w wydaniu polskim (począwszy od str. 927) jak i angielskim (począwszy od str. 513) – mówi się o współpracy Wałęsy-„Bolka” z SB. Czy też zapoznać się z nagraniem dźwiękowym rozmowy Krzysztofa Wyszkowskiego z funkcjonariuszem SB, potwierdzającym werbunek, na stronie internetowej tego działacza związkowego (zapis rozmowy opublikowała „Nasza Polska” i chwała jej za to, gdyż informacje dotrą do większego grona).

O tym jednak, że Wałęsa jest „Bolkiem” przekonuje mnie ostatecznie zupełnie coś innego: jego strach przed publikacją IPN, strach który Wałęsę prowadzi niemalże do obłędu.

Paweł Konik

PS. Znalazłem w Internecie informację, iż Wałęsa w 70-latach został złapany na kradzieży w Elmorze i wtedy poszedł na współpracę z SB. Donosy na kolegów składał na posterunku przy ulicy Piwnej u majora Popiela. Potem jego teczkę przejęło SB, w końcu teczka wylądowała w Warszawie i znikła. Jeżeli ktoś z Czytelników „Głosu” posiada jakieś uzupełniające informacje na ten temat, proszę o mailowy kontakt na adres: pawel.konik@yahoo.com"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Cze 09, 2008 6:04 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/144272.html

Lis zostaje w "Wiadomościach"
Jarosław Stróżyk, Łukasz Cybiński 05-06-2008, ostatnia aktualizacja 06-06-2008 05:38

Hanna Lis nie poprowadziła programu, bo nie spodobał jej się jeden materiał. Wróci na antenę za 10 dni

Doszło do zamieszania w "Wiadomościach" TVP. Hanna Lis nie poprowadziła zgodnie z planem głównego wydania. Dziennikarka postanowiła nie pozwolić na emisję materiału o reprywatyzacji. Jego autorem był Piotr Czyszkowski, do niedawna dziennikarz "Misji specjalnej". Lis uznała, że materiał był zmanipulowany i zrezygnowała z prowadzenia programu.

- Odbyła w tej sprawie męską rozmowę z prezesem TVP Andrzejem Urbańskim – mówi "Rz" dobrze poinformowana osoba z otoczenia prezesa. Telewizja Polska w specjalnym komunikacie podaje, że spotkanie odbyło się w celu "omówienia zawartości jednego z materiałów dziennikarskich".

– Hania właśnie pije koniak – śmieje się jeden z jej znajomych. Powodem radości dziennikarki jest to, że wygrała batalię w TVP o emisję programu. Podobno Urbański udzielił jej swojego poparcia.

Kolejne główne wydanie "Wiadomości" Hanna Lis poprowadzi – zgodnie z wcześniejszym harmonogramem – 16 czerwca. Potwierdza to rzecznik TVP Aneta Wrona w swoim komunikacie.

Wcześniej "Wprost" podawało, że Hanna Lis została odsunięta od prowadzenia "Wiadomości". Według tygodnika dziennikarka zmieniła tekst zapowiedzi materiału o Lechu Wałęsie.

Reporter Marcin Szczepański w materiale o przeszłości byłego prezydenta informował, że z nowych dokumentów odnalezionych w IPN wynika, iż Wałęsa "był dla bezpieki niewygodny i niebezpieczny". Dodał też, że są one znane historykom IPN przygotowującym książkę o Wałęsie.

Prowadząca "Wiadomości" Hanna Lis na początku programu poinformowała widzów, że "nowy dokument IPN mówi o niewinności Lecha Wałęsy". Zrobiła to, mimo że wcześniej przygotowana zapowiedź brzmiała: "Nowy dokument IPN rzuca światło na sprawę Lecha Wałęsy".


Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Cze 09, 2008 6:06 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/06/08/rozmawiac-po-ludzku/

Rafał A. Ziemkiewicz
"Rozmawiać po ludzku

Fantastyczna sprawa - okazało się, że wszystko, co dotąd słyszeliśmy od tzw. autorytetów o archiwach SB, to jednak nie do końca prawda.


Do wtorku wieczorem obowiązywała wersja, że te archiwa to szambo, w które przyzwoici ludzie nie zaglądają, brudne ubeckie świstki, których nie wolno traktować niczym prawdy objawionej, bo wszystko, co tam jest napisane, zostało sfałszowane. Albowiem wedle wiedzy obowiązującej do wtorku wieczorem szeregowi esbecy wypełniali teczki fikcyjnymi donosami fikcyjnych konfidentów, żeby wyłudzać od swych przełożonych premie.

Od środy rano wiemy już, że donos konfidenta wsparty opinią prowadzącego go esbeka może, owszem, być prawdą objawioną. Wystarczy tylko, żeby konfident z esbekiem wyrazili opinię, która dziś akurat jest opinią odpowiednią. W takiej sytuacji nie ma już żadnych wątpliwości, nawet tak narzucających się, jak pytanie, jaką właściwie wagę miała dla SB opinia funkcjonariusza tej rangi, o prostym kapusiu nie wspominając. A jeśli ktoś mimo wszystko takie wątpliwości ma, powinno mu wystarczyć jednoznaczne rozstrzygnięcie sprawy przez autorytet, czyli panią Hannę Lis (nie matura, chce się sparafrazować, lecz oglądalność, czyni dziś ekspertem).

Nie piszę o tym, by po raz kolejny wytykać salonowi podwójne standardy, bo to oczywiste, ale po to, by wyrazić satysfakcję. Publiczne przyznanie, że dokumenty archiwalne mogą być pomocne w ustalaniu faktów z przeszłości, oznacza, jak rozumiem, że z etapu tupania, grożenia biciem po twarzy i odmawiania prawa głosu przeszliśmy jednak do etapu dyskusji.

Teraz możemy wziąć dokument przedstawiony przez Wałęsę, a także te kilkaset stron innych dokumentów zebranych przez Cenckiewicza i Gontarczyka, i zacząć rozmawiać jak ludzie. Od czego należało zacząć."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Cze 09, 2008 6:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://wyszkowski.com.pl/component/option,com_myblog/show,Widmo-kr-y-nad-Polsk-.html/Itemid,120/

"Widmo krąży nad Polską

Dodane przez: Krzysztof Wyszkowski in Nieotagowane on cze 08, 2008

Książka–widmo krąży nad Polską i przed oczami nomenklatury i agentury wypisuje straszne słowa: Mane, Tekel, Fares.

Widmo krąży nad Polską

Wrogowie książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka tworzą wobec niej nastrój podobny do scen z filmów wojennych, gdy w miastach rozlegały się syreny i z megafonów płynęło groźne ostrzeżenie „Uwaga – nadchodzi”. Przerażeni mieszkańcy oczekiwali na huk bomb i ostrzał z karabinów pokładowych. Gdyby nie było tak, że data ukazania się książki jest kwestią czysto techniczną, to należałoby sądzić, że IPN prowadzi przemyślaną ogólnopolską kampanię promocyjną, w której szczegółowe rozpisanie ról krytyków i zwolenników powierzono Alfredowi Hitchcockowi, specjalnie sprowadzonemu na tę okazję z Krainy Wiecznego Horroru.
Kręcę gałką radia i nagle słyszę głos Jacka Żakowskiego, który hiobowym tonem ostrzega – tu nie chodzi o Wałęsę, tu chodzi o nas. Niepokoję się – czy chodzi o „nas” – ich, przeciwników ujawniania prawdy, czy o nas wszystkich, o Polskę?
Co może grozić Polsce i Polakom na skutek wydania książki historycznej? Nic. Przeciwnie, przecięcie wrzodu, choć samo w sobie może być nieprzyjemne, jest dla organizmu operacją ratunkową, przynosi ulgę i powrót do zdrowia. Wyrażenie „tu chodzi o nas” oznacza tyle, że ludzie układu postkomunistycznego, którzy „stransformowali” PRL w III RP, trzęsą się teraz ze strachu przed jedną książką, jakby miała wywołać trzęsienie ziemi, które ich pochłonie.
Tym tropem idzie Paweł Śpiewak (Na scenie obrotowej, Tygodnik Powszechny nr. 23/0Cool, który pisze, że w kampanii organizowanej przez przeciwników książki „Nie chodzi o Wałęsę”, a o strach przed możliwością odzyskania społecznego poparcia przez braci Kaczyńskich (szkoda, że autor zaniedbał wymóg profesorskiej rzetelności przypisując dr Cenckiewiczowi wypowiedzi, których ten nigdy popełnił).
Z ujawnionych już informacji i plotek na rynku dziennikarskim wynika, że interpretacja ta idzie w dobrą stronę. Podobno Układ zdobył już dostęp do treści książki i uznał ją za dzieło niesłychanie niebezpieczne. I podobno sprawa „Bolka” ma nie być w niej najważniejsza, a służyć jako główny wątek, którego śledzenie umożliwia wejrzenie w tajniki systemu ochrony komunistycznej agentury i kreowania jej na kierowników państwa i społeczeństwa.
Dlaczego ma to ważne znaczenie dla Kaczyńskich? Bo jeżeli da się np. udowodnić, że wszyscy trzej pierwsi prezydenci III RP byli agentami tajnej policji komunistycznej (agenturalność Jaruzelskiego na rzecz NKWD została już udowodniona), to prezydentura Lecha Kaczyńskiego i cały program na Rzecz IV RP ukazać się może w nowym świetle, jako walkę o uwolnienie Polski od dominacji układu zbudowanego jeszcze pod kontrolą sowiecką. A tego rodzaju ustaleń ma być w książce wiele i mają obejmować różne, choć zawsze bardzo wpływowe, środowiska. W dodatku, pomimo zastosowania aparatu naukowego, wywód ma być tak klarowny i przekonywujący, że robi piorunujące wrażenie na każdym, kto nie jest osobistym obciążeniem przymuszony do zaprzeczania faktom.
W efekcie to, czego koalicji antylustracyjnej udało się dokonać w trakcie „nocnej zmiany” 4 czerwca 1992 r., czyli wmówienie społeczeństwu, że przyczyną puczu nie był strach przed ujawnieniem agenturalnej przeszłości wielu osób spośród ówczesnej elity władzy, dzisiaj może się już nie powieść. Wówczas istniał tylko skromny wyciąg z przeglądu akt SB w postaci tzw. listy Macierewicza, a dzisiaj historycy dysponują już szeroką wiedzą, której aktualnym resume ma być rzeczona książka. Jeżeli naprawdę tak jest i przeciwnicy ukazania się książki mają dla swojego przerażenia faktyczną podstawę, to znaczy, że najgłośniejszym problemem współczesnej Polski nie jest „trywialny błąd młodego robotnika”, a ujawnienie prawdy o rzeczywistym stanie państwa polskiego i roli jego głównych instytucji w trwającym już prawie 20 lat blokowaniu społecznego dostępu do wiedzy o systemie i ludziach III RP.
Książka – widmo krąży nad Polską i przed oczami nomenklatury i agentury wypisuje straszne słowa: Mane, Tekel, Fares. Skoro tak bardzo się tej książki boją, to miejmy nadzieję, że boją się słusznie."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum