|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Natusiewicz Marek Częsty Użytkownik
Dołączył: 02 Lip 2008 Posty: 11
|
Wysłany: Pią Wrz 19, 2008 7:53 am Temat postu: Zatruty komfort prof. Wolszczana - czy aby tylko jego?... |
|
|
Jeszcze kilka dni temu szanowałem Aleksandra Wolszczana jako wybitnego Polaka, który osiągnął niesamowity sukces w świecie naukowym. Kilkadziesiąt godzin temu ten szacunek zaczął znikać, a w tej chwili właściwie wyparował. I to nie przede wszystkim dlatego, że profesor okazał się konfidentem bezpieki, ale z powodu jego reakcji na ujawnienie tego faktu.
Zacząć trzeba od tego, że akta wskazują, iż Wolszczan był donosicielem gorliwym i interesownym. Brał pieniądze i upominki, z oficerami spotykał się ponad 40 razy. To nie było przypadkowe wplątanie się, które można by jeszcze jakoś wytłumaczyć, ale w pełni świadoma współpraca.
Szczególnie absurdalnie, głupio i niestosownie brzmią w tym kontekście wynurzenia „Dziennika", który w przypadku Wolszczana postanowił wystąpić w roli pierwszej i ostatniej instancji oceniającej i piórem red. Marszałek orzekł autorytatywnie, że prof. Wolszczan nikomu nie szkodził. Apodyktyczność tego sądu „Dz" jest równa apodyktyczności podobnych sądów „GW", tyle że sposób dowodzenia jest bez porównania prymitywniejszy, grubiej ciosany i głupszy. „Dz" nie ma żadnego prawa do wydawania takiego osądu, ponieważ nie ma do tego najmniejszych kompetencji. Żeby stwierdzić, czy czyjeś donosy szkodziły, czy nie, trzeba by przeanalizować tysiące tomów akt, a na dodatek mieć doskonałą wiedzę o sytuacji ludzi, których w danym czasie owe donosy mogły dotknąć. A i tak nie wiedziałoby się z całą pewnością, że były one nieszkodliwe. SB - o czym wie każdy historyk, zajmujący się kwestiami aparatu bezpieczeństwa lub opozycji - potrafiła wykorzystywać w efektywny sposób nawet pozornie nie mające znaczenia informacje, które często wydawały się nie mieć znaczenia wyrwane z kontekstu, ale nabierały wartości zestawione z innymi informacjami, nierzadko także pozornie niewinnymi.
„Obrona" Wolszczana, jaką przeprowadza „Dz", jest tym idiotyczniejsza, że akta wyraźnie wskazują, iż mamy do czynienia z agentem ochotnym i interesownym. A teraz spuśćmy na „Dz" zasłonę miłosiernego milczenia i zajmijmy się samym profesorem.
Wolszczan opublikował oświadczenie, będące jego rozmową z dziennikarzem „GP", która w końcu nie znalazła się w tekście. Jego treść jest kuriozalna, choć nie zaskakująca - zawiera bowiem typową linię obrony ludzi, którzy za wszelką cenę chcą uzasadnić i usprawiedliwić swoje haniebne postępki z przeszłości. Z ciekawszych fragmentów czytamy w nim np.:
„Jest prawdą, że na początku lat 70-tych, gdy zacząłem wyjeżdżać za granicę, zgodziłem się nieopatrznie na kontakty z SB i na podpisywanie się pseudonimem. Jeśli nie liczyć groteskowości tej sytuacji, nie widziałem w tym wtedy nic szczególnego".
Trudno zrozumieć, jak można było „nieopatrznie" zgodzić się na współpracę ani co było w tym groteskowego w ówczesnych realiach. Chyba że chce się dziś tamtą sytuację wykpić i sprowadzić do absurdu, jak to zrobił swego czasu Marek Piwowski, pozując na okładce „Newsweeka" ze „swoim" esbekiem.
„Trzeba pamiętać, że »potykanie się« o SB bardzo często było losem osób, których życie w jakiś sposób odbiegało od ustalonych norm. »Dyskretna« obecność służb, to element krajobrazu tamtych lat, podobnie jak wystawanie w kolejkach i mnóstwo innych, obecnie egzotycznie brzmiących niewygód".
Wolszczan nie „potknął się" o SB. On podpisał zobowiązanie do współpracy i wywiązywał się z niego ochoczo przez dłuższy czas. Porównywanie zaś obecności SB, a zwłaszcza donoszenia, do codziennych trudności życia w Peerelu to kompletne nieporozumienie.
„W tamtym systemie, podwójne życie z wielu powodów funkcjonowało jako cywilizacyjna norma".
Kolejna próba uczynienia ze swojej współpracy czegoś naturalnego, normalnego, niemal powszechnego.
„A dlaczego spotykałem się z panami z SB? Właśnie dlatego, że SB było elementem PRL-owskiego krajobrazu. Podobnie, teraz teczki stały się elementem krajobrazu III RP".
To oczywiście nie jest żadne wyjaśnienie. To bełkot. Czy bowiem z tego, że SB istniała, wynikało automatycznie, że każdy, kogo o to poprosiła, musiał z nią współpracować?
Wzmianka o teczkach to demagogiczna próba zrównania ze sobą spraw nieporównywalnych: z jednej strony donosicielstwa Służbie Bezpieczeństwa, z drugiej - prawdy o tym donosicielstwie, zapisanej w aktach.
Ale już w następnych zdaniach dostajemy wreszcie opis motywacji profesora:
„I tak, przez lata wyrobiłem w sobie bardzo mocne przekonanie, że nawet jeśli konfrontacja może przynieść pożądany skutek, to i tak negocjacje i kompromis są lepsze. Uzyskanie efektów może trwać dłużej, ale są one trwalsze i droga do nich pozostawia mniej niepotrzebnych ofiar".
To ubrane w pompatyczną formę wyznanie konformisty, który nie chciał się narażać. Samo w sobie nie jest to naganne - nie wszyscy muszą być bohaterami. Ale Wolszczan nie tylko nie chciał się narażać - on chciał na swoim podejściu skorzystać. W TVN24, w rozmowie z Kamilem Durczokiem, wyznał, że bez współpracy z SB, a zatem bez wyjazdów zagranicznych, mógłby nie zrobić kariery, jaką zrobił. Brutalna prawda jest taka, że Wolszczan, dzięki swojej miałkości, zyskał coś, co było niedostępne dla jego bardziej pryncypialnych kolegów: wyjazdy, zagraniczne kontakty, przepustkę do świata. Ów „kompromis", o którym pisze, to po prostu pójście na współpracę z reżimem. Tym obrzydliwsze, że - jak sam przyznaje - nikt na niego nie naciskał nie straszył go ani nie zmuszał. Nikt nawet na niego nie krzyczał - jak biadolił swego czasu abp Wielgus.
Dalej w oświadczeniu następują zwyczajowe zapewnienia, że profesor trzymał się „ogólnych zasad przyzwoitości". Które oczywiście sam na użytek swoich rozmów z SB definiował.
Dalej mamy jeden z najzabawniejszych fragmentów:
„Po prostu starałem się zachowywać konsekwentnie i pragmatycznie, a pojęcia takie, jak »donoszenie«, czy »donos« zwyczajnie nie istnieją w moim zbiorze recept na życie".
Fragment ten jest zabawny, ale też dość bezczelny. Oto świadomy, dobrowolny i dość gorliwy donosiciel akapit wcześniej opisuje, jak donosił, a następnie oznajmia, że żadnym donosicielem nie był.
Następnie profesor opisuje, jak zerwał współpracę w 1981 r., z tym, że to raczej SB zerwała współpracę z nim.
Kończąc, pisze Wolszczan:
„Jednakże, podpisuję się pod myślą, którą napotkałem w kontekście Rewolucji Francuskiej i w której znajduje się mnóstwo treści: »Gdy pamięć zatruwa lud, wybawieniem jest zapomnienie« - tylko oprawić i postawić na biurkach polityków dookoła świata. Stworzenie możliwości zaglądania do życia prywatnych ludzi w majestacie prawa i bez ich wiedzy i zgody, definitywnie nie jest symptomem prawidłowo funkcjonującej demokracji".
Rzecz w tym, że pamięć nie zatruwa ludu, ale komfort psychiczny prof. Wolszczana, który sam nie miał dotąd odwagi dojść ze swoją przeszłością do ładu i nigdy nie zdobył się na dobrowolne wyznanie. Ostatnie zdanie oświadczenia to zdarta, fałszywa klisza, kompletnie abstrahująca od naszej najnowszej historii i jej skutków dla współczesności.
Już samo to oświadczenie wystarczy, żeby stracić do prof. Wolszczana szacunek jako do człowieka. Ale profesor idzie dalej. Oznajmia, że prawdopodobnie zerwie kontakty z Polską. Zastanawiam się, jak taką postawę określić, ale przychodzą mi do głowy tylko nieparlamentarne określenia. Prof. Wolszczan trwał przez lata w zakłamaniu, niezdolny do przyznania się do swojej winy, a gdy dziś przeszłość go dogania - przeszłość, którą sam sobie zafundował, skutek jego całkowicie dobrowolnego, konformistycznego wyboru - obraża się jak małe dziecko.
Chciałbym nadal cenić prof. Wolszczana jako wybitnego naukowca. Jego dokonań w astronomii nikt mu nie odbierze. Ale Wolszczan jako człowiek - mimo groteskowej obrony „Dziennika" - zadbał o to, żeby nie dało się go szanować. Szkoda, wielka szkoda.
za: http://lukaszwarzecha.salon24.pl/93895,index.html |
|
Powrót do góry |
|
|
Konrad Turzyński Moderator
Dołączył: 22 Wrz 2006 Posty: 580
|
Wysłany: Pią Wrz 19, 2008 12:24 pm Temat postu: Sukcesy osiągnięte nieczystym sposobem |
|
|
Sukcesy osiągnięte nieczystym sposobem
Zeznania wymuszone torturami nie mogą być dowodami sądowymi w cywilizowanych państwach.
Stopnie naukowe – osiągnięte w Albańskiej Republice Socjalistycznej w zakresie "nauk" marskistowsko-leninowskich – po obaleniu komuny uznano za niebyłe i naukowcom wyznaczono termin, aby osiągnęli w ich miejsce jakiejś normalne stopnie naukowe pod rygorem odejścia z pracy akademickiej.
A co zrobić z karierą profesora, któremu było łatwiej, bo miał TAKIE kontakty z bezpieką? Może np. odkrycia planet przypisać (w stosownie wyszacowanym procencie) byłym oficerom prowadzącym? _________________ Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)] |
|
Powrót do góry |
|
|
Krystyna Szkutnik Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008 Posty: 757
|
Wysłany: Pią Wrz 19, 2008 7:44 pm Temat postu: |
|
|
Nie będzie żadnej straty dla nauki polskiej, jeśli wolszczany wyjadą za granicę. Więcej będzie szkody, gdy pozostaną i będą robić moralną wodę z mózgu polskiej młodzieży. Przy naszym technologicznym opóżnieniu bez nowych gwiazdek da się przeżyć, a im więcej będzie szlachetnych Gwiazdów , tym zdrowiej dla przyszłych pokoleń. |
|
Powrót do góry |
|
|
Grzegorz - Wrocław Moderator
Dołączył: 09 Paź 2007 Posty: 4333
|
Wysłany: Sob Wrz 20, 2008 1:22 pm Temat postu: |
|
|
Pani Krystyno,
Dokładnie to samo sobie pomyślałem. Cóż nam z dodatkowego TW w kraju? Przecież Polska nie jest więzieniem - i oby tak jak najdłużej. Niech się TW jak chcą zorganizują i wszyscy wyjadą - jeśli tylko chcą - każdy gdzie mu się spodoba.
Kolejna wielka sensacja eksplodowała przy okazji utraty członkostwa w krakowskim komitecie, bo niemoty, które nie wiedzą, co oznacza nakaz poddania się pewnym formalnym wymogom, stawiając się ponad prawem lub z jakichś innych przyczyn, których nie ujawniają nie złożyli oświadczeń i automatycznie utracili swe honorowe stanowiska, od razu kierują zarzuty do Prezydenta. Kogóż to, ach kogóż można i należy teraz bezkarnie opluwać - no tylko Prezydenta RP. Mając tego pełną świadomość, od razu ci 'społecznicy' windują się w salonowych rankingach osób 'niezależnych' od prawdy, zasad i pokory. |
|
Powrót do góry |
|
|
Krystyna Szkutnik Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008 Posty: 757
|
Wysłany: Sob Wrz 20, 2008 3:06 pm Temat postu: |
|
|
Panie Grzegorzu
Co do Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nie mam wątpliwości, że jak na razie lepszego nie było i znając notowania Tuska, lepszego za chwilę nie będzie. Ale PIS z obsadą ludzką sobie nie poradzi, zbyt liczą na kolesiowskie układy, co moim zdaniem jeszcze w najbliższej przyszłości wylezie.
To, że Prezydent robi czystki w krakowskim komitecie, powinno być sygnałem dla szefa PIS, że należy się za to szybko zabrać. To byłoby dobre pociągnięcie na przyszłość, bo żywot platformersów też jest policzony. Pisowcy się obrażają za krytyczne uwagi, ale takie właśnie powinny być dla nich cenne, bo mogą uchronić przed przegraną. |
|
Powrót do góry |
|
|
Marek-R Weteran Forum
Dołączył: 15 Wrz 2007 Posty: 1476
|
Wysłany: Sob Wrz 20, 2008 5:27 pm Temat postu: |
|
|
Krystyna Szkutnik napisał: | Pisowcy się obrażają za krytyczne uwagi, ale takie właśnie powinny być dla nich cenne, bo mogą uchronić przed przegraną. |
No właśnie, to jest ten mol który ich najbardziej gryzie. Przekonanie o własnej nieomylności jest nazbyt widoczne i jeżeli to się nie zmieni, to to że mamy w tym momencie rację, okaże się w najbliższej przyszłości - niestety. Przestaje działać zasada, że ci to będą tak czy tak głosować na nas, to się kończy i im szybciej przywództwo tej partii to zrozumie, tym bardziej będziemy mogli liczyć, na wspólny w imię dobra Polski sukces, w nadchodzącym kolejnym okresie wyborczym.
Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra. _________________ "Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001. |
|
Powrót do góry |
|
|
Krystyna Szkutnik Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008 Posty: 757
|
Wysłany: Sob Wrz 20, 2008 6:31 pm Temat postu: |
|
|
Od 20 lat uczęszczałam karnie na wybory wybierając za kazdym razem prawicowe lepsze zło. 20 lat naiwności politycznej, czy inaczej, wiary w ludzi, to chyba trochę za długo. Oswiadczam więc na forum, że na tych samych bładzących i tanczacych na salonach, bez konkretów, już głosować nie będę. Szkolę także moje dzieci w liczbie 4(dorosłe) i znajomych.
Panie Marku
Być może inni, tak jak Pan i ja, także mają dosyć tej zabawy i po prostu nie będa nikogo wybierać. Taką postawą co prawda nie buduje się swiata, lecz spadające poparcie dla PIS-u może czegoś zarozumialców nauczy. |
|
Powrót do góry |
|
|
Grzegorz - Wrocław Moderator
Dołączył: 09 Paź 2007 Posty: 4333
|
Wysłany: Sob Wrz 20, 2008 10:05 pm Temat postu: |
|
|
Ja też chodzę regularnie na wybory i ponieważ przez lata głosowałem nie na tych, którzy wygrywali, tośmy sobie z synem powiedzieli, że może jest to tak, że ci na których głosujemy nie zwyciężają, więc następnym razem zagłosujemy na SLD? Ale żarty na bok. Niestety bólem jest wybieranie, gdy mozna wybierać jedynie między niedobrymi, a fatalnymi. Dramatem były wybory prezydenckie Kwaśniewski - Wałęsa. Tam był wybór: fatalny (wariant I) lub nie mieszczący się w żadnych kryteriach (wariant II). |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz dołączać plików na tym forum Możesz ściągać pliki na tym forum
|
Załóż bezpłatnie forum phpbb2 lub phpbb3 na Forumoteka.pl
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|