Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Robert Majka - Aby nie zapomniec
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Wto Lis 24, 2009 7:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gościem programy "Teraz MY!" jest generał Wojciech Jaruzelski. Autorzy programu rozmawiają z autorem stanu wojennego na temat przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. (mk)



"Teraz MY!" - program z 23.11.09 r.
Video

http://wiadomosci.onet.pl/5728514,33,relacjetv.html



Honor gen. Jaruzelskiego
Video
http://wiadomosci.onet.pl/5728268,33,1,1,relacjetv.html



"Trafię na pewno na cmentarz"
Video
http://wiadomosci.onet.pl/5728268,33,relacjetv.html

Komentarz:

Jak w świetle wyżej wymienionych faktów, wygląda wybór
generał armii LWP Wojciech Jaruzelskiego
agenta ps. "WOLSKI" na urząd prezydenta
PRL-RP w roku 1989 ?
Dzięki komu( jakim głosom?) generał Wojciech Jaruzelski
został prezydentem PRL-RP w roku 1989?


Ostatnio zmieniony przez Robert Majka dnia Pon Sty 11, 2010 2:18 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Sro Lis 25, 2009 1:00 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

NASZ DZIENNIK Środa, 25 listopada 2009, Nr 276 (3597)

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091125&typ=my&id=my12.txt

Krótki cytat;

(...)

Pyt: Wypowiedzi Kiszczaka mają jakąś wartość dla obrazu ostatnich dwudziestu lat? Coś jeszcze Pana zaskoczyło w omawianych wywiadach?

Odp : Z red. Krzysztofem Wyszkowskim


- Niezwykłe jest stwierdzenie Kiszczaka, że już 31 sierpnia 1988 r. przedstawił Wałęsie propozycję wolnego wyboru 161 posłów do Sejmu, "wolne wybory do Senatu, wybór prezydenta, reformy polityczne i gospodarcze, w tym wolny rynek i udział 'Solidarności' w budowaniu koalicji". Jest to bardzo ostry atak na byłego prezydenta. Pamiętam powrót Wałęsy z rozmowy z Kiszczakiem do stoczni, ale podczas poufnej narady w gronie kilku osób Wałęsa nie przekazał nam tej informacji. Zachowywał się wręcz tak, jakby wszystko było stracone. Jest tu więc jakaś tajemnica. Poza tym Kiszczak deprecjonuje w ten sposób obrady Okrągłego Stołu. Jeśli bowiem takie propozycje złożył już 31 sierpnia 1988 r., to po co był Okrągły Stół?

Komentarz:

Często wyśmiewa się osoby w dyskursach politycznych
,które zwracają uwagę na datę 31 sierpnia roku 1988
i zawarte wówczas tajne porozumienie, które realizowane
jest do dnia dzisiejszego.
A, że realizowana jest "koncepcja z roku 1988" potwierdza
to osobiście sam generał policji politycznej MSW PRL
Czesław Kiszczak.
Przez ponad dwadzieścia lat twierdzono ( dziennikarze, politycy)
,że żadnych takich tajnych umów nigdy nie było? Laughing Rolling Eyes

Najważniejsza jest zatem tajna rozmowa
( i zawarte wówczas ustalenia)
pomiędzy gen policji politycznej MSW PRL Czesławem Kiszczakiem
a Lechem Wałęsą , która odbyła się 31 sierpnia roku 1988 !

Stąd mój upór od ponad dwudziestu lat w przedmiotowej sprawie.

Domagam się od Lecha Walęsy ujawnienia tajnych umów z 1988r
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt2988.html

http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt2988.html?postdays=0&postorder=asc&start=100


Ostatnio zmieniony przez Robert Majka dnia Pon Sty 11, 2010 2:19 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Gru 04, 2009 9:14 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na stronie - Jak zostać premierem


Numer: 49/2009 (1402)
http://www.wprost.pl/ar/180172/Na-stronie-Jak-zostac-premierem/

Cały naród szuka roboty dla Jana Krzysztofa Bieleckiego. I najczęściej znajduje dla niego fotel premiera. Bielecki już szefem rządu był, a miliony Polaków jeszcze nie. Żeby wyrównać te dysproporcje, zapisałem 10 zasad, które pozwolą zostać premierem. Powodzenia!

I Pozbądź się wszelkich wątpliwości, że się nie nadajesz na premiera. Zapomnij o tym, iż wielokrotnie mówiłeś o sobie, że czegokolwiek się tkniesz, to wszystko spieprzysz. Wyrzuć z pamięci uwagi o swoich lukach w edukacji, niechęci do pracy, braku doświadczenia w kierowaniu choćby kioskiem warzywnym. Wszystkim, szczególnie tym, którzy cię dobrze znają, prezentuj się jako ktoś, kto przeszedł iluminację i w błysku prawdy posiadł wszelkie rozumy i kwalifikacje. Wedle zasady Nikodema Dyzmy: cholera, jest coś we mnie, czego ja, głupi, nie dostrzegałem.

II Obiecaj wszystko, co tylko przyjdzie ci do głowy. Wszyscy wiedzą, że obiecanki to bzdury, ale lubią, żeby im te bzdury serwować. Dlatego mogą obiecanek słuchać nawet przez trzy godziny. I – wedle zasady porucznika Grubera z serialu „Allo, Allo!" – nie pozwól, żeby fakty przeszkodziły ci w obiecywaniu.


III Przedstawiaj się jako swojak, chłopak z sąsiedztwa czy podwórka. Przeciętniacy nie tylko budzą sympatię, ale też wskazują, że nie są oddzieleni od ludu żadnym wysokim płotem, że awans jest w zasięgu ręki każdego. Wedle zasady Jana Pietrzaka: tymi ręcami, tymi palcyma doszliśmy do wszystkiego.


IV Zawsze używaj wobec siebie i swoich stronników tylko czasu teraźniejszego i przyszłego (wobec konkurentów – tylko przeszłego). O swoich dokonaniach mów tylko: „robimy", „zrealizujemy”, „poprawimy”, „staramy się”, „zadbamy” itp. O przeciwnikach tylko: „zepsuli”, „nie zrealizowali”, „wykoślawili”, „zaniechali” itp. Nikogo nie można przecież rozliczyć z tego, co się robi lub zrobi. Wedle zasady Nikodema Dyzmy: sprawa jest w załatwianiu.


V Traktuj ludzi, w tym przyjaciół, wyłącznie instrumentalnie. Ty nigdy nie jesteś niczemu winien, oni – wszystkiemu. I nie wahaj się ich odstrzeliwać. Wedle zasady Franca Fiszera: jeśli nie znajdzie się dostatecznie dużo winnych, to się dobierze z niewinnych.


VI Bądź nieprzewidywalny. Niech nikt ze współpracowników nie zna dnia ani godziny. Niech nikt nie ma pewności, że rozgryzł cię do końca, że potrafi przewidzieć twoje ruchy. Wedle zasady ppor. Duba z powieści Haška o dzielnym wojaku Szwejku: wy mnie jeszcze nie znacie! Wy mnie znacie z tej dobrej strony, ale z tej złej to mnie dopiero poznacie.

VII Cokolwiek złego by się działo, czekaj. Wyjdź z ukrycia dopiero wtedy, gdy masz gotowe rozwiązanie, gdy możesz winę zrzucić na innych, kiedy minie pierwsza fala społecznego rozgorączkowania. A jeśli to możliwe, nie zabieraj głosu w żadnej drażliwej sprawie, jeśli nie musisz. Wedle zasady mjr. Majora z „Paragrafu 22": interesanci mogli się do niego zgłaszać tylko wtedy, gdy był nieobecny. Gdy był obecny, nie wolno było nikogo do niego wpuszczać.

Autor: Stanisław Janecki

źródło informacji
http://www.wprost.pl/ar/180172/Na-stronie-Jak-zostac-premierem/

Komentarz:



Widok przedstawia dobrego wojaka Szwejka, Rynek w Przemyślu

Cyt: (...) " Szwejku: wy mnie jeszcze nie znacie! Wy mnie znacie z tej dobrej strony, ale z tej złej to mnie dopiero poznacie. " (...) Laughing Laughing Laughing


Ostatnio zmieniony przez Robert Majka dnia Pon Sty 11, 2010 2:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pią Gru 04, 2009 10:13 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

źródło informacji:
http://www.medianet.pl/~naszapol/0827/0827moti.php

Parada łgarzy wokół mitu Wałęsy

Z Grzegorzem Braunem, reżyserem dokumentalistą, autorem m.in. filmu: "Plusy dodatnie, plusy ujemne" oraz współautorem filmu pt. "TW Bolek", rozmawia Roman Motoła



- W wyemitowanym niedawno przez TVP filmie pt. "TW Bolek" historycy IPN opowiadają o pracy nad głośną książką o Lechu Wałęsie. Czy przy okazji realizacji tego dokumentu coś spośród faktów dotyczących tej postaci było jeszcze w stanie Pana zaskoczyć?

- Jeśli cokolwiek, to fakt, że ciągle niełatwo o niej mówić. Że wciąż konfrontacja z faktami z naszej najnowszej historii okazuje się tak trudna, iż czasem aż nie do zniesienia dla bohaterów zdarzeń, którzy - jak się okazuje - mając coś do ukrycia, kłamią do ostatka. Można powiedzieć - walczą o każde kłamstwo. Dotyczy to zresztą nie tylko owych bohaterów, lecz również autorów ich retuszowanych legend. Ale jest to trudne także dla odbiorców, dla ogółu, który do tej pory, karmiony legendami i bajeczkami dla grzecznych czytelników "Gazety Wyborczej", ma zasadnicze trudności z traktowaniem naszych dziejów poważnie: jako zbioru faktów, a nie jako zestawu rytualnych zaklęć wykonywanych nad rodzimą historią. Jeśli coś mnie dziwi, to także to, że - zabierając w tej sprawie głos - można wzbudzić ciągle tyle emocji, bynajmniej nie zawsze pozytywnych.
W biografii Lecha Wałęsy ciągle jest wiele do odkrycia, wiele do spisania. "TW Bolek" nadaje się do obejrzenia w komplecie z "Plusami dodatnimi, plusami ujemnymi". Chciałbym, by widzowie, którzy natknęli się na najnowszy film, mogli dotrzeć do chronologicznie pierwszego dokumentu. Tak się starałem i tak się udało, żeby ten nowy krótszy obraz nie powtarzał niczego, co zostało opowiedziane poprzednio. Żeby poszerzał perspektywę i nie nudził tych, którzy widzieli "Plusy...". Po wielu projekcjach tamtego dokumentu spotykałem się z głosami: a gdzie są ci wszyscy funkcjonariusze, którzy mieli do czynienia ze sprawą "Bolka", których podpisy widnieją pod przytaczanymi dokumentami? W nowym filmie po raz pierwszy zabiera głos i pokazuje twarz jeden z funkcjonariuszy, którzy mieli bezpośredni związek z prowadzeniem TW "Bolka". Pytano mnie także: a czy nie ma więcej świadków historii, kolegów, osób, na które donosił Lech Wałęsa? I znalazł się nowy świadek historii, pan Józef Szyler [jedna z ofiar donosów "Bolka" - dop. red.]. Wielokrotnie pytano mnie też: a co na to wszystko historycy? Dlaczego nie zabierają głosu w dokumencie? Zatem, w nowym filmie zabiera głos nawet dwóch historyków.
"Plusy ..." przedstawiały stan mojej wiedzy sprzed trzech lat. Tymczasem, jak wiadomo, historiografia poczyniła w tej sprawie ogromny krok naprzód. Mam na myśli zwłaszcza rewelacyjne ustalenia Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, dotyczące procederu niszczenia akt w latach 90.: poszukiwania, gromadzenia i "brakowania" czy też "wyprowadzania" akt z archiwum. Ten proceder został teraz opisany i jest to dla nas okolicznością nową, bo pewnie nawet ludzie świadomi tamtych wydarzeń nie spodziewali się, że da się je udokumentować.
Co zaskakującego okazało się jeszcze w sprawie "Bolka"? W trakcie pracy nad nowym filmem pojawiły się nowe przesłanki do hipotezy o prowadzeniu Lecha Wałęsy przez tajną służbę wojskową. Tylko ta hipoteza wyjaśnia spójnie - moim zdaniem - funkcjonowanie L.W. w politycznych "układach" III RP. Jest za mało materiałów, by to udowodnić, ale i dosyć przesłanek, żeby wskazać i otworzyć nową perspektywę badawczą. Tej perspektywy nie próbowali przedstawić, penetrować ani nawet zarysować S. Cenckiewicz i P. Gontarczyk, bo w swojej książce starali się rygorystycznie trzymać faktów udokumentowanych. Natomiast ja, nie podlegając takim rygorom, mogę sobie, przy okazji tego wywiadu, pozwolić na stwierdzenie, że jeśli idzie o biografię Lecha Wałęsy, to najistotniejszą perspektywą dla dalszych badań jego biografii jest kwestia ewentualnego prowadzenia go przez służby wojskowe.
Podczas pracy nad nowym filmem dowiedziałem się o tym, że kiedy Lech Wałęsa był wprowadzany do ewidencji SB jako tajny współpracownik, w trakcie rutynowego sprawdzenia, które tej procedurze towarzyszy, mój rozmówca, dawny funkcjonariusz SB Janusz Stachowiak - jak twierdzi - uzyskał standardową odpowiedź z centralnego archiwum o wcześniejszej, dwukrotnej rejestracji Lecha Wałęsy jako źródła informacji. Jedna rejestracja dotyczyła jakiejś sprawy kryminalnej z czasów, gdy Wałęsa mieszkał jeszcze na Kujawach, przed przeprowadzką do Gdańska. Druga informacja odnosiła się do faktu rejestracji Wałęsy - jako źródła - przez wojskową służbę wewnętrzną. Zapewne miało to miejsce w czasach jego zasadniczej służby wojskowej. Jest to informacja w jakiś sposób rewelacyjna, niepotwierdzona jednak dokumentami. Janusz Stachowiak mówi o tym, że informacja ta miała przyjść na zielonym kartonie formatu A4. Nie pamięta pseudonimu ani dat rejestracji, ale pamięta taki fakt.

- Byli esbecy z reguły bronią swoich podopiecznych, Janusz Stachowiak uczynił inaczej, obciążając Wałęsę poważnymi zarzutami. Skąd wzięło się Panów przekonanie, że dawny funkcjonariusz służb PRL to wiarygodna osoba?

- Przede wszystkim powiedzieć trzeba, że Janusz Stachowiak nie jest w tej sprawie świadkiem koronnym. Nie jest jedynym ani nawet głównym źródłem wiedzy o fakcie współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w charakterze TW o pseudonimie "Bolek". Janusz Stachowiak z niewątpliwą odwagą, która budzi mój szacunek i sympatię, zdecydował się nie uczestniczyć w zmowie milczenia, którą ta sprawa jest objęta, a także podjął się świadczyć w sprawie wytoczonej przez Lecha Wałęsę Krzysztofowi Wyszkowskiemu. Z całą pewnością wyłamał się ze schematu obowiązującego dotychczas w podobnych przypadkach. Żywię do niego osobistą wdzięczność, że udzielił mi tego wywiadu. Mam nadzieję, iż historia zapamięta go jako tego, który pierwszy zdecydował się ową zmowę milczenia przerwać i tego, który postanowił zmienić swoje własne życie.

- Ten obszar nie jest dotychczas zbadany przez historyków ani przez dokumentalistów. Czy uważa Pan, że jest szansa na odkrycie tej karty z życiorysu b. szefa "Solidarności"?

- Nie wiem, co uda się jeszcze ustalić historykom za naszego życia. Najbardziej wyczerpujące odpowiedzi na najważniejsze pytania mogłyby zostać udzielone w Moskwie, a pewnie i w kilku innych stolicach. Niezależnie od tego, jakie odkrycia poczynią jeszcze badacze, można powiedzieć, że ta informacja w bardzo ciekawy sposób koresponduje z innymi przesłankami do tezy o prowadzeniu Lecha Wałęsy przez służby wojskowe. Wskazałbym tutaj na znany historykom fakt sprowadzenia do Lecha Wałęsy w okresie internowania w Arłamowie jego dowódcy z czasów zasadniczej służby wojskowej. Wskazałbym także na ustalenia Pawła Zyzaka, historyka i biografa Lecha Wałęsy. Przygotowuje on książkę mającą ukazać się jesienią nakładem wydawnictwa Arcana. Jej pierwszy rozdział został opublikowany w jednym z ostatnich numerów czasopisma o tej samej nazwie. Chodzi o fakty na temat szczególnego statusu, jakim miał się cieszyć Lech Wałęsa jako kapral w okresie zasadniczej służby wojskowej w latach 60. Ciekawe, na ile silna i sformalizowana była więź lojalności, łącząca Lecha Wałęsę ze służbami Ludowego Wojska Polskiego.

- "Plusy dodatnie..." nie doczekały się emisji w telewizji publicznej, która zamówiła film, funkcjonują w swoistym "drugim obiegu" internetowym. Zdaje się, że już w zeszłym roku liczba widzów, którzy zechcieli odszukać i ściągnąć "Plusy..." z sieci przekroczyła milion - nieźle, jak na film "nieistniejący" w mediach (z wyjątkiem "Naszej Polski", "Najwyższego Czasu" oraz "Gazety Polskiej"). Tym razem poszło o wiele łatwiej, "TW Bolek" miały już okazję zobaczyć szerokie rzesze telewidzów. Spodziewał się Pan takiego obrotu sprawy?

- Cała zasługa w skutecznym doprowadzeniu do sfinalizowania tego przedsięwzięcia i cały ciężar nie zawsze łatwych kontaktów z telewizją publiczną leży po stronie Roberta Kaczmarka, współreżysera i producenta "TW Bolek", a także m.in. twórcy telewizyjnego cyklu dokumentalnego pt. "Errata do biografii".
- W przypadku publikacji książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka mieliśmy do czynienia z kuriozalną sytuacją. Na wiele tygodni przed jej premierą rozpoczęła się akcja medialna przeciwko autorom, jak również przeciwko samemu IPN. Dezawuowano publikację bez odnoszenia się do meritum sprawy, bo przecież nie wiadomo było jeszcze, jakie materiały, fakty i wnioski zawiera.
- Po doświadczeniach związanych z "Plusami..." wydawało mi się, iż jestem już przyzwyczajony do kłamstw wypowiadanych w kwestii przeszłości Lecha Wałęsy. Cała ta parada łgarzy, cała rewia kłamców i hipokrytów, która rozkręciła się, zanim jeszcze książka mogła być przez kogokolwiek przeczytana, cała nawała propagandowa rozpętana przeciwko autorom jednak przerosły moje przewidywania. Stare kłamstwa "Gazety Wyborczej" z repertuaru antylustracyjnego mogą być powtarzane po raz tysięczny - to jedno. Ale okazało się także, iż brakuje w Polsce dziennikarzy, którzy by tych kłamców i krętaczy - często z tytułami naukowymi - łapali za słowa i którzy zestawialiby zmieniające się wersje wypowiadane przez rozmaitych "mędrców" przy tej okazji. Te wersje zmieniające się już nawet nie z tygodnia na tydzień, ale z dnia na dzień. To wszystko, muszę powiedzieć, zaskoczyło mnie znowu. Również fakt, że jako autorytet w tej sprawie funkcjonować może dalej pan prof. Andrzej Friszke. Jak wiadomo, nie zadał on sobie trudu, by sięgnąć do dokumentów, które zreferowali dr Sławomir Cenckiewicz i dr Piotr Gontarczyk, natomiast nie szczędził wysiłków, by ich pracę zdezawuować. Okazało się, iż można zachować pozycję w świecie nauki, biorąc jawnie udział w nagonce propagandowej na kolegów-historyków, jak zrobił to np. pan prof. Paweł Machcewicz. To jest zupełnie niesłychane. Albo te szczyty kłamliwej retoryki, na jakie wspięli się na użytek L.W. dominikamin o. Maciej Zięba czy abp Józef Życiński. Ich faryzejskie popisy zostaną kiedyś - mam nadzieję - spisane w opasłym tomie pt.: "Z dziejów krętactwa w Polsce".

- Czy Pan również doświadcza skutków paniki, jaka wywiązała się pośród "elit" wokół sprawy Wałęsy?

- Można powiedzieć, że w górę poszły - i to znacząco - moje akcje [śmiech]. Dwa lata temu Lech Wałęsa wypisywał do mnie, że będzie domagać się w sądzie miliona złotych odszkodowania. Teraz słyszę już zapowiedzi o dwudziestu milionach. Ta zmiana nie wpływa na fakt, iż tego typu deklaracje są wyłącznie czczą gadaniną. Żaden pozew przeciwko mnie złożony nie został, żaden sąd mnie nie wzywa. Ja na każde żądanie sądu Rzeczypospolitej z pewnością się stawię. W zeszłym roku poprosiłem natomiast mojego adwokata o złożenie pozwu przeciwko byłemu prezydentowi, w związku z rozpowszechnianiem przez niego drukiem oszczerstw na mój temat. Lech Wałęsa w swojej wydanej w zeszłym roku książeczce sugeruje, iż jestem kłamcą do wynajęcia. Pozew został złożony jesienią 2007 r., sprawa dotychczas nie weszła na żadną wokandę.

- W telewizyjnej dyskusji, jaka odbyła się "na gorąco" po emisji filmu "TW Bolek", Rafał Ziemkiewicz stwierdził, iż tzw. elity zawłaszczyły sobie naszą historię na własny użytek, zaś my, "maluczcy", nie mamy w ich mniemaniu prawa do własnych dziejów. Czy ma Pan poczucie, iż ostatnio uczyniliśmy jakiś mały krok do odzyskania fragmentu polskiej historii?

- Mam nadzieję, że publikacja faktów z biografii Lecha Wałęsy, używanych dotychczas tylko i wyłącznie w kręgu graczy politycznych, istotnie pozwoli Polakom lepiej zrozumieć najnowszą historię, a dzięki poznaniu historii, lepiej pojąć mechanizmy rządzące współczesną grą polityczną. Jak napisał jeden z klasyków polskiej historiografii, Józef Szujski, zła historia jest matką złej polityki. Jeśli nie będziemy znali biografii ludzi, którzy kształtują dziś polską politykę, nie będziemy tej polityki w pełni rozumieli i nie będziemy mogli podejmować trafnych decyzji. Błędem byłoby jednak robienie z Lecha Wałęsy kozła ofiarnego naszej najnowszej historii, skupianie się na jego żałosnym przypadku, z pominięciem całego kontekstu, w jakim on funkcjonował i po dziś dzień funkcjonuje. Przypomnę wyrażenie, w którym - moim zdaniem - zawiera się niezwykle trafna diagnoza. Chodzi o sformułowanie Krzysztofa Wyszkowskiego: mit Lecha Wałęsy to mit osłonowy całej formacji. Może jest to początek drogi do zdrowej, opartej na faktach, a nie mitach, realnej oceny historii i współczesności. Od czegoś trzeba zacząć.

- Dziękuję bardzo za rozmowę.

Grzegorz Braun (ur. 1967) - reżyser, scenarzysta, autor i współautor kilkunastu dokumentów filmowych (m.in. "Wielka ucieczka cenzora", "Defilada zwycięzców", "Plusy dodatnie, plusy ujemne", "TW Bolek"). Współautor cyklu emitowanego w TVP - "Errata do biografii".

publicystyka@naszapolska.pl

źródło informacji:
http://www.medianet.pl/~naszapol/0827/0827moti.php


Ostatnio zmieniony przez Robert Majka dnia Pon Sty 11, 2010 2:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Nie Gru 06, 2009 10:05 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tygodnik "Wprost" - 08 lutego 2004
źródło informacji: http://niniwa2.cba.pl/afera-bergu.html

Jak komunistyczna bezpieka podzieliła środowiska emigracyjne

Sławomir Cenckiewicz

Afera Bergu

23 grudnia 1952 r. do konsulatu PRL w Berlinie Wschodnim zgłosili się kobieta i mężczyzna. Przynieśli dokładne informacje o dwóch działających w zachodnich Niemczech polskich placówkach. Nie były to jednak zwykłe ośrodki emigracyjne, obie placówki zajmowały się utrzymywaniem łączności z okupowanym przez Sowietów krajem. W ręce UB wpadły personalia kurierów krążących między obiema stronami żelaznej kurtyny, dane o wykorzystywanych przez nich granicznych punktach kontaktowych, szlakach przerzutu ludzi, pieniędzy i dokumentów. Działające w zachodnich Niemczech bazy łączności były finansowane z funduszy amerykańskiego i brytyjskiego wywiadu. W ten sposób komunistyczne władze w Polsce otrzymały dowód, który potwierdzał sztandarową tezę peerelowskiej propagandy o emigracji będącej na usługach obcych wywiadów.
Tak cennych informacji dostarczyli władzom PRL pracownicy jednej z dwóch baz łączności - Jan Ostaszewski (ps. Paweł Choma) był instruktorem w położonej w bawarskim Bergu bazie Południe, a Wanda Macińska (ps. Wanda Weber) pełniła funkcję łącznika. W rzeczywistości Ostaszewski i Macińska byli głęboko zakonspirowanymi agentami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. O ich powrocie do Polski triumfalnie doniosło 31 grudnia 1952 r. Radio Warszawa. Dzień później tę informację powtórzyła "Trybuna Ludu" w krótkiej notce o znamiennym tytule "Nie chcą więcej służyć wywiadowi USA". W kraju rozpoczęły się represje wobec osób wydanych przez agentów. Tylko na przełomie stycznia i lutego 1953 r. aresztowano 200 ludzi. Wielu z nich skazano na śmierć.

W oczekiwaniu na III wojnę światową

Zakończenie II wojny światowej i istnienie w Polsce komunistycznego reżimu oznaczało dla polskiego rządu na uchodźstwie groźbę odejścia w niebyt. Rząd RP w Londynie starał się jednak nie tracić nadziei na powrót do kraju. Liczono na wybuch III wojny, która wyzwoli Polskę spod sowieckiej okupacji. Z tego powodu należało utrzymywać łączność z krajem i wspomagać działające w Polsce antykomunistyczne podziemie zbrojne. To zadanie powierzono ministrowi spraw wewnętrznych, którym od 1944 r. był Zygmunt Berezowski ze Stronnictwa Narodowego.
Łączność utrzymywano głównie dzięki kurierom kontaktującym się w kraju ze strukturami SN oraz Zrzeszeniem Wolność i Niezawisłość, które powstało po rozwiązaniu AK. Wielu kurierów rekrutowano w obozach repatriacyjnych w zachodnich strefach okupacyjnych w Niemczech. Pieniądze na rekrutację pochodziły z amerykańskich źródeł wywiadowczych. Amerykanie w zamian za finansowanie kurierów mieli otrzymywać informacje na temat sytuacji za żelazną kurtyną. O tym, że łączność z krajem opłaca amerykański wywiad, wiedzieli nieliczni. "Bez zgody rządu polskiego w Londynie - konstatował emigracyjny działacz ludowy Jerzy Kuncewicz - Amerykanie zorganizowali w Niemczech oddział do dywersji w Polsce, wciągając do tego wielu Polaków. Angażowani do tego oddziału otrzymują 180 dolarów gotówki na rękę, ubezpieczenie na 10 tys. dolarów i urlop co trzy miesiące z prawem bezcłowego wjazdu do Anglii lub Ameryki, czyli mogą szmuglować, co im się podoba".

Macki bezpieki na Zachodzie

W okupowanych Niemczech było prawie sto obozów repatriacyjnych, niemal przy każdym funkcjonowały komórki wywiadu brytyjskiego bądź amerykańskiego. Te obozy - podobnie jak siatki wywiadowcze w kraju - były silnie spenetrowane przez agentów bezpieki. W notatce Departamentu I MBP czytamy: "W miejscowości Valka koło Nürnberg znajduje się obóz dla uciekinierów z Polski i Czechosłowacji. Na teren obozu przyjeżdżał pracownik Komitetu Pomocy Uchodźcom z Monachium posługujący się nazwiskiem Urbański Antoni, który werbował uciekinierów z Polski. W jednym wypadku werbunek odbył się na tej podstawie, że werbowanemu Urbański przyobiecał wyjazd do USA pod warunkiem, że pojedzie do Polski i zbierze pewne informacje wywiadowcze. Urbański poinstruował agenta, jak ma zbierać informacje wywiadowcze w wojsku i rysować szkice obiektów. Następnie dano agentowi nowe ubranie i polecono wyjechać do Polski". Jeden z takich ośrodków - w Quackenbrück - już w kwietniu 1948 r. został rozpracowany przez MBP, które przejęło pełny wykaz uchodźców przechodzących przez ośrodki w Regensburgu i Quackenbrück, włącznie z podaniem adresów rodzin w kraju oraz raportami z pobytu w Polsce.

W Ameryce nadzieja

Beznadziejna sytuacja w kraju, brutalne pacyfikacje "leśnych", a także kryzys polityczny i rozbicie w "polskim Londynie" po śmierci prezydenta Władysława Raczkiewicza w 1947 r. sprawiły, iż część uchodźstwa decydowała się na współpracę wywiadowczą z Amerykanami. Celowały w tym ugrupowania skupione wokół Rady Politycznej (porozumienia partii skłóconych z Augustem Zaleskim, nowym prezydentem RP: Stronnictwa Narodowego, Polskiej Partii Socjalistycznej i Polskiego Ruchu Wolnościowego Niepodległość i Demokracja). Szczególnie aktywne było SN, którego przedstawiciele od 1948 r. prowadzili rozmowy z CIA. W 1949 r. prezes SN Tadeusz Bielecki - przed wojną współpracownik Romana Dmowskiego - podczas wizyty w Departamencie Stanu USA informował Amerykanów, że narodowcy dysponują wieloma "nieoficjalnymi kanałami, którymi można dotrzeć do ludzi w Polsce". Otrzymał od Amerykanów 62 tys. dolarów na prowadzenie akcji dywersyjnej w kraju.
W 1950 r. do drzwi urzędów waszyngtońskich kołatał gen. Władysław Anders, który w Departamencie Obrony złożył ofertę odbudowy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie gotowych walczyć z Sowietami. We wrześniu 1950 r. na utrzymanie amerykańskie przeszła cała Rada Polityczna. Z Amerykanami porozumiewał się Edward Sojka, szef Wydziału Krajowego Rady Politycznej. Sojka podczas spotkania z płk. Davisem (pseudonim) z wywiadu wojskowego USA ustalił, że stronnictwa Rady Politycznej będą popierać amerykańską politykę, "podtrzymywać w kraju ducha oporu, dostarczać wiadomości i przygotowywać stacje radionadawcze w Polsce". Zgodnie z umową rada miała też pomóc w rozbudowie w kraju sieci rezydentów i informatorów oraz przesłuchiwać uciekinierów z Polski. Porozumienie zaakceptowali koledzy Sojki z wydziału - Franciszek Białas, Tadeusz Żenczykowski i Zygmunt Zaremba. W 1951 r. podobną umowę zawarto z Brytyjczykami. Do końca 1952 r. Rada Polityczna w zamian za usługi wywiadowcze otrzymała od Amerykanów około 840 tys. USD, a stronnictwa polityczne około 170 tys. USD, czyli łącznie ponad milion dolarów. Pytanie: czy marząc o niepodległej Rzeczypospolitej, mogli się zdecydować na cokolwiek innego?

Przyjacielskie agentury

Porozumienia Rady Politycznej z obcymi wywiadami wkrótce stały się tajemnicą poliszynela. Na emigracji zawrzało. W dwutygodniku "Głos" ukazującym się na początku lat 50. w Londynie możemy przeczytać, że polskie uchodźstwo trawią dwa gatunki agentur - "wrogie i przyjacielskie". Dodawano na tych łamach: "Jak wiadomo, USA przeznaczyły milionowe kwoty na pomoc dla uchodźców zza żelaznej kurtyny. Lecz pomoc ta jest nie skoordynowana. Płynie różnymi kanałami. Jeden kanał nie wie, ile otrzymuje drugi, i odwrotnie. Pomoc amerykańska nosi przeważnie charakter poufny. Nie ma - jak dotychczas - charakteru operacji kredytowej zawartej z jednej strony przez USA, z drugiej - przez oficjalną reprezentację uchodźstwa polskiego". Jeszcze dobitniej wyraził to przedwojenny senator Tadeusz Katelbach w liście do gen. Kazimierza Sosnkowskiego z 1952 r.: "Na utrzymaniu amerykańskim znajduje się już cały legion osób z naszego życia politycznego. Gdyby Amerykanie cofnęli temu legionowi i różnym imprezom pieniądze, byłoby to równoznaczne z zupełną katastrofą".

Bazy Północ i Południe

Umowy o współpracy zawarte z Amerykanami i Brytyjczykami przewidywały założenie dwóch baz łączności w Niemczech - bazy Północ w Oerlinghausen, a od wiosny 1952 r. w Mülhein, oraz bazy Południe początkowo z siedzibą w Rotach koło Tagernesse, później przeniesionej do Monachium i wreszcie do miejscowości Berg w Bawarii. Później okoliczności całej sprawy zostały określone mianem afery Bergu. Placówki miały ekspozytury w Berlinie Zachodnim, Wiedniu i Szwecji. Kierownictwo i większość personelu stanowili działacze Stronnictwa Narodowego. Nad całością pracy wywiadowczej czuwał Sojka, który przekazywał informacje bezpośrednio Bieleckiemu i Berezowskiemu. Nadzór nad placówkami sprawowali jednak Amerykanie. Pieniądze przekazywał działaczom emigracyjnym oficer wywiadu wojskowego USA, a przed wojną sekretarz ambasady amerykańskiej w Warszawie, posługujący się pseudonimem Zdzisław. Obie bazy zorganizowały 47 wypraw do kraju (w tym cztery drogą morską), w czasie których w ręce bezpieki wpadło 14 kurierów.

UB sponsorowany przez CIA

Z akt UB wynika, że już w 1951 r. wywiad PRL miał doskonałe rozpoznanie szczegółów działalności obu baz. Dysponowano pełną listą pracowników placówek, znane też były skrzynki adresowe. Rolę bezpieki w rozpracowaniu baz łączności trafnie podsumował na łamach "Karty" Jan Nowak-Jeziorański: "Przez dwa lata odbiorcą dość znacznych funduszy z kasy CIA, sprzętu radiowego, szyfrów, depesz, raportów i instrukcji był kontrwywiad bezpieki. Amerykanie zaś byli karmieni reportażami i ocenami fabrykowanymi przez przeciwnika. W grudniu 1952 r. komuniści postanowili zakończyć tę zabawę publiczną kompromitacją CIA i emigracji. Dwaj agenci polskiego kontrwywiadu występujący w roli przywódców WiN zgłosili się 'dobrowolnie' do władz, wydając siebie, swoich podkomendnych, zasoby pieniężne, tajemnice organizacyjne i podając wszystko do publicznej wiadomości".
Wiosną 1953 r. gwóźdź do trumny wbił Kazimierz Tychota, odwołany przez Sojkę szef bazy Północ, który ujawnił szczegóły "roboty wywiadowczej", a Sojkę oskarżył o "działanie na szkodę interesu narodowego". Dowiedziawszy się o tym, prezydent Zaleski zarzucił członkom Rady Politycznej działalność agenturalną. Z kolei Stanisław Cat Mackiewicz, premier rządu RP na uchodźstwie, oskarżył ich o "handel śmiercią". "Gdyby emigracja nasza istotnie miała handlować śmiercią rodaków w kraju, to byłoby to tego rodzaju zbrodnią, za którą odpowiedzialny moralnie byłby nie tylko ten, kto ten plugawy i haniebny proceder uprawia, ale także każdy, kto przeciwko temu nie protestuje" - pisał Mackiewicz.
W "polskim Londynie" próbowano jednak marginalizować problem. Politycy bezpośrednio zamieszani w aferę Bergu mówili o szkodliwości wyciągania jej na światło dzienne. Największy autorytet emigracyjny - gen. Kazimierz Sosnkowski - choć sprzeciwiał się wykorzystywaniu emigracji przez zachodnie wywiady, proponował "jak najszybciej zewrzeć szeregi". Niestety, po ujawnieniu afery Bergu emigracja pogrążyła się w chaosie, podzieliła się i straciła znaczenie polityczne.

autor:
Sławomir Cenckiewicz

Doktor nauk historycznych, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku

Tygodnik "Wprost" - 08 lutego 2004
źródło informacji: http://niniwa2.cba.pl/afera-bergu.html


Komentarz:

Pomyślmy o przyczynach , a wówczas zrozumiemy
skutki skąd zaczęły się polskie kłopoty dnia dzisiejszego.
W dyskusjach politycznych często umyka dyskutantom
zwrócenie uwagi na jedną z najważniejszych afer w najnowszej
historii jaką była AFERA BERGU. Konsekwencje dla interesów
państwa polskiego do dnia dzisiejszego są tragiczne, zarówno
te ustrojowe jak też gospodarcze. I nie chodzi tu o ciągłym
biadoleniu na temat agenci, agenci, agenci. Ale o fakty.
Moim zdaniem agentura wpływu
działająca w latach siedemdziesiatych, a później
ze zwiększoną swoją mocą w latach osiemdziesiątych
, aż do czasów współczesnych,realizuje
jeden i ten sam plan strategiczny.
Pozbawić Polaków możliwości samostanowienia
o swim losie w kontekście silnego
państwa polskiego.

Takie są ich plany od roku 1920 w stosunku do
państwa polskiego

I nikt i nic mnie nie przekona, że jest inaczej.
Stąd także ze środowisk
bliskich zniewoleniu Polaków płynie pomruk
prześmiewców, którzy wszystko i wszystkich
wyśmiewają za podnoszenie tematu _
związanego z działającą nadal agenturą
wpływu. Rolling Eyes Polska będzie wówczas
silna, gdy Polacy dowiedzą się o swojej
przeszłości, kto był człowiekiem godnym
zaufania, a kto kanalią. Rolling Eyes
Polska bez agentów wpływu na dzisiejsze
losy jej obywateli, to silne państwo polskie.
Innej drogi nie ma, jesli chcemy żyć
normalnym kraju, jeśli chcemy być
podmiotem w swoim państwie, a nie
przedmiotem manipulacji.
Przez kogo manipulowani ...?
Odpowiedzcie sobie Państwo sami. Laughing
Pokazały to fakty historyczne na przestrzeni lat.
Z czego czasami ludzie żyjący
w Polsce i poza granicami kraju
nie zawsze zdają sobie sprawę.

Są też i inne wątki AFERY BERGU,
zacznijmy na początek od tych faktów. Rolling Eyes

Postanowiłem ten wątek historyczny przypomnieć
Państwu na forum SW. Może kogoś to zainteresuje? Rolling Eyes
Miłej lektury. Pozdrawiam.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum