Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Skandal w Pradze
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Czw Gru 18, 2008 12:20 pm    Temat postu: U nas panuje niejasność, chociaż sprawa jest jasna Odpowiedz z cytatem

U nas panuje niejasność, chociaż sprawa jest jasna

Prezes PiS p. Jarosław Kaczyński daje do zrozumienia, że można uniknąć zastąpienia polskiej waluty przez euro:

http://glos.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=973&Itemid=76.

Ba, jego partia "odważnie" i "patriotycznie" domaga się referendum w tej sprawie!

Tymczasem red. Stanisław Michalkiewicz (w latach 90. przez pewien czas prezes UPR) nie tak dawno, tej jesieni, "łopatologicznie" objaśnił, że euro NIEUCHRONNIE będzie obowiązującą walutą w Polsce, a sporny może być tylko termin dokonania tej zmiany:

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=547.

Uniknąć ustanowienia euro walutą obowiązująca w Polsce (poniekąd euro u nas już obowiązuje: coraz więcej jest, niestety, przepisów, które różne kwoty pieniężne określają w walucie unijnej, a nie krajowej) można TYLKO poprzez wystąpienie Polski z Unii Europejskiej. Czy jednak PiS ma odwagę do takiego celu dążyć, pod takim hasłem iść na wybory, a po ew. wygraniu ich – realizować je? Nie wierzę, aby w PiS ktoś choćby pisnął o takim zamiarze!

Co więcej, St. Michalkiewicz BARDZO CELNIE wytknął partii Jarosława Kaczyńskiego, że jej poparcie dla referendum w sprawie zmiany waluty to pozory; takie poparcie było potrzebne, gdy chodziło o sposób akceptowania (lub nie) Traktatu Reformującego przez nasz kraj, ale wtedy owego poparcia zabrakło. I tu widać (nie po raz pierwszy), jak stosunkowo mało dzieli PiS od PO! Podobnie mało, jak PC od UD kilkanaście lat temu.

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Sob Sty 03, 2009 10:50 am, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pią Gru 19, 2008 12:45 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Co więcej, St. Michalkiewicz BARDZO CELNIE wytknął partii Jarosława Kaczyńskiego, że jej poparcie dla referendum w sprawie zmiany waluty to pozory; takie poparcie było potrzebne, gdy chodziło o sposób akceptowania (lub nie) Traktatu Reformującego przez nasz kraj, ale wtedy owego poparcia zabrakło. I tu widać (nie po raz pierwszy), jak stosunkowo mało dzieli PiS od PO! Podobnie mało, jak PC od UD kilkanaście lat temu.

Im by było to prawdziwsze - tym byłoby smutniejsze Sad
Gdzie się nam nieboraczkom podziać w następnych wyborach?

PS. Mieliśmy tu gościć na naszym forum różnych VIPow z PiS. Się im nie chce, czy się przestraszyli ewentualnych trudnych pytań? Spaliło na kapiszonie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Pon Gru 29, 2008 11:23 pm    Temat postu: Fatalny transkrypt Odpowiedz z cytatem

Fatalny transkrypt



http://www.polskieradio.pl/krajiswiat/opinie/artykul81064.html


(Od autora: wszelkie dostrzegalne w poniższym tekście podobieństwo ― a także nie-podobieństwo ― do osób, zdarzeń i okoliczności znanych z realnego świata należy uznawać za takie, które nikogo do niczego nie zobowiązuje.)




― Witajcie, towarzysze! Otwieram wspólne posiedzenie delegacji partyjno-rządowych państw ― stron Układu Warszawskiego i państw członkowskich Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej ― zaczął pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, a zarazem premier Węgierskiej Republiki Ludowej, Géza Vörös ― zgodnie z przewidzianym porządkiem obrad udzielam głos przywódcy radzieckiemu, sekretarzowi generalnemu Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, przewodniczącemu Prezydium Rady Najwyższej ZSRR, drogiemu towarzyszowi Wiktorowi Iljiczowi Zagładinowi, który... ― Vörös bardzo biegle władał rosyjskim, prawie jak Rosjanin, jednak tę powitalną formułkę dobrze przećwiczył tuż przed spotkaniem.

― Dobrze, dziękuję, oszczędźcie mi tych uprzejmości, drogi towarzyszu Vörös, ― przerwał mu przywódca radziecki, przy czym wyraz "drogi" zabrzmiał w jego ustach jakoś dziwnie inaczej niż w wypowiedzi gospodarza spotkania ― przejdźmy do rzeczy. Towarzysze, zapewne wszyscy domyślamy się, dlaczego to spotkanie zorganizowaliśmy w Budapeszcie, u naszych węgierskich przyjaciół. Chodzi o zmianę klauzuli terytorialnej. Wszystkie państwa członkowskie RWPG, dotychczas nie należące do Układu Warszawskiego, staną się wkrótce jego stronami. Dlatego anachroniczna byłaby formuła mówiąca o wspólnej obronie przed agresją dokonaną przeciwko nam w Europie. Mongolska Republika Ludowa i Demokratyczna Republika Wietnamu leżą, jak wiadomo, w całości na kontynencie azjatyckim. Dlatego tę klauzulę trzeba wykreślić, ale potrzeba do tego jednomyślnej zgody wszystkich dotychczasowych sojuszników. Jed-no-myśl-nej. I właśnie towarzysze węgierscy nastręczają nam trudności w tym, że tak powiem, zakresie. Dobrze będzie, jeśli trochę więcej na ten temat powie nasz minister obrony. Dziękuję, towarzysze.

Odezwał się Géza Vörös:

― Głos ma towarzysz marszałek Siergiej Fiodorowicz Dołgorukij.

― Towarzysze, ― zaczął minister obrony ZSRR, w galowym mundurze marszałka Związku Radzieckiego, błyszczący orderami i medalami jak rzadko kto ― powiem w krótkich żołnierskich słowach. Jak wiadomo, Demokratyczna Republika Wietnamu stale zmaga się z agresją imperialistów amerykańskich, bombardujących ją z terytorium marionetkowego reżymu sajgońskiego. Nasi mongolscy przyjaciele mogą liczyć tylko na niewzruszoną potęgę Armii Radzieckiej w czasie, gdy maoistowska klika z Pekinu, kontynuując nazewnictwo z dawnych, cesarskich czasów, rozróżnia tzw. Mongolię Wewnętrzną na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej i tzw. Mongolię Zewnętrzną czyli Mongolską Republikę Ludową, ale to oznacza tylko tyle, że kiedyś kierownictwo pekińskie może zechcieć przestać odróżniać te dwa terytoria. W tych warunkach jest jasne, że nasza przyjaźń z tymi dwoma bratnimi państwami w Azji nie może ograniczać się do wymiany dwojakiej: uroczystych słów i zwykłych towarów. Musimy włączyć je do struktur obronnych Układu Warszawskiego i oczywiście zapewnić im takie same gwarancje wobec zakusów imperializmu amerykańskiego i hegemonizmu chińskiego, jakie już od dawna posiadają nasi czechosłowaccy, polscy i niemieccy przyjaciele.

O głos poprosił premier Niemieckiej Republiki Demokratycznej, Franz Relke. Pierwszy sekretarz Vörös udzielił głosu gościowi w Berlina.

― Rozumiem, że towarzysz marszałek mówiąc o niemieckich przyjaciołach miał na myśli Niemiecką Republikę Demokratyczną, a nie...

― Tak, rzecz jasna, towarzyszu premierze! ― wpadł mu w słowo radziecki minister obrony.

― Co do Demokratycznej Republiki Wietnamu ― kontynuował premier Relke ― to państwo jest wzięte w dwa ognie, z południa i północy. Pomoc docierająca do Hanoi drogą lądową (także od nas) często jest po drodze pozbawiana etykiet oryginalnych, a w ich miejsce są przytwierdzane etykiety chińskie...

― Do rzeczy, towarzyszu! ― wykrzyknął sekretarz generalny Zagładin.

― W tej tak trudnej sytuacji ― kontynuował Niemiec ― zupełnie niezrozumiałe są, że tak powiem, wątpliwości towarzyszy węgierskich. Jeszcze tylko tego by brakowało, aby imperialistyczne służby szpiegowskie o nich się dowiedziały.

Rękę podniósł marszałek Dołgorukij. Rzeczywiście, pasowała do jego nazwiska.

― Proszę, towarzyszu marszałku ― uprzejmie zaproponował premier Vörös.

― Po moim niedawnym tajnym spotkaniu w Ułan Bator z towarzyszem Su można spodziewać się, że Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna również przystąpi do Układu Warszawskiego i, rzecz jasna, do RWPG. A wtedy weźmiemy tych hegemonistów chińskich nie w dwa, ale w trzy ognie.

― Towarzyszu marszałku ― odezwał się nie proszony, ale pojednawczym tonem Zagładin ― rozmawialiście z towarzyszem Su, prawda? Dla jasności i dla ściśle poufnej wiadomości towarzyszy: nasz minister obrony rozmawiał z towarzyszem Su Kin-synem, ale do akcesji Koreańczyków trzeba będzie zapewne poczekać, aż on przejmie przywództwo socjalistycznej Korei z rąk towarzysza Su Kin-kota, któremu, rzecz jasna, życzymy długich lat owocnego życia w służbie socjalizmowi. Tymczasem, towarzyszu Vörös, może zechcecie wytłumaczyć nam wątpliwości węgierskiego kierownictwa? Jak długo ta niejasna sytuacja w naszym sojuszniczym gronie będzie trwać?

― Wielce szanowny towarzyszu Zagładin! Towarzysze! ― odpowiedział premier Węgierskiej Republiki Ludowej. ― To jest problem, wynikający z historii tego kraju. Nie muszę przypominać, że rewolucja na Węgrzech była bliska zwycięstwu jeszcze w czasach przywództwa świetlanej pamięci towarzysza Władimira Iljicza Lenina. Po przezwyciężeniu imperialistycznej dywersji, wykorzystującej kryzys suezki, jesteśmy integralną częścią składową Układu Warszawskiego i, dzięki wsparciu niezwyciężonej, okrytej chwałą Armii Radzieckiej, nic na świecie tego nie zmieni! Jednak musimy się liczyć ze skutkami, jakie zniesienie klauzuli terytorialnej spowodowałoby w opinii publicznej tego kraju. Haniebna zależność satelicka admirała Horthy’ego wobec III Rzeszy spowodowała, że wielu Węgrów za nie-swoją sprawę wykrwawiało się daleko od swej ojczyzny na tak zwanym froncie wschodnim. W tym gronie możemy sobie powiedzieć, że w pamięci obywateli Węgierskiej Republiki Ludowej tkwi również wrażenie, wywołane faktem, że w tłumieniu antysocjalistycznej rewolty w Budapeszcie brało udział wielu żołnierzy Armii Radzieckiej, którzy... których cechy antropologiczne przywodziły na myśl tamto tragiczne doświadczenie z czasu dyktatury Horthy’ego...

― Dosyć, towarzyszu Vörös! ― wykrzyknął marszałek Siergiej Dołgorukij ― Chcecie wymigać się plotąc jakieś bzdury pod osłoną okrągłych, gładko brzmiących słówek! My, komuniści, jesteśmy internacjonalistami! Obcy jest nam rasizm i nie będziecie nam tu sugerować, że żołnierze radzieccy o azjatyckich rysach twarzy są mniej godni szacunku i zaufania od żołnierzy narodowości ukraińskiej, albo, dajmy na to, estońskiej! A może chcieliście powiedzieć, że żołnierz węgierski byłby gotów walczyć ramię w ramię z polskim żołnierzem przeciwko zachodnioniemieckim rewanżystom, ale nie zechce nadstawiać głowy za wolność Kazacha, Mongoła albo Wietnamczyka w obronie przed inwazją tej... no... Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej?

― Czy mogę odpowiedzieć, towarzyszu marszałku? ― odezwał się węgierski premier, zapominając, że to on przewodniczy spotkaniu.

― Słucham!

― Nie mówię o moich wątpliwościach, bo ja ich nie mam. Mówię o części węgierskiej opinii publicznej. Dla nas, dla kierownictwa Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, to jest trudność obiektywna. Co do mnie, przecież wiecie, szanowny towarzyszu Dołgorukij, że moje nazwisko kiedyś było tylko pseudonimem partyjnym, jego wybór przecież nie był przypadkowy, a to również o czymś świadczy, nieprawdaż?

― Poproszę o głos ― odezwał się prezydent Rumuńskiej Republiki Socjalistycznej, Valter Militaru.

― Proszę bardzo ― z wymuszoną uprzejmością powiedział Géza Vörös.

― My wszyscy, towarzysze, jak tu siedzimy, jesteśmy tego, no... marksistami i nieobce jest nam klasowe kryterium prawdy. Nie słowa, a czyny. Nie teoria, a praktyka. A to znaczy, towarzyszu Felsen... ― o, przepraszam bardzo, towarzyszu premierze Vörös ― to znaczy: liczy się nie pseudonim partyjny sprzed lat, ale odważna, rewolucyjna decyzja dzisiaj! Nie wystarczy nazwać się Czerwonym, aby nim naprawdę być! Decyzja tu i teraz, adekwatna do mądrości etapu. O tym przecież dzisiaj rozmawiamy. ― Rumunowi wysławianie się po rosyjsku przychodziło z większą trudnością niż Węgrowi. Ten ostatni wykorzystał to i udzielił głosu sobie.

― Jeśli chodzi o objaśnianie nazwisk i pseudonimów, to może być w naszym gronie całkiem interesujące, ale chyba dopiero w nieoficjalnej części spotkania, nieprawdaż, towarzyszu Mitzenma... oczywiście, chciałem powiedzieć: towarzyszu prezydencie Militaru, nieprawdaż?

― Tak, ale nie każdy ma oprócz pseudonimu jeszcze inne zaszłości w życiorysie ― odezwał się nie proszony wschodnioniemiecki premier.

― Co macie na myśli, towarzyszu Relke? ― zapytał czujny jak zwykle marszałek Dołgorukij.

― Może lepiej, aby to powiedział nasz towarzysz przybyły z Pragi, towarzysz Kratochvil.

Wiktor Zagładin skierował wzrok na Tomáša Kratochvila, sekretarza generalnego Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Dla gościa z Pragi było oczywiste, że został wywołany do odpowiedzi i nie wymówi się od niej. Zaczął bez proszenia o głos.

― Towarzysze, towarzysz Vörös w czasie tej tak zwanej "praskiej wiosny" (ma się rozumieć, tak nazywanej przez wrogie nam ośrodki dywersji ideologicznej), utrzymywał nieoficjalne kontakty z pewnymi aktywistami środowisk rewizjonistycznych i renegackich w naszej Republice. A teraz... jak gdyby nigdy nic... chce pokazać, że nie jest gorszym komunistą od nas wszystkich tu obecnych ― powiedział Tomáš Kratochvil.

Wtem odezwał się minister obrony Bułgarskiej Republiki Ludowej, gen. Stojan Stojanow:

― Towarzysze, proponuję przerwę na papierosa i na opanowanie emocji.

Propozycję przyjęto. Po przerwie bez ogródek zabrał głos Wiktor Zagładin.

― Towarzysze! Dyskutujemy o głupstwach, tracimy czas, ale impasu w ten sposób nie przełamiemy. A może ktoś z polskich towarzyszy ma jakiś pożyteczny pomysł? Dotychczas nie zabierali głosu.

― Wolę, aby w imieniu polskiej delegacji wypowiedział się nasz minister obrony, tow. generał armii Jerzy Wojciechowski ― powiedział uprzejmie gen. Bolesław Bagno, pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

― Dlaczego? ― zapytał rzeczowo Wiktor Zagładin.

― Dlatego, towarzyszu sekretarzu generalny, że ja również noszę przybrane nazwisko, ukrywające moje prawdziwe pochodzenie (białoruskie, jak by ktoś nie wiedział, chociaż, owszem, nazwisko miałem na "ski", jak wielu Polaków), ale za to w przypadku towarzysza ministra Wojciechowskiego taka okoliczność nie zachodzi.

― Słuchamy zatem, towarzyszu Wojciechowski ― Zagładin spojrzał na polskiego ministra obrony, który był, jak zwykle, w mundurze, w odróżnieniu od generała Bagno, długoletniego bezpieczniaka. Polak na chwilę zdjął okulary, aby je przetrzeć, i zaczął mówić nienaganną ruszczyzną:

― Drogi i szanowny towarzyszu Zagładin! Towarzysze! Sytuacja jest jasna, wobec nasilającej się presji sił wrogich socjalizmowi rozszerzenie Układu Warszawskiego o nowe państwa członkowskie jest decyzją konieczną. Powrotu do stanu dotychczasowego nie będzie, bo być nie może! Taka jest racja stanu całego naszego obozu pokoju i postępu. Kolejne zebranie w tym gronie przygotuje strona polska jako depozytariusz dokumentów Układu Warszawskiego. Wszystkie kwestie dotyczące zmiany treści naszej umowy sojuszniczej będą musiały być do tego czasu rozstrzygnięte. Bez żadnej niedoróbki. Natomiast obawy towarzyszy węgierskich, wypowiedziane także dzisiaj w tej sali, są kwestią zupełnie trzeciorzędną. Mam, to jest, chciałbym mieć nadzieję, że towarzysz Vörös jest dostatecznie sprawdzonym marksistą-leninowcem, aby wiedzieć, jak radzić sobie z opinią publiczną w jego kraju. Tego chyba nie musimy uczyć siebie nawzajem? Wśród nas, towarzysze, jest możliwa a nawet pożądana partyjna szczerość aż do bólu, ale szkoda czasu, aby tę szczerość zużywać na objaśnianie rzeczy oczywistych, towarzyszu Vörös.

Premier Vörös przerwał polskiemu mówcy:

― Towarzyszu generale, chyba zapomnieliście, że minęło prawie ćwierć wieku od referendum w Polsce, a wy nie jesteście dzisiaj mówcą wiecowym, lecz jednym ze szczególnie odpowiedzialnych oficerów naszego sojuszu? ― jednak generał armii zaraz kontynuował, tylko mówiąc crescendo:

― Dlatego delegacja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej popiera propozycję zmiany treści naszej sojuszniczej umowy poprzez wykreślenie klauzuli terytorialnej ― bez względu na to, co powiedział towarzysz Vörös. Towarzysze węgierscy będą musieli to zaakceptować i sami podjąć wysiłek pokonania owych "obiektywnych trudności", o ile, rzecz jasna, one naprawdę są obiektywne. Ze swej strony mogę dodać, towarzyszu Vörös, że Ludowe Wojsko Polskie, którym mam zaszczyt kierować, wywiąże się ze swych internacjonalistycznych obowiązków w każdych możliwych warunkach, do końca i z honorem! Skoro już jestem przy głosie, pragnę jednak w krótkich żołnierskich słowach odnieść się do wypowiedzi premiera bratniej niemieckiej republiki. Sięganie po argumentum ad personam należy, należeć powinno, do okresu minionego. W przeciwnym razie trzeba mieć świadomość, że każdy kij ma dwa końce...

― Towarzyszu Vörös, chciałbym zadać pytanie ad vocem do towarzysza Wojciechowskiego!

Węgierski premier skinął głową w stronę swego niemieckiego kolegi na znak przyzwolenia. Większość obecnych nagle i w sposób widoczny wytężyła uwagę. Nikt nie spodziewał się, że premier Niemieckiej Republiki Demokratycznej umie zrewanżować się łacińskim (a więc z samego założenia reakcyjnym!) cytatem gen. Wojciechowskiemu, bądź co bądź ― niedoszłemu adeptowi studiów humanistycznych. Zaś mało kto spośród obecnych wiedział, że Franz Relke był absolwentem katolickiego gimnazjum o profilu humanistycznym w... Poznaniu (a tym bardziej, że wtedy nosił imię w polskim brzmieniu: Franciszek).

― Co mieliście na myśli, towarzyszu Wojciechowski? ― zapytał Relke.

Generał zdjął swoje ciemne okulary i spojrzał prosto w oczy premiera Relkego. Na pierwszy rzut oka widać było różnicę wieku ― taką, że Relke mógłby być nawet ojcem Wojciechowskiego. Ale polski generał armii (zresztą absolwent podobnego, warszawskiego gimnazjum) był wolny również od takich sentymentów.

― Towarzyszu premierze, pierwotne nazwiska towarzysza Vörösa, towarzysza Militaru i towarzysza Bagno są nam wszystkim dobrze znane, kolejno: Felsenstein, Mitzenmacher i Skibiuk ― polski minister starannie akcentował dwa pierwsze nazwiska na sylabę pierwszą i po trochu na trzecią, zaś ostatnie z nich na sylabę drugą ― ale czy wszyscy tu obecni wiedzą, gdzie ― to znaczy: w której instytucji ― wy pracowaliście w czasach, kiedy tamci trzej towarzysze zmieniali swoje pierwotne nazwiska na partyjne pseudonimy?

Premier Niemieckiej Republiki Demokratycznej drgnął i zbladł. Bał się nawet rozmyślać nad tym, kto z obecnych zauważył te trudne do opanowania odruchy jego organizmu. Zapadła kłopotliwa cisza, którą przerwał marszałek Siergiej Fiodorowicz Dołgorukij:

― Ja w każdym razie wiem, i to chyba jeszcze dłużej niż towarzysz generał Wojciechowski. Tak. Dziękuję wam, towarzyszu generale.

Na to wtrącił się Wiktor Iljicz Zagładin:

― Czy to już wyczerpuje wkład delegacji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej do dzisiejszej dyskusji?

― Jeśli wolno, towarzyszu Vörös... ― zaczął pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Premier węgierski nawet nie zdążył skinąć głową, gdy znowu odezwał się Zagładin:

― Proszę, mówcie, generale Bagno.

― Dziękuję. Przecież my, komuniści, nie mamy ojczyzny. To jest, chciałem powiedzieć, nie mamy ojczyzny narodowej, tylko międzynarodową. Naszym patriotyzmem jest internacjonalizm. Naszą ojczyzną jest wszystko to, co wyzwoliła niezwyciężona Armia Radziecka. Jak daleko kroczyły nogi radzieckich żołnierzy, tak daleko sięgają jej granice! Dzisiaj sięgają od Łaby po Pacyfik, a jutro… jutro może sięgną ponownie także brzegu Adriatyku?

― Niewykluczone! ― wtrącił szybko marszałek Dołgorukij.

Teraz premier Węgierskiej Republiki Ludowej poczuł tak silny przypływ lęku, że wzdrygnął się w widoczny sposób. Tymczasem generał Bagno kontynuował:

― Miałem okazję o tym mówić już ponad dwadzieścia lat temu, w Warszawie. Wydaje mi się to tak oczywiste, że nie spodziewałem się, iż jeszcze raz wrócę do tej myśli. Dzisiaj dodam jedynie, że ― towarzysze, mówię to z prawdziwym żalem ― premier Węgierskiej Republiki Ludowej nie zasłużył sobie ani na tytuł towarzysza, ani na ten tak znaczący pseudonim. To nie komunista, to sentymentalny mazgaj!

― Dziękuję wam, niezawodni polscy towarzysze! ― powiedział Wiktor Zagładin ― Czy są jeszcze jakieś... o, przepraszam, premierze Vörös.

Na to odezwał się wciąż formalnie przewodniczący obradom Géza Vörös:

― Chciałbym udzielić głosu sobie, towarzyszu Zagładin. Dziwię się, że tow. Relkemu tak trudno jest wymówić mój... moje nazwisko. Przecież w jego ojczystym języku również istnieje coś takiego jak umlaut. Muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się takiej reakcji ze strony towarzyszy! Reakcji, by tak rzec, bezkompromisowej. To nawet ten faszystowski tyran Horthy miał więcej swobody ruchu w sprawie chronienia węgierskich Żydów przed hitlerowcami ― Vörös mimo woli spojrzał przez moment na premiera Relkego ― niż ja dzisiaj, na tym spot...

Generał Dołgorukij trzasnął pięścią w stół i krzyknął donośnie:

― Dosyć, towarzyszu Vörös! Na co wy sobie pozwalacie!? Przyrównywać miłujący pokój Związek Radziecki do tej faszystowskiej gadziny! Do ― tfu! ― Trzeciej Rzeszy!

Vörös ― i Relke, chociaż z innego powodu ― aż się skurczyli, jak gdyby chcieli schować swoje głowy pomiędzy barki. Minister obrony ZSRR kontynuował swoje wrzaski:

― Już drugi raz usłyszałem dzisiaj o admirale Horthym! Wy się nim zasłaniacie, czy co?! A może czujecie się jego dłużnikiem, Vörös?! W każdym razie, pamiętajcie o swoim poprzedniku, o tym zdradzieckim premierze, który ośmielił się ogłosić wystąpienie Węgierskiej Republiki Ludowej z Układu Warszawskiego! Powtarzam: pa-mię-taj-cie! A może czujecie się lojalni naprawdę wobec zupełnie innego państwa, istniejącego dopiero od nieco ponad dwudziestu lat, PANIE Felsenstein?!

― Przecież nie tak się umawialiśmy, towarzyszu sekretarzu generalny, towarzyszu marszałku! Towarzysze!...

― W każdej możliwej sytuacji ― zaznaczam: w każ-dej! ― Ludowe Wojsko Polskie na pewno dobrze wypełni swój internacjonalistyczny obowiązek! ― powtórzył generał Wojciechowski.

Wiktor Zagładin wstał, aby okazać, że pora kończyć dyskusję, i zabrał głos:

― Zrobimy tak, jak sugeruje delegacja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. To są naprawdę niezawodni towarzysze. A kierownictwo węgierskie albo zmieni swoje nastawienie, albo samo zostanie wymienione.


++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


Na tym kończyła się audycja Rozgłośni Węgierskiej Radia "Wolna Europa", będąca węgierskim tłumaczeniem z rosyjskojęzycznego transkryptu nagrania, wyniesionego w kieszeni Franza Relkego. Rózsa Hegedüs wyłączyła radioodbiornik i sięgnęła po chusteczkę. Wytarła łzy i powiedziała do sąsiadki:

― Patrz, Gyulané, ja tyle lat za czasów stalinowskich przesiedziałam, w tym prawie trzy lata w celi śmierci. Nienawidziłam czerwonych i nienawidzę ich do tej pory. A już nigdy, nawet w najbardziej zwariowanym śnie, nie przyszłoby mi do głowy, że będę czuła dumę z komunisty za jego patriotyzm. I to jeszcze z tego… tego Felsensteina, który sam siebie nazwał Czerwonym...




Toruń, 12 grudnia 2008 r.




Wyjaśnienia nazewnicze: Tylko 4 nazwiska wymienione w tym opowiadanku odnoszą się (przynajmniej w znacznej mierze) do postaci rzeczywiście istniejących: Jerzy Wojciechowski = Wojciech Jaruzelski, Bolesław Bagno = Mieczysław Moczar (z domu: Nikołaj Diomko; zamiana "Moczar" na "Bagno" to pomysł, znaleziony w twórczości satyrycznej Janusza Szpotańskiego), Su Kin-kot = Kim Ir-sen, Su Kin-syn = Kim Dzong-il (w koreańskich nazwach osobowych pierwszym członem zawsze jest nazwisko), niemniej jednak gen. Moczar wtedy (= ok. 1970 r., kiedy toczy się akcja opowiadanka) ani nigdy indziej nie był I sekretarzem KC PZPR (aczkolwiek zabiegał o taki awans, nie tylko wtedy, ale już wcześniej; wypowiedź Mieczysława Moczara z sierpnia 1948 r., definiująca komunistyczny patriotyzm, jest faktem, a nie zmyśleniem, prawdziwy Moczar wymienił jednak Gibraltar, a nie Adriatyk), a Wojciech Jaruzelski dopiero w 1973 r. został generałem armii; w komunistycznej Rumunii ok. 1970 r. jeszcze nie istniała funkcja prezydenta. Zdanie "nie tak się umawialiśmy!" podobno wykrzyknął w 1949 r. w drodze na szubienicę węgierski komunista László Rajk po tym, jak pod zarzutem zdrady inni komuniści skazali go na śmierć (na procesie przyznał się do winy w zamian za obietnicę, że wyrok jest na niby, a on po zmianie tożsamości dożyje starości w Sowietach). Franz Relke to postać z serialu telewizyjnego "Pogranicze w ogniu" (grana tam przez Olafa Lubaszenkę), syn Polki i Niemca, który wybrał niemieckość i bezwzględnie walczył przeciwko międzywojennej Polsce w dziedzinie szpiegostwa. Nazwisko Zagładin (kojarzące się najfatalniej, ale w polszczyźnie, niestety ― nie w ruszczyźnie), a imię Wadim, nosił szef sowieckiej delegacji na wiedeńskie rokowania Wschód ― Zachód, odbywające się w latach siedemdziesiątych i dotyczące rozbrojenia w zakresie broni konwencjonalnych. Nazwisko Militaru (a imię Nicolae) nosił minister obrony Rumunii w ekipie, która przejęła władzę tuż po obaleniu Nicolae Ceausescu. Na Węgrzech rzeczywiście występuje nazwisko Vörös (i znaczy: "czerwony"). Jestem zdecydowanie zwolennikiem używania w naszym języku przymiotnika "sowiecki", a nie "radziecki", gdy chodzi o tzw. Kraj Rad (albo słuszniej: Raj Krat), a to dlatego, że władze Polski Ludowej zaraz po 1944 r. tajnym ukazem zalecały eliminować wyraz "sowiecki" (posiadający jeszcze sprzed II wojny światowej ujemne nacechowanie w języku polskim) na rzecz wyrazu "radziecki", jednak w języku polskim to ostatnie słowo posiada od bardzo dawna utrwalone znaczenie: "należący do, pochodzący od, odnoszący się do rady miejskiej" (na tej zasadzie w mieście, w którym mieszkam, tj. w Toruniu, istnieje apteka, która od XVII wieku nazywa się "Apteka Radziecka"). Tu jednak uczyniłem wyjątek rozmyślnie, dla przybliżenia klimatu propagandy komunistycznej tamtych lat, a w jej nowomowie (w polskojęzycznej wersji), komuniści posługiwali się przecież właśnie przymiotnikiem "radziecki". Rozgłośnia Polska Radia "Wolna Europa" dość szybko zaczęła naśladować reżymowe środki przekazu pod tym względem, toteż gdyby Polacy wtedy usłyszeli taki tekst z RWE, zapewne spotkaliby tam wyraz "radziecki", a nie "sowiecki".

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Wto Sty 06, 2009 1:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dostałam mailem od R.Kobylańskiego:

- to znany już zapis z Hradczan

2. - to skrót (filmik) dyskusji w Parlamencie EU już po Hradczanach,który szczególnie Polecam!!!

1. To jako pierwsze:

http://www.wykop.pl/ramka/120307/skandal-na-szczycie-w-pradze-vaclav-klaus-wk-ny2

A potem to:
http://www.wykop.pl/link/126528/parlament-europejski-o-ataku-na-prezydenta-vaclava-klausa

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Sty 06, 2009 11:35 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Etykietowanie 'podżegaczami' i przyrównywanie tego, co doraźnie nie pasuje do faszyzmu jest w Polsce znane od wielu już dziesięcioleci. Myślę, że postawa obrońców 'nieomylnej, demokratycznej' UE nie jest dla nikogo specjalnym zaskoczeniem. Wystąpienie Nigela Farage pozwoliło zobaczyć jak traktuje wierchuszka UE to, co niby tak czci słowami. Wygląda jakby kończyli WUMLe i im podobne kursy dla politruków.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum