Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Widmo lustracyjnej katastrofy
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Czw Sty 18, 2007 2:28 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27656

Antoni Dudek dla DZIENNIKA
2007-01-10 21:29 Aktualizacja: 2007-01-10 23:01

"Lustracyjna - misja niemożliwa"

Już przewidziana przez Sejm do lustracji liczba ok. 400 tys. stanowisk jest zdecydowanie zbyt duża. Tymczasem projekt prezydencki rozbudowuje tę listę, a zarazem znacząco komplikuje załatwienie każdego jednostkowego przypadku - pisze w DZIENNIKU historyk IPN Antoni Dudek.

W środę Sejm zajął się nowelizacją ustawy o ujawnianiu informacji znajdujących się w zasobach archiwalnych IPN. Ustawy uchwalonej w październiku 2006, która nie zdążyła jeszcze wejść w życie, ale na tyle zaniepokoiła prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że podpisując ją, zapowiedział szybkie złożenie projektu jej nowelizacji.

Ustawa, której prawdopodobnie nie będzie dane wejść w życie, zakładała oparcie procesu lustracji na dwóch niezależnych od siebie procedurach. Z jednej strony osoby zajmujące funkcje publiczne miały występować do IPN z wnioskiem o zaświadczenie o stanie archiwów na ich temat (od jego treści – ogłaszanej przez Instytut - mogły się odwołać do sądu), z drugiej zaś IPN miał publikować listy osób traktowanych przez bezpiekę jako Osobowe Źródła Informacji (zbiorcza nazwa wszystkich rodzajów agentury). Projekt nowelizacji złożony przez prezydenta podważa ten system, ale nie likwiduje tkwiącej w nim sprzeczności wynikającej ze wspomnianego dualizmu procesu lustracji.

Wybielająca definicja
W nowym systemie zaświadczenia zastępuje się oświadczeniami lustracyjnymi, których prawdziwość ma badać nowy, czwarty pion IPN - Biuro Lustracyjne. W istocie rzeczy przejmie ono obowiązki likwidowanego urzędu Rzecznika Interesu Publicznego. Gdy prokuratorzy zatrudnieni w Biurze uznają oświadczenie za fałszywe, wówczas będą kierować sprawę do sądu okręgowego, od którego wyroku ma przysługiwać odwołanie do sądu drugiej instancji, a następnie - jednak tylko na wniosek ministra sprawiedliwości lub RIP - możliwość kasacji do Sądu Najwyższego.

Bardziej kontrowersyjna wydaje się ta, by prawomocny wyrok stanowił „obligatoryjną przesłankę do pozbawienia funkcji publicznej” oraz powodował zakaz jej piastowania przez następne 10 lat. Finał sprawy abp. Stanisława Wielgusa pokazał, że już samo ujawnienie faktu współpracy może stanowić wystarczająco dolegliwą sankcję.

Wątpliwości związane z dotychczasowymi doświadczeniami w zakresie sądowego orzecznictwa lustracyjnego budzi przyjmowana przez sądy definicja współpracy oraz przewlekłość procesów. Projekt prezydencki definiuje agenta jako osobę prowadzącą "świadomą i tajną współpracę z ogniwami operacyjnymi lub śledczymi organów bezpieczeństwa państwa w charakterze tajnego informatora lub pomocnika przy operacyjnym zdobywaniu informacji". Trzeba pamiętać, że w dotychczasowym orzecznictwie sądowym obowiązywał pogląd, że dowodem świadomej współpracy było własnoręcznie podpisane zobowiązanie do współpracy lub też sporządzone w ten sam sposób doniesienie. Oznaczało to, że ci informatorzy, którzy nigdy nie podpisali zobowiązania bądź też nie pisali własnoręcznie doniesień (co było rzadkością), nie będą - mimo innych zachowanych dowodów ich współpracy - uznani przez sąd za kłamców lustracyjnych. Zawarta w projekcie prezydenckim definicja współpracy ma drugi, dość wątpliwy człon. Stwierdza on, że o współpracy można mówić, "jeżeli informacje przekazywane organom bezpieczeństwa państwa stwarzały zagrożenie dla wolności i praw człowieka i obywatela oraz dóbr osobistych innych osób". Przyjmując ją, można stwierdzić, że abp Wielgus – przynajmniej w świetle odnalezionych dotąd dokumentów – nie był współpracownikiem służb specjalnych PRL. Trudno bowiem wskazać, komu konkretnie jego współpraca zaszkodziła. Zarazem jednak trzeba pamiętać, że dla bezpieki każda, pozornie nawet najbardziej niewinna informacja, mogła się prędzej czy później okazać przydatna.

Nieuchronna kompromitacja
Z pewnością na kształt orzecznictwa może wpłynąć przewidziana w projekcie prezydenckim jawność procesów lustracyjnych, zwłaszcza jeśli będzie jej towarzyszyć – co jednak nie zostało w nowelizacji jasno ujęte - jawność wszystkich rozpatrywanych w ich trakcie dokumentów pochodzących z IPN. Być może unikniemy dzięki temu tak bulwersujących orzeczeń jak w przypadku Mariana Jurczyka, którego Sąd Najwyższy uniewinnił w 2002 roku od zarzutu kłamstwa lustracyjnego mimo zachowania wszystkich możliwych dowodów współpracy, włącznie ze zobowiązaniem oraz własnoręcznie pisanymi doniesieniami.

Czas też pokaże, jak sądy będą sobie radziły z bardzo często zdekompletowanym materiałem dowodowym oraz zeznaniami funkcjonariuszy bezpieki, niemal bez wyjątku chroniącymi dotąd swoich dawnych współpracowników. Niestety, może on być bardzo długi, zważywszy na przewlekłość dotychczasowych procesów lustracyjnych. Jednak to nie sądy mogą się okazać pierwszym "wąskim gardłem" rozwiązań proponowanych przez prezydenta, ale możliwości przyszłego Biura Lustracyjnego. Już w przypadku znacznie prostszego modelu przewidującego wydawanie zaświadczeń przewidziana przez Sejm do lustracji liczba ok. 400 tys. stanowisk jest zdecydowanie zbyt duża. Tymczasem projekt prezydencki rozbudowuje tę listę, a zarazem znacząco komplikuje załatwienie każdego jednostkowego przypadku. Jest bowiem oczywiste, że sprawdzenie prawdziwości oświadczenia, a następnie - w przypadku jego zakwestionowania - przygotowanie materiałów do procesu wymaga nieporównanie więcej czasu niż wydanie zaświadczenia o stanie zachowania akt. W tej sytuacji racjonalne wydaje się, by Sejm radykalnie ograniczył liczbę stanowisk podlegających lustracji. W przeciwnym razie proces, który powinien się zakończyć w ciągu 3 - 4 lat, zostanie rozciągnięty na lat kilkanaście i w sposób nieuchronny skompromitowany. Wydaje się, że urzędowej lustracji powinno podlegać maksymalnie 100 tys. osób rzeczywiście zajmujących najistotniejsze stanowiska w skali całego państwa. Trudno zaś za takich uznać – z całym dla nich szacunkiem - doradców podatkowych, radnych gminnych czy starszych wykładowców na wyższych uczelniach.

Zagrożenie upolitycznienia
Wątpliwości co do szans na sprawne działanie Biura Lustracyjnego budzi też sposób mianowania jego dyrektora. Projekt przewiduje, że będzie on powoływany spośród pracujących w tym Biurze prokuratorów przez premiera na wniosek prokuratora generalnego złożony w porozumieniu z prezesem IPN. Rozwiązanie to stanowi kopię sposobu, w jaki powoływany jest obecnie dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, stanowiącej część IPN. O ile jednak w przypadku Głównej Komisji taka procedura jest uzasadniona tym, że jej dyrektor ma rangę zastępcy prokuratora generalnego, o tyle trudno je znaleźć dla szefa Biura Lustracyjnego. Rozwiązanie to nie tylko zwiększa zagrożenie upolitycznienia procesu lustracji, ale uderza też w autorytet prezesa IPN, którego kontrola nad dyrektorem Biura Lustracyjnego będzie z oczywistych względów ograniczona. Warto zaś przypomnieć, że prezes Instytutu wybrany przez Sejm za zgodą Senatu większością znacząco przewyższającą ustawowe 3/5 głosów dysponuje dziś legitymacją polityczną silniejszą od jakiegokolwiek urzędnika państwowego poza pochodzącym z wyborów powszechnych prezydentem.

Niezbędne ograniczenie liczby stanowisk podlegających urzędowej lustracji nie oznacza, że informatorzy bezpieki, którzy nie zajmują stanowisk wymienionych na odchudzonej liście, nie zostaną ujawnieni. Projekt prezydencki utrzymuje bowiem prawo dziennikarzy do korzystania z akt IPN, które wprowadziła już październikowa ustawa. Zważywszy zaś na skalę zainteresowania mediów tym tematem, można przyjąć, że zajmą się one teczkami wszystkich informatorów będących dziś osobami znaczącymi w życiu publicznym. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie dziennikarze dokonają lustracji duchowieństwa katolickiego, które w minionych latach nie znalazło w sobie dość sił, by samodzielnie uporać się z tym problemem.

Zniekształcające streszczenia
O ile jednak dziennikarska lustracja może przynieść zarówno dobre, jak i złe owoce, o tyle po proponowanej w prezydenckim projekcie liście agentów spodziewać się należy tylko tych ostatnich. Prezydent Kaczyński podpisując październikową ustawę, skrytykował zawarty w niej obowiązek opracowania przez IPN listy ludzi uznawanych przez bezpiekę za osobowe źródła informacji. Historycy z IPN uczestniczący w konsultacjach u prezydenta przekonywali go, że główny problem nie polega na tym, jak te listy podzielimy. Od początku zakładano bowiem, że także na liście OZI wymieniona byłaby przy nazwisku kategoria współpracy nadana danej osobie przez bezpiekę. Rzecz jednak w tym, że szkodliwość poszczególnych informatorów była całkowicie niezależna od sposobu ich rejestracji, ale by to ocenić, trzeba przeczytać całość zachowanych materiałów. Każde streszczenie zawartości dokumentów, które ewentualnie zostanie umieszczone na liście przy nazwisku danego tajnego współpracownika, kontaktu operacyjnego, konsultanta czy też innego rodzaju źródła, będzie nieuchronnie zniekształcało to, co wynika z lektury całości zachowanych dokumentów. Kto nie wierzy w tę oczywistość, niechaj spróbuje w kilku czy nawet kilkunastu zdaniach dokonać wyczerpującego streszczenia dokumentów dotyczących abp. Wielgusa. Jeśli zaś prezydencka nowelizacja wejdzie w życie, pracownicy Biura Lustracyjnego IPN będą to musieli zrobić, i to bardzo szybko, bowiem - jak głosi projekt - "w pierwszej kolejności zamieszcza się dane osobowe osób pełniących istotną rolę w życiu publicznym, społecznym, gospodarczym i kulturalnym". Trudno założyć, by nie należeli do tej grupy niektórzy znaczący biznesmeni, biskupi czy wybitni twórcy kultury. Dlatego mam nadzieję, że prezes IPN zwolni mnie z obowiązku doradzania mu, jak stworzyć hierarchię ważności owych osób.

Czekająca wciąż formalnie na wejście w życie październikowa ustawa lustracyjna wydaje się niezwykle trudna do realizacji. Wątpliwości budzi też wynikające z niej praktyczne przekształcenie IPN w sąd lustracyjny pierwszej instancji, a także nadmierne ograniczenie praw osób lustrowanych. Niestety nowelizacja prezydenta – choć zwiększa szanse całej ustawy w Trybunale Konstytucyjnym i zawiera wiele racjonalnych rozwiązań – komplikuje proces lustracji jeszcze bardziej. Jeśli zatem Sejm przyjmie rozwiązania proponowane przez Lecha Kaczyńskiego, nie ograniczając zarazem liczby stanowisk przewidzianych do lustracji o co najmniej trzy czwarte, proces ten zostanie rozciągnięty na tak długi okres czasu, że - zważywszy na istniejący w Polsce cykl polityczny - uczyni całą operację praktycznie niewykonalną.



--------------------------------------------------------------------------------
Antoni Dudek, historyk i politolog, wykładowca UJ. Zajmuje się historią polskiej myśli politycznej i najnowszej historii Polski. Autor i współautor wielu książek, właśnie ukazała się jego najnowsza praca „Historia polityczna Polski 1989 – 2005”. Obecnie jest doradcą prezesa IPN

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum