Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rocznica smierci generała Augusta Fieldorfa

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Wto Lut 24, 2009 11:22 am    Temat postu: Rocznica smierci generała Augusta Fieldorfa Odpowiedz z cytatem

ZAPALMY SWIECZKE W OKNACH

Rocznica smierci generała Augusta Fieldorfa pseud. "NIL"
24 lutego 1953 o godz. 15:00 w więzieniu Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej zostal wykonany wyrok smierci.

Gen. Emil Fieldorf "Nil"


Generał urodził się 20 marca 1895 w Krakowie. Tamże ukończył szkołę męską im. św. Mikołaja, a następnie I Męskie Seminarium. W 1910 wstąpił do Strzelca, którego pełnoprawnym członkiem został w 1912. Ukończył w nim szkołę podoficerską.


I wojna światowa
6 sierpnia 1914 zgłosił się na ochotnika do formowanej I Brygady Legionów. Wraz z nimi wyruszył na front rosyjski, gdzie służył w randze zastępcy dowódcy plutonu piechoty. W 1916 został awansowany do stopnia sierżanta, a w 1917 skierowany do szkoły oficerskiej.

Po kryzysie przysięgowym wcielony do armii austriackiej i przeniesiony na front włoski. Zdezerterował i w sierpniu 1918 zgłosił się do Polskiej Organizacji Wojskowej w rodzinnym Krakowie.


Okres formowania się państwa polskiego
Od listopada 1918 w szeregach Wojska Polskiego, początkowo jako dowódca plutonu, a od marca 1919 dowódca kompanii CKM. W latach 1919-1920 uczestniczył w kampanii wileńskiej. Po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej w randze dowódcy kompanii brał udział m.in. w wyzwalaniu Dyneburga, Żytomierza i w wyprawie kijowskiej.

Od 1919 był żonaty z Janiną Kobylińską, z którą miał dwie córki: Krystynę i Marię.


Lata międzywojenne
Po wojnie pozostał w służbie czynnej. W 1928 został awansowany na majora i przeniesiony do służby w 1 Pułku Piechoty Legionów na stanowisku dowódcy batalionu. W 1935 został przeniesiony na stanowisko dowódcy samodzielnego batalionu granicznego "Troki" w pułku KOP "Wilno". W rok później został awansowany do stopnia podpułkownika.

Niedługo przed wybuchem II wojny światowej mianowany dowódcą 51 Pułku Strzelców Kresowych im. Giuseppe Garibaldiego - w Brzeżanach, w ramach 12 Dywizji Piechoty (tarnopolskiej) (dowodził nim w czasie kampanii wrześniowej 1939).


II wojna światowa
W wojnie obronnej przeszedł cały szlak bojowy 12 Dywizji Piechoty jako dowódca 51. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych im. Giuseppe Garibaldiego. Po jej rozbiciu w nocy z 8 na 9 września w bitwie pod Iłżą, przebił się w cywilnym ubraniu do rodzinnego Krakowa. Stamtąd spróbował przedostać się do Francji, jednak został zatrzymany na granicy słowackiej i internowany w październiku 1939. W kilka tygodni później zbiegł z obozu internowania i przez Węgry przedostał się na zachód, gdzie zgłosił się do tworzącej się polskiej armii.

We Francji ukończył kursy sztabowe i został awansowany na pułkownika w maju 1940 roku. We wrześniu tego roku jako pierwszy emisariusz został przerzucony do kraju.

Początkowo działał w warszawskim Związku Walki Zbrojnej, a od 1941 w Wilnie i Białymstoku. W sierpniu 1942 został mianowany dowódcą Kedywu KG AK. Służbę na tym stanowisku pełnił do lipca 1944, gdy został mianowany zastępcą dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego.

Na krótko przed upadkiem powstania warszawskiego, rozkazem Naczelnego Wodza Kazimierza Sosnkowskiego z 28 września 1944 awansowany na stopień generała brygady i mianowany na stanowisko Naczelnego Komendanta organizacji NIE, kadrowego odłamu Armii Krajowej przygotowanego do działań w warunkach sowieckiej okupacji.

Wydał rozkaz likwidacji generała SS w Warszawie Franza Kutschery.


Lata powojenne
7 marca 1945 został aresztowany przez NKWD w Milanówku pod fałszywym nazwiskiem Walenty Gdanicki i nierozpoznany został zesłany do obozu pracy na Uralu. Po odbyciu kary, w październiku 1947 powrócił do Polski i osiedlił się pod fałszywym nazwiskiem w Białej Podlaskiej. Nie powrócił już do pracy konspiracyjnej. Przebywał następnie w Warszawie i Krakowie, a w końcu osiadł w Łodzi, przy dzisiejszej ulicy Próchnika (tablica pamiątkowa).


W odpowiedzi na obietnicę amnestii w lutym 1948 zgłosił się do Rejonowej Komendy Uzupełnień w Łodzi i ujawnił podając prawdziwe imię i nazwisko oraz stopień generała brygady. Mimo tego na ewidencję RKU został wciągnięty jako Walenty Gdanicki. W czerwcu tego roku zwrócił się na piśmie do ministra obrony narodowej z prośbą o uregulowanie stosunku do służby wojskowej. Pismo podpisał własnym imieniem i nazwiskiem. W październiku 1950 spotkał się z gen. Gustawem Paszkiewiczem, wówczas dyrektorem Biura Wojskowego Ministerstwa Leśnictwa, a przed wojną i w czasie kampanii wrześniowej, dowódcą 12 DP. Od byłego przełożonego uzyskał pisemne potwierdzenie przebiegu służby wojskowej w czasie wojny. Z tym dokumentem 10 listopada 1950 stawił się w Rejonowej Komendzie Uzupełnień w Łodzi. Po wyjściu z siedziby RKU został aresztowany przez funkcjonariuszy UB, przewieziony do Warszawy i osadzony w areszcie śledczym MBP na ul. Koszykowej. Później przewieziony do więzienia mokotowskiego przy ul. Rakowieckiej 37 i oskarżony o wydawanie rozkazów likwidowania przez AK partyzantów radzieckich. Pomimo tortur Fieldorf odmówił współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa.



Po sfingowanym procesie, w którym przedstawiono wymuszone w śledztwie przez UB zeznania podwładnych gen. Fieldorfa - mjr.Tadeusza Grzmielewskiego"Igora" i płk.Władysława Liniarskiego "Mścisława" którego torturowano, generał Fieldorf został 16 kwietnia 1952 skazany w Sądzie Wojewódzkim dla m.st. Warszawy przez sędzię Marię Gurowską na karę śmierci przez powieszenie. W wydaniu tego wyroku wzięli udział również ławnicy Michał Szymański i Bolesław Malinowski. 20 października 1952 Sąd Najwyższy na posiedzeniu odbywającym się w trybie tajnym, pod nieobecność oskarżonego i jedynie na podstawie nadesłanych dokumentów, w składzie sędziowskim: Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew, zatwierdził wyrok. Prośba rodziny o ułaskawienie została odrzucona. Prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Alicja Graff, wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury zwróciła się do naczelnika więzienia o "wydanie niezbędnych zarządzeń do wykonania egzekucji". Wyrok przez powieszenie wykonano 24 lutego 1953 o godz. 15:00 w więzieniu Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej. Ciało Emila Fieldorfa potajemnie pochowano w nieznanym do dziś miejscu.


Dziwna opieszałość w ściganiu zbrodniarzy
Śledztwo w sprawie mordu sądowego na gen. Fieldorfie zostało wszczęte w 1992 r. przez poprzednika IPN - Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Objęło ono wszystkie osoby, które w latach 1950-1952 zaangażowane były w sprawę gen. "Nila". Byli to przede wszystkim prokuratorzy: Naczelnej Prokuratury Wojskowej - Helena Wolińska, Prokuratury Generalnej - Benjamin Wajsblech i Paulina Kern, sędzia Sądu Wojewódzkiego Maria Górowska i dwóch ławników - Bronisław Malinowski i Mieczysław Szymański, oraz sędziowie orzekający w Sądzie Najwyższym - Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew. W trakcie śledztwa okazało się, że podejrzani albo już nie żyją, albo zmarli w trakcie postępowania. Akt oskarżenia udało się sformułować jedynie wobec Wolińskiej i Górowskiej.

W lipcu 1958 roku Generalna Prokuratura postanowiła umorzyć śledztwo z powodu braku dowodów winy. W roku 1972 na symbolicznym grobie gen. Emila Fieldorfa postawiono pomnik. W 1989 roku został rehabilitowany, zmieniono postanowienie, "zarzucanej mu zbrodni nie popełnił".

30 lipca 2006 prezydent Polski Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie Orderem Orła Białego.

PAMIĘTAMY
Cześć Jego Pamięci!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Administrator
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 907

PostWysłany: Wto Lut 24, 2009 11:52 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

24 lutego 2009, godz. 18:30
"On wierzył w Polskę" na TVP


Film opowiada o życiu i śmierci Emila Fieldorfa "Nila", jednego z najwybitniejszych dowódców Armii Krajowej i przywódców ruchu oporu . Człowieka, którego stalinowskie UB uznało za najgroźniejszego przeciwnika Polski Ludowej i Związku Radzieckiego. Autorka przypomina fakty, przytacza relacje świadków oraz rodziny i wykorzystuje unikatowe dokumenty dotyczące procesu "Nila".

PAMIĘTAMY
Cześć Jego Pamięci!

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
TOMEK
Weteran Forum


Dołączył: 18 Paź 2007
Posty: 258

PostWysłany: Wto Lut 24, 2009 2:36 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090224&id=my11.txt

Generał "Nil" w pamięci bliskich i ludzi, których spotkał na drodze życia
Polska - to była miłość...

Na dwa lata przed śmiercią, w roku 1977, Janina Kobylińska-Fieldorfowa, żona generała Augusta Emila Fieldorfa, poprosiła córki, by kupiły jej magnetofon. Zamknęła się w pokoju i nagrała dla potomnych swoje wspomnienie o zamordowanym przez komunistów mężu. Słowa dyktowane przez serce. Półgodzinne nagranie, w którym jest tylko to, co najważniejsze, ale w którym też niczego ważnego nie pominęła. Jest w tym wspomnieniu młodość Emila, zbuntowanego przeciwko ówczesnej szkole i tęskniącego do wielkich czynów. Jest młodzieniec z Pierwszej Kompanii Kadrowej i żołnierz na wojnie z bolszewikami, codziennie na granicy życia i śmierci. Jest dobry mąż i ojciec, mądry oficer, dla którego żołnierskie serce jest ważniejsze od źle zapiętego guzika wojskowego płaszcza. Jest konspirator, który w służbie dla kraju oddala się od rodziny, ale o niej nie zapomina. I jest dzielny człowiek, który po wojnie nie myśli o sobie, w trosce o własne bezpieczeństwo nie opuszcza kraju - choć ma takie możliwości - bo przecież tu są jego podkomendni, prześladowani przez panoszącą się w Polsce władzę sowiecką.

W pewnym momencie Janina Fieldorfowa szuka słów, szuka formuły, w której mogłaby zamknąć ziemskie posługiwanie swego bohaterskiego męża. Ciśnie się jej na usta słowo "patriotyzm", ale natychmiast przychodzi smutna refleksja, że "to słowo w obecnej rzeczywistości nabrało innego, obrzydliwego wydźwięku". Pamiętajmy, że jest rok 1977. "Patriotyzmem" szermuje się przy każdej okazji i zawsze propagandowo, w kontekście "wiecznej przyjaźni" ze Związkiem Sowieckim, którą rok wcześniej zapisano nawet w konstytucji PRL! Szukając dalej odpowiedniego słowa, Janina Fieldorfowa mówi w końcu prosto z serca: "To raczej miłość. Miłość ta przewyższała wszystkie inne uczucia. Polska. W imię tej miłości, nie oglądając się, ruszył z domu 6 sierpnia, szczęśliwy, że będzie służył Tej, którą tak kochał, która potrzebowała takich jak on zapaleńców". Aby zobrazować swoje niezwykłe stwierdzenie, Janina Fieldorfowa przypomina okoliczności, w jakich rodzina Fieldorfów dowiedziała się, że Emil idzie na wojnę: "W lipcu 1914 r. oddziały strzeleckie otrzymały rozkaz być w pogotowiu. Emil bez wahania zgłosił się jako ochotnik, a dopiero potem oświadczył rodzinie, że prawdopodobnie w pierwszych dniach sierpnia wyruszy ze swym oddziałem w kierunku... W jakim? Nie wiedział, ale wszystko jedno... Pójdą na Moskala! Matka płakała i gorączkowo szykowała to, co miał zabrać ze sobą. Ojciec oświadczył krótko: 'No cóż, idź. Sam bym poszedł, żeby nie rodzina'. 6 sierpnia 1914 r. o świcie rodzice odprowadzili Emila na miejsce zbiórki Pierwszej Kompanii Kadrowej".
Wszystko jedno, pójdą na Moskala! Wszystko jedno, pójdą szukać tej wymarzonej, wyśnionej Polski. Polski z lektur Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Wyspiańskiego, Sienkiewicza. Już w tym momencie Emil wybrał swą życiową drogę - trudną i najeżoną cierniami. Na końcu tej drogi czekał przy szubienicy stary wróg, który miał mu za złe tę miłość i który słowami sowieckiego wymiaru niesprawiedliwości oświadczał, że "już jako młody chłopiec Fieldorf wstępuje do Związku Strzeleckiego, potem do Legionów. Jako oficer bierze udział w kampanii Piłsudskiego przeciwko młodemu Związkowi Radzieckiemu (...). Sąd uznał za niezbędne całkowite wyeliminowanie oskarżonego ze społeczeństwa (!). Zdaniem sądu nie istnieje możliwość resocjalizacji (!) oskarżonego".
Pani Maria Fieldorf-Czarska ma żal do Ryszarda Bugajskiego, reżysera filmu fabularnego "Generał 'Nil'" (premiera w kwietniu), że nie pokazał ani jednej sceny z czasów legionowej młodości Emila Fieldorfa, z czasów wojny bolszewickiej, gdy rodziła się ta miłość, która pokieruje dalszym jego życiem i która nie da się "zresocjalizować" przez komunistów. A przecież z uzasadnienia wyroku śmierci jasno wynika, że został skazany nie za jakieś rzeczywiste czy wyimaginowane przewinienia, lecz za to właśnie, że nie kochał "młodego Związku Radzieckiego", za wojnę z bolszewikami, za obronę naszej niepodległości. Nie był potrzebny Polsce sowieckiej, bo nie nadawał się do "resocjalizacji" na sowiecką modłę. Dodatkową okolicznością "obciążającą" był dla komunistów fakt, że generał "Nil" był piłsudczykiem - w najszlachetniejszym znaczeniu tego słowa. "Drugie miejsce w jego sercu zajął Komendant" - wspominała Janina Fieldorfowa. "On, Wódz, prowadził ich drogą, która na pewno była słuszna, choć nieraz jeszcze ciężka. Jakże boleśnie, dosłownie, krwawiły mu stopy. To nic, wszystko można znieść, bo wizja niepodległej Ojczyzny, którą im ukazywał Komendant, była tak oszałamiająco piękna i tak mimo wszystko realna, że warto było walczyć, cierpieć i głodować".

Świadectwo córki
Ileż to razy rozmawiałem o "Nilu" z jego córką - Marią Fieldorf-Czarską, która w pełni zasługuje na miano strażniczki pamięci Ojca! Za każdym razem pani Maria zaskakiwała mnie czymś nowym. Niedawno oglądaliśmy razem wersję demonstracyjną filmu Ryszarda Bugajskiego "Generał 'Nil'". Jest tam bardzo dobra od strony sztuki filmowej scena ostatniego widzenia w więzieniu, przed zbrodniczą egzekucją. Żona i córki żegnają się z mężem i ojcem. Płaczą i mają żal, że się nie ugiął, choćby ze względu na nich... Scena fikcyjna, bo takich zbiorowych widzeń nie było, ale reżyser chciał pokazać rozdarcie człowieka, który pragnie być do końca wierny swoim ideałom i który jednocześnie widzi cierpienie swoich bliskich. Mógłby im ulżyć, przyjmując propozycję wroga, ale przecież nie może tego zrobić. "To jest lipa" - skomentowała krótko pani Maria. "My nigdy nie histeryzowałyśmy i nie nalegałyśmy na Ojca, by zrobił tak czy inaczej. Cierpiałyśmy, ale wiedziałyśmy, że On zachowa się jak trzeba. Ufałyśmy mu". W jednym tylko przypadku nie posłuchały: kiedy zakazał im wnoszenia prośby o łaskę. On nie mógł i nie chciał, ale one potraktowały to jak powinność. I tak na nic się zdało...
Pani Maria często jest zapraszana na różne spotkania. Zauważyłem, że nie opowiada wtedy o swoim Ojcu, lecz "przymierza" jego zasady i ideały do współczesnych Polaków. Pragnie przenieść ponad czasem etos Legionów, Wojska Polskiego i Armii Krajowej, tamte ideały i czyste serca bijące dla Polski. Zawsze przychodzi na takie spotkania z przesłaniem - zwłaszcza gdy mówi do młodzieży. Często powtarza słowa z wiersza Kazimierza Wierzyńskiego: "moją ojczyzną jest Polska Podziemna". Przyjęła je za swoje. Wtedy była wojna i działy się straszne rzeczy, ale serca biły dla Polski i czekały na jej wyzwolenie. Teraz serca są letnie. Pani Maria chciałaby, żeby znowu zabiły goręcej, żeby polska solidarność i poczucie wspólnoty, które pamięta z tamtych czasów, znowu ożyły. Na tym polega jej świadectwo i jej wierność Ojcu. Nie stawia go jednak nigdy na postumencie z brązu. Najchętniej opowiada o rzeczach zabawnych. Na przykład o pewnej kaczce, którą pan sędzia zastrzelił na polowaniu, choć był to okres ochronny, i małe kaczuszki pozostały bez matki. Pułkownik Fieldorf zademonstrował sędziemu swoją dezaprobatę dla takiego zachowania, nie zasiadając z nim do wspólnego stołu podczas najbliższego posiłku. Kochał zwierzęta, przepadał za dziećmi. Kochał muzykę. "Opiekował się orkiestrą pułkową, z kapelmistrzem był w wielkiej przyjaźni i wspólnie planowali adaptacje na orkiestrę ulubionych utworów Emila. Do nich należała II Rapsodia Liszta, Niedokończona Symfonia Schuberta, Ave Maria i inne. Bardzo bolał nad tym, że nie dane mu było uczyć się gry na fortepianie" - wspominała Janina Fieldorfowa.

Z wielkim bólem...
Kiedy czytamy tak liczne dziś relacje o "Nilu", pisane z perspektywy jego męczeńskiej śmierci za Polskę, zawsze czai się wątpliwość: a może on taki nie był, tylko po tym, co się stało, każdy chce mówić o nim tylko dobrze? Nawet kiedy słuchamy Janiny Fieldorfowej, która mówi o tym, że Emil Fieldorf "był kochany przez podoficerów i żołnierzy, bo nie potrafił nigdy przejmować się zbytnio guzikami czy źle zapiętym płaszczem albo niedokładnie oczyszczonym butem i uważał, że ważniejsza jest postawa żołnierza, jego uświadomienie" - też myślimy przez chwilę, iż te słowa wzięte są z tradycyjnego, idealnego żywota żołnierza i dowódcy - odważnego (hołd cnocie żołnierskiej - virtuti militari), ale i kochanego, podziwianego przez podkomendnych. Kiedy jednak po wielu latach stary człowiek, były żołnierz pułku dowodzonego przez pułkownika Fieldorfa, ma potrzebę, żeby napisać list do jego córki i powiedzieć, jakim człowiekiem był jej ojciec, to już coś znacznie więcej. Tu żadne schematy nie wchodzą w rachubę. Tu mówi się tylko to, co bardzo pragnie się powiedzieć. Pani Maria otrzymała przed sześciu laty list od Bernarda Gruszczyńskiego z Konina: "Z pewnością zdziwi Panią ten list od nieznanej osoby. Otóż melduje się być może jedyny żyjący jeszcze były żołnierz 51. Pułku Piechoty w Brzeżanach, województwo lwowskie (...). Urodziłem się 14 sierpnia 1914 r. w Kleczewie, powiat Konin. W kwietniu 1937 r. zostałem skierowany przez RKU Konin do 51. Pułku Piechoty w Brzeżanach, do miasta urodzenia Marszałka Polski Edwarda Rydza-Śmigłego. Dlaczego skierowano mnie aż do Brzeżan odległych od Konina przeszło 600 km? Nie wiadomo. Do Brzeżan trzeba było jechać koleją z przesiadkami przez prawie pół Polski, około 3 dni (...). Dowódcą 51. Pułku był wówczas ppłk Emil Fieldorf (...). Służba wojskowa w czasie okresu rekruckiego była ciężka (...), dowódca Pułku był jednak bardzo dobrym opiekunem żołnierzy. Dbał o ich wzorowe wyszkolenie bojowe, w wielu wypadkach także i zawodowe, o należyte wyżywienie. Był katolikiem. W każdą niedzielę i święta wojsko z orkiestrą brało udział we Mszy św. Bestialskie morderstwo dokonane na osobie Pana Generała Fieldorfa, wielkiego Polaka, bohatera narodowego i patrioty, wstrząsnęło całą Polską. Ja jako żołnierz Pana Generała wiadomość tę przyjąłem z wielkim bólem. O moim Dowódcy opowiedziałem mojej żonie, moim dzieciom i wnukom". Czy może być piękniejsze świadectwo?
I jeszcze jeden przykład żołnierskiego oddania dla ukochanego dowódcy. "Po dwuipółletnim pobycie [na zesłaniu] Emil, ciężko chory na dystrofię (wygłodzenie), wraca do Warszawy. 26 października 1947 r. wysiada opuchnięty, z gorączką, na dworcu w Warszawie. Nie wie, do kogo się udać, gdzie jest jego rodzina. I oto na szczęście spotyka swojego byłego podoficera z Trok. Prawie omdlałego ten zacny człowiek zabiera do siebie, najtroskliwiej się nim opiekuje i leczy. Emil bowiem miał zapalenie płuc. Dzięki tej troskliwej pielęgnacji przychodzi do zdrowia i udaje się do Krakowa" - wspominała Janina Fieldorfowa.

"Obywatel Nil"
Mówią, że najlepsze świadectwo o człowieku to nie opinia pisana pod wnioskiem o odznaczenie, wyróżnienie, ani ciepłe wspomnienie przyjaciela, lecz to, co da się wyczytać z dokumentów z nim związanych, charakterystyka pośrednia. Tak też można czytać ostatni list dowódcy AK generała Leopolda Okulickiego do "Obywatela Nila", wysłany pocztą konspiracyjną 15 lutego 1945 roku. Zawierał uwagi dotyczące aktualnej sytuacji politycznej: "Sławetną decyzję z Jałty znam. Przewiduję, że mimo protestu naszego Rządu, Sowietom uda się wciągnąć do współpracy z ich 'polskim' rządem część kół politycznych Kraju w takim stopniu, że Anglosasi uważać będą wszystko w porządku i ten rząd uznają. Będzie to wielki krok do wyrażenia 'woli narodu' życia w ramach ZSRR. Dążę do zrealizowania niezależnego od sowieckiej woli polskiego ośrodka dyspozycyjnego, który tu, na miejscu w Kraju, wziąłby na siebie obowiązek prowadzenia walki o wolną Polskę". Dalej są dyspozycje generała Okulickiego dla jego zastępcy. Okulicki nawet nie pyta "Nila", czy po rozwiązaniu Armii Krajowej (19 I 1945) chce być dalej podkomendnym jej ostatniego dowódcy. To dla niego oczywiste, wie, czym jest dla Fieldorfa służba, nawet w warunkach skrajnie niebezpiecznych. Pisze więc: "W związku z tą sytuacją musisz w tej chwili chwytać całość spraw w rękę (...). Wyobrażam sobie to w ten sposób, że (...) kierować musisz siatką AK, a równocześnie intensywnie rozwijać NIE (...). To jest konieczne, bo nie wiadomo, jak długo zatrzymają mnie tutaj sprawy, a poza tym realizacja ośrodka dyspozycyjnego (politycznego) może mnie okupować przez czas dłuższy. Trzymaj się mocno".
Z tego listu wynika, że generał Okulicki z pełnym zaufaniem powierza "Nilowi" kierowanie całością spraw bieżących konspiracji niepodległościowej, zwłaszcza spraw związanych z przejmowaniem ludzi i struktur rozwiązanej AK dla potrzeb nowej organizacji niepodległościowej - NIE(podległość). Generał Fieldorf jest dla nieformalnego dowódcy polskich sił zbrojnych, pozostających w konspiracji, człowiekiem najwyższego zaufania. Bezgranicznie wierzy w jego wierność świętej Sprawie, lojalność i umiejętności wojskowe. Ten list jest ważnym świadectwem. Niestety, sprawy ułożyły się inaczej. Generał Okulicki miesiąc później zostanie aresztowany i postawiony wraz z innymi przywódcami Polskiego Państwa Podziemnego przed moskiewskim "sądem", a potem zamordowany. "Nil" zostanie przypadkowo aresztowany i - nierozpoznany - wywieziony na zesłanie do swierdłowskiej obłasti. Po powrocie w roku 1947 wiele się zmieniło i nie miał już żadnych możliwości odtworzenia siatki konspiracyjnej i budowy NIE. Rok wcześniej Sowieci zamordowali w więzieniu generała Okulickiego, o czym "Nil" nie wiedział, ale czego się domyślał. W trosce o życie swoich żołnierzy zaniechał dalszych prac konspiracyjnych. Troszczył się o wszystkich, tylko nie o własne bezpieczeństwo. Postanowił pozostać w kraju. Była jesień 1947 roku. Właśnie wtedy Stanisław Mikołajczyk, odpowiedzialny za zdekonspirowanie tysięcy oficerów i żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, za rozsiewanie złudzeń o możliwości legalnej opozycji w warunkach państwa typu sowieckiego, odpowiedzialny za swoistą "legalizację" stalinowskiego rządu "jedności narodowej" w Polsce - uciekał z kraju, pozostawiając bezgranicznie ufających mu ludzi na łasce i niełasce sowieckiej własti.
Janina Fieldorfowa wspominała: "Zdawałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie grozi Emilowi w kraju, gdzie szaleje bezpieka, a byli akowcy są tropieni, aresztowani, likwidowani. Błagałam, żeby się starał przedostać za granicę. Nie chciał. 'Moje miejsce jest w kraju' - twierdził. 'Tutaj są moi harcerze, moi ludzie, nikt nie powie, że uciekałem przed niebezpieczeństwem'".
Czasami ważniejsze od samej śmierci jest to, JAK się umiera.

Patrzył mi w oczy...
Pisano nieraz, że w godzinie śmierci przed człowiekiem przewija się film z całego jego życia. Jaki film zobaczył generał "Nil"? Każdy może snuć domysły na ten temat. Posłuchajmy relacji jednego z siepaczy. Prokurator Witold Gatner stał obok naczelnika więzienia, lekarza, strażnika i kata. Czytał "Nilowi" "sentencję wyroku" sowieckiego Sądu Najwyższego w Warszawie. Tak to opisał podczas przesłuchania przez prokuratora Mieczysława Sosińskiego w roku 1992: "Byłem zdenerwowany, napięty. Czułem, że trzęsą mi się nogi. Skazany patrzył mi cały czas w oczy. Stał wyprostowany. Nikt go nie podtrzymywał. Po odczytaniu dokumentów zapytałem skazanego, czy ma jakieś życzenie. Na to odpowiedział: 'Proszę powiadomić rodzinę'. Oświadczyłem, że rodzina będzie powiadomiona. Zapytałem ponownie, czy jeszcze ma jakieś życzenia. Odpowiedział, że nie. Wówczas powiedziałem: 'Zarządzam wykonanie wyroku'. Kat i jeden ze strażników zbliżyli się (...). Postawę skazanego określiłbym jako godną. Sprawiał wrażenie bardzo twardego człowieka. Można było wprost podziwiać opanowanie w obliczu tak dramatycznego wydarzenia".

To była śmierć zwycięska!
Generał w łachmanie
A jakby w purpury odziany
Szedł spokojny milczący
Wyprostowany
I ten wzrok
Pod którego ciężarem
Kat się ugiął...

- napisze po latach wrocławska poetka Wanda Sieradzka. Kat się ugiął, ale z katami i ich pomocnikami jest tak, że po każdym potknięciu wstają, otrzepują ubranie i idą dalej. "Nila" nie dało się nikomu zgiąć, więc go zabito. Frangas non flectes - napisał Seneka o człowieku niezłomnym. Można go złamać (zabić), ale nie można go zgiąć. "Nil" był niezłomny. Dlatego chcemy, by żył w naszej pamięci i w pamięci przyszłych pokoleń Polaków.
Piotr Szubarczyk
IPN Gdańsk

PAMIĘTAMY
Cześć Jego Pamięci!

_________________
http://www.solidarni.waw.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum