Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zbigniew Romaszewski; Państwo jest traktowane jak wróg

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Maj 12, 2009 8:38 am    Temat postu: Zbigniew Romaszewski; Państwo jest traktowane jak wróg Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/15,301602_Panstwo_jest_traktowane_jak_wrog_.html

"Państwo jest traktowane jak wróg
Małgorzata Subotić 06-05-2009, ostatnia aktualizacja 07-05-2009 03:06

Prawo powstaje w grupach lobbystycznych, parlament tylko podnosi rękę – uważa wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski

Jest pan senatorem od 20 lat, od Senatu pierwszej kadencji. Zawsze trafiał pan tam z listy popieranej przez środowiska solidarnościowe. W 2001 r. startował pan nawet z listy Blok Senat 2001, na której byli przedstawiciele zarówno PO, jak i PiS. To chyba jeden z niewielu przypadków skonsumowania współpracy POPiS-u?

Tak. W skład tego bloku wchodzili zresztą też przedstawiciele ówczesnej Unii Wolności. Ale np. moje kontakty z Krzysztofem Piesiewiczem, z którym tworzyliśmy Blok Senat 2001, sprowadzają się do dzielenia się dość frustrującymi obserwacjami.

Kto tę frustrację wyraża?

Obydwaj wyrażamy swoje frustracje i to nas łączy.

Współpracował pan z PO, przede wszystkim w Bloku Senat 2001. Część senatorów Platformy zna pan od lat. Czym się pana zdaniem różni partia Donalda Tuska od PiS? Może tylko retoryką?

Może zacznijmy od tego, w czym są podobne. W przesunięciu problemów programowych i ideowych na dalszy plan. I powolnym przekształcaniu się w grupy interesów.

O co chodzi w tym przekształcaniu się w grupy interesów?

Ten powolny proces dotyczy wszystkich ugrupowań politycznych w Polsce, a także na świecie. Walka między partiami dotyczy władzy i zajmowania stanowisk na każdym szczeblu centralnym czy samorządowym, a nie tego, do czego ta władza ma zostać wykorzystana. Ta prawda z dużym trudem i bardzo powoli przesącza się do mediów. Jest to także wynik rewolucji medialnej. W poszukiwaniu odbiorcy media produkują raczej wiadomości sensacyjne niż pogłębione informacje mobilizujące opinię publiczną. Czyli w pana ocenie media podają przede wszystkim sensacyjki?

Kiedy obserwujemy przekazy medialne, to w czym ostatnio tkwimy? Kto komu co powiedział, kto kogo w co kopnął, kto co wypił itd. Nie ma dnia, żeby takiej „sensacyjnej” informacji nie było. To jest niestety skuteczne zamazywanie realnych problemów, przed którymi stoi Polska. Gdyby na przykład przejrzeć doniesienia internetowe i telewizyjne o demonstracjach stoczniowców i kolejarzy sprzed kilku dni, to dowiedzielibyśmy się niewiele.

Czyja to wina: mediów czy polityków? Może taki medialny przekaz jest w interesie klasy politycznej?

Pośrednik między politykami a opinią publiczną niespecjalnie wywiązuje się ze swoich obowiązków.

A winy u polityków pan nie widzi? Może łatwiej im mówić o „małpkach” i innych tego typu pikantnych, choć mało twórczych historiach?

Z całą pewnością. Tak to wszystko, o czym mówimy, zaplątuje się i samo napędza. By mówić o „małpkach” nie trzeba niczego czytać ani w ogóle myśleć. Po prostu stajesz przed kamerą i gadasz. Jest to łatwiejsze i dla polityka, i dla dziennikarza. Sensacja zawsze była obecna w mediach i różniła je od opracowań naukowych. Dziś stała się podstawowym środkiem uprawianej przez polityków manipulacji społeczeństwem. Dziennikarze już często mają dość, ale nie potrafią tego przełamać. O zadłużeniu Andrzeja Czumy (ministra sprawiedliwości - red.) przez trzy tygodnie trwała ogólnonarodowa dyskusja. O sytuacji polskich stoczni dowiadujemy się natomiast dopiero wtedy, gdy jest awantura.

Chodzi panu o protesty w czasie kongresu Europejskiej Partii Ludowej?

Tak. Urządza się tego typu imprezę, a równocześnie Unia Europejska, w której potężną siłą jest EPP, decyduje, czy mamy mieć przemysł stoczniowy, czy też nie. Na dodatek stoczniowców protestujących przed miejscem, gdzie odbywa się ta huczna impreza, rozgania się za pomocą gazu.

To do czegoś zmierza?

Zmierza. Sądzę, że demokracja przeszkadza tym, którzy chcieliby, aby władza przeszła w ręce grup nieformalnych. Ludzie natomiast, zalani potokiem miałkiej informacji, nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że demokratyczne państwo jest gwarantem ich najszerszych interesów.

Co ma pan na myśli, mówiąc, że ludziom przejadła się demokratyczna władza?

Ludzie są zmęczeni i czują się jednocześnie zagrożeni w swym codziennym bycie. Tak więc nie w głowie im przejmowanie się problemami państwa, a właśnie na tym polega demokracja.

To wróćmy do wcześniejszego pytania: czym właściwie różnią się Platforma i PiS?

Bardzo żałuję, że to, o czym mówiono w kampanii prezydenckiej 2005 r., nie zostało rozwinięte, tylko pomieszane ze sprawami typu dziadek z Wehrmachtu, "spieprzaj, dziadu" itd. W tamtej kampanii była jedna niezwykle istotna rzecz sprowadzająca się do hierarchii ważności. Czy wolność i solidarność, jak mówił Tusk, czy też solidarność i wolność, jak głosił Lech Kaczyński. Kolejność tych dwóch słów ma kapitalne znaczenie. Jedną z bardziej fatalnych rzeczy w dorobku naszego ostatniego 20-lecia jest to, że pozbyliśmy się wartości wspólnych. Konkurencja, dążenie do osobistego sukcesu zablokowały możliwość współpracy.

Możliwość współpracy pomiędzy kim? Politykami, zwykłymi ludźmi?

Pomiędzy ludźmi. Politycy są tacy jak ludzie. Jeśli nie jest to okupacja, agresja z zewnątrz, to ludzie mają na ogół takich polityków, na jakich sobie zasłużyli.

Czyli świat polityki jest zwierciadłem, w którym odbijają się cechy społeczeństwa?

Myślę, że tak. Problemy wspólne przestały w społeczeństwie istnieć. Jeśli ktoś działa dla dobra wspólnego, staje się osobą niezwykle podejrzaną. Bo nie można się domyślić, o co mu tak naprawdę chodzi, jaki ma w tym interes. W okresie międzywojennym potrafiliśmy zbudować COP (Centralny Okręg Przemysłowy - red.), potrafiliśmy zbudować Gdynię. A do Wilna jeździło się w trzy i pół godziny torpedą. Wtedy nastąpiła integracja kraju. Teraz tego typu wspólnych osiągnięć praktycznie nie mamy. Nawet nie potrafimy zbudować autostrad. Infrastruktura liniowa jest w sytuacji katastrofalnej. Połączenie kolejowe Warszawa — Wrocław wiedzie przez Poznań. I przez te 20 lat w żadnym większym mieście nie powstał ani jeden park, czyli miejsce wspólnego odpoczynku.

Nie powstał żaden nowy park?

A zna pani w Warszawie osiedle, w którym powstał? Można tak długo wymieniać. Wyzbyliśmy się tego, co stanowiło interes wspólny.

Czyli pana zdaniem podstawowa różnica pomiędzy PO a PiS, to hierarchia ważności pomiędzy wolnością a solidarnością?

Tak, ale to bardzo ważna sprawa. Jestem związany przede wszystkim z PiS, bo nie mogę zaakceptować sytuacji, w której powoli, systematycznie pozbywamy się państwa. Państwo jest traktowane jako wróg. W mediach możemy się dowiedzieć, że płacenie podatków nie jest przyczynianiem się do wspólnych inwestycji i wspólnych spraw, tylko jest to abstrakcyjny fiskus, który wyciąga od ludzi pieniądze. To chyba jest bardzo ludzkie, bo nikt nie lubi jak się od niego wyciąga pieniądze.

Nikt nie lubi. Ale również nikt nie usiłuje przekonać obywateli, że państwo do czegoś służy, że buduje, dba o część wspólną i że trzeba się na niego składać. To kompromituje elity. Został tylko zaborczy fiskus.

Tak samo było za czasów rządów PiS? Czy ta tendencją nasiliła się pana zdaniem dopiero po 2007 r., po dojściu do władzy PO?

Tak, nasiliła się. Przecież jednym z haseł PiS, gdy szedł po władzę, było wzmocnienie państwa. I sądzę, że gdy premier Tusk zaczął rządzić, szybko się zorientował, że jego władza, w istniejącej sytuacji konstytucyjnej i porządku zwyczajowego, jest żadna. Bo państwo polskie bardzo słabo funkcjonuje. Władza ustawodawcza jest coraz bardziej marginalizowana. To proces, który się pogłębia. Ustalenia Sejmu, a potem Senatu mają charakter czysto formalny. W gruncie rzeczy powstawanie podstawowych decyzji przesuwa się w kierunku kręgów nieformalnych. I to jest pewna charakterystyka naszej rzeczywistości.

W "kręgach nieformalnych", czyli gdzie? W kierownictwach poszczególnych partii?

Różnie. Na przykład w "grupie trzymającej władzę". To był pierwszy taki jawny przypadek. Teraz się to przesuwa w inne miejsca. Rząd? Kancelaria Premiera? Kierownictwa poszczególnych partii? Nie wiem. Pomysły powstają w rożnych miejscach i nie do końca wiadomo, czyje są, ale to nie problem, bo tak musi być. Gorzej, że nie towarzyszy im szersza dyskusja, i co więcej jest źle widziana.

Te przepisy prawa, które sygnuje parlament, posłowie i senatorowie, nie są właściwie ich?

Chyba w jakiś sposób są, gdyż to parlament w sposób zdyscyplinowany, czy mu się to podoba czy nie, wyraża akceptację dla decyzji kierowniczych gremiów. Uczestniczyłem w poważnej konferencji , a potem czytałem wypowiedź jednego z ekspertów, że należałoby ograniczyć ingerencje posłów i senatorów w ustawy, bo są one nieprzewidywalne. Trzeba więc zmniejszyć prawa parlamentarzystów do zgłaszania poprawek.

Niby dlaczego?

Dążenie do ograniczenia roli parlamentu to prawda, która po raz pierwszy została wypowiedziana wprost.

To na czym ta "prawda" miałaby pana zdaniem polegać?

Aby ograniczyć władzę do wykonawczej i sądowniczej, bo one istnieją od kilku tysięcy lat. Natomiast władza ustawodawcza, która jest nośnikiem demokracji, powoduje w gruncie rzeczy niepotrzebne komplikacje. Nie ma wątpliwości, że demokracja jest systemem trudnym, wymagającym budowania szerokiego konsensusu społecznego, systemem czasochłonnym nie sprzyjającym sprawnym decyzjom w szybko rozwijającym się świecie. Ostatecznie jednak system ten sprawdza się najlepiej. Obecnie jest skłonność, by demokrację sławić, nawoływać do postaw obywatelskich, ale jednocześnie aktywność i rolę opinii publicznej ograniczać przepisami i pieniędzmi. Demokracja ma być wyłącznie werbalna. Kto więc pana zdaniem stanowi prawo w Polsce?

Gdy się temu bliżej przyjrzymy, to prawo powstaje w jakiejś grupie lobbystycznej. Potem dociera do parlamentu, a parlament podnosi rękę.

Dlaczego tak się dzieje?

Sądzę, że nie doceniamy wartości demokracji. Przynajmniej chwilowo, przy istniejącym stanie rzeczy.

Jakim?

Postawiliśmy na dość abstrakcyjny rozwój. I różni ludzie mają w tej sprawie bardzo różne wyobrażenia. Eksperci tworzą doktryny, a obywatele nie powinni im w tym przeszkadzać, jest to bardzo dziwna wizja demokracji.

To smutna refleksja. Ale tak czy owak jakaś współpraca pomiędzy senatorami rożnych opcji jest.

Nie zauważyłem.

Jak to?

Nie pamiętam, może z wyjątkiem jednego albo dwóch przypadków, żeby poprawki wniesione przez senatorów PiS w tej kadencji, zostały uwzględnione. W poprzednich kadencjach było nieco lepiej. Dyskusja plenarna czasami wpływała na decyzje senatu. Np. w V kadencji mimo 75-procentowej dominacji SLD i PSL udało mi się przeforsować dwie bardzo ważne ustawy.

Straszne rzeczy pan mówi.

Stoimy przed bardzo ważnym zadaniem wzmocnienia państwa. Bo nasze państwo podlega systematycznej anarchizacji. Jeśli przyjrzymy się działalności sejmowej komisji Przyjazne Państwo...

Tak zwanej komisji Palikota?

Ja tego słowa nie wymawiam. Uważam, że jest obsceniczne. Ale o tę właśnie komisję chodzi. I co widzimy w jej pracach? Że dokonuje się jakichś zupełnie przypadkowych, choć na pozór słusznych zmian w przepisach, niszcząc resztki spójności polskiego prawa jako logicznego systemu.

A konkretnie o co chodzi?

Ostatnio na każdym posiedzeniu Senatu zajmujemy się nowelizacją kodeksu drogowego. Od początku kadencji parlamentu było chyba kilkanaście nowelizacji tego kodeksu.

Cóż tam można tak nowelizować?

Nie wiem, kto i co tu kręci, ale były cztery zmiany kodeksu drogowego dotyczące samochodów antycznych w ruchu miejskim. Nie ma posiedzenia Senatu, na którym nie zajmowalibyśmy się nowelizacją kodeksu drogowego. To coś niebywałego. To ma być właśnie to Przyjazne Państwo? "
"Rz" Online
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Maj 12, 2009 12:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rzeczywiście proces zohydzania państwa postępuje. Państwo ma być przez obywateli postrzegane jako poborca podatkowy. To tak jakbyśmy widzieli kelnera w restauracji jako kogoś, kto inkasuje od nas forsę, nie pamiętając żesmy się uprzednio najedli i napili. Doprowadza się do tego, że państwowe instytucje obsiadają jako bardzo intratne synekury ludzie z partii rządzącej i jedyną troską tych dygnitarzy jest nie dopuszczenie do tego by komuś udało pozbawić ich stołka. W takim schemacie działania funkcje merytoryczne poszczególnych instytucji zanikają, co z kolei umacnia obywateli w przekonaniu, że Państwo to poborca podatkowy (dren w ich kieszeni). W niektórych dziedzinach jak np. w tzw. (nie wiem dlaczego jeszcze) służbie zdrowia, solidne składki (de facto podatki) odprowadza się po to by lekarz przychodni mógł zaoferować swe (lub swych dobrych kolegów) usługi 'prywatnie'. Więc płacenie kilkuset złotych co miesiąc za to, by parę razy do roku, a może i rzadziej dowiedzieć się, który lekarz odpłatnie może mi pomóc jest dość dobrym argumentem by instytucje państwowe jak najszybciej likwidować. Podobnie wygląda z zapowiadanymi wcześniej bezpiecznymi autostradami. Zamiast nich mamy fotoradary, byle jakie, kiepsko remontowane drogi i sygnały o manipulowaniu przy dodatkowych podatkach dla posiadaczy aut. Mamy też obowiązek jazdy na światłach przez 24h na dobę, pomimo tego, że nikt nie wykazał pozytywnego związku jazdy z włączonymi światłami na cokolwiek. Według mnie przyczynia się on jedynie do zwiększenia zagrożenia pieszych i rowerzystów, którzy nie dysponując oświetleniem 2x55W są praktycznie niewidoczni - szczególnie przy gorszych warunkach drogowych (deszcz). A wszystko to daje dodatkowy wypływ gotówki z naszych portfeli, poprzez łatwą zabawę w 'łapaj złodzieja'. zaś dodatkowy podatek to czysty rozbój/wymuszenie.
Wszelką publiczną dyskusję wycina się epatowaniem widza/obywatela sensacyjkami z udziałem Palikotów czy Niesiołowskich, oraz odławianiem wielkich zagrożeń czy to dla ekosystemu, czy to sensacjami chwili typu ptasie/świńskie grypy. Wiadomo, że w mętnej wodzie...
PS. Genialne spostrzeżenie Pana Senatora, co do obsceniczności pewnego słowa. Rzeczywiście chyba nikt nie chciałby tak zostać nazwany.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum