Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mirek Topolanek; Wierzę w Amerykę
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Wrz 21, 2009 5:29 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=18100

Polska bez tarczy antyrakietowej
pos. Antoni Macierewicz (2009-09-19)

Aktualności dnia


słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2009/09/2009.09.19.akt02.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2009.09.19.akt02&d=2009-09-19
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Wrz 21, 2009 12:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rosja nie rezygnuje z rakiet przy granicy z Polską 2009-09-21 (11:59)

Szef rosyjskiego Sztabu Generalnego, generał Nikołaj Makarow oświadczył, że jego kraj nie zrezygnował z planów rozmieszczenia rakiet Iskander w graniczącym z Polską obwodzie kaliningradzkim po tym, jak USA postanowiły zmienić swój program obrony przeciwrakietowej w Europie.

- Nie podjęto takiej decyzji. To powinna być decyzja polityczna. Powinien ją podjąć prezydent - przekonywał Makarow. - Oni (Amerykanie) nie zrezygnowali z tarczy antyrakietowej, zamienili ją na system rozmieszczony na morzu - dodał.

Generał towarzyszy prezydentowi Rosji Dmitrijowi Miedwiediewowi podczas jego podróży do Szwajcarii.

Sprzeczne informacje

W sobotę rosyjski wiceminister obrony Władimir Popowkin zapowiedział, że Rosja zrezygnuje ze środków, które planowała podjąć w odpowiedzi na powstanie tarczy antyrakietowej w Europie. Wymienił w szczególności rozmieszczenie Iskanderów.

Agencja Reutera pisze, że rzadko zdarza się, aby dwaj wysokiej rangi przedstawiciele rosyjskich władz publicznie sobie zaprzeczali w tak ważnych sprawach międzynarodowych. Część z analityków twierdzi, że generał chciał podkreślić, iż decyzja ta powinna być podjęta wyłącznie przez prezydenta a nie ogłaszana przez wiceministra.

Decyzja prezydenta USA Baracka Obamy o rezygnacji z rozlokowanych na lądzie systemu obrony przeciwrakietowej została pozytywnie przyjęta przez Rosję, której przywódcy grozili wcześniej, że rozmieszczą rakiety krótkiego zasięgu Iskander w obwodzie kaliningradzkim, jeśli USA nie zrezygnują ze swoich planów.

Kreml do tej pory twierdził, że Rosja rozmieści rakiety jako odpowiedź na działania Waszyngtonu, jeśli ten rozpocznie prace nad tarczą antyrakietową w Polsce i Czechach. Zdaniem Moskwy tarcza zagrażała jej bezpieczeństwu narodowemu i podważała strategiczną równowagę w Europie.
(PAP)

http://konflikty.wp.pl/kat,1020229,title,Rosja-nie-rezygnuje-z-rakiet-przy-granicy-z-Polska,wid,11515397,wiadomosc.html

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Wrz 21, 2009 2:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,366166_Pelzajaca_finlandyzacja_.html

"Pełzająca finlandyzacja
Piotr Semka 20-09-2009, ostatnia aktualizacja 21-09-2009 12:49

Wielu Polaków i Czechów dało się przekonać, że dodatkowe amerykańskie zabezpieczenie będzie zadzieraniem z Moskwą. A to już gotowy grunt pod bezwzględną neutralność wobec Kremla – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

(...)

Wbrew rozpowszechnionym opiniom procesowi politycznej neutralizacji Polski względem Rosji nie musi bowiem przeszkadzać ani nasze członkostwo w Unii Europejskiej, ani w NATO. Co ciekawe, wyraźniej zauważono to w Czechach niż w czczącej rocznicę 17 września Polsce.
Znów bez sojuszników

Mirek Topolanek, były premier Czech, mało komu kojarzy się z Jarosławem Kaczyńskim. Nic nie wiadomo, by wychowywał się w cieniu legendy II wojny światowej, niewielu kojarzy go też ze szczególną niechęcią wobec Rosji. A jednak pytany o ocenę decyzji Baracka Obamy skomentował ją tak, jak mógłby to zrobić lider PiS. – Amerykańska decyzja oznacza, że wróciliśmy do roli, jaką znamy w Europie Środkowej z ostatnich 100 lat. Znów nie mamy pewnych sojuszników i nie jesteśmy pewni swego bezpieczeństwa. To zagrożenie i ja tak to czuję – powiedział w czeskim radiu.

Tymczasem w wielu polskich mediach ton był inny. Można streścić go tak: decyzja Obamy o zamknięciu projektu antyrakietowego była do przewidzenia od chwili jego wyboru. Może to i lepiej, że pożegnaliśmy się z nadziejami na specjalne relacje Waszyngtonu z Warszawą. Dzięki zimnemu prysznicowi skupimy się na jeszcze silniejszym partnerstwie z krajami unijnymi. Wyjdzie to nam na dobre – zarówno na płaszczyźnie ekonomicznej, jak i militarnej.

Władimir Putin umiał stworzyć sieć mocnych relacji dwustronnych z ważnymi europejskimi stolicami
Najdobitniej wyraził ten pogląd na łamach „Dziennika Gazety Prawnej" Michał Kobosko, który napisał: „Amerykanie mają swoje strategiczne plany, które chcieliby realizować nie w kontrze, tylko wspólnie z Rosjanami. My zaś z kolei mamy realne członkostwo w Unii Europejskiej i NATO, organizacjach, które w początkach XXI wieku pełnią skutecznie rolę odstraszającą wobec potencjalnych agresorów".

Idąc tropem myślenia redaktora naczelnego „Dziennika", można by zadać Mirkowi Topolankowi kilka ironicznych pytań: czyżby Czechy przestały być członkiem NATO, który w razie napaści ma prawo liczyć na pomoc pozostałych państw? Czy nie ceni on członkostwa Czech w Unii Europejskiej, która nie tolerowałaby przecież próby ograniczenia suwerenności tego kraju? I czy stosowne jest używanie dramatycznego języka na początku XXI wieku, gdy konflikty zbrojne, jeśli już się zdarzają, to na dalekich peryferiach Europy?

A jednak reakcja lidera czeskiej ODS wynika z trafnych obserwacji dotyczących zmian w europejskim ładzie geopolitycznym. Decyzja Obamy przypomniała bowiem czasy, gdy Waszyngton, chcąc uzyskać poparcie Moskwy, szedł na ustępstwa, a Kreml kwitował to bez adekwatnych gestów, pozostawiając sobie znacznie szersze pole gry. Ta naiwna taktyka krajom Europy Środkowej ma prawo się kojarzyć jak najgorzej.


Ponad naszymi głowami

Zwłaszcza że w dzisiejszej Europie problem z Rosją nie wiąże się, jak na razie, z wyraźnym zagrożeniem militarnym, które stawiałoby NATO w gotowości. Groźna jest chytra taktyka Kremla umiejętnie posługującego się takimi narzędziami, jak: szantaż energetyczny, akcje dyplomatyczne przeciw państwom bałtyckim, intrygi na Ukrainie, a w przypadku Polski wojna o historię. Do tego wszystkiego niedawna agresja na Gruzję dowiodła, że współcześni politycy rosyjscy mają wciąż sowiecką mentalność.

Jednak czołowe państwa NATO reagują na to z niewspółmierną do sytuacji pobłażliwością. Premier – poprzednio prezydent – Władimir Putin umiał bowiem stworzyć sieć mocnych relacji dwustronnych na linii Moskwa – Berlin, Moskwa – Paryż i wreszcie Moskwa – Rzym. Uzupełnieniem takich nieformalnych dwójsojuszy staje się „zresetowane" partnerstwo Moskwy z Waszyngtonem.

Dyplomacja ponad głowami państw natowskich i unijnych, pochodzących z byłego Układu Warszawskiego, budziła zaniepokojenie w Warszawie i Pradze. Polska i Czechy obawiały się podzielenia sojuszu atlantyckiego przez Kreml i osłabienia jego skuteczności. Dlatego też chciały dodatkowo wzmocnić gwarancje NATO obecnością amerykańskich baz na swoim terytorium. Te nadzieje właśnie się rozwiały.

Po co jest NATO

Tymczasem coraz wyraźniej widać, że odsunięcie na jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość wizji konfliktu zbrojnego oraz udawanie, że Rosja jest takim samym demokratycznym krajem jak państwa UE, powoduje, że istota bytu NATO się rozmywa.

(...)"

Więcej:

http://www.rp.pl/artykul/9133,366166_Pelzajaca_finlandyzacja_.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Wrz 22, 2009 5:54 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=18122

Polska bez tarczy antyrakietowej
prof. Mieczysław Ryba (2009-09-21)

Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2009/09/2009.09.21.akt02.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2009.09.21.akt02&d=2009-09-21
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Wrz 23, 2009 5:48 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszapolska.pl/

"Zmiana na szachownicy

PIOTR JAKUCKI: W Polsce i Czechach nie będzie instalacji antyrakietowej. Mamy mieć ponoć patrioty, zaś od około 2015 roku na kontynencie wdrażany będzie amerykański system obrony antyrakietowej AEGIS z pociskami przechwytującymi rakiety krótkiego i średniego zasięgu, instalowany na okrętach wojennych.

Nie wiem, czy nowy system będzie nowszy, czy korzystniejszy. To działka specjalistów. Najważniejsze jest to, że prezydent Barack Obama, afroamerykański komuch, którego zaczynają mieć dosyć nawet najbardziej zaślepieni Amerykanie, odstawił nas do kąta, pokazując, że dla demokratów Europa Wschodnia jest już obszarem peryferyjnym w stosunku do Dalekiego i Bliskiego Wschodu. Terenem złożonym na ołtarzu serdecznych stosunków z Rosją.

„The Wall Street Journal” nie ma wątpliwości, twierdząc, że Stany Zjednoczone usilnie pracują nad tym, żeby z przyjaciół zrobić sobie przeciwników: „Oba rządy (polski i czeski) podjęły ogromne, polityczne ryzyko, narażając się nawet na gniew swych byłych rosyjskich suwerenów, w celu zadowolenia USA, które chciały, aby system (obrony przeciwrakietowej – red.) bronił przed ewentualnym atakiem irańskich rakiet – ocenia gazeta. Dodaje też, że „dziś nie należy oczekiwać, by w najbliższej przyszłości którykolwiek z tych rządów wysłuchał Ameryki”.

To jednak nie ma znaczenia, gdyż mamy do czynienia ze zwykłą, z punktu widzenia amerykańskiego, zmianą na geopolitycznej szachownicy interesów amerykańskich, na której – kosztem Polski i Czech – na pierwsze miejsce wysunęła się Rosja. Jest to – niestety – zmiana strategiczna kończąca z dawną republikańską polityką ostrego kursu, jedyną skuteczną wobec Kremla.

Zrozumiała jest więc radość Putina, Miedwiediewa, prasy rosyjskiej. Decyzja Obamy, określana jako kapitulacja bądź zdrada sojuszników, potwierdza siłę i skuteczność ich neoimperialnej polityki, którą zmusili kunktatora z Waszyngtonu do odsunięcia Polski i Czech – najbardziej politycznie i militarnie sprzęgniętych z USA i zarazem najbardziej doświadczonych w przeszłości polityką Kremla. Ci najwierniejsi, choć zarazem stosunkowo słabi sojusznicy USA, zostali pozostawieni sami sobie. Być może nawet znów powstały jakieś tajne umowy, protokoły itp., w myśl których państwa te staną się kondominium niemiecko-rosyjskim.

O tym, że Amerykanie tarczy u nas nie zainstalują, było wiadomo od momentu, gdy związana z układem Moskwa-Berlin PO doszła do władzy. Stało się wówczas jasne, że priorytetem w polityce nowej ekipy stanie się wysadzenie nas z sojuszu z USA. Dlatego Warszawa nie zrobiła nic, by przyspieszyć ratyfikację umowy w Sejmie i tym samym utrudnić Amerykanom wycofanie się z niej. Szansa załatwienia tej sprawy w klimacie politycznym dla nas korzystnym była ogromna.

Decyzja Obamy, ogłoszona z gracją 17 września, a więc w dniu wywołującym u nas oczywiste skojarzenia – jest porówna do Jałty. Niesłusznie, gdyż o ile wtedy Polska nie miała nic do gadania, to teraz, dzięki administracji Donalda Tuska powiedzieliśmy i zrobiliśmy o wiele mniej niż zrobić powinniśmy i mogliśmy. Mało tego, nowa ekipa biła i bije pokłony przed władcami Kremla, by wspomnieć tylko podrygi Tuska i Sikorskiego przed Putinem, m.in. odnośnie dostępu rosyjskich „ekspertów” – w istocie służb – do mającej powstać bazy antyrakietowej czy stałego monitoringu rosyjskiego. Rosja brała od polskiego premiera, co chciała. Usłyszałem ostatnio opinię, że Rosja ma nad Wisłą równie potężną partię jak Niemcy. Sprawa tarczy czy ofukiwanie przez Platformę pisowskiego projektu uchwały o 17 września mówi nam o tej partii wiele.

Obama, podając rękę Putinowi i Miedwiediewowi, zostawił nas w szczerym polu. Nic zatem dziwnego, że w Polsce zaczęły pojawiać się coraz częściej wątpliwości dotyczące naszej misji w Afganistanie. Czy nasz dalszy pobyt w tym odległym państwie, w którym nie mamy praktycznie żadnych interesów, ma jeszcze sens? Mimo tych wątpliwości jestem przeciwny stawianiu sprawy pod hasłem: „tarcza albo śmierć”. Są bowiem rzeczy o znaczeniu strategicznym: wyjście może oznaczać wysadzenie nas z układu atlantyckiego i wpędzenie w oś niemiecko-rosyjską. Czy aby nie o to chodzi rządowi Tuska?

Poza tym, jaką możemy mieć pewność, że gdy już zdecydujemy się opuścić Afganistan, nie nasilą się nagle oskarżenia o antysemityzm i żądania zwrotu majątku, który zgodnie z prawem przejął skarb państwa polskiego, a który przed wojną należał do obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, wymordowanych przez bolszewickich Rosjan i hitlerowskich Niemców?"

Piotr Jakucki

NASZA POLSKA NR 38/2009
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Wrz 23, 2009 5:50 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszapolska.pl/

"To decyzja taktyczna, a nie strategiczna

Z posłem Antonim Macierewiczem (PiS), b. wiceministrem obrony narodowej i b. szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego, rozmawia Roman Motoła

– Administracja amerykańska ogłosiła decyzję o wycofaniu się z projektu budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Jakie będą reperkusje tego kroku dla naszego kraju oraz dla sytuacji międzynarodowej?

– Było wiadomo już bardzo dawno temu, że administracja pana Obamy, jeszcze szykująca się do objęcia władzy w Stanach Zjednoczonych, jest przeciwna powstaniu tarczy i ta kwestia od dwóch lat nie ulegała żadnej wątpliwości. Dlatego właśnie rząd pana Jarosława Kaczyńskiego dążył do tego, żeby jak najszybciej zawrzeć umowę w tej sprawie i jak najszybciej rozpocząć budowę. Niestety, natknęliśmy się na bardzo systematyczny, bardzo przemyślany, bardzo skuteczny zamysł oraz jego realizację przez pana Radosława Sikorskiego, szczególnie od momentu, kiedy objął funkcję ministra spraw zagranicznych. Nie ma wątpliwości, że po stronie polskiej to on jest głównym konstruktorem dążenia do tego, żeby tarcza antyrakietowa w Polsce nie powstała i cała jego polityka była właśnie na to nastawiona. Pan Sikorski robił wszystko, żeby do budowy tej tarczy nie doszło. Żeby nie doszło do podpisania i ratyfikowania przez Polskę umowy, czyli do wejścia jej w życie zanim administracja pana Obamy obejmie władzę i odrzuci ten projekt. Układ, który został podpisany w ostatnich tygodniach pracy gabinetu George’a Busha, do dzisiaj nie został przez Polskę ratyfikowany, bo minister spraw zagranicznych, pan Sikorski, nie skierował go do Sejmu. Gdy tymczasem dokument ten po stronie amerykańskiej został ratyfikowany natychmiast.

Oczywiście amerykańska decyzja nie jest wynikiem działań pana Sikorskiego, ale gdyby nie jego postawa, zaawansowanie budowy tarczy byłoby tak duże, iż pan prezydent Obama już by się z niej wycofać nie mógł. Zwłaszcza że w moim głębokim przekonaniu ta decyzja nie jest decyzją strategiczną Stanów Zjednoczonych i – wbrew komentarzom, które słyszę dzisiaj od rana [rozmowa została przeprowadzona w czwartek 17 września – przyp. red.] – nie należy jej traktować jako takiej. To jest raczej decyzja obecnej administracji, która zawiesza szereg rozwiązań, w ogóle zawiesza aktywność na frontach zewnętrznych i w polityce międzynarodowej, poza kwestią irańską i izraelską, koncentrując się na eksperymentach wewnętrznych. Eksperymentach wzbudzających olbrzymi opór i niezadowolenie w samych Stanach Zjednoczonych, gdzie nazywane są wprost próbą wprowadzania socjalizmu w tym kraju i angażują administrację amerykańską, poza wymienionymi aspektami, niemal do końca. W tej sytuacji pan Obama taką kwestię, jak tarcza antyrakietowa, raczej zawiesza niż ostatecznie rozstrzyga, bo przecież słyszymy, że ma być jakieś alternatywne rozwiązanie oparte na systemie mobilnym, że w ramach tego systemu ruchomego będą rozmieszczane rakiety SM3, które mają stacjonować jednak w Polsce, jeżeli na to wyrazimy zgodę, jak mówi pan Robert Gates. Widać więc wyraźnie, że to wszystko nie jest jeszcze do końca przemyślane i ukształtowane i że raczej jest to ruch taktyczny niż strategiczny, zwłaszcza że my się znaleźliśmy w sytuacji geopolitycznej, którą przewidywaliśmy już wcześniej. Mówiłem o niej wielokrotnie, i nie tylko ja, także kilku innych działaczy niepodległościowych. Mam na myśli sytuację kształtującego się sojuszu rosyjsko-niemieckiego. On został dla większego upokorzenia Polski ogłoszony, na zaproszenie pana premiera Tuska, z jednego z najświętszych miejsc polskiej pamięci, czyli z Westerplatte przez pana Putina jako projekt budowy „wielkiej Europy”. Nie przypadkiem nawiązano tu do języka lat 40. Nie do tezy prezydenta de Gaulle’a o Europie od Atlantyku po Ural, nie do słów pana Gorbaczowa o „wspólnym europejskim domu”, tylko właśnie padło sformułowanie „wielka Europa”. I nawet nam powiedziano, że ta „wielka Europa” odrzuci zasady samostanowienia narodów, sformułowane w traktacie wersalskim, stwierdzono natomiast, że będzie oparta na takich zasadach, które nie uznają faktu ludobójstwa popełnionego na Polakach przez Sowietów. Powiedziano nam, że ta Europa będzie się opierała – przypominam cały czas przemówienie pana Putina wydrukowane przez pana Michnika – na sile, na przemocy, na dyktacie. Otóż to jest konstrukcja geopolityczna, która, myślę, skompromituje się bardzo szybko. I bardzo szybko okaże się to, co jest oczywiste, co wynika z geopolityki: długofalowe interesy światowe Stanów Zjednoczonych i interesy narodowe Polski i innych narodów Europy Środkowowschodniej są wzajemnie sobie bliskie, a te państwa sobie nawzajem potrzebne. Bez takiego sojuszu, współpracy, światu grozi po prostu katastrofa. Okaże się też, że odrodzenie imperializmu rosyjskiego wspartego przez Niemcy to jest droga do światowej katastrofy. Dlatego, jak mówię, nie traktuję tej decyzji jako strategicznej i trwałej, za to ludzi, którzy pracowali na jej rzecz po stronie polskiej, hańba będzie ścigała do końca życia.


– Amerykańska decyzja ogłoszona – nomen omen – 17 września jest jednak dla Rosji bardzo wygodna. Prezydent Miedwiediew nie omieszkał krótko po niej wyrazić swojego zadowolenia z tego faktu.

– Tak, jednak dla Stanów Zjednoczonych doprowadzenie do marginalizacji – żeby nie powiedzieć gorzej – Polski niesie za sobą w konsekwencji utratę jakiejkolwiek obecności na kontynencie euroazjatyckim, co dla USA musiałoby się skończyć katastrofą polityczną. Dlatego, jak podkreślam, decyzja o wycofaniu się z budowy tarczy nie jest strategiczna, chociaż doceniam złą wolę, także wśród polityków polskich, którzy systematycznie działają na szkodę Rzeczypospolitej i na szkodę jej niepodległości. Gdyby zaczęła się realizacja budowy tarczy tak jak chciał tego rząd Jarosława Kaczyńskiego, Polska byłaby dzisiaj bezpieczna, a pan prezydent Obama nie miałby możliwości wycofania się z tego projektu, bo podstawy tarczy już byłyby gotowe. Państwa łączą interesy wynikające z obiektywnych przesłanek, a nie doraźnych emocji i nawet nie doraźnych kombinacji, takich jak te, które pan Sikorski z panem Tuskiem teraz realizują. Obiektywną przesłanką jest to, że Polska, jako państwo niepodległe, dla swojego istnienia musi trwać w sojuszu z państwem, które daje nam możliwość dostępu do nowych technologii, daje nam możliwość strategicznego sojuszu obronnego i które rzeczywiście stanowi punkt odniesienia dla współczesnej polityki światowej, a nie tylko regionalnej.


– Jak Pan przewiduje, czy rząd Tuska będzie w dalszym ciągu utrzymywał polskie wojska w Afganistanie?

– To temat na całą osobną dyskusję. Nie wykluczam żadnych działań rządu polskiego odwołujących się do wytworzonej przy jego współdziałaniu sytuacji, spodziewam się natomiast gigantycznego chóru ze strony „partii białej flagi”. Chóru, który atakować będzie teraz Stany Zjednoczone i sojusz polsko-amerykański. Który będzie namawiał do podporządkowania się dyktatowi rosyjsko-niemieckiemu, kpiąc z dążenia do niepodległości i suwerenności Polski oraz dążenia do budowy silnego ugrupowania państw Europy Środkowej i Wschodniej, dającego nam nie tylko bezpieczeństwo militarne, ale także silne podstawy gospodarcze, dzięki dostępowi do źródeł energii z Kazachstanu i Azerbejdżanu. Atak na tę politykę będzie teraz zdwojony we wszystkich wymiarach. Przede wszystkim, w Afganistanie nie wolno było, nie będąc do tego przygotowanym i nie dysponując odpowiednimi siłami, brać odpowiedzialności za całą prowincję, bo to właśnie było strategicznym powodem dramatu, jaki teraz się tam rozgrywa. My po prostu nie mamy do dyspozycji sił zdolnych obronić się na tak wielkim i trudnym terenie: finansami, adekwatną do potrzeb liczbą żołnierzy, sprzętem. Ze względów wyłącznie prestiżowych i pseudopolitycznych pan Klich podjął tę decyzję i ciągle upiera się przy niej. Jeszcze 2 tygodnie temu, podczas obrad komisji obrony narodowej, błagałem go, by się z tej decyzji wycofał, tak jak prosiliśmy go, gdy 1,5 roku temu ją podejmował. Ta sytuacja może mieć swoje reperkusje związane z układem geopolitycznym ogłoszonym właśnie, a wytworzonym oczywiście już znacznie wcześniej. Chcę podkreślić, że ta sprawa dla nikogo, kto zajmuje się polityką, nie może być jakimkolwiek zaskoczeniem. Sam mówiłem dziesiątki razy – nie ja jeden zresztą – także publicznie, że polityka wobec tarczy antyrakietowej prowadzona przez pana Sikorskiego i pana Tuska jest polityką wymierzoną w bezpieczeństwo Polski. Podobnie od ponad dziesięciu lat przestrzegam przed sojuszem rosyjsko-niemieckim. Tutaj istnieje gigantyczna odpowiedzialność nie tylko polityków, ale i mediów kształtujących świadomość narodową i świadomość polityczną. W tej kwestii jest już wszystko wiadome. Istnieje tylko pytanie: jak długo za politykę polską – a to jest decyzja narodu – odpowiadać będą ludzie, którzy prowadzą ją do katastrofy? Na ile świadomie, na ile w złej woli – nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno jednak na tyle świadomie, że przecież ci ludzie znają fakty i wiedzą, jakie one będą miały konsekwencje. Po stronie polskiej z premedytacją dążono do takiej sytuacji, z jaką dzisiaj mamy do czynienia. To jest sytuacja wymagająca zmiany ekipy władzy, żeby odpowiedzialność za Polskę przejęli ludzie mający jasną wizję obrony naszej niepodległości, budowy sojuszy i porozumień, które zagwarantują nam bezpieczeństwo. Wszystkie wymysły o tym, że wspólny minister spraw zagranicznych Unii Europejskiej po przegłosowaniu podejmie decyzję inną niż chcą Niemcy, mają na celu uśpienie polskiej wrażliwości na zagrożenie niepodległości naszego państwa."
NASZA POLSKA NR 38/2009
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Wrz 23, 2009 5:54 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20090923&typ=my&id=my12.txt

NASZ DZIENNIK Środa, 23 września 2009, Nr 223 (3544)

Tarcza i tak wróci

Z posłem Antonim Macierewiczem (PiS), byłym wiceministrem obrony narodowej i byłym szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego, rozmawia Mariusz Bober

Czy plany obecnej administracji zastąpienia tzw. tarczy antyrakietowej mobilnym systemem obrony przed rakietami krótkiego i średniego zasięgu są dobrym pomysłem? Ekipa Baracka Obamy przekonuje, że system Aegis w połączeniu z SM-3 to rozwiązanie bardziej adekwatne do aktualnych zagrożeń, skuteczniejsze i tańsze.
- Nie uważam, by ta decyzja administracji amerykańskiej miała charakter strategiczny, długofalowo determinujący politykę USA. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Polska oraz pozostałe kraje Europy Środkowej są sobie potrzebne - to jest oczywista prawidłowość geopolityki. Obowiązuje ona tak długo, jak długo będzie istniała Polska i pozostałe kraje naszego regionu, i dopóki nie dojdzie do stworzenia w Europie przez Niemcy i Rosję kondominium na tym obszarze. A mam nadzieję, że nie stanie się to szybko... Dlatego traktuję decyzję prezydenta Baracka Obamy - skoncentrowanego obecnie na przemianach wewnętrznych o charakterze gospodarczym i społecznym - jako wyraz poszukiwań ze strony nowej administracji innych rozwiązań i odsunięcie w czasie tej istotnej decyzji. Sprawy zagraniczne - poza tymi dotyczącymi Izraela, Iranu i Afganistanu - Biały Dom odkłada na dalszy plan. Dlatego nie wydaje mi się, by ta decyzja przetrwała obecną administrację.

Co Pan przez to rozumie? Szybki jej upadek czy zmianę decyzji o systemie obrony USA, jako np. nieefektywnego lub niespełniającego oczekiwań?
- Nie chciałbym wypowiadać się na temat efektywności zaproponowanego rozwiązania, ponieważ wymagałoby to głębszej analizy. Mam wrażenie, że jest to rozwiązanie - z punktu widzenia globalnych interesów USA - nieporównanie gorsze i sprawiające wrażenie czegoś doraźnego. Dla Polski ma to negatywne konsekwencje polityczne. Nowy system może spełnić tylko jedną z funkcji tarczy, a i to gorzej. Dlatego myślę, że sprawa tarczy wróci najpóźniej wraz z następną administracją.

Podkreśla się jednak, że dla Polski ważna może być możliwość umieszczenia bazy dla systemu SM-3...
- Propozycja ta oznacza właśnie, że administracja Baracka Obamy zdaje sobie sprawę z tego, iż Stany Zjednoczone nie mogą wycofać się całkowicie z Europy Środkowowschodniej, ponieważ ich interesy geopolityczne są ściśle związane z naszym regionem.

A co ta zmiana koncepcji obronnej USA oznacza dla Polski?
- Odpowiedzialność polityczna za operację przeciągania rokowań i zaniechania spada na premiera Tuska. Jednak jej autorem jest Radosław Sikorski. Działania ministra spraw zagranicznych były w tej sprawie haniebne. Ale to premier Tusk dokonał wyboru swojego ministra i wiedział, co robi.

Pan również uważa, że Sikorski zaniedbał starań o szybką ratyfikację umowy z USA?
- To nie były zaniedbania. Minister Sikorski był głównym strategiem systematycznego działania przeciwko sojuszowi Polski z USA, szczególnie w sprawie tarczy antyrakietowej. Obecny szef MSZ zrobił bardzo wiele, by osłabić bezpieczeństwo Polski. Mówiłem o tym wielokrotnie, zarówno w bezpośrednich rozmowach z Radosławem Sikorskim, gdy był ministrem obrony narodowej, jak i z mównicy sejmowej, m.in. podczas debaty nad polityką zagraniczną. Sikorski zrobił wszystko, by układ między Polską i Stanami Zjednoczonymi nie został zawarty jeszcze w okresie prezydentury George'a W. Busha. Już w czasie kampanii prezydenckiej z wypowiedzi polityków związanych z Barackiem Obamą wiadomo było, że nowa administracja ma zdecydowanie inne plany polityczne i jest sceptyczna wobec tarczy. Sikorski, świadomie opóźniając negocjacje, dążył do tego, by to Obama podejmował kluczowe decyzje w tej sprawie, bo wiedział, jak to się skończy.

Czyli nowa propozycja USA prowadzi do osłabienia pozycji Polski?
- Brak tarczy antyrakietowej w sposób istotny obniża bezpieczeństwo naszego kraju.

Minister Sikorski odpiera te zarzuty, mówiąc, że Czechy ratyfikowały porozumienie, a mimo to USA zrezygnowały także z instalacji radaru w tym kraju...
- Sikorski wprowadza świadomie w błąd polską opinię publiczną. Bush tarczę chciał, a Obama - nie. I to jest istota rzeczy. Z chwilą, gdy nie udało się rozpocząć jej instalacji za Busha, a to właśnie "zawdzięczamy" Sikorskiemu, sprawa była przegrana. To integralny system: byłoby bez sensu budowanie radaru w Czechach w sytuacji, gdy Polska wciąż nie zgadzała się na bazę rakiet. A przecież nawet dzisiaj Sikorski, z aprobatą Tuska, podkreśla, że nie ma zgody rządu na amerykańskie bazy, bo wciąż negocjowane są zasady stacjonowania żołnierzy USA.

Powiedział Pan jednak, że USA i tak wrócą do budowy tarczy...
- Tak sądzę. Stany Zjednoczone wrócą do tej strategii - tylko decyzja o budowie tarczy antyrakietowej zostanie przesunięta w czasie. Polska będzie bezspornie w trudniejszej sytuacji dyplomatycznej, politycznej i militarnej. Na pewno odezwą się politycy atakujący sojusz z USA i akceptujący poddanie się dyktatowi niemiecko-rosyjskiemu, którego tworzenie zapowiedział premier Władimir Putin - by zabrzmiało to dla nas jeszcze bardziej upokarzająco - na Westerplatte.

Kto będzie namawiał do poddania się takiemu dyktatowi?
- W tradycji polskiej ostatnich 200 lat zawsze istniało stronnictwo "białej flagi", czyli tych, którzy gotowi byli zrezygnować z niepodległości i suwerenności Polski. Ich współcześni "potomkowie" wyśmiewają dążenia do zagwarantowania naszemu krajowi niepodległości. Ale to minie. Nie sądzę, by była to kwestia dłuższa niż 2-3 lat.

Przewiduje więc Pan porażkę PO w najbliższych wyborach?
- Tak. Ale mam przede wszystkim na myśli sytuację geopolityczną związaną z planami administracji USA. Ogłoszona przez Putina koncepcja budowy przez Rosję i Niemcy "Wielkiej Europy", jako tworu nieuznającego suwerenności państw ani zasady respektowania praw człowieka, szybko uświadomi całemu światu, jak wielkie niebezpieczeństwo kryje się w planach Moskwy i Berlina. Dlatego niezbędna jest silna, niepodległa i nowoczesna Polska i Europa Środkowowschodnia. Inna konstrukcja polityczna nie rozwiąże tego problemu - ani państwo europejskie, ani marzenia o dobrych Niemcach czy światłej elicie kosmopolitycznej. To są złudzenia ludzi, dla których ważniejszy jest kolor krawata niż polski interes narodowy. Złudzenia te prysną jak bańka mydlana, bo ostatecznie Polska leży między Rosją a Niemcami, i to się nie zmieni. Nadchodzą trudne czasy wymagające polityki odważnej, zdecydowanej i konsekwentnej, wymagające ludzi zdolnych zmobilizować wszystkie siły Narodu.

Dziękuję za rozmowę."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Wrz 23, 2009 6:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/31,367315_Polska_stawka_w_grze.html

Polska stawką w grze
Wojciech Lorenz 23-09-2009, ostatnia aktualizacja 23-09-2009 02:45

"USA muszą zatrzymać ekspansję Rosji, wzmacniając militarnie Polskę - ocenia słynny ośrodek wywiadowczy Stratfor

„Największym problemem dla Stanów Zjednoczonych nie jest zagrożenie ze strony Iranu, ale ambicje Rosji, która chce sobie zapewnić strefę wpływów na obszarze dawnego ZSRR” – przekonuje George Friedman, szef Stratforu. Jego zdaniem stawką w tej grze jest status Polski.

W swojej najnowszej analizie Friedman przekonuje, że Rosja sprzeciwiała się umieszczeniu tarczy antyrakietowej w Polsce, bo się obawiała, że konieczność obrony instalacji będzie równoznaczna z przyznaniem Polsce gwarancji bezpieczeństwa silniejszych niż te, które daje NATO. Z perspektywy Moskwy byłby to także pierwszy krok do militaryzacji Polski i utrwalenia dominacji USA w kraju, przez który w przeszłości dokonywano inwazji na rosyjskie terytorium. Dla kraju, który próbuje odzyskać status mocarstwa i chce zabezpieczyć swoje granice, było to nie do zaakceptowania.

„Rosja chce przerysować granice regionu. Miałby się on składać z dwóch obszarów. Pierwszy to tereny dawnego ZSRR, na których zostałaby uznana dominująca rola Rosji. Drugi to Europa Środkowa – zwłaszcza Polska, który nie może się stać przyczółkiem amerykańskiej potęgi. (...) Rosja dąży do tego, aby Polska była obszarem neutralnym, strefą buforową między Rosją a Niemcami” – przekonuje Friedman.

Ekspert uważa, że decyzja o rezygnacji z tarczy w Polsce, choć została przyjęta w Rosji z zadowoleniem, będzie uznana za niewystarczającą. Warunkiem sine qua non dla Rosji jest bowiem uzyskanie od USA prawa do swojej strefy wpływów.

Według Friedmana Ameryka skoncentrowana na zagrożeniu ze strony Iranu przegapiła moment, kiedy Rosja przestała być krajem, któremu można dyktować warunki. W efekcie, jeśli Waszyngton chce metodami dyplomatycznymi poskromić ambicje nuklearne Iranu, musi negocjować z Moskwą.

Analityk podkreśla, że USA nie mają praktycznie możliwości powstrzymania rosyjskiej dominacji na obszarze dawnego ZSRR. Mogą jednak zablokować dalszą ekspansję. „Powstrzymanie zawłaszczania terenów między Europą (Zachodnią) a Rosją leży w żywotnym interesie USA. Neutralizacja Polski i poleganie na Niemczech jako granicy Zachodu z Rosją nie jest zachęcającą wizją” – pisze szef ośrodka Stratfor.

Nie wyklucza on, że w zamian za poparcie w sprawie Iranu prezydent USA może się po cichu dogadać z Rosją w sprawie strefy wpływów. Ostrzega jednak, by do „góry ustępstw” pod żadnym pozorem nie włączano Polski.

„Uznanie rosyjskiej hegemoni w dawnym ZSRR i neutralizacja Polski w zamian za rosyjski nacisk w sprawie Iranu byłyby wyjątkową dysproporcją” – przekonuje Friedman. Wzywa jednocześnie wpływowe polskie lobby w USA, aby przekonało tamtejsze władze do wzmocnienia bezpieczeństwa Polski. „Polacy powinni się nauczyć, że niepowodzenie z jednym systemem uzbrojenia prowadzi do większej hojności w innych, dużo ważniejszych systemach” – pisze Friedman.

"Rosja pomoże Ameryce w sprawie Iranu tylko za prawo do własnej strefy wpływów. Polska nie może się w niej znaleźć"

O naprawę stosunków z Polską zaapelował w poniedziałek do Baracka Obamy szef Kongresu Polonii Amerykańskiej. Frank Spula uważa, że rezygnując z tarczy, Waszyngton wprowadza „wątpliwości co do intencji USA”, a stosunki dodatkowo nadwerężyło ogłoszenie decyzji w 70. rocznicę sowieckiej napaści na Polskę. Spula przypomniał, że w USA mieszka 10 milionów osób pochodzenia polskiego."
Rzeczpospolita

Więcej:
http://www.stratfor.com/
http://www.stratfor.com/countries/poland
http://www.stratfor.com/weekly/20090921_bmd_decison_and_global_system
http://www.stratfor.com/node/22464/archive
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Wrz 23, 2009 8:18 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/25483

"TUSK W CIENIU MILLERA

rozmowa z Witoldem Waszczykowskim, 23-09-2009 08:04

"Ustawiamy się w pozycji państwa mało aktywnego i mało ambitnego, które dryfuje." Z Witoldem Waszczykowskim, wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, rozmawia Leszek Misiak.

Znów zostaliśmy sami. Po decyzji Baracka Obamy o rezygnacji USA z budowy tarczy antyrakietowej w Polsce kanclerz Niemiec Angela Merkel, premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, a zwłaszcza prezydent Francji Nicolas Sarkozy, nie ukrywali zadowolenia.
O tym, czy naprawdę zostaliśmy sami, przekonamy się, gdy podejmiemy nową ofertę amerykańską i sprawdzimy, na ile jest realna, wiarygodna i w jakim stopniu może wpłynąć na bezpieczeństwo Polski.

Nowa koncepcja proponowana przez Obamę ma opierać się na rakietach SM-3, które miały być jednym z elementów tarczy antyrakietowej. Poza tym są one jeszcze na etapie projektów.
Dlatego uważam, że trzeba sprawdzić wartość tej propozycji. Ta oferta rodzi obecnie więcej pytań niż odpowiedzi. Nie wiemy, jaka będzie skuteczność tych rakiet, przed jakim atakiem miałyby nas bronić, kto byłby ich właścicielem i kto mógłby decydować o użyciu tego sprzętu. Nie wiemy, czy te rakiety miałyby stacjonować w Polsce na stałe, jak wyglądać miałyby kwestie prawne i finansowe dotyczące tych instalacji. I wreszcie – bardzo istotne – na ile Rosja miałaby wpływ na ich rozmieszczenie i kontrolę. Amerykanie już zapowiedzieli, że Rosjanie mieliby prawo uczestniczyć w tym systemie. Nie wiemy, czy ich uczestnictwo w programie polegałoby na rozlokowaniu własnego sprzętu w Rosji i krajach z nią zaprzyjaźnionymi, czy też oznacza to, że Rosja współdecydowałaby o użyciu systemu i mogłaby dokonywać inspekcji tych instalacji na polskim terytorium.

Wątpliwości dotyczą tylko uczestnictwa Rosji czy również krajów Europy Zachodniej?
Amerykanie oświadczyli, że będzie to system zaproponowany większej grupie państw europejskich, co oznacza, że będzie mógł być użyty przez cały Sojusz Północnoatlantycki. To rodzi pytanie, czy będziemy musieli za niego płacić, bo w NATO jest zasada, że wszystkie kraje wnoszą jakąś kontrybucję w postaci sprzętu lub pieniędzy.

Wyrzutnie SM-3 można będzie w każdej chwili zabrać z polskiego terytorium, bo nie są stacjonarne, lecz mobilne. To stwarza dla Polski zupełnie inną sytuację niż w przypadku tarczy.
Zgłaszałem ten problem od momentu, gdy dowiedzieliśmy się o zmianie planów USA. Taki system może się okazać podatny na pewną koniunkturalność polityczną. Jeśli okaże się np., że relacje amerykańsko-rosyjskie ulegną pogorszeniu, nie wiadomo, czy Amerykanie nie wycofają tego systemu z Polski i Europy Środkowej, by utrzymać lepsze stosunki z Rosją.

Radość za Odrą i na Kremlu świadczy o tym, że decyzja Obamy wychodzi naprzeciw strategicznym interesom tych państw. O ile w przypadku Rosji to oczywiste, dziwi zachowanie Niemiec.
Gdy prowadziliśmy negocjacje z Amerykanami dotyczące tarczy, Rosja protestowała przeciw tej instalacji, argumentując, że w tej części Europy ma strategiczne interesy związane z jej bezpieczeństwem. To stanowisko znajdowało posłuch, a nawet aprobatę Niemiec. To zdumiewające, że po 10 latach polskiej obecności w NATO i 5 lat od wstąpienia do UE można nas i inne kraje Europy Środkowej nadal traktować jako przejściową strefę wpływów, która ma inny status bezpieczeństwa niż kraje zachodnie. Dzisiejsze zadowolenie Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i szefa NATO (!) z decyzji prezydenta Obamy jest tego potwierdzeniem. To stanowisko dla Polski nie do zaakceptowania.

Ale premier Tusk i minister Sikorski twierdzą, że decyzja Stanów Zjednoczonych o zmianie koncepcji z tarczy na rakiety SM-3 jest dla Polski korzystna. Skoro to prawda, skąd zadowolenie Kremla z takiego obrotu sprawy?
To poprzednia oferta amerykańska – budowa w Polsce tarczy – była dla nas zdecydowanie korzystniejsza, ponieważ spisana została w formie umowy międzynarodowej, zawierała zobowiązania amerykańskie do udzielania nam dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa i zbudowania stałej bazy antyrakietowej w Polsce, dającej nam dostęp do zaawansowanych technologii, a także do informacji zdobywanych przez radar w Czechach. Nowe propozycje są mgliste i odległe w czasie. I to cieszy Rosjan.

W jakim stopniu można za decyzję USA winić premiera Tuska i ministra Sikorskiego? Myślę o opóźnianiu decyzji o ratyfikacji umowy o budowie tarczy.
Obecny rząd albo nie zrozumiał idei porozumienia z Amerykanami, albo jest krótkowzroczny. Wielu ekspertów zajmujących się problemami bezpieczeństwa naszego kraju i regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ja także, nie podważa faktu, że z chwilą wejścia Polski do NATO nasze bezpieczeństwo uległo zwiększeniu. Uważamy jednak, że to nie gwarantuje nam bezpieczeństwa całkowicie. Sojusz od wielu lat ewoluuje. Doszło do naruszenia równowagi w jego interesach – więcej uwagi poświęca konfliktom w odległych regionach świata niż bezpieczeństwu terytorialnemu państw członkowskich. Poza tym wielu naszych sojuszników zachodnich zakwestionowało automatyczność działania artykułu 5, który mówi, że wojna przeciw jednemu państwu Sojuszu oznacza konflikt z wszystkimi. To niebezpieczne myślenie dla kraju o takim położeniu geopolitycznym jak Polska. Dlatego szukaliśmy dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa w USA i podjęliśmy tę współpracę. Tusk i Sikorski nie podzielają tego rozumowania. Dla nich porozumienie z USA było zwykłą transakcją handlową.

Utrata rządów przez PiS spowodowała spowolnienie tej współpracy. Czym kierował się rząd PO prowadząc taką politykę wobec USA?
Rząd Tuska uznał, że dotychczasowe gwarancje Stanów Zjednoczonych dotyczące tarczy są mało znaczące, papierowe, co zakomunikował Amerykanom w lipcu ub.r. i przystąpił do dodatkowych negocjacji, a raczej targów kupieckich, by coś więcej uzyskać – sprzęt albo pieniądze. To się nie udało.

Jeśli gabinet Tuska podszedłby do rozmów z Amerykanami w taki sposób jak rząd Kaczyńskiego, tarcza w Polsce zostałaby zbudowana?
Myślę, że tak. Gdyby rząd PO kontynuował prace, które prowadził rząd Kaczyńskiego, wcześniej Marcinkiewicza, a jeszcze wcześniej Belki, to prawdopodobnie ta inicjatywa już w 2008 r. byłaby wprowadzana w Polsce w życie. Przypomnę, że po wyborach w 2007 r. gabinetowi Tuska zajęło aż pół roku, by wrócić do negocjacji z Amerykanami. Potem, po wynegocjowaniu przeze mnie porozumienia z USA w końcu czerwca 2008 r., rząd PO przez półtora miesiąca zwlekał z jego podpisaniem, a kiedy już podpisał je w sierpniu, nie ratyfikował go. To uniemożliwiło nie tylko realizację tej umowy, ale także oszacowanie przez Amerykanów ostatecznych kosztów tej instalacji. Kardynalnym błędem Tuska jest też, że do dzisiaj nie wynegocjowano istotnego porozumienia SOFA, regulującego status prawny żołnierzy amerykańskich, którzy przebywaliby na terytorium Polski. Jest ono niezwykle ważne przy jakiejkolwiek współpracy polsko-amerykańskiej, także tej proponowanej dziś przez Obamę. Mamy więc całe pasmo zaniechań i kompletnie niezrozumiałych kunktatorskich oczekiwań rządu PO.

Czy rzeczywiście mogliśmy uratować tarczę? Czesi mieli ratyfikowaną umowę w sprawie tarczy i Amerykanie mimo to ją wymówili.
To jest nieprawda powtarzana przez kilku dziennikarzy. Czesi rozpoczęli proces ratyfikacji, ale go nie zakończyli. Całą inicjatywę należy rozumieć jako jeden pakiet. Bazy w obu państwach były wzajemnie powiązane. Czesi sygnalizowali uczciwie, że nie udźwigną politycznie tej inicjatywy bez Polski. Jeśli ratyfikowalibyśmy umowę, to wypowiedzenie jej zajęłoby Amerykanom dwa lata.

Decyzja Obamy każe zastanowić się, jaki rzeczywiście miał być cel zainstalowania w Polsce tarczy. Jeśli obrona przed pociskami irańskimi, dlaczego rząd USA tak łatwo zrezygnował z projektu, który zwiększał bezpieczeństwo obywateli amerykańskich? Zwłaszcza że zagrożenie ze strony irańskiej – jak wynika z ostatnich doniesień – rośnie.
Głównym celem tarczy była obrona przed rakietami, które mogłyby być wystrzelone w stronę Europy lub Stanów Zjednoczonych z Bliskiego Wschodu. Przede wszystkim z Iranu, bo wszystko wskazuje na to, że Teheran zmierza do rozbudowy systemu rakietowego, w tym rakiet balistycznych dalekiego zasięgu. Rezygnacja z tarczy środkowoeuropejskiej jest wynikiem nadziei lub raczej iluzji, że Rosja pomoże Amerykanom w rozwiązaniu kilku problemów regionalnych. Ważny jest też element ideologiczny. Rezygnacja z tej tarczy to symboliczne odcięcie się od polityki Busha.

Czy uleganie naciskom rosyjskim, bo tak można postrzegać wycofanie się Stanów Zjednoczonych z planów budowy tarczy, przyniesie Ameryce konkretne efekty?
Oczekiwania strony amerykańskiej, że można powrócić do sposobów prowadzenia bezpośrednich rozmów z Rosją na temat kontroli zbrojeń, które były charakterystyczne dla lat 70. i 80., są złudne. Wówczas wykorzystywano je, by załatwiać z Rosją sporne sprawy w różnych regionach świata. Według mnie jest to myślenie anachroniczne, bo oznacza powrót do skompromitowanej koncepcji, gdy światem rządziła diada amerykańsko-sowiecka, która spotykała się co kilka miesięcy na szczytach, a zwasalizowany przez nią świat wprowadzał w życie ich decyzje.

Mamy próbę powrotu do tego okresu?
Do mechanizmów z tamtego okresu, które się nie sprawdziły. Rosjanie ochoczo przyjęli powrót do tej koncepcji, ponieważ uznali, że jest to dobry sposób na wyrównanie statusu wobec Stanów Zjednoczonych. Będą więc przeciągali rozmowy rozbrojeniowe, targowali się o różne strefy wpływów. Będą próbowali odtworzyć koncert mocarstw – elitarny klub państw współdecydujących o losach świata.

A jak odczytać fakt, że prezydent Obama zakomunikował swoją decyzję Polakom 17 września, w dniu dla nas bardzo symbolicznym i tragicznym?
W tym tygodniu Amerykanie startują z kolejną rundą rozmów z Rosjanami, rozpoczyna się też sesja roczna Zgromadzenia Ogólnego ONZ, a w Pitsburgu zaplanowany jest szczyt G-20. Może Amerykanie obawiali się, że przed tymi wydarzeniami ich plany dotyczące tarczy zostaną ujawnione mediom, co wywoła zamieszanie na arenie międzynarodowej i będą musieli tłumaczyć te decyzje. Dlatego być może zdecydowali się przysłać błyskawicznie delegacje do Polski i Czech.

Jednak pierwsze informacje o decyzji Obamy podały właśnie media – „Wall Street Journal” i „Weekly Standard” …
W tym czasie delegacja USA już leciała do Polski.

Telefon prezydenta Obamy do premiera Tuska też był kilka minut po północy czasu polskiego, już 17 września. Czy takich rozmów na najwyższych szczeblach nie zapowiada się wcześniej kanałami dyplomatycznymi? Decyzja o rezygnacji z tarczy prawdopodobnie podjęta została znacznie wcześniej. Skąd to nagłe przyspieszenie dotyczące jego upublicznienia?
Zostaliśmy zaskoczeni, nie tylko treścią, ale i formą zawiadomienia. Spodziewaliśmy się decyzji o przesunięciu programu w czasie, a nie całkowitej jego likwidacji. Nasze służby dyplomatyczne informowały też, że stanie się to dopiero za kilka tygodni. Amerykanie bardzo się spieszyli, mogli więc w pośpiechu przeoczyć tę datę. Jednocześnie jest to profesjonalna dyplomacja, więc trudno przyjąć, że znaczenie dla Polaków daty 17 września było ekspertom amerykańskim nieznane. Jest pokusa, by porównać tę niefortunność do decyzji premiera Tuska, który 4 lipca ub. roku, w dzień święta narodowego Stanów Zjednoczonych, zakomunikował stronie amerykańskiej, że ich gwarancje w sprawie tarczy są niewystarczające.

Czy mamy zatem do czynienia z katastrofą polskiej polityki zagranicznej, realizowanej od 1990 r.?
Polityka międzynarodowa prowadzona przez Tuska i Sikorskiego jest dużym odejściem od kanonów dyplomacji prowadzonej od kilkunastu lat przez kolejne ekipy rządzące.

Także lewicowe...
To prawda, bo rządy Millera i Belki realizowały linię prozachodnią i proamerykańską, w tym naszą akcesję do NATO, UE. Wśród priorytetów polityki zagranicznej Polski było też otwarcie Sojuszu i Unii na Wschód, współpraca z Ukrainą, Gruzją. Dziś wygląda na to, że Polska odchodzi od współpracy z Amerykanami. Myślę nie tylko o storpedowaniu tarczy. Wyszliśmy z Iraku tuż przed wyborami amerykańskimi, rezygnujemy z obecności na Bliskim Wschodzie – ze Wzgórz Golan i z Libanu, które są ważnymi obszarami dla USA. Odchodzimy od giedroyciowskiej koncepcji, według której powinniśmy mieć równoprawne relacje zarówno z Rosją, jak i z Ukrainą oraz innymi krajami postsowieckimi. Obecnie głównym naszym celem jest dogadywanie się z Rosją, a to oznacza duże przewartościowanie w polityce zagranicznej. To dyplomacja rządu Tuska zdecydowała, że Polska w tym roku nie będzie ubiegała się, by być członkiem Rady Bezpieczeństwa w latach 2010–2011. To bezprecedensowa sytuacja, kiedy kraj, który może wejść do Rady Bezpieczeństwa, rezygnuje z tego, tłumacząc, że w 2011 r. obejmiemy prezydencję unijną i na tym powinniśmy się skoncentrować. To poważny błąd. Prezydencja trwa tylko 6 miesięcy.

Do czego może doprowadzić taka polityka rządu Tuska?
To działania zaściankowe, samoograniczanie się, stawianie się w roli akceptującego każdą decyzję podjętą przez kraje zachodnioeuropejskie. Ustawiamy się w pozycji państwa mało aktywnego i mało ambitnego, które dryfuje. A jesteśmy dużym krajem europejskim, powinniśmy więc prowadzić politykę, która upodmiotowiłaby nas w Europie, dała nam taki status, jaki mielibyśmy, gdyby nie kilkadziesiąt lat komunizmu.

-------------------------------------------------------------------------

Warszawski klub "Gazety Polskiej" zaprasza na spotkanie z dr. Witoldem Waszczykowskim, ministrem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, nt. sytuacji związanej z instalacją tarczy antyrakietowej. Spotkanie poprowadzi red. Tomasz Sakiewicz.

23 września, godz. 18:30, klub Hybrydy, ul. Złota 7/9. Wstęp wolny
"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Wrz 25, 2009 6:31 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,368227_Stanilko__Nie_dajmy_Amerykanom_nas_zapomniec.html

"Nie dajmy Amerykanom o nas zapomnieć
Jan Filip Staniłko 24-09-2009, ostatnia aktualizacja 24-09-2009 23:30

Z europejskiego punktu widzenia Iran idealnie się nadaje na podstawowego sojusznika przeciw rosyjskim zapędom do tworzenia gazowego monopolu – pisze publicysta

Decyzja o wycofaniu się z projektu stacjonarnej tarczy antyrakietowej na terenie Polski i Republiki Czeskiej wywołała falę krytycznych komentarzy – tak w Polsce, jak i w USA. Tradycyjnie najostrzej reagował dział opinii ”Wall Street Journal”, znany z Chcieliśmy tarczy, bo służyła naszym grom z Rosją. Chcieliśmy wciągnąć naszego sojusznika w naszą grę, za jego pieniądze
republikańskich sympatii i antyrosyjskiego nastawienia. Chcieliśmy tarczy, bo służyła naszym grom z Rosją. Chcieliśmy wciągnąć naszego sojusznika w naszą grę, za jego pieniądze

Również, znany Polakom skądinąd, Ronald Asmus opublikował dobry, mocny tekst w ”Washington Post”, w którym wyliczył trzy podstawowe błędy USA w relacjach z Europą Środkową. Po pierwsze, uznanie, że przyjęcie nowych państw do NATO jest „zakończeniem misji”, gdy tymczasem Rosja cierpliwie, systematycznie i coraz bardziej skutecznie stara się podważyć ten stan rzeczy. Po drugie, zlekceważenie negocjacyjnych zobowiązań sojuszniczych, czyli brak zdolności wzmocnienia naszego potencjału obronnego odziałem cn. wielkości korpusu. Co więcej, sojusz nie ma nawet planów obronnych dla naszej części Europy. Po trzecie wreszcie, NATO w coraz mniejszym stopniu posiada zdolność do zarządzania kryzysami w Europie. W czasie wojny w Gruzji, sekretarz generalny przerwał urlop na jeden dzień, naczelny dowódca nie zrobił nawet tego, a komitet wojskowy sojuszu zebrał się już po zakończeniu wojny.

Jednak wszystkie te wydarzenia, choć faktycznie niezbyt dla nas budujące, mają tę cenną wartość, że zmuszają nas do zastanawienia się nad sensem utartych formułek w stylu tej, która otwiera polską strategię bezpieczeństwa narodowego: „W pierwszej dekadzie nowego stulecia Rzeczpospolita Polska jest krajem bezpiecznym”. Przede wszystkim jednak pokazują nam nasze faktyczne miejsce w hierarchii priorytetów Zachodu. Po pierwsze zatem, liczą się aktualne strategiczne i taktyczne priorytety USA. Drugie miejsce w szeregu zajmują lęki i interesy państw Zachodniej Europy. Na samym końcu pod uwagę brane są lęki i interesy tzw. nowych członków.

Cokolwiek twierdziliby nasi politycy, Polska nie osiągnęła dziś pozycji pozwalającej zasadniczo wpłynąć na funkcjonowanie sojuszu. Jeśli nasze priorytety nie pokrywają się z priorytetami republikańskiej administracji prezydenckiej, nasz głos nie ma większej wagi. Tak właśnie było w wypadku administracji prezydenta Busha, która grała kartą Europy Środkowej, przeciw niechętnym jego polityce państwom Europy Zachodniej. Obecny prezydent USA chce przywrócić swemu państwu utracony prestiż, stąd uważa za stosowne pokazać, że liczy się z opiniami sojuszników i partnerów. Warto wszak zauważyć, że po ogłoszeniu wycofania się z projektu tarczy w wersji lansowanej przez administrację Busha, największa radość zapanowała nie tyle w Moskwie, co raczej w Berlinie. Państwa Europy Zachodniej rozdarte były wszak między lojalnością sojuszniczą, a chęcią robienia interesów z Moskwą.

Ale musimy też przyznać, że punktu widzenia nadrzędnych priorytetów USA niewiele się zmieniło. Po pierwsze, Amerykanie dokonują oszczędności na nieracjonalnych „zimnowojennych” programach zbrojeniowych. Sekretarz obrony Robert Gates – człowiek bardzo wiarygodny dla obu stron amerykańskiej sceny politycznej - wstrzymał już zamówienia na horrendalnie drogie myśliwce F-22, mimo, że ich produkcja gwarantowała sporą liczbę miejsc pracy. Wstrzymał też finansowanie programów wchodzących w skład szeroko rozumianych Reganowskich wojen gwiezdnych: latającego lasera, czy wielogłowicowego pojazdu niszczącego. Kinetyczny pocisk balistyczny, który miał być zainstalowany w Redzikowie jest kolejnym z nich.

Uzasadnienie dla tej decyzji zostało dobrze przygotowane - tarcza oparta o nawodny system ”Aegis” jest faktycznie – jak lubi podkreślać prezydent Obama – kosztowo-skuteczna [cost-effective], ponieważ daje większą elastyczność, przy większym potencjale rozwojowym. Amerykanie podkreślają wyraźnie, że z samego pomysłu tarczy nie rezygnują, a nawet mają zamiar w czasie porównywalnym z poprzednim projektem zapewnić europejskim sojusznikom dalece lepszą ochronę przed Iranem. No właśnie, Iranem, a nie Rosją. Tak się bowiem składa, że dla USA drugim kluczowym priorytetem jest obecnie uniemożliwienie ataku nuklearnego ze strony Iranu. Mam duże wątpliwości, czy faktycznie cel ten jest dobrze zdefiniowany (jest to wszak tylko cel taktyczny).

Istnieje wiele trafnych argumentów za tym, że USA nie do końca wiedzą, co jest ostatecznym strategicznym celem ich polityki na Bliskim Wschodzie i że w ostatnich latach swoimi działaniami raczej wzmacniały pozycję Iranu w regionie, niż osłabiały. Liczy się jednak aktualna interpretacja sytuacji, podejmowana w warunkach tzw. związanej racjonalności [bounded rationality], czyli gry wiedzy, wartości i interesów. A ta mówi, że przeciwnikiem dla USA i Europy Zachodniej jest Iran, a sojusznikiem Rosja. Dlatego 17. września 2009 r. liczyło się to, że zbliża się sesja zgromadzenia generalnego ONZ, przed którą USA chciały pozyskać poparcie Rosji dla sankcji wobec Iranu.

Ta wiara w pomocną rolę Rosji wydaje się wielu ludziom – i to nie tylko w Polsce – zadziwiająca. Zwłaszcza że państwem, które na sporach USA z Iranem korzysta najbardziej obok Arabii Saudyjskiej jest właśnie Rosja. (I w moim mniemaniu po ostatnich wyborach w Iranie to Rosjanie w coraz większym stopniu reżyserują zachowaniami Persów.) Obroty handlowe między Rosją a Iranem rosną i wynoszą już $3 mld rocznie. Rosjanie zbudowali reaktor atomowy w Busher, wydobywają gaz na polu South Pars i rozmawiają o sprzedaży rakiet przeciwlotniczych, które uniemożliwią Izraelowi atak prewencyjny. Już kilka dni temu Moska wykluczyła poparcie dla sankcji, by po amerykańskim ustępstwie w sprawie tarczy ku radości Europejczyków wycofać - nieistniejące co prawda - rakiety Iskander z Kaliningradu, a następnie postawić USA kolejne żądania ws. wolnego handlu. Również w sprawie układu rozbrojeniowego START Amerykanie wydają się być skłonni do ustępstw, mimo iż to Rosji zależy na jego podpisaniu, bo nie stać jej na utrzymywanie obecnego arsenału.

Z drugiej strony, kilka dni temu amerykański wywiad (prawdopodobnie dzięki pomocy Niemców) stwierdził, że Iran zajmuje się co prawda wzbogacaniem paliwa jądrowego, ale bomby atomowej nie produkuje. Rakiet dalekiego zasięgu także szybko nie rozwija. Co więcej, z polskiego - i w ogóle europejskiego - punktu widzenia Iran idealnie nadaje się na podstawowego sojusznika przeciw rosyjskim zapędom do tworzenia gazowego monopolu. Ale tu właśnie ujawnia się to, co tak naprawdę powinno nas interesować dzisiaj.

Po pierwsze, miałkość polskiego myślenia strategicznego! Nasza wyobraźnia z trudem sięga poza Kaukaz, bo nawet w myśleniu oglądamy się na USA. A tymczasem w Iranie największe projekty gazowe realizują dziś nie tylko Rosjanie, ale i nasi sojusznicy - Niemcy, Francuzi i Austriacy. Po drugie, ujawnia się nasza przerażająca słabość. To jest nasz zasadniczy problem. Od dłuższego czasu działania polskich rządów, wydają się być lustrzanym odbiciem amerykańskiego stosunku do naszej części Europy i opierać na nadmiernie optymistycznym widzeniu polskiego bezpieczeństwa. Kiedy Amerykanie mówią, że zagrożeniem jest terroryzm, wpisujemy terroryzm do naszej strategii bezpieczeństwa. Następnie – ku zadowoleniu młodzieży, tak chętnie głosującej na PO - tworzymy zawodową armię zdatną do pomocy w amerykańskich ekspedycjach w Iraku i Afganistanie. (Choć z powodu kryzysowych oszczędności nie szkolimy np. podoficerów). Niestety, w sytuacji wojny obronnej, armia tej wielkości mogłaby obsadzić co najwyżej stukilometrowy odcinek frontu.

A przecież podstawą naszych strategicznych decyzji i działań powinny być scenariusze pesymistyczne. Szczególnie niepokojący jest brak dalekosiężnej wizji naszego potencjału militarnego oraz brak działań zmierzających realnego wkomponowania Polski w militarne plany sojuszu. A skoro nie wiemy, do czego ma służyć nasza armia i jakie uzbrojenie jej w związku z tym jest potrzebne, to łatwo jest jej kosztem oszczędzać i zdobywać poparcie polityczne.

Czarne myśli odganiamy argumentem z artykułu piątego traktatu północnoatlantyckiego, który jednak niestety nie gwarantuje automatycznej pomocy sojuszniczej, a już na pewno nie militarnej. Zresztą sojusz jest tak silny jak jego najsłabsze ogniwo.

W związku z tym, gdy program Amerykanów spadł nam z nieba, uznaliśmy, że to dobra okazja do militarnego free riding. My chcieliśmy tarczy, bo służyła naszym grom z Rosją. Chcieliśmy wciągnąć naszego sojusznika w naszą grę, za jego pieniądze. Niestety nie do końca odpowiada to intencjom sponsora całego przedsięwzięcia. I raczej trudno uwierzyć, że obecna ekipa w Białym Domu nie zdawała sobie sprawy z tego konfliktu celów. Amerykanie po prostu mogli sobie pozwolić na zignorowanie naszych oczekiwań. Czy i jak nam to zrekompensują to się okaże, nie spodziewałbym się jednak niczego spektakularnego.

Bez wątpienia teraz zacznie się w Polsce znany nam od zawsze spektakl szukania winnego. Jeżeli ktokolwiek zawinił, to zawinił oczywiście rząd – premier Tusk i minister Sikorski. Ostatnio celnie podsumował to na łamach „Rz” prof. Lewicki. Niestety wydaje się, że – sygnalizowane już w zeszłym roku przez Witolda Waszczykowskiego – niewielkie zainteresowanie Donalda Tuska polską pozycją geopolityczną trwać będzie nadal, ponieważ poważne potraktowanie tej sprawy zmusiłoby rząd do daleko idącej rewizji optymistycznej linii propagandowej, która ma być podstawą jego udanego startu w wyborach prezydenckich. Ale mimo wszystko jest to sprawa drugorzędna.

Pierwszorzędną sprawą do wyjaśnienia jest kwestia, dlaczego nasz sojusznik nie liczy się z naszym zdaniem. A wówczas będziemy musieli sami siebie zapytać, dlaczego właściwie powinien się z nim liczyć? Przecież negocjacje ws. tarczy pokazały dobitnie, że jako kraj właściwie takiego zdania nie mamy! W swoim tekście w ”New York Timesie” sekretarz Gates podkreślił, że Polska nie ratyfikowała umowy o tarczy, pozwalając Amerykanom wycofać się bardzo niskim kosztem. Zacytował też premiera Tuska, który w swoim stylu oznajmił, że nowy projekt jest „szansą na wzmocnienie europejskiego bezpieczeństwa”. Ale z przed zagrożeniem z czyjej właściwie strony? Przecież Iran nie zamierza atakować ani Polski, ani Europy! Czyj więc punkt widzenia przyjmuje premier Tusk?

Szczególnie niepokojący jest jednak fakt, że Polska nie potrafi wpływać na decyzje podejmowane w USA. Skoro istnieje wiele argumentów za tym, że Rosja działa na szkodę Europy i USA, to naszym zadaniem jest nie pozwolić Amerykanom o tym zapomnieć. A tymczasem, po tym jak znajomy ministra Sikorskiego przestał być wiceprezydentem USA - uprzednio dobitnie dając mu do zrozumienia, że prywatna znajomość, to nie do końca to samo, co sojusz dwóch państw – Polska właściwie wydaje się nie mieć żadnego sposobu na zaistnienie w horyzoncie decyzyjnym Amerykanów. Nasza polityczna i intelektualna obecność w Waszyngtonie – na Kapitolu i na K-Street (ulicy lobbystów) - czy na ważnych uniwersytetach jest właściwie niezauważalna. Ale skoro polska dyplomacja to archaiczna, sklerotyczna struktura, kolejna korporacja wciąż złożona przede wszystkim z absolwentów MGIMO i ich dzieci?

A Polska armia? Czy jest w stanie obronić Polskę, nie mówiąc już o krajach bałtyckich? Polscy politycy nawet nie stawiają jej takiego celu. Być może czekają, aż kiedyś – choć nie wiadomo kiedy - cel taki wyznaczy im kwatera główna NATO. Ale niestety, aby obronić nas i sąsiadów przed jedynym dziś naszym potencjalnym przeciwnikiem – Rosją - z jego dwumilionową armią, w Polsce - obok armii zawodowej - powinien powstać system obrony terytorialnej. A więc powrócić musielibyśmy do poboru i szkolenia młodych ludzi. Co prawda w zupełnie innej formie, niż do niedawna – tj. blisko domu, w swoim powiecie, w ramach krótkich ćwiczeń raz do roku. Ale który polski polityk odważy się to głośno powiedzieć? I tak po tym jak w siedemdziesiątą rocznicę wybuchu II. wojny światowej najdonioślejszych słów wysłuchaliśmy od ówczesnych napastników, 17. września ponownie mogliśmy sobie uzmysłowić, że sojusznicy bronią się tych, których warto bronić. I liczą się tymi, z którymi muszą się liczyć.

Autor jest asystentem naukowym w Instytucie Sobieskiego oraz członkiem redakcji dwumiesięcznika „Arcana” "
Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pią Wrz 25, 2009 8:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/36,368150_Czesi_i_Polacy_musza_zaciesnic_wspolprace.html

"Czesi i Polacy muszą zacieśnić współpracę
Piotr Semka 24-09-2009, ostatnia aktualizacja 24-09-2009 16:35

O relacjach Czech z Polską i światem ze swoimi gośćmi: Břetislavem Dančákiem z Uniwersytetu Masaryka w Brnie i Lubošem Veselým, pełnomocnikiem czeskiego ministra spraw zagranicznych ds. Forum Polsko-Czeskiego, rozmawia Piotr Semka, publicysta "Rz""

Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/36,368150_Czesi_i_Polacy_musza_zaciesnic_wspolprace.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Wrz 28, 2009 5:17 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,369425_Powinniscie_nadal_wierzyc_w_Ameryke_.html

"Powinniście nadal wierzyć w Amerykę
Piotr Zychowicz 27-09-2009, ostatnia aktualizacja 27-09-2009 18:58

Inwazja na Gruzję to był dopiero początek. Szczególnie, że tylko zachęcamy Putina do większej agresji. Pokazujemy mu, że im mocniej wali pięścią w stół, tym bardziej mu ustępujemy - mówi Robert Kagan, historyk i politolog, w rozmowie z Piotrem Zychowiczem

Co się zmieniło na globalnej scenie w ostatnim dwudziestoleciu?

Upadek Związku Sowieckiego i triumf systemu demokratyczno-liberalnego wywołał na Zachodzie złudne nadzieje. Uwierzyliśmy, że świat się zmienił na dobre, że demokracja ostatecznie zatriumfowała i czeka nas teraz długi okres ogólnej zgody i współpracy gospodarczej. Tymczasem widać dziś, że się myliliśmy. Po pierwsze, liberalnej-demokracji jako idealnemu modelowi rzucono wyzwanie. Zrobił to system autorytarny. Dyktatury są coraz silniejsze i jest ich coraz więcej. Po drugie, w wielkim stylu powróciła geopolityczna rywalizacja wielkich mocarstw, czyli coś co wydawało się sprawą przeszłości. Powróciły strefy wpływów i wiara w to, że cele i ambicje narodowe można spełniać za pomocą siły. Dla wielu ludzi na Zachodzie to szok.

Skąd wzięła się wiara w ostateczny triumf liberalnej demokracji?

Z triumfu demokracji nad komunizmem. Wydarzenia lat 1989 – 1991 wywołały wrażenie, że tylko ten system gwarantuje wzrost gospodarczy, dobrobyt i sukces. Że demokracja jest szczytowym rozwojem systemów politycznych i że każdy na świecie zdał sobie z tego sprawę. Teraz już widać, że demokracja ostatecznie nie zatriumfuje, że nie jest jedyną gwarancją na sukces. Okazuje się bowiem, że autokracja – taka jak Rosja Putina czy Chiny – może sobie świetnie radzić. Osiągać wzrost gospodarczy i budować coraz silniejszą pozycję na arenie międzynarodowej. Sprawia to, że coraz więcej państw spogląda w stronę dyktatury jako atrakcyjnego rozwiązania, które można by wprowadzić u siebie.

Ale dlaczego złudzeniom o triumfie demokracji towarzyszyła nadzieja na koniec rywalizacji między mocarstwami?

Wydawało nam się, że państwa będą teraz dbały tylko i wyłącznie o swoją ekonomię. Że ich jedynym celem będzie sukces gospodarczy, a wszelkie mocarstwowe ambicje, chęć dominacji czy rywalizacji z innymi zostaną odrzucone na śmietnik historii jako skrajnie archaiczne. Taki wniosek miał płynąć z krwawego XX wieku. Było to jednak bardzo naiwne i zaprzeczało całej naszej wiedzy o historii i naturze ludzkiej. Okazuje się bowiem, że przywódcy i narody dbają o coś więcej niż pieniądze. Czy nam się to podoba, czy nie – taka jest rzeczywistość i musimy się z nią zmierzyć. Nie można zamykać na nią oczu i udawać, że nic się nie zmieniło.

A propos zamykania oczu. Co pan sądzi o stosunku Unii Europejskiej do Rosji?

Współczesna Unia jest tworem XXI-wiecznym. Europejczycy są modelowym przykładem tego, o czym mówiłem. Nie wierzą już w rywalizację mocarstw. Według nich relacje między państwami mają być kształtowane przez rozmaite instytucje międzynarodowe i wspólne mechanizmy. Europejczycy wyznają postmocarstwową wizję świata, która jest oczywiście iluzją. I właśnie to naiwne XXI-wieczne podejście zderza się z filozofią klasycznego mocarstwa narodowego w stylu XIX-wiecznym, jaką wyznaje Rosja. Silnego państwa, które swoje interesy narodowe forsuje siłą. Oba te twory nadają na zupełnie innych falach i w efekcie Unia nie ma pojęcia, w jaki sposób sobie z tym poradzić. I mówiąc szczerze, myślę, że nie jest do tego zdolna. Jest całkowicie bezradna wobec Rosji. Widać to choćby w takiej kluczowej sprawie jak energia. Co pewien czas ktoś w Europie wzywa do stworzenia wspólnej polityki energetycznej. I za każdym razem Rosja natychmiast to torpeduje. Rosja w ogóle jest niezwykle sprawna w skłócaniu Europejczyków i nastawianiu ich przeciw sobie. Wykorzystuje przy tym wielkie wpływy, jakie ma w wielu europejskich państwach. Wpływy te zawdzięcza swoim wielkim pieniądzom.

Przewiduje pan, że Rosja stanie się jeszcze bardziej agresywna?

Obawiam się, że to dopiero początek. Szczególnie, że tylko zachęcamy Putina i jego ekipę do większej agresji. Pokazujemy im, że im bardziej naciskają, im mocniej walą pięścią w stół, straszą i krzyczą, tym bardziej im ustępujemy i udzielamy im większych koncesji. Gdy w zeszłym roku Rosja najechała Gruzję, wszyscy przepowiadali, że Kreml zapłaci za to straszliwą cenę. Że poważne konsekwencje, które poniesie, spowodują, że zrozumie swój błąd i powróci na normalną drogę. I co? Upłynął rok, a rosyjskie oddziały cały czas stacjonują w Gruzji. Całe połacie tego kraju znalazły się poza jego granicami. A Rosja nie zapłaciła żadnej ceny! Zaakceptowała to Unia, zaakceptowały NATO i administracja Obamy. A rosyjscy przywódcy są normalnie przyjmowani na światowych salonach. Jak gdyby nic się nie stało. I jaką lekcję wyciągnęli z tego ludzie Putina?

Wydawało mi się, że tradycyjna inwazja na sąsiednie państwo z użyciem czołgów, samolotów i piechoty będzie dla wielu ludzi w Europie Zachodniej szokiem i sprowadzi ich na ziemię.

Zapewne była szokiem, ale wnioski, jakie z niej wyciągnęli, były odwrotne. Uznali, że lepiej nie dawać Rosji powodów do gniewu. To ludzie, którzy uważają, że appeasement jest lepszą strategią niż konfrontacja, bo dzięki temu trzymają się z dala od kłopotów. Proszę zwrócić uwagę na to, co się stało po inwazji na Gruzję. Dziś już nikt na Zachodzie nie krytykuje ani nie poucza Rosji.

W Polsce chyba nikt specjalnie nie liczył na Europę. Pewne nadzieje pokładaliśmy w Ameryce. Jednak Waszyngton chyba uznał, że znajdujemy się w rosyjskiej strefie wpływów...

Proszę nie wyciągać aż tak daleko idących wniosków. Nie ma żadnych wątpliwości, że administracja Obamy w sprawie tarczy antyrakietowej ugięła się pod presją Rosji. A działanie takie, jak już mówiłem, tylko zachęca ją do dalszej agresji. To był wielki błąd – zgadzam się i rozumiem wasze rozgoryczenie. Mam jednak nadzieję, że Obama znajdzie jakiś sposób, by to naprawić i podtrzymać związek z Polską, Czechami i innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Przypominam jednocześnie, że wciąż wiąże nas artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego, który zobowiązuje państwa NATO do wzajemnej obrony terytorium ich członków. To się nie zmieniło.

Artykuł 5? Sądzi pan, że amerykańskie bombowce zbombardują Moskwę w obronie Białegostoku? Skończy się na nocie dyplomatycznej.

Myślę, że gdyby z takiego samego założenia jak pan wyszła Rosja – popełniłaby poważny błąd. Stany Zjednoczone to specyficzny kraj. Amerykanie rzeczywiście potrafią zapomnieć o całym świecie i danych przyrzeczeniach, ale tylko dopóki coś poważnego się nie stanie. Przecież w końcu to Amerykanie posłali pół miliona żołnierzy do odległej Korei, nie mówiąc już o ich zaangażowaniu w wojnę z Trzecią Rzeszą na terenie Europy.

Robert Kagan


Według magazynu "Foreign Policy" jest jednym ze 100 najważniejszych intelektualistów świata. Absolwent Harvardu, były dyplomata, historyk i politolog. Uznawany za czołowego eksperta ds. międzynarodowych amerykańskich konserwatystów. W 2008 roku był doradcą republikańskiego kandydata na prezydenta Johna McCaina. Publikuje w najważniejszych pismach w USA. Jego najnowsza książka "Powrót historii i koniec marzeń" to błyskotliwa polemika ze słynną tezą Francisa Fukuyamy o "końcu historii". Kagan udowadnia, że głoszenie podobnych tez było skrajną naiwnością i mrzonką. Historia nie tylko nie dobiegła końca, ale ostatnio wściekle przyspieszyła. Świat rozdzierany jest przez konflikty polityczne, cywilizacyjne i religijne, a liberalna demokracja nie jest już jedyną receptą na sukces. "

Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Wrz 29, 2009 5:21 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rebis.com.pl/rebis/public/books/books.html?co=print&id=K3870&shop=shop

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Paź 06, 2009 5:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.rp.pl/artykul/9133,373425_Waszczykowski__Obysmy_dostali_kolejna_szanse.html

"Obyśmy dostali kolejną szansę
Witold Waszczykowski 05-10-2009, ostatnia aktualizacja 05-10-2009 23:40

W negocjacjach w sprawie tarczy Polska uzyskała prawnie wiążące amerykańskie zobowiązania do udzielenia nam gwarancji bezpieczeństwa. Jednak rząd Tuska, zatrzymując proces ratyfikacyjny, odrzucił te gwarancje – pisze wiceszef BBN

Decyzja prezydenta Obamy o rezygnacji z budowy bazy antyrakietowej w Polsce i radaru w Czechach wywołała ożywioną i emocjonalną debatę na temat użyteczności tej inicjatywy dla bezpieczeństwa Polski. To zrozumiałe i korzystne zjawisko dla strategicznego myślenia. Zastanawia jednak, dlaczego tak wielu przeciwników tarczy antyrakietowej tak uporczywie odwołuje się do nieprawdziwych informacji i argumentów.

Aby system bronił Polski

Od początku bieżącej dekady, kiedy pojawiły się zapowiedzi amerykańskich planów, przez Polskę przetoczyła się lawina debat. Nie tylko zainteresowane instytucje państwowe, jak MSZ, MON czy BBN, ale większość ośrodków analitycznych i medialnych zorganizowały seminaria, konferencje, opublikowały wiele raportów, ekspertyz i analiz zarówno naukowych, jak i publicystycznych.

Prace są ogólnie dostępne w bibliotekach i na portalach internetowych. Na tych portalach są też dostępne porozumienia zawarte z USA w 2008 r. Od kilku lat informacje na temat swojej inicjatywy rozpowszechniali też Amerykanie, również w Polsce. Rozległą politykę informacyjną przez powołany do tego urząd prowadzili Czesi.

Zatem uporczywe posługiwanie się informacjami mijającymi się z prawdą jest zastanawiające. Czy to nonszalancja, niechęć do przerwania grilla na działce w celu zapoznania się z faktami czy świadome działanie przyjaciół Moskali i jakiejś ligi antyamerykańskiej?

Najprostszym fałszem, którym szermowano przez wiele dni, było usilne wmawianie społeczeństwu, że Czesi ratyfikowali umowę z USA, a kończą jak Polska. Otóż, Czesi nie ratyfikowali. Ze względu na kryzys polityczno-parlamentarny procedura ratyfikacyjna przeszła tylko przez Senat, lecz nie przez niższą izbę parlamentu. Ponadto Czesi świadomie wyczekiwali na decyzję strony polskiej. Nie ukrywali, iż postrzegają całą inicjatywę USA jako jeden pakiet. Jeśli Polska odstąpiłaby od niej, to sami nie udźwignęliby politycznej wagi tej inicjatywy w regionie.

"Żaden rząd polski nie zamierzał przyjąć amerykańskiej inicjatywy „mimo wszystko”, „na każdych warunkach”, a tym bardziej nie zamierzał dopłacać do niej"

Powszechnie podnoszono zarzut, iż inicjatywa amerykańska służy jedynie obronie USA. Takie były początki. Jednak pierwszym warunkiem, jaki postawiliśmy w negocjacjach, było żądanie, aby system bronił USA, Europy i Polski. Amerykanie uwzględnili ten warunek. W rezultacie negocjacji podpisaliśmy prawnie wiążące Amerykanów zobowiązanie do zapewnienia bezpieczeństwa RP oraz obrony RP przed atakiem rakiet balistycznych, używając do tego celu systemu obrony przeciwrakietowej (art. IX umowy).

Nie przystąpiliśmy też do wirtualnego projektu, jak zarzuca to wielu. Przypomnę, że Amerykanie posiadają w pełni operacyjne dwie bazy antyrakietowe oraz system działających radarów, w tym zbudowany już radar, który miał być przeniesiony do Czech.

Dalej, podnosi się zarzut, iż amerykańska inicjatywa dzieliła NATO i Europę. To kolejna nieprawda. Amerykanie skierowali swoją propozycję do kilku państw NATO. Uczestniczą w niej już Wielka Brytania i Dania. Polska i Czechy miały dołączyć do tej grupy. Amerykanie poczynili wiele wysiłków, aby skonsultować propozycję z Europejczykami zarówno w formule bilateralnej, jak i wielostronnej przez NATO. W rezultacie sojusz północnoatlantycki akceptował propozycję na szczycie szefów państw w Bukareszcie w roku 2008 i ostatnio na szczycie jubileuszowym w 2009 roku.

Sojusz uznał, że amerykańska inicjatywa uzupełnia natowskie wysiłki zbudowania tarczy przeciwko rakietom krótkiego i średniego zasięgu. Amerykanie zaś zobowiązali się do uzupełnienia swojej inicjatywy instalacjami antyrakietowymi, które chroniłyby Europę Południową. W tym kontekście apeluje się zwykle o poparcie dla ewentualnego natowskiego systemu jako rzekomo przyjmowanego powszechnie przez wszystkich. Nie wspomina się jednak, że system kosztowałby horrendalne sumy i musiałby uzyskać akceptację wszystkich członków NATO do zakupu amerykańskich antyrakiet. A do takiego rozwiązania droga daleka.

Reakcja na politykę Rosji

Często też się utrzymuje, że inicjatywa amerykańska była antyrosyjska. To całkowity absurd lansowany zwykle przez osoby uprzedzone do USA, podejrzewające Amerykanów o skłonności do militarnego szantażowania całego świata. System antyrakietowy nie miał charakteru zaczepnego i uzbrojonych rakiet w głowice bojowe, tym bardziej nuklearne. Zezwalał Rosjanom na weryfikację instalacji tak często, jak tylko dawałoby to im przekonanie, że nie doszło do jakiejkolwiek zmiany jego przeznaczenia.

To Rosjanie wykorzystali tarczę antyrakietową jako pretekst i uzasadnienie swojej agresywnej polityki odbudowania strefy wpływów/interesów, polityki rozpoczętej po dojściu do władzy prezydenta Putina. Na Polskę i inne kraje Europejskie spadły retorsje rosyjskie po naszym wsparciu demokratycznych przemian w Gruzji i Ukrainie, czyli zanim rozpoczęły się jakiekolwiek negocjacje w sprawie tzw. europejskiego elementu obrony antyrakietowej.

To nie Polska zatem świadomie pogarszała relacje z Rosją. Polska starała się reagować na nową rzeczywistość – rosnącą asertywność Rosji. Na rosyjskie próby rewizji historii XX wieku, starania o budowę nowej architektury bezpieczeństwa europejskiego opartej na porozumieniu przewodnich mocarstw ponad nami.

Warto w tym kontekście przypomnieć, iż sami podjęliśmy też odrębne wysiłki na rzecz skonsultowania inicjatywy na płaszczyźnie międzynarodowej. Kwestię zagrożenia rozwojem programów rakiet balistycznych w regionie Bliskiego Wschodu omówiono przy okazji wizyt w Polsce przywódców: Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Pakistanu, Palestyny i Izraela. Delegacje ministerialne i eksperckie konsultowały się z sąsiadami i przewodnimi państwami europejskimi, szczególnie tymi, które goszczą bazy amerykańskie.

Nie zaniechaliśmy też bezpośrednich kontaktów z Iranem, a nawet Koreą Północną w celu zbadania ich determinacji w kwestii rozwoju programów nuklearnych i rakietowych. Zatem decyzja o podjęciu negocjacji z USA była poprzedzona solidnym rozpoznaniem problemu, zarówno zagrożenia, jak i implikacji dla regionalnej i międzynarodowej pozycji Polski. I co też ważne, przygotowania do podjęcia inicjatywy amerykańskiej rozpoczęły się kilka lat przed dojściem do władzy rządu PiS. Już w latach 2004 – 2005 rząd premiera Marka Belki intensywnie przygotowywał Polskę do negocjacji. Powstały wtedy liczne ekspertyzy i opinie, pozytywne! Przygotowano wstępną dokumentację i powołano odpowiednie struktury negocjacyjne.

Żaden rząd polski nie zamierzał przyjąć amerykańskiej inicjatywy „mimo wszystko”, „na każdych warunkach”, a tym bardziej nie zamierzał do niej dopłacać. Negocjacje trwały długo, ponieważ zabiegaliśmy o polskie interesy, o gwarancje bezpieczeństwa, amerykańskie zobowiązania do obrony bazy i wsparcie dla modernizacji polskiej armii. Baza byłaby amerykańską inwestycją na polskim terytorium, gdzie nie przewidywaliśmy jakiejkolwiek eksterytorialności. Pozostaje dziś jedynie polityczna deklaracja współpracy, która odnosi się do części naszych postulatów. Wykonanie jej zobowiązań będzie kurtuazyjnym gestem USA, lecz już nie prawnym zobowiązaniem.

Czyste sumienie

Czy można było inaczej? Prezydent Obama i tak miał zamiar zrezygnować z inicjatywy? Można było się starać. Polski rząd mógł i powinien wykazać się większą determinacją, niż się zastanawiać przez pół roku po wyborach nad kontynuacją pertraktacji. Po dwóch latach wytężonych negocjacji Polska uzyskała, prawnie wiążące, amerykańskie zobowiązania do udzielenia nam gwarancji bezpieczeństwa.

Jednak rząd premiera Tuska odrzucił te gwarancje, zatrzymując proces ratyfikacyjny. Zatrzymanie ratyfikacji porozumienia o bazie amerykańskiej pod Redzikowem, brak porozumienia o statusie prawnym żołnierzy amerykańskich i w rezultacie brak licznych porozumień wykonawczych oznaczały, iż poprzednia administracja amerykańska nie mogła rozpocząć inwestycji. A amerykański Government Accountability Office, jak ujawnia w raporcie z sierpnia br., nie mógł przedstawić ostatecznych kosztów budowy bazy w Polsce.

Do wiosny 2009 roku sprawa tarczy w Polsce nie wydawała się być przesądzona negatywnie. Jeszcze w lutym amerykański sekretarz obrony Robert Gates apelował w Krakowie, na spotkaniu ministrów obrony NATO, o ratyfikację umowy przez Polskę i Czechy. Wtedy GAO obliczało, że wariant polsko-czeski jest najtańszy. Ratyfikacja nie gwarantowała oczywiście kontynuacji umowy przez nową administrację amerykańską. Ale formalny proces wypowiadania jej trwałby dwa lata. Biorąc to pod uwagę oraz niekorzystne reperkusje międzynarodowe takiego wypowiedzenia, należy zakładać, że Amerykanie zastanawialiby się dłużej i byliby zobligowani do znalezienia sposobu na obopólnie korzystne rozwiązanie zaistniałej sytuacji.

Można szydzić, że straciliśmy papierowe gwarancje i wirtualną inwestycję. Można wyśmiewać, że to były iluzje, i nawoływać do przyziemnego realizmu. Można, jeśli ma się czyste sumienie i przekonanie, że „wypełniliśmy zadanie, Polsko”. Można, jeśli się wykazało aktywnością, a nie wyczekiwaniem przez rok na „autonomiczną decyzję USA”. Zabiegi o uzyskanie trwałych i wiarygodnych gwarancji dla kraju to nieustanne wysiłki, to ciągły proces. W ubiegłym roku ten proces w relacjach z Amerykanami został zatrzymany przez polski rząd. Obyśmy nie zmarnowali następnej szansy. I obyśmy ją dostali!

Autor jest wiceszefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, historykiem i dyplomatą. Od 1992 roku pracował w MSZ, był m.in. ambasadorem w Teheranie, a w latach 2005 – 2008 wiceministrem spraw zagranicznych i negocjatorem w rozmowach z USA w sprawie tarczy antyrakietowej"

Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Wto Paź 06, 2009 8:40 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oczywiście że nadal powinniśmy wierzyć w Amerykę, chociaż ludziom którzy słabo wyznają się w meandrach polityki, po ostatnich decyzjach administracji amerykańskiej nie przyjdzie to lekko. Obecną sytuację należy po prostu przeżyć z nadzieją na to, że ani rządy czarnego komucha w Ameryce, ani rządy miłośników hazardu w Polsce nie będą trwały nadmiernie długo. A kiedy te obydwa koszmary dobiegną końca pilnować tego, aby nie popełnić po raz kolejny tych samych błędów. Tymczasem szykuje się nam kolejny koszmar, już naszego rodzimego europejskiego chowu. Irlandia tak jak przewidywałem dała się zastraszyć i w wymuszonym referendum, opowiedziała się za Traktatem Lizbońskim. Po cichu mam nadzieję, że może czeski prezydent Vaclav Klaus do spółki z Ich Trybunałem, do którego skierowano Traktat coś wymyślą, a przynajmniej maksymalnie jak to możliwe odwleką w czasie jego ratyfikację - niewielka to pociecha ale zawsze. Polskie "europrymusy" przebierają nogami, niechaj jeszcze przebierają, może przy tej okazji narobią sobie odcisków. Miejmy więc nadzieję - NIHIL SEMPER SUO STATU MANET ( NIC NIE TRWA WIECZNIE W TYM SAMYM STANIE).





Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum