Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Maciejowice 1794 - Warszawa 2009

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Sob Paź 10, 2009 5:10 pm    Temat postu: Maciejowice 1794 - Warszawa 2009 Odpowiedz z cytatem

Maciejowice 1794 - Warszawa 2009

W bitwie pod Maciejowicami 10 X 1794 r. naczelnik Kościuszko poddał się do niewoli.
To spowodowało, że jego podkomendni przegrali bitwę, którą można było wygrać.

Dzisiaj 10 X 2009 r. w Warszawie prezydent Kaczyński podpisał Traktat Lizboński, którego podpisać nie musiał, wbrew pokrzykiwaniom rozmiatych Cohn-Benditów (tym bardziej, że ryzykowałby znacznie mniej, niż ryzykował Kościuszko jako wódz powstania).

Po bitwie pod Maciejowicami przez wiele lat nie było nawet okazji, aby Polacy w imieniu nominalnie swojego państwa (jakim Rzeczpospolita Polska w 1794 r. wciąż jeszcze pozostawała, chociaż od wielu już dziesięcioleci była pozbawiona faktycznej niepodległości) walczyli z jego nieprzyjaciółmi.

Oby (co daj, Panie Boże!) podpis złożony w imieniu Polski pod Traktatem Lizbońskim nie miał skutków tak wiekopomnych i długotrwałych, jak poddanie się przywódcy insurekcji dokładnie o 215 lat wcześniej.

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri


Ostatnio zmieniony przez Esse Quam Videri dnia Nie Paź 11, 2009 9:16 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Stanislaw Siekanowicz
Weteran Forum


Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 1146

PostWysłany: Sob Paź 10, 2009 5:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Lewica + Prawica = Targowica
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Paź 10, 2009 5:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oj kiepskie, kiepskie to wice.

Wic=kawał, dowcip (np. w Krakowie)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Paź 10, 2009 6:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jeno wtedy w polskich rękach Polska była. Polska ziemia, polskie sklepy, polskie warsztaty i pierwsze fabryki. Byli bogaci Polacy.
Teraz polski przemysł rozwalony, banki w obcych rękach, ziemia sprzedawana obcokrajowcom na latyfundia! Polacy to nędzarze!

KTO WSPOMAGAŁ OKRĄGŁY STÓŁ TEN ZDRAJCA i WRÓG!

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Nie Paź 11, 2009 8:17 am    Temat postu: Symbolika sięga dalej! Odpowiedz z cytatem

Symbolika sięga dalej!

Jadwiga Chmielowska napisał:
KTO WSPOMAGAŁ OKRĄGŁY STÓŁ TEN ZDRAJCA i WRÓG!


Na dodatek ceremonia podpisania traktatu odbyła się w tzw. pałacu namiestnikowskim, i to w sali, gdzie odbywały się obrady konferencji okrągłego stołu. Wszystko to (= data, budynek, sala) w taki albo inny sposób kojarzy się z zależnością Polski od zewnętrznych potęg, a głównie od jednej ― tej po wschodniej stronie.

Mam nadzieję, że w przyszłej, niepodległej Trzeciej RP siedzibą głowy państwa będzie na powrót Zamek Królewski w Warszawie (tak jak to było w I i potem w II Rzeczachpospolitych Polskich).

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Bartłomiej Marjanowski
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 368

PostWysłany: Nie Paź 11, 2009 8:40 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Uczestnicy_Okr%C4%85g%C5%82ego_Sto%C5%82u

UCZESTNICY
Okrągły Stół (historia Polski)

A
Tomasz Adamczuk
Norbert Aleksiewicz
B
Piotr Baumgart
Ryszard Bender
Artur Bodnar
Stefan Bratkowski
Zbigniew Bujak
C
Stanisław Ciosek
D
Bronisław Dembowski
Jerzy Dłużniewski
F
Władysław Findeisen
Władysław Frasyniuk
G
Stanisław Gebethner
Bronisław Geremek
Jerzy Paweł Gieorgica
Aleksander Gieysztor
Mieczysław Gil
Mariusz Gulczyński
Wiesław Gwiżdż
H
Aleksander Hall
Marek Hołdakowski
J
Jan Jachymek
Jan Janowski (polityk)
Stefan Jurczak
K
Jarosław Kaczyński
Czesław Kiszczak
Zenon Komender
Jan Karol Kostrzewski
Mikołaj Kozakiewicz
Krzysztof Kozłowski
Marcin Król
Bogdan Królewski
Hieronim Kubiak
Jacek Kuroń
Aleksander Kwaśniewski
L
Bogdan Lis
Władysław Liwak
M
Maciej Manicki
Tadeusz Mazowiecki
Jacek Merkel
Adam Michnik
Leszek Miller
Alfred Miodowicz
Kazimierz Morawski (dziennikarz)
Rajmund Moric
N
Janusz Narzyński
O
Adam Witold Odrowąż-Wysocki
Andrzej Olechowski
Janusz Onyszkiewicz
Alojzy Orszulik
Edmund Osmańczyk
Jerzy Ozdowski
P
Alojzy Pietrzyk
Anna Przecławska
R
Edward Radziewicz
Ryszard Reiff
S
Henryk Samsonowicz
Władysław Siła-Nowicki
Zbigniew Sobotka
Grażyna Staniszewska (polityk)
Antoni Stawikowski
Andrzej Stelmachowski
Stanisław Stomma
Adam Strzembosz
Klemens Szaniawski
Jan Józef Szczepański
Edward Szwajkiewicz
T
Witold Trzeciakowski
Jerzy Turowicz
U
Jerzy Urban
W
Lech Wałęsa
Andrzej Wielowieyski
Stanisław Wiśniewski
Z
Jan Zaciura
Janina Zakrzewska (sędzia)
Edward Zgłobicki
Ł
Helena Łuczywo
Ś
Józef Ślisz

_________________
Bartek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Nie Paź 11, 2009 9:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://wydawnictwopodziemne.com/2009/09/23/%e2%80%9esuwerennosc-i-niepodleglosc%e2%80%9d-prlu-bis/

Michał Bąkowski
„Suwerenność i niepodległość” prlu bis
Opublikowany 23 września 2009 |
Pisałem niedawno, że Aleksander Ścios jest jednym z najciekawszych autorów polskiej blogosfery. Zważywszy, iż uważam blogosferę za jedyną dostępną wolnym Polakom trybunę, z której można wypowiedzieć się na temat współczesnej sytuacji politycznej Polski, bez wchodzenia w kompromis z prlem, czuję się zobowiązany podejmować dyskusję z tymi nielicznymi głosami, które na taką dyskusję zasługują. Ścios jest jednym z takich głosów.

Jak wykładałem w poprzednim artykule, wiele w jego twórczości wydaje mi się niepodważalnie słusznym i wręcz bliskim stanowiska zajmowanego przez Wydawnictwo Podziemne. Nie trzeba iść śladami założyciela wybiórczej gazetki, nie trzeba być wyznawcą irenizmu, bo nie to jest ważne, co nas łączy, ale to co nas dzieli. Na tym należy skupić uwagę, temu poświęcić myśl i nad tym debatować. W polskiej blogosferze natomiast nie ma dyskusji, są tylko równoległe do siebie, nigdy się nieprzecinające, towarzystwa wzajemnej adoracji. Mniejsza jednak o adoratorów, wróćmy do Ściosa, bo on jest ciekawy. Mam wrażenie, że pan Aleksander – a to samo mniej więcej dałoby się powiedzieć także o Jerzym Targalskim (Józefie Darskim) bądź o autorze podpisującym się literkami FYM – nie stawia kropki nad ‘i’, zatrzymuje się przed wyciągnięciem wniosków, kiedy te wydają mu się zbyt już doprawdy ekstremalne. Zastanawiałem się nad przyczynami takiego stanu rzeczy i pewna uwaga wypowiedziana w innym kontekście przez mego towarzysza podziemnej niedoli nasunęła mi możliwe rozwiązanie zagadki. Otóż wszyscy trzej wymienieni powyżej autorzy zdają się „wychodzić z całkowicie mylnego założenia podmiotowości peerelu…”, jak to określił Dariusz Rohnka.

To prawda. Debatują spory pomiędzy prlowskimi partiami politycznymi, jakby to robiło jaką różnicę, czy u władzy jest Kaczor czy Donald. Rozpatrują plusy i minusy „polskiej polityki zagranicznej”, jak gdyby to nie była zabawa w ciuciubabkę. Wyśmiewają „gabinet ciemniaków”, krytykują jednych ministrów, wychwalają innych, śledzą walkę o stołki, a przecież to nic więcej, jak współczesny ekwiwalent partyjnej dintojry.

Darski napisał ostatnio, że „8 grudnia 1991 r. Polska odzyskała niepodległość”… [1] Napisał to w artykule skądinąd ciekawym i niepozbawionym słuszności, ale to jedno zdanie, wraz z przenikającą całość tezą o podmiotowości prlu bis, kompromituje resztę. Tak mi się przynajmniej zdawało do czasu, aż przeczytałem komentarz autorstwa Aleksandra Ściosa pod jego własnym artykułem. W odpowiedzi na czytelniczy komentarz, dotyczący „utracenia resztek niepodległości”, pan Aleksander zaproponował następujące rozróżnienie:

„Należałoby uczynić pewne uściślenie. Polska – nawet ta, po roku 1990 – jest państwem niepodległym. Niepodległość ma bowiem również wymiar potencjalny, czyli możliwości działania państwa wolnego od obcych wpływów. Polska posiada tę możność (nie jest ona ograniczona w żaden realny sposób), a pytanie dotyczy tego – na ile chce ją wykorzystać. Ograniczona natomiast jest suwerenność Polski, głównie wewnętrzna, poprzez oddziaływanie na państwo nieformalnych grup interesu, reprezentowanych przez byłą nomenklaturę i agenturę komunistyczną. Ograniczona także jest suwerenność zewnętrzna – czego najlepszym przykładem jest konieczność uwzględniania interesów Rosji w decyzjach dotyczących państwa polskiego. W tym znaczeniu działania rządu Olszewskiego i rządu PiS-u zmierzały do uzyskania przez Polskę suwerenności – wewnętrznej i zewnętrznej.” [2]

Wyznaję, że pomyślałem w pierwszej chwili: „a co jeśli jednak coś w tym jest?” Jeśli autorytety tak wysokiej próby, jak Ścios i Darski, uważają, że Polska „odzyskała niepodległość 8 grudnia”, to ja, podziemny człowiek, muszę się przynajmniej nad tym zastanowić. Na pierwszy rzut oka, rozróżnienie pomiędzy suwerennością a niepodległością jest tak absurdalne, że niemal komiczne. Polski wyraz „niepodległość” oddaje pewien odcień znaczeniowy słowa „suwerenność”, a mianowicie, że to co suwerenne, nie podlega niczemu czyli jest niepodległe. Zwykło się w polszczyźnie używać słowa „niepodległość” wyłącznie wobec państw, które w swych decyzjach politycznych nie podlegają innym państwom. Suwerenność natomiast ma szerszy zakres znaczeń, może się np. odnosić do jednostki, której autonomiczna wola decyduje o jej działaniach; albo do monarchy jako suwerena, czy wreszcie – w demokratycznej ortodoksji – do narodu jako ostatecznego nośnika suwerenności.

A zatem prima facie rozróżnienie takie jest niedorzecznością, gdyż Polska nie może być jednocześnie niepodległa i niesuwerenna, zresztą nie tylko Polska. Sytuacja prlu bis jest atoli tak dziwnie zagmatwana, tak wiele ma ów osobliwy twór cech państwowopodobnych, że być może w kuriozalnym kontekście prlu rozróżnienie Ściosa ma jakiś sens? Innymi słowy, prl jest absurdem stojącym na nonsensie i poganianym brednią, więc może potrafi nawet być niepodległym bez suwerenności? Stąd wzięło się moje wstępne wahanie. Trzeba to zatem rozważyć.

Zacznijmy od tego, że mamy do czynienia z komentarzem pisanym na gorąco; czasami zatem będziemy musieli wziąć poprawkę na brak ścisłości w określeniach. Kiedy Ścios pisze np. „Polska – nawet ta, po roku 1990”, to ma chyba na myśli „tylko tę po roku 1990”, bo przecież nie przypisywałby niepodległości prlowi nr 1(?). Dla uniknięcia nieporozumień, ja oczywiście ani myślę przypisywać niepodległości kontynuacji prlu po 1989 roku.

Wstępne określenie niepodległości jako pewnej potencjalności wydaje się teoretycznie słuszne. Kłopot jednak w tym, że ta potencjalność musi się aktualizować choćby od wielkiego święta, bo jeśli miałaby pozostać tylko w sferze potencjalnej, to rzecz jasna państwo taką niepodległością obdarzone nie byłoby wcale niepodległe. Twierdzenie atoli, że prl bis „posiada tę możność, ale nie chce z niej korzystać”, wydaje się wkraczać w dziedzinę surrealizmu politycznego. Skąd możemy czerpać tego rodzaju wiedzę? W jaki sposób możemy wyrokować na ten temat z taką apodyktycznością? W jaki sposób przejawiałaby się taka „możność”, a w jaki „niekorzystanie z niej”? Polityków ocenia się na podstawie ich słów i czynów, a z czego wnioskuje się o ich „potencji i powściągliwości”? Gdzie są dowody na to, że prl bis MOŻE działać niezależnie od obcych wpływów, ale nie korzysta z tej możności? Oczywiście jest zupełnie możliwe, że Aleksander Ścios jest w posiadaniu takich dowodów, tylko krótka notka na internecie uniemożliwiała mu ich podanie. Jednakże nie rozwiązuje to czysto teoretycznego problemu, że państwo, które odmawiałoby korzystania ze swej niezawisłości, nie zasługiwałoby na miano niepodległego. To trochę tak, jak ci wariaci w Locie nad kukułczym gniazdem, którzy są w wariatkowie dobrowolnie – czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach nazwałby ich wolnymi?

Dalej Ścios przechodzi do kluczowego stwierdzenia: suwerenność Polski jest ograniczona. Rozróżnia następnie suwerenność wewnętrzną, ograniczoną przez „oddziaływanie nieformalnych grup interesu, reprezentowanych przez byłą nomenklaturę i agenturę komunistyczną” oraz zewnętrzną, która ograniczona jest przez „konieczność uwzględniania interesów Rosji”.

Z mojego punktu widzenia, „była” nomenklatura oraz sowiecka agentura, to jedno i to samo, ale nie będę o to kopii kruszył. Interesy demokratury czyli prlowskiej elity władzy, która zachowała swe przywileje po rzekomym przyjęciu demokracji, wydają mi się zupełnie zbieżne z interesami sowieckimi, głównie dlatego, że identyczna demokratura jest u władzy w sowietach i wszystkich demoludach. A jednak prl wydaje mi się niesuwerenny nie tylko ze względu na istnienie i działanie agentury. Nie można bowiem nazwać suwerennym państwa – to już jest nadużycie, bo prl w ogóle nie jest państwem, ale niech tak zostanie – które u swego zarania ma tajny kontrakt, sławetny układ pomiędzy ubecją i koncesjonowaną „opozycją”, w widomy sposób tę suwerenność ograniczający. Panowie, leżący w pijanym widzie pod okrągłym stołem, zgodzili się, że „są granice, których przekraczać nie wolno”, jak to ze smakiem określił był kiedy indziej towarzysz Gierek. Jak zatem można nazwać płód tego pijackiego mezaliansu suwerennym państwem? Jak można nazywać toto Niepodległą Polską?

Natomiast co do „suwerenności zewnętrznej” prlu, która wedle Ściosa ma być ograniczona przez KONIECZNOŚĆ uwzględniania interesów obcego mocarstwa, to po pierwsze, słowo „ograniczenie” wydaje mi się tu eufemizmem; po drugie i ważniejsze, nie widzę, jak pogodzić tak określoną suwerenność zewnętrzną z potencjalną niepodległością. Przyjrzyjmy się temu raz jeszcze: Polska ma być niepodległa, bo MOŻE działać w sposób wolny od obcych wpływów, nawet jeśli z tej możności nie korzysta, a jednocześnie pozbawiona jest zewnętrznej suwerenności, bo MUSI uwzględniać obce interesy. Czy to tylko mój fikuśny mózg płata mi figle, czy te dwa założenia wykluczają się wzajemnie? Określanie niepodległości li tylko jako potencjalności wydaje mi się rażącym błędem, ale nawet jeśli przyjmiemy taką definicję, to wedle założeń Ściosa, dzisiejsza Polska nie jest choćby potencjalnie niepodległa, jeśli musi – powtarzam, MUSI – „uwzględniać obce interesy w decyzjach dotyczących państwa polskiego”. Gdzie w tym niepodległość? Ani potencjalna, ani aktualna. Ani wirtualna, ani ewentualna, ani nawet hipotetycznie możliwa, pod warunkami, które same są tylko hipotetycznie możliwe.

Wszystkie te misterne rozróżnienia nie doprowadziły nas daleko. Nie widziałem na wstępie żadnych dowodów, żeby nazywać współczesną wersję prlu Wolną Polską i nadal nie widzę powodów, bym miał zmienić zdanie.

A na domiar złego, mnie to po prostu obraża.

______



Nowa wojna Putina,
http://niezalezna.pl/article/show/id/24565/articlePage/1

http://cogito.salon24.pl/125818,dzien-pabiedy#comment_1724151 Poprawiłem literówki w tekście i zmieniłem interpunkcję, co mam nadzieję mi Autor wybaczy. Łatwo o tego rodzaju błędy w pisanych na gorąco komentarzach.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Nie Paź 11, 2009 9:11 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://wydawnictwopodziemne.com/2009/09/21/osmy-krag-aleksandra-sciosa/

Michał Bąkowski
Ósmy krąg Aleksandra Ściosa
Opublikowany 21 września 2009 |
Opublikowany ostatnio cykl Aleksandra Ściosa pt. Antykomunizm – broń utracona [1] musiał mnie zainteresować. Wprawdzie wszędzie dziś pełno o antykomunizmie, wszyscy dziś są weteranami walki z komunistami, walczyli całe życie i nigdy się nie poddawali; ale kiedy mowa o antykomunizmie jako utraconej broni, to nawet ci w podziemiu muszą nastawić uszu. Aleksander Ścios jest z pewnością jednym z najciekawszych autorów polskiej blogosfery. Napisał np. ciekawy cykl, który już w tytule stawiał golicynowskie pytanie: „III Rzeczpospolita czy ‘trzecia faza’?” Z mojego punktu widzenia, bardziej adekwatna do opisu dzisiejszej rzeczywistości polskiej byłaby raczej forma twierdząca niż pytająca: „’trzecia faza’ czyli prl nr 2”, ale nie można mieć wszystkiego. Ścios pytał także „czy iiirp zaczęła się nad grobem księdza Popiełuszki?” – ależ oczywiście! Tylko jak można ją w takim razie uznać za III RP, tę prawdziwą i z wielkich liter? [2]

Jego niedawny tekst jest ważny, antykomunizm jest przecie rzeczywiście podstawową bronią w walce z zarazą; bronią, bez której walka z komunizmem skazana jest na niepowodzenie. Antykomunizm domaga się bowiem dostrzeżenia w komunizmie największego zagrożenia, jakie kiedykolwiek stało wobec ludzkości. Antykomunizm żąda, by nie mieszać komunistycznej zarazy z narodowymi maskami, które bolszewicy lubią przybierać; dopomina się, by nie dać się oszukać propagandzie i doktrynom. Antykomunizm, widząc w swym wrogu zagrożenie ogólnoludzkie i ponadnarodowe, postrzega nacjonalizm jako groźnego, choć paradoksalnego sojusznika komunizmu. A więc jest to par excellence „broń utracona” – jakże obiecujący to tytuł.

Ścios zaczyna od tezy, iż „na fundamencie antykomunizmu – jako polskiej racji stanu – zbudowano państwo, które w swojej krótkiej 20-letniej historii musiało dwukrotnie stawić zbrojny opór najazdom sąsiadów.” Teza taka wydaje mi się w najlepszym wypadku dyskusyjna. Mało tego, Ścios widzi w polskim antykomunizmie głęboko zakorzenioną wartość, raczej niż „propagandową odpowiedź na sowieckie zagrożenie”. Chce mi się wołać: „gdybyż tylko tak było!!” Ale dochodzimy do sowieckiej okupacji, do koszmaru sennego, jakim była codzienność prlu, czyli do czasów, które Ścios określa eufemistycznie jako „lata powojenne”. Według niego, w prlu antykomunizm stać się miał racją przetrwania. „Nie przypadkiem, tylko w Polsce i tylko w takiej skali istniał przez wiele lat zbrojny opór przeciwko okupantowi. Nie przypadkowo mieliśmy „polski Październik”, Grudzień, Czerwiec i Sierpień i tysiące codziennych dowodów antykomunizmu, wynikających z tradycji II Rzeczpospolitej.”

I pojąłem, co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!


Wszystkie te październiki i grudnie, wszystkie nazwy miesięcy, które polrealizm niewzruszenie upiera się pisać z wielkich liter, cała ta sowiecka prowokacja, której celem było między innymi rozbrojenie antykomunizmu, to wszystko jest w oczach Ściosa „codziennym dowodem antykomunizmu”. Jeżeli oczywista prowokacja, jaką był tzw. „polski październik” miałaby być brana jako dowód antykomunistycznego nastawienia Polaków, to wtedy łatwiej zrozumieć, dlaczego Ścios dostrzega tak głęboki antykomunizm w przedwojennej Polsce, która nie tylko nie była na antykomunizmie zbudowana, ale była mu raczej niechętna. Oczywiście, kiedy mówię „Polska przedwojenna” to używam pewnego skrótu myślowego. Nie mam wcale na myśli „opinii publicznej”, bo takowa w ogóle nie istnieje, chyba że w wyobraźni tzw. środowisk opiniotwórczych, które w swej arogancji pragną tworzyć „opinię publiczną”. W rzeczywistości, istnieją tylko opinie poszczególnych ludzi, a te są zmienne. Co gorsza, ogromna większość ludzi nie potrafi wyrobić sobie żadnej opinii, więc bierze za swój dowolny bełkot z przypadkowego źródła. Nie inaczej było w Polsce międzywojennej.

Polska lat międzywojennych zsuwała się powoli na drodze do dobrowolnej sowietyzacji. Od nieskrywanie komunistycznych, potężnych związków zawodowych, poprzez antyklerykalizm panujący powszechnie w państwowej edukacji, gdzie skrajnie lewicowy Związek Nauczycielstwa Polskiego był rozsadnikiem sowieckiej propagandy, aż do partii politycznych, które były albo socjalistyczne, albo nacjonalistyczne, albo i jedno i drugie – nie było w przedwojennym społeczeństwie polskim wielu grup o jawnie antykomunistycznym ostrzu. Zarówno endecja jak i piłsudczycy, pomimo sporów i personalnych niechęci, były ugrupowaniami nacjonalistycznymi, a w konsekwencji i jedni i drudzy sprowadzali dosyć oczywiste zagrożenie sowieckie do zagrożenia rosyjskiego, tym samym odbierając mu istotny, ponadnarodowy, ogólnoludzki charakter. Odrębną, i na swój sposób zdumiewającą, kwestią, której nie będę tu poruszał szerzej, była nieobecność antykomunizmu nawet wśród sfer zachowawczych. Chwalebnym wyjątkiem wśród konserwatystów był jedynie profesor Marian Zdziechowski, niezachwiany w swej bezkompromisowej krytyce zarówno sowietów, jak i tego, co się działo na jego oczach w Niepodległej Polsce.

Gdzie zatem szukać tego fundamentalnego antykomunizmu? Czy pryncypialnym antykomunistą miał być Piłsudski, dla którego „Rosja czerwona” była mniej groźna niż „Rosja biała”? Czy może Rydz-Śmigły, który 17 września roku pamiętnego wydał był rozkaz do żołnierzy: „Z bolszewikami nie walczyć”? To są właśnie sytuacje, gdy państwo polskie „musiało dwukrotnie stawić zbrojny opór najazdom sąsiadów”.

Koń mój zniknął, a wy, siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i w oczach piach!


Trudno także dostrzec wiele antykomunizmu w polskiej polityce podczas wojny. Kiedy dwóch bandytów, okupujących Polskę, rzuciło się sobie do oczu w 1941 roku, Armia Krajowa nie stała wcale z bronią u nogi, jak twierdziła kłamliwa propaganda sowiecka, ale żwawo wypełniała obowiązki sojuszników naszych sojuszników. AK wysadzało w powietrze pociągi wiozące broń na front wschodni, przekazywało bezcenne informacje wywiadowcze do Londynu, skąd przekazywane były Moskwie. Czy może operacje „Burza” i „Ostra Brama” były skierowane przeciw nadchodzącym okupantom? Nie, przez parę dni oddziały AK walczyły ramię przy ramieniu z czerwonoarmiejcami przeciw niemieckim oddziałom. Czy to była oznaka ich antykomunizmu? Zanim usłyszę zarzut, że nie było innego wyjścia, pozwolę sobie przypomnieć, że major Szendzielarz odmówił udziału w „wyzwalaniu Wilna” u boku armii czerwonej. I jak sądzę, to właśnie Łupaszkę miał na myśli Ścios, mówiąc o „wieloletnim zbrojnym oporze”. Trudno atoli utrzymywać, że ludzie tacy jak Łupaszka byli reprezentatywni dla postawy AK w owych czasach. (Tak samo zresztą niesłuszne jest twierdzenie, jakoby „tylko w Polsce i tylko w takiej skali istniał przez wiele lat zbrojny opór” przeciw bolszewickim okupantom. Walki w lasach Litwy i Białorusi trwały znacznie dłużej niż w prlu.)

Bardziej reprezentatywny dla „antykomunizmu” owych czasów był Józef Kuraś, ps. Ogień. Skazany na śmierć przez AK, współpracował czynnie z al, a później wspomagał armię czerwoną w zdobywaniu Nowego Targu. Mianowany komendantem bolszewickiej milicji, odwołany, mianowany na szefa ub i znowu odwołany, dopiero wtedy zaczął walczyć o ukoronowanie orła, gdy jego życie było zagrożone. Dziś uważany jest za bohatera antykomunistycznego podziemia, ale dlaczego? Czy dlatego, że bohatersko negocjował z msw, czy też heroicznie wspomagał czerwonoarmiejców w okupacji Polski? Kuraś był klasycznym oportunistą: zwrócił się przeciw sowieciarzom dopiero wówczas, gdy (choć nie wiadomo tego na pewno) dowiedział się, że wiezie wyrok śmierci na siebie samego. Był z pewnością fascynującą postacią, ale nie antykomunistą. Jestem gotów wybaczyć mu wiele, bo w końcu zwrócił się przeciw bolszewickiemu najeźdźcy, ale jego motywy nie były czyste i jego wcześniejsze zachowanie wobec tegoż najeźdźcy było zdradą.

Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąkź
Mnie nie będą katować i strzyc!


Kiedy minął potworny terror lat czterdziestych i pięćdziesiątych, antykomunizm rzeczywiście podniósł głowę podczas zamieszek w Poznaniu w 1956 roku. Ale jakże prędko i z jaką łatwością obrócony został przez propagandowe zabiegi bolszewików na rewizjonizm. A rewizjonizm, tj. chęć poprawienia komunistycznego systemu, jest przeciwieństwem antykomunizmu, który pragnie zniszczenia zarazy a nie jej ulepszania. „Polski październik” był oczywistym propagandowym puczem, skutecznie obracającym autentycznie antykomunistyczne treści poznańskiego buntu na „słuszną krytykę”. Nie było już mowy o „odrąbywaniu ręki podniesionej na ludową władzę”, ale w zamian tłumy witały genseka na placu Defilad. Czy to miał być wyraz antykomunizmu? Mnie to raczej wygląda na triumf komunizmu.

A co się działo w tym czasie na emigracji? Zamiast pielęgnować antykomunizm jako jedyną sensowną podstawę wyzwolenia Polski z bolszewickich okowów, popierali jednego komunistę przeciw drugiemu, bo w „Kraju” – koniecznie pisanym z wielkiej litery – wiedzą lepiej. W jaki sposób traktowano na emigracji antykomunistów nie będę już pisał.

Ale Ścios mówi przecież także o „antykomunizmie jako polskiej racji stanu” i w tym miejscu może mieć paradoksalnie słuszność, choć raczej dzięki nieodłącznej ambiwalencji terminu „racja stanu”. Antykomunizm leżał bez wątpienia w samym sercu polskiej racji stanu już od końca 1917 roku, ze względów czysto geopolitycznych, ponieważ na wschodnich rubieżach ziem polskich powstała bezbożna potęga bolszewicka, na ruinach carskiej Rosji rodziła się potęga grożąca światu. Wielu Polaków miało rozległe kontakty i interesy w Rosji, więc z natury rzeczy prędko pojęli istotę nowego fenomenu. Ludzie tak skrajnie różni, jak Marian Zdziechowski i Witkacy nie mieli złudzeń co do bolszewickiego zagrożenia ani co do polskiej racji stanu. „Racja stanu” oznacza jednak pewien idealny, nadrzędny interes państwowy, który nie musi być wcale jako taki rozpoznany przez polityków tego państwa. Ścios ma zatem rację, gdy twierdzi, że antykomunizm był fundamentem polskiej racji stanu, choć nigdy nie było tak w praktyce. Nota bene, nie inaczej jest dziś: antykomunizm powinien być fundamentem polskiej racji stanu, jak słusznie twierdzi Ścios, ale nie jest.

Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg.
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.


Bo i cóż stąd, że od tego punktu wywody Ściosa są prawie słuszne? Nie można zbudować rozumowania na fałszywych przesłankach, tak jak nie można budować domu na ruchomych piaskach.

„Ludzie, którzy na mocy koncesji udzielonej przez Sowietów zawarli z komunistami porozumienie okrągłego stołu ogłosili Polakom, że komunizm upadł. Skończył się nagle, rozsypał niczym mur berliński i znikł równie gwałtownie jak alkohol w kieliszkach opróżnianych w Magdalence. A skoro komunizm się skończył – postawa antykomunistyczna stała się bezużyteczna i anachroniczna.”

Niepodobna dyskutować z takim dictum – jakże trafnie powiedziane. Ale tenże Ścios uznaje podmiotowość polityczną prlu bis! W jaki sposób? Jest to chyba nieuchronna konsekwencja jego założeń: skoro bowiem dostrzegł antykomunizm tam, gdzie go nie było, to nic dziwnego, że widzi w tym najlepszym z prlów Wolną Polskę.

„Potępienie antykomunizmu mogło mieć sens tylko wówczas, gdyby komunizm rzeczywiście upadł, a żądanie dekomunizacji było aktem prymitywnej zemsty wobec nieistniejących mechanizmów i niewinnych ludzi.”

I tu także Ścios ma całkowitą słuszność, ale od razu w następnym zdaniu mówi coś o „rosyjskim mocarstwie”, które „zachowało swoje wpływy w państwie będącym przez dziesięciolecia jego satelitą”. O kimże tu mowa? Czyżby Ścios mylił sowiety z Rosją? Czyżby uważał prl za satelitę? Jeśli prl jest państwem polskim, to dlaczegóżby właściwie i sowiety nie miały być „Rosją”?

***

Symetria jest logiką głupców. Schopenhauer słusznie zauważył, że nie wolno poświęcać prawdy opisywanej rzeczywistości dla elegancji opisu. Nie można więc widzieć w antykomunizmie po prostu lustrzanego odbicia komunizmu. Antykomunizm jest jego przeciwieństwem w każdym możliwym sensie. Dlatego nb. nie mają racji ci, którzy twierdzą, iż w walce z komunizmem powinniśmy się uczyć od Lenina. [3] Oczywiście musimy wyjść z rozumienia komunizmu, zanim dojdziemy do tego, czym musi być antykomunizm.

Nie będę tu podejmował trudnego problemu zdefiniowania komunizmu. Zajmowałem się tym uprzednio na tej stronie (choćby w artykule Składany komunizm) i nie tylko. (Ścios podejmuje ten problem w sposób znany: nie ma komunizmu, ale są komuniści.) Komunizm jest zjawiskiem tak złożonym, że każda próba definicji – a było ich wiele – ujmuje zazwyczaj tylko pewien aspekt zjawiska, a tym samym przyczynia się tylko do wzmożenia konfuzji semantycznej. Komunizm nie jest, rzecz jasna, centralnym systemem zarządzania ani „społeczną własnością środków produkcji”. Żaden temu podobny marksistowski bełkot dla mas nie zbliży nas do istoty rzeczy, bo centralizm, to tylko jedna z metod kontroli niezsowietyzowanych społeczeństw. Podobnie jest z fizycznym i psychicznym terrorem, które są także tylko narzędziami w rękach bolszewików. W pełni zdając sobie sprawę z niepełności takiego określenia, sam przychylałbym się do nazwania komunizmu najdoskonalszą znaną człowiekowi Metodą zdobycia i utrzymania władzy. Wszystko podporządkowane jest władzy, każdą doktrynę i każdy dogmat są gotowi porzucić dla władzy. Nawet sowietyzację można widzieć jako konieczny element utrzymania władzy. A w takim razie, komunizm nie spocznie dopóki nie zdobędzie władzy na świecie. Wołodia Ilicz zwykł był mawiać, że „pokój, to panowanie komunizmu na całym globie”.

Czym więc jest antykomunizm? Pewna antykomunistka (która nie lubi, żeby ją cytować) mawia, że antykomunizm jest sposobem życia, jedyną we współczesnym świecie godną człowieka wolnego postawą; postawą polityczną, kulturową, moralną i czort wie jaką jeszcze. „Antykomunizm jest praktyką proludzką”, powiedział największy polski antykomunista. W tym względzie prawdopodobnie zgodzilibyśmy się z Aleksandrem Ściosem, ale jesteśmy tak odlegli w ocenie współczesnej rzeczywistości, a także najnowszej historii, że czuję się, jakbym dotarł do „ósmego kręgu, w którym nie ma już nic”. Bo jeśli taka jest ocena człowieka, który nie bez powodu nazywa się antykomunistą, to jaka jest nadzieja?

_________

http://cogito.salon24.pl/123826,antykomunizm-bron-utracona-1 http://cogito.salon24.pl/124779,antykomunizm-bron-utracona-2 http://cogito.salon24.pl/125591,antykomunizm-bron-utracona-3

Ścios pisał także o siedmiu kręgach piekła, ale z tym tekstem mój artykuł nie ma nic wspólnego.

Wypowiedział taka opinię nawet sam Józef Mackiewicz.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Stanislaw Siekanowicz
Weteran Forum


Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 1146

PostWysłany: Nie Paź 11, 2009 5:58 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat z „Suwerenność i niepodległość” prlu bis
Cytat:
Polska nie jest choćby potencjalnie niepodległa, jeśli musi – powtarzam, MUSI – „uwzględniać obce interesy w decyzjach dotyczących państwa polskiego”.

To jest logiczna i precyzyjna ocena aktualnego polozenia Polski (czy scislej: obecnych wladz w Warszawie).
W takiej konkretnej sytacji, jestem sklonny usprawiedliwic sam fakt, ze ktos uwazający sie i uwazany przez swoje otoczenie za zwolennika niepodleglosci, podejmuje sie odgrywania roli najwyzszego dostojnika tej wladzy w Warszawie, zwanego Prezydentem RP. Ale tylko wtedy, jezeli jego działania ułatwiają a nie utrudniają na przyszlość uzyskanie rzeczywistej niepodleglosci przez Polske. Akt dokonany w Palacu Namiestnikowskim (nomen omen!) w ostatnią sobote UTRUDNIA pozycje wyjsciową Polski do staran o niepodleglość. Wobec tego, niestety, nalezy zaliczyc Lecha Kaczynskiego do tej samej kategorii marionetek co jego poprzednicy na tym stanowisku - czyli Lech Walesa i Aleksander Kwasniewski. Mysle, ze miał mozliwość manewru, a zachowal sie jak mały człowieczek (nie chodzi o wzrost). Ponadto mysle, ze pozbawil sie szans ponownego wyboru na ten urząd, ale to juz jego wlasny problem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Sob Sie 20, 2011 7:41 am    Temat postu: Numeracja Rzeczypospolitych Polskich Odpowiedz z cytatem

Numeracja Rzeczypospolitych Polskich

Michał Bąkowski napisał:
Aleksander Ścios jest z pewnością jednym z najciekawszych autorów polskiej blogosfery. Napisał np. ciekawy cykl, który już w tytule stawiał golicynowskie pytanie: „III Rzeczpospolita czy ‘trzecia faza’?” Z mojego punktu widzenia, bardziej adekwatna do opisu dzisiejszej rzeczywistości polskiej byłaby raczej forma twierdząca niż pytająca: „’trzecia faza’ czyli prl nr 2”, ale nie można mieć wszystkiego. Ścios pytał także „czy iiirp zaczęła się nad grobem księdza Popiełuszki?” – ależ oczywiście! Tylko jak można ją w takim razie uznać za III RP, tę prawdziwą i z wielkich liter?


Rację ma p. M. Bąkowski. Trzecia RP jeszcze NIE zaczęła się. Ani nad grobem ks. Popiełuszki, ani nigdy dotychczas. Zob. np. tu: http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?p=35838#35838. Jednak lepiej byłoby wyrazić się poprawnie po polsku: "wielkimi literami", a nie używać obcej naleciałości, np. w formie kalki wyrazowej (w tym wypadku ― rusycyzmu): "z wielkich liter".

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sro Sie 24, 2011 8:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To czy mamy trzecią RP, czwartą czy z jeszcze innym numerem nie ma zasadniczego znaczenia. Ważne jest to, jaka ta RP jest. Czy jest to państwo gdzie normalny człowiek ma zagwarantowane normalne prawa, czy też coś innego. Za III RP przyjęto uznawać państwo oparte o ugodę OS, w związku z czym beneficjenci tego układu chwalą krynicę swego dobrego samopoczucia i dostatku, a wystawieni do wiatru oraz ci, którzy zobaczyli prawdę, widzą w III RP wszystkie wykrzywienia i niegodziwości tak samego OS, jak i tego co się później z rozmów OS + Magdalenka wylęgło. Z kolei IV RP, która nigdy nie zaistniała stała się symbolem bata na wszystkich, których OS podniósł 's grjazi w kniazi', a także tych, których z czerwonych książąt PZPR przemienił w baronów SLD - zgodnie z przysłowiem "Na złodzieju czapka gore". Oczywiste jest, że liczba beneficjentów OS jest stosunkowo nieliczna, więc wykonywane są ruchy powiększenia liczby sympatyków III RP, będących zarazem janczarami wojsk apologetów OS w walce z IV RP. Siła tych ostatnich jest nie do przecenienia, bo oni w przeciwieństwie do swych mentorów są przekonani, że walczą w słusznej sprawie, więc wszelkie próby ataku na nich jeszcze bardziej hartują ich bojowego ducha, co można zobaczyć w dyskusjach z 'zaangażowanymi'.
Wracając do tematu numeracji RP, wydaje mi się, że te dwa rzymskie numery (III i IV) są tak mocno wpisane w polityczny krajobraz RP, że próby systamatyzowania czy korekt są z góry skazane na porażkę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Czw Sie 25, 2011 7:16 am    Temat postu: Symbol nie jest bez znaczenia Odpowiedz z cytatem

Symbol nie jest bez znaczenia

Grzegorz - Wrocław napisał:
To czy mamy trzecią RP, czwartą czy z jeszcze innym numerem nie ma zasadniczego znaczenia. Ważne jest to, jaka ta RP jest. [...] Za III RP przyjęto uznawać państwo oparte o ugodę OS, [...] Oczywiste jest, że liczba beneficjentów OS jest stosunkowo nieliczna, ...] Wracając do tematu numeracji RP, wydaje mi się, że te dwa rzymskie numery (III i IV) są tak mocno wpisane w polityczny krajobraz RP, że próby systamatyzowania czy korekt są z góry skazane na porażkę.



Nazwy to tylko nazwy, symbole to tylko symbole, ale znaczenie też mają.

Nie jest obojętne, czy "biskupem" tytułuje się chrześcijańskiego duchownego, który może wykazać się sukcesją apostolską, czy również takiego (w niektórych kościołach protestanckich), gdzie nikt chyba nawet nie próbuje o tej sukcesji mówić. Nawet, jeśli ten "biskup" wierzy szczerze i gorliwie przynajmniej tak jak biskupi katoliccy i prawosławni.

Nie jest obojętne, czy zabicie człowieka przed jego urodzeniem się dokonane za zgodą albo z woli jego matki, nazwiemy "sztucznym poronieniem" czy "przerwaniem ciąży". Zwracał na to uwagę ś.p. prof. Włodzimierz Fijałkowski. Kiedy polemizuje się z ludźmi mającymi na temat jakiejś kwestii moralnej przeciwny punkt widzenia, to trudniej jest prowadzić polemikę, przyjmując nazewnictwo przeciwnej strony, dogodne dla niej. (To, że owa "przeciwna strona" bardzo zważała na to, co i jak się mówi i pisze w owej sprawie, ujawnił ś.p. Bernhard Nathanson po swoim nawróceniu.)

Nie jest obojętne, czy towarzyszkę życia nazwę "żoną" czy "konkubiną". Co nie wyklucza z góry sytuacji, że jakaś para żyjąca latami bez ślubu bardziej przypomina idealne małżeństwo, niż inna, mogąca wykazać się stosownymi metrykami: świecką i kościelną. (Że już nie wspomnę o tych, którzy chcieliby "małżeństwami" nazywać także pary jednopłciowe...)

Nie jest obojętne, co jest, a co nie jest "kontaktem seksualnym" ― pamiętamy, jak usiłowano doraźnie przedefiniować to pojęcie, aby nie obejmowało seksu oralnego w gabinecie owalnym (lub może na odwrót...), a prez. Clinton wyszedł bez szwanku ze skandalu...


Wg wypowiedzi z 1989 r. Zdzisława Jeziorańskiego (pseud. "Jan Nowak"), a także wg o 10 lat wcześniejszej ― Lecha Bądkowskiego, tzw. Polska Ludowa to była III RP (ściśle: spośród tych dwu autorów tylko Bądkowski explicite użył epitetu "III RP" w odniesieniu do Polski Ludowej). Czy chcemy się zgodzić się z tym punktem widzenia? Jeśli tak, to w takim razie żyjemy w Trzeciej Rzeczypospolitej od lat czterdziestych. Jeziorański oczekiwał rychłego nadejścia tego, co on nazwał IV RP, ale (moim zdaniem) nie doczekał, a po jego zgonie my też nie doczekaliśmy ― nadal (pomimo wielu zmian, począwszy od oficjalnej nazwy i herbu państwa) istnieje ciągłość obecnej Polski z PRL, i to pod różnymi względami.


Jeżeli Pan ma rację w tej sprawie, że nawet zmiana sensu pojęć III RP i IV RP w taki sposób, aby z niej wynikło, że ani jednej, ani drugiej jeszcze nie ma (i nigdy nie było), jest "skazana na porażkę", to wszelkie zmiany idące dalej niż tylko sfera nazewnictwa i symboliki są tym bardziej skazane na porażkę, nie warto o tym nawet mówić i pisać, lepiej otworzyć puszkę piwa i włączyć telewizor na jakiś rozrywkowy program (np. na tzw. "mokre podkoszulki").

Jeżeli Pan ma rację w innym fragmecie Pańskiej wypowiedzi, że grupa beneficjentów OS jest "stosunkowo nieliczna", to w takim razie można być optymistą. A skoro można, to ― trzeba! "Przegłosujemy" owych beneficjentów. Także w zakresie tego, co dotyczy symboli i nazw.

Panie Grzegorzu drogi! Moim zdaniem nie jest możliwe, aby Pan miał rację zarazem w obu skomentowanych powyżej fragmentach Pańskiej wypowiedzi.


Zapewne Pan też oglądał w l. siedemdziesiątych amerykański serial "Korzenie". Na początku głównym bohaterem filmu jest Murzyn z Gambii, Kunta Kinte. Schwytany do niewoli był przez swojego "pana" zmuszany przemocą do odejścia od islamu i przyjęcia chrześcijaństwa. Z tym przymusowym nawróceniem "pan" wiązał także zmianę imienia "niewolnika", miał nosić biblijne imię Toby (Tobiasz). Murzyn nie chciał na to się godzić. W końcu uległ, prawda. Ale przedtem był (właśnie w tym celu) wielokrotnie bity do krwi przez "pana". Czy my mamy ustępować ONYM nawet "bez bicia"?


To ONI (benefcjenci OS) nam narzucili ten niedobry punkt widzenia! Gdyby chcieli robić wszystko jawnie, to głosiliby tak jak Bądkowski: III RP była od lat czterdziestych. Głosiliby także to, że III RP po 1989 r. jest nadal, a tylko bardziej "cywilizowana", "europejska" itd. (tego już Bądkowski głosić nawet nie mógłby, choćby chciał, bo zmarł w 1984 r.). Ale ONI chcieli, aby WRAŻENIE przełomu istniało (wg sugestii z listu red. Jerzego Urbana do I sekr. KC Stanisława Kani z 3 I 1981), BEZ dokonania przełomu naprawdę, aż wreszcie w preambule "konstytucji" z 1997 r. (nazywanie tego dokumentu "konstytucją" też jest elementem owej mistyfikacji: ona nie jest legalną konstytucją przynajmniej dopóty, dopóki nie zostanie zniesiona konstytucja Drugiej RP, podobnie jak małżeństwo nie może być ważnie zawarte przed ustaniem poprzedniego małżeństwa z udziałem tej samej osoby) umieścili nazwę "Trzecia Rzeczpospolita".

Bardzo cenię dorobek publicystyczny Lecha Bądkowskiego (tu w Tczewie 30 lat temu można było często czytywać bieżące felietony tego autora w lokalnym "Dzienniku Bałtyckim"). W kwestii "numeru" on widocznie przyjął punkt widzenia beznamiętnie-opisowy. Skoro komuchy pozostawiły wyraz "Rzeczpospolita" w nazwie państwa, no to jest kolejna Rzeczpospolita, a ponieważ przed wojną była Druga, to po wojnie jest Trzecia RP. W środowiskach antykomunistycznych jednak przeważał punkt widzenia namiętnie-wartościujący. Tęsknota za Niepodległą Rzecząpospolitą skłaniała ku temu, aby odmawiać Polsce Ludowej miejsca w szeregu numerowanych rzeczypospolitych polskich. Podobnie jak obszar Polski, potocznie zwany "kongresówką", w latach 1815-1864 oficjalnie nazywał się "Królestwem Polskim", a carowie rosyjscy nosili w swej tytulaturze epitet "król Polski" nie tylko w l. 1815-64, lecz chyba także potem, do końca panowania Romanowów. Jednak nie sposób uznawać "kongresówkę" za kontynuację państwowości polskiej i nie uważamy 1815 r. za rok odzyskania niepodległości tylko dlatego, że w 1795 r. zaborcy umówili się, że nie dopuszczą, aby na terenie rozebranej Polski istniało cokolwiek, co miałoby w nazwie przymiotnik "polski" (analogiczna klauzula istnieje w dokumentach IV rozbioru Polski z 1939 r.), a po 20 latach ten zakaz przestał działać.

Na razie należy beneficjentom OS przy każdej okazji, uporczywie, do (ich) uprzykrzenia przypominać: "to, co wy nazywacie Trzecią RP i czego bronicie jako dorobku okrągłego stołu i jego następstw, nie zasługuje nawet na ten numerowany epitet". Podobnie jak zwolennicy podziemnej "Solidarności" pseudopatriotycznej propagandzie ekipy gen. Jaruzelskiego przeciwstawiali okrzyk "tu jest Polska!".

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Czw Sie 25, 2011 8:46 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Szanowny Panie EQV,
Pisze Pan, mając według mnie całkowicie rację: "To ONI (benefcjenci OS) nam narzucili ten niedobry punkt widzenia!". Jest to zgodne z "Cuius regio, eius religio". Dlatego dobrze jest mieć świadomość tego, co się dzieje, ale w obecnej sytuacji totalnej 'wolności' mediów, przebijanie się z prawdą i odbieranie zawłaszczonych słów czy określeń jest z góry skazane na niepowodzenie. Co zrobiono z takimi słowami jak np. towarzysz, Rzeczpospolita, tolerancja, niezawisły sąd (ktoś tłumaczył, że jest niezawisły, bo nie zawiśli, kiedy powinni byli), i td. i tp.
I dzięki temu zawłaszczeniu i de facto redefinicji słów następuje dodatkowe rozmycie pojęć, będące kolejnym solidnym stopniem do komplikowania i rozmywania tego, co to jest prawda.
A co do numerowania Rzeczypospolitych, wydaje mi się, że to co napisałem na temat pospolitego i generalnie używanego pojęcia III czy IV RP jest zgodne z tym jak te pojęcia służą we współczesnym języku i co wyrażają przez nie wypowiadający się. Można ubolewać, można prostować, ale prosta droga do sukcesu jest póki co zamknięta.
Podobne uwagi można kierować na temat pospolitego używania we współczesnym języku wulgaryzmów. Ja sobie zadaję pytanie, jak człowiek, który w obojętnych emocjonalnie wypowiedziach używa 'najgorszych' słów przeklina. On chyba tego nie jest w stanie zrobić. I może jest to pozytywny aspekt. Po prostu Polacy włączywszy kloakę do czystego obiegu na swój sposób nobilitowali ją i dzięki temu przestaną przeklinać.
PS. Co do przegłosowania beneficjentów, sprawa nie jest taka prosta, gdyż oni postarali się o wsparcie - głównie lemingów, częściowo też drobnych kombinatorów, którzy sobie coś za komuny 'załatwili'. Dzięki temu mamy to co mamy. I chyba dopiero test pustej miski sprawi, że sytuacja się realnie zmieni, ale czy już na tę okazje nie jest przygotowywany kolejny stół owalny, czy jakiś inny i willa w Marysieńce tego nie wiemy. Wiemy, że pamięć proletów nie jest zbyt długa.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum