Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

prof. Mieczysław Ryba; Kryzys społeczny, polityczny i gospod
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Sty 02, 2010 12:19 pm    Temat postu: prof. Mieczysław Ryba; Kryzys społeczny, polityczny i gospod Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100102&typ=my&id=my21.txt

NASZ DZIENNIK Sobota-Niedziela, 2-3 stycznia 2010, Nr 1 (3627)

"Ukraina między Berlinem a Moskwą

Prof. Mieczysław Ryba

Zbliżające się wybory prezydenckie na Ukrainie interesują zewnętrznego obserwatora nade wszystko ze względu na główne kierunki polityki zagranicznej tego państwa. Każdy z trojga głównych kandydatów do urzędu prezydenckiego - Wiktor Juszczenko, Wiktor Janukowycz i Julia Tymoszenko - niesie ze sobą pewną wizję usytuowania Ukrainy w konstelacji międzynarodowej.

Oczywiście, do kwestii z dziedziny polityki zagranicznej dołączyć należy cały szereg problemów z zakresu spraw wewnętrznych, ale wybór któregokolwiek z kandydatów nie zapowiada jakiejś radykalnej rewolucji w tym względzie. Mylne wydaje się przekonanie, jakoby uosabiający interesy wschodniej, prorosyjskiej części Ukrainy Wiktor Janukowycz był jedynym kandydatem niosącym ze sobą obciążenia dotyczące niejasnych powiązań biznesowych. Także kariery Julii Tymoszenko i Wiktora Juszczenki wyrosły na bazie różnorakich powiązań gospodarczych, które z trudem moglibyśmy określić mianem przejrzystych.

Juszczenko gloryfikuje UPA
Również w sferze wewnętrznych koalicji rządowych nie ma dziś na Ukrainie prostego podziału na prorosyjską Partię Regionów Janukowycza oraz prozachodnią koalicję Julii Tymoszenko i Wiktora Juszczenki. Tak zwany prozachodni obóz "pomarańczowych" uległ dekompozycji. Zarówno Tymoszenko, jak i Juszczenko mieli w ciągu kilku ostatnich lat przygodę taktycznych koalicji z partią Janukowycza. Wszystkie ugrupowania polityczne na Ukrainie muszą się również liczyć z siłą wpływów rosyjskich. Wyjątkowa prozachodniość odchodzącego prezydenta Juszczenki łączyła się u niego z tzw. polityką historyczną gloryfikującą działania OUN-UPA w czasie II wojny światowej. Polityka ta wywoływała wiele niepokojów w państwach takich jak Polska, budziła również sprzeciw w centralnej i wschodniej części Ukrainy. Tego typu polityka ma rzekomo, wobec niepewnej przyszłości państwa ukraińskiego, wzmacniać w tym społeczeństwie tożsamość narodową. O ile jednak można dostrzec pewną skuteczność owej polityki na Ukrainie Zachodniej, o tyle w perspektywie całego kraju powoduje ona olbrzymią ilość antagonizmów, przede wszystkim dlatego, że polityka ta oparta jest na zasadniczym, historycznym fałszu. Zatem wiodącym tematem polityki wewnętrznej Ukrainy będzie nadal kwestia zbudowania jedności społeczeństwa i państwa. Jedność ta jest o tyle trudna, że mamy tam do czynienia z ogromnym zróżnicowaniem poziomu świadomości narodowej, językowej i kulturowej. Naturalne ciążenie wschodniej Ukrainy ku Rosji jest wciąż duże. Wydaje się, że dziełem najskuteczniej budującym jedność mogą być kwestie gospodarcze, ot chociażby działania podejmowane w związku z Euro 2012. W państwie, które jest pogrążone w kryzysie finansowym i gospodarczym, to projekt najbardziej znany na arenie międzynarodowej i najbardziej Ukrainę promujący.

Berlin, Moskwa czy Waszyngton
Bez względu na wynik wyborów prezydenckich polityka zagraniczna państwa ukraińskiego musi uwzględniać pewne stałe wektory sił oddziałujących na Kijów. Oczywiście w pierwszym rzędzie należy tutaj brać pod uwagę politykę Rosji. Państwo to w swej doktrynie międzynarodowej nie uznało pełnej niepodległości Ukrainy, traktując ją jako własną strefę wpływów. Kreml wykorzystuje do tego narzędzia gospodarcze nade wszystko z dziedziny energetyki. Szantaż gazowy wielokrotnie używany wobec Kijowa może z biegiem czasu być jeszcze bardziej skuteczny z uwagi na coraz większe możliwości omijania Ukrainy w tranzycie rosyjskiego gazu na Zachód. Budowa Gazociągu Północnego to tylko jeden z wielu projektów wprost uderzających w niezależność Kijowa od Moskwy. Przyszły prezydent Ukrainy będzie sobie zatem musiał zdawać sprawę z rosnącej przewagi rosyjskiej i z coraz większego osamotnienia Ukrainy. Owo osamotnienie jest związane przede wszystkim z polityką Zachodu. Mimo że przed laty Zbigniew Brzeziński nazwał Ukrainę mianem "sworznia politycznego", ważnego miejsca dla rozstrzygnięcia rozgrywki o dominację w tej części Eurazji, to jednak współczesna polityka Waszyngtonu daleko odbiega od planów administracji George'a W. Busha na temat włączenia Ukrainy do NATO i próby zbudowania w tym regionie siły niezależnej od Moskwy. Polityka Baracka Obamy nastawiona jest na strategiczne porozumienie z Rosją w sprawie Iranu, Afganistanu czy Chin. W takim projekcie nie ma miejsca na podmiotowe traktowanie Kijowa. Amerykanie politykę wobec Ukrainy zostawiają w rękach swoich europejskich sojuszników z Unii Europejskiej, a więc w szczególności Niemiec. Berlin tymczasem, o wiele bardziej niż Waszyngton, konsekwentnie dąży do strategicznego sojuszu z Moskwą. A warunkiem sine qua non dobrych relacji niemiecko-rosyjskich jest zgoda Niemiec na pozostawienie Ukrainy w strefie wpływów rosyjskich. Działania niemieckie idące w przeciwnym kierunku od razu odczytane byłyby na Kremlu jako wypowiedzenie geopolitycznej wojny. Dlatego liczenie na działania Brukseli w celu wzmocnienia prozachodniego nurtu na Ukrainie jest mało realistyczne. Oczywiście wejście Ukrainy do Unii Europejskiej jest możliwe, ale pod warunkiem zgody Moskwy. Zatem mylne jest przekonanie, że formalnie prozachodni politycy ukraińscy (Juszczenko, Tymoszenko) są w stanie wprowadzić Ukrainę w struktury UE. Być może o wiele bardziej zdatnym do tego człowiekiem będzie Janukowycz i Partia Regionów, zważywszy na ich silne powiązania z Moskwą. Rosjanie na skutek wprowadzenia prorosyjskiej Ukrainy w struktury Unii mogliby zyskać większe możliwości gry na Zachodzie, nie jest więc wykluczone, że wyraziliby zgodę na taką integrację. Warunkiem podstawowym byłoby wtedy utrzymanie lub zwiększenie wpływów rosyjskich na ukraińską scenę polityczną oraz na politykę ukraińską w ogóle.

Polityka prometejska
Pozostaje pytanie o zachowanie Polski wobec wydarzeń rozgrywających się u naszego ukraińskiego sąsiada. Pamiętamy dziś żywo zaangażowanie polityków polskich w poprzednie wybory na Ukrainie, w czasie tzw. pomarańczowej rewolucji. Zaangażowanie to było silne, jednakże z dzisiejszej perspektywy wypadki, które nastąpiły po niej, niekoniecznie można uznać za pozytywne. Boleśnie odczuwaliśmy to w stosunkach bilateralnych, w szczególności w sytuacjach dotyczących kwestii historycznych (wspomniana sprawa UPA), a nawet gospodarczych. W tej chwili jedynym poważnym wspólnym projektem gospodarczym Polski i Ukrainy są Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej w 2012 roku. Zupełnie niezrozumiałe jest nasze długotrwałe milczenie w sprawie zbrodni szowinistów ukraińskich z czasów II wojny światowej. Z jednej strony nawołujemy do wprowadzania Ukrainy w krąg polityki i kultury Zachodu, z drugiej zaś wyrażamy milczącą zgodę na pogrążanie się tego kraju w kulturze azjatyckiego przyzwolenia na polityczne ludobójstwo. Ów spór o historię ma zatem olbrzymie znaczenie współczesne. Jedność środkowoeuropejską powinno się budować nie na poziomie biurokratycznym (jak w przypadku UE), lecz na poziomie cywilizacyjnym i gospodarczym. Szukając odniesień do cywilizacji łacińskiej, nie możemy jednocześnie dawać przyzwolenia na historyczne kłamstwo i wybielanie zbrodni ludobójstwa.
Polska jest dzisiaj na arenie politycznej zbyt słabym podmiotem, by w sposób decydujący wpływać na bieg wypadków na Ukrainie. Nawet projekt tzw. Partnerstwa Wschodniego nie jest do końca kontrolowany przez Polaków. Pamiętajmy, że realna współpraca Ukrainy z Unią Europejską jest obwarowana nade wszystko zgodą Niemiec i Rosji. Realne zyski gospodarcze i polityczne z Partnerstwa Wschodniego mogą więc być osiągane przez podmioty zupełnie nam obce. Samo wciągnięcie Ukrainy w struktury unijne również niekoniecznie łączyć się musi ze wzmocnieniem pozycji Polski. Centralizująca się UE ogranicza nas w wielu kwestiach, w tym w prowadzeniu samodzielnej polityki zagranicznej. Nie ma dziś żadnej gwarancji, że Ukraina w Unii nie będzie w relacjach z Polską realizować założeń polityki Berlina. Aby się przed taką ewentualnością zabezpieczyć, przede wszystkim musimy pamiętać o wzmacnianiu swojej gospodarki i swojej podmiotowości. Istnienie niepodległego państwa ukraińskiego jest w naszym interesie, ale nie możemy zapominać, że należy przede wszystkim dbać o dobro naszych obywateli w relacjach z tym państwem, że należy również zabezpieczyć interes mniejszości polskiej żyjącej na dawnych Kresach Rzeczypospolitej. Naiwne przekonanie, że nasze prometejskie wsparcie dla wysiłków niepodległościowych na Ukrainie rozwiąże wszystkie problemy w stosunkach wzajemnych, może się okazać co najmniej polityczną bezmyślnością.

Jak pomóc Ukrainie
Wydaje się, że już sam fakt kilkunastoletniego istnienia państwa ukraińskiego umacnia poczucie narodowe w tym kraju. Przyszłość Europy Środkowej, owszem, w dużej mierze zależy od perspektywy rozwoju tego państwa, ale jeszcze w większym stopniu zależy od siły i niezależności państwa polskiego. Zatem rządzący Polską powinni przede wszystkim skupić się na odzyskiwaniu i budowaniu siły naszego państwa, wykorzystując przy tym różnorakie możliwe kontakty i kontrakty, nie wyłączając relacji z Ukrainą, Rosją czy Niemcami. W drugiej kolejności zaś możemy próbować wspierać tendencje niepodległościowe krajów posowieckich.
Wygląda na to, że nasz dzisiejszy potencjał nie dotyczy kwestii gospodarczych - tutaj jesteśmy podmiotem wciąż bardzo słabym. Nasza siła oddziaływania na Wschód opiera się przede wszystkim na wartościach kulturowo-cywilizacyjnych. Wzorce polskie są żywo odbierane u naszych wschodnich sąsiadów, a znaczenie misji ewangelizacyjnej i kulturowej polskich misjonarzy w tych krajach jest wręcz nie do przecenienia. Kto wie, czy nie na kwestiach cywilizacyjno-kulturowych właśnie (nie zaniedbując spraw gospodarczych) nie powinna nade wszystko skupić się Polska, by zbliżyć do siebie kraje powstałe po rozpadzie ZSRS i by pomóc im naprawdę wybić się na suwerenność."


Ostatnio zmieniony przez Witja dnia Nie Mar 27, 2011 7:51 am, w całości zmieniany 22 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Sty 04, 2010 9:45 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=19747

Polska na arenie międzynarodowej
prof. Mieczysław Ryba (2010-01-02)

Aktualności dnia


słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/01/2010.01.02.akt03.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.01.02.akt03&d=2010-01-02
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Sty 06, 2010 6:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=19775

Prognoza zmian po wyborach w Wielkiej Brytanii i na Ukrainie
prof. Mieczysław Ryba (2010-01-05)

Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/01/2009.01.05.akt04.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2009.01.05.akt04&d=2010-01-05
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sob Sty 09, 2010 12:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100108&typ=my&id=my21.txt

NASZ DZIENNIK Piątek, 8 stycznia 2010, Nr 6 (3632)

"Fałszowanie pojęć przez współczesnych socjalistów zaciemnia nasze rozumienie historii i polityki

Dwa socjalizmy

Prof. Mieczysław Ryba

Z punktu widzenia historycznego mocno zastanawiający jest chaos pojęciowy, jaki dotyczy systemów politycznych i ideologicznych z czasów II wojny światowej. Jako ogólnie przyjęte uznano stwierdzenie, że system hitlerowski w Niemczech zaliczyć można do ustrojów "skrajnie prawicowych", zaś ustrój stalinowski miałby być "skrajnie lewicowy". Powszechne jest używanie terminu "faszyzm" na określenie niemieckiego narodowego socjalizmu, tak jakby nie różnił się on niczym od ustroju włoskiego (Mussolini). Równie wielkie zamieszanie budzi porównywanie nacjonalizmu niemieckiego z nacjonalizmami krajów katolickich, takich jak Hiszpania czy Polska. Taka uproszczona wizja świata powoduje ogromne nieporozumienia i zafałszowania w tzw. polityce historycznej i wywołuje nieprawdopodobny wręcz zamęt.

Tymczasem tak ustrój sowiecki, jak i niemiecki można zakwalifikować do kategorii tzw. socjalizmów; przy czym w Moskwie dominował socjalizm kolektywistyczny, w Niemczech - socjalizm narodowy. Obie te wizje starały się zrealizować pewne utopijne założenia, zaczerpnięte z idealistycznych, postoświeceniowych systemów filozoficznych (marksizm, heglizm, nietzscheanizm, darwinizm itp.). Jak pisze prof. Henryk Kiereś, w socjalizmie "państwo jest logicznie i faktycznie przed człowiekiem, zatem człowiek to wyłącznie surowiec, który jest przetwarzany przez państwo-maszynę pod kątem założonej przez państwo idei człowieka" (H. Kiereś, Trzy socjalizmy, Lublin 2002).

Nie pasujesz do socjalizmu, więc giń
Pierwotnym projektem utopijnego państwa w epoce nowożytnej było państwo francuskie z czasów XVIII-wiecznej rewolucji, zaprojektowane w dużej mierze jako idealistyczna wizja życia społecznego mająca prowadzić do wyzwolenia obywateli z dotychczasowego ucisku. Przy czym owo wyzwolenie miało mieć niemalże religijny, mesjanistyczny charakter. Socjalizmy funkcjonują w życiu publicznym jako coś w rodzaju quasi-religii, ze specyficzną teorią zbawienia. Organizacja państwa przypomina czasem starożytne teokracje starające się w sposób niewolniczy podporządkować całość życia człowieka. Jak pisze Kiereś: "Idea socjalizmu, w imię lansowanej utopii, rządzi i tumani trudną do rozpoznania, perfidną kombinacją nadziei i terroru; rozbudzanie nadziei należy do propagandy, a terror do cenzury i ludobójstwa. Ta nierozerwalna kombinacja, w której zgoda na terror jest warunkiem nadziei na osiągnięcie celu zaprojektowanego przez... utopię, powoduje, że ludobójstwo i cenzura znajdują moralne usprawiedliwienie oraz prawną sankcję (ochronę!), a jest to niezależne od tego, czy miejscem eksterminacji jest obóz koncentracyjny, szpital psychiatryczny czy też szpital, w którym na podstawie społecznego (demokratycznego) consensusu (konwencji) dokonuje się aborcji, eutanazji lub sterylizacji. Dla socjalisty zabicie człowieka nie pasującego do Idei Człowieka jest nie tylko obowiązkiem, ale również aktem najwyższego humanizmu". Terror zatem jest niejako z góry wpisany w projekt państwa utopijnego, gdyż można ze stuprocentową pewnością założyć, że ludzie nie będą pasować do socjalistycznych założeń. Konieczne staje się zatem "dopasowanie" ludzi do teorii (a nie odwrotnie). Socjaliści starali się poprzez totalitarne państwo ingerować we wszystkie sfery życia człowieka, od moralności począwszy (moralność socjalistyczna), a na sztuce kończąc (socrealizm). Tak było zarówno w państwie niemieckim, jak i sowieckim. Owo religijne wręcz podejście do ideologii kończyło się zwykle tworzeniem w całym systemie państwowym spersonalizowanego quasi-bóstwa. W Niemczech był nim Hitler, w Sowietach - Stalin, w Chinach - Mao itp. Oczywiście tak pojęta utopijna quasi-religia w sposób niezwykle ostry zwalczała tradycyjne religie, w szczególności chrześcijaństwo. Jak pisał przedwojenny jezuita polski ks. Jan Urban: "Głęboki sens walki między chrześcijaństwem, lub ściślej wyrażając się - katolicyzmem, a sztandarem czerwonym, w tym się zawiera, że socjalizm usiłuje być religią, że ma nawet pretensję do tego, by się stać jedyną religią przyszłości. (...) To nie paradoks: socjalizm jest religią mimo tylokrotnie powtarzanych zapewnień, że zagadnienia religijne są mu obce, on jest - powiedzmy - religią na wspak, religią odwróconą niby surdut do góry podszewką, religią bez Boga, materialistyczną, bądź co bądź jest jakąś religią".

Brunatny i czerwony terror
Podobieństwa między systemem hitlerowskim i stalinowskim stają się bardziej widoczne, im głębiej postępują badania nad oboma systemami. Co ciekawe, na systemie sowieckim wzorowało się wielu narodowych socjalistów. Dotyczy to nade wszystko metod działania. Sam Hitler mówił 18 września 1922 r.: "Marksiści uczą: jeżeli nie będziesz mi bratem, rozbiję ci łeb. Naszym hasłem musi być: jeżeli nie będziesz Niemcem, rozbiję ci łeb; jesteśmy bowiem przekonani, że nie zwyciężymy bez walki. Musimy walczyć za pomocą naszych idei, ale jeżeli zajdzie potrzeba, także pięściami" (Alan Bullock, Hitler - studium tyranii, przeł. T. Evert, Warszawa 1997). W innym miejscu Hitler, w dyskusji z radykalniejszym od siebie narodowym socjalistą Ottonem Strasserem, mówił: "Jestem socjalistą (...). Nie ma innych rewolucji prócz rewolucji rasowych; nie może być rewolucji politycznej, ekonomicznej lub socjalnej, zawsze jest to tylko walka niższej warstwy, gorszej rasy przeciwko panującej wyższej rasie i jeżeli ta wyższa rasa zapomni o swoim prawie do życia, to poniesie klęskę". W jego rozumieniu po zwycięstwie narodowego socjalizmu zapanować miało "porozumienie między różnojęzycznymi elementami jednej wspaniałej rządzącej rasy". Widać tu uderzające wręcz podobieństwo do pragnień bolszewików zmierzających do zintensyfikowania walki klas i ostatecznego zaprowadzenia w świecie społeczeństwa bezklasowego. Gdybyśmy zatem w usta Hitlera włożyli zamiast słowa "rasa" termin "klasa", jego tezy mógłby wygłosić nawet najbardziej zagorzały komunista.
Owa współpraca dwóch socjalizmów, niemieckiego i sowieckiego, jest nam dobrze znana z czasów traktatu Ribbentrop - Mołotow. Z jednej strony mordy w Katyniu i Miednoje oraz wywózki na Sybir, z drugiej Akcja AB i obozy koncentracyjne. Wszystko to zadziwia niebywałym okrucieństwem, a zarazem zaskakującym podobieństwem. Skala owych zbrodni znowu rodzi pytanie o przyczyny takiego zacietrzewienia. Doskonale uchwycił ten problem Richard Pipes, opisując terror w Rosji sowieckiej: "Mimo jego rozpaczliwych wysiłków w celu wyparcia się ojcostwa 'czerwony terror' był duchowym dzieckiem Lenina. Strażnikiem tego nie uznawanego potomstwa był Dzierżyński, założyciel i szef Czeki. W roku wybuchu rewolucji miał prawie 40 lat. Urodził się w pobliżu Wilna w patriotycznej polskiej rodzinie szlacheckiej, ale zerwał z religijną i narodową spuścizną rodziny i wstąpił do Socjaldemokratycznej Partii Litwy, poświęcając się agitatorskiej i organizatorskiej działalności zawodowego rewolucjonisty. Jedenaście lat spędził w carskich więzieniach i na katordze. Były to trudne lata, toteż pozostawiły w jego psychice nie zabliźnione rany; jednocześnie rozwinął w sobie niezłomną wolę połączoną z nienasyconą żądzą zemsty. Był zdolny do popełniania najstraszliwszych okrucieństw bez przyjemności, z poczucia idealistycznego obowiązku. Chudy i ascetyczny, z religijnym oddaniem wykonywał instrukcje Lenina; 'burżujów' i 'kontrrewolucjonistów' posyłał pod salwy plutonów egzekucyjnych (...)" (R. Pipes, Rewolucja rosyjska, Warszawa 1994). W hitlerowskich Niemczech również możemy znaleźć cały szereg "chudych i ascetycznych" fanatyków mordujących miliony niewinnych istot ludzkich. Owo "religijne oddanie" socjalistycznej utopii w sposób niezwykły motywowało tych zbrodniarzy.

Z nienawiści do chrześcijaństwa
Mało kto dziś zastanawia się nad symboliką używaną przez Niemców i bolszewików. Czerwona sowiecka flaga w swej barwie niczym nie różniła się od flagi narodowosocjalistycznych Niemiec. W obu krajach świętowano 1 maja. W obu kreowano tzw. model gospodarki planowej, sterowanej przez państwo (oczywiście w ZSRS na sposób o wiele bardziej radykalny). Moglibyśmy znaleźć dużo więcej takich podobieństw. Jednakże oponenci najczęściej posługują się argumentem, że hitlerowcy nie byli tak skrajnie antychrześcijańscy i odwoływali się do narodu, co miałoby ich sytuować po prawej stronie sceny politycznej. Pamiętajmy jednak, że ich koncepcja narodu była rasistowska, a więc stojąca w skrajnej sprzeczności do wizji chrześcijańskiej (naród jako wspólnota zbudowana na bazie kultury chrześcijańskiej). Nietzscheańska etyka, na którą się powoływali, również odrzucała zasady Dekalogu. Prześladowanie Kościoła miało mniejszy zasięg tylko z powodów taktycznych oraz ze względu na fakt, że hitlerowcy rządzili krócej niż bolszewicy. Jeszcze w czasie II wojny światowej Hitler mówił: "Zło, które przeżera nasze siły, to księża obu wyznań. W tej chwili nie mogę ich tak potraktować, jak na to zasługują, ale... to wszystko jest zapisane w mojej księdze. Przyjdzie czas, kiedy się z nimi porachuję... Jeszcze o mnie usłyszą. Nie będę brał przykładu z żadnych sądów". I w innym miejscu również w czasie wojny: "Dogmat chrześcijaństwa ustępuje przed rozwojem nauki... Mity powoli się wykruszają. Pozostaje tylko stwierdzić, że natura nie zna granicy między organicznym i nieorganicznym. Kiedy znajomość wszechświata się rozpowszechniła, kiedy większość ludzkości już wie, że gwiazdy nie są źródłem świata, lecz światami, może zamieszkanymi tak jak nasz, wtedy doktryna chrześcijaństwa staje się absurdem... Człowiek, który żyje w łączności z naturą, musi się znaleźć w opozycji do Kościoła i dlatego Kościół zmierza ku upadkowi - bo nauka musi zwyciężyć". Owo postpozytywistyczne głoszenie triumfu "nauki" nad wiarą wiele mówi o stosunku narodowych socjalistów do chrześcijaństwa.
Podsumowując, należy jednoznacznie stwierdzić, że w XX wieku przeżyliśmy dominację dwóch nieludzkich, zbrodniczych socjalizmów, które starały się wprowadzić w życie utopijne założenia życia społecznego. Triumf owych utopii oznaczał olbrzymie prześladowanie chrześcijaństwa i zbrodnie określane mianem ludobójstwa. Powraca tylko pytanie, dlaczego tak skutecznie udaje się dziś współczesnym europejskim socjalistom wprowadzić zamęt pojęciowy, który tak mocno zaciemnia nasze rozumienie współczesnej historii i współczesnej polityki."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Nie Sty 10, 2010 12:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=19818

Próba ubezwłasnowolnienia IPN
prof. Mieczysław Ryba (2010-01-0Cool

Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/01/2010.01.08.akt01.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.01.08.akt01&d=2010-01-08
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Sty 18, 2010 8:00 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=19953

Wybory na Ukrainie
prof. dr hab. Mieczysław Ryba (2010-01-1Cool

Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/01/2010.01.18.akt02.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.01.18.akt02&d=2010-01-18
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Pon Lut 08, 2010 9:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=20236

Wybory na Ukrainie
prof. dr hab. Mieczysław Ryba (2010-02-0Cool

Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/02/2010.02.08.akt03.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.02.08.akt03&d=2010-02-08
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Sro Mar 10, 2010 3:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100310&typ=my&id=my21.txt

NASZ DZIENNIK Środa, 10 marca 2010, Nr 58 (3684)

"Kampania prezydencka - walka o przyszłość sceny politycznej w Polsce
Tusk chciałby zwycięstwa Kaczyńskiego?


Prof. Mieczysław Ryba

Rezygnacja Donalda Tuska z kandydowania na urząd prezydenta w opinii niektórych komentatorów podjęta została na skutek decyzji zewnętrznych. Pisząc o wpływach "zewnętrznych", można oczywiście mieć na myśli zarówno pozapartyjne (tajne?) struktury wewnątrz kraju, jak i zachodnie ośrodki decyzyjne. Jak podawały media, dużą rolę w owym "procesie decyzyjnym" odegrała Angela Merkel namawiająca Tuska do rezygnacji. Jeśli w tej sprawie wypowiadała się znana w Europie kanclerz Republiki Federalnej, to co dopiero mówić o kręgach nieformalnych nastawionych na reżyserowanie polityki europejskiej.

Korzyści polityczne z powyższej decyzji premiera dla reżyserów polskiej sceny politycznej są aż nadto oczywiste. Kandydowanie Tuska rozpętałoby długotrwałą wojnę domową w Platformie, zważywszy na fakt, że w ugrupowaniu tym nie ma naturalnego lidera, który mógłby przejąć taką funkcję po Tusku. Rozpad Platformy groziłby destabilizacją ogromnej części sceny politycznej, zatem decyzja o rezygnacji premiera z ubiegania się o urząd prezydenta RP ma - w przekonaniu niektórych - stabilizować scenę polityczną. Powstaje jednak pytanie, dlaczego Tusk nie wyznaczył wprost swego następcy jako kandydata PO w wyborach prezydenckich.
Wszak musiał sobie zdawać sprawę, że prawybory w PO doprowadzą do bardzo zaciętej walki frakcyjnej. Walkę tę możemy obserwować, przypatrując się chociażby działaniom Janusza Palikota, który popierając Bronisława Komorowskiego, najpierw zaatakował żonę Radosława Sikorskiego, a następnie uderzył w PiS-owskie korzenie ministra spraw zagranicznych. Musimy pamiętać, że ewentualne zwycięstwo kandydata PO w wyborach prezydenckich byłoby wielkim problemem dla Donalda Tuska. Taki nowy prezydent z PO mógłby w sensie PR-owskim bardzo szybko zdetronizować premiera. Z biegiem czasu przy umiejętnym wykorzystaniu urzędu prezydenckiego nowy prezydent mógłby zorganizować wokół siebie dużą grupę frakcyjną. Zresztą tego typu grupy już powstały - mowa tu o środowisku o bardziej konserwatywnym profilu skupionym wokół Radosława Sikorskiego i środowisku o profilu lewicowo-liberalnym wokół Bronisława Komorowskiego. Przyszły prezydent bardzo szybko zaszczyciłby awansami swoich stronników. Jego popularność zaś to też realna sposobność do tworzenia nowej formacji politycznej. Nie ulega zatem wątpliwości, że zwycięstwo Komorowskiego lub Sikorskiego w wyborach prezydenckich jest dla Tuska niebezpieczne. Można by nawet zaryzykować tezę, że dla premiera o wiele łatwiejsza do strawienia byłaby porażka kandydata PO w jesiennych wyborach.
Spójrzmy na sytuację w PiS. Wszyscy zdają sobie sprawę, że duża porażka Lecha Kaczyńskiego w jesiennych wyborach musiałaby doprowadzić do destabilizacji w partii. Uruchomiony zostałby proces walk frakcyjnych, a zarazem powstawania stronnictw alternatywnych względem PiS. Do tej pory władze tej partii wykazywały daleko posuniętą skuteczność w blokowaniu powstania prawicowej alternatywy dla Prawa i Sprawiedliwości. Sytuacja ta w jakimś stopniu była korzystna również dla PO. Czy zatem można zaryzykować stwierdzenie, że rezygnacja Tuska z kandydowania miała na celu otwarcie drogi do reelekcji Lecha Kaczyńskiego? Scenariusz taki wydaje się możliwy. Reelekcja Kaczyńskiego nie tworzy Tuskowi realnej konkurencji wewnątrz PO. Do tej pory dobrze sobie radził z konkurencją PiS. Dzięki skutecznemu PR-owi Platformie udało się realnie osłabić PiS i w świadomości społecznej wypracować przekonanie, że rządy Kaczyńskich łączą się z jakimś bliżej nieokreślonym radykalizmem (fanatyzmem). Tymczasem reelekcja Lecha Kaczyńskiego zapewniłaby również umocnienie pozycji Jarosława Kaczyńskiego wewnątrz PiS, a jest to dla Tuska przeciwnik rozpoznany, nad którym odnosi on PR-owskie zwycięstwa. Tusk mógłby zatem liczyć, że zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego nie przyniesie analogicznego zwycięstwa PiS w wyborach parlamentarnych. Wszyscy w Platformie są dziś przekonani (ale czy słusznie?), że PiS pod obecnymi rządami jest dla PO opozycją najwygodniejszą z możliwych. Spełniłoby się zatem marzenie Tuska na dalsze sprawowanie urzędu premiera w przyszłej kadencji, być może samodzielne rządy bez koalicjanta (po połknięciu PSL) i możliwość skutecznego kandydowania na urząd prezydenta za pięć czy dziesięć lat. Scenariusz to tyleż misterny, co być może utopijny, ale jeśli Tusk rzeczywiście dzisiaj został zmuszony do rezygnacji z kandydowania, to z pewnością kreśli sobie jakąś wizję politycznej przyszłości. Między bajki należy włożyć twierdzenia, że zależy mu na realnym rządzeniu, a nie na splendorze, który niesie prezydentura w Polsce. Kandydując na ten urząd chociażby przed pięciu laty, dał dowody czegoś wręcz przeciwnego.
Możemy zatem śmiało powiedzieć, że jesienne zmagania o prezydenturę są nade wszystko walką o kształt sceny politycznej w Polsce. Stabilizację tej sceny może zapewnić tylko reelekcja Lecha Kaczyńskiego. Zwycięstwo kandydata PO (zwłaszcza przygniatające) musiałoby doprowadzić do walki wewnętrznej w tej partii i osłabienia pozycji Donalda Tuska. Porażka Lecha Kaczyńskiego musiałaby generować rozłamy wewnątrz PiS. Pojawiłaby się poważna szansa na wykreowanie nowych ugrupowań politycznych. A taką szansę dają prawicowe kandydatury alternatywne dla Lecha Kaczyńskiego. Już dziś swoją kandydaturę zgłosił Marek Jurek; nie wiadomo, czy nie pojawią się też inni kandydaci. Wynik jesiennych wyborów da nam zatem zasadniczą odpowiedź na pytanie o przyszłość sceny politycznej w Polsce. "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Nie Mar 14, 2010 7:30 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=20652

Konferencja NATO w Warszawie
prof. dr hab. Mieczysław Ryba (2010-03-12)

Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/03/2010.03.12.akt03.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.03.12.akt03&d=2010-03-12
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Nie Mar 14, 2010 7:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=20665

Kandydaci na prezydenta RP
prof. dr hab. Mieczysław Ryba (2010-03-13)

Aktualności dnia

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/03/2010.03.13.akt03.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.03.13.akt03&d=2010-03-13
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Mar 16, 2010 4:26 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Co do tekstu "Tusk chciałby zwycięstwa Kaczyńskiego?" to wiele z postawionych tam tez wydaje się trafnych, ale jest jeden problem. Jak mianowicie wytłumaczyć PO i jej fanom, fakt wygrania wyborów prazydenckich przez kogoś spoza ich ukochanej partii, a już całkiem nie do pomyślenia jest by wybory takie wygrała osoba związana z PiS. Problem więc mają niebagatelny.
A wspomnijmy sobie jak to niedawno jeszcze grzmiano z przychylnych PO tub o tym, jaki ogromny problem wygenerowała PO PiSowi wraz z wycofaniem się D.Tuska z kandydowania. Czy to nie 'złapał kozak tatarzyna'?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Mar 23, 2010 6:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=20767

Europa i świat po Lizbonie cz. I
prof. dr hab. Mieczysław Ryba (2010-03-21)

Rozmowy niedokończone

słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/03/2010.03.21.rn22.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.03.21.rn22&d=2010-03-21
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Mar 23, 2010 6:43 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=20768

Europa i świat po Lizbonie cz. II
prof. dr hab. Mieczysław Ryba (2010-03-21)

Rozmowy niedokończone


słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/03/2010.03.21.rn24.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.03.21.rn24&d=2010-03-21
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Mar 23, 2010 2:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100320&typ=my&id=my21.txt

NASZ DZIENNIK Sobota-Niedziela, 20-21 marca 2010, Nr 67 (3693)

"Kto destabilizuje Bliski Wschód?


Prof. Mieczysław Ryba

Wielu z nas nurtują pytania dotyczące polityki bliskowschodniej Stanów Zjednoczonych. Od dłuższego czasu Bliski Wschód jest jednym z najbardziej zapalnych regionów świata, w którym stale mamy do czynienia z militarnym zaangażowaniem USA.

Amerykańska obecność w Iraku i Afganistanie przeciąga się, a liczni obserwatorzy uważają, że może ona jeszcze potrwać długie lata. Nasuwa się zatem pytanie: co jest celem tej polityki i tej obecności? Niektórzy, odpowiadając na nie, wskazują, że celem jest po prostu ostateczne pokonanie na niwie militarnej fundamentalistycznych wrogów Ameryki w tym regionie. A że jest to ważny region - o tym wie każdy. Wszak znajdują się tam olbrzymie zasoby ropy naftowej i gazu. Jednakże wszyscy zdajemy sobie chyba sprawę z tego, że wygranie wojny przez USA w Afganistanie czy w Iraku jest po prostu iluzoryczne. Poniesione koszty bowiem nie przekładają się już na efekt końcowy tych akcji militarnych. Region jest wciąż skrajnie zdestabilizowany. Ale być może tu właśnie kryje się odpowiedź na dręczące nas pytanie.

Celem nie jest wygranie wojny - w Iraku czy Afganistanie
Ameryce wszak może nie chodzić o stabilizację tego obszaru, lecz właśnie o jego destabilizację. Być może taki właśnie jest cel tej wojny? Amerykański politolog George Friedman w swojej dość fantazyjnej książce "Następne 100 lat" (Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek, przeł. Maciej Antosiewicz, wyd. Andrzej Findeisen AMF Plus Group Sp. z o.o., Warszawa 2009) postawił jedną bardzo ważną tezę. Czytamy tam: "Stany chciały zapobiec stabilizacji na obszarach, gdzie mogła się wyłonić inna potęga. Ich celem nie była więc stabilizacja, lecz destabilizacja. I to tłumaczy sposób, w jaki zareagowały na islamskie trzęsienie ziemi - nie chciały dopuścić do powstania wielkiego, potężnego państwa islamskiego. Odkładając na bok retorykę, stwierdźmy: Stany Zjednoczone nie są zainteresowane pokojem w Eurazji. Nie są zainteresowane wygraniem wojny. Podobnie jak to było w Wietnamie czy w Korei, celem tych konfliktów jest po prostu powstrzymanie innej potęgi lub destabilizacja regionu, a nie zaprowadzenie porządku. W odpowiednim czasie nawet zdecydowana amerykańska klęska jest do zaakceptowania. (...) Będą nowe interwencje w nieprzewidzianych miejscach i w nieoczekiwanych momentach. Amerykańskie działania będą się wydawały irracjonalne i rzeczywiście takie by były, gdyby cel podstawowy polegał na ustabilizowaniu Bałkanów czy Bliskiego Wschodu. Ale ponieważ podstawowym celem pozostanie najprawdopodobniej destabilizacja Serbii lub al Kaidy, interwencje będą całkowicie racjonalne. Na pozór nigdy nie doprowadzą do czegoś zbliżonego do 'rozwiązania' i zawsze będą dokonywane siłami niewystarczającymi, by mogły się okazać decydujące" (s. 61-62).

...ale zdestabilizowanie Bliskiego Wschodu
Zatem przy wykorzystaniu zasady użycia minimalnej siły Amerykanie mieliby prowokować wojny w regionie po to, aby go nieustannie destabilizować. Największym bowiem problemem dla USA byłoby powstanie jednego wielkiego mocarstwa w tej przestrzeni, mocarstwa, które zdobyłoby panowanie nad olbrzymimi złożami surowców energetycznych, co z kolei czyniłoby takie nowe mocarstwo ważnym graczem w przestrzeni globalnej. Prowadzić wojny w celu destabilizacji państw i regionów - to niezwykle przewrotna, ale dość realna wizja polityki amerykańskiej ostatnich lat. Po wyeliminowaniu Iraku ważnym terenem zmagań staje się Iran. Ponieważ Iranu nie zamieszkują Arabowie, państwo to może odwoływać się bardziej do tradycji imperialnych starożytnej Persji niż do tradycji podbojów arabskich. Wykorzystanie animozji, jakie się pojawiają na tym tle, jest z pewnością ważne w strategicznej grze Ameryki.
Przykładem destabilizacyjnej polityki USA mogą być działania podejmowane wobec Izraela. Tysiąc razy słyszeliśmy nawoływania administracji waszyngtońskiej do zaprowadzenia pokoju w tym państwie. Tysiąc razy podejmowano rozmowy pokojowe i inicjatywy powołania do życia państwa palestyńskiego. I tysiąc razy nic z tego nie wyszło. Amerykanie tak chętnie atakujący Saddama Husajna przed kilku laty czy afgańskich talibów w żaden sposób nie kwapią się, aby interweniować w Izraelu w celu zaprowadzenia porządku. Wręcz przeciwnie - cała polityka kończy się na deklaracjach. Ostatnio np. sekretarz stanu Hillary Clinton w swojej wypowiedzi złagodziła wcześniejsze stanowisko mocno krytykujące Izrael za rozbudowę osiedli żydowskich w zachodniej, tradycyjnie arabskiej strefie Jerozolimy. Najpierw rządowi w Tel Awiwie pogrożono, by następnego dnia zapewnić Izrael o strategicznym wsparciu ze strony USA. W zdestabilizowanej sytuacji nad polityką panuje zdecydowanie Tel Awiw, wspierany potężnym zastrzykiem pieniędzy amerykańskich.
Owa destabilizacja regionu pogłębia się również ze względu na różnice w rozwoju sytuacji politycznej w dwóch oddzielonych od siebie regionach palestyńskich. Na Zachodnim Brzegu Jordanu rządy sprawuje popierany przez Zachód Fatah prezydenta Abbasa. W Strefie Gazy do władzy doszedł uznawany za organizację terrorystyczną Hamas. Oba te ugrupowania palestyńskie prowadzą ze sobą regularną propagandową i polityczną wojnę, ostatecznie bardzo korzystną dla Izraela, a być może także dla USA. Amerykanie mogą bowiem w ten sposób zbudować sobie kolejne alibi do nicnierobienia w tym regionie. Zatem względne poparcie Zachodu dla Fatahu służy temu, by nie doszło do wspólnej akcji Palestyńczyków z obu stref, akcji nakierowanej na realne zbudowanie państwa palestyńskiego. Brak takiego państwa może być uzasadniany tym, że Palestyńczycy sami ze sobą nie mogą się dogadać. W takim widzeniu spraw rządy Hamasu w Strefie Gazy mogą być po prostu Izraelowi i Ameryce na rękę. Ważne jest bowiem to, że wśród Palestyńczyków trwa walka wewnętrzna.

By nie powstało żadne bliskowschodnie mocarstwo
Czy zatem możliwe jest uporządkowanie sytuacji na Bliskim Wschodzie, w tym sytuacji w Palestynie? Klucz do odpowiedzi na to pytanie leży po stronie Waszyngtonu. Z doświadczeń kilkudziesięciu już lat zaangażowania USA w tym regionie takiej nadziei raczej mieć nie można. Amerykanie konsekwentnie stosują tutaj zasadę dziel i rządź i robią wręcz wszystko, by nie dopuścić do zbudowania silnego mocarstwa w tym obszarze świata. Stabilizacja regionu mogłaby zaś sprzyjać pojawieniu się takiego mocarstwa. Amerykańska, pozornie schizofreniczna polityka wobec Izraela, również wpisuje się w kontekst destabilizowania Bliskiego Wschodu. Taka polityka jest też dobrze widziana w Tel Awiwie, który otoczony jest krajami arabskimi, bardzo jednoznacznie sprzeciwiającymi się polityce Izraela i USA. "
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Witja
Weteran Forum


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 5319

PostWysłany: Wto Kwi 06, 2010 5:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=20962

Przed rocznicą zbrodni katyńskiej
prof. dr hab. Mieczysław Ryba (2010-04-06)

Aktualności dnia


słuchaj
zapisz

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/04/2010.04.06.akt03.mp3
http://www.radiomaryja.pl/download.php?file=2010.04.06.akt03&d=2010-04-06
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum