Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

książka A. Golicyna >Nowe kłamstwa w miejsce starych<
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mirosław Dakowski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Maj 2007
Posty: 216

PostWysłany: Nie Lut 03, 2008 4:23 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wróćmy do Golicyna: wiadomość z SKW:

ponad 1000 gnije w piwnicy. A
szkoda bo zrobiona za publiczne pieniądze, dla wszystkich chętnych,
którzy by chcieli ja dostac. Zdaje sie, ze GR + mocodawcy chc± - po
prostu - zamilczeć t± pozycję. Intelektualistami - w żadnym wypadku -
nie sa, a ksiazke uwazaja nie tylko za niebezpieczna dla Rosji, ale i -
co widac - dla siebie (sic!)

Towarzysze, pomóżcie Grzesiowi: piszcie do niego, lub zostawiajcie pisma na bramce: niech daje Golicyna!!
Tu nie wystarczy narzekać: ruszyć tyłek - i mieć podkładkę swego pisma. Te euro-tchórze boją się "podkładek"!

_________________
Miros?aw
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Czw Lut 07, 2008 10:58 am    Temat postu: Jest miarodajne potwierdzenie istnienia nakładu książki Odpowiedz z cytatem

Jest miarodajne potwierdzenie istnienia nakładu książki

Andrzej Werter napisał:
Niestety, przed kilkunastoma minutami byłem na Oczki 1, w siedzibie SKW, nikt o książce nic nie wiedział. To chyba jakaś fałszywka.



Bondaryk bierze wszystko. Wywiad z Antonim Macierewiczem

(fragment)

[...] postanowiono zniszczyć nakład wydanej przeze mnie na użytek SKW i Komisji Weryfikacyjnej książki Anatolija Golicyna "Nowe kłamstwa w miejsce starych", najlepszej książki o rosyjskiej dezinformacji.

"Nasz Dziennik", nr 31(3048) z 6 lutego 2008 r., str. 11, zob. w internecie:

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20080206&id=my11.txt


_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]


Ostatnio zmieniony przez Konrad Turzyński dnia Sob Lut 09, 2008 2:09 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Czw Lut 07, 2008 9:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wywiad z Christoherem Andrew - współautorem książki o KGB. http://atplatoon.w.interia.pl/chrisandrewint.html

Kontrwywiad brytyjski nieraz decydował o losach świata. Niestety, dziś nie jest przygotowany do walki z globalnym terroryzmem - mówi C. Andrew.

Brytyjski kontrwywiad MI-5 istnieje od 1909 roku. Co można zaliczyć do największych sukcesów w jego niemal stuletniej historii?

Christopher Andrew: Największe sukcesy nasze służby kontrwywiadowcze odnotowały w latach II wojny światowej. Zostali zatrzymani wszyscy agenci niemieckiego wywiadu w Wielkiej Brytanii, z wyjątkiem jednego, który popełnił samobójstwo. Ponadto stworzono system dezinformacji, najlepszy w historii prowadzenia wojen. Desant w Normandii mógł się udać tylko pod warunkiem, że Niemcy dadzą wiarę doniesieniom, że do operacji dojdzie w innym miejscu, w rejonie Calais. Przekonanie Niemców o tym było właśnie zadaniem MI-5.

Do największych porażek zaliczyłbym natomiast Cambridge. To jedyny na świecie uniwersytet, który w latach zimnej wojny przygotowywał kadry dla obu zwalczających się stron. To, że Związek Radziecki miał dzięki absolwentom Cambridge dostęp do brytyjskiej dyplomacji i wywiadu, uważam za naszą wielką porażkę.

Jak do tego doszło?

Przede wszystkim MI-5 ewidentnie dopuściła się zaniedbań w prowadzeniu działań operacyjnych. Po drugie brytyjskie służby były naówczas niedofinansowane przez rząd. Po trzecie nasze służby dyplomatyczne, kierując się względami etycznymi, począwszy od czerwca 1941 r. doprowadziły do zaniechania działań kontrwywiadowczych w odniesieniu do ambasady ZSRR jako kraju sojuszniczego, choć w odniesieniu do ambasad wielu krajów neutralnych takie działania prowadzono.

Rosjanie nie uwierzyli w taką naiwną otwartość ze strony Wielkiej Brytanii. Kiedy Kim Philby (absolwent Cambridge, zwerbowany do współpracy przez wywiad radziecki w 1933 roku – przyp. FORUM) poinformował Moskwę o zaniechaniu działań operacyjnych wobec Ambasady Radzieckiej w Londynie, któryś z jego moskiewskich zwierzchników na doniesieniu napisał: „Agent łże jak najęty”. Gdyby nie zawieszenie działalności operacyjnej wobec ZSRR, kontrwywiad brytyjski mógłby zapewne pracować bardziej skutecznie.

Kto zatem był górą w rywalizacji radzieckiego wywiadu i brytyjskiego kontrwywiadu?

Agenci KGB mieli swoje sukcesy w Wielkiej Brytanii, w głównej mierze dzięki znacznie większym zasobom ludzkim. Na początku lat 70. XX w. z Londynu wydalono ponad stu współpracowników KGB. To oznaczało tylko jedno: tych, którzy pozostali na miejscu, było tak wielu, że radziecki wywiad nadal mógł sprawować kontrolę nad brytyjskim kontrwywiadem.

Współpracował pan z byłymi oficerami KGB, napisaliście razem książki o radzieckich służbach specjalnych. Co pan może powiedzieć o Olegu Gordijewskim i Wasiliju Mitrochinie?

Jeżeli chodzi o Gordijewskiego, to błyskawicznie udało nam się nawiązać kontakt, nawet się zaprzyjaźniliśmy. Jego osobista tragedia polegała na tym, że o swojej ucieczce z Moskwy latem 1985 r. nie mógł zawczasu poinformować żony i dzieci. Został przeprawiony przez fińską granicę w bagażniku samochodu należącego do brytyjskiego wywiadu MI-6. Był bodaj jedynym agentem, któremu udało się uciec na Zachód, chociaż stale obserwowali go funkcjonariusze KGB.

Teraz Gordijewski miewa się znakomicie. Ma niejako dwie tożsamości, jest obywatelem Wielkiej Brytanii i jednocześnie Rosjaninem. Urządził dom w tradycyjny brytyjski sposób, chlubi się swoim pięknym ogrodem. Z Danii, gdzie mieszkał przez kilka lat, sprowadził meble i serwisy. Jednocześnie zachowuje głębokie przywiązanie do kultury rosyjskiej.

Mitrochin, który zmarł w tym roku, był odludkiem. Zapewne ta cecha pomogła mu dokonać tego, czego dokonał (Mitrochin kopiował tajne dokumenty radzieckiego wywiadu i gromadził je w skrytce pod podłogą swojej daczy – przyp. FORUM). Po raz pierwszy zetknął się z Zachodem, kiedy miał już prawie 70 lat. Został nielegalnie wywieziony z Rosji przez jeden z krajów bałtyckich w 1992 roku.

Kiedy spotkaliśmy się zaraz po jego przybyciu do Wielkiej Brytanii, zdumiało mnie to, że niektóre aspekty życia w naszym kraju zna doskonale, natomiast nie ma żadnego pojęcia o innych. Często mnie zaskakiwał. Mieszkając w Wielkiej Brytanii, wiele podróżował, miał zniżkę na kolei. Spacerowaliśmy po parku w Cambridge. To było jeszcze przed ukazaniem się książki o jego słynnym dziś archiwum, wówczas nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, kto jest moim gościem.

Ilekroć na ulicy czy w parkowej alejce spotykaliśmy kogoś z moich znajomych, gorączkowo myślałem, jak przedstawić Mitrochina. Tymczasem on sam wybawiał mnie z kłopotu. Miał niesamowitą umiejętność trzymania się w cieniu. Kiedy zauważał, że zbliża się ktoś znajomy, z kim mam się przywitać, pozostawał kilka kroków z tyłu. Lubił proste życie, mieszkał w podmiejskim domku, trochę polował, chodził na ryby, zajmował się ogrodem. Sam gotował. Jego specjalnością była solanka. Doskonale się trzymał. Wiadomość o jego śmierci była dla mnie kompletnym zaskoczeniem.

Na co umarł?

Miał 82 lata. Zmarł śmiercią naturalną. Wywiad brytyjski nie zajmuje się dziś zabójstwami.

Ależ nie mieliśmy tego na myśli...

A jeżeli chodzi o metodykę zabójstw praktykowanych przez KGB, to przeszła ona istotną ewolucję. Od początku lat 60. zabójstwa stosowano już tylko jako wyjątek, a nie ogólną zasadę. Przedtem likwidacja wrogów poza granicami ZSRR była częścią radzieckiej polityki. Likwidacji podlegali między innymi zdrajcy. Później, a świadczą o tym dokumenty z archiwum Mitrochina, sprawy likwidacji „pieriebieżczików” były jedynie omawiane na ważnych gremiach. Omawiano je zresztą tak długo, że w rezultacie nie podejmowano żadnych wiążących decyzji o wykonaniu wyroku. Zawsze zresztą zabójstwo było ostatecznością – jeśli KGB i GRU (wywiad wojskowy – przyp. FORUM) nie widziały innego wyjścia.

Weźmy zabójstwo Bułgara Georgi Markowa w Londynie w 1978 roku. Uważam, że gdyby decyzja zależała wyłącznie od KGB, to Markow nie zostałby zamordowany. Ale w grę wchodziły naciski ze strony bułgarskiej. To był swego rodzaju rewanż KGB w zamian za nieocenione usługi bułgarskich kolegów. A tutaj, w Cambridge, nie czuję żadnego zagrożenia ze strony rosyjskich i brytyjskich służb specjalnych. Natomiast nie mam takiej pewności co do Al-Kaidy.

Jakie były przyczyny przejścia Gordijewskiego i Mitrochina na stronę Zachodu?

Chociaż obaj pracowali w KGB, należeli do kategorii dysydentów. Do tej kategorii zaliczyłbym też Władimira Bukowskiego, który zresztą mieszka dziś tutaj, w Cambridge. Brytyjczykom trudno ich zrozumieć. Bo też trudno zrozumieć, jak można było iść na podobne ofiary dla, zdawałoby się, tak beznadziejnego celu. Liczyć na to, że w pojedynkę dokona się wielkich zmian – to był heroizm.

Sądzę, że dla ich pokolenia punktem zwrotnym była inwazja na Czechosłowację latem 1968 roku. Przedtem ci ideowcy mieli nadzieję, że odwilż i destalinizacja będą trwać i doprowadzą do powstania socjalizmu z ludzkim obliczem. Tymczasem socjalizm pokazał inną twarz: czołgi wojsk Układu Warszawskiego na ulicach Pragi.

Zapewne Gordijewski, Bukowski i im podobni, a także – a właściwie przede wszystkim – Andriej Sacharow (wybitny fizyk, współtwórca radzieckiej bomby wodorowej, po 1968 r. dysydent, obrońca praw człowieka – przyp. FORUM), Aleksander Sołżenicyn i inni stwierdzili, że ten system po prostu nie może się zmienić, jest niereformowalny. Z rozmów z Gordijewskim wiem, że to właśnie te okoliczności skłoniły go do podjęcia współpracy z Zachodem.

Mitrochin to zupełnie inna osobowość, toteż wybrał inną metodę walki, ale też dokładnie w tym samym momencie – po inwazji na Czechosłowację. Zdecydował się podjąć działalność mającą na celu rozkład KGB od środka.

A co sprawiało, że ludzie z Zachodu decydowali się pracować na rzecz ZSRR?

FBI – którego nie uważam wprawdzie za cytadelę mądrości, ale które czasami miewa dobre pomysły – wprowadziło swego czasu do obiegu skrót MICE. To główne motywy, które powodują, że ktoś decyduje się na podjęcie współpracy z wywiadem: money, ideology, compromise, ego (pieniądze, ideologia, szantaż, osobiste ambicje). To oczywiście tylko pojęcia ogólne. Spreparowanie sytuacji kompromitującej, zwłaszcza w sferze seksualnej, jest dosyć prostym zabiegiem, natomiast uzależnianie finansowe jest operacją wymagającą czasu i nakładów. Motywacja ludzi Zachodu, którzy w latach zimnej wojny pracowali na rzecz radzieckiego wywiadu, dotyczyła głównie „I” oraz „M”.

Philby i inni członkowie „wielkiej piątki” z Cambridge uwierzyli w mityczny obraz ZSRR, pierwszego państwa robotników i chłopów, w którym nie ma ani śladu brytyjskiego snobizmu i podziału na klasy – państwa, które daje nieograniczone możliwości rozwoju jednostki. Kiedy szlachetni idealiści cokolwiek przejrzeli na oczy, czynnik „I” ustąpił miejsca czynnikowi „M”. Stopniowo do głosu zaczął dochodzić też czynnik „E”.

Absolwenci Cambridge, którzy zostali zwerbowani przez ZSRR, w latach studenckich byli nie tylko idealistami, ale także ambitnymi intelektualistami i to ambitnymi ponadprzeciętnie. We wstępie do swoich pamiętników Philby napisał, że przez 30 lat był oficerem radzieckiego wywiadu, choć doskonale wiedział, że to kłamstwo. Niemniej ambicja nie pozwalała mu – nawet po wielu latach – przyznać, że był tylko zwykłym, szeregowym współpracownikiem.

Opowiadał zachodnim dziennikarzom, że kiedy zaczął pracować dla ZSRR w 1963 roku, otrzymał stopień pułkownika KGB, a potem dostał nawet awans na generała. Tymczasem życie było o wiele bardziej prozaiczne: Philby był tylko zwyczajnym agentem noszącym pseudonim Tom. Nikim więcej. A mimo to do końca życia sądził, że dzięki swojej współpracy z KGB należy do jakiejś elity.

Jeżeli natomiast idzie o późniejsze radzieckie werbunki, to głównym motywem podejmowania współpracy były pieniądze. Również wzmacniane nadmiernymi ambicjami osobistymi. Weźmy przykład Aldricha Amesa (pracownika CIA, który był agentem Moskwy – przyp. FORUM). Ames uważał się za nadzwyczajnie zdolnego funkcjonariusza, którego zwierzchnicy krzywdzą, awansując jego młodszych kolegów, a jego pomijając.

Utwierdzał się w przekonaniu, że dzięki pracy na rzecz Rosji i tak ma większy wpływ na rzeczywistość niż wszyscy jego koledzy razem wzięci, co więcej – zza kulis manipuluje nimi i kontroluje ważne sprawy. Z kolei inny ujawniony współpracownik rosyjskiego wywiadu, funkcjonariusz FBI Robert Hanssen, też był nieustannie karmiony przez rosyjskich oficerów prowadzących komplementami o niezwykłej wadze przekazywanych przez niego informacji. A to niewątpliwie na równi z otrzymywanym wynagrodzeniem zaspokajało jego wygórowane ambicje.

Po zakończeniu zimnej wojny brytyjskie służby specjalne zapewne odczuły ulgę.

Wręcz przeciwnie. Właśnie wtedy nastąpiła znaczna aktywizacja działań IRA na terytorium Wielkiej Brytanii. W 1984 r. bojownicy IRA byli bliscy zabicia premier Margaret Thatcher. W połowie lat 90. wysadzili kilka budynków użyteczności publicznej w Londynie, straty wyniosły miliony funtów. Zamachy miały skłonić wielkie banki do opuszczenia miasta. Nasze służby musiały błyskawicznie zmienić kierunki głównej działalności.

A potem nastała epoka walki z międzynarodowym terroryzmem...

11 września 2001 roku unaocznił wielu ekspertom, że nie są odpowiednio przygotowani, by stawić czoło temu zjawisku. Przecież dotychczas zajmowali się terrorystami, którzy bardziej byli zainteresowani nagłośnieniem zamachów niż liczbą ofiar.

Muszę zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Otóż politycy są stuprocentowo przekonani, że w doświadczeniu minionych pokoleń nie ma nic, co mogłoby się przydać w teraźniejszości lub przyszłości. Tymczasem, jak powiedział mi na jednej z konferencji międzynarodowych laureat Nagrody Nobla Eli Wiezel, głównym zagrożeniem w wieku XXI będzie to samo, co było głównym zagrożeniem w ubiegłym stuleciu: fanatyzm, który doszedł do władzy. Dzisiaj na szczęście nie ma ani Hitlera, ani Stalina, ani Mao Zedonga. Ale niszcząca siła fanatyzmu wzrosła ostatnio niepomiernie.

Pozostaje kwestią czasu, kiedy fanatyczni terroryści wejdą w posiadanie broni masowego rażenia. Jako historyk chciałbym podkreślić, że wszyscy ekstremiści – czy to Al-Kaida, czy IRA, czy bolszewicy – tłumaczyli swoje działania, powołując się na przeszłość i odwołując się do przeszłości. Dlatego obiektywne studia nad historią są tak ważne. Tylko w ten sposób można przeciwstawić się ideo-logii ekstremizmu. W latach pierestrojki w ZSRR zaczęto otwierać archiwa i ujawniać sfery tabu – to był akt walki z upiorami przeszłości.

Czy jest pan przekonany, że zimna wojna między Wschodem i Zachodem ostatecznie się zakończyła?

Oczywiście. Dzisiaj pomiędzy nami panuje tylko normalna rywalizacja i podejrzliwość. Ale to dotyczy także stosunków pomiędzy poszczególnymi państwami Zachodu.

Czy brytyjska młodzież garnie się dzisiaj do pracy w służbach specjalnych?

To nadal w naszym kraju bardzo popularny zawód. Kandydatów do pracy w szeregach wywiadu mamy stale bardzo wielu.

Christopher M. Andrew (ur. w 1941 r.), historyk brytyjski, wykładał m.in. w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii. Od 1980 r. współpracuje z BBC. Jest dziekanem wydziału historii uniwersytetu w Cambridge, członkiem Królewskiego Towarzystwa Historycznego. Autor i współautor wielu książek z zakresu historii wywiadu, m.in. „Archiwum Mitrochina” (z Wasilijem Mitrochinem), „Tylko dla oczu prezydenta”, „KGB – historia operacji wywiadu zagranicznego od Lenina do Gorbaczowa” (z Olegiem Gordijewskim).

ROZM. M. I W. KAŁASZNIKOW dla Kommiersant Włast’

Tekst wydany w Kommiersant Włast' opublikowany przez Tygodnik Forum www.tygodnikforum.onet.pl

Zgromadzone i uratowane w ostatniej chwili przez PlatPSG Team.



&copy; 2007 AT Platoon Team. All rights reserved.Design by NodeThirtyThree Design

KOMENTARZ:

Zaslyszane: NAJWAZNIEJSZE W ZYCIU NIE JEST ZWYCIEZAC , ALE WALCZYC. NAWET W SPRAWACH WYDAJACYCH SIE JUZ NA WSTEPIE ZA PRZEGRANE.

NAIWNY ROMANTYK

Robert Majka , polityk , Przemyśl , 7 Lutego 2008r
www.sw.org.pl ,
adres mailowy : robm13@interia.pl ,
tel.+ 48 506084013
tel. + 48 016.6784910
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Czw Lut 07, 2008 10:05 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Praca w gabinecie luster -Jerzy Jastrzębowski, Rzeczpospolita - 1997.05.17 , http://niniwa2.cba.pl/praca-w-gabinecie-luster.htm


Informatorem KGB zostałem przypadkowo. Wczesną wiosną 1985 roku znajomy profesor zaprosił mnie na Uniwersytet Duke w Północnej Karolinie. Przyjeżdżali radzieccy, nie było wiadomo, w jakim właściwie celu. - Na Kremlu dopiero co zasiadł nowy sekretarz, nazywa się Gorbaczow, warto będzie posłuchać, o czym mówią - zachęcał mnie znajomy.

Już pierwszego dnia dowiedziałem się, po co przyjechali. Właśnie wymieniłem wizytówki z którymś z dziennikarzy, towarzyszących radzieckiej delegacji, i wszedłem do toalety, gdy on zajął miejsce przy sąsiednim pisuarze. Odbyła się rozmowa, jedna z dziwniejszych w moim życiu (zapisuję je sobie w notesie), początkowo po angielsku:

On: - A ty, co tu robisz?

Ja: - Jak to, co robię? Przecież masz moją wizytówkę?

On: - No, wizytówkę mam. Ale, co naprawdę robisz?

Ja: - Nagrywam reportaż dla kanadyjskiego radia.

On: - Dla kanadyjskiego radia? (pauza) No, można i tak. Dlaczego nie, nagrywaj ten swój reportaż. A co ty sądzisz o sytuacji w Polsce? Proces w sprawie tego księdza, jak mu tam... Popiełuszko... skończył się?

Ja: - Proces się skończył? Słuchaj, a jak chcesz wiedzieć o sytuacji w Polsce, to ci powiem: nie chcieliście się dogadać, kiedy był na to czas, nie chcieliście się władzą dzielić, to przyjdzie kiedyś czas, że oddacie całą władzę. Rozmawiać trzeba, póki czas.

On: - Nu, my eto znajem, znajem. No kak sowierszyt eto - nie znajem.

W tym momencie do toalety wsunął się mizerny człowieczek, rzucił okiem na zajęte pisuary i z rezygnacją podążył w stronę kabin. My, pośpiesznie, zakończyliśmy, co trzeba i wyszliśmy, zaś człowiek zmienił zamiar w pół kroku i wyślizgnął się za nami.

Konferencja okazała się niewypałem. Radzieccy chcieli kupić, mimo oficjalnego zakazu Waszyngtonu, dwadzieścia tysięcy komputerów - "dla szkół". Nie mogli ich dostać. Lecz mój znajomy profesor promieniał: jeszcze nigdy nie rozmawiał z tyloma Rosjanami naraz. "Wiesz, z jednym tylko miałem kłopoty. Dwóch agentów FBI pilnowało go całą dobę. Niby korespondent agencji prasowej, a oni mówią, że to oficer wywiadu w stopniu majora". Na pamiątkę zachowałem pożółkłą wizytówkę: "Nikolai Setounski, Bureau Chief, TASS News Agency".

Ponura agentura

Zdarzało się być informatorem KGB, człowiekiem Kiszczaka i CIA, czasem wszystkimi trzema naraz. Inwencja rodaków bywała niewyczerpana. Kiedyś spytałem Dariusza Fikusa: - Czy Polacy zwariowali? A Darek na to: - Mój drogi, przereagowujesz. Polski naród jest głęboko skaleczony, a już najbardziej - inteligencja. Niektórzy nie umieją sznurowadła prawidłowo zawiązać (był czerwiec 1993 roku - J.J.), więc biorą się za ferowanie wyroków. Mnie też niektórzy zawsze uważali i będą uważać za agenta - bo umiałem bez ich udziału coś zrobić. A ja się nie obrażam. Zamiast babrać się w polskiej piaskownicy, napisz, co dzieje się w tych sprawach na świecie. Otarłeś się przecież.

Obiecałem wówczas Darkowi, że postaram się.

Piaskownica

Wiosną 1990 roku wszedłem do bardzo ważnego gabinetu w Sejmie. Nikogo wokół - Obywatelski Klub Parlamentarny odbywał kolejne zebranie. Na biurku - stosik zadrukowanego papieru z pieczęcią "ściśle tajne", egzemplarze numerowane. Nie byłbym dziennikarzem, gdybym nie spojrzał. Raport polskiego wywiadu z Waszyngtonu, sprawozdanie ze spotkania którejś z wielu komisji Senatu na Kapitolu. Podpis szefa Zarządu Wywiadu, pułkownika (obecnie gen. w st. spocz.). Sprawa poważna. Czytam i po chwili orientuję się, że przebieg tego spotkania oglądałem w telewizji CNN jakiś czas wcześniej w Ameryce. Sprawozdanie można zresztą zamówić w Bibliotece Kongresu. Zaczynam chichotać, gdy wchodzi sekretarka i wyrywa mi raport z rąk: - Zostaw to, ściśle tajny dokument!

Tajne służby na całym świecie usiłują usprawiedliwić swe istnienie i zabezpieczyć swe budżety dostarczaniem informacji, których wartości mocodawcy często nie są w stanie sprawdzić. Ale żeby aż tak!

Polski wywiad

Polski wywiad miewał duże osiągnięcia. Chcemy w to wierzyć. Może nie za PRL, ale przed wojną, to już na pewno. Lektura książki Andrzeja Pepłońskiego "Wywiad polski na ZSRR, 1921-1939", pozbawia nas złudzeń co do kierunku wschodniego. Wywiad na Niemcy dysponował dużą siatką agentów, lecz ich śmiertelnie ryzykowna praca nie wpłynęła, o ile wiem, na przebieg kampanii wrześniowej, zaś fakt, że archiwum II Oddziału znalazło się w rękach niemieckich, zaś później sowieckich, wystawia niedostateczną notę jego kierownictwu. Można sobie wyobrazić losy polskich agentów, których dane osobowe znalazły się w rękach gestapo i NKWD! Polacy chętniej ofiarnie umierają, niż mądrze szpiegują. Jako dowód dobrej kondycji polskiego wywiadu w okresie późnej PRL podawany jest sukces kapitana (obecnie gen. w st. spocz.) Mariana Zacharskiego. Zdobycie dokumentacji systemu naprowadzania rakiet na cel musiało być istotnym osiągnięciem, jeśli amerykański wymiar sprawiedliwości uhonorował Zacharskiego bardzo surowym wyrokiem. Wysokiej klasy wyczynu nie należy kwestionować. Laik może jednak zgłosić w tej sprawie trzy pytania.

Kucie wałów na zimno

1. Kpt. Zacharski dokonał tego wyczynu nominalnie w imieniu PRL, lecz obiektywnie dla ZSRR. Czy główną korzyścią dla jego ojczyzny było podniesienie przyjaźni polsko-radzieckiej na wyższy szczebel?

2. Na wyczyn kpt. Zacharskiego propaganda PRL powoływała się z podobnym entuzjazmem, jak w latach 70. na patent odkuwania wałów na zimno metodą inżyniera Ruta. Starsi czytelnicy wiedzą, o co chodzi. Ilekroć wypływał temat technicznej zapaści polskiego przemysłu, tylekroć pojawiał się argument: jednak sprzedaliśmy za granicę patent na odkuwanie wałów na zimno. Czy mamy do czynienia z takim właśnie przypadkiem?

3. Pozostaje do ustalenia, czy i w jakim stopniu autentyczny wyczyn Zacharskiego był częścią kampanii dezinformacyjnej, prowadzonej w owych latach przez KGB przeciw wywiadowi USA. Proszę się nie śmiać, będzie o tym mowa w dalszej części tekstu.

Trzy ruchy przeciw trzynastu

W ciągu półtora roku od wybuchu afery Oleksego, po lekturze Szarej i Białej Księgi, oraz po bezprecedensowej serii wywiadów dawanych przez generałów UOP dla prasy, wrażenie "piaskownicy" utrwaliło się, nie tylko w umyśle laika. Niemal od początku krążyło podejrzenie, że polski wywiad i kontrwywiad zostały "wpuszczone w maliny" przez rosyjskich kolegów, którzy mieli w takiej operacji jasny interes: wywołanie wrażenia na Zachodzie, zwłaszcza w USA, że w przededniu decyzji o rozszerzeniu NATO kierownictwo polskiego państwa jest opanowane przez agenturę. W ub.r. płk Konstanty Miodowicz, i nie tylko on, taką możliwość zdecydowanie odrzucił. Mimo dementi, miarodajne koła w Ameryce nadal uważają taką możliwość za najbardziej prawdopodobną. Oto opinia dobrze poinformowanego Amerykanina, wyrażona przy okazji rozmowy na zupełnie inny temat: - Prezydent Clinton nie spotkałby się był z prezydentem Kwaśniewskim w lipcu ubiegłego roku i nie przekazałby mu był znanej już prywatnej obietnicy w sprawie NATO, gdyby jego doradca do spraw bezpieczeństwa państwa oraz Departament Stanu wierzyły w sprawę Olina, Kata i Minima. Wy, Polacy, macie skłonność do niedoceniania Rosjan. W tej grze Polacy planowali trzy ruchy do przodu, Rosjanie - trzynaście. I mogłoby się im udać, gdyby nie nachalny pośpiech, wymuszony zresztą przez samych Polaków, w związku z wyborami prezydenckimi w waszym kraju. W pewnym momencie cała afera była szyta zbyt grubymi nićmi. Przejdźmy do gry poważnej.

Wielka Gra

Jest to termin tradycyjnie używany przez anglosaskich autorów dla określenia rywalizacji, od drugiej połowy XIX wieku, między wywiadami brytyjskim, rosyjskim, zaś później również niemieckim, na obszarze od Tybetu, przez północno-zachodnie Indie, Afganistan, Iran, aż po Imperium Ottomańskie. Celem Rosjan było dotarcie do Oceanu Indyjskiego, celem Niemców - dotarcie do pól naftowych Mossulu, celem Brytyjczyków - niedopuszczenie jednych i drugich do osiągnięcia tych celów. Naiwne, choć zawierające elementy prawdy, opisy wycinka Wielkiej Gry, zawarte są w książce Rudyarda Kiplinga "Kim".

Anglicy mieli organizację wywiadowczą już w XVI wieku, gdy elżbietańska Anglia była śmiertelnie zagrożona przez mocarstwo hiszpańskie. Angielski agent z otoczenia króla Filipa II donosił na bieżąco sir Francisowi Walsinghamowi na dworze angielskim o gromadzeniu się Wielkiej Armady w portach hiszpańskich, przekazując nawet takie detale, jak liczba beczek z peklowaną wołowiną, ładowanych na pokład statków. Pracownikiem wywiadu w początkach XVIII wieku był Daniel Defoe, autor między innymi "Robinsona Crusoe" i powiedzenia: "Zbieranie informacji jest duszą wszelkiej działalności publicznej".

MI-6 + MI-5

Nowoczesny wywiad powstał w początkach naszego wieku. W 1909 roku Brytyjczycy powołali do życia MI-6 (wywiad, znany też jako Secret Intelligence Service) i MI-5 (kontrwywiad, organizacja do tego stopnia utajniona, że dopiero przed paru laty brytyjski rząd przyznał oficjalnie w parlamencie, iż coś takiego w ogóle istnieje, i dostaje pieniądze z budżetu oraz podał do wiadomości nazwisko jej szefa - była nim kobieta). Przedstawiając sprawę humorystycznie, lecz zgodnie z prawdą, brytyjski wywiad zapisał się w historii XX wieku:

1. Całkowitym niedocenieniem znaczenia rewolucji bolszewickiej. Penetrujący Rosję agent Sidney Reilly (ani on nie był Sidney, ani Reilly, miał kilka różnych biografii, lecz podobno był Rosjaninem z Odessy) okazał się hochsztaplerem, który w 1918 roku donosił do centrali, że trzyma w garści zarówno rewolucję, jak i bolszewików. Zorganizował potem pucz łotewski i zamach Dory Kaplan na Lenina, potem zginął w do dziś nie wyjaśnionych okolicznościach. Feliks Dzierżyński prawdopodobnie wiedział, co przydarzyło się Reilly'emu.

2. Rekrutowaniem do pracy w latach 30. głównie tych absolwentów Uniwersytetu Cambridge (Burgees, Maclean, Blunt, Cairncross, Philby), którzy już na studiach byli ideowymi sympatykami Sowietów, zaś później - agentami NKWD. Ostatniemu z tej słynnej piątki, Haroldowi "Kimowi" Philby'emu, MI-6 powierzyła po wojnie służbę łącznikową przy wywiadzie amerykańskim dla kierowania akcjami dywersyjnymi przeciw ZSRR i krajom podporządkowanym. Trudno się dziwić, że akcje pomocy WiN-owi w Polsce, UPA na Ukrainie, innym organizacjom w krajach bałtyckich, zakończyły się katastrofą dla uczestników. Philby uciekł do Moskwy w 1963 roku i przeżył tam jeszcze 25 lat. Pod koniec życia pozwolono mu spotykać się z gośćmi z Zachodu, którym opowiadał, że został mianowany generałem KGB. Była to blaga, lecz zachodni dziennikarze chętnie w nią uwierzyli.

3. Wielką kompromitacją w latach 60., gdy ujawniono zakres i głębię penetracji brytyjskich tajnych służb przez KGB. Podcięło to współpracę z Amerykanami. Szef kontrwywiadu CIA, James Jesus Angleton, popadł w paranoję, poszukując dalszych ukrytych agentów u siebie i wśród aliantów (między innymi zrujnował karierę szefa kanadyjskiego kontrwywiadu, Leslie Bennetta, którego, jako obywatela brytyjskiego, podejrzewał o agenturalność). Stan Angletona był tak poważny, że w 1974 roku ówczesny dyrektor CIA, William Colby, musiał zwolnić go ze służby. Był to koniec Wielkiej Gry starego typu. Brytyjczycy zeszli na dalszy plan, pierwszeństwo przejęły służby USA i ZSRR, komputery i satelity.

Historia wielkich organizacji wywiadowczych ostatniego ćwierćwiecza, to historia wyścigu technik rakietowych i elektronicznych. Łamaniem szyfrów przeciwnika dawno przestali się zajmować matematycy z kartką papieru. Już od czterdziestu lat robią to komputery. Ponad pięćset satelitów - nie tylko i nie przede wszystkim meteorologicznych i telekomunikacyjnych - krąży po orbitach Ziemi. Fotografowaniem obiektów wojskowych przeciwnika przestali się zajmować szpiedzy z aparatem ukrytym w rękawie. Robią to satelity, które zresztą zamiast fotografować, robią coś w rodzaju wideoklipów, przesyłanych w zaszyfrowanej postaci na ziemię. Strona przeciwna, oczywiście, stara się te miliony kropek napływających z kosmosu zarejestrować i odczytać w swojej centrali.

Urządzenia podsłuchowe i komputery obsługiwane są przez specjalistów wydziału COMINT (Communications Intelligence), podsłuchujących i rejestrujących przekazy telefoniczne, radiowe, mikrofalowe i satelitarne, po czym rozszyfrowujących ich zawartość.

Specjaliści wydziału SIGINT (Signals Intelligence) również starają się łamać szyfry, lecz głównie analizują przekazy radiowe w sensie ściśle technicznym. Jak wiedzą eksperci, każdy przekaz, każda depesza ma charakterystyczne cechy, porównywalne z liniami papilarnymi. Dlatego angielska nazwa tego rodzaju pracy wywiadowczej brzmi "fingerprinting". Ci specjaliści określają kto, na jakich falach i z jakiego nadajnika przekazuje depesze.

Specjaliści wydziału ELINT (Electronic Intelligence) przechwytują i analizują impulsy nadajników radarowych, które nie przekazują treści, lecz zdradzają źródło - i jego prawdopodobne zastosowanie - z którego pochodzą przechwytywane sygnały.

Komputery nie nadążają

Ilości i mocy komputerów zainstalowanych w centralach służb wywiadowczych nikt nie zliczy, podobno jednak ich moc potraja się co pięć lat. Nie tak dawno prezydent Clinton mówił przy okazji trzydziestolecia filmu "2001. Odyseja kosmiczna": - Dzisiaj samochód typu Ford Taurus, którym gospodyni jeździ na zakupy, ma więcej zainstalowanej mocy cybernetycznej w swoich procesorach, niż rakieta kosmiczna Apollo 11, która wyniosła pierwszego Amerykanina na Księżyc.

Tempo postępu nowej techniki stale przyśpiesza. Na ostatnim Światowym Forum w Davos, główny technolog koncernu Xerox, Mark Weiser, ujawnił, że jego firma pracuje nad projektem komputera, którego wyprodukowanie ma kosztować nie więcej niż trzy dolary. W kilka dni później, koncern Texas Instruments wprowadził na amerykański rynek nowy typ "czipa", wykonującego miliard sześćset milionów operacji na sekundę (tak, na sekundę!).

Postęp w technice cybernetycznej doprowadził do zaskakującej rewolucji w pracy wywiadów. Komputery szyfrujące pracują tak szybko, często "w biegu" zmieniając szyfry, że stało się niemożliwością rozszyfrowywanie wszystkiego, co dzieje się w eterze. Przyczyna jest matematycznie prosta: za każdym razem, gdy zainstalowana moc komputera szyfrującego powiększa się do kwadratu, strona przeciwna musi zwiększyć moc komputera deszyfrującego do sześcianu. Według źródeł amerykańskich, w ciągu ostatnich trzydziestu lat specjalistom z National Security Agency (NSA jest instytucją znacznie bardziej utajnioną, niż CIA) nie udało się złamać niemal żadnego ze strategicznych szyfrów radzieckich/rosyjskich. Wyjątkiem było złamanie szyfrów radzieckich w 1972 przy okazji rozmów SALT w sprawie ograniczenia zbrojeń strategicznych, gdy radzieccy szyfranci pomylili się przy wprowadzaniu szyfru do swych komputerów. Amerykanie twierdzą, że osiągają sukcesy tylko w deszyfracji najmniej tajnych 25 procent depesz. Oczywiście, można w to wierzyć, lub nie.

Nieopłacalność prób rozszyfrowywania wszystkiego, co dzieje się w eterze, doprowadziła NSA oraz Defence Intelligence Agency (DIA jest organizacją tak utajnioną, że tylko kilku członków Kongresu zna jej budżet, jednak bez prawa wglądu w to, na co jest przeznaczany) do mierzenia jedynie zmian w natężeniu ruchu elektronicznego między obiektami, będącymi w polu zainteresowania. Gdy natężenie wyraźnie wzrasta, specjaliści podejmują próby deszyfracji.

Natomiast wyraźny spadek natężenia, a zwłaszcza cisza radiowa, uruchamiają dzwonki alarmowe w centrali przeciwnika. Dla pracowników wywiadu i kontrwywiadu jest to sygnał, że przeciwnik "szykuje skok".

Tu dygresja, pozornie nie związana z pracą wywiadu. O tym, że Amerykanie pracują nad zbudowaniem bomby atomowej, Stalin dowiedział się już w 1942 roku i bynajmniej nie od swego wywiadu. Młody radziecki fizyk, Georgi Florow, stwierdził ze zdumieniem, że z amerykańskich czasopism fizycznych od 1940 roku znikły artykuły i nazwiska czołowych atomistów: Fermiego, Szilarda, Tellera, Andersena i Wignera. Wyciągnął wniosek: widocznie cała piątka pracuje nad doświadczeniami z rozszczepianiem atomu. Napisał list do Stalina, zaś ten mu uwierzył i polecił Igorowi Kurczatowowi wznowić pracę jego Instytutu, zawieszoną na czas wojny. Polecił też przyjąć do pracy Florowa.

Niemożliwość deszyfracji milionów depesz i miliardów słów, przekazywanych na falach radiowych, stworzyła pole dla ponownego rozkwitu bardzo starego działu pracy wywiadu.

Gra pozorów

Tylko organizacje wywiadowcze małych państw ograniczają się do wyłuskiwania konkretów od potencjalnego przeciwnika. Wielkie organizacje poświęcają ogromną część czasu, środków i talentu swych najlepszych pracowników na wprowadzenie przeciwnika na fałszywy trop za pomocą gry pozorów. Jest to praca w gabinecie luster. Jak przyznają Amerykanie, mistrzami dezinformacji były tradycyjnie służby radzieckie, głównie KGB, zaś w mniejszym stopniu GRU (gław-razwiedka, czyli wywiad wojskowy). Oto zaledwie dwa spośród wielu fałszywych manewrów, na jakie Amerykanie poniewczasie przyznają, że dali się nabrać:

1. W latach 1947-1952 specjalny referat w CIA, we współpracy z brytyjskim MI-6, organizował zrzuty agentów, pieniędzy i wyposażenia na tereny Polski, Ukrainy i krajów bałtyckich. To, że miejscowe antykomunistyczne grupy oporu zostały spenetrowane przez agenturę KGB (wówczas zwanego MWD), zaś na terenie Polski - przez kontrwywiad wojskowy i UB, jest znane od dawna. Co najmniej dwie ostatnie komendy WiN prowadzone były przez PRL-owskich i radzieckich oficerów wywiadu i kontrwywiadu. Lecz dlaczego ta gra trwała tak długo, aż do wczesnych lat pięćdziesiątych; dlaczego oficerowie sowieccy i PRL-owscy fingowali rzekome bitwy i robili zdjęcia umyślnie wypalonych czołgów, przesyłane później na Zachód?

Stalin był przekonany, że Amerykanie - od 1945 roku dysponujący bronią atomową - mogą w każdej chwili zaatakować ZSRR. Potrzebował czasu. Chodziło mu o to, aby amerykański wywiad sam przekonywał politycznych mocodawców w Waszyngtonie, że siły oporu w Europie Wschodniej są silne i same dadzą sobie radę z nową okupacją, wystarczy je wesprzeć dolarami i bronią, nie warto tracić żołnierzy w nowej wojnie. W sierpniu 1949 roku ZSRR miał już bombę atomową, w sierpniu 1953 roku - bombę wodorową. Głośno rozreklamowanej likwidacji nie istniejących już praktycznie organizacji antykomunistycznego podziemia dokonano w okresie między tymi dwiema datami. Pozory słabości nie były już potrzebne.

2. Od końca lat 60. przez wiele lat Sowietom udawało się fałszować sygnały elektroniczne z przeprowadzanych prób rakietowych. Sygnały te, przechwytywane przez amerykańskie satelity, prowadziły Amerykanów do wniosku, że radzieckie systemy naprowadzania rakiet na cel są mało precyzyjne i że ich rakiety są w gruncie rzeczy niegroźne. Jednocześnie zarówno agentura GRU, jak i KGB w Ameryce wychodziła ze skóry, aby wykraść amerykańskie systemy naprowadzania rakiet. Chodziło o utrwalenie tych pozorów. Przypomnijmy teraz przypadek kpt. Zacharskiego. Dopiero w latach 80. amerykański wywiad przyznał, że dał się zwieść tej grze pozorów. Przy tak skomplikowanej grze, technika w pewnym momencie staje się mało użyteczna. Tylko ludzka inteligencja - po angielsku Human Intelligence - może odróżnić prawdę od pozorów. Ten sam termin - skrócony do akronimu HUMINT - oznacza wywiad osobowy.

Wywiad radziecki był mistrzem w rekrutacji i posługiwaniu się podwójnymi agentami. Jednym z jego największych triumfów był George Blake, który - jak podejrzewają amerykańscy i brytyjscy eksperci wywiadu - był agentem potrójnym. Oficer MI-6, prawdopodobnie od wczesnych lat pracujący dla radzieckiego wywiadu, w latach 50. zaskoczony przez wojska komunistyczne w Seulu, przez trzy lata był więziony w Korei Północnej. Po uwolnieniu przyznał się kierownictwu MI-6, że radziecki wywiad zmusił go do współpracy. Brytyjczycy uwierzyli i postanowili wykorzystać go w grze z Sowietami jako swego podwójnego agenta, dając mu wolną rękę w kontaktach z KGB w celu podrzucania materiałów dezinformacyjnych. Na trop "prawdziwego" Blake'a wprowadził ich dopiero płk Michał Goleniewski, zastępca szefa wywiadu wojskowego PRL, który w 1961 roku uciekł na Zachód. Blake spowodował takie spustoszenie, wydając tajemnice operacyjne, włącznie z danymi osobowymi brytyjskich agentów w Polsce i ZSRR, że był sądzony w zamkniętym przewodzie bez uczestnictwa prasy i skazany na 42 lata więzienia: rok za każdego straconego agenta. Siedział sześć lat. Pomógł mu uciec bojowiec IRA, można się domyślić - za czyje pieniądze.

Blake odnalazł się w Moskwie, gdzie otrzymał Order Lenina, ożenił się, przez wiele lat przyjaźnił się z Haroldem Philby'emu. Jego wybawcę, który również uciekł do Moskwy, spotkał okrutny los. Wkrótce po przyjeździe, rozczarowany życiem w ZSRR, postanowił wrócić do Irlandii. Za dużo mówił. Na rozkaz szefa Zarządu Wywiadu KGB, Aleksandra Sacharowskiego, dosypywano mu do pożywienia środki chemiczne, powodujące nieodwracalne zmiany w mózgu, lecz nie pozbawiające życia. Musiał jedynie stracić pamięć. Pisze na ten temat Oleg Kaługin, były generał KGB w swej książce "Pierwszy Zarząd. 32 lata pracy w wywiadzie przeciw Zachodowi" (wyd. St. Martin's Press, Nowy Jork 1994).

Krety

Marzeniem wywiadu jest umieszczenie "kreta", czyli własnego agenta w centrum dowodzenia przeciwnika. Takim był Kim Philby, który omalże nie został naczelnym dyrektorem MI-6. Na następne odkrycie przyszło czekać 30 lat. W 1994 roku kontrwywiad FBI aresztował w Waszyngtonie Aldricha Amesa, naczelnika wydziału kontrwywiadu na ZSRR (później na Rosję) w centrali CIA (FBI prowadzi kontrwywiad wewnętrzny w USA, CIA - kontrwywiad zagraniczny). Przez 8 lat, Ames - będąc upoważniony do utrzymywania kontaktów z oficerami KGB - sprzedawał im wszystko, o czym wiedział, między innymi nazwiska co najmniej 10 amerykańskich agentów w ZSRR, za co dostał od Rosjan 2,5 miliona dolarów w gotówce, zaś od Amerykanów - wyrok dożywotniego więzienia.

Od tego czasu wyłuskiwanie starych radzieckich agentów z central amerykańskich służb specjalnych poszło w przyśpieszonym tempie. W listopadzie ubiegłego roku FBI aresztowało wysokiego rangą pracownika CIA, Harolda Nicholsona. Przyznał się do sprzedania Rosjanom dokumentów operacyjnych za ponad 180 tysięcy dolarów. W grudniu aresztowano Earla Pittsa, naczelnika wydziału kontrwywiadu FBI, w latach 1987-1992 odpowiedzialnego za rekrutację do współpracy radzieckich dyplomatów w Nowym Jorku. Zamiast rekrutować, Pitts sam wynajął się do współpracy, sprzedając Rosjanom plany operacji kontrwywiadowczych FBI za 224 tysiące dolarów.

W ubiegłym roku FBI, po 30 latach, rozwiązało zagadkę tajemniczego żołnierza z NSA, o którym z podziwem pisze Oleg Kaługin, sam niegdyś osobiście odpowiedzialny za agentów penetrujących CIA, FBI i NSA. Ów żołnierz przez lata podrzucał w umówionych z oficerami KGB skrzynkach kontaktowych wokół Waszyngtonu kopie najtajniejszych raportów NSA, między innymi cotygodniowych raportów oceniających bezpieczeństwo państwa dla Białego Domu. Kaługin pisze, że do końca nie poznał danych osobowych owego żołnierza, odpowiedzialnego za dystrybucję dokumentów wewnątrz NSA. Można w to wierzyć lub nie. Teraz wiadomo już, że były żołnierz nazywa się Robert Lipka i że od roku jest pod kluczem.

Informacja a władza

Jeśli KGB był tak groźną i skuteczną służbą wywiadowczą, dlaczego nie obronił ZSRR? Odpowiedzi dostarcza Kaługin w swej książce: od lat 60. musiał dobrze płacić wszystkim zagranicznym agentom, niemożliwością stało się rekrutowanie agentów ideologicznie zaangażowanych. Zabrakło wyznawców komunizmu. Wcześniej było ich mnóstwo. Absolwenci angielskich uniwersytetów (Philby i koledzy nie szpiegowali dla pieniędzy), dziennikarze (Richard Sorge, powieszony przez Japończyków, ostrzegał Stalina przed inwazją Hitlera), niezwykła Czerwona Orkiestra w hitlerowskiej Rzeszy, mniej niezwykli, lecz skuteczni Ruth i Juergen Kuczynscy w Wielkiej Brytanii, fizycy atomowi darmo oddający rosyjskiemu wywiadowi plany budowy bomby atomowej... Ideologicznie motywowani entuzjaści byli przekonani, że pomagając stalinowskiej Jutrzence Wolności, pomagają całej ludzkości. Legenda i magia komunizmu dawała ogromną przewagę NKWD (później KGB) nad znacznie bardziej zrutynizowanymi służbami Zachodu.

Mit zaczął rozsypywać się po XX Zjeździe KPZR i po rewolucji węgierskiej w 1956 roku. Już pod koniec lat 50. współczesny Goleniewskiemu funkcjonariusz wywiadu PRL odwiedzający Wiedeń, ówczesne centrum agentur wszystkich służb wywiadowczych świata, rozpuścił do domu najbardziej zaufanych agentów, mówiąc im, że wszystko, o co walczyli i za co przed wojną siedzieli w więzieniach, okazało się szalbierstwem. Tej informacji nie mają nawet archiwiści Łubianki. Dzisiejszym szefom wywiadu chyba trudno w to uwierzyć, lecz ten funkcjonariusz musiał być zawiedzionym idealistą.

Wiadomo, że łatwiej sprawuje się władzę, mając zaufanie obywateli. Łatwiej też zdobywa się informacje, sprawując władzę nad sercami i umysłami.

Watykan i Mosad?

1 grudnia 1989 roku blok radziecki był w stanie zaawansowanego rozpadu, gdy do Watykanu przyjechał - już w roli pokutnika - sekretarz generalny Michaił Gorbaczow. Była to jego ostatnia próba uratowania ZSRR - następnego dnia miał spotkać się na Malcie z prezydentem Bushem. Oto opis watykańskiej wizyty, autorstwa Carla Bernsteina i Marco Politiego z książki "Jego Świątobliwość Jan Paweł II i sekretna historia naszych czasów" (Doubleday, Nowy Jork, Londyn, Toronto, 1996), która ukazała się również w Polsce: "Owego dnia z okien kurii wychylali się wszyscy księża arcybiskupi, aby zobaczyć scenę, jaką zdarza się widzieć raz na 1000 lat. Załamywała się wroga cywilizacja. Od przeszło 60 lat Kościół rzymskokatolicki zaangażowany był w walkę z Kremlem, zaś ci ludzie w czarnych sutannach, wychowani w seminariach do walki ze sługami Szatana, byli zawsze w pierwszym szeregu. Walka wywiadów jest tylko jednym z wielu przejawów walki wielkich cywilizacji o umysły i o dusze ludzkie. Wywiad radziecki, działający również przy pomocy swych surogatów, takich jak Stasi i bułgarska Durżawna Sigurnost', był wywiadem znakomitym, dopóki stała za nim idea".

Ci sami autorzy cytują opinię generała w st. spocz. Vernona Waltersa, reaganowskiego ambasadora do specjalnych poruczeń: "Papież ma do dyspozycji najstarszą służbę wywiadowczą na świecie, chyba że weźmiemy pod uwagę Izraelczyków; lecz jego służba nie miała tysiącletniej przerwy".

Genius Ecclesiae

Dusza buntuje się, gdy nieżyczliwi autorzy (ostatnie rozdziały książki są paszkwilem na dogmatyzm polskiego papieża) stawiają Kościół rzymski - Ecclesia, Mater Nostra - na jednej płaszczyźnie z Mosadem. Jest to wulgarne ujęcie tematu, mimo że organizacja Opus Dei istotnie wykazuje cechy porównywalne z cechami organizacji wywiadowczych. Jest natomiast prawdą, że w wielopiętrowej hierarchii Kościoła nieporównywalny z żadnym innym przepływ informacji zależy obecnie (różnie to w przeszłości bywało) głównie od zaufania wiernych, i że powolnie wypracowywane decyzje mają utrwalać władzę nad sercami i umysłami 900 milionów członków Kościoła. Nie zawsze się to udaje.

Ci sami dwaj autorzy twierdzą, że Kościół, osiągnąwszy zwycięstwo nad Czerwonym Szatanem Wschodu, na polecenie papieża angażuje swą potężną organizację informacji i władzy do walki z konsumeryzmem i relatywizmem moralnym Zachodu. Wskazuje na to - według nich - przesłanie encykliki "Veritatis Splendor". Po 20 latach walki ze złem Wschodu, twierdzą autorzy, papież chce poświęcić resztę życia walce z wpływami Zachodu.

Jako organizacja władzy (nad sercami wiernych), działalność Kościoła - podobnie jak innych organizacji - podlega rygorom oceny opinii publicznej. Wiedzą o tym mądrzy hierarchowie: inaczej bywał oceniany, i inne miewał wpływy na serca i umysły ludzkie Kościół Cierpiący, Kościół Walczący, Kościół Triumfujący. Ten ostatni bywał traktowany jako część establishmentu.

Ramiona wzniesione do nieba

Latem 1987 roku jechałem z korespondentem "Los Angeles Timesa", Bobem Gillette, z Warszawy do Kazimierza nad Wisłą. Wybrałem boczną drogę, przez Kozienice. Za wsią Mniszew zjechałem na parking-skansen z czasów bitwy o Studzianki: w kiosku pożółkłe ulotki informacyjne, na piedestale czołg T-34, w rowach działka przeciwpancerne. Później pojechałem dalej, by Amerykanin zobaczył, że jest w ojczyźnie władza większa od tej, którą dają radzieckie armatki. O kilometr dalej, po prawej stronie, na wysokim wzgórzu, w błagalnym geście do nieba - dwie płaszczyzny ścian kościoła, już zwieńczone krzyżem, jeszcze nie dachem. Ich gest dominował nad okolicą. - To najwspanialsza metafora rządów nad Polską - te niewinne ściany na wzgórzu i te rdzewiejące czołgi w dolinie - powiedział Gillette. Wkrótce potem został zastępcą szefa Radia Wolna Europa.

Ubiegłego lata jechałem tamtędy ponownie. Genius loci - duch miejsca - zmienił się po latach. Rdzewiejące czołgi są nadal, lecz całkiem już odparowały z ludzkiej świadomości: kiosk sprzedaje colę i batoniki "Mars". Faraoński w swym majestacie kościół na wzgórzu nie wyciąga już ramion błagalnie do nieba. Nie jest symbolem błagania ani buntu, nie rozpala wyobraźni.

Przypisy

Przewertowałem wiele książek, starając się oddzielić ziarno od plew. Z pewnością nie w pełni mi się to udało. Pisanie o tajnych służbach też jest pracą w gabinecie luster: większość publikacji jest inspirowana.

Nie piszę o izraelskim Mosadzie, przez niektórych uważanym za najsprawniejszy wywiad na świecie. Szkoda fatygi. Nawet korespondencja przewożona przez jego kurierów pieczętowana jest nieprawdziwą nazwą. Samo słowo "Mosad" oznacza po prostu instytut. Pełna nazwa "ha-Mosad le-Tafkidim Mejuchadim" oznacza Instytut do Zadań Specjalnych, lecz Izraelczycy mają również - "ha-Mosad le-Bitachon Leumi" - Instytut ds. Bezpieczeństwa Państwa. Dziennikarz, pytający osobę wtajemniczoną o to, który instytut jest którym, napotyka ciężkie spojrzenie: A po co ci ta wiadomość? Grubą książkę z podtytułem "Pełna historia izraelskiego wywiadu", można spokojnie odłożyć na półkę - ani pełna, ani historia.

Zabrzmi to nieprawdopodobnie, lecz najbardziej wiarygodnym autorem w tych skomplikowanych sprawach wydał mi się być emerytowany generał KGB, Oleg Kaługin: krytycyzm, imponująca pamięć, chłodna logika, intelektualna spójność.

No, lecz skoro już jest się informatorem KGB...

Większa dawka top secret

KOMENTARZ:

Zaslyszane: NAJWAZNIEJSZE W ZYCIU NIE JEST ZWYCIEZAC , ALE WALCZYC. NAWET W SPRAWACH WYDAJACYCH SIE JUZ NA WSTEPIE ZA PRZEGRANE.

NAIWNY ROMANTYK

Robert Majka , polityk , Przemyśl , 7 Lutego 2008r
www.sw.org.pl ,
adres mailowy : robm13@interia.pl ,
tel.+ 48 506084013
tel. + 48 016.6784910
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Sob Lut 09, 2008 1:31 am    Temat postu: Nie wyszystkich do jednego worka! Odpowiedz z cytatem

Nie wyszystkich do jednego worka!

Christopher Andrew napisał:
Zapewne Gordijewski, Bukowski i im podobni, a także – a właściwie przede wszystkim – Andriej Sacharow (wybitny fizyk, współtwórca radzieckiej bomby wodorowej, po 1968 r. dysydent, obrońca praw człowieka – przyp. FORUM), Aleksander Sołżenicyn i inni stwierdzili, że ten system po prostu nie może się zmienić, jest niereformowalny. Z rozmów z Gordijewskim wiem, że to właśnie te okoliczności skłoniły go do podjęcia współpracy z Zachodem.


Wątpliwość dot. Gordijewskiego "Oleg Gordijewski, który, jak się niekiedy wydaje, uciekł tylko po to, aby zareklamować przed światem Michaiła Gorbaczowa, wciąż cieszy się niezmąconą sławą. Wydaje książki, udziela wywiadów, podróżuje, i, co może najciekawsze, nie bardzo obawia się zemsty ze strony dawnych mocodawców. Golicyn ze zmienioną tożsamością, tkwi nadal gdzieś w ukryciu." Tak można przeczytać w książce: Dariusz Rohnka "Fatalna fikcja. Nowe oblicze bolszewizmu - stary wzór", Poznań 2001, str. 26 potem, na str. 47-48 ta sama myśl jest rozwinięta, z powołaniem się na brytyjskiego analityka polityki sowieckiej, Christophera Story'ego. Argument o bezpiecznym życiu Gordijewskiego jest wymowny, zwłaszcza w świetle zemsty, jaka ze strony Moskwy -- wymierzona w płk. Ryszarda Kuklińskiego -- dosięgła prawdopodobnie obydwu jego synów.

Wątpliwość dot. Sacharowa O ile pamiętam, prof. Władimir Bukowski podobnie krytycznie pisał o autentyczności sprzeciwu Andrieja Sacharowa wobec reżymu sowieckiego. Sacharow i Sołżenicyn w latach 70. byli wymieniani często razem w różnych audycjach Wolnej Europy. Już wtedy można było dostrzec różnice między ich pogladami (trochę jak z wiersza "Pan Karol i Kostuś" Janusza Szpotańskiego...), ale tu pouczającym jest porównanie ich życiorysów: jeden do roli przeciwnika ustroju doszedł ośmioma latami w bolszewickich łagrach, zaś drugi -- iluś latami pobytu w najbardziej uprzywilejowanym gronie sowieckich naukowców. To wytwarza zupełnie różne podejścia do rzeczywistości... Jeśli tylko znajdę* odnośną wypowiedź u Bukowskiego, dopiszę ją tutaj.

Uwaga do FORUM: czyżby przymiotnik "radziecki" powracał do użycia w gronie antykomunistów? Toż to właśnie nowotworek słowny, rozmyślnie wylansowany (tajnym, ale egzekwowanym nakazem z najwcześniejszego okresu tzw. władzy ludowej w Polsce) po to, aby zastąpić wyraz "sowiecki", który (nie bez powodu, więc słusznie!) w Polsce Niepodległej nabrał negatywnego odcienia znaczeniowego. W mieście, gdzie mieszkam, istnieje od setek lat "Apteka radziecka", a znaczy to dokładnie tyle, że jej "organem założycielskim" była (w XVII albo XVIII wieku, nie pamiętam) Rada Miejska. I takie jest znaczenie przymiotnika "radziecki" w języku polskim. Niech tak zostanie. Zaś dla czerwonego caryzmu zostawmy ten pogardliwy przymiotnik "sowiecki".

* Znalazłem, jest. Władimir BUKOWSKIJ o Andrieju SACHAROWIE:

Jednak dzięki posunięciu mądrego KGB przewietrzywszy się w Gorkim, a co najważniejsze, korzystając z nieobecności żony, Sacharow poszedł po rozum do głowy, zajął się znowu nauką, zaczął "krytykować program >gwiezdnych wojen<, przychylnie komentował pokojowe inicjatywy sowieckiego kierownictwa, obiektywnie ocenił wydarzenia w czarnobylskiej elektrowni atomowej". (Władimir Bukowskij, "Moskiewski proces. Dysydent w archiwach Kremla", Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Warszawa 1998, str. 306)

Czyż nie było jasne, z jaką działalnością należy zerwać, skoro otwierało to drogę do... działalności społecznej? Czy Gorbaczow przypomniał Sacharowowi o jego obietnicy "rezygnacji z działalności społecznej", kiedy wiosną 1989 roku szerokim gestem prosił go o otwarcie "Zjazdu Deputatów Ludowych": "Bardzo proszę, Andrieju Dmitriewiczu...".

Tak się skończył nasz ruch, podzielił się na tych, którzy zdecydowali się "poprzeć Gorbaczowa" i tych, którzy nie chcieli być parawanem sekretarza generalnego KPZR. Nawet wypędzonych na Zachód reżym szybciutko podzielił na "dobrych" i "złych", a dysydentów na "uznających pieriestrojkę" i nie uznających. (Podobnie jak emigrantów w latach duwdziestych -- na "uznających rewolucję" i tych, który jej uznać nie chcieli.) "Uznających" wpuszczano do kraju, drukowano w prasie ich artykuły o bohaterskiej przeszłości, o nieuznających było cicho, jak gdybyśmy nie istnieli.
(Władimir Bukowskij, "Moskiewski proces. Dysydent w archiwach Kremla", Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Warszawa 1998, str. 307)

To ostatnie jako żywo przypomina okres na styku lat 80. i 90. w Polsce, kiedy dzielono opozycję na "konstruktywną" i "niekonstruktywną". Obszernie i interesująco opowiada o tym książka Alfreda Znamierowskiego "Zaciskanie pięści" poświęcona Andrzejowi Kołodziejowi, działaczowi SW.



_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]


Ostatnio zmieniony przez Konrad Turzyński dnia Pon Paź 26, 2009 9:27 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pon Lut 11, 2008 12:17 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

dostałem mailem:


Ludzie! Brońcie A. Macierewicza (tak jak On broni Was przed Moskwą):
wbijcie do Google'a: Anatolij+Golicyn+SKW
- i dowiedzcie się, co to takiego strasznego zrobił Antoni Macierewicz.
Wydał książkę, której nie chce dać bibliotekom i uczonym w Polsce
likwidator SKW, niejaki p. G. Reszka...
Piszcie, dzwońcie, mejlujcie... Póki jeszcze jest czas...


=====
Macierewicz dla "Rz": Komorowski chronił ludzi z WSI

Małgorzata Subotić 07-02-2008, ostatnia aktualizacja 07-02-2008 19:35

- Jest pan gorszy od bolszewika? - Na pewno dla ludzi z mafii po WSI
jestem olbrzymim zagrożeniem - mówi Antoni Macierewicz.

O tym, że nawet bolszewicy tak nie postępowali, jak w końcówce rządów

PiS zachowywało się kierownictwo SKW, powiedział marszałek Bronisław
Komorowski.

Antoni Macierewicz: Pan marszałek Komorowski przez lata chronił ludzi z
WSI i zgodnie z ustawą powinien za to ponieść odpowiedzialność. Jak
mało
kto miał świadomość, że kadra WSI była kształcona przez GRU. Dlatego

atakuje mnie z taką zaciekłością.

Ale p. o. szefa SKW Grzegorz Reszka złożył doniesienie do prokuratury o
kopiowaniu i wynoszeniu tajnych materiałów w okresie, gdy pan był
odpowiedzialny za kontrwywiad wojskowy.

Materiał, który na ten temat opublikowała "Gazeta Wyborcza" jest
absolutnie kłamliwy. A zawarte w nim "informacje" mają charakter
prowokacji mafii po WSI, która się stara wrócić do władzy.

Cały wywiad w piątkowej (08.02.0Cool "Rzeczpospolitej"

Źródło : Rzeczpospolita

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pon Lut 11, 2008 12:19 am    Temat postu: KOMPROMITACJA TUSKA! WSI - już teraz, dziś - bierze wszystko Odpowiedz z cytatem

http://freeyourmind.salon24.pl/

znalezione, szukajac informacji o "tajnej" książce A. Golicyna (w kazamatach likwidowanej/"ograniczanej w dzialalnosci" /???/ SKW):
http://www.google.pl/search?q=nowe%2Bk%C5%82amstwa%2Bmiejsce%2Bstarych%2BAnatolij%2Bgolicyn%2BSKW&hl=pl&lr=&start=10&sa=N

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirosław Dakowski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Maj 2007
Posty: 216

PostWysłany: Sob Lut 16, 2008 11:12 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

proszę o odpowiedź, kto ile egz. Golicyna zdobył z SKW?
I jakim sposobem?
Bo na moje pisma ICH szef nie odpowiada..

_________________
Miros?aw
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pon Lut 18, 2008 1:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dostałam mailem:


- w sprawie zapytania Pana Prof. M.D( http://swkatowice.mojeforum.net/viewtopic.php?t=3264 ). jest odpowiedz na:

http://www.forum.michalkiewicz.net/index.php

Dlaczego brak ksiazek A. G. dla tak wielu chętnych? Bo nie ma naciskow na "towarzyszy tuskowcow".
http://www.forum.michalkiewicz.net/viewtopic.php?t=7165

Sugerowalbym powiadomic Pana Profesora i innych powiadamiajac, ze jest odpowiedz w sprawie Jego zapytania no i ze trzeba zrobic jednak potezną akcję tak aby ksiazki A. G. byly bardziej dostepne a nie tylko dla nielicznych wybrancow;
Wysłany: Dzisiaj 14:06 Temat postu:
Szanowny Pan Prof. Mirosław Dakowski [ten od książki na temat Afery FOZZ] dziwi się, że nie otrzymał od Szefa SKW, p. Grzegorz Reszki egzemplarza książki Anatolija Golicyna "Nowe kłamstwa w miejsce starych", wyd. SKW, Warszawa 2007 r., zob. http://swkatowice.mojefor...opic.php?t=3264
No tak, ale czy Pan Profesor wystąpił dostatecznie zdecydowanie w tym konkretnym przypadku, bądź co bądź - w obronie wolności słowa, czy też może - proszę mi wybaczyć Panie Profesorze - może raczej zbyt "po profesorsku", nadmiernie kulturalnie, itp., itd. To są słuby specjalne, Panie Profesorze!!! - i w sprawie JAK NAJBARDZIEJ JAWNEJ książki przynależnej Panu Profesorowi, trzeba wystąpić zdecydowanie, poprzez Uczelnie, Biblioteki Uniwersyteckie, a nawet Sejm i Senat (a jak trzeba to i Senat tej czy innej wyższej uczelni trzeba zaangażować). Wiadomo, że tam zajęci są szukaniem haków i książki Golicyna leżą w kącie, w kazamatach i czekają aż się o nich zapomni (pojedyncze egzemplarze są czytane z wypiekami na twarzy przez wybitnych "tuskowców" - i widzicie już polityka zagraniczna jest co nieco skorygowana).
A więc Panie Profesorze i inni chętni: monitować proszę Szanownych Posłów i Senatorów w swoich okręgach! I TYLKO W TEN SPOSÓB...
PS. Elektroniczne wydanie jest dostępne w Sieci - ale zgadzam się, że w każdej bibliotece w Polsce ta wybitna książka powinna się znaleźć. Po to Pan Minister Antoni Macierewicz ją wydał.

John West

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Mirosław Dakowski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Maj 2007
Posty: 216

PostWysłany: Pon Lut 18, 2008 4:39 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No tak, ale czy Pan Profesor wystąpił dostatecznie zdecydowanie w tym konkretnym przypadku, bądź co bądź - w obronie wolności słowa, czy też może - proszę mi wybaczyć Panie Profesorze - może raczej zbyt "po profesorsku", nadmiernie kulturalnie,
O,k.....!! To mam do każdego CH.. wysyłać wiąchę?? G. "po profesorsku" !!
Przecicież nie będziemy lizać tyłka tym łobuzom z sejmu, bo i tak nic nie da. Ten (odwołany zdaje się) szef SKW ma (miał) moje pismo z pieczątką przyjęcia na kopii na swym biurku, to co, nie wejdę, by dać MU w mordę, bo nie wpuszczają. A Golicyn mi potrzebny, do k.... (ech resztę sam wycenzurowałem) Ależ Polska...

_________________
Miros?aw
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum