Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polityka désintéressement

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sob Lut 05, 2011 10:38 pm    Temat postu: Polityka désintéressement Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110205&typ=my&id=my14.txt

Kiedy Francuzi sprzedali Rosji okręty klasy Mistral, w Szwecji wywołało to dyskusję o zagrożeniu, jakie stwarza to dla bezpieczeństwa kraju. W Polsce reakcją było... głuche milczenie
Polityka désintéressement
Z Pawłem Solochem, ekspertem w Instytucie Sobieskiego w zakresie bezpieczeństwa narodowego i administracji, byłym doradcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji i szefem Obrony Cywilnej Kraju w latach 2005-2007, rozmawia Justyna Wiszniewska

Przekonuje Pana argumentacja Donalda Tuska, że chciał wygrać pokój z Rosją, a nie wywołać wojnę...

- Jest to oczywiście stwierdzenie przesadne i nacechowane emocjami, które można określić jako mało polityczne. Ponadto dla osoby pełniącej funkcję premiera dość ryzykowne jest mówienie w publicznym wystąpieniu w Sejmie, że grozi nam jakaś wojna - zakładając nawet, że była to figura retoryczna. Nie ulega wątpliwości, że w całej tej sprawie premier został co najmniej ograny i nie wykazał się politycznym instynktem oraz zdolnością przewidywania rozwoju sytuacji od momentu samej katastrofy, czyli od 10 kwietnia 2010 roku.

Tymczasem pojawiają się komentarze, jak chociażby Zbigniewa Brzezińskiego, że obecna polityka rządu Tuska wobec Rosji "jest rozsądna", a jej ewentualnym przeciwieństwem, oczywiście niedopuszczalnym, miałoby być "machanie szabelką i bojowe wykrzykiwanie". Czy rzeczywiście nie istnieje już żadna inna forma prowadzenia skutecznej polityki zagranicznej wobec Rosji?

- Bardzo sobie cenię profesora Brzezińskiego, osobę niezwykle zasłużoną dla sprawy Polski i szerzej - dla interesów narodów Europy Środkowej i Wschodniej. Jednak musimy pamiętać, że profesor Brzeziński jest przede wszystkim Amerykaninem, patriotą amerykańskim, a dopiero potem Amerykaninem polskiego pochodzenia, darzącym sentymentem kraj urodzenia swojego i swoich przodków. Jego punkt widzenia to perspektywa globalnej polityki Stanów Zjednoczonych, którą usiłuje realizować (popierana przez Brzezińskiego) administracja prezydenta Obamy. To perspektywa kogoś, kto mieszka nad Potomakiem, podczas gdy my żyjemy nad Wisłą i mamy własne interesy, nie zawsze zgodne z interesami innych narodów, choćby najbardziej nam przyjaznych.
Jest oczywiste, że w stosunkach z Rosją między polityką "rozsądną" (czytaj: uległą) a "machaniem szabelką" istnieje cała gama zachowań i środków pośrednich, z których wydaje się, nasze władze nie korzystały, przyjmując postawę tzw. rozsądną. Polityka rządu wobec Rosjan powinna być podporządkowana najważniejszemu zadaniu, jakim w obliczu tragedii smoleńskiej jest, w moim przekonaniu, budowanie jedności i zgodnej postawy Polaków. Natomiast od początku działania władz wzbudzały podziały i nieufność, zabrakło w nich jednoznacznego zamanifestowania gotowości do wzięcia bezpośredniej odpowiedzialności ze strony przywódców państwa. Tymczasem na pierwszy plan wysunięto urzędników: prokuratorów, pana Edmunda Klicha, zamiast przywódców politycznych: premiera i ministrów. Nieufność pogłębiał fakt, że o wielu decyzjach opinia publiczna nie była informowana, inne podejmowane były w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach, jak chociażby sposób przyjęcia przez stronę polską konwencji chicagowskiej za podstawę do działań wyjaśniających przyczynę katastrofy.

Odpowiedzią na nieporadne działania ekipy Tuska po katastrofie była legislacyjna i propagandowa ofensywa Rosji.

- Rosjanie już w dniu katastrofy zamieścili w internecie dekret prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, na mocy którego mianował on premiera Władimira Putina szefem rządowej komisji ds. zbadania przyczyn katastrofy samolotu Tu-154, po czym tego samego dnia Putin wyznaczył skład komisji, formalnym aktem prawnym, który również został zamieszczony na stronach internetowych. Rosjanie jednoznacznie, w sposób formalny (przy tym łatwy do sprawdzenia) wskazali, kto z ich strony ponosi główną - polityczną odpowiedzialność za wyjaśnienie przyczyn katastrofy (prezydent i upoważniony przez niego premier).
Takich działań nie było widać ze strony polskiej. W obecnej sytuacji politycznej i dyskusji wokół raportu MAK dobrze by było, gdyby rząd opublikował wszystkie dokumenty (wszystkie, które nie są objęte klauzulą tajności), dotyczące zarówno okoliczności dwóch odrębnych wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku 7 i 10 kwietnia w Katyniu (w tym korespondencję pomiędzy ambasadą rosyjską a władzami polskimi) oraz działań rządu podjętych po katastrofie. Dokumenty te w formie białej księgi powinny być ogólnie dostępne w internecie.

Jak ocenia Pan zdolność naszych władz do wzięcia odpowiedzialności za katastrofę smoleńską i dotarcia do prawdy o jej przyczynach?

- Rosjanie, broniąc swoich interesów, pokazali jednocześnie, kto jest odpowiedzialny za rozwiązanie tej sprawy: Miedwiediew i Putin. Stronę polską reprezentował na początku płk Edmund Klich, wcześniej nieznany, poza wąskim kręgiem specjalistów związanych z lotnictwem. Zabrakło osobistego zaangażowania premiera, a nominacja ministra Jerzego Millera, jako szefa komisji, nastąpiła parę tygodni później. Jak w tej sytuacji miał się zachować Putin (niezależnie od jego rzeczywistych intencji), który już 10 kwietnia stanął na czele komisji badającej przyczyny katastrofy powołany do tego formalnym aktem, kiedy zobaczył, że premier i rząd polski wyznaczają do badania tej sprawy niższego rangą urzędnika? Już samo to mogło wywołać u Rosjan reakcje negatywne i przekonanie o lekceważeniu całej sprawy ze strony polskiej. W ten sposób nasz rząd okazał się niezdolny do zamanifestowania - i to jest mój podstawowy zarzut wobec polskich władz - należytej powagi wobec tego, co się stało. Zabrakło ze strony polskiej jednoznacznego wyeksponowania tego głównego, odpowiedzialnego przywódcy państwa, który wobec niewątpliwej tragedii narodowej od samego początku umiałby powiedzieć: "To ja biorę odpowiedzialność za to, żeby ta sprawa została wyjaśniona". A tym głównym odpowiedzialnym mógł być tylko premier, bo prezydent już nie żył.

Bezczynność wydaje się programem Donalda Tuska w obszarze relacji z Rosją. Zabrał on głos dopiero wtedy, gdy zmusił go do tego raport MAK.
- Jeżeli nawet po katastrofie nasze władze nie wiedziały, co robić, bo zapanowała panika, chaos i zamęt, a na skutek tego w pierwszych godzinach śledztwo zostało oddane w ręce Rosjan, to były przecież później całe miesiące na to, aby w sytuacji, gdy okazało się, że Rosjanie mataczą, podjąć pewne działania, np. na znak protestu wycofać Edmunda Klicha z komisji MAK, a sprawę umiędzynarodowić. Polski rząd nie wykonał wielu możliwych działań, zanim jeszcze stanęła kwestia jakiejkolwiek ostrej konfrontacji dyplomatycznej. Do momentu ogłoszenia raportu MAK - jeżeli pojawiały się jakiekolwiek informacje o nieprawidłowościach czy niezdolności do współpracy z Rosją - nie było żadnych formalnych ruchów ze strony polskiej, które by świadczyły o tym, że nie zgadzamy się w czymś z Rosjanami. Pojawiła się jednocześnie niezrozumiała w tej sytuacji presja, wręcz szantaż, wobec polskiego społeczeństwa, że oto teraz Polacy mają kochać Rosjan. Po tragedii 10 kwietnia próba odsłonięcia pomnika w Ossowie ku czci poległych w 1920 roku żołnierzy sowieckich czy nakłanianie Polaków do składania 9 maja wieńców na grobach czerwonoarmistów były przykładami takiego nachalnego, agresywnego i wzbudzającego sprzeciw rusofilstwa. Takie działania z pewnością nie posłużyły budowie pojednania między naszymi narodami.

Jak zatem interpretować te nadmierne ukłony rządu wobec Rosji?
- Jako przejaw histerii rządu Tuska, że stosunki polsko-rosyjskie mogą się załamać. Niedobrze, że pierwszą myślą rządzących po katastrofie było ratowanie dobrych stosunków z Rosją, a nie ratowanie potężnie zachwianego poczucia pewności i jedności Narodu. Gdyby rząd myślał kategoriami interesu narodowego, to jego pierwszymi działaniami po katastrofie powinna być demonstracja siły państwa wyrażająca się w jednoznacznym wzięciu odpowiedzialności za działania przez politycznych przywódców kraju (a nie spychania jej na niższych rangą urzędników) i bardziej zdecydowana, asertywna postawa wobec Rosjan. To drugie z pewnością nie groziłoby od razu poważnym konfliktem, to jest bzdura. Jednocześnie byłby to jasny sygnał skierowany do społeczeństwa polskiego, że dla rządu najważniejszy jest interes Polski.

Niestety, cały wysiłek władz nakierowany był na budowanie za wszelką cenę przyjaznych stosunków z Rosją, a nie na liczenie się z postawami społecznymi.
- Nawet można było odnieść wrażenie, że właśnie o to chodziło, aby wydzielić ze społeczeństwa tych, którzy się tym działaniom sprzeciwiają, po to, by ich napiętnować, ośmieszyć, zapędzić w kozi róg. To może mieć dalekosiężne skutki w postaci trwałego podziału. Najważniejsi w tej sytuacji powinni być dla naszego rządu Polacy, a nie Rosjanie. W jednym z wywiadów George Friedmann, autor futurystycznej książki "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek", określił wizję przyszłej Euroazji i wskazywał na potencjalnie silną pozycję Polski. Polski dziennikarz, który z nim rozmawiał, wyraził wątpliwość co do naszych możliwości, mówiąc, że przecież jesteśmy bardzo słabi, wszyscy nas lekceważą, nie jesteśmy np. jak Izrael, który ma poparcie Ameryki itp. Na to Friedmann zapytał: Co Polacy robią, aby byli poważniej traktowani? Czy budują np. silną armię? Czy są państwem zdolnym do prowadzenia asertywnej polityki, która w skrajnym przypadku wyraża się w gotowości i zdolności do prowadzenia w obronie własnej działań militarnych.
Proszę zwrócić uwagę, że w momencie, kiedy Francuzi sprzedali Rosjanom supernowoczesne okręty klasy Mistral (z lądowiskami dla helikopterów), które mogą służyć do desantu na takich wodach, jak Morze Bałtyckie, w parlamencie Szwecji wywołało to dyskusję o zagrożeniu, jakie stwarza to dla bezpieczeństwa kraju. Taka była reakcja państwa, które jest bezpieczniejsze od Polski pod każdym względem. Ze strony Polski poza désintéressement zgłoszonym przez prezydenta Komorowskiego podczas wizyty we Francji nie wywołało to żadnej poważnej dyskusji.

Sprawy obronności leżą zupełnie poza obszarem zainteresowania rządu?
- Kondycja naszej armii jest bardzo zła. Przypomina armię czasów saskich. Jesteśmy w zasadzie rozbrojeni, bo dysponujemy ok. 7-10 tys. żołnierzy, którzy są w stanie prowadzić działania bojowe. W naszej armii nie ma ani strategicznej wizji rozwoju, ani dostatecznej kontroli. Panuje daleko posunięta demoralizacja, czego skutkiem są dymisje, np. w jednostce GROM. Kolejne katastrofy lotnicze są najbardziej tragicznym tego przykładem. Wszyscy wiedzą, że minister obrony jest skrajnie nieudolny, nawet w łonie partii rządzącej jest krytykowany. Znajdujemy się na granicy obszaru NATO i na granicy obszaru Unii Europejskiej w sytuacji, kiedy nie wiemy, jak rozwinie się za parę lat sytuacja np. na Ukrainie, nie wiemy, co się stanie z Białorusią itd. Gdyby sytuacja uległa istotnemu pogorszeniu, to w pół roku armii nie zbudujemy.

Jak w związku z tym Polska powinna budować swoją podmiotową pozycję wobec Rosji?
- Warunkiem budowania wszelkiej podmiotowości wobec państw zewnętrznych - obojętnie czy to będą Rosjanie, Niemcy czy Amerykanie - jest posiadanie własnego silnego państwa; państwa, które potrafi nie tylko definiować cele strategiczne, ale posiada consensus elit co do ich realizacji. Drugim warunkiem jest zapewnienie środków na realizację tych celów, czyli odbudowanie zdemoralizowanej, w dużym stopniu, machiny państwowej. Bez tych dwóch warunków nie możemy mówić o jakimkolwiek oddziaływaniu zewnętrznym. Polacy muszą mieć świadomość, że silne państwo jest wartością.
Na pewno kluczowe dla naszego bezpieczeństwa są sojusznicze i partnerskie relacje z USA i Niemcami, a także nasza silna pozycja wewnątrz silnej Unii Europejskiej. Zwracam też uwagę na państwa skandynawskie (zwłaszcza Szwecję) oraz na państwa Grupy Wyszehradzkiej. Polska powinna dążyć do odbudowy pozycji regionalnego lidera, czy to w obrębie państw Grupy Wyszehradzkiej, czy w obrębie wspólnoty państw Morza Bałtyckiego. Jednak powtórzę raz jeszcze, punktem wyjścia dla działań zewnętrznych jest odbudowanie silnego państwa.

Dziękuję za rozmowę.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum