Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

UKŁAD WARSZAWSKI - REKONSTRUKCJA

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bartłomiej Marjanowski
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 368

PostWysłany: Wto Paź 19, 2010 4:26 pm    Temat postu: UKŁAD WARSZAWSKI - REKONSTRUKCJA Odpowiedz z cytatem

Zrodło: http://freeyourmind.salon24.pl/


Free Your Mind (18.10.2010.):

Polska XXI wieku
UKŁAD WARSZAWSKI - REKONSTRUKCJA
Jakie dziś mogą być najważniejsze zadania opozycji? Pod pojęciem opozycja nie rozumiem wyłącznie PiS-u, ale wszystkich, którzy włączeni są w ruch społecznego sprzeciwu wobec dyktatury ciemniaków – choć, co oczywiste, sam PiS ma najwięcej w tej materii do zdziałania. Otóż jestem przekonany, że przede wszystkim należy stopniowo i systematycznie kompletować materiały do śledztwa, jakie należy wszcząć przeciwko tym przedstawicielom instytucji państwowych w naszym kraju, którzy odpowiadają za zaniedbania i mataczenie w kwestii wyjaśnień przyczyn tragedii smoleńskiej. Takie dochodzenie, jak podejrzewam, będzie „śledztwem stulecia” z tej racji, że – tak jak to bywa we Włoszech, gdy się ściga i sądzi mafię – obejmie wysokich funkcjonariuszy państwowych i ludzi na co dzień osłanianych przez „transformacyjne prawo”, przeróżne „immunitety”, firmy ochroniarskie z esbeckim zapleczem oraz wojskówkę. W obecnej sytuacji, w której można mówić o całkowitym upodabnianiu się neopeerelu (z jego infrastrukturą i „elitami”) do peerelu, nie należy liczyć na to, że którakolwiek z instytucji będzie dążyła do działań wbrew interesom Kremla, którym to interesom okazali się najwierniejsi ludzie obecnej władzy. Opozycja, owszem, może wywierać naciski na rozmaite instytucje, lecz musi się liczyć z tym, że ich przedstawiciele po ponad 6 miesiącach od tragedii smoleńskiej mają poczucie całkowitej kontroli nad sytuacją.

To poczucie nie bierze się oczywiście znikąd. Znakomitym wsparciem, dokładnie tak, jak za poprzedniego reżimu, okazały się neokomunistyczne media, które jak na jeden gwizd peronowego lub milicjanta, ustawiły się w zgodnym szeregu do raportu. Zjawisko to wiele osób dobrej woli i szczerego, polskiego serca, wprawia w jakieś osłupienie lub oburzenie. Mnie zaś ono fascynuje, ponieważ w jaskrawy sposób unaocznia, w jakim kraju żyjemy i z jakimi „ludźmi mediów” mamy do czynienia – i zarazem potwierdza „mroczne wizje oszołomów”. Wiele razy przecież zżymano się w dyskusjach „na prawicy”, że jednak porównywanie neopeerelu do peerelu to pewna przesada. Wskazywano przy tym najczęściej na różnice w infrastrukturze („patrzcie, przecież są lepsze drogi, lepsze auta i pełne sklepy; można też wyjeżdżać za granicę bez problemu”), nie zaś na przykład na różnice w mentalności „elit”, tudzież w sposobie funkcjonowania polskiego państwa. Tymczasem to one są podstawowymi „wyznacznikami” fundamentalnej zmiany. Jeśli bowiem „Oni” myślą, mówią, czują i zachowują się jak w peerelu, zaś „Ich” instytucje funkcjonują wedle starych, sprawdzonych, sowieckich zasad, to nie należy mówić o jakiejkolwiek poważnej zmianie w polskim państwie i zwyczajnie, tj. bez uprzedzeń i upiększeń, dostrzegać ciągłość między powojenną republiką sowiecką zwaną „Polską Ludową”, a tym państwem, które mamy teraz.

Powiedziałem, że to zjawisko mnie fascynuje, ale nie emocjonalnie, lecz, że tak się wyrażę, badawczo. To trochę jak z kimś, kto z pasją obserwuje rzadkie zjawiska przyrody i z czasem odkrywa „prawo” nimi rządzące. Po jego odkryciu zaś, może dokonywać przewidywań dotyczących tego, jak pewne (analogiczne) zjawiska będą się kształtowały oraz – w sytuacji, w której te zjawiska faktycznie występują – znajdować empiryczne potwierdzenie dla swojej teorii. Oczywiście w żadne „prawa społeczne” czy „prawa historii” nie wierzę i sądzę, że K. Popper w swoich świetnych publikacjach dokonał tak miażdżącej krytyki „materializmu historycznego/dialektycznego” i historycyzmów wszelkiej maści, że nikt rozsądnie myślący nie będzie sięgał po te narzędzia myślenia, których dostarcza właśnie marksizm i jemu pokrewne pseudokoncepcje/pseudoteorie. Można jednak – w odniesieniu do rzeczywistości społeczno-politycznej – mówić po prostu o „prawach przyrody”. Nie siląc się na wyrafinowane naukowe konstrukcje można zatem głosić np., że gnijący organizm, jeśli się go trwale izoluje od środków nie tylko leczniczych, ale i ochronnych, nie ma najmniejszych szans na autoregenerację i ulega stopniowej agonii.

Polskie państwo, po Apokalipsie '39 roku, jaką z zachodu i wschodu przyniosły mu niemieckie i sowieckie hordy, zostało poddane procesom gnilnym już w latach 40., gdy w ZSSR formowały się agenturalne „instytucje państwowe”, szykujące swój agenturalny „porządek” i agenturalną „praworządność” na długie dziesięciolecia satelickiego, okołomoskiewskiego funkcjonowania „Ludowej ojczyzny”. Od tamtej pory, zauważmy, istota systemu pozostała niezmieniona, tzn. organizm gnił, gnije i ma gnić dalej, zaś pasożytujące na tymże organizmie „drobnoustroje” w postaci prorosyjskich środowisk znakomicie funkcjonują w warunkach społecznego, moralnego i instytucjonalnego zepsucia. Nie ma żadnych szans na normalne funkcjonowanie (sponiewieranego wojną, a potem bolszewizmem) państwa, gdy nie jest ono poddawane terapii zmierzającej do jego uzdrowienia. Czerwoni doskonale z tego zdawali sobie sprawę, przystępując w latach 80. do konstruowania „nowego porządku” mającego symulować „obalenie komunizmu”.

O ile jednak kwestie instytucjonalnej „zgnilizny” są dość powszechnie znane, o tyle kwestie degrengolady mentalnej ukazały się „w pełnej krasie” dopiero w kontekście zamachu z 10 kwietnia. Dziś, po tych 6 miesiącach, nikt zdrowo myślący nie może mieć wątpliwości co do tego, że nie tylko „stare pokolenie” potrafi w odpowiedniej chwili (na sygnał trąbki zwołującej sforę do leśnej pogoni) myśleć i działać po sowiecku, zaś z „dysydentów” wychodzą zwyczajni zamordyści, ale „młode pokolenie” też. Kto wie zresztą, czy to młode pokolenie nie jest równie gorliwe w służbie systemowi jak stalinięta „zauroczone ideą” na przełomie lat 40. i 50. No więc w tym właśnie zjawisku należy upatrywać istotę neokomunizmu - system sowiecki w swej prostocie wyrażającej się w utrwalaniu przemocy i kłamstwa (zwanych dla zabawy „władzą ludową”) jest w jakiejś mierze „genialny”, bo pozwala się samoreprodukować w dowolnych warunkach. Wystarczy tylko w trakcie ewentualnych „przemian” (mających najczęśćiej charakter „odwilży”, tj. luzowania gorsetu i przewietrzania baraków) zabezpieczyć dwie sfery – sferę przemocy i sferę kłamstwa. Czerwoni, którzy przecież (pod czujnym okiem „braci z Kremla”) przez kilka dekad po wojnie szykowali się do napaści na Zachód, nigdy by się na żadną transformację nie zgodzili, jeśli ta dokonywałaby radykalnej zmiany społeczno-politycznej, tj. przywracaniu praworządności, sprawiedliwości, prawdy i uczciwości w życiu obywateli oraz w funkcjonowaniu państwa. Musiał więc powstać taki system, który będzie imitował „coś nowego” (a więc niekoniecznie pszenno-buraczaną stylistykę „republiki rad”, bo ta była nieco „estetycznie” i kulturowo wypalona), jednakże zachowywał będzie podstawowe cechy komunistycznego chaosu: zinstytucjonalizowane bezprawie i zinstytucjonalizowane kłamstwo. Na takim bowiem gruncie można budować wszelkie potiomkinowskie wsie, z III RP włącznie.

Oczywiście to nagłe odkrycie się „nowych” sowieckich ludzi i tego – znanego nam aż za dobrze – piekielnego, kolektywnego (kołchozowego) myślenia, w ramach którego chodzi wyłącznie o to, by „pewnych pytań nie zadawać”, „pewnych kwestii nie ruszać”, „w pewne obszary nie wchodzić”, jeno powtarzać ze śmiertelną powagą za nadludźmi Kremla to, co jest podawane tłumom do wierzenia – możliwe było dopiero w sytuacji ekstremalnej. Nastała ona w naszym kraju po zamachu z 10 kwietnia. Zauważmy zresztą, że miał on wieloraki wymiar – dokonano masakry na polskiej elicie, dokonano zamachu stanu w naszym kraju i dokonano błyskawicznego włączenia polskiego państwa w neosowiecką sferę wpływów. Tym trzem spektakularnym działaniom towarzyszyła nieprawdopodobna, imponująca w swej sile niemalże jak propaganda za Bieruta, osłona medialna. Długo zastanawiałem się nad znalezieniem właściwej analogii, ale w końcu się jej doszukałem. To pospolite ruszenie pożytecznych idiotów, agentury, TW i kogo się tylko udało z uśpienia wybudzić w „chwili próby” przed jaką po raz kolejny w naszych dziejach postawiła nas Moskwa, przypomina właśnie sytuację powojnia w Polsce, gdy do pracy „na odcinku budowy socjalizmu”, „na odcinku podnoszenia kraju z gruzów” i zarazem tłumaczenia ciemnemu ludowi, że komunizm to postęp, ruszyły „masy intelektualistów, artystów, dziennikarzy etc.” Dokładnie tak, jak wtedy, gdy gwałt uznawano za prawo, a kłamstwo za prawdę, tak działa się i dziś – gdy dokonał się niesamowity gwałt na blisko stu osobach z polskim Prezydentem na czele.

Dokładnie tak jak wtedy, gdy przecież wiedziano, że Katynia dokonali Rosjanie, pracowano zgodnie od świtu do nocy nad tym, co znakomicie ujął J. Mackiewicz w sentencji „nie trzeba głośno mówić”. Bo najlepiej to o pewnych sprawach w ogóle nie mówić. Rzecz jasna, komunizm jako system kłamstwa, dba przede wszystkim o to, by nie mówić o tym, co związane jest z praworządnością i prawdą. Komunizm nie nakazuje żadnego „powszechnego milczenia”. Wprost przeciwnie, zasypuje obywateli poddawanych zniewoleniu tonami papieru, tudzież zagłusza myśli obywateli przekazami radiowymi i telewizyjnymi zawierającymi kłamstwa, tylko kłamstwa i całe kłamstwa. Neokomunizm czyni dokładnie to samo – z jeszcze większym natężeniem. Z uśmiechem „hipereleganckiej” spikerki czy luksusowego prezentera. Ludzi do wynajęcia.

Dążenie do prawdy jest dla funkcjonariuszy takiego systemu (komunistycznego czy neokomunistycznego) kompletnym szaleństwem, chorobą psychiczną. W książce E. Matkowskiej „System. Obywatel NRD pod nadzorem służb” („Arcana”, Kraków 2003) w pewnym miejscu pojawia się kapitalna uwaga zawarta w sprawozdaniu jednego z oficerów STASI, który pisze o inwigilowanej osobie mniej więcej tak: obiekt wykazuje się zaburzeniami psychicznymi, ponieważ uważa, że jest śledzony. W (polecanym przeze mnie w najnowszej odsłonie POLIS MPC) czeskim filmie „Kawasakiho Ruze” (2009) jeden z dziennikarzy rzuca z kolei takie zdanie: z tego, że ktoś ma paranoję wcale nie musi wynikać, że nie jest śledzony.

System bezprawia i kłamstwa ma więc to przede wszystkim do siebie, że „nicuje” rzeczywistość, tzn. wprowadza zgniliznę do najgłębszych obszarów świata społecznego. Można tu mówić o zatruwaniu ludzkiej duszy – tak zresztą przedstawiało istotę komunizmu wielu jego znakomitych krytyków ze wspomnianym już Mackiewiczem na czele. System bezprawia i kłamstwa jest jednak tak dalece wyrafinowany, że nie tylko uniemożliwia wolne działanie jednostek, uniemożliwia komukolwiek dążenie do praworządności i prawdy, ale też osoby dążące do tych wartości, ideałów celów, uznaje za jednostki zupełnie chore. Skoro zaś jest choroba to – z punktu widzenia ludzi tego systemu – należy chorego „chłodnym lekarskim okiem” obserwować lub też - w ostateczności - usuwać z sowieckiego organizmu.

Wspomniałem o tej uwadze z doniesienia oficera STASI nie dlatego, że może ona ilustrować typowe dla sowieckich bezpieczniaków poczucie całkowitej bezkarności i chamskiego szyderstwa z osób represjonowanych. To owszem, był jeden z istotnych rysów zachowań bezpieczniackich. Zarazem jednak mogło być tak, że ludzie pracujący dla systemu – całkowicie oddani bezprawiu i kłamstwu, rzeczywiście zdumiewali się tym, że ktoś może dążyć do „jakiejś wolności” czy „jakiejś prawdy”. Pochylali się nad „osobnikami” domagającymi się wolności, praworządności, prawdy itd. jak nad kompletnymi mutantami, dziwolągami, przedstawicielami wymierającego gatunku.

Dokładnie z taką właśnie mentalnością mamy dziś w Polsce XXI wieku do czynienia. Tak jak kiedyś ścigano i „leczono” schizofrenię bezobjawową – tak obecnie ściga się i „leczy” paranoję smoleńską. System bezprawia (instytucje działające wbrew interesom obywateli i wbrew autentycznym interesom państwa) i system kłamstwa (polskojęzyczne media oraz środowiska „opiniotwórcze”) nie dopuszcza nawet myśli, że można by od 10 kwietnia prowadzić normalne śledztwo ws. katastrofy i można by szukać winnych zamachu. Tak samo jak w przypadku poprzedniego Katynia – nie ma problemu i nie ma winnych. Nie tylko nie wolno głośno mówić, ale wprost chorobą psychiczną jest jakieś dopominanie się o praworządność czy prawdę.

Ks. S. Małkowski powiedział niedawno, że to dobrze, iż tyle osób nagle się odkrywa w swej służbie przemocy i kłamstwu. Ja też uważam, że to dobrze. „Transformacja” bowiem dobiegła końca, system neokomunistyczny dokonał pewnego historycznego zamknięcia. Teraz pozostaje nam, ludziom opozycji, przygotować się do rzeczywistego obalenia systemu i do dokonania gruntownego osądzenia tych wszystkich osób i instytucji, które włączyły się w bezprawie i zakłamanie.
******************************************************************************

Myślę, że formuła "transformacji" została doprowadzona do końca - w tym sensie, że "ludowej władzy" pozostaje już tylko wyprowadzenie wojsk i bezpieczniaków przeciwko opozycji (szeroko rozumianej), co jak widzieliśmy w przypadku Krakowskiego Przedmieścia, zaczęło być próbowane. Oczywiście ciemniacy nie mogą być pewni, czy sięgając po argumenty siłowe nie pogorszą swej sytuacji - czerwoni najbardziej bali się "palenia komitetów", no bo przy takich okazjach i ktoś w środku mógł zostać spalony (tak choćby jak na Węgrzech w '56 r., gdy obywatele wzięli się za bezpieczniaków), różowi z czerwonymi mogą też się bać analogicznego scenariusza, a poza tym to już nie jest wojsko ludowe, które pod kierownictwem trepów i sowieciarzy można było rzucić na odcinek "gaszenia niepokojów społecznych".

Totalitaryzm mamy w pełni. Ale też z tego powodu ciemniacy mają coraz mniejsze pole manewru. Musi więc nastąpić przesilenie. Być może impuls ekonomiczny będzie tu najistotniejszy.
Nie wiem, ilu Polaków ogarnęła przemiana - wiem, że społeczne ciśnienie rośnie, ponieważ nawet osoby, które należą do - powiedzmy - zwolenników obecnej "koalicji rządzącej", z pewną nieśmiałością, ale jednak zaczynają wyrażać sądy, że śledztwo ws. Smoleńska to jakaś jedna wielka parodia i że Ruscy postępują z Polską w najgorszy z możliwych sposobów. Pisałem już o tym w ostatnim "Nowym Państwie" - części ludziom "nie mieści się w głowie", że "to nie mógł być wypadek", w związku z tym na tej podstawie (czyli, że nie mieści im się w głowie) sądzą, że o zamachu nie może być mowy. Jednakże z biegiem czasu i pojawianiem się coraz to nowych danych powinno nastąpić u osób - powiedzmy - nazbyt ostrożnych w myśleniu o Smoleńsku, otrzeźwienie i gwałtowny zwrot w myśleniu. Będzie to jednoczesne odkrycie rozmiaru zbrodni i skali kłamstwa otaczającego tę zbrodnię. Kłamstwa, nie ma co kryć, także po stronie polskiej.

Sądzę więc, że istnieją osoby nawet niekoniecznie stojące po stronie PiS-u, ale gotowe zrewidować swe poglądy pod wpływem kolejnych dowodów zbrodni. Natomiast musimy liczyć się jednocześnie z tym, że są tacy zwolennicy ciemniaków, którzy nawet wiedząc, że 10 kwietnia doszło do zamachu, nie będą uważali tego zamachu za nic strasznego ani tragicznego. Przeciwnie, będą zadowolone, że do takiej masakry doszło ("dostali za swoje"). Na zwrot w myśleniu takich sowieckich ludzi nie należy czekać. Oni nie są Polakami.

Pisałem o zjawisku fascynującym, mając na myśli to "przekazywanie z pokolenia na pokolenie" pewnego sowieckiego myślenia w naszym kraju. O ile bowiem ludzie tacy jak - nie szukając daleko Urban czy Rolicki - zasłużeni dla propagandy poprzedniego reżimu - bronią i dziś twardo interesów Moskwy, o tyle stawanie po stronie tychże interesów - ludzi młodych, jest swoistym novum. Zauważ, że jednym z mitów związanych z Polską "transformowaną" było przecież to, że ta Polska staje się krajem zachodnim, demokratycznym, normalnym itd. Tymczasem mamy nagle całkowity odwrót i od zachodniego stylu myślenia, zachodniej praworządności, zachodniej normalności (widać to właśnie na kwestii Smoleńska) i ci sami ludzie, którzy dzień w dzień bębnili, trąbili, huczeli o westernizacji naszego kraju, naraz, jak jeden mąż wyrażają wschodnie interesy i uznają wschodnie "standardy" działania.

Zdawać się mogło, że tragedia smoleńska wytrącić powinna z jakiegoś odrętwienia ludzi żyjących w kłamstwie po 1989 r., tymczasem tragedia zadziałała na zasadzie budzenia z uśpienia całą rozsianą jak kraj długi i szeroki, agenturę.
Powiedziałbym jednak w uzupełnieniu, [iż] chyba właśnie z tego powodu, że nastąpiło duchowe odrodzenie w sercach wielu Polaków, doszło (po 10 kwietnia) do uruchomienia tej wielkiej machiny bezprawia i kłamstwa. Jak zapewne pamiętasz, niektórzy ludzie przestrzegali przed "demonami polskiego patriotyzmu" i te "demony" były widoczne w tygodniu żałoby, ale i później. Dla ludzi sowieckich polski patriotyzm jest czymś demonicznym. Wiedząc jednak, że w języku komunistycznej (neokomunistycznej też) nowomowy, terminy zaczerpnięte z normalnego języka są załgane, należy na to stwierdzenie o "demonach patriotyzmu" spojrzeć inaczej. Ludzie sowieccy boją się polskiego patriotyzmu dlatego, że on (zwykle związany z polską religijnością i umiłowaniem wolności) stanowi siłę napędową rozwoju polskiego narodu. Tym samym stanowi barierę ochronną przed sowietyzacją. Gdy więc Polacy ujawniają swój patriotyzm, sowieciarze natychmiast biją na alarm, bo przebudzenie się polskiego narodu może zakończyć się rozliczeniem i klęską sowieciarzy, a być może i więzieniami dla tychże sowieciarzy.
Czego sowieciarzom szczerze, z całego serca, życzę,

Oczywiście, że trzeba różnych rozwiązań, ale w ramach przygotowań do przejęcia władzy przez naród polski, nie zaś przez stronników Moskwy, należy - sądzę - przede wszystkim zbierać krok po kroku materiały do "śledztwa stulecia". Jest to bowiem sytuacja wyjątkowa, kiedy wszystkie najistotniejsze instytucje związane z wyjaśnianiem przyczyn tragedii, działają wbrew interesowi narodowemu i nie dążą do ustalenia prawdy.

Po doświadczeniach z wyborami z 2010 r. nie należy (tu piję do prof. Krasnodębskiego) sądzić, że uda się "drogą legislacyjną" dokonać istotnych zmian. To, niestety, myślenie nieco życzeniowe. System o charakterze usankcjonowanego bezprawia i kłamstwa, jest wewnętrznie zabezpieczony przed próbami "zreformowania". Oczywiście system taki może pozorować pewne zmiany w postaci "odwilży" - jednak dysponuje on taką siecią ludzi i instytucji gotowych działać nieformalnie w chwilach zagrożenia (dla systemu i jego beneficjentów), że niemożliwe jest "naprawienie od środka".

Z całym szacunkiem, ale nawet twórcy "Matriksa" nie są w stanie konkurować z matriksem neokomunistycznym, w którym bezprawie i kłamstwo są tak głęboko osadzone, że właściwie nie do wyrwania bez wielkiego społecznego wstrząsu.
Ja o żadnym kompromisie nie mówię. Nawet przez myśl mi coś takiego nie przeszło. Cieszy mnie zresztą postawa premiera Kaczyńskiego, który nawet nie chce słyszeć o jakimkolwiek kooperowaniu z ciemniakami, czy choćby podawaniu im ręki. Sprawy zaszły za daleko i to wszystko należy zamknąć w zupełnie inny sposób - tzn. nie drogą jakichkolwiek negocjacji i "porozumień".
W poprzednim peerelu też dość powszechne było myślenie: nie ma co się wychylać, nie ma co wychodzić na ulice, nie ma co strajkować, nie ma co wierzgać przeciwko systemowi, a ZSSR trwać będzie po wieczne czasy i trzeba się z tym wszystkim pogodzić. Śmiem sądzić, że gdyby nie umiejętnie osadzona agentura na szczytach Solidarności, mogłoby się w Polsce zakończyć wariantem węgierskim z linczami na ulicach. Czerwoni jednak potrafili przejąć w pewnym momencie inicjatywę nad "kontrrewolucją", wiedzieli bowiem, że Polacy zwyczajnie potrafią wieszać zdrajców, bo robili to już od wieków.

Nie sądzę więc, żeby duch narodowy był tak łatwy do ujarzmienia, skoro czerwoni nawet w czasach pełnej, absolutnej władzy, z tankami na ulicach i patrolami z psami, bali się, że kiedyś może wszystko szlag trafić i nawet Moskal nie pomoże.

To że istnieją różnice między Polakami, to rzecz pewna. Jednak ludzie nawet o różnych stopniach wiedzy o świecie są w stanie się porozumieć, jeśli mają wspólny cel: np. wolność, praworządność, sprawiedliwość, prawda w życiu społecznym. Niepodległość. Tych kwestii nie trzeba tłumaczyć na uniwersyteckich wykładach - te kwestie się rozumie, czuje, podziela - lub nie.

Czynnik ekonomiczny miał istotny wpływ na wybuch społeczny, który nastąpił na przełomie lat 70. i 80. - nie należy jednak zapominać o czynniku duchowym, jakim było posłannictwo i przekaz Jana Pawła II.
... z robotami właśnie jest tak, że wystarczy im zmienić program i działają wedle innych dyrektyw. Musimy jednak pamiętać, że są roboty, które działają wyłącznie w rosyjskim systemie operacyjnym. Ich przeinstalowywanie, przeprogramowywanie nie ma sensu. Są niekompatybilne z polskim interesem narodowym.

_________________
Bartek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Paź 19, 2010 10:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Cieszy mnie zresztą postawa premiera Kaczyńskiego, który nawet nie chce słyszeć o jakimkolwiek kooperowaniu z ciemniakami, czy choćby podawaniu im ręki. Sprawy zaszły za daleko i to wszystko należy zamknąć w zupełnie inny sposób - tzn. nie drogą jakichkolwiek negocjacji i "porozumień".

Ze Złem paktować nie można - nie można się więc ze Złem porozumieć.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum