Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

S.Michalkiewicz: Młodzi, wykształceni we mgle

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Nie Mar 27, 2011 9:34 pm    Temat postu: S.Michalkiewicz: Młodzi, wykształceni we mgle Odpowiedz z cytatem

Warto przeczytać.
Cytat:
Dzięki wyobraźni literatura często, a może nawet zawsze wyprzedza tak zwane życie. Bodajże jeszcze w latach 60-tych Stanisław Lem napisał powieść fantastyczną pod tytułem „Pamiętnik znaleziony w wannie”. Powieść została poprzedzona wstępem, w którym jakiś historyk mozolnie rekonstruuje dzieje ludzkości sprzed katastrofy jaka nawiedziła ludzkość pod postacią tak zwanej papyrolizy. Papyroliza polegała na gwałtownym rozpadaniu się papyru, który zdaniem owego historyka był powszechnie używany do rozmaitych celów, również religijnych, a także dzisiaj już niemożliwych do odtworzenia – jak na przykład „papyr osobisty”. Wskutek zniszczenia wszelkiego papyru proces odtwarzania dziejów ludzkości sprzed katastrofy opierał się głównie na domysłach i dlatego historykom lepiej znane były epoki, kiedy ludzką wiedzę, wierzenia, czy sztukę utrwalano w kamieniu, metalu lub glinie. Na szczęście przypadkowo natrafiono na wydrążoną górę w której zbudowane były jakieś skomplikowane instalacje. Większość z nich była całkowicie zniszczona, podobnie jak same pomieszczenia, ale w jednym, prawie całkowicie zasypanym, znaleziono bezcenny zabytek sprzed papyrolizy w postaci tytułowego pamiętnika.

Z jego zapisów, dla odkrywców w większości niezrozumiałych wynika, że jego autorem był tajny agent, który trafił do tego podziemnego Gmachu dla zapoznania się ze szczegółami Misji, którą miał spełnić. Próbując dowiedzieć się tych szczegółów odwiedzał coraz to nowe biura, w których urzędowali coraz to ważniejsi gmachowi dygnitarze – ale niczego właściwie nie mógł się od nich dowiedzieć, natomiast w miarę przedłużania się jego pobytu w Gmachu narastało w nim wrażenie, iż większość spotykanych tu ludzi jest agentami podstawionymi przez wroga. Niektórych mimowolnie zdemaskował i na jego oczach popełniali samobójstwa, inni potwierdzali nawet że owszem – są agentami Antygmachu – ale agentami podwójnymi, przewerbowanymi przez Gmach, podczas gdy jeszcze inni próbowali się z nim nachalnie fraternizować, że to niby „ja gmachowiec i ty gmachowiec; co gmasze, to nasze...” – i tak dalej – co wzbudzało w nim pewność, że ma do czynienia z nasłanymi prowokatorami. Czy jednak przez Antygmach, czy też odwrotnie – przy ich pomocy dowództwo Gmachu badało jego lojalność – tego był już coraz mniej pewien. Tak doczekał katastrofy, która na całe tysiąclecie pogrzebała nie tylko Gmach i wszystkich jego lokatorów – ale zasypany w wannie pamiętnik uratowała przed papyrolizą dla potomności.

Czy jednak rzeczywiście literatura wyprzedza? Czy autor tej powieści nie czerpał aby inspiracji z afery „Trustu” zmontowanej na podobnej zasadzie przez sowieckie GPU, które w roku 1922, poprzez podstawioną organizację rozpoczęło infiltrowanie i opanowywanie najbardziej nieprzejednanych emigranckich organizacji rosyjskich i zachodnich wywiadów. Celem było utrwalenie przekonania, że zaostrzenie antybolszewickiej propagandy, a zwłaszcza nasilanie operacji tylko zradykalizuje bolszewików, podczas gdy „pokojowe współistnienie” go rozmiękczy. Doszło w końcu do tego, że większość osobistości kierujących tymi organizacjami stanowili agenci GPU. Podobna sytuacja miała miejsce w powojennej Polsce z V Komendą Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, która została całkowicie utworzona przez UB z przewerbowanych AK-owców i WiN-owców. Nie tylko szeregowi konspiratorzy i żołnierze, ale i wywiady zachodnie zostały wciągnięte do tej prowokacji, co doprowadziło nie tylko do ujęcia i stracenia mnóstwa ludzi w Polsce, ale i skompromitowania emigracyjnych stronnictw politycznych poprzez tzw. aferę Bergu.

Warto z tego punktu widzenia spojrzeć na teorię konwergencji, sformułowaną jeszcze w latach 60-tych przez prof. Zbigniewa Brzezińskiego, która głosiła, że antagonistyczne mocarstwa: USA i ZSRR, zwarte w śmiertelnym uścisku „zimnej wojny”, coraz bardziej się do siebie upodabniają. Coś w tym jest rzeczywiście, bo – jak zdążyłem przekonać się podczas ostatniej podróży via Nowy Jork do Montevideo – środki bezpieczeństwa na lotniskach coraz bardziej przypominają procedury, jakie pamiętam przy przekraczaniu granicy NRD z Berlinem Zachodnim. No i wreszcie – jakże by inaczej! – sławna „transformacja ustrojowa” przy okrągłym stole. W jakim stopniu reprezentanci „strony społecznej” byli zinfiltrowani przez wojskową razwiedkę, która tę transformację pieczołowicie przygotowała, wykonała, nadzorowała i nadal nadzoruje? Warto zwrócić uwagę, że im wyższa pozycja społeczna, im więcej do stracenia, tym większa niechęć do poddania się lustracji, która zresztą powoli traci na znaczeniu, bo przecież nie obejmuje i nie będzie obejmowała agentów zwerbowanych przez Wojskowe Służby Informacyjne już po 1990 roku i ulokowanych przecież nie gdzieś na marginesach życia społecznego, ale odwrotnie – w najbardziej newralgicznych jego centrach, w których podejmuje się decyzje obejmujące cały nieszczęśliwy kraj.

Oczywiście większość, zwłaszcza „młodych, wykształconych” o mózgach ugniecionych z „Gazety Wyborczej” ostentacyjnie w takie rzeczy nie wierzy i jeśli nawet przechwałki byłego prezydenta naszego państwa Lecha Wałęsy, że osobiście, na czele rodziny obalił komunizm, uważa za przesadne, to przecież zasadniczo w autentyczność transformacji ustrojowej nie śmie wątpić. No dobrze, ale skoro tak, to na czym właściwie polegał totalitarny charakter komunizmu, którego reprezentanci nie tylko do umownego końca komuny, co to – jak ogłosiła pani Szczepkowska – nastąpił 4 czerwca 1989 roku, ale co najmniej do września 2006 roku, o ile nie do dnia dzisiejszego zachowali całkowitą chociaż nie do końca sformalizowaną kontrolę nad siłami zbrojnymi, policją, a zwłaszcza – tajnymi służbami? Pewne światło na tę sprawę rzuca potwierdzenie przez generała Czesława Kiszczaka tak zwanej gry operacyjnej, jaką bezpieka prowadziła przeciwko Hare Kryszna. Doszło w końcu do tego, że w obliczu trudności z pozyskaniem dostatecznej liczby konfidentów wśród krysznowców, do sekty zaczęli wstępować ubecy i nawet osiągać wysokie stopnie wtajemniczenia. Ciekawe ilu spośród nich pozostało tam do dzisiaj, no a przecież poza Hare Kryszna pojawiły się u nas jeszcze inne związki wyznaniowe, którymi bezpieka – oczywiście już ta demokratyczna – też się interesuje.

Ciekawe, że teraz wygląda to całkiem tak samo, jak afera „Trustu” zmontowana przez GPU jeszcze w roku 1922. Oto przed 8 laty rząd niemiecki Bundestag i Bundesrat skierował do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe wniosek o zdelegalizowanie NPD. Przed sądem okazało się, że co najmniej 120 wysokich funkcjonariuszy tej partii, to w rzeczywistości konfidenci Urzędu Ochrony Konstytucji, np. Wolfgang Frenz – wiceprzewodniczący NPD w Nadrenii-Westfalii i przewodniczący partii w tym landzie Ugo Holtmann, Tino Brandt w Turyngii, czy Rainer Fromm – szef NPD w Meklemburgii. Przypomina to historię patrona prowokatorów, inżyniera Jewno Azefa, który podkradł kupca, u którego pracował na 800 rubli, po czym zbiegł do Niemiec, gdzie wstąpił na politechnikę w Karlsruhe. Stamtąd napisał do Ochrany w Petersburgu list, w którym donosił, że jest tam socjalistyczne kółko, o którym on, oczywiście za wynagrodzeniem, może dostarczać informacje. Takiego kółka nie było, ale Azef je założył i został, ma się rozumieć, jego przewodniczącym. Kółko z czasem rozrosło się w potężną partię, która dokonywała zamachów na rosyjskich dygnitarzy. Azef niektórych wydawał, a niektórych nie. W końcu został zdemaskowany przez sąd partyjny. Schronił się u swojej kochanki w Berlinie, gdzie umarł, zdaje się, że nawet śmiercią naturalną, podczas I wojny światowej. U nas oczywiście nigdy do takiej dekonspiracji by nie doszło nie tylko dlatego, że mamy niezawisłe sądy, ale przede wszystkim dlatego, że razwiedka takich rzeczy nie robi, ponieważ są one surowo zabronione. W coś przecież w końcu trzeba wierzyć, no nie?

Stanisław Michalkiewicz



Źródło: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1975
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum