Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Fenomen III RP czyli - stara miłość nie rdzewieje

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomasz Strzyżewski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 147

PostWysłany: Czw Paź 27, 2011 12:18 pm    Temat postu: Fenomen III RP czyli - stara miłość nie rdzewieje Odpowiedz z cytatem

Demokracja (gr. δημοκρατία demokratia „rządy ludu”, od wyrazów δῆμος demos „lud”, rozumiany jako ogół pełnoprawnych obywateli[1] + κρατέω krateo „rządzę”) – ustrój polityczny, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli (sprawują oni rządy bezpośrednio lub za pośrednictwem przedstawicieli)[2]. Obecnie powszechną formą ustroju demokratycznego jest demokracja parlamentarna. Gwarantem istnienia demokracji parlamentarnej jest konstytucja (wyjątkiem są Izrael oraz Wielka Brytania, nieposiadające konstytucji spisanej w jednym akcie).

Demokracja ma swój początek w Starożytnej Grecji[3][4] (patrz: demokracja ateńska). Znaczący wkład w jej rozwój ma także kultura Starożytnego Rzymu[3] oraz kultura Zachodu (Europa[3], Ameryka Północna i Południowa[5]). Demokracja została nazwana ostatnią formą rządów i rozpowszechniła się znacząco wokół globu[6].

Za Wikipedia: http://pl.wikipedia.org/wiki/Demokracja


To jest jednak prawda niepełna (PRAWDA SELEKTYWNA). W dzisiejszych bowiem systemach demokratycznych na tę WOLĘ LUDU (nim zostanie ona wyrażona i zamanifestowana w akcie wyborczym) wywiera swój opiniotwórczy wpływ niedemokratyczna ze swej natury (kolizyjna zatem w stosunku do pozostałych podmiotów i mechanizmów demokracji) – WŁADZA CZWARTA, czyli MEDIA.



Każdy bowiem akt woli (każda podejmowana decyzja i każdy dokonywany wybór) wynika z przetworzenia (oceny) informacji, które docierają do świadomości mózgowej każdej żywej istoty. Warto sobie przy tym uświadomić, że 99,9 % informacji o zdarzeniach, które mają miejsce w otaczającej nas rzeczywistości – pochodzi z tychże mediów. Nawet i te, otrzymane od innych ludzi informacje, są informacjami, które ludzie ci również otrzymali z mediów lub od innych ludzi, którzy też otrzymali je z mediów. Mniej niż 1 % informacji pochodzi od naocznych świadków zdarzeń czyli z własnej zmysłowej percepcji.

Unaocznia to ogrom możliwości, którymi dysponuje WŁADZA CZWARTA w trakcie oddziaływania na naszą świadomość i wpływania na wyobrażenia o rzeczywistości, znajdującej się poza zasięgiem naszej zmysłowej percepcji. W Polsce sytuacja jest pod tym względem bez porównania gorsza niż w tzw. demokracjach zachodnich. U nas bowiem władza medialna, zwłaszcza ta jej część, która ma największą moc oddziaływania na świadomość masowego odbiorcy (media elektroniczne – posługujące się obrazem) – opanowana jest w 90% przez przetransformowane dzięki OS elity dawnej komunistycznej władzy.

Nawet gdyby niektórym z nas udało się wyeliminować manipulacyjny efekt tej czy innej prawdy selektywnej, poprzez konfrontowanie jej z innymi, uformowanymi przez alternatywne kryteria selekcji, to i tak efekt końcowy pozostanie nienaruszony. Jest tak dlatego, że wrodzonymi zdolnościami, jak również obiektywnymi możliwościami przeprowadzenia tego rodzaju analitycznej konfrontacji dysponuje garstka zaledwie wybrańców – cieniutka warstwa społeczna. Jest bowiem tak, że niezależnie od bariery ekonomicznej często uniemożliwia to niewystarczający poziom naszych kognitywnych zdolności. Tę żenującą prawdę potwierdzają wyniki badań naukowych.

Zalicza się do nich opublikowany stosunkowo niedawno w „International Adult Literacy Survey” raport, oparty na badaniach przeprowadzonych w latach 1994-1998 przez OECD. Okazuje się mianowicie, że więcej (i to sporo więcej) niż połowa Polaków, Portugalczyków czy Węgrów nie rozumie czytanych tekstów (a więc dostępnych dla nich informacji). Nie oznacza to bynajmniej, że głupsi jesteśmy od wyjątkowo pozytywnie wyróżniających się Szwedów, dla których wskaźnik ten okazał się najniższy (około 20 procent), czy nawet od Kanadyjczyków, Amerykanów, Australijczyków, Niemców, Brytyjczyków lub choćby Czechów, gdzie nie przekracza połowy całej ich populacji. Ten jakże zawstydzający dla nas rezultat badań, to najprawdopodobniej skutek utrzymywania mieszkańców naszych krajów w stanie pasywności intelektualnej. Brak było bowiem w epoce „dyktatury proletariatu” stymulacji skłaniającej do samodzielnego (krytycznego) myślenia, wskutek zunifikowania – poprzez jednolite kryterium selekcji – zawartości „informatycznej papki”. Tak czy owak badania potwierdzają, że niezdolnością do prawidłowego korzystania z otrzymywanych informacji dotknięta jest przynajmniej połowa ludzkiej populacji. Mało to, nawet w obrębie tej (rozumiejącej zawartość medialnego przekazu) połowy odbiorców, większość stanowią ci, co rozumiejąc sens odebranej wiadomości, nie potrafią samodzielnie rozstrzygnąć, czy zawarte w nim wnioski i opinie są słuszne, czy też nie.

Niewielki zatem margines ludzi (około 20-25% w krajach tradycyjnego Zachodu, w Polsce zaś i w innych dawnych „demoludach” jedynie 2–3%) potrafi równocześnie zrozumieć, jak i krytycznie ocenić otrzymaną informację (opinię). Jest to więc zdecydowana mniejszość. Brak wspomnianych zdolności możnaby określić mianem „dysleksji intelektualnej”. Charakteryzuje ją analogicznie do dysleksji zwykłej, zdolność pojmowania każdej z cząstkowych informacji, przy równoczesnym niedostrzeganiu sensu całości w kontekście, które one współtworzą. W dodatku„dyslektycy intelektualni” nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że... nie rozumieją. Sądzą, że skoro rozumieją każde z czytanych słów i zdań, to przecież... „wiedzą o co chodzi”. Warto przy tym pamiętać, że ponad 90% społeczeństwa nie tylko nie dysponuje niezbędnymi ku temu predyspozycjami, ale nawet nie dostrzega potrzeby sięgnięcia do alternatywnych, niełatwych z reguły do odszukania źródeł informacji.

W tej sytuacji warto przyjrzeć się temu, co kształtuje nasze wyobrażenia o otaczającym świecie. Otóż konstrukcję naszego oglądu porównać można do trzech – odpowiadających rodzajowi percepcji – poziomów poznania, które na podobieństwo przezroczystych sfer (powierzchni jakgdyby baniek, przypominających ekrany oscyloskopu), kolejnymi warstwami otaczają naszą indywidualną świadomość. Tworzą je:

I – wizja świata postrzeganego bezpośrednio, a więc stanowiąca projekcję doznań zmysłowych.
II – obraz medialny i przekaz społeczny.
III – wyobrażenia światopoglądowe – całościowa wizja wszechświata.

Wyobrażenie otaczającego świata jest więc zwykle tworem trójwarstwowym. Indywidualne zróżnicowanie sposobów percepcji powoduje, że jedna lub dwie z takich warstw do tego stopnia stają się dominujące, iż w praktyce jedna z nich – najczęściej ta trzecia, zewnętrzna – pozostaje przezroczysta (nic jej nie wypełnia), tak jakby jej wcale nie było. Większość ludzi patrzy zatem na świat poprzez dwie tylko z tych warstw (pierwszą oraz drugą). Odpowiada to mniej więcej wykresowi zwanemu „krzywą dzwonową” (bell curve).



Im parametry wydolności mózgowej danej osoby znajdują się bliżej lewego jej spłaszczenia, tym bardziej jej percepcja zdominowana jest przez warstwę pierwszą, pokrywającą się z zasięgiem postrzegania zmysłowego. Za realne i zrozumiałe uważa ona tylko to, co widoczne jest „gołym okiem” lub „fizycznie namacalne”.

Zdarza się, że pierwsza z tych sfer okazuje się tak gęsto zatłoczona obrazami zmysłowych doznań, iż doświadczający ich ludzie nie domyślają się nawet możliwości istnienia jakiegoś wyższego poziomu poznania. Gdy natomiast parametry kognitywnej wydolności zbliżają się do przeciwnego krańca krzywej, świadomość kształtuje się w coraz większym stopniu pod wpływem sfery trzeciej – zewnętrznej, zaś pozostałe warstwy poznawcze będą się stawać coraz bardziej przejrzyste. Uwagę jednego z kolegów Stephena Hawkinga w Cambridge do tego stopnia wypełniały abstrakcyjne problemy z dziedziny kosmologii i fizyki teoretycznej, że mimowolnie rozweselał swe otoczenie, sadowiąc się (np. po wykładach) na tylnym siedzeniu własnego samochodu, by nieistniejącemu kierowcy „taksówki” zlecać odwiezienie do domu.

Świadomość przeciętnego człowieka otaczają co prawda wszystkie trzy sfery percepcyjne, lecz ostatnia z nich (zewnętrzna) pozostaje najbardziej przezroczysta. Tymczasem głównie środkowa a w nieznacznym stopniu także trzecia (zewnętrzna) manipulowane są przez media. Ta środkowa bowiem wypełniana jest stale PRAWDĄ SELEKTYWNĄ. W skutek „pluralistycznej” (w obrębie władzy opiniotwórczej) rywalizacji pomiędzy głównymi orientacjami politycznymi (lewica i prawica), dążącymi do osiągnięcia dominującego wpływu na zasięg opiniotwórczego oddziaływania, mamy do czynienia nie z jedną (jak w totalitarnych systemach), lecz z dwoma głównymi wariantami prawdy selektywnej oraz z całym szeregiem jej podwariantów. O zasięgu ich oddziaływania nie rozstrzyga wola odbiorców (wyborców), lecz prawa rynku, tj. zasoby kapitałowe, jakimi dysponują posiadacze poszczególnych „nadajników” w obrębie całego systemu. Zmienić układ sił w tym kolektywnym manipulowaniu opinią społeczną może ten tylko, kto zdobędzie przewagę ekonomiczną.

Z drugiej strony odbiorcy medialnego przekazu przychodzą na świat w określonych habitatach społecznych (w tej choćby a nie innej rodzinie), by pozostawać w zasięgu ich oddziaływania przez całe życie, do końca absorbując zastany tam w chwili narodzin typ postaw i poglądów. W okresie dorastania nasiąkają określonym typem idei, sympatii i preferencji, w rezultacie najczęściej już na stałe „podłączając się” do „nadajnika” emitującego ten rodzaj prawdy selektywnej, którą przesycona była wcześniej własna rodzina czy ludzie z bezpośredniego otoczenia. Rzadko pojawiające się wyjątki (np. krnąbrne, „wyłamujące się” potomstwo) potwierdzają tę regułę.

W filmie „Matrix” umysł każdego człowieka (z wyjątkiem umysłu rebeliantów) wypełniał obraz wirtualnej rzeczywistości, wprowadzany do mózgu bezpośrednio przez wszczepiony w potylicę kabel. Tę „wirtualną” (w wersji filmowej) rzeczywistość skonstruowano wyłącznie z kłamstw cząstkowych. Prawda Selektywna nie składa się z tzw. kłamstw wprost (vide: definicja kłamstwa), lecz tylko i wyłącznie z prawd cząstkowych. Inna różnica to fakt, że odbiorcy Prawdy Selektywnej – w odróżnieniu od fizycznego (w wersji filmowej) przymusu – sami szukają kontaktu z nadajnikiem i sami się doń dobrowolnie podłączają. Podłączamy się za każdym razem, gdy czytamy gazetę lub książkę, gdy siedzimy w sali kinowej lub przed telewizorem czy radioodbiornikiem, a nawet gdy włączamy sieć internetową. I po trzecie – nie jest nasz „realny Matrix” rezultatem wszechogarniającego spisku.

Wiedzą o tym wszystkim doskonale specjaliści od manipulacji medialnej. Należą do nich tacy choćby współzałożyciele TVN i Polsatu jak członkowie rodziny Walterów lub Jan Wejchert (TW „Zegarek”) oraz zatrudnieni w tych stacjach postpeerelowscy dziennikarze w osobach Miecugowa, Zimińskiego, Sianeckiego, Pochanke czy Olejnik. Te swoje manipulatorskie umiejętności i co nie mniej ważne ogromny ładunek dyspozycyjności wobec elit i układów postkomunistycznych przekazują szkolonym przez siebie młodym adeptom sztuki dziennikarskiej.

Polska demokracja jest więc – w odróżnieniu od demokracji zachodnich – sterowana przez byłych aparatczyków i działaczy komunistycznych, którzy przepoczwarzyli się „cudownie” w swych własnych „klasowych wrogów”, w „łańcuchowe psy imperializmu” i w „kapitalistycznych wyzyskiwaczy” (tak przecież brzmiały ich własne propagandowe slogany), mogąc teraz dzięki temu występować publicznie w roli „autorytetów moralnych” i „strażników demokracji” – tej demokracji, którą w czasach PRL ideologicznie odrzucali i propagandowo wyśmiewali, jako „demokrację burżuazyjną”. Opinia społeczna w swej znakomitej większości nic o tej mistyfikacji nie wie. Jest bowiem ona urabiana i kształtowana przez nadajniki medialne, które znajdują się w rękach tych właśnie ludzi. Więź łącząca w czasach PRL dziennikarskich sługusów cenzury z ówczesnymi ich pracodawcami przetrwała Okrągły Stół i zmiany ustrojowe. Nadal łączy te grupy uświadomiona obustronnie wspólnota interesów.

Postpeerelowscy dziennikarze wraz ze swymi młodymi wychowankami tkwią dziś w błogim poczuciu samozadowolenia i nietykalności. Źródłem tego stanu jest głoszone przez nich kłamstwo, zgodnie z którym dziennikarze obsługujący peerelowskie media nie byli współkreatorami obowiązującej w nich cenzury lecz jej ofiarami. Jakże daleko sięgać jest w stanie ludzka obłuda. Oto ludzie współwinni cenzorskiego zła, śmią wmawiać opinii publicznej, że są jej ofiarami. Czynią to pomimo, że sami wcale nie byli w PRL pozbawiani dostępu do informacji. Przeciwnie, mając do nich dostęp zatajali je przed własnymi czytelnikami, słuchaczami czy widzami.

Czy nie było zatem uczciwych dziennikarzy w PRL? Biorąc pod uwagę czynnik intencjonalności wypada chyba założyć, że tacy też mogli się zdarzać, szczególnie wśród młodych i niedoświadczonych dziennikarzy. Mogli oni po prostu nie rozumieć sensu CENZURY. Stan ten nie mógł jednak trwać długo. A jeśli już zrozumieli w czym uczestniczą i mimo to nie porzucali tej pracy i nie zmieniali sposobu zarobkowania, oznaczało to ni mniej ni więcej, że od tego momentu brali na siebie moralną współodpowiedzialność za CENZURĘ.

Nikt rozumny nie może zatem twierdzić, że tak ścisła, od 22 lat obserwowana korelacja pomiędzy poparciem udzielanym systemowi III RP (i jej komunistycznym beneficjentom) przez środowisko postpeerelowskich dziennikarzy, a ich wcześniejszym wysługiwaniem się komunistycznej cenzurze – to tylko dzieło przypadku.

Jest tak oczywiście dlatego, że przed rozpoczęciem rozmów przy Okrągłym Stole strona rządowa z Kiszczakiem i Jaruzelskim na czele posłużyła się dobrze przemyślanym kryterium selekcji podczas uzgadniania składu opozycyjnej delegacji, ochrzczonej mianem „opozycji konstruktywnej”. Za kryterium przyjęto dwa rodzaje relacji wiążące część ówczesnej opozycji z aparatem władzy. Pierwszą z nich była kolaboracja środowisk dziennikarskich (głównie z wasalskich ośrodków Czwartej Władzy) z komunistycznym reżimem, polegająca na zatrudnianiu się w komunistycznych i wasalskich mediach. Warunkiem sine qua non wykonywania tego zawodu była w PRL akceptacja cenzorskiej kontroli sprawowanej przez Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, co wymagało narzucenia sobie autocenzury oraz sprawowania cenzury redakcyjnej. Drugim rodzajem uzależnienia były więzy krwi łączące działaczy dysydenckiej opozycji z komunistycznymi członkami peerelowskich elit władzy (chodziło zwykle o rodziców).

[img]

To mistrzowskie posunięcie doprowadziło do „transakcji stulecia”, gwarantującej sukces „transformacji” i trwałość ustroju III RP. Do dziś jest to tajemnicą poliszynela i zarazem tematem tabu.


Ostatnio zmieniony przez Tomasz Strzyżewski dnia Sob Paź 29, 2011 9:53 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pią Paź 28, 2011 9:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panie Tomaszu,
Rozpoczął Pan z wysokiego tonu - od demokracji. Czy widział Pan kiedyś, gdzieś demokrację? Mi się jeszcze nie udało. To co próbują nam wmawiać, że jest demokracją to jawne oszustwo. Jakiż tu lud rządzi? Czy sobie Pan wyobraża żeby lud mógł rządzić? Okazuje się, że ci którzy byli całkiem właściwi i 'w porządku' do tego, by wybrać 'ukochanych przywódców', zaraz po wyborach o swych dobrodziejach-wyborcach zapominają i zaczynają tworzyć swoje całkowicie niezależne koterie. I choć są nierzadko wcale nie wybitni, to skądś od razu wiedzą, że ten niby rządzący lud do niczego przez najbliższe trzy i pół roku potrzebny im nie będzie, a jedyne co może sprawić to kłopoty.
Co się tyczy cenzury, może na razie lepiej popatrzmy na cel główny tj. umożliwienie 'ukochanym przywódcom' spokojnego 'sprawowania urzędów'. Oczywiście ci, którzy płacą wiedzą, że za nie tak znów wielki grosz są w stanie kupić sobie takich, którzy będą dla nich ściemniać, tj. tumanić tych wyzyskiwanych nieszczęśników, by się im wydawało, iż mają demokrację i dobrobyt. To co kiedyś robiono przy pomocy knuta, dziś perswaduje się najrózniejszymi sposobami siejąc ogólny zamęt w głowach. Do tego samych sprzedajnych dziennikarzy nie wystarcza. Wspierają ich 'autorytety', czyli osoby pokazane kilka razy w telewizji jako 'wybitne' (czasem dobrze widziany jest tytuł naukowy). Tak jest dla 'ynteligencjy', a dla ludu jest sport i popkultura z artystami typu 'raz da i - gwiazda'. Jedni kłamią tych spragnionych wieści ze świata, a dla pośledniejszego sortu jest zniechęcanie do 'brudnej polityki' i odwracanie uwagi programami 'rozrywkowymi'.
Te dane statystyczne, które Pan przytoczył pozwalają określić jakie środki należy przeznaczać na poszczególne grupy, a jak im najskuteczniej prać mózgi podają usłużni socjologowi i psychologowie, którzy badają (tym razem dla siebie, a więc rzetelnie) jaki jest stan nastrojów (czy jak u Szwejka 1A), i jak się zmienia po poddaniu grupy odpowiedniemu traktowaniu.
Jest oczywistą prawdą, że przewaga ekonomiczna pozwala stworzyć sobie imperia medialne i wtedy praktycznie żadna prawda poza tą złotą, płynącą od telewizora-kroplówki nie jest w stanie się przebić do bardzo szerokiego ogółu.
Bardzo dobrze w panującej coraz powszechniej 'demokracji' funkcjonuje zasada mówiąca, że gdzie więcej głosów za - tam więcej prawdy. Gdy mamy ponad 50% niekumatych, to wystarczy ich omamić świecidełkami i załatwią całą resztę - a jest jeszcze trochę realnych beneficjentów układu, więc w sumie 'nie ma nic lepszego od demokracji'.
Nieszczęściem Polski jest to, że po OS praktycznie cały kapitał pozostał po tej samej stronie tak, że wydaje mi się iż osiągnięcie 30% przez przeciwników Polski Rychów, Zbychów czy innych oprychów jest całkiem niezłym wynikiem. Jednak do tego by w Warszawie mógł być Budapeszt potrzebne są puste michy - wtedy lemingi mogą zacząć przezierać.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Strzyżewski
Weteran Forum


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 147

PostWysłany: Sob Paź 29, 2011 9:43 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Oczywiście Panie Grzegorzu - "realna demokracja" jest oszustwem. W ogóle, sama ta idea jest utopią z uwagi na niedemokratyczny charakter władzy czwartej, która nieuchronnie musi być i jest przecież w jej system wmontowana. Nawet gdyby jednak nie była ona utopią, byłaby pomysłem bardzo złym. JKM ma niewątpliwie rację, wskazując (niedawno w TVN) na oczywisty - znany od zarania dziejów - fakt, że ludzi głupich jest więcej niż mądrych. Jak więc ma się to do "demokratycznej" zasady rządzenia opartej na tzw. "woli większości". Nie wszyscy mogą być filozofami... Było tak przecież od zarania dziejów, że to właśnie genialne jednostki obalały błędne wyobrażenia większości o otaczającym nas świecie i o rządzących nim prawach. A przecież długo jeszcze trwało nim te ich prawdy przez tę większość zostały zaakceptowane (niekoniecznie zrozumiane). Głupsza większość skazywała niekiedy swych mędrców na okrutną śmierć. Każda utopijna idea, gdy próbuje się ją wcielać w życie okazuje się być własnym zaprzeczeniem, przepoczwarzając aię w okrutną tyranię lub - jak w tym przypadku - w gigantyczne oszustwo.

Wyjął mi to Pan jakby z ust. Dziękuję i uzupełniam mój poprzedni post "krzywą dzwonową" (w twarzowym - żółtym kolorze Smile )

_________________
Kto pot?pia cenzur?, by nast?pnie samemu j? stosowa?, mo?e by? tylko durniem lub hipokryt?.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Sob Paź 29, 2011 9:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przywołał Pan bardzo ważny fakt, a mianowicie to, że ludzi głupich jest niestety znacznie więcej niż mądrych. I z tym głupimi jest tak, że mogą głosować sami, tj. według tego co sami wymyślą - wtedy opierają się na swoim kiepsko funkcjonującym rozumie - więc i to czy zagłosują mądrze budzi wielkie wątpliwości. W drugim wypadku, tj gdy nie będą opierać się o własny intelekt, a wybiorą tych, których podsuną im autorytety, mamy przypadek, spaczenia demokracji, gdyż rządzi w niej nie lud, a autorytety. I tu się zaczyna pole pracy dla propagandy. Mianowicie gdy się chce by ludzie działali wbrew sobie, trzeba ich do tego w jakiś sposób przymusić, lub oszukać. W dzisiejszych 'humanitarnych' czasach (po co zabijać swoich niewolników) stosuje się drugą metodę tj. oszustwo. Mądrych i samodzielnie myślących oszukać trudniej niż próżnych i głupich. I to, że takich nie brakuje, a wręcz jest ich większość, to właśnie głównie ich propaganda wybiera jako cel swych działań. Stad się wzięli 'młodzi, wykształceni, z wielkich miast' (MWZWM). Oni stanową dla propagandy punkt odniesienia, wskazywany wzorzec właściwych postaw. Innymi słowy chcesz się dowartościować? - głosuj, działaj, postępuj tak jak to robią wskazani przez autorytety MWZMW.
I jeszcze jedno oszustwo. Tym razem historyczne. Często przytacza się zdanie na temat demokracji wypowiedziane przez W.Churchilla w Izbie Lordów 11. listopada 1948 roku, w którym mówi on: "Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu (Indeed, it has been said that democracy is the worst form of government except all those other forms that have been tried from time to time). Jak widać nawet tym się manipuluje pisząc powszechnie, że jego słowa brzmiały: "Demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego". Ale nawet gdyby wypowiedział to, co mu się przypisuje to trudno by mu się było dziwić, gdyż w końcu ten system doprowadził go do fotela premiera Wielkiej Brytanii.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum