Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Warto przeczytać i wysluchać... Zbrodniarze czy bohaterowie.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pon Mar 19, 2007 3:03 am    Temat postu: Warto przeczytać i wysluchać... Zbrodniarze czy bohaterowie. Odpowiedz z cytatem

http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/plus_minus_070317/plus_minus_a_7.html



UPA czeka na uznanie


Polacy są sami sobie winni, że nie opuścili ziem ukraińskich. A UPA nie ma za co przepraszać, bo to nie jej żołnierze mordowali Polaków, lecz sąsiedzi - przekonuje ostatni dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii


Wasyl Kuk
MARCIN ŁOBACZEWSKI
Dziewięćdziesięcioczteroletni Wasyl Kuk "Kowal", "Łemisz", "Niedwiedź" mieszka na peryferiach Kijowa w małym dwupokojowym mieszkaniu. Otrzymał je po wyjściu na wolność w 1960 r. od KGB, które chciało przekonać go - gdy siedział w więzieniu - do współpracy i nakłonić, by zdradził Stepana Banderę. Kuk twierdzi, że nie zrobił tego i nie ujawnił żadnych informacji o innych przywódcach UPA. Ale podpisał się pod apelem o zaprzestanie konspiracji. Mimo swoich lat Kuk wciąż żyje sprawami UPA. Chciałby doczekać uznania jej za organizację walczącą o niepodległość. Ale Ukraińska Powstańcza Armia tylko na zachodzie kraju jest uważana za formację bohaterów. Na wschodzie panuje opinia, że skupiała bandytów i faszystów. Natomiast w parlamencie rządzi prorosyjska większość wrogo nastawiona do UPA i jej kombatantów.

Wasyl Kuk urodził się w miejscowości Krasne pod Złoczowem w województwie tarnopolskim. Był członkiem "Płasta" (ukraińskiego skautingu), który wychowywał w duchu patriotyzmu. Jako siedemnastolatek nawiązał kontakty z OUN (Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów), w której było jego pięciu braci. Był kurierem - przemycał broń i materiały wybuchowe z Krakowa do Lwowa. W 1934 roku wraz z bratem Iliarijem został skazany na dwa lata więzienia za zorganizowanie akcji sabotażowych w Złoczowie. Na wolność wyszedł po śmierci marszałka Piłsudskiego. Od 1937 roku działał w konspiracji. We Lwowie kierował laboratorium produkującym bomby wykorzystywane do zamachów na polskich policjantów. Do dziś pamięta, jak się je konstruuje.

Po podziałach w OUN przystał do frakcji poznanego kilka lat wcześniej Bandery. Dosyć szybko się piął w hierarchii. W latach 1942 - 1943 był dowódcą UPA Południe operującej w regionie dniepropietrowskim. Próbował stworzyć siatkę OUN, która mogłaby prowadzić działalność partyzancką przeciwko sowietom. Pod koniec stycznia 1944 roku UPA Południe zaczęła formować własne struktury na terenach obecnego obwodu równieńskiego. Działała także na obszarze obwodów chmielnickiego, tarnopolskiego, winnickiego i żytomierskiego.


Wołyńska tragedia

W pokoju Kuka, który przewodniczy Oddziałowi Naukowemu Bractwa OUN-UPA, pełno książek. Niektóre pisał sam - na przykład wspomnienia o byłych dowódcach formacji Dmytrze Kliaczkiwskim i Romanie Szuchewyczu. Za szybą biblioteczki stoi 50 tomów "Letopisów UPA" - zbiór dokumentacji wydanej w Toronto i na Ukrainie. Na stole lektura: "Akcja "Wisła", rok 1947", opublikowana przez Instytut Pamięci Narodowej.

Pytam o tragedię wołyńską, zbrodnię na ludności polskiej dokonaną w latach 40. na Wołyniu. Kombatanci bronią się przed odpowiedzialnością za mordy. Twierdzą, że do dramatu doprowadzili Polacy, którzy zajęli teren ukraiński i nie chcieli go opuścić.

- Wołyń i Galicję okupowali polscy koloniści. Mieli przywileje i dostawali broń. Z czasem poczuli się panami, a zachowywali się wyzywająco i niebezpiecznie. Ukraińcy stracili ojcowiznę i nie mieli z czego żyć. Dlatego ich nienawiść do osadników przybierała na sile - podkreśla Kuk.

Na pytanie, czy padł rozkaz zabijania ludności polskiej, ostatni dowódca UPA reaguje zdumieniem. Twierdzi, że żadnego rozkazu nie było, tak samo jak nie było wojny etnicznej.

- Walczyliśmy z polskimi bojówkami, a nie z cywilami. Gdy UPA rozbiła oddział Armii Krajowej, ludność ukraińska, korzystając z okazji, napadała na wsie, w których były bazy polskiej partyzantki. Chcieliśmy temu zapobiec, ale nie mogliśmy powstrzymać rodaków, ich nienawiść była silniejsza - przekonuje.

Twierdzenie Kuka, że nie było rozkazu mordowania polskiej ludności na Wołyniu w 1943 roku, podważają historycy.

- Taki rozkaz istniał. Wydał go Dmytro Kliaczkiwskyj, pseudonim Kłym Sawur, dowódca UPA Północ w latach 1943 - 1945. Był to rozkaz ustny. Dowodów na piśmie nie ma - twierdzi prof. Stanisław Kulczyckyj z Ukraińskiej Akademii Nauk.

Zdaniem polskich historyków liczba ofiar po polskiej stronie, które zginęły z rąk Ukraińskiej Powstańczej Armii, sięga od 80 do 100 tysięcy.

- Ta liczba dotyczy wszystkich terenów objętych walką. Na Wołyniu mogło zginąć od 40 do 60 tysięcy Polaków - mówi "Rz" dr Grzegorz Motyka, znany historyk i badacz dziejów ukraińskiej partyzantki.

Kuk jest zdania, że nie ma dziś powodów, by przepraszać za zbrodnie dokonane na ludności polskiej.

- Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (założycielka UPA - T.S.) nie pragnęła konfliktów. Apelowała do Polaków: musicie stąd wyjechać, bo inaczej będzie źle. A władze polskie namawiały, by zostali na miejscu. To był błąd - przekonuje. Twierdzi, że nie był świadkiem dramatycznych wydarzeń i nie znał ich przebiegu na Wołyniu. - Byłem w tym czasie w Dniepropietrowsku - mówi.

- W 1943 roku Kuk faktycznie mógł nie znać szczegółów sytuacji na Wołyniu. Ale na przełomie 1943 i 1944 roku znajdował się w centrum wydarzeń. Musiał znać dyrektywy i polecenia, zapewne też coś wiedział o akcjach z opowieści ludzi, którzy w nich uczestniczyli - tłumaczy Grzegorz Motyka.

Kuk przekonuje, że trzeba zapomnieć o dramatycznej przeszłości i szukać porozumienia.

- Rozwijajmy przyjaźń i wspólnie stawiajmy czoło imperium rosyjskiemu. Wygląda na to, że znów chce się odrodzić - mówi.

Ukraińska Powstańcza Armia walczyła z tymi, których uznała za wrogów niepodległości Ukrainy: Związkiem Radzieckim, Polską i Niemcami. Według Kuka najgroźniejsi byli Sowieci.

Prezydent Wiktor Juszczenko nawołuje do pojednania kombatantów Ukraińskiej Powstańczej Armii i weteranów Armii Radzieckiej. Ale jedni i drudzy pałają do siebie nienawiścią. Z bractwem UPA współpracuje jedynie stowarzyszenie weteranów II wojny światowej Ihora Juchnowskiego, szefa ukraińskiego IPN. Tę organizację ukraińskich weteranów Armii Radzieckiej Iwana Herasimowa Kuk określa krótko: "piąta kolumna". Z kolei kombatanci Armii Czerwonej nazywają upowców faszystami i zdrajcami, którzy strzelali im w plecy. Oskarżają UPA o kolaborację z Niemcami. Kombatanci UPA bronią się przed tym zarzutami.


W niemieckich formacjach

Wielu banderowców przed wstąpieniem do UPA służyło w batalionach Roland i Nachtigall, które formowali Niemcy. Kuk mówi, że było to potrzebne ze względów szkoleniowych. - I co w tym złego? - pyta. Przypomina, że w 1941 roku OUN bez wiedzy Niemców proklamowała państwo ukraińskie.

- Zareagowali wrogością. Dla nas to był sygnał, że nie możemy traktować Niemców jako sojuszników.

Ludzie z UPA po swojemu tłumaczą także istnienie formacji SS Galizien, która powstała wiosną 1943 roku. Twierdzą, że do tej dywizji wstępowali ochotnicy świadomi swego wyboru: studenci, nauczyciele i przedstawiciele inteligencji.

- Nie zamierzaliśmy walczyć za Niemcy. Po klęsce pod Stalingradem wiedzieliśmy, że przegrają. Chcieliśmy nauczyć się posługiwania bronią, by walczyć o niepodległość Ukrainy. Nie uważaliśmy się za esesmanów. Meldowaliśmy się: "dobrowolny strzelec" - wspomina Orest Waskuł, szef kijowskiego oddziału Bractwa UPA.


Przeciw Sowietom

Kuk tłumaczy, że UPA walczyła przeciwko reżimom, nie przeciwko ludziom. Do ukraińskich żołnierzy w Armii Radzieckiej upowcy zwracali się z apelami: "Bracia, walczymy wspólnie przeciwko Niemcom. Po zakończeniu wojny trzeba bić się dalej, o niepodległość Ukrainy".

Potyczki UPA z Niemcami trwały w latach 1942 - 1943, z Sowietami przeciągnęły się aż do 1954 roku.

- Bolszewicy byli podli i wykorzystywali prowokacje. Przebierali się w nasze mundury, podpalali wsie i zabijali ludzi. Te zbrodnie przypisywali nam. Ostatni dowódca UPA twierdzi, że agenci sowieccy wykorzystywali przeciwko nim broń chemiczną i bakteriologiczną.

Kuk stanął na czele UPA w roku 1950, po śmierci Romana Szuchewycza ("Tarasa Czuprynki").

- Na akcje zbrojne przeciwko zorganizowanym oddziałom NKWD nie mieliśmy sił ani środków. Prowadziliśmy akcję propagandową, szerzyliśmy idee niepodległościowe. Drukowaliśmy ulotki, przekazywaliśmy je do struktur na wschodzie Ukrainy - wspomina Kuk. W lutym 1950 roku UPA próbowała udaremnić wybory do Rady Najwyższej ZSRR: na zachodzie Ukrainy organizowała zamachy na komisje wyborcze i wyborców, rozrzucała ulotki z apelem o bojkot wyborów. Historycy twierdzą, że była to jedna z ostatnich akcji UPA na większą skalę.

Kuk wpadł w ręce KGB w maju 1954 roku. Agenci wytropili jego kryjówkę na Wołyniu. Niektórzy historycy uważają, że ujęcie Kuka było możliwe dzięki słynnemu Kimowi Philby'emu, pracownikowi brytyjskiego wywiadu, a zarazem agentowi sowieckiemu. Philby wiele wiedział o działalności UPA na zachodzie Ukrainy i planach banderowców. Dowódca UPA odsiedział sześć lat. W celi chciał popełnić samobójstwo, by - jak twierdzi - "zepsuć reputację" reżimowi komunistycznemu. O zamiarze dowiedzieli się agenci celni i odtąd był bez przerwy pilnowany.

Wielu się dziwi, że został przy życiu i stosunkowo szybko wyszedł na wolność. - Reżim sowiecki chciał pokazać, że się zmienia, że ma ludzką twarz. Poza tym chciano wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji o UPA i jej przywódcach. Niczego nie ujawniłem, nikogo nie zdradziłem - zapewnia Kuk.

- Fakt, że Kuk ocalił życie, mógł się wiązać z tym, że złożył obszerne wyjaśnienie na temat swojej działalności. Władze radzieckie mogły też uznać, że żywy Kuk - jako dowód komunistycznego humanizmu i miłosierdzia - będzie bardziej przydatny niż martwy. Nie bez znaczenia pozostaje też to, że podpisał się pod wezwaniem do zaprzestania walki podziemnej - twierdzi Grzegorz Motyka. - Być może więcej dowiemy się po ujawnieniu archiwów ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa. Protokoły przesłuchań działaczy ukraińskiego podziemia przez KGB dotychczas nie ujrzały światła dziennego.

Po wyjściu z więzienia Kuk przez wiele lat pracował w kijowskim Instytucie Historii Ukraińskiej Akademii Nauk. Został stamtąd wyrzucony po napisaniu książki "Marksizm-leninizm a zagadnienia narodowościowe".

Skończył studia historyczne w Kijowie, ale nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie - ciążyło na nim piętno nacjonalisty. Zatrudnił się jako szeregowy pracownik w państwowym wydawnictwie.

Ostatni dowódca UPA, przez lata walczący o niepodległość Ukrainy, nadal nie ma statusu kombatanta. Nie przysługują mu zniżki ani ulgi w opłatach i leczeniu. - Teraz nie mamy szans na status weteranów wojennych. Dzisiejsza prorosyjska większość w Radzie Najwyższej jest wrogo nastawiona do państwowości ukraińskiej. Niektórzy deputowani nawet nie potrafią mówić po ukraińsku. Są to agenci i przedstawiciele piątej kolumny - twierdzi.

W 2002 roku prezydent Leonid Kuczma chciał uhonorować ostatniego dowódcę UPA tytułem Bohatera Ukrainy. Kuk odmówił. - Nie mogłem przyjąć nagrody od człowieka, który nie uznawał ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego - tłumaczy.

O nadanie OUN-UPA statusu organizacji walczącej o niepodległość Ukrainy w II wojnie światowej wnioskowały ukraińskie komisje rządowe powołane w ostatnich latach. Zaapelował o to do parlamentu prezydent Juszczenko, Rada Najwyższa nie śpieszy się jednak z decyzją. Ale władze w zachodnich obwodach Ukrainy nie czekały na postanowienie parlamentu. We Lwowie weterani OUN-UPA nie płacą za gaz, energię elektryczną, mają dodatki do emerytur. Ich koledzy w Kijowie mogą o tym jedynie pomarzyć. Emerytura Kuka wynosi zaledwie 350 hrywien (70 dolarów). Gdyby nie syn Petro, który pracuje w kijowskim Instytucie Cybernetyki, dowódca UPA nie miałby za co żyć. Na wschodzie kraju rodacy ciągle mówią o żołnierzach UPA: "zdrajcy" i "faszyści". Jakiś czas temu młody chłopak krzyknął do Wasyla Kuka: "Widziałem pana w telewizji. Popierał pan faszystów". Weterani z UPA tłumaczą takie incydenty "nikłą wiedzą" na temat ich działalności.

Tatiana Serwetnyk z Kijowa

--------------------------------------------------------------------------------

Czytaj także
Zbrodniarze czy bohaterowie

http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/plus_minus_070317/plus_minus_a_8.html

Zbrodniarze czy bohaterowie

Kombatanci - członkowie bractwa OUN-UPA świętują 63 rocznicę powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii. Kijów, 2005 r.
PAP/EPA
Lipiec 2003 roku. W Pawliwce, dawnym Porycku, nad mogiłami około dwustu Polaków wymordowanych przez UPA pochylają się prezydenci Ukrainy Leonid Kuczma i Polski Aleksander Kwaśniewski. Próbuję rozmawiać z grupką nacjonalistycznie nastrojonych Ukraińców, którzy dotarli z opóźnieniem, powstrzymywani przez ukraińskich milicjantów. - Przecież to nieprawda, co na tym pomniku napisano. Wcale nie dwustu Polaków zginęło, tylko najwyżej setka - denerwował się jeden z nich. - I wcale nie zostali napadnięci. UPA musiało zareagować, bo Polacy atakowali naszych. To Armia Krajowa była napastnikiem - dodaje.


Czy mniejszość atakowała większość

Z takimi ludźmi rozmowa jest niesłychanie trudna. Ale na zachodniej Ukrainie podobnych do nich jest sporo. We Włodzimierzu Wołyńskim żyje Ukrainiec, który zadał sobie trud objechania wszystkich okolicznych wiosek, by zbadać, ilu Polaków naprawdę zginęło w 1943 roku. I wyszło mu, że o wiele mniej, niż podaje strona polska. Oczywiście o polskie ofiary nie pytał Polaków, których tam już nie ma, lecz Ukraińców. A ci pamiętają raczej swoje własne straty niż dawnych sąsiadów, wymordowanych kilkadziesiąt lat temu.

Pozostaje więc zadać jemu i wszystkim jemu podobnym proste pytanie: Jak to możliwe, by polska mniejszość na Wołyniu, bo przecież to była mniejszość, skutecznie atakowała ukraińską większość? Jak to możliwe, by słabsza przecież polska Armia Krajowa zaatakowała silniejszą od niej Ukraińską Powstańczą Armię? Czyżby Polacy mieli tendencje samobójcze?

Ale na takie pytanie nie sposób uzyskać odpowiedzi. Bo odpowiedź wykazałaby absurd tezy o "agresji AK". I wykazałaby, że nie sposób opisać UPA, używając wyłącznie jasnych barw. A tymczasem dla Ukraińców z zachodniej części kraju, z Wołynia, z ziemi lwowskiej, żołnierze UPA to bohaterowie.

Ukraińcy z Łucka, Równego, Lwowa czy Tarnopola nie mają wyboru. Jeśli chcą pokazywać patriotyczne karty swojej historii z czasów II wojny światowej, nie wybiorą przecież Armii Czerwonej. Mogą wskazać jedynie na UPA. Na formację, która - według zachodnioukraińskiej historiografii - w osamotnieniu walczyła z trzema wrogami, czyli Niemcami z jednej, Sowietami z drugiej i Polakami z trzeciej strony. A po wojnie walczyła z sowiecką nawałą.

Przy takim podejściu do wydarzeń sprzed ponad pół wieku nie ma miejsca na dostrzeganie złych stron UPA. Bohaterowie są poza wszelką krytyką.


Dwie tradycje

Być może na taką krytykę i uczciwą rozmowę o przeszłości Ukraińskiej Powstańczej Armii jest jeszcze za wcześnie. Przez kilkadziesiąt lat w Związku Radzieckim UPA była postrzegana jako samo zło. I oczywiście nie dlatego, że wymordowała dziesiątki tysięcy Polaków na Wołyniu. Nie - o wołyńskich Polakach nie wypadało mówić. Chodziło o antysowieckość UPA, o to, że upowscy partyzanci bili się z Sowietami jeszcze wiele lat po wojnie.

I dziś dla Ukraińców ze wschodu - z Charkowa, Ługańska - UPA nie jest "swoja". Bo "swoja" jest oczywiście Armia Czerwona. A UPA z Armią Czerwoną walczyła.

Dla ukraińskich komunistów czy socjalistów, z zapałem pielęgnujących tradycje z czasów ZSRR, jakiekolwiek honorowanie Ukraińskiej Powstańczej Armii jest po prostu niewyobrażalne. UPA jest z założenia złem wcielonym. Stała po stronie Niemców, grupowała faszystów i zbrodniarzy.

Z kolei dla Partii Regionów premiera Wiktora Janukowycza Ukraińska Powstańcza Armia jest czymś niesłychanie odległym. O ile pochodzący z Dniepropietrowska prezydent Leonid Kuczma mógł udawać, że tradycja UPA w jakiś sposób go interesuje, o tyle jawnie prorosyjski i pochodzący z Doniecka Janukowycz nawet nie ma jak udawać. Gdyby nawet swym szkolnym, chropawym ukraińskim zaczął mówić o miłości do UPA, nikt by mu nie uwierzył.

Wschód i zachód Ukrainy prezentują dwie całkiem odmienne tradycje i historie tego samego kraju. I dlatego w kolejnych latach w rocznicę utworzenia UPA w centrum Kijowa dochodzi do bijatyk zwolenników i przeciwników tej formacji. A jeśli w ubiegłym roku do żadnej bijatyki nie doszło, to tylko dlatego, że zwolennicy i przeciwnicy zebrali się na oddalonych od siebie placach.


Polityczne pobudki Juszczenki

Jak w te spory wpisuje się faktyczne uznanie przez prezydenta Wiktora Juszczenkę Ukraińskiej Powstańczej Armii za "ukraiński ruch wyzwoleńczy"? W kolejną rocznicę powstania tej formacji Juszczenko wydał specjalny dekret. Z formalnoprawnego punktu widzenia prezydent Ukrainy nie ma prawa określać statusu kombatantów UPA (ani żadnych innych), ale Juszczenko polecił przygotowanie ustawy w tej sprawie przez Radę Najwyższą. Mając pełną świadomość, że zdominowany przez lewicę i prorosyjskie regiony parlament z pewnością takiej ustawy nie przyjmie.

Juszczenko pochodzi z obwodu sumskiego. Nie jest to zachód Ukrainy. Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że jego poparcie dla UPA nie wzięło się z rodzinnego sentymentu, ale z politycznego wyrachowania. Jego konkurent Janukowycz reprezentuje zrusyfikowaną część Ukrainy i współpracuje z postsowieckimi komunistami - Juszczenko musi więc pokazywać swoją "zachodniość", swoje przywiązanie do tradycji bliskiej ludziom ze Lwowa, Tarnopola czy Łucka.

Juszczenko nie jest gotów do dyskusji na temat polskich pretensji do UPA właśnie dlatego, że jego poparcie dla kombatantów spod znaku Stepana Bandery bierze się właśnie z pobudek politycznych. Dobre stosunki z Polską nie są tak ważne jak poparcie własnego społeczeństwa.

Dla Polski sprawa uznania UPA przez ukraińskie władze ma bardzo duże znaczenie. Mówimy przecież o organizacji, która przeprowadziła akcję eksterminacji polskiej ludności Wołynia i wschodniej Galicji, w wyniku której zginęło blisko 100 tysięcy ludzi. Tyle że nie bardzo jest z kim na ten temat rozmawiać. Z ukraińskim prezydentem, który po prostu potrzebuje poparcia dawnych upowców? Z ukraińskim rządem, który ma do UPA stosunek niechętny - ale czy powinniśmy o UPA rozmawiać z komunistami? Z władzami obwodów zachodniej Ukrainy, które do Ukraińskiej Powstańczej Armii mają stosunek nabożny i nie chcą rozmawiać o niemiłych dla nich faktach?

Trzeba próbować szukać dialogu właśnie z tymi, dla których UPA jest czymś bliskim. Rozmawiać, próbując zrozumieć ich stanowisko. Starać się dostrzec różne oblicza UPA. I działać bardzo cierpliwie, bo być może rozmowa ta zajmie całe lata.

Piotr Kościński

--------------------------------------------------------------------------------

http://www.polskieradio.pl/podcast/jedynka/felietony.aspx

Felieton - Stanisław Michalkiewicz - 16.03.2007
16.03.2007 00:00:00 ściągnij Stanisław Michalkiewicz

Felieton - Maciej Rybiński - 15.03.2007
15.03.2007 00:00:00 ściągnij Maciej Rybiński


Robert Majka z Przemyśla,tel.506084013 mail:robm13@interia.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum