Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Akcja Wisła" a Kaczyński

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Nie Sty 06, 2013 3:27 pm    Temat postu: "Akcja Wisła" a Kaczyński Odpowiedz z cytatem

Krótka refleksja zainspirowana zbieżnością poglądów Jarosława Kaczyńskiego i Adama Michnika na temat państwa polskiego po 1944 r., z akcją "Wisła" w tle


KRÓTKA REFLEKSJA ZAINSPIROWANA ZBIEŻNOŚCIĄ POGLĄDÓW JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO I ADAMA MICHNIKA NA TEMAT PAŃSTWOWOŚCI POLSKIEJ POD RZĄDAMI PARTII KOMUNISTYCZNEJ, Z AKCJĄ „WISŁA” W TLE

Rzeczy nawet bardzo niepopularne wypada czasem mówić, gdy się pragnie ustalić stan faktyczny.

Józef Mackiewicz



Ze smutnym zaciekawieniem przeczytałem wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, w której dał wyraz swojego stosunku, a tym samym także partii, którą kieruje, do zaproponowanego przez część posłów Platformy Obywatelskiej projektu uchwały sejmowej potępiającej akcję „Wisła”. Otóż zdaniem Prezesa Prawa i Sprawiedliwości: „ sytuacja terroryzowania ludności przez UPA była istotna dla przesiedlenia ludności cywilnej z zagrożonego obszaru i państwo polskie musiało zastosować takie środki represji z pewnością nieprzyjazne dla wysiedlanych rodzin”. W ocenie Jarosława Kaczyńskiego: „Polska ( jakakolwiek wtedy ona nie była) walczyła o granice i jako suwerenne państwo musiało działać, aby je ochronić”. Konkluzja jego wypowiedzi, udzielonej dla „Kuriera Gmin” z Wołowa, jest następująca: „dlatego jesteśmy przeciwni zamierzeniom niektórych posłów i ich chęci potępienia akcji „Wisła” (patrz: wPolityce: "Kaczyński o akcji „Wisła”. "Nie widzimy powodu, żeby tę akcję potępiać, tym bardziej, że Ukraińcy nie chcą potępić ludobójstwa UPA").

To jest, jak sądzę, bardzo interesujące i jednocześnie frapujące stanowisko. Wynika z niego w sposób oczywisty, że Jarosław Kaczyński uznaje, że istniało w 1947 r. suwerenne państwo polskie i ono, walcząc o swoje granice, co przecież, rzecz to wiadoma, każde suwerenne państwo zwykło czynić, musiało podjąć takie, a nie inne działania. W analizowanym przypadku treścią tych działań było przymusowe przesiedlenie ok. 140 tys. ludzi, mające być środkiem koniecznym do likwidacji działających na zachód od linii Curzona oddziałów UPA.

ZDAŃ KILKA NA TEMAT PAŃSTWA POLSKIEGO A.D. 1947

Uważam, że przywołane przeze mnie oceny sformułowane przez Jarosława Kaczyńskiego na temat państwowości polskiej A.D. 1947 lokują Prezesa PiS w głębokim, można rzec głównym czy też mainstreamowym nurcie zapaści semantycznej, której zalew jest naszym udziałem i w której, jak sądzę, jako zbiorowość już utonęliśmy. Ponieważ na kataklizmy kulturowe, podobnie jak na klęski żywiołowe, nie mamy dużego wpływu, to nie pozostaje nic innego niż czynić co należy i patrzeć co przyniesie ze sobą przyszłość. W przypadku zmagań z zapaścią semantyczną, wspomniana dewiza życiowa sprowadza się w wymiarze praktycznym do odgarniania potężnych fal słów używanych w oderwaniu od ich właściwych znaczeń malutką łyżeczką od herbaty, dobrym symbolem siły przebicia mojej lub podobnej do niej pisaniny. Zabieg to wprawdzie całkowicie bezcelowy, ale swoje robić trzeba. Dlatego pozwolę sobie przypomnieć, że moment rozpoczęcia akcji „Wisła” (28 kwietnia 1947 roku) przypadł raptem trzy miesiące po sfałszowanych przez komunistów wyborach do Sejmu ze stycznia 1947 r., wyborach, których wyniki ostatecznie odebrały wówczas jakiekolwiek nadzieje na poprawę losu naszej ojczyzny w bliskiej perspektywie czasowej, i po przetrąceniu, operacją amnestyjną z lutego 1947 r., kręgosłupa polskiemu podziemiu antykomunistycznemu. Przypadł on w ledwie dwa miesiące po zamordowaniu przez komunistów mjra Franciszka Jaskulskiego „Zagończyka” (do chwili aresztowania, w lipcu 1946 r., dowódcy zgrupowania oddziałów partyzanckich operujących na ziemi radomsko – kieleckiej w ramach Związku Zbrojnej Konspiracji) i kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” (dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego) oraz jego pięciu podkomendnych, czy po samobójczej śmierci, w sytuacji bez wyjścia, Józefa Kurasia „Ognia” (dowódcy partyzantki antykomunistycznej na Podhalu i w powiecie tatrzańskim). To tylko pierwsze z brzegu przykłady z długiej listy polskich patriotów poległych i pomordowanych w walce o wolność na przestrzeni kilku miesięcy poprzedzających rozpoczęcie akcji „Wisła”. Czy ludzie ci zginęli w walce z państwem polskim? Dodajmy, dla przypomnienia czy pewniej poznania faktów elementarnych, że jeszcze nieco wcześniej, bo w grudniu 1946 r. – styczniu 1947 r., czyli na kilka miesięcy przed uruchomieniem operacji „Wisła”, to samo państwo polskie zastosowało odpowiednie dla jego potrzeb, w kontekście zbliżających się wyborów, środki represji wobec ludności zamieszkałej na terenach opanowanych przez polskie podziemie niepodległościowe, np. na Podlasiu czy Polesiu Lubelskim.

Oto przykładowy raport z takich działań państwa polskiego na terenie Podlasia. Pochodzi z 28 grudnia 1946 roku. Jego autorami są dwaj wysocy polscy oficerowie: szef WUBP w Warszawie ppłk Tadeusz Paszta oraz dowódca WBW województwa warszawskiego płk Rubinsztejn :

„W dniach od 24 - 27 XII 1946 r. grupa nr 1 przeprowadziła operacje we wsiach Dzierzby, Sewerynówka, Bujały, Korczew, Józefin, Księżpole - Budki, Paczuski - Duże, Tosie Krupy, Rytele Świeckie i Garnek. Grupa nr 2 we wsiach Obryte, Pełchy i Wojtkowice-Glinne. Przepuszczono przez „filtr” ponad 250 osób, konfiskując jednocześnie inwentarz żywy u rodzin bandyckich lub udzielających pomocy bandytom. We wsi Wojtkowice-Glinne na 19 istniejących gospodarstw 14 gospodarstw okazało się bandyckich. U wszystkich 14-tu rodzin inwentarz żywy został skonfiskowany, u 5-ciu rodzin niezwiązanych z bandami- pozostawiono.”

Wspomnijmy, że działania omówione w raporcie dały efekt i wysoki oficer, bądźmy nadal konsekwentni, państwa polskiego, pan podpułkownik Paszta Tadeusz, mógł odnotować, że :

„(...) ludność powiatu sokołowskiego jest bardzo przestraszona, na widok i odgłos samochodu wszyscy uciekają ze wsi (...)” i dalej: „(...) ludność powiatu sokołowskiego poczuła władzę państwową i zaczyna się z nią liczyć.”

CO TO ZA PAŃSTWO?

Trudno się dziwić, że w takich okolicznościach ówcześni mieszkańcy powiatu sokołowskiego zaczęli szanować władzę państwową, tym bardziej, że okolice Sokołowa Podlaskiego (a to samo dotyczy np. okolic Włodawy) były wówczas arenami kilkunastu wykonanych w obecności spędzonej ludności egzekucji publicznych na wrogach państwa polskiego. Pytam zatem co to za państwo polskie? Rozumiem , bo alternatywna odpowiedź nie istnieje, że chodzi o państwo, którego owoce działań ekipa kierowana przez Krzysztofa Szwagrzyka odnajduje na warszawskich Powązkach, wykopując i identyfikując szczątki polskich bohaterów walki o wolność, zamordowanych w więzieniu na Rakowieckiej, następnie pogrzebanych z najwyższą pogardą dla fundamentalnych zasad cywilizacji łacińskiej. Tak, tak, w tym porządku logicznym musi chodzić o państwo polskie, którego dziesiątków tysięcy ofiar - zabitych podczas walk i pacyfikacji terenów stanowiących zaplecze dla polskiej partyzantki antykomunistycznej czy zamęczonych w śledztwach - zapewne nie odnajdziemy nigdy; ich doczesne szczątki już na zawsze spoczywać będą w nieznanych nam miejscach.

Zatem, skoro przyjmujemy za słuszne rozumowanie zaprezentowane przez Jarosława Kaczyńskiego w sprawie państwa polskiego A.D. 1947 , bądźmy dalej konsekwentni i powiedzmy, że ówcześni przywódcy suwerennego państwa polskiego, z prezydentem Bolesławem Bierutem i ministrem Stanisławem Radkiewiczem na czele, po uporaniu się z rodzimymi rebeliantami, powodowani troską o wschodnią granicę państwa polskiego, postanowili o rozpoczęciu akcji „Wisła”.

Mnie się zdaje, że tak jednak nie można, że to nie jest rozumowanie uprawnione, że to jest całkowite pomieszanie pojęć, treść wewnętrznie sprzeczna, a zatem logicznie bezwartościowa. Ponieważ w czasach ciężkiej zapaści semantycznej, w których żyć nam przyszło, prawdy oczywiste, tzw. „oczywiste oczywistości”, należy przypominać do znudzenia , „powtarzać je z uporem”, zatem powtarzam, że w czasach opresji komunistycznej w Polsce aparat państwowy sprowadzony został do roli bezwolnego narzędzia w rękach sprawującej rządy partii komunistycznej, która z kolei realizowała cele centrali komunistycznej w Moskwie, cele komunizmu – największego zinstytucjonalizowanego wroga wolności, w każdym jej wymiarze, w całych dotychczasowych dziejach. I ten (po)twór miałby być nazywany państwem polskim ? Wolne żarty. Miał rację Józef Mackiewicz, pisząc w „Zwycięstwie prowokacji”:

„Nie ma żadnego państwa polskiego w postaci „Polski Ludowej”. PRL nie jest dalszym ciągiem historii Polski, lecz dalszym ciągiem historii rewolucji bolszewickiej 1917 r. PRL nie jest przedłużeniem państwowości polskiej, lecz przedłużeniem i integralną częścią bloku komunistycznego. Gomułka przyszedł do władzy, tak samo jak poprzednio miał przyjść Marchlewski, a później przyszedł Bierut, nie wbrew intencjom centrali komunistycznej w Moskwie, ale z jej nominacji.”

Powyższa myśl Mackiewicza znajduje oczywiście zastosowanie nie tylko do okresu PRL-u (formalnie od 22 lipca 1952 roku), lecz do całego okresu Polski Ludowej, tj. również do wcześniejszych lat rządów komunistów w Polsce. W tej samej publikacji Mackiewicz napisał:

„Widzimy, że po roku 1945, obecni władcy Polski, polscy komuniści, są najbardziej gorliwymi rzecznikami nie polskich, lecz sowieckich interesów politycznych. Zachodzi więc pytanie: kim są oni, tj. nie w swych przekonaniach ideowych, a w ich stosunku do Polski? Urzędnikami państwa radzieckiego? Gdyby tak było, to Polska zostałaby niewątpliwie podporządkowana wewnętrznemu aparatowi sowieckiego państwa. Tymczasem nie tylko formalnie, ale nawet praktycznie Polska Ludowa nie jest włączona do wewnętrzno-państwowej aparatury sowieckiej. Mamy do czynienia z zupełnie nową strukturą, wynikającą ze specyficznej struktury Związku Radzieckiego, a odrębnej od reszty świata. W myśl tej struktury obecni rządcy Polski zaliczeni są nie do wewnętrzno–państwowych instancji Sowietów, a do wewnętrzno–partyjnego centrum. W ten sposób Polska nie jest podporządkowana państwu sowieckiemu, a podporządkowana bezpośrednio komunistycznej partii, która tym państwem rządzi. Interesy partii stoją ponad interesami państwa, czy to Związku Radzieckiego, Polski Ludowej, czy innych członów bloku komunistycznego. W ten sposób Polska, jako kraj, w stosunku do Rosji, jako kraju, pozostaje nie w stosunku zależności, lecz jakby w stanie „koleżeństwa” we wspólnym podporządkowaniu tej samej partii. Rzec by można, we wspólnocie nieszczęścia, jakie na obydwa kraje i zamieszkujące je narody spadło. Polska nie została włączona do Związku Radzieckiego jako jego 17 Republika Związkowa, co może odpowiadałoby interesom radzieckiego państwa, ale nie pokrywało z interesem światowej polityki partii. W interesie „światowego systemu socjalistycznego” leży utrzymanie fikcji suwerenności Polski, podobnie jak innych republik „ludowych”. Fikcji zupełnej, a jednak, jak widzimy, wcale skutecznej.”

Miałem już okazję pisać na temat wpływu przymiotnika „ludowa/ludowe” na znaczenie słów, z jakimi się on łączy (patrz: wPolityce: "Czas najwyższy pomyśleć w jaki sposób nakłonić p. Jaruzelskiego, aby raczył przekazać do Muzeum swój mundur z 13 grudnia 1981 roku"). Przypomnę, bo dobrze pasuje do tematu niniejszego tekstu, fragment tamtego szkicu, poświęcony Ludowemu Wojsku Polskiemu i występującemu w nazwie tej formacji zbrojnej przymiotnikowi „ludowe”:

„To słowo-pasożyt, słowo-łasica. Tak jak rzekomo łasica jest w stanie opróżnić jajko bez pozostawienia widzialnego śladu, tak słowa takie jak ludowy, społeczny, potrafią pozbawić każdy termin znaczenia, z którym tworzą związek, pozornie pozostawiając je nienaruszone (za Friedrich August von Hayek, Zgubna pycha rozumu. O błędach socjalizmu).” Dla lepszego zobrazowania przywołanej myśli klasyka liberalizmu warto wspomnieć takie pojęcia, znane w okresie PRL-u, jak kraje demokracji ludowej czy sprawiedliwość socjalistyczna, która, w myśl słusznej obserwacji z tamtych lat, miała tyle wspólnego ze sprawiedliwością, co krzesło elektryczne ma wspólnego ze zwykłym krzesłem z salonu. Tak też jest i z Ludowym Wojskiem Polskim – słowo „Ludowe” pozbawia jakiegokolwiek realnego znaczenia słowo „Polskie”, wysysa całą jego treść, znosi jego sens. Pozostaje zatem tylko słowo „Wojsko”.(….) ilekroć po 9 maja 1945 roku LWP wyjeżdżało poza bramy koszar oraz tereny poligonów i używało broni z ostrą amunicją, zawsze, jeżeli nie liczyć akcji przeprowadzonych w latach 1945-1947 przeciwko obywatelom Rzeczypospolitej narodowości ukraińskiej (podstawowym celem działań LWP przeciwko mniejszości ukraińskiej, który zresztą osiągnięto, było wygnanie z domostw i przymusowe przesiedlenie w sumie kilkuset tysięcy ludzi, z których zdecydowaną większość, bo ponad 400 tys., przesiedlono w okresie do końca 1946 r. na ziemie leżące na wschód od aktualnych granic Polski; warto też dodać, że przebieg wysiedleń z okresu wrzesień 1945 r. – grudzień 1946 r. był znacznie bardziej okrutny niż wysiedlenia w ramach akcji „Wisła”), strzelało do Polaków, walczących lub protestujących w sprawie wolności lub chleba. Za wyjątkiem oczywiście strzałów oddanych latem 1968 r. do naszych sąsiadów, Czechów, którzy bynajmniej nie chcieli wtedy pomścić aneksji Zaolzia z 1938 roku, tylko śnili o wolności. Czy rzeczywiście pacyfikacje polskich wiosek z lata 1945 roku, walki u boku NKWD lub UB z polskim podziemiem niepodległościowym w tym samym czasie, strzały do rodaków w Poznaniu w 1956 r. i na Wybrzeżu w 1970 r., współudział w rozpędzeniu „Praskiej Wiosny”, ramię w ramię z bratnimi żołnierzami Armii Czerwonej i innych krajów demokracji ludowej, latem 1968 r., czy wreszcie blokowanie strajkujących w grudniu 1981 r. zakładów pracy, z KWK Wujek na czele - bo taki jest realny szlak bojowy LWP po zakończeniu II wojny światowej - mają być elementem historii polskiego oręża? Jeżeli przyjąć, że LWP było wojskiem polskim, to konsekwentnie musimy uznać, że właśnie tak. A wtedy czas najwyższy pomyśleć w jaki sposób nakłonić Jaruzelskiego, aby raczył przekazać do Muzeum Wojska Polskiego np. swój mundur, w którym 13 grudnia 1981 roku ogłosił narodowi wprowadzenie stanu wojennego. Pora, by ta zasłużona dla popularyzacji historii Wojska Polskiego placówka muzealna, wzbogaciła się o tak cenny eksponat (…). A poważnie, LWP powstało z inicjatywy komunistów i na potrzeby partii komunistycznej, pozostawało przez cały czas swojego istnienia pod jej pełną kontrolą i jako takie podejmowało działania zgodne z celami i interesami tejże partii. W tym nie różniło się ono niczym od Armii Czerwonej i innych wojsk krajów demokracji ludowej.”

Podobnie jest z „Polską Ludową” – słowo „Ludowa” znosi znaczenie słowa „Polska”; zostaje jedynie aparat państwowy, narzędzie w rękach partii komunistycznej z centralą w Moskwie.

Zresztą jak zwał, tak zwał, ale sądzę, że warto, aby były premier państwa polskiego, dodam, że w mojej ocenie zdecydowanie najlepszy premier III RP, aspirujący do ponownego piastowania tej funkcji, czego zresztą mu życzę, prezentował w tak ważnych kwestiach większą dyscyplinę słowa, i nie poświęcał spraw jak się wydaje zasadniczych dla oceny powojennych losów naszej ojczyzny na potrzeby znalezienia doraźnej argumentacji uzasadniającej głosowanie przeciwko inicjatywie konkurencyjnej formacji politycznej. Choćby przez wzgląd na braci naszych poległych i pomordowanych w walce o wolność stoczonej z państwem polskim w latach 1944 -1954.

ADAM MICHNIK W SPRAWIE PAŃSTWA POLSKIEGO

Swoją drogą, rzeczą ciekawą jest, jak bardzo w tej szkole myślenia na temat państwa polskiego, zaprezentowanej w przywołanej na początku niniejszego tekstu wypowiedzi odnoszącej się do akcji „Wisła”, Jarosław Kaczyński jest bliski Adamowi Michnikowi. Mam na myśli rozumowanie jakie Michnik zaprezentował już dawno temu, w 2001 roku, w słynnej rozmowie z generałem komunistycznej policji politycznej, Kiszczakiem Czesławem, przeprowadzonej przez red. Olejnik i red. Kublik, w której swego współrozmówcę ocenił jako człowieka honoru. Najważniejszy dla niniejszych rozważań fragment tej rozmowy brzmi następująco:

„Kto więc miał rację w Grudniu '70? ” (pytanie prowadzących rozmowę dziennikarek – przyp. GW)

Michnik odpowiada: „Ja miałem rację - i oni mieli rację. Ja nie identyfikowałem się z tym państwem. Ale - wbrew temu, co ja wtedy sądziłem - duża część tamtej strony też miała jakąś rację. Nic nie jest ani do końca czarne, ani do końca białe. Oczywiście, ja się z tym nigdy nie pogodzę, że strzelano do ludzi. Ale jednocześnie wiem, że jeśli ktoś identyfikuje się z państwem, to chce tego państwa bronić, gdy widzi, że w imię jakiejś - choćby szlachetnej - idei ktoś to państwo rozwala. To państwo, którego nie było przez 123 lata.”

Jakiego państwa nie było przez 123 lata? Odpowiedź jest oczywista, zna ją nawet słabo przykładający się do nauki historii absolwent gimnazjum.

DYGRESJA NA TEMAT „SĘDZIÓW NIE OD BOGA”

A na marginesie, jakże to ładnie brzmiąca, zgrabna i pojemna figura myślowa autorstwa Michnika; naprawdę zupełnie znakomita. Jak łatwo uplasować w jej ramach np. sędziów wydających w czasach terroru komunistycznego, w imieniu państwa, z którym się przecież utożsamiali i chcieli go bronić, wyroki śmierci na ludziach, którzy, w imię jakiejś idei, choćby szlachetnej, państwo to starali się rozwalić. I chcę bardzo mocno podkreślić, że człowieka tak dużego formatu myślowego jak Michnik nigdy, ale to nigdy nie posądziłbym, że taką formułą chce znaleźć usprawiedliwienie dla swojego brata, Stefana. Nie i jeszcze raz nie. Intelektualista o tak szerokich horyzontach jak Michnik nigdy, jestem o tym głęboko przekonany, nie posłużyłby się, zwłaszcza przy okazji bardzo przecież ważnego dla opinii publicznej dyskursu z generałem komunistycznej policji politycznej, takim zabiegiem myślowym na potrzeby sprawy poniekąd prywatnej, bo rodzinnej. I tylko ludzie wyjątkowo Michnikowi nieprzychylni, pamiętający co na jego temat miał do powiedzenia Zbigniew Herbert, mogą sądzić, że myśl ta miała służyć wyrobieniu przekonania wśród jej odbiorców, że również sędziowie orzekający kary śmierci , np. w procesie mjra Hieronima Dekutowskiego „Zapory” i jego towarzyszy broni z szeregów dowodzonej przez niego antykomunistycznej partyzantki walczącej na terenie Lubelszczyzny, że ci sędziowie, bez wątpienia identyfikujący się z państwem, które „Zapora” i jego podkomendni ze wszystkich sił chcieli rozwalić (dokładnie z tych samych pobudek dla których nieco wcześniej, do lipca 1944 roku, robili co mogli, aby rozwalić Generalną Gubernię), zasługują na zrozumienie, że oni też mieli rację. Tym samym, że racja była także udziałem Stefana Michnika i jego kolegów ze składów orzekających, kiedy skazywali na śmierć np. oficerów z Komendy Okręgu XII Narodowych Sił Zbrojnych: mjra Karola Sęka „Jakuba” i kpt. Stanisława Oknińskiego „Nałęcza”. Wszak sędziowie ci bronili państwa z którym się utożsamiali, państwa, którego nie było przez 123 lata. Postawmy kropkę nad „i” : bronili państwa polskiego.

PORÓWNANIE

Wróćmy jednak do zagadnienia państwowości polskiej pod rządami partii komunistycznej i zastosujmy przez chwilę metodę porównawczą. Zdaniem Józefa Mackiewicza ma ona istotne znaczenie w procesie poznawczym:

Jarosław Kaczyński w sprawie akcji „Wisła”:” (…) państwo polskie musiało zastosować takie środki represji z pewnością nieprzyjazne dla wysiedlanych rodzin. Polska jakakolwiek wtedy ona nie była) walczyła o granice i jako suwerenne państwo musiało działać, aby je ochronić.”

Adam Michnik w sprawie masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r.: Ale jednocześnie wiem, że jeśli ktoś identyfikuje się z państwem, to chce tego państwa bronić, gdy widzi, że w imię jakiejś - choćby szlachetnej - idei ktoś to państwo rozwala. To państwo, którego nie było przez 123 lata.

Jak sądzę, powyższymi cytatami wykazałem, że pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Adamem Michnikiem w sprawie istnienia państwa polskiego w okresie rządów partii komunistycznej zachodzi daleko posunięta, żeby nie powiedzieć pełna zbieżność spojrzeń, co zapewne może zdziwić wielu czytelników a nawet obu wymienionych panów. A zrobiłem to, licząc, że owa zgodność poglądów, mogących prowadzić do cokolwiek niebezpiecznych i nieuprawnionych wniosków, np. w sprawie sędziów wydających wyroki śmierci na żołnierzy partyzantki antykomunistycznej, będzie dla Jarosława Kaczyńskiego mocnym impulsem do weryfikacji poglądu na temat państwa polskiego A.D. 1947 , który raczył zaprezentować udzielając wypowiedzi na temat akcji „Wisła”.

A może nie będzie ona dla niego żadnym impulsem? W takiej sytuacji w sporze o państwowość polską w okresie rządów partii komunistycznej, sporze nader istotnym jeśli chodzi o ocenę losów Polski po roku 1944 i płynących z tej oceny dalszych wniosków, Michnik i Kaczyński pozostaną sojusznikami, zaś przeciwne im stanowisko zajmować będą zwolennicy zarysowanego w niniejszym tekście poglądu Józefa Mackiewicza, w tym niżej podpisany. I mam nadzieję, zapewne płonną, oceniając rzecz po komentarzach jakie ukazały się pod opublikowanym na niniejszym portalu materiałem „Kaczyński o akcji „Wisła”, że osób o takich jak moje poglądach na tę sprawę zbierze się przynajmniej kilkadziesiąt.

O AKCJI „WISŁA”

A co do akcji „Wisła”, to twierdzenie, że była ona przejawem walki o granice czy ich ochronę (pomijam w tym momencie kwestii suwerennego państwa polskiego), jak sądzę, jest oczywiście niezgodne ze stanem rzeczy. Wschodnia granica państwa rządzonego od lipca 1944 roku przez komunistów polskich ustalona została pomiędzy PKWN-em, reprezentowanym przez Edwarda Osóbkę – Morawskiego, a ZSRR już w dniu 27 lipca 1944 r. Granicę tę potwierdzono następnie w lutym 1945 roku, podczas konferencji jałtańskiej, a jej przebieg powtórzony został w zawartej w Moskwie 16 sierpnia 1945 roku umowie pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich z lutego 1946 r., ratyfikowanej w Warszawie w dniu 4 lutego 1946 r. Stosownie do postanowień owej umowy, weszła ona formalnie w życie z chwilą wymiany dokumentów ratyfikacyjnych, co nastąpiło w Warszawie 4 albo 5 lutego 1946 r.

Nie można, w moim przekonaniu, słusznie twierdzić, że granica ustalona wówczas przez Związek Radziecki zagrożona była w początkach 1947 roku przez, przyjmijmy, 1500 uzbrojonych członków UPA, nawet jeśli byli oni najbardziej zdeterminowani i zaciekli w walce. To jest oczywisty nonsens. Żadna siła, poza partią komunistyczną z centralą w Moskwie, nie była w stanie zmienić wówczas tej granicy czy choćby zagrozić jej przebiegowi , więc to nie ochrona owej granicy, w znaczeniu zachowania integralności terytorium, było przyczyną akcji „Wisła”. Warto przy tym przypomnieć, że to samo suwerenne państwo polskie nie zrobiło nic (bo, powtarzam, było jedynie narzędziem do wykonywania decyzji i realizacji partii komunistycznej), kiedy centrala komunistyczna w Moskwie podjęła decyzję o zmianie przebiegu tej granicy. Ech, dobór słów ma zasadnicze znaczenie dla wydźwięku opisu. Spróbuję zatem zmienić przez chwilę sposób narracji:15 lutego 1951 r. podpisana została w Moskwie umowa międzynarodowa pomiędzy Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich a reprezentowaną przez prezydenta Bolesława Bieruta Rzecząpospolitą Polską, na mocy której państwo polskie zrzekło się 480 kilometrów kwadratowych nad górnym Bugiem, z miastami Bełż, Duchnów i Waręż, z odcinkiem kolejowym Rawa Ruska – Sokal, ze złożami węgla na Sokalszczyźnie, otrzymując w zamian teren Ustrzyk Dolnych z przyległościami. Niezależnie jednak od tego jaki język opisu przyjmiemy, jedno nie ulega wątpliwości. Otóż ludność terenów objętych wspomnianą umową została po prostu wysiedlona i przesiedlona; nikt nawet nie zamierzał pytać jej o zdanie. Taka to była rzeczywista dbałość o granice w wykonaniu ówczesnego państwa polskiego.

Rzecz jasna, każdy aparat państwowy (co dotyczy zarówno władzy legalnej, z mandatu uzyskanego w wolnych wyborach, jak i władzy okupacyjnej) podejmie działania zaradcze, aby zlikwidować wrogą sobie partyzantkę. Różnica, absolutnie zasadnicza, polega na tym, że normalne państwo, tzn. posiadające i respektujące system prawny chroniący wolność swoich obywateli i własność indywidualną, przeprowadzi działania, których stopień opresyjności w każdym przypadku wyznaczony będzie przez poszanowanie zasady, w myśl której jedyny podmiot legalnie wyposażony w narzędzia przymusu (monopolista w tej dziedzinie), jakim jest właśnie państwo, może użyć siły wyłącznie wobec osób łamiących porządek prawny i tylko takich środków przymusu, jakie są konieczne dla wyegzekwowania prawa. Przenosząc powyższą zasadę na grunt rozważań na temat akcji „Wisła”, przy tym zostawiając z boku omówioną wcześniej kwestię państwowości polskiej i jej suwerenności, czy raczej ich braku, w tamtych czasach, uważam, że dla wykazania, że w akcji „Wisła” użyto środków zdecydowanie wykraczających poza to co było konieczne dla likwidacji działalności UPA na ziemiach polskich, wyznaczonych od strony wschodniej granicą ostatecznie potwierdzoną przez ZSRR w lutym 1946 roku, wystarczy przypomnieć, że polskie podziemie antykomunistyczne, znacznie silniejsze i lepiej zakorzenione na tychże ziemiach niż UPA, zostało pokonane przez komunistów bez uciekania się do masowych wysiedleń ludności z terenów objętych jego dużą aktywnością.

Dlatego zgadzam się z treścią niegłosowanego w Sejmie RP w ostatni piątek (04 stycznia 2013 r.) projektu uchwały sejmowej w sprawie akcji „Wisła”, w którym czytamy:

„65 lat temu przeprowadzono w Polsce akcję „Wisła”. Ponad 140 tys. obywateli Państwa Polskiego, decyzją władz komunistycznych, wyrwano z małej ojczyzny w Polsce południowowschodniej i rozproszono na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Wysiedlono dziesiątki tysięcy niewinnych osób narodowości ukraińskiej, jak również osoby nie odczuwające takiej przynależności, w tym część Łemków. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uznaje, że akcja „Wisła” była naruszeniem podstawowych praw człowieka. W czasie trwania tej akcji zastosowano właściwą dla systemów totalitarnych zasadę odpowiedzialności zbiorowej, która nigdy nie może być podstawą polityki demokratycznego państwa. Na szczególne potępienie zasługuje osadzenie blisko 4 tys. wysiedlonych w Centralnym Obozie Pracy w Jaworznie- często bez żadnych powodów winy, w oparciu jedynie o kryterium narodowe. W obozie panowały niezwykle ciężkie warunki, osadzonych poddawano torturom. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej potępia akcję „Wisła”, jednocześnie wyrażając nadzieję, że proces pojednania między naszymi narodami będzie postępował, a bolesna historia będzie przestrogą przed łamaniem praw człowieka na świecie.”

Grzegorz Wąsowski

Adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego z lat 1944- 1954. (www fundacjapamietamy.pl)


http://wpolityce.pl/artykuly/44162-krotka-refleksja-zainspirowana-zbieznoscia-pogladow-jaroslawa-kaczynskiego-i-adama-michnika-na-temat-panstwa-polskiego-po-1944-r-z-akcja-wisla-w-tle

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Sty 07, 2013 6:52 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rzecz, tj. tekst mec. Wąsowskiego nosi wg mnie znamiona operacji typu reductio ad Hitlerum, tj. Kaczyński jest jak Michnik. Poza tym nie wiem, jak długo według PT Autora miała temtejsza ludność polska znosić mordy dokonywane na Polakach przez wspierane przez Ukraińców z tamtych terenów bandy UPA. Podobny sąd wyraża na swoim blogu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w tekście pt. "Akcja Wisła była koniecznością" z 04-12-2012, 18:25. Możemy tam przeczytać:
Cytat:
Za cierpienia Ukraińców odpowiedzialna jest opętańcza ideologia, którą w Polsce realizowali Stepan Bandera i Mirosław Onyszkiewicz.

Zdrada naszych aliantów i oddanie Kresów Wschodnich ZSRS doprowadziła w Polsce do wędrówki ludów. W latach 1944–1946 na tereny zajęte przez Sowietów wyjechało ponad 400 tys. Ukraińców i Łemków. Dla przykładu, do wioski rodzinnej moich dziadków, leżącej pod Buczaczem, na miejsce polskich mieszkańców wypędzonych na Dolny Śląsk przyjechali Łemkowie z okolic Krynicy.

Owe przesiedlenia tylko w niewielkim stopniu osłabiły UPA. Miała ona bowiem liczne bazy we wschodnich częściach województw rzeszowskiego i lubelskiego, czyli w tzw. Zakierzonie, które według planów ruchu banderowskiego miały stać się zalążkiem nowego państwa ukraińskiego. Co więcej, agresja tej formacji nasilała się, gdyż niektóre kurenie i sotnie nadciągały tutaj po przekroczeniu granicy polsko-sowieckiej. Napady na polskie wioski i miasteczka przynosiły krwawe żniwo, nie mniejsze niż dokonane na Wołyniu i Podolu. Zagrożenie to dostrzegało polskie podziemie antykomunistyczne, które nadzwyczaj rzadko zawierało doraźnie sojusze z banderowcami. O wiele częściej zwalczało ich, broniąc Polaków przed eksterminacją. Z kolei władze państwowe, chcąc skrócić gehennę swoich obywateli i zablokować możliwość oderwania znacznego terytorium, podjęło decyzję o kolejnych przesiedleniach. Metoda ta była drastyczna, ale dalsza walka z szaleńcami spod znaku Stepana Bandery i Mirosława Onyszkiewicza ps. Orest, dowódcy UPA w Polsce, mogła przeciągnąć się na długie lata i przynieść zagładę tysiącom nie tylko Polaków, ale też Ukraińców i Łemków.

Plany tych działań opracował gen. Stefan Mossor, oczywiście zabójstwo gen. Karola Świerczewskiego było tylko pretekstem. Akcja pod kryptonimem "Wisła" trwała od kwietnia do lipca 1947 r., choć dodatkowe przesiedlenia miały miejsce jeszcze w latach następnych. Objęła ona 140 tys. Ukraińców, których przeniesiono do ówczesnych województw olsztyńskiego, koszalińskiego, zielonogórskiego i wrocławskiego. Położyła ona ostateczny kres działalności UPA w Polsce.

Najtrafniej wydarzenia te opisała dr Lucyna Kulińska z Krakowa: "Operacja >>Wisła<< miała przyzwolenie moralne i akceptację społeczeństwa polskiego jako jedyny skuteczny środek do zakończenia dalszego przelewu polskiej krwi. Akcję tę należy uznać za realizowanie na tych terenach polskiej racji stanu i działanie konieczne. Odpowiedzialność za to, że do niej doszło, spada na zbrodniczą ideologię OUN-UPA i jej wykonawców (...). Nie wolno mylić przyczyny ze skutkiem. Zrzucanie na Polskę wtedy i dzisiaj winy za to, że wreszcie skutecznie obroniła swoich obywateli i okrojone terytorium, należy uznać za nadużycie".

I za co sejmowa Komisja Mniejszości Narodowych i Etnicznych (w skład której wchodzą także posłowie opozycji) chce na posiedzeniu 6 grudnia br. przepraszać? Czyżby za obronę polskich obywateli przed niechybną zagładą? A może poseł PO Miron Sycz, szef tej komisji, przeprosiłby najpierw Polaków, Żydów, Ukraińców i Łemków za krwawe zbrodnie dokonywane przez formację, w której służył jego ojciec?

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska, 5 grudnia 2012 r.


Zagadnienie jest nieco podobne do rzucenia bomby atomowej na Hiroszimę (z tym, że tutaj nie zginęło ca. 100 tys. ludzi, a zostali przesiedleni). Chyba w niegorszych standardach niż polscy przesiedleńcy zza Bugu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum