Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polecam, Dr hab. Antoni Dudek : Nie jestem łowcą agentów

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Czw Kwi 05, 2007 7:57 am    Temat postu: Polecam, Dr hab. Antoni Dudek : Nie jestem łowcą agentów Odpowiedz z cytatem

http://www.gazetawyborcza.pl/1,79328,4027789.html


Nie jestem łowcą agentów
Antoni Dudek*2007-03-31, ostatnia aktualizacja 2007-03-30 19:14
Żaden poważny historyk zajmujący się dziejami PRL nie podpisze się pod poglądem, że dokumenty z archiwów IPN-u to wszystko kłamstwa i szambo - mówi doradca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej

Fot. Adam Kozak / AG
Antoni Dudek

Fot. Damian Kramski / AG
Antoni Dudek: Nie wiem, czy nazwisko Lecha Wałęsy znajdzie się na listach OZI, których tworzeniu byłem zresztą przeciwny. Ale czy w trosce o jego dobre imię mamy przyjąć ustawę o ochronie jego wizerunku? Na zdjęciu: Wałęsa i jego teczki, gdański oddział IPN-u, 19 grudnia 2005 r. Obok przywódcy "S" ówczesny dyrektor oddziału Edmund Krasowski
SERWISY
Lustracja dla wykształciuchów


Wojciech Czuchnowski, Dominika Wielowieyska: Dla historyków z IPN-u ustawa lustracyjna jest fantastyczna - są panami życia obywateli. Będą teraz władczym gestem wskazywać: "Ty jesteś agentem, a ciebie na razie oszczędzimy".

Antoni Dudek: Nie dam się wciągnąć w propagandową akcję oczerniającą IPN. Niemniej od początku byłem za tym, by odejść od urzędowej lustracji i po prostu otworzyć archiwa. Ustawa lustracyjna powinna składać się z trzech artykułów: zgromadzone w IPN-ie materiały są jawne; IPN nie udostępnia informacji naruszających czyjąś sferę intymną; wszystkie spory, które wynikną z ujawnienia archiwów, będą rozstrzygane na podstawie kodeksu cywilnego. Przy takim rozwiązaniu IPN nie ma żadnej władzy, nie tworzy list i zajmuje się jedynie udostępnianiem archiwów oraz badaniem ich zawartości.

Lustracja w takiej formie nie dawałaby prawa do obrony osobom oskarżonym o współpracę z SB. Bo kogo miałyby skarżyć? Dziennikarza, który o nich napisał?

- Taka sprawa w sądzie toczyłaby się między tym, kto publikuje informacje z akt, a tym, kto się czuje tym pokrzywdzony.

A jeśli media nie opiszą konkretnego przypadku, a jedynie każdy chętny przeczyta w archiwach, że Kowalski był agentem, to on już nie będzie miał kogo skarżyć?

- Dopóki informacje nie zostaną upublicznione, pozostają w sferze plotek. O różnych ludziach słyszy się różne plotki i świat się nie wali.

Chyba dostrzega Pan różnicę między plotką a informacjami ujawnionymi przez instytucję państwową?

- To, co ktoś wywnioskuje z teczek, nie jest oficjalnym stanowiskiem IPN-u. A ludzie nieustannie wchodzą w posiadanie rozmaitych informacji o różnych osobach. Więc postawmy tu kropkę, różnimy się w tej sprawie. Natomiast ustawa, która weszła w życie, ma też i zalety. Otwiera szerzej niż dotąd archiwa IPN-u, daje prawo dostępu do nich dziennikarzom. Niestety nakłada też na IPN gigantyczne zadania. Będziemy mieli mniej czasu na opracowywanie tych zbiorów, udostępnianie i upowszechnianie wiedzy w nich zawartej. Zamiast tego będziemy sprawdzać ogromną liczbę oświadczeń lustracyjnych i tworzyć cztery wielkie listy.

Martwi Pana to, że IPN będzie miał tyle roboty, a nie to, że ileś osób bezpodstawnie znajdzie się na tych listach.

- Byłem przeciwnikiem list i oświadczeń lustracyjnych. Są przypadki tak skomplikowane, że nie da się stworzyć uczciwie takich list. Lepiej otworzyć archiwa, zamiast wymuszać na IPN-ie, by oceniał zakres współpracy poszczególnych osób.

Większość historyków z IPN-u wierzy bez zastrzeżeń w zawartość teczek, choć mamy ewidentne przykłady ich fałszowania. Prokuratora z Dolnego Śląska oskarżono o kłamstwo lustracyjne. W archiwach zachował się oryginał jego deklaracji o podjęciu współpracy. Grafolog niemal ze 100-proc. pewnością orzekł, że podpis nie jest autentyczny. W Pańskiej wersji lustracji ten człowiek nie miałby szans na obronę, bo media pewnie by się nim nie zajęły. Ale wiadomość o jego rzekomej współpracy rozniosłaby się po prokuraturze.

- Nie wykluczam, że ktoś rzeczywiście padł ofiarą takiej machinacji. To był gigantyczny resort. W końcu lat 80. liczba tajnych współpracowników sięgnęła 100 tys. i przy tej masie zapewne zdarzały się nadużycia, ale był to margines. Nie rozumiem jednak, dlaczego mamy tworzyć jakiś wyjątkowy system ochrony prawnej dla osób oskarżanych o agenturalność.

Bo archiwa są zbiorem prawd, półprawd i kłamstw i nie ma mądrego, który potrafiłby oddzielić ziarna od plew. Na pytanie, czy SB mogła zakładać fałszywe teczki TW, zwolennicy lustracji odpowiadają, że nie. Ale dodają, że czasami rejestrowała agentów na wyrost, bez zobowiązania z ich strony. To przecież jest fałszowanie. Mirosław Czech zwracał w "Gazecie" uwagę, że taką taktykę stosowano zwłaszcza wobec duchowieństwa.

- Takie oceny są nadużyciem, wynikającym z niewiedzy. Nikt nie był informowany, że został zarejestrowany.

Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, to wiedział.

- Ale nie wiedział, w jakim charakterze. Istotne jest przede wszystkim to, co esbekom opowiadał. I w tym przypadku interpretacje danej teczki mogą się od siebie różnić. Dobrze ilustrują to rozbieżności w ocenie kontaktów bp. Wiktora Skworca z SB. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski ocenia, że współpracował, a np. Andrzej Grajewski jest innego zdania.

Historycy z IPN-u czują się władni wydawać świadectwa moralności osobom odnotowanym w aktach. Bp Skworc wybrał Grajewskiego, ale on nie jest dostatecznie radykalny, więc jego opinia jest lekceważona. Zatem abp Józef Michalik, którego deklaracja o współpracy odnalazła się w aktach, wybrał sobie bardziej surowego badacza, Jana Żaryna. I razem z nim występuje w "Wiadomościach".

- Prof. Żaryn niepotrzebnie w tym uczestniczył, bo jego opinia była wykorzystana jako rodzaj świadectwa moralności. Wybieranie sobie "swojego" historyka, który przebada akta na życzenie, to wątpliwa metoda. Natomiast protestuję przeciw atakom na IPN i przypisywaniu jego pracownikom jak najgorszych intencji. "Gazeta Wyborcza" wybiera do oceny archiwów IPN-u Mirosława Czecha, który nigdy nie napisał żadnej książki o PRL, ale występuje w roli autorytetu, albo historyka literatury XIX w. prof. Andrzeja Romanowskiego. Żaden zajmujący się dziejami PRL historyk ze znaczącym dorobkiem nie podpisze się pod poglądami na temat archiwów IPN-u, jakie dominują na łamach "Gazety" - że dokumenty są sfabrykowane, że to wszystko kłamstwa i szambo.

Jeden z księży w 1979 r. został zarejestrowany jako TW. Z dokumentów wynikało, że był nawet wynagradzany. Jednak osiem lat później naczelnik SB raportował, że ów agent nie jest związany z SB i nie wie, że "nasze z nim kontakty to współpraca". Mimo to zalecił go dalej "związać ze służbą".

- Niektórzy oficerowie z faktu, że ktoś przychodzi na kolejne spotkania i coś tam opowiada, wyciągali zbyt daleko idące wnioski. Takie osoby rejestrowano jako TW, ale mogą one mieć poczucie, że nigdy TW nie były, bo nie brały pieniędzy, niczego nie podpisywały. By taki przypadek ocenić, trzeba zbadać konkretne dokumenty.

W przytłaczającej większości dokumentacja SB jest wiarygodna, choć każdy będzie z niej wyciągał inne wnioski. Weźmy słynną instrukcję 0018, wydaną przez gen. Kiszczaka w 1982 r. Według Wojciecha Czuchnowskiego i Jacka Żakowskiego pozwalała ona na zamieszczanie informacji z podsłuchów w raportach TW, by nie było wiadomo, co pochodzi z nagrań, a co z doniesień agenta. Tymczasem w tej instrukcji jest jedynie mowa o głębszym niż dotąd konspirowaniu informacji z podsłuchów.

Pan nie chce przyjąć do wiadomości, że ta instrukcja to kolejny przykład fałszowania materiałów przez SB. Osobom posądzonym o bycie agentem przypisuje się donosy, których nie składały. Esbecy nie zawsze rozróżniali oba źródła.

- Mamy inne zdanie na ten temat. Instrukcja została opublikowana - każdy zainteresowany może sobie wyrobić pogląd w tej sprawie.

Po naszej stronie jest orzeczenie sądu w sprawie Małgorzaty Niezabitowskiej, bo tam sędziowie dostrzegli taki proceder.

- Orzeczenie sądu I instancji. Zobaczymy, czy będzie II instancja i jaki w niej zapadnie wyrok.

Pana nie przekona żadna instancja.

- Bo ja znam te dokumenty. Ubolewam, że to był tajny proces, bo być może gdybym znał zeznania wszystkich świadków, zmieniłbym zdanie. W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd stwierdził, że ma wątpliwości, które rozstrzyga na korzyść lustrowanej. I ma do tego pełne prawo. Ale dlaczego ja, jako historyk, nie mam mieć prawa do oceny dokumentów TW "Nowaka"? Uważam też, że mam prawo ocenić jako kompromitujący wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Mariana Jurczyka, przywódcy "Solidarności" ze Szczecina. Bo jeżeli te dowody, które się w jego sprawie zachowały, nie wystarczą, by orzec, że ktoś był TW, to znaczy, że w ogóle nie ma przekonujących dowodów. Chyba, że ktoś sam się przyzna.

Sąd wziął pod uwagę nie tylko dokumenty świadczące o współpracy, ale też m.in. fakt, że Jurczyk był do niej zmuszony.

- Polecam lekturę dokumentów TW "Świętego" - zostały opublikowane i każdy może sobie wyrobić zdanie na temat tego, jak to przymuszanie wyglądało. Jednak nie w tym problem. Czy państwo uważają, że np. powinniśmy rozstrzygnąć w drodze procesu, jak zginął gen. Sikorski? Są wyroki, które wydają sądy, i są oceny historyków. Nie muszą być zgodne.

Nie wystarczy Panu zdemaskowanie najbardziej szkodliwych agentów. Pan chce ścigać każdego, kto w chwili słabości coś podpisał, powiedział parę słów za dużo, a potem się z tego wywikłał czy nawet odkupił swe winy. Przy starej wersji ustawy tych najgroźniejszych, cynicznych agentów i tak ujawniają ci, którzy zaglądają do swych teczek. Żaden sąd ich nie wybroni.

- Cieszę się, że podoba się teraz państwu stara ustawa, bo pamiętam, że "GW" ostro ją krytykowała. Natomiast ja nie zajmuję się tropieniem agentów. Napisałem kilka książek o PRL i prawie w ogóle nie korzystałem z teczek TW. Co oczywiście nie znaczy, że każdy temat da się opisać bez korzystania z tego źródła. Nie jest też tak, że nie zgadzam się z wyrokami sądów. Orzeczenie w sprawie ministra Krawczyka z Kancelarii Prezydenta wydaje się oczywiste - nie był TW. Podpisał zobowiązanie, po czym nie podjął żadnej współpracy.

Ale proces Zyty Gilowskiej budzi Pańskie zastrzeżenia?

- Mam wątpliwości, czy rzeczywiście raporty pochodzące od TW "Beata" mogły powstać na podstawie rozmów przy kolacji, które Gilowska jadała z esbekiem. Tam są zbyt precyzyjne charakterystyki.

Precyzyjne? Że pewien Amerykanin odwiedzający jej uczelnię jest skąpy i nie zapłacił za ciastko albo że lubi komputery? A część danych wygląda na przepisane z podania o wizę.

- Może jestem człowiekiem z innego świata, bo w czasie prywatnych kolacji nie omawiam szczegółowo takich spraw.

Nie słyszał Pan, że ludzie przy kolacji obgadują bliźnich?

- Państwo macie skłonność do lekceważenia wagi informacji zbieranych przez SB, ale służby je wykorzystywały w bardzo niecnych celach.

Wykorzystywały, ale czy należy traktować z takim namaszczeniem - jak niektórzy historycy z IPN-u - tworzone przez SB dokumenty? Przepisywać słowo w słowo z teczek i ogłaszać jako prace naukowe, bez porównywania z innymi źródłami czy relacjami świadków?

- Wbrew pozorom, archiwa SB to źródła o bardzo zróżnicowanym charakterze. Bywa jednak i tak, że nie da się skonfrontować tych źródeł z czymkolwiek innym. Czasem historyk musi też wybierać: komu wierzy bardziej? Relacjom świadków czy dokumentom?


Pytamy o pracę Sławomira Cenckiewicza na temat ukrywania się Zbigniewa Bujaka w stanie wojennym. Nie sądzi Pan, że powinien był kilka rzeczy sprawdzić, zanim ogłosił, że Bujakiem manipulowała SB? Albo o to, co o "negocjującym z SB" Jacku Kuroniu pisał Piotr Gontarczyk.

- Nie podzielam wszystkich ocen dr. Cenckiewicza, ale nie będę uczestniczyć w nagonce, w której pod adresem ludzi IPN-u padają takie epitety jak "narkomani" (Adam Michnik) czy "trąby" (Karol Modzelewski). Sprawę Bujaka "Gazeta" wykorzystuje do kreowania fałszywego obrazu IPN-u. Tu pracuje ponad stu historyków, którzy wydali pokaźną liczbę książek.

Jednak odurzenie teczkami odbiera niektórym historykom zdolność racjonalnego myślenia. Gontarczyk nie pisze normalnie: "Kowalski zadzwonił do Kwiatkowskiego". On musi to napisać językiem służb: "Kowalski nawiązał kontakt telefoniczny z Kwiatkowskim".

- Znane jest w historiografii zjawisko ulegania językowi źródeł. Historyk może równie dobrze ulec językowi akt PZPR albo dokumentów kościelnych. Gdy wpada w taką pułapkę, powinien stosować płodozmian i zająć się innymi tematami.

Takie prace jak Cenckiewicza czy Gontarczyka to skandal.

- To wasza ocena. Instytut nie będzie cenzurował swoich pracowników, którzy mają prawo formułować różne, podlegające krytyce opinie. Dr Piotr Gontarczyk wyciągnął zbyt daleko idące wnioski na podstawie jednego dokumentu, który zresztą nie jest żadną rewelacją. Z kolei opisany przez Sławomira Cenckiewicza Bujak napisał z nim polemikę, skądinąd utrzymaną w obraźliwym i lekceważącym tonie. Ubolewam, że debata wokół dokumentów archiwalnych IPN-u ma tak emocjonalny charakter, ale było to nieuchronne i mieści się w granicach przyjętych w państwie demokratycznym. Tymczasem prof. Wiktor Osiatyński proponuje w "Polityce", by w związku z przyjęciem ustawy lustracyjnej stworzyć drugi obieg wydawniczy. To jakiś surrealizm. Chyba żyjemy w dwóch różnych krajach.

Nie dostrzega Pan, że bohaterowie, którzy ryzykowali w PRL karierę, zdrowie, nawet życie, by Polska odzyskała wolność, dziś muszą się spierać z historykami, często o wiele młodszymi, którzy wyciągają teczki i zaczynają nimi żonglować?

- Pani proponuje, żebyśmy ustawowo objęli pewne osoby zakazem krytyki?

Pan przechodzi spokojnie do porządku dziennego nad tym, że nazwisko Lecha Wałęsy znajdzie się na liście OZI.

- Nie wiem, czy się znajdzie. Znam część dokumentów, które go dotyczą. Sądzę, że te najważniejsze, dotyczące TW "Bolek", zostały zniszczone w pierwszej połowie lat 90. Wśród oryginalnych dokumentów mamy głównie do czynienia z takimi, które mają charakter poszlakowy. Dla jednych będą one wystarczającym dowodem współpracy, dla innych nie.

A dla Pana?

- Ja jeszcze poczekam na wyniki dalszych poszukiwań w archiwum.

Sam fakt umieszczenia Wałęsy na tej liście będzie niesprawiedliwością i wizerunkową katastrofą dla Polski. Oto lider przemian wolnościowych w naszej części Europy zostaje wciągnięty na listę agentów.

- Zatem w trosce o dobre imię Lecha Wałęsy, który jest naszym "towarem eksportowym", mamy przyjąć ustawę o ochronie jego wizerunku? Zresztą, powtarzam, byłem przeciwny listom OZI.

Nie sądzi Pan, że ci, którzy głoszą, iż bezpieka sterowała opozycją, zwyczajnie kłamią?

- Nie da się udowodnić tezy, że SB nią sterowała. Zdecydowana większość opozycji demokratycznej z lat 70. i 80. była autentyczna i suwerenna w swoich działaniach. Były też takie struktury, które w całości opanowała bezpieka. Czasem to się da odtworzyć, czasem nie, bo zniszczono wiele materiałów.

Jeśli zestawimy dwie znaczące organizacje opozycji przedsierpniowej - KOR i Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela - to w świetle archiwów Ruch był w większym stopniu infiltrowany niż KOR. Nie zmienia to postaci rzeczy, że obie organizacje decydowały same o tym, co robią. Wydaje mi się jednak, że działania bezpieki w istotny sposób przyczyniły się do rozłamu w ROPCiO. Ale KOR-u nie udało się podzielić, choć toczył się w nim spór między grupą Antoniego Macierewicza a grupą Jacka Kuronia i Adama Michnika.

Zgodziłby się Pan z tezą, że SB wpływała na decyzje środowisk z obrzeża opozycji, ale nie na główny, skupiony wokół Wałęsy nurt, który doprowadził do Okrągłego Stołu?

- Najprawdopodobniej tak właśnie było. Ale zastrzegam: nie potrafię tego do końca ocenić, bo zniszczono wiele dokumentów. Ostatecznej odpowiedzi na to pytanie nie poznamy przypuszczalnie nigdy, choć ciekawe jest, co na ten temat kryją archiwa rosyjskie.


Czy dostrzega Pan wpływ PRL-owskiej agentury po 1989 r.?

- Mamy przykłady, w których widać współpracę między agenturą bezpieki a dawnymi oficerami prowadzącymi. Niektóre afery gospodarcze mają źródła w służbach, choćby FOZZ - dzieło Grzegorza Żemka jako agenta wywiadu wojskowego. W aferze Stella Maris też chyba odgrywały pewną rolę dawne powiązania w ramach SB.

Na czym ta więź polega?

- Wiem tylko tyle, że bohaterami tej afery są dawni oficerowie i ich agenci. Czy wynika to po prostu z ich wieloletniej współpracy i znajomości czy też ktoś kogoś zaszantażował? Nie wiem, ale też nie mogę tego wykluczyć.

Ujawnienie archiwów zapobiegłoby takim aferom?

- Być może, gdyby archiwa zostały ujawnione wcześniej, to pewne osoby nie odgrywałyby tak istotnej roli w swoich środowiskach. Być może Lesław Maleszka nie pisałby tekstów publicystycznych na łamach "GW".

I myśli Pan, że "Gazeta" pisałaby co innego, gdyby nie Maleszka? Adam Michnik miałby inne poglądy?

- Oczywiście, nie miałby. Ale z wypowiedzi niektórych młodych dziennikarzy, które czytałem po zdemaskowaniu Maleszki, wynika, że miał on jednak dość znaczący wpływ na ich poglądy.

Jeżeli sztandarowym przykładem wpływu dawnych agentów na rzeczywistość miałby być Maleszka, to nas to utwierdza w przekonaniu, że ujawnienie archiwów, owszem, mogłoby być dla niektórych aktem sprawiedliwości, ale nie miałoby znaczenia dla historii Polski po 1989 r.

- Być może. Dla mnie najważniejsze jest to, że archiwa odsłaniają najciemniejszą część prawdy o PRL. To nie jest cała prawda, ale ją też trzeba odsłonić, żeby obraz tamtego państwa nie kojarzył się tylko z pralką Franią, "Syrenką" i serialem "Czterej pancerni i pies". Bo dziś mamy do czynienia z nostalgicznym obrazem Polski Ludowej, z zakłamaniem historii. Weźmy choćby "Psy" Pasikowskiego - esbecy z tego filmu może palą akta, ale w sumie są sympatyczni. Z takim obrazem PRL-owskiej rzeczywistości trudno mi się pogodzić.

To co z tym obecnym wpływem byłych TW na polską rzeczywistość?

- Jeżeli założymy, że u schyłku lat 80. w Polsce było ponad 100 tys. współpracowników bezpieki oraz służb wojskowych i zestawimy to z liczbą dorosłych obywateli, wyjdzie nam grubo poniżej 1 procenta. Zatem na liście 100 najbogatszych Polaków statystycznie rzecz biorąc tylko jeden powinien mieć za sobą agenturalny epizod. Otóż śmiem twierdzić, że znajdziemy tam o wiele więcej osób współpracujących niegdyś z tajnymi służbami PRL.

Gdyby Pan zrobił np. w Wielkiej Brytanii badania, co dzieje się z byłymi agentami i ilu z nich nieźle sobie radzi w biznesie, moglibyśmy mieć podobny wynik - ludzie służb są uprzywilejowani przez swoje kontakty i wiedzę.

- Być może to nieuchronne, tyle że mnie się to w kraju, który ma za sobą pół wieku dyktatury z obcego nadania, nie podoba. I skoro już ktoś zaszedł tak wysoko w hierarchii społecznej, mamy prawo wiedzieć, jak wyglądała jego przeszłość.



* Dr hab. Antoni Dudek - ur. 1966, historyk, politolog, wykładowca UJ. W latach 2000-2006 naczelnik wydziału badań naukowych w biurze edukacji publicznej IPN-u, od lutego 2006 doradca prezesa. Wydał m.in. prace: "Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988-1990" i ostatnio "Historia polityczna Polski 1989-2005".



Robert Majka z Przemyśla,tel.506084013 mail:robm13@interia.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Jerzy Dąbrowski
Weteran Forum


Dołączył: 01 Gru 2006
Posty: 314

PostWysłany: Czw Kwi 05, 2007 11:28 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Czy dostrzega Pan wpływ PRL-owskiej agentury po 1989 r.?

- Mamy przykłady, w których widać współpracę między agenturą bezpieki a dawnymi oficerami prowadzącymi. Niektóre afery gospodarcze mają źródła w służbach, choćby FOZZ - dzieło Grzegorza Żemka jako agenta wywiadu wojskowego. W aferze Stella Maris też chyba odgrywały pewną rolę dawne powiązania w ramach SB.

Na czym ta więź polega?

- Wiem tylko tyle, że bohaterami tej afery są dawni oficerowie i ich agenci. Czy wynika to po prostu z ich wieloletniej współpracy i znajomości czy też ktoś kogoś zaszantażował? Nie wiem, ale też nie mogę tego wykluczyć.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bardzo ciekawe - A co na to powie Abp Gocłowski?

_________________
Nie jedna miarka wskazuje na Jarka,
Wi?c tak jak czuj? tak zag?osuj?!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum