Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Brzydkie wonie w salonie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jak oceniasz dzia?alno?? polityczn? Jacka Kuronia po roku 1980 ?
Bardzo pozytywnie
0%
 0%  [ 0 ]
OK.
0%
 0%  [ 0 ]
Nie bardzo
0%
 0%  [ 0 ]
Negatywnie
100%
 100%  [ 8 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Kazimierz Michalczyk
Site Admin


Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 1573

PostWysłany: Nie Wrz 03, 2006 3:50 pm    Temat postu: Brzydkie wonie w salonie Odpowiedz z cytatem

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20060902&id=dd11.txt

Niedzielny felieton
Brzydkie wonie w salonie



Na szczęście nie każdy okazał się draniem, jak uprzejmie skomplementował pan Adam Michnik redaktorów "Życia Warszawy", i legenda pana Jacka Kuronia znalazła w przededniu odchodów Sierpnia godnego obrońcę.
Pan pułkownik Jan Lesiak ze Służby Bezpieczeństwa - ten sam, który miał pewną pojemną szafę - na okoliczność opisania przez wtorkowe "Życie Warszawy" spotkań SB z Jackiem Kuroniem wyjaśnił, że to nie były negocjacje polityczne, tylko represje PRL-owskiej bezpieki. "To były represje. Jacek Kuroń był zatrzymywany i przewożony do gmachu MSW, żeby uniemożliwić mu jego działania opozycyjne, i przez kilka godzin musiał siedzieć z funkcjonariuszem.

Mógł też rozmawiać. (...) Jak to Kuroń, zwykle wybierał rozmowę, a w zasadzie indoktrynację tego, kto go pilnował. (...) Nikt nie myślał ani nie mówił o pomyśle, by indoktrynować Kuronia" - wyjaśnił pan Lesiak w TVN24. Czyli pan Jacek Kuroń nie jest zwyczajnym bohaterem, lecz podwójnym, bo nie tylko nie dał się bezpiece zjeść w kaszy, ale jeszcze ją indoktrynował.
Czy można jeszcze podawać w wątpliwość odznaczenie przez pana prezydenta Kwaśniewskiego pana Jacka Kuronia Orderem Orła Białego, jak to zrobili ostatnio nienawistnicy z jednej partii? Otóż nie można, zważywszy na to, że rozmowy opisane przez "Życie Warszawy" z SB to nic takiego, bo zdaniem pana prezydenta Lecha Wałęsy dla wolnej Polski należało choćby z diabłem rozmawiać: "Jacek Kuroń miał moje pełne zaufanie. To ja upoważniłem go do rozmów z SB. Gdyby było trzeba, mógł się spotkać nawet z samym diabłem".

Wszystko się niby zgadza, że pan Jacek Kuroń bohaterem polskiej opozycji demokratycznej był, ale znów diabeł tkwi w szczegółach, jak to się mówi. Powiastka pana Wałęsy nie zgadza się bowiem dokładnie z wersją pana pułkownika Lesiaka. Pan Wałęsa twierdzi, że upoważnił pana Kuronia do rozmów, a pan Lesiak - że pan Kuroń trafiał "z łapanki" do MSW i rozmawiał tylko dlatego, że był gadatliwy, a jak już rozmawiał, to indoktrynował esbeków, a nie negocjował! Wesoło to nawet wyszło, ale jest to też przestroga na przyszłość: gdy na tapet wróci sprawa inwigilacji prawicy, żeby panowie mówili już jednym głosem.

Skoro jednak pan Adam Michnik ogłosił, że nie godzi się, by świadectwo moralności panu Kuroniowi wydawał esbek ("Nie sądziłem, że dożyję dnia, gdy o świadectwo przyzwoitości Jacka będzie proszony wysoki oficer Służby Bezpieczeństwa"), to nie pozostaje nic innego, jak wziąć za dobrą monetę to, co mówi bohater o bohaterze, to jest "legenda 'Solidarności'" w osobie pana Wałęsy, który - jak wiadomo - nie ma z SB nic a nic wspólnego.

Tu jednak sprawy zaczynają się nieco komplikować. Jeśli bowiem pan Lech Wałęsa twierdzi, że pan Kuroń i dwudziestu innych działaczy z jego otoczenia byli upoważnieni przez niego do prowadzenia rozmów z SB w celu nawiązania współpracy, w następstwie czego narodziło się porozumienie w Magdalence i przy Okrągłym Stole, to tak, jakby były prezydent przyznał się do współpracy z SB za pośrednictwem swoich pełnomocników! Inna rzecz, że niekoniecznie było ich dwudziestu, a przynajmniej niekoniecznie byli to ci wskazani przez pana prezydenta Wałęsę, bo na przykład pan Wałęsa wymienia wśród delegowanych do negocjacji z bezpieką obecnego prezydenta, który delegowany nie był.
Tak czy owak jednak, choćby już z uwagi na wskazane niejasności, jest to "sprawa rozwojowa", na co zwrócił uwagę historyk, pan prof. Wojciech Roszkowski.

W ocenie pana dr. Henryka Głębockiego z IPN, materiały dowodzące, że pan Jacek Kuroń w latach 1985-1989 prowadził z bezpieką rozmowy mające charakter negocjacji politycznych, "są kluczowe dla zrozumienia transformacji w Polsce. Sam fakt wykorzystywania SB jako kanału kontaktowego do pertraktacji politycznych pomiędzy władzą a opozycją był do tej pory negowany. Nawet stawianie pytań, czy coś takiego miało miejsce, było traktowane jako oszołomstwo".

Nic zatem dziwnego - skoro sprawa może być rozwojowa i historycy mogą potwierdzić i udokumentować twierdzenie oszołomów, iż Okrągły Stół miał kanty - że salonem wstrząsnęły konwulsje. Znany turysta polityczny (od "Solidarności", przez Unię Demokratyczną i późniejszą Unię Wolności, przez SLD, do ostatnio SDPL) i piewca dokonań Okrągłego Stołu pan Andrzej Celiński, a więc reprezentant salonu (krew z krwi, kość z kości), wykazał się przy okazji publikacji o panu Kuroniu - jak na dżentelmena przystało - nawet znajomością łaciny podwórkowej i w rozmowie z "Życiem Warszawy" użył słowa na "ch". W odniesieniu, rzecz prosta, do historyków z IPN. "Gnojki z IPN" w ustach pana Celińskiego, które wielu zniesmaczyły, to na tym tle nic takiego. Historycy jednak są sami sobie winni, skoro ośmielili się zaprezentować kawałek historii najnowszej inny od wyznaczonego przez salon i ważyli się strącić aureolę z głowy salonowego bohatera. Przecież, o zgrozo, mogą polecieć następne!!! Z głów bohaterów, autorytetów moralnych, a nawet "człowieka honoru".

W oczekiwaniu na nieuchronne natężenie konwulsji w salonie odnotujmy rzecz znamienną - modę w wyższych sferach na bon moty zapachowe! Czy podyktowaną tylko tym, że w salonie pachnie wyłącznie pięknie - różami, drogimi perfumami i takimiż cygarami? "Schodzenie do poziomu tych publikacji to jak podejmowanie walki bokserskiej w szambie - wszyscy muszą cuchnąć" - napisał pan Adam Michnik o publikacji "Życia Warszawy" na temat pana Kuronia. Podobnie elegancko i też w nutę zapachową uderzył tu pan Celiński: "Ten, kto się w tym babrze, jest po prostu szambonurkiem, to znaczy, że lubi wkładać swoją głowę w g...o".

Czyżby salon w ten elegancki sposób chciał odwrócić uwagę (coś ? la obrona przez atak) i dlatego dżentelmeni dziś tak zatykają nosy, mówiąc, że cuchnie, ale gdzie indziej?

Julia M. Jaskólska
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum