Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zbrodnie OKRĄGŁEGO STOŁU

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Sro Paź 11, 2006 10:58 pm    Temat postu: Zbrodnie OKRĄGŁEGO STOŁU Odpowiedz z cytatem

http://www.polskieradio.pl/media/artykul.aspx?id=25

Zbrodnie Okrągłego Stołu

najbardziej istotnym momencie dla transformacji ustrojowej, w tajemniczych okolicznościach zginęli trzej katoliccy księża. Żadnego z tych zgonów do dziś w pełni nie wyjaśniono.


Mroźny, 22 dzień stycznia 1989 r. był szokiem dla wszystkich Polaków śledzących z uwagą napiętą sytuację polityczną kraju. Rankiem, na plebanii kościoła na warszawskich Powązkach znaleziono ciało proboszcza – księdza prałata Stefana Niedzielaka. Krótki protokół sekcji zwłok stwierdzał, że przyczyną śmierci były obrażenia głowy. Rutynowe dochodzenie zakończone zostało formułką "umorzone z powodu niewykrycia sprawców". Prokuratura odłożyła sprawę do akt i więcej do niej nie powróciła.


Tydzień później, 29 stycznia 1989 r. w plebanii przylegającej do kościoła na białostockich Dojlidach księża znaleźli ciało swojego kolegi – wikarego Stanisława Suchowolca – kapelana białostockiej opozycji, jednego z najbliższych przyjaciół księdza Jerzego Popiełuszki. Potem księża mogli tylko patrzeć jak milicjanci i lekarze zabierają na noszach przykryte zwłoki duchownego. Także i w tym przypadku, przeprowadzono rutynowe dochodzenie, które wykazało, że zgon nastąpił wskutek zaczadzenia się dymem z pożaru wywołanego przez niesprawny piec elektryczny. Kilka dni później, po rutynowym dochodzeniu, prokuratura umorzyła sprawę i odłożyła ją do archiwum.


Niepokorni
Kim byli obaj zamordowani? Ksiądz Stefan Niedzielak (ur. 1915) w czasach powstania warszawskiego kapelan Armii Krajowej bywał w najgorętszych miejscach, by pełnić posługę wśród umierających żołnierzy. W czasach PRL-u zasłynął z patriotycznych kazań, w których mówił o miłości bliźniego, potrzebie wiary i modlitwy w trudnych czasach, nawoływał, by nie ulegać złu. Wbrew oficjalnej propagandzie, mówił o ofiarach i sprawcach zbrodni w Katyniu. Odprawiał msze św. dla rodzin pomordowanych tam polskich oficerów. Dlatego nazywano go :kapelanem rodzin katyńskich. Podczas mszy, mówił o tragicznych losach wszystkich tych, którzy cierpieli za wolność ojczyzny. Jego homilie w aluzyjny sposób nawiązywały do prześladowań opozycjonistów przez komunistyczny reżim. Nabożeństwa odprawiane przez księdza Niedzielaka przyciągały do kościoła tysiące wiernych i umacniały w ich sercach wolę walki o wolną Polskę. Stało się to powodem wszczęcia przez SB „działań specjalnych” przeciwko duchownemu i prześladowań, które doprowadziły do jego śmierci.


Ksiądz Stanisław Suchowolec (ur. 1955), przyjaźnił się ze starszym o 8 lat sąsiadem – księdzem Jerzym Popiełuszką. Młodemu wikaremu wychowanemu w rodzinie z tradycjami patriotycznymi (ojciec był oficerem AK prześladowanym po wojnie przez komunistów) bardzo spodobały się msze św. za ojczyznę odprawiane w żoliborskim kościele im. św. Stanisława Kostki. Po śmierci księdza Popiełuszki, 29-letni ksiądz Suchowolec – kierując się jego przykładem – zaczął regularnie odprawiać nabożeństwa w intencji ojczyzny, których głównym przesłaniem były słowa "zło dobrem zwyciężaj". Podobnie jak w Warszawie, także w Białymstoku msze kapłana przyciągały do kościoła tysiące ludzi.


Patriotyczne kazania i jawnie demonstrowana przez obu księży niechęć do komunistycznego ustroju wywoływały gwałtowne reakcje władzy i bezpieki. Rozpoczęły się inwigilacja i brutalne zastraszanie kapłanów. Obaj księża byli odwiedzani przez "nieznanych sprawców", słyszeli groźby śmierci jeżeli nie zaprzestaną kazań uderzających w reżim. Ksiądz Suchowolec przez pięć lat był nękany psychicznie: odbierał w nocy telefony z pogróżkami, za wycieraczką samochodu znajdował rysunki z groźbami. "Nieznani sprawcy" wielokrotnie przebijali mu koła, wybijali szyby, rysowali karoserię. Bezprawnymi działaniami wymierzonymi w księdza kierowali ppor. Jacek Michalski* i kpt. Zenon Grochowski*. Po transformacji ustrojowej, pierwszy został cenionym biznesmenem, drugi wieloletnim radnym SLD. Nadzór nad wszystkim sprawował płk Jerzy Michałkiewicz – ówczesny szef białostockiej SB, fanatyczny antyklerykał i zwolennik twardych metod wobec wszelkiej opozycji. Z kolei bezprawne szykany wymierzone w księdza Niedzielaka nadzorował porucznik SB Jerzy Kownacki* - dziś szanowany dyrektor znanej firmy ochroniarskiej.


Zakopać śledztwa
Prokuratorzy prowadzący śledztwa popełniali kardynalne błędy. W obu miejscach zbrodni technicy zadeptali ślady. Nie poddano badaniom kryminalistycznym gumowej rękawiczki, w której sprawca zadał śmiertelny cios księdzu Niedzielakowi. Dwaj dochodzeniowcy z Białegostoku, którzy odkryli na ciele księdza Suchowolca rany zadane ostrym narzędziem, nie zostali nawet przesłuchani, a ich notatki nie trafiły do akt dochodzenia. Na sfałszowanych zeznaniach i notatkach oparli swoją opinię biegli sądowi, sporządzający sekcję zwłok. Na tej podstawie powstała wersja, że białostocki wikary zmarł wskutek zaczadzenia.

Wszystkie te błędy wpisują się w scenariusz cynicznej gry SB, której celem było zafałszowanie prawdy o sprawcach i inspiratorach morderstw. Przez cały okres PRL-u milicja i bezpieka miały doskonale rozbudowaną sieć konfidentów – także w strukturach przestępczych. To dzięki nim kontrolowano półświatek gangsterski. Dzięki agenturze i coraz lepiej rozwijającej się technice kryminalistycznej, milicjanci prawie zawsze znajdywali sprawców. Zabójcy obu duchownych pozostawili sporo śladów, a o popełnieniu zbrodni mówili swoim znajomym i sąsiadom. I właśnie w tak prostych z punktu widzenia śledczego przypadkach, milicja i bezpieka pozostały dziwnie bezradne i nie potrafiły wykryć sprawców.

Śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej z lat 2001 – 2004 wykazało to, czego w 1989 r. nie można było ujawnić: sprawcy i inicjatorzy zbrodni wywodzili się z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a morderstwa były zaplanowanymi zbrodniami. Śledczy, którzy badali sprawę podlegali MSW, zaś nadzorujący ich pracę prokuratorzy współpracującemu z MSW Ministerstwu Sprawiedliwości. A więc główni inicjatorzy tej zbrodni musieli prowadzić śledztwo przeciwko samym sobie. W takiej sytuacji nie można było mówić o wiarygodnym dochodzeniu.

MSW nie mogło jednak (jak było to w przypadku zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki) wskazać i osądzić sprawców. Wtedy bowiem – na początku 1989 r.- zaczynała się transformacja ustrojowa. Dojrzewały decyzje o wspólnych rozmowach przy Okrągłym Stole. Kto wówczas miałby odwagę usiąść do rokowań ze sprawcami morderstw na dwóch kapłanach? Czy społeczeństwo zaakceptowałoby układ z zabójcami? Ujawnienie prawdy o zbrodni wstrząsnęłoby całym narodem i mogłoby storpedować kontrolowane przez bezpiekę okrągłostołowe gry.


Odważni kapłani, którzy mieli odwagę otwarcie występować przeciwko komunizmowi musieli zginąć, aby nie mogli dłużej krytykować rządzących Polską namiestników Kremla. Dla dobra tych ostatnich, prawda o obu zbrodniach musiała zostać raz na zawsze zatuszowana, aby nie kompromitować negocjacji przy okrągłym stole. W napiętej sytuacji politycznej początku 1989 r., komunistom zależało na tym, aby oddać władzę, zachowując jak najwięcej przywilejów. Wymagało to stworzenia przychylnego klimatu i pozoru uczciwych negocjacji politycznych. To zaś wymuszało konieczność uciszenia wszystkich tych, którzy mogliby podważyć sens i uczciwość okrągłostołowych obrad.


Prokuratorzy IPN-u uważają, że śmierć dwóch kapłanów była dla MSW niezbędna z jeszcze innego powodu: była formą zastraszenia rozmówców opozycji. Przedstawiciele „Solidarności” mieli wiedzieć, że kto będzie przeszkadzał w osiągnięciu przy Okrągłym Stole kompromisu korzystnego dla reżimu – ten podzieli los dwóch duchownych. To tłumaczy również dlaczego władza zezwoliła na to, by wiadomości o tych tragicznych wydarzeniach znalazły się na czołówkach mediów. Wszystko wskazuje na to, że ten sam mechanizm zastosowano pół roku później.

Wystawiony


11 lipca 1989 r. późnym wieczorem, dwie młode kobiety znalazły zwłoki mężczyzny w pobliżu dworca kolejowego w Krynicy Morskiej. Zmarłym okazał się ksiądz Sylwester Zych (ur. 1956) – znany z wspierania działalności opozycyjnej, w czasie stanu wojennego więziony za rzekomy współudział w zabójstwie milicjanta.


Śledztwo w sprawie śmierci prowadził elbląski prokurator Wojciech Mazurek – po 1990 r. stopniowo awansowany w służbowej hierarchii. Mazurek popełnił rażące błędy w dochodzeniu – najważniejszym było bezzasadne wstrzymanie się z sekcją zwłok kapłana. Według oficjalnej wersji, ksiądz umarł wskutek zatrucia alkoholem. Z opisu śladów ukłuć w okolicach żył wynika, że ktoś wstrzyknął Zychowi alkohol metylowy do żył, powodując w ten sposób jego śmierć. Prokurator Mazurek nie podjął tego wątku w śledztwie i po kilku czynnościach, które do nie doprowadziły do wyjaśnienia morderstwa, zamknął sprawę.


Na początku lat 90. tajemniczym zgonem kapłana interesowali się dziennikarze. To właśnie oni dotarli do ludzi, którzy w feralny, lipcowy dzień, bawili się w smażalni ryb w Krynicy Morskiej. Jedna z tych osób widziała księdza wychodzącego z lokalu w towarzystwie Janusza Czarneckiego*. Nie wiadomo co działo się później, aż do momentu znalezienia zwłok kapłana. Dzięki świadkom, do których dotarli reporterzy, udało się ustalić, że zwłoki księdza ubrane były w koszulę należącą wcześniej do Czarneckiego. Nie wiadomo co stało się z koszulą duchownego. Według najbardziej prawdopodobnej wersji, została zniszczona, gdyż zachowały się na niej ślady pozwalające zidentyfikować zabójcę (musieli oni wstrzyknąć truciznę, a potem przenieść zabitego w pobliże dworca, a to musiało pozostawić ślady). Kluczowy dla sprawy świadek – Janusz Czarnecki (dziś ceniony, dolnośląski biznesmen) nie został przesłuchany, a jego prawdziwe nazwisko nie jest podawane do publicznej wiadomości. Czy był Tajnym Współpracownikiem SB, którego rolą było pod jakimś pozorem wyprowadzić kapłana z lokalu i doprowadzić go w umówione miejsce, gdzie oczekiwali zabójcy z SB? Można tak tylko domniemywać, bo teczka księdza Zycha spłonęła w grudniu 1989 r. podobnie jak teczki ewidencji operacyjnej większości innych polskich księży. Wraz z nimi spłonęły również akta operacyjne dotyczące gier SB związanych z przygotowaniem transformacji ustrojowej.

Leszek Szymowski

*na prośbę prokuratorów IPN-u nazwisko zmienione dla dobra śledztwa
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum