Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Piękni i tajni

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Administrator
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 907

PostWysłany: Nie Paź 25, 2020 1:25 pm    Temat postu: Piękni i tajni Odpowiedz z cytatem

Gazeta Obywatelska nr 228 str. 10 - 11 • 25 września – 8 października 2020

Piękni i tajni
Michał Mońko

Pięknie żyli przeciw reżimowi – pięknie i tajnie. Między zabieganymi, pochłoniętymi codziennością ludźmi, wyróżniali się niezłomną postawą opozycjonistów. To było ich powołanie, służba… i chleb. Niekiedy chleb gorzki, splamiony krwią, ale zawsze pewny. Rzucony przez władzę, jak kość rzucona psu pod pański stół.

Byli „tajnymi współpracownikami rozpracowującymi”, czyli psami komunistycznej partii SED. Pracowali jako konfidenci MfS, czyli Ministerium für Staatssicherheit dawnej NRD.
Psy stanowiły przednią linię służby bezpieczeństwa. Działali w tzw. środowisku wroga. Na zapleczu wroga. W domu, w sypialni i w kuchni wroga realnego socjalizmu. Rozpracowywali środowiska, w których żyli, donosili na tych, których rzekomo kochali.
Wrogiem partii, inwigilowanym przez konfidenta, mogła być żona konfidenta, mógł być przyjaciel albo sąsiad konfidenta, mógł być… każdy, kogo wskazała partia. To ona, partia komunistyczna, Sozialistische Einheitspartei Deutschlands, czyli Niemiecka Socjalistyczna Partia Jedności, mówiła, kto jest, a kto nie jest wrogiem. Kto jest swój, a kto należy do opozycji.
– Opozycja? – śmiał się w 1990 roku, po upadku NRD, szef Stasi, minister Erich Mielke.
– To była moja opozycja, ja tworzyłem opozycję. A między moimi ludźmi byli obcy i trzeba było ich eliminować.
Mielke hołubił własną opozycję, pozwalał jej organizować podziemne wydawnictwa, utrzymywać kontakty z zagranicznymi dziennikarzami. Jednocześnie ten sam Mielke rozprawiał się ostro i bezwzględnie z opozycją rzeczywistą, która mieściła się zaledwie w gestach, słowach i unikach.

Ktoś opowiedział kawał polityczny. Już nie awansował. Ktoś nie poszedł na manifestację pierwszomajową. Już wypadł z listy oczekujących na mieszkanie. A syn został skreślony z listy wyjeżdżających na obóz pionierów. Ktoś milczał, gdy trzeba było zabrać głos i potępić. Już nie mógł liczyć na to, że jego córka dostanie się na studia.
Salony, kawiarnie podziwiały prześladowanych, którzy cierpieli za miliony, nierzadko musieli pędzić życie tułaczy, chroniąc swą prywatność w ustronnych daczach pod Berlinem albo w Kloster na wyspie Hiddensee. W tym czasie rzeczywisty przeciwnik komuny był wyrzucany z pracy, pozbawiany mieszkania, skazywany na wieloletnie więzienie.
Podwójne życie rzekomej opozycji, niekiedy życie potrójne, a nawet poczwórne, nie było wygodne. Oficjalnie trzeba było chodzić w siermiężnym swetrze, w obszarpanych sztruksach, we flanelowej koszuli. I trzeba było jechać rowerem na koniec miasta, by tam wreszcie wsiąść do wygodnego samochodu i dalej jechać już jak człowiek gdzieś do leśnego zajazdu na kolację z alkoholem i panienkami.
Psie życie miało też swoje uroki. Bezkarność! Pies mógł zabić. I nic. Pies mógł gardzić ulicą. I nic. Zwykli ludzie nazywani byli w raportach stonką. Literatura raportów IM pokazuje świat nadludzi ze Stasi i świat ludzi z ulicy, z uczelni, z fabryk.

W archiwach byłego Ministerium für Staatssicherheit DDR jest sto osiemdziesiąt pięć kilometrów teczek, w tym osiemnaście kilometrów akt osobowych i jedenaście kilometrów teczek operacyjnych. W żelaznych skrzynkach znajduje się 36 milionów fiszek z nazwiskami, ponad milion kaset wideo i ponad 200 tys. taśm dźwiękowych.
Najważniejsze akta gromadził departament dwudziesty, rozpracowujący opozycję. Tu wysyłała dyrektywy SED. Każdy kilometr teczek, każdy metr i centymetr – to wielokrotnie zweryfikowane, pewne dane. Każde nazwisko – to człowiek sprawdzony i pewny, jak dzień po nocy.


– To klozet! – woła salon dawnej opozycji NRD.
– Weryfikacja konfidentów? To granat wrzucony do klozetu! – orzekają ci, co boją się ujawnienia akt Stasi.
– Spalić, zakopać, nie grzebać w klozecie! – namawiają szacowni naukowcy, pisarze, autorytety.
Dzisiaj aktami Stasi zawiaduje Pełnomocnik Federalny do Spraw Akt Służby Bezpieczeństwa byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej (niem. Bundesbeauftragte für die Unterlagen des Staatssicherheitsdienstes der ehemaligen Deutschen Demokratischen Republik (BstU), niemiecka instytucja federalna, powołana w 1990 roku.
Pierwszym pełnomocnikiem do spraw akt byłej Stasi został Joachim Gauk, stąd potocznie mówi się o Instytucie Gaucka. Instytut dysponuje kartotekami ponad 6 milionów inwigilowanych.
Niedawno instytucję Gaucka odwiedziła pani kanclerz Angela Merkel. Odwiedziła po to, by zwrócić uwagę Niemców na przeszłość Niemiec. Pani kanclerz powiedziała, że to, co robi Instytut, jest ważne dla przyszłości RFN. Chodzi bowiem o to, by już nigdy władza nie opierała się na zbrodniczej partii i na psach partii.
Psy w roli opozycji – to pomysł praktykowany przez carską ochranę. Stasi była udoskonaloną wersją carskiego i sowieckiego systemu. Nad utrzymaniem i prowadzeniem każdego IM czuwali wyspecjalizowani w ochronie i dezinformacji współpracownicy i funkcjonariusze MfS. Tworzone było image „tajnego współpracownika rozpracowującego”, a także image jego rodziny – żony i dzieci.

Nikt w NRD nie miał prawa być większym opozycjonistą od IM. Nikt nie mógł być bardziej ludzki, bardziej bezinteresowny, bardziej radykalny i bardziej „napalony” na reżim. Nikogo też nie dziwiło, że jedni bezkarnie opowiadają kawały polityczne, noszą jakieś zakazane gazetki, demonstrują swą niezależność.
Lothar de Maizire, czołowy działacz Ost-CDU i Kościoła Ewangelickiego, funkcjonował na wysokich piętrach polityki, społeczeństwa i państwa. Budził powszechną sympatię, szacunek i zaufanie. Był kaleką – niedowład lewego ramienia i lewej ręki. I w ogóle wyglądał niezdrowo, ale pięknie i szlachetnie.
– Nawet komuna musi mnie szanować – mawiał. – Kamieniami nie będę rzucał w Honeckera. Ale mogę mu wygarnąć w oczy, co myślę.
I któż, jak nie de Maizire, miałby zostać pierwszym premierem wybijającej się na wolność NRD?! Skromny i szlachetny. Zawsze w ciemnym garniturze. Niewysoki, pochylony. Twarz prowincjonalnego buchaltera. Blada, na nosie okulary. Wysokie czoło, łysawy. Na skroniach – siwizna. Ręce artysty – delikatne, wypielęgnowane. Wieczorami grał na wiolonczeli. Najchętniej utwory religijne starych mistrzów.
– Ten człowiek to sama dobroć – pisała Jill Smollow, amerykańska reporterka. – On nie mówi, on słodko szczebiocze. Przywraca wiarę w człowieka. Poświęcił się dla innych. Niczego nie chce w zamian dla siebie.
W istocie, de Maizire IM „Czerny” poświęcił się dla Stasi. Jego życie – podwójne, potrójne, a czasami poczwórne – było życiem tajnego szpicla, rozpracowującego środowiska opozycyjne, głównie w Kościele ewangelickim. Ale gdyby przed laty ktoś powiedział, że Lothar de Maizire jest agentem służby bezpieczeństwa – miliony ludzi krzyknęłyby:
– Brednie!
– Nikczemność!
Bo przecież de Maizire był adwokatem i wyrozumiałym powiernikiem antykomunistów i oskarżycielem represyjnego reżimu. Był akuszerem wolnych Niemiec. Nie krył swej gorącej wiary w Boga. Powoływał się na Kościół, w którym odgrywał czołową rolę.
– Bez oparcia o Kościół – mówił – moja cała praca skazana byłaby na fiasko.
Działał w Zarządzie Głównym Ost-CDU, kierował Zespołem Zagadnień Kościelnych. Niejeden opozycjonista z otoczenia de Maizire’a – przyciśnięty biedą albo strachem – wyłamał się z antykomunistycznej działalności, poświęcał się zarabianiu na chleb, robieniu kariery. Ale de Maizire był niezmordowany, zawsze twardy, niepokorny, można rzec: niezłomny.
Kiedy został pierwszym premierem „odrodzonej” NRD, działała już w Stasi specjalna Operativgruppe Warschau, kierowana po 1984 roku przez Karla Heinza Herbricha.
Najistotniejsze akta grupy „Warschau”, dotyczące agentury w „Solidarności”, w polskiej opozycji, były niszczone bądź wywożone przez Rosjan już po roku 1986, kiedy było wiadomo, kto będzie kim w Polsce po tzw. „okrągłym stole” z kantami.
Wolfgang Schnur IM „Torsten” był w mediach człowiekiem – filarem demokracji i filarem opozycji antykomunistycznej. Był człowiekiem z pierwszych stron gazet! To był sztandar wolności i prawdy. I któż, jak nie on, miałby zostać przywódcą Partii Demokratycznej w chwili upadku NRD?!
Któż mógłby posądzić Schnura o to, że jest tajnym współpracownikiem rozpracowującym? Chyba tylko wariat! A przecież właśnie Schnur pracował dla MfS. Był na pierwszej linii walki – walki z własnym narodem. Walki z przyjaciółmi, z kolegami. Stasi zapewniało mu rozgłos, dopóki nie spalił się jako konfident. Jego teczka została odkryta.
Razem ze Schnurem przepadła największa we odradzających się wschodnich Niemczech partia polityczna: Partia Demokratyczna! Jej baza – to głównie inteligencja, a program – wolność polityczna i liberalizm gospodarczy.
W latach osiemdziesiątych w grupie warszawskiej działał Ernst IM Christian, funkcjonariusz MfS od 1962 roku. Volkmar razem z żoną Juttą bywał już w 1980 roku i później w Gdańsku, Warszawie i Poznaniu. Jego ostatni raport pochodzi z 14 listopada 1989 roku, kiedy w Warszawie rezydował od trzech miesięcy rząd nowej Polski!
W tym czasie oficerowie prowadzący Volkmara zostali nagrodzeni, awansowani i zapewnieni, że współpraca oficerów MfS i MSW będzie „nadal trwała i zacieśniała się”. To pewne jak w banku.

Prawdę o rzeczywistej opozycji antykomunistycznej i o opozycji organizowanej poza Stasi skrywają szare, miejscami pożółkłe, teczki w archiwach byłego Ministerium für Staatssicherheit w Berlinie i w innych miastach Niemiec. Teczki przy berlińskiej Normannstrasse zajmują ponad sto kilometrów półek! Akta okręgowe Stasi – krótsze, rozproszone w oddziałach – zajmują osiemdziesiąt kilometrów. Gdyby jedna osoba chciała uporządkować sto osiemdziesiąt kilometrów akt Stasi – musiałaby pracować przeszło dwieście trzydzieści jeden lat!
System Stasi wykształcił swoją własną, oryginalną organizację, której podstawą była informacja. Stasi żywiła się informacją i produkowała dezinformację. Jedyna sfera, nieopanowana przez Stasi, to przypadkowe zgromadzenia i fragmenty ulicznych murów – dwa skromne, ale użyteczne media.

Ale służba bezpieczeństwa – mając do dyspozycji – telewizję, prasę, film, teatr, książki i propagandę szeptaną – potrafiła z dnia na dzień wykreować odpowiednią sytuację i odpowiedniego do sytuacji człowieka opozycji.
Nagle objawiali się oryginalni, przenikliwi pisarze, filmowcy, naukowcy, dziennikarze. Tworzyli dzieła, wskazujące na ich wrażliwość społeczną i polityczną. Ich dzieła „z trudem” przebijały się do publiczności, objawiały się w wydawnictwach, na ekranach kin, w bibliotekach, w gazetach.
Sascha Anderson został stworzony przez Stasi prawie od zera. Funkcjonował jako… działacz literacki, kabaretowy i dziennikarski – miał wszędzie wejścia i właśnie to było cenne dla Stasi.
Gdy Anderson został tajnym współpracownikiem rozpracowującym – służba bezpieczeństwa postarała się, aby był dosłownie człowiekiem Renesansu. Żeby był liberalnym wydawcą i pisarzem, i ceramikiem, i scenarzystą, i animatorem kultury, a przede wszystkim – sprawnym agentem IMB. Reiner Fink, IM „Heiner”, rektor Uniwersytetu Humboldta, aż do 1989 był agentem Stasi. Kiedy w 1991 roku został zweryfikowany jako konfident Stasi, nikt w to nie chciał uwierzyć.
Kiedy Fink został zdjęty ze stanowiska, doszło na uczelni do demonstracji. Podobnie było w Jenie, gdy Gerhard Riege, profesor prawa, został zdemaskowany jako agent Stasi. Niedługo potem Riege został posłem do Bundestagu z ramienia PDS (Partei des Demokratischen Sozialismus).

Opozycja organizowana przez Stasi – to byli różni ludzie. Między nimi byli rektorzy uniwersytetów, profesorowie teologii, pisarze, dziennikarze, dostojnicy kościelni, dyplomaci, politycy, ale także stoczniowcy, nauczyciele, szatniarze, elektrycy i opiekunki domowe.
Ernest Volkmar, IM „Christian”, oficjalnie – robotnik, więzień polityczny – zaangażowany był w działalność charytatywną. „Opluwany” przez prasę jako wichrzyciel i antysocjalistyczny element, postrzegany był przez swe otoczenie jako piękny i szlachetny antykomunista. Nikt nie wiedział, że jest on piękny i tajny.
Volkmar utrzymywał kontakty z gdańską „Solidarnością”. Kiedy jechał do Gdańska – brutalnie traktowany przez celników i przez straż graniczną. Był aresztowany, więziony, bity. Wiadomości o tym wszystkim – przenikały przez grube, pruskie mury katowni, trafiały na łamy wolnej prasy.
W więzieniu Volkmar traktowany był z całą godnością: mógł pisać, czytać, oglądać telewizję i uprawiać pomidory. Jeśli rzeczywiście siedział. Bo najczęściej, gdy prasa pisała, że Volkmar siedzi – on faktycznie odpoczywał w ośrodku Stasi. Grał z kumplami w tenisa, kąpał się w basenie, jadł wedle normy ustalonej przez dietetyków, a wieczorem bawił się i pił piwo.

System Stasi promował i pchał do góry nawet użyteczne miernoty, jeśli te miernoty były elementami systemu. Naukowcy, pisarze, dziennikarze – w oparciu i przy pomocy Stasi – robili błyskotliwe kariery. Ale nawet najzdolniejsi naukowcy, pisarze, kompozytorzy, filmowcy – rzeczywiści przeciwnicy systemu – nie mieli szans na kariery, nawet na dobrą pracę.
Można dziś spytać – ilu zdolnych, utalentowanych ludzi wypchnięto na margines życia politycznego, nauki, literatury, dziennikarstwa?
Stasi sięgała do mózgów, do szpiku kości i do… żołądków. Przeraża to i skłania do głębokiego zastanowienia nad naturą szczególnego rodzaju konfidentów, którzy byli skrytymi wrogami swoich oficjalnych przyjaciół, małżonków, sąsiadów, kolegów, sióstr, współwyznawców. Najczęściej byli to ambitni nieudacznicy, których potrzeby były znacznie większe od możliwości ich zaspokojenia.
Nikogo nie dziwiło, że dobrzy i szlachetni ludzie opozycji – szykanowani, prześladowani, szarpani – żyją nie tylko pięknie, ale i dobrze. Podróżują, udzielają wywiadów zagranicznym telewizjom, piszą książki, mają czas na teatr i na działalność społeczną. Nikt nie zastanawiał się, skąd mają środki na utrzymanie. Co sprawia, że gdy innym żyje się źle i coraz gorzej – oni mają się całkiem dobrze. Kiedy amerykański dziennikarz, John Graham, na przyjęciu u Volkmara, zapytał jednego z opozycjonistów:
– A co pan robi?
Usłyszał w odpowiedzi:
– Ja? Jestem opozycją!
– No, a z czego pan żyje?
– Ja?
Tu interweniował Volkmar:
– Jakie tam życie! Więzienna misa nas utrzymuje!
I dziennikarz uwierzył.
W archiwum MfS przy berlińskiej Normannstrasse stoją pudła ze zdjęciami, skrzynki z nagraniami dźwięków i obrazów. Stoją słoiki z zapachami. Każdy, kto się wychylił poza polityczną linię, wykreśloną przez partię, był inwigilowany, fotografowany, nagrywany, obwąchiwany. Następnie oficer MfS przedstawiał mu propozycję nie do odrzucenia.
Stasi dosłownie żerowała na wszelkiego rodzaju psychicznych, fizycznych i charakterologicznych powikłaniach, urazach, wynaturzeniach, zboczeniach. Potrafiła po mistrzowsku grać rekwizytami świętości, patriotyzmu, miłości, nienawiści, zazdrości.

Oficerowie MfS byli rzeczywiście Antychrystami dwudziestego wieku. Joachim Gauck nazywał ich „ludźmi diabła”. Nie o wszystkich jest wiedza, bo nie wszyscy musieli podpisywać: wystarczyła współpraca i milczenie. Nieliczni, ale ważni, byli w szytych notesach, ukrytych w sejfach.

Tajni współpracownicy Stasi, szczególnie zaś współpracownicy rozpracowujący IM – sprawiają dziś wrażenie ludzi głęboko pokrzywdzonych… pomówieniami o współpracę ze Stasi. Gdyby był status pokrzywdzonego agenta, to agenci Stasi by wystąpili o taki status. Nie czują się odpowiedzialni za komunistyczne zbrodnie prawnie, a tym bardziej moralnie.
– Wina moralna istnieje u tych, którzy mają sumienie – pisał Karl Jaspers w eseju o niemieckiej winie (1946). A kto jest winny? Działacze polityczni i wykonawcy, kierownicy i propagandyści są winni – definiował Jaspers.
– Konfidenci IM, a także oficerowie Stasi, prowadzący konfidentów, na ogół nie mają poczucia winy – mówił Joachim Gauck. – Mają pieniądze i znowu chcą przewodzić narodowi.

Spośród wielu konfidentów IM, ostatecznie rozpoznanych, żaden się nie przyznał i tylko jeden, Gerhard Riege, deputowany do Bundestagu, się powiesił. Niektórzy zapowiadali, że się powieszą, ale ich obietnice spełzły na niczym. W landach wschodnich ukazały się nawet artykuły prasowe, nawołujące do psychicznego i materialnego wsparcia byłych funkcjonariuszy MfS, czyli Ministerium fur Staatssicherheit dawnej NRD.
W rzeczy samej funkcjonariusze nie są całkiem bez wsparcia i nie są całkiem samotni. Mają po swojej stronie pewną część uformowanej przez komunę opinii publicznej, a w landach wschodnich mają w wielu gminach władzę.
Gunter Wallraff, głośny dziennikarz, agent Stasi, zamilkł. Wolfgang Vogel, który wykupił z NRD aż 34 tysiące więźniów i pracował od 1954 roku dla Stasi – miał na względzie „tylko dobro człowieka”. Lothar de Maizire wciąż grał na wiolonczeli.
Otwarcie choćby jednej szarej teczki, na którymś kilometrze akt przy Normannstrasse w Berlinie wywołuje gwałtowny sprzeciw:
– Nieprawda! – krzyczą ludzie, zwani niegdyś stonką przez funkcjonariuszy Stasi.
– Bzdura! – wołają ci konfidenci, którzy nie musieli niczego podpisywać i dzisiaj są poza wszelkim podejrzeniem.
– Niemożliwe! – upierają się Niemcy, którym „tajni współpracownicy rozpracowujący” (Inoffiziellen Mitarbeiter Bearbeitung – IM) nie pozwolili się kształcić, zepchnęli ich do kopalni, zabrali im pół życia. Milczą ci, którym konfidenci IM zabrali całe życie.
– A gdyby nawet byli… konfidentami – słychać głosy działaczy na rzecz przestrzegania praw politycznych. – Dość zła wyrządziliśmy ludziom swymi podejrzeniami i lustracją.
– Dajmy spokój, nie rozdrapujmy ran. To przeszłość.
Ale dawne psiska, czyli dzisiejsze psy, nie należą do przeszłości. Chcą władzy. Są po lewej i po prawej stronie. Bo dla nich życie bez władzy traci sens. Chodzić do roboty ze stonką, wracać z roboty ze stonką – to nie dla psów.
Po upadku NRD nie wszyscy komuniści i agenci komunistów upadli na duchu. Georg Gysi IM „Notariusz”, adwokat współpracujący ze Stasi, został politykiem, członkiem PDS. Rainer Rupp IM Topaz przekazał Centrali Stasi i KGB ponad 1000 tajnych dokumentów. Był doradcą politycznym PDS, która współrządzi demokratycznymi Niemcami.
Dzieci i wnuki funkcjonariuszy SED, dzieci i wnuki zasłużonych konfidentów, prokuratorów, sędziów, generałów byłej NRD, mają się dobrze i nawet nie myślą o tym, żeby jakoś odkupić winy i zbrodnie swoich ojców i dziadków.
Minister bezpieczeństwa NRD, Erich Mielke, szef konfidentów, słynny z tego, że karcił towarzyszy z KGB za „łagodność”, powiedział w sądzie: – Mam czyste sumienie. Pracowałem dla partii. Kocham ludzi. Żyłem i chcę żyć dla dobra ludzi.

Pierwszą wersję tekstu „Piękni i tajni” napisałem w 1991 roku na podstawie oryginalnych dokumentów z Instytutu Gauka. Gdy pisałem tekst o konfidentach MfS dawnej NRD, myślałem o konfidentach SB niedawnej PRL. W roku 1991 dedykowałem „Pięknych i tajnych” milionom Polaków, którzy obalali i nie obalili komuny PRL.
Kilka lat później odmienną wersję tekstu „Piękni i tajni” dedykowałem zrywającej się do wolności Ukrainie.
Dzisiaj ostatnią wersję tekstu „Piękni i tajni” dedykuję bezimiennym bohaterom walk o wolną Białoruś.
M.M.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum