Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Antoni Dudek o inwigilacji prawicy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Czw Paź 19, 2006 4:43 pm    Temat postu: Antoni Dudek o inwigilacji prawicy Odpowiedz z cytatem

Zycie Warszawy , 19.10.2006r

Inwigilacja prawicy
Rozmowa z dr. Antonim Dudkiem, historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, o odtajnionych dokumentach z szafy pułkownika Jana Lesiaka

Stosowanie takich metod to zabijanie demokracji.
Ustalmy fakty, czyli co tak naprawdę „wysypało się” z szafy płk. Lesiaka.

To kilkanaście notatek wytworzonych w Urzędzie Ochrony Państwa w 1993 roku, które – w mojej ocenie – dowodzą, że były prowadzone nielegalne, z naruszeniem ówczesnej ustawy o UOP, działania przeciwko przywódcom czterech ugrupowań prawicowych.

Dwie z tych notatek parafowane są adnotacją „przeczytałem” przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego i szefa UOP Jerzego Koniecznego. Co to oznacza?

Że przynajmniej o części działań UOP polegających na inwigilowaniu prawicy, a na pewno o ich zainicjowaniu obaj panowie wiedzieli. Mówię tu o parafowanej przez nich notatce z lutego 1993 roku, zawierającej plan działań, które mają być podjęte wobec polityków prawicy. Wiem, o czym mówię, bo widziałem kserokopię tego dokumentu.

Andrzej Milczanowski twierdzi, że dokumenty, które pokazywano mu już wcześniej, a które parafował, były jedynie oceną polityczną sytuacji w kraju.

Jeżeli tak twierdzi, to ja mogę zadać tylko pytanie: czy uważa za ocenę polityczną notatkę, która kończy się konkluzjami proponującymi rozpoczęcie takich działań jak uruchomienie dawnej agentury Służby Bezpieczeństwa do inwigilowania przywódców partii politycznych czy inspirowanie artykułów prasowych, czego celem miało być postawienie owych liderów w złym świetle. Te działania wprost określane są jako „ograniczone rozpracowanie operacyjne”. W tej notatce jest też propozycja prowadzenia „działań dezinformacyjnych” wobec liderów partii poprzez przedstawianie im fałszywych informacji.

Czyli – krótko mówiąc – wprowadzenie ich w błąd.
Moim zdaniem, to daleko wykracza poza „ocenę polityczną”.
Z innych notatek – nieparafowanych już przez Milczanowskiego – wiemy, że takie działania, i nie tylko takie, były podejmowane. Można domniemywać, że o tym nie wiedział, ale o samym pomyśle wiedział. Chyba że zakładamy, iż jego parafka była spreparowana.

Jakie światło rzucają te dokumenty na pierwsze lata III RP?

Nie najlepsze. Pokazują, że zdarzyły się rzeczy, które w państwie demokratycznym absolutnie zdarzyć się nie powinny. Mieliśmy bowiem do czynienia z wykorzystaniem służb specjalnych do walki przeciwko legalnie działającym ugrupowaniom politycznym. Takie działania charakteryzują raczej systemy dyktatorskie – oczywiście takie, w których opozycja może istnieć. Można mówić, że w tym wypadku metody były łagodne, ale nie wiemy do końca, czy zespół Lesiaka nie posunął się dalej.

Były minister Jan Parys twierdzi, że funkcjonariusze UOP włamywali się do mieszkań i robili przeszukania.

Tak, i mieli uszkadzać samochody, co mogło skutkować wypadkami drogowymi i śmiercią kierowców. Ale zalecam ostrożność – z tych notatek to nie wynika. Takie zarzuty mógłby wyjaśnić proces Lesiaka. Ale i tak to, co już wiemy, bardzo źle świadczy o kształcie naszej demokracji z początku lat 90. I przypomnę, że omawiany tu przypadek nie jest jedyny. Mamy też operację o kryptonimie „Szpak”, czyli inwigilację przez Wojskowe Służby Informacyjne byłego wiceministra obrony narodowej Radosława Sikorskiego. Podejrzewanie go o szpiegostwo było mocno naciągane. Tak naprawdę chodziło o inwigilowanie człowieka z byłego rządu Olszewskiego, który nie był co prawda tak aktywny jak Kaczyński, ale był utożsamiany z tym środowiskiem.

Minister Milczanowski twierdzi, że działania były prowadzone tylko wobec polityków, którzy byli podejrzani o udział w takich aferach jak FOZZ.

W ujawnionych notatkach niewiele można o tym przeczytać Można za to dowiedzieć się, kogo z kim skłócono, na kogo rzucono podejrzenia i w jakich sprawach. Ani słowa o FOZZ. I proszę pamiętać, że żadnemu z tych polityków nie przedstawiono zarzutów w jakiejkolwiek aferze gospodarczej. Jeśli już, sprawy gospodarcze mogły służyć za zasłonę dymną dla rzeczywistego celu – dezintegracji prawicy.

Czy mieliśmy do czynienia z walką wewnątrz środowiska dawnej opozycji metodami państwa totalitarnego?

Raczej niedemokratycznego, w którym służby specjalne naruszały prawo – jak się wydaje – w interesie obozu rządzącego.

Inwigilacja prawicy
Rozmowa z dr. Antonim Dudkiem, historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, o odtajnionych dokumentach z szafy pułkownika Jana Lesiaka

Ma Pan na myśli obóz premier Hanny Suchockiej czy prezydenta Lecha Wałęsy?

Nie ma dowodów na to, kto był inspiratorem działań płk. Lesiaka. Możemy jedynie mówić o akceptacji jego działań przez ministra Milczanowskiego, desygnowanego przez prezydenta Wałęsę.

Ale to wcale nie świadczy, że Lech Wałęsa za tym stał. Choć może wskazywać na jego inspirację, bo przecież prezydent był wtedy przedmiotem nieprzebierającego w środkach i bardzo agresywnego ataku ze strony tych ugrupowań. Mieliśmy książkę „Lewy czerwcowy”, w której Jan Parys i Jarosław Kaczyński oskarżali Wałęsę o to, że zlecił służbom specjalnym zakup na czarnym rynku ładunków jądrowych z demobilu z Ukrainy. Potem demonstracje, łącznie z najgłośniejszymi w styczniu i czerwcu 1993 roku, w trakcie których wielotysięczny tłum kierował się pod Belweder, palił kukły prezydenta i żądał jego ustąpienia z urzędu.

Dziś nawet Lech Wałęsa, komentując zawartość dokumentów z szafy Lesiaka, mówi, że bracia Kaczyńscy mieli plan powtórnego internowania go.

To nie jest nowy zarzut. Po raz pierwszy usłyszałem o nim na konferencji w czerwcu 1993 roku po upadku rządu Jana Olszewskiego. Wałęsa ogłosił wtedy, że rząd dążył do przeprowadzenia zamachu stanu, że on miał być uwięziony w Arłamowie, a nowym prezydentem miał zostać Olszewski. Ale prezydent nigdy nie przedstawił na to żadnych dowodów. Nie potwierdziła jego zarzutów również specjalna sejmowa komisja śledcza pod przewodnictwem posła Jerzego Ciemniewskiego z Unii Demokratycznej. Sugestie Wałęsy, że Jarosław Kaczyński sam siebie rozkazał inwigilować, pozostawiam bez komentarza, bo to niepoważny argument.

Taka wymiana ciosów na oślep nie świadczy dobrze o naszych politykach.

Od dłuższego czasu obniżają oni standardy. Mało jest rzeczowych argumentów, mało dyskusji, za to wiele oskarżeń bez pokrycia . Z jednej strony Wałęsa, ale z drugiej premier Kaczyński, który oskarża Jana Rokitę o to, że wiedział o działaniach służb, a przecież żadnego dowodu na to nie ma. Tak jak na udział Hanny Suchockiej. Tymczasem słyszymy, że oboje mogli mieć na ten temat wiedzę. Jedenaście ujawnionych notatek na pewno nic o tym nie mówi i jako historyk nie znam żadnych innych relacji obciążających Suchocką i Rokitę.

Czy to przypadek, że dokumenty „wysypały się” z szafy Lesiaka właśnie teraz?

Niezależnie od ich znaczenia i tego, że dobrze się stało, iż zostały ujawnione, trzeba mieć świadomość, że jest to element bieżącej gry politycznej ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Partia ta przecież podjęła kontrofensywę po aferze taśmowej Renaty Beger. Chce odzyskać wiarygodność i pokazać element układu, z którym walczy.

Czyli klasyczna gra polityczna?

Nie pierwsza z udziałem tych dokumentów. Dowiedzieliśmy się o nich już we wrześniu 1997 roku za sprawą ówczesnego koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego.

Dlaczego? Otóż wydaje się, że SLD chodziło o wywołanie konfliktu wewnątrz względnie zjednoczonej wtedy AWS, którą popierał i Lech Wałęsa, i Jarosław Kaczyński. Później z kolei mieliśmy do czynienia z ewidentnym blokowaniem ujawnienia kulis tej sprawy. To, że postępowanie w sprawie płk. Lesiaka toczyło się dziewięć lat i dopiero teraz zakończyło się skierowaniem aktu oskarżenia do sądu, pokazuje, że wokół tej sprawy toczyła się wielopiętrowa gra.

I każde ze środowisk politycznych próbowało upiec przy niej swoją pieczeń...

Co nie przekreśla znaczenia ujawnionych dokumentów i tego, że w 1993 roku mieliśmy do czynienia z łamaniem prawa i naruszaniem reguł demokracji. Podobnych spraw mieliśmy wiele. W wypadku afery Rywina mieliśmy do czynienia z handlem ustawą. To było patologią demokracji, ale jednak bezpośrednio jej nie zagrażało. Użycie służb specjalnych do walki politycznej w państwie demokratycznym jest uderzeniem w fundament demokracji. I jeżeli zgodzimy się na takie działania, to wydamy na nią wyrok śmierci.

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Czw Paź 19, 2006 4:47 pm    Temat postu: Pochwała Judasza Odpowiedz z cytatem

Pochwała Judasza

W środowisku dziennikarskim popularne jest powiedzenie, że "dobrze czy źle - byle z nazwiskiem". Jest ono zrozumiałe o tyle, że obecność w publicznym dyskursie zapewnia sławę. Ale sława niekoniecznie musi być zaszczytna, co zauważył Jarosław Iwaszkiewicz, opatrując jedną ze swych powieści tytułem "Sława i chwała".
Chwała nie jest tym samym, co sława, a najlepszym dowodem trafności tego spostrzeżenia jest postać Judasza. Niewątpliwie zdobył sławę, podobnie jak prefekt Judei Poncjusz Piłat, ale ta sława nie przynosi zaszczytu ani jednemu, ani drugiemu. Judasz stał się symbolem podstępu i zdrady, podobnie jak Piłat - tchórzostwa w obliczu próby. Judaszowi nic nie pomogła okoliczność, że był skrupulatny w sprawach pieniężnych, podobnie jak Piłatowi - jego zamiłowanie do higieny, które skłoniło go nawet do wybudowania Judejczykom w Jerozolimie wodociągów, o co zresztą powzięli do niego śmiertelną urazę. Jednak po upływie dwóch tysięcy lat musimy chyba zrewidować dotychczasową ocenę Judasza, bo na tle choćby przedstawicieli współczesnych elit polskich, jego postać zaczyna nabierać spiżowej szlachetności. "Dawniej ludzie mniej mieli kultury, lecz byli szczersi" - zauważył Tadeusz Boy-Żeleński i trudno odmówić mu racji, kiedy obserwujemy reakcję posła Jana Marii Rokity, czy b. prezydenta Lecha Wałęsy na dokumenty wyciągnięte z szafy płk. Jana Lesiaka. Warto na marginesie przypomnieć, że jest to ten sam oficer SB, z którym Jacek Kuroń, z osobistego upoważnienia Lecha Wałęsy, prowadził swoje słynne "negocjacje". Nic zatem dziwnego, że po transformacji ustrojowej płk Lesiak został zweryfikowany jak najbardziej pozytywnie przez bojowników o wolność i demokrację, a następnie dopuszczony do, że tak powiem, konfidencji tak wielkiej, iż powierzono mu delikatne zadanie dokończenia eliminowania "ekstremy" już nie ze struktur podziemnych, jak w negocjacjach postulował Jacek Kuroń, tylko zwyczajnie - z życia politycznego.
Do konfidencji zaś dopuścili płk. Lesiaka funkcjonariusze nowych służb, którzy przeszli tam niemal bezpośrednio z obdżektorskiego ruchu "Wolność i Pokój", w którym wybitną pozycję zajmował ówczesny szef Urzędu Rady Ministrów Jan Maria Rokita. Warto podkreślić, że Jan Maria Rokita nie miałby najmniejszych szans na uzyskanie takiego stanowiska bez rekomendacji przywódców Unii Demokratycznej w osobach m.in. Jacka Kuronia i "drogiego Bronisława". Kto wie nawet, czy powierzenie mu tak odpowiedzialnej funkcji nie nastąpiło pod warunkiem włączenia podległego mu aparatu państwa do eliminacji z politycznej sceny ugrupowań, których obecność z punktu widzenia interesów "lewicy laickiej" była niepożądana? Gdyby nasze domysły okazały się trafne, to nietrudno byłoby wykazać jego podobieństwo do postaci Judasza, przynajmniej w stosunku do dawnych kolegów z antykomunistycznego podziemia. Misja Judasza polegała bowiem nie tylko na wydaniu swego Mistrza, ale również, a może przede wszystkim na tym, że będąc żydowskim patriotą, posłużył się Rzymianami, by Pana Jezusa usunąć z życia publicznego. Jednak nawet i w tej sytuacji niekoniecznie musi on zasługiwać na potępienie. Warto bowiem zwrócić uwagę, że również w polskim Kościele zapanowała ostatnio atmosfera szalenie, powiedziałbym, jurydyczna. Udziela się ona nawet dzieciom, przez których usta przemawiają podobno duchy; bywa, że dobre, ale bywa - że złe. Otóż okazało się, że kiedy nauczyciele mówią w szkole, że np. dwa razy dwa równa się cztery, dzieci pytają ich, czy mają na to świadków, a jeśli nie - w ogóle nie przyjmują tego do wiadomości. W takiej atmosferze musiało dojść do przełomowego odkrycia w dziedzinie teologii moralnej, jakiego dokonała komisja, na polecenie JE abpa Józefa Życińskiego sprawdzająca fałszywe pogłoski o rzekomej współpracy osób duchownych i świeckich ze Służbą Bezpieczeństwa. Jest ono szczelnie obudowane rozmaitymi sofizmatami, jednak można spod nich wydestylować jego rewolucyjny sens, że moralne jest wszystko to, co nie pozostawia śladów, zwłaszcza w postaci pisemnego zobowiązania do współpracy, pokwitowań pieniężnych i własnoręcznie napisanych raportów. W świetle tego odkrycia musimy ponownie przyjrzeć się Judaszowi, bo w gruncie rzeczy trudno nam znaleźć w nim jakąkolwiek winę. Czy Judasz podpisał zobowiązanie do współpracy? Nic o tym nie wiemy, a w każdym razie w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej żadna komisja na taki dokument nie natrafiła. Podobnie ze sprawą pieniędzy. Ewangeliści wprawdzie mówią o 30 srebrnikach, które jakoby Judasz pobrał od arcykapłanów jako zapłatę za czynności operacyjne, ale żadne pokwitowania się nie zachowały, więc prawdopodobnie mogą to być zwykłe pomówienia ze strony ewangelistów, opierających się na dokumentacji spreparowanej przez kapłanów, którzy prawdopodobnie zarejestrowali Judasza fikcyjnie, dla ukrycia malwersacji przy zakupie pola garncarzowego. A od kiedy to ci arcykapłani są dla nas źródłem prawdy? Czy w ogóle może być co dobrego z Sanhedrynu? Owszem, nie da się ukryć, że w kontaktach z członkami Sanhedrynu Judasz mógł zachować się lekkomyślnie, ale z całą pewnością nie pisał żadnych raportów, bo nie jest nawet pewne, czy w ogóle umiał pisać. Słowem - jeśli nawet coś tam i palił, to na pewno się nie zaciągał, więc mógłby zostać autorytetem moralnym. W tej sytuacji jedyny kłopot z tym, że właściwie nie wiadomo, dlaczego się powiesił, zamiast po prostu energicznie zaprzeczyć tym wszystkim oszczerstwom, zaś oszczerców zaciągnąć przed sąd, najlepiej pod przewodnictwem Poncjusza Piłata, który nakazałby oczyścić Ewangelie z insynuacji i pomówień. Dzisiaj każdy autorytet moralny tak właśnie by zrobił, więc jedyną winą Judasza było rozdwojenie osobowości; z jednej strony wyprzedzał swoją epokę, ale z drugiej - głęboko tkwił w jej przesądach, zwłaszcza co do tak zwanego honoru.
Stanisław Michalkiewicz

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum