Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ostatni wywiad z ks. Tadeuszem Isakowiczem Zaleskim

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pią Paź 20, 2006 6:27 pm    Temat postu: Ostatni wywiad z ks. Tadeuszem Isakowiczem Zaleskim Odpowiedz z cytatem

"Dziennik", 14/15 października 2006

Red. ROBERT MAZUREK:
Ci, którzy przeprowadzają z księdzem wywiady, kiepsko kończą.

KS. TADEUSZ ISAKOWICZ-ZALESKI: Ksiądz Andrzej Miszk, jezuita, po wywiadzie ze mną dla portalu religijnego www tezeusz pl został przez przełożonych karnie przeniesiony z Krakowa. Miszka, jeszcze przed wstąpieniem do zakonu, jako studenta historii wyrzucił z bursy prowadzonej przez jezuitów ksiądz, który potem okazał się agentem! Teraz usuwa się go z Krakowa, bo chce ujawnienia agentów. A dwa dni temu został wyrzucony do Kłodzka inny jezuita o. Krzysztof Mądel. Prowincjał jezuitów o. Krzysztof Dyrek zabronił im wypowiadania się w mediach, zwłaszcza na tematy lustracji, pod groźbą usunięcia z zakonu!

To szokujące.

Tym bardziej że agentom wśród jezuitów nie spadł włos z głowy! To straszne, że tak zasłużony zakon, który w stanie wojennym wydał wspaniałych kapelanów "Solidarności", dziś trwoni swój autorytet. Będą mieli z tym problem, bo w książce opisuję pięciu jezuitów - tajnych współpracowników, w tym dwóch byłych prowincjałów.

Nie tylko jezuici tak rozwiązują kwestię lustracji w Kościele.

W innym zakonie jak otworzyli akta i zobaczyli, kto donosił, to prowincjał zlikwidował badającą to komisję i zapowiedział, że jeśli będą się tym zajmować, pojadą na misję do Kongo. Nawet jeśli to miał być żart, to komisja i tak nie istnieje.

Ksiądz też miał początkowo kłopoty z kardynałem Dziwiszem.

Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Ksiądz kardynał był na bieżąco informowany przeze mnie o wynikach badań. Myślę, że wszystko już jest dobrze.

Nie zawsze tak było. W dniu zwołanej przez księdza konferencji prasowej zabroniono księdzu kontaktów z mediami.

Tak się stało, ale nie chcę do tego wracać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że był to dla mnie jeden z najtrudniejszych dni w życiu. Wie pan, dla mnie najważniejsi są moi niepełnosprawni. I miałem wybór - albo się podporządkuję, albo muszę opuścić ośrodek w Radwanowicach. Zresztą następnego dnia opublikowano list arcybiskupa do mnie z podaniem adresu. Wie pan, co tam się działo? Telefony z wyzwiskami, bluźnierstwa, groźby - wszyscy walili na Radwanowice. To był lincz.

Rzecznik kardynała, ks. Nęcek, wielokrotnie księdza wyśmiewał.

To dla mnie wyjątkowo bolesna sprawa, ten człowiek nie zamienił ze mną ani słowa, nie znam go w ogóle, ale zrobił sobie ze mnie tarczę strzelecką. Co te złośliwości dają?

Niepoważny arogant, megaloman - tak o księdzu mówili biskup Pieronek i arcybiskup Życiński.

To nieuczciwe, bo wiedzą, że nie mogę z nimi polemizować, jestem bezsilny. Jako prosty ksiądz nie mogę nic powiedzieć przeciwko biskupowi, bo mogę być za to suspendowany. A o tym, że kary kościelne to całkiem realna groźba, przekonali się właśnie krakowscy jezuici.

Po wywiadzie księdza dla Tezeusza w kręgach kościelnych pojawiły się pogłoski, że ci biskupi sami byli uwikłani we współpracę.

Nie odpowiem na to pytanie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w książce opisuję również ludzi bardzo ważnych dla Kościoła w Polsce. Wydawnictwo powołało bardzo poważnych i uczciwych recenzentów, którzy teraz przygotowują swoją opinię, praca powinna ukazać się za dwa miesiące.

Kiedy usłyszał ksiądz o agentach w sutannach?

W zeszłym roku zostałem zaproszony na obchody 25-lecia "Solidarności" w Gdańsku. Wraz z małopolskimi działaczami związkowymi jechałem pociągiem i usłyszałem po raz pierwszy o tych słynnych teczkach, o dramatycznych sytuacjach, kiedy przyjaciele mówili mi: "Tadek, ksiądz na mnie donosił". I to był absolutny szok, bo w ogóle o takich sprawach nie myślałem! No jasne, w latach 80. spodziewałem się, że gdzieś pod płotem esbek czai się z aparatem, są podsłuchy, kapusie, ale żeby wśród nas ktoś donosił?! Kiedy wróciłem z Gdańska, wystąpiłem o teczkę.

Na księdza również donosili duchowni?

Co najmniej jeden. W styczniu w Nowej Hucie ujawnili się pierwsi tajni współpracownicy SB wśród robotników, między innymi mój przyjaciel od wielu lat Stasiu Filosek, TW "Kałamarz". Towarzyszyłem im na konferencji prasowej i powiedziałem wtedy, że dobrze byłoby, gdyby i Kościół się oczyścił. To zupełnie nieoczekiwanie wywołało lawinę. I wtedy zrozumiałem, że agenturalna przeszłość niektórych duchownych to wrzód, który wystarczy nakłuć, by wylało się morze brudu.

To po co ksiądz nakłuwał?

Przypadkowo. Do mnie dziś ma się pretensje o wiele rzeczy, ale czemu tego nie zrobili inni, lepiej przygotowani ode mnie: historycy, duszpasterze? Łatwo jest mnie krytykować, bo popełniam błędy, jestem mało dyplomatyczny, łatwo mnie złapać za słowo, ale przecież błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Ja jestem już tak poobijany, że nie chce mi się o tym nawet mówić. Szukają we mnie kozła ofiarnego, dobrze, mogę nim być. Tylko czy od tego, że mnie znowu ostrzelają w mediach, coś się zmieni, zniknie problem?

A skąd on się wziął? Dlaczego Kościół polski nie umie sobie poradzić z lustracją?

Z grzechu zaniechania. Obserwując to, co działo się w Niemczech, Czechach czy na Węgrzech, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że i my od tego nie uciekniemy. A przez 15 lat nie przygotowaliśmy się do rozwiązania tego problemu. Dlatego że przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się, iż o wszystkich naszych sprawach decydował Jan Paweł II i to Ojciec Święty rozwiązywał wszystkie kłopoty. Kiedy go zabrakło, wiele rzeczy się posypało i nie można już pytać, co w Watykanie o tym myślą, czego pragnie nasz papież.

Nadal liczymy na głos Rzymu. Benedykt XVI musiał decydować w sprawie Radia Maryja.

To prawda. I na jego pielgrzymkę do Polski również czekano z takim nastawieniem, że przyjedzie Ojciec Święty i powie, co mamy robić. To choroba polskiego Kościoła.

Zaniechanie to jedyny powód kłopotów z przeszłością?

Niestety nie, bo innym jest dramatyczne wręcz uwikłanie niektórych duchownych we współpracę z SB. Mało tego, wielu z tych ludzi w latach 90. awansowało w hierarchii, zostawało biskupami i przełożonymi zakonnymi, zaczęło pojawiać się w mediach, nadawać ton Kościołowi. Najlepiej pokazuje to sprawa ks. Czajkowskiego. Gdyby na początku lat 90. powiedział prawdę o sobie, o tym, że donosił, ale przerwał współpracę w 1984 roku, to myślę, że nikt nie miałby do niego pretensji i wybaczono by mu. Ale ks. Czajkowski, wspierany przez chór wielbicieli, protestował nawet w obliczu dokumentów znalezionych w IPN! Dopiero po miesiącu, kiedy już nie mógł kluczyć, cichutko przyznał się w oświadczeniu.

Wciąż słyszymy "prawda was wyzwoli", tymczasem Kościół instytucjonalny i poszczególni księża nie chcą stanąć w prawdzie.

To naprawdę pytanie nie do mnie. Mogę tylko zauważyć, że Kościół nie liczy się przy tym z dramatem świeckich, którzy nagle dowiadują się, że awansowany przez hierarchię ich proboszcz, dziekan, prowincjał czy nawet biskup donosił. Ci ludzie przeżywają prawdziwe tragedie. Przecież jakie to jest załamanie autorytetu Kościoła!

Biskupi bronią autorytetu Kościoła, nie ujawniając tajnych współpracowników.

I to wbrew przyjętemu przez episkopat "Memoriałowi...". Nie dalej jak kilka dni temu ordynariusz kielecki bp Ryczan ogłosił, że u niego żadna komisja historyczna nie powstanie, żadnej lustracji nie będzie. A tymczasem w krakowskim IPN jest gigantyczny zbiór dokumentów na temat księży agentów z Kielecczyzny. Biskup Ryczan nie jest tu odosobniony, bo na 45 diecezji powstało raptem siedem komisji, z czego niektóre są całkowicie fikcyjne i ograniczają się do krytykowania artykułów w prasie.

Działania komisji w Krakowie nazwał ksiądz strajkiem włoskim.

Bo przez siedem miesięcy swej działalności nawet nie pojawiła się w IPN. Jej członkowie przybyli tam dopiero we wrześniu, kiedy moja książka była na ukończeniu.

Może trzeba przyjąć, że Kościół wcale nie chce lustracji.

Może i tak, bo możliwości jej przeprowadzenia ma ogromne: są świetni historycy, publicyści, duszpasterze, uczelnie katolickie. Widać gołym okiem, że opór materii jest ogromny.

Większość ujawnionych agentów tłumaczy się naiwnością, chęcią ewangelizowania esbeków.

W ewangelizację esbeków absolutnie nie wierzę. Jej nie prowadzi się w taki sposób, to wykręty. Natomiast zgadzam się, że wielu księży uwikłało się we współpracę z SB z naiwności. Klasycznym wabikiem był tu paszport. Znam historię kapłana, który w zamian za paszport zgodził się spotkać z oficerem wywiadu w kawiarni w Rzymie i tam odmówił współpracy, ale już był zarejestrowany jako współpracownik. Do takich ludzi podchodzę z ogromną wyrozumiałością. Tak samo inaczej podchodzę do sporej grupy agentów budowniczych kościołów. No, zgodził się taki ksiądz na spotkanie, pogadali, ale ważne jest, czy donosił na innych kapłanów i czy brał za to gratyfikacje - pieniądze, talony na benzynę etc. To pierwszy stopień współpracy z SB.

Bo byli też tacy, którzy brali pieniądze.

Tak. A byli i tacy, jak pewien bardzo znany jezuita, który wiedział, że współbracia będą go podejrzewali, jeśli nagle zacznie mieć pieniądze, więc kazał przekazywać swoje honorarium rodzonemu bratu! Bratu, który zresztą był pośrednikiem w zwerbowaniu tego zakonnika.

Niektórzy jednak zrywali współpracę.

Czasem zaplątali się w jakieś rozmowy, zagalopowali, coś podpisali, ale kiedy otrzeźwieli, zrywali kontakty. I ja chciałbym wyciągnąć do nich rękę - przyznajcie się, opowiedzcie prawdę, wszyscy zrozumieją, bo inaczej znajdziecie się później na jakichś listach agentów.

Z jakiego powodu księża zrywali współpracę?

Orientowali się, że poszli o jeden krok za daleko. Często szli wtedy do biskupa, opowiadali o wszystkim, nieraz po paru latach. Pewien ksiądz spowodował wypadek, zabrali mu prawo jazdy, więc zgodził się na współpracę, by je odzyskać, ale po pewnym czasie poszedł do ordynariusza i opowiedział o wszystkim. Jeszcze inny po prostu wszedł na ambonę i całą rzecz ujawnił parafianom.

Wiadomo, że niektórzy byli szantażowani.

I to nie tylko sprawami obyczajowymi. Był też przypadek księdza, który kupił pręty żelazne i zrobili z tego aferę, bo podobno kradzione. Ksiądz ten nic o tym nie wiedział i dał się wciągnąć, niestety bardzo głęboko. To kolejny stopień współpracy - wieloletni agenci, ale nieszkodliwi. Nie mieli odwagi, by to zerwać, ale byli na tyle przyzwoici, by nie wyrządzać innym szkody. Znam przypadek księdza, który gdy przyszedł do niego esbek, po prostu wyszedł oknem. I dlatego chcę to opisać, by pokazać ich jako ludzi pełnych słabości, ale przecież nie zdemoralizowanych do cna.

Zdradzano tajemnice spowiedzi?

Znam jeden, jedyny przypadek z bardzo dawnych czasów, kiedy represje były znacznie okrutniejsze, a i to dotyczyło księdza alkoholika. Esbecy często pisali w aktach, że księża nie chcą zdradzać tajemnicy spowiedzi i są na to wyczuleni.

Jak się podoba księdzu lustracja w wykonaniu gazet? Na przykład zlustrowanie księdza Malińskiego przez "Tygodnik Powszechny"?

Zajmują się tym dziennikarze, bo nie potrafi poradzić sobie Kościół. A o ks. Malińskim się nie wypowiadam, nie przesądzam, że był agentem. To, co zrobił "Tygodnik Powszechny", było jednak niewystarczające, bo "Więź" sprawę ks. Czajkowskiego wyjaśniła, a "Tygodnik" niczego nie rozjaśnił, tylko rzucił podejrzenie. Choć wiem, że obecnie to środowisko rzetelnie bada tę sprawę.

Wielu księży nie tłumaczy się naiwnością, tylko tym, że działali za zgodą swego biskupa - zwykle kard. Wyszyńskiego lub kard. Wojtyły.

(śmiech) No tak, powołanie się na zmarłego jest bezpieczne, ale chciałbym tych księży ostrzec, że kuria zwykle robiła z takich rozmów notatki, więc i to można sprawdzić.

Czy SB zwerbowała jakiegoś biskupa?

Nic mi o tym nie wiadomo i to właśnie ogromne osiągnięcie Kościoła polskiego. Znane mi są tylko przypadki księży agentów, którzy zostali później, często po zakończeniu współpracy, biskupami. I jak się te archiwa otworzą, to będzie dramat, bo często księża ci uwierzyli, że gen. Kiszczak spalił wszystkie akta i wyparli swoją współpracę z pamięci. Ci biskupi są teraz bardzo aktywni.

Wypowiadają się na temat lustracji?

Niektórzy tak i to jest dla mnie szokujące, bo jak się przeczyta wypowiedzi tych duchownych, wiedząc, że sami byli uwikłani we współpracę z SB, to nie wystawia im to najlepszego świadectwa. Wie pan, to jest casus mojego kolegi z czasów studenckich Leszka Maleszki, którego pamiętam z radiowej dyskusji z początku lat 90., gdzie bardzo ostro gardłował przeciw lustracji. Pewien ksiądz dwukrotnie zaatakował mnie publicznie. Poszedłem do IPN i wstukałem w komputer jego imię i nazwisko i odnalazłem jego akta, okazało się, że był TW. Niektórzy byli agenci są dziś bardzo radykalnymi przeciwnikami otworzenia teczek.

To częste zjawisko?

Powiedziałbym, że niestety częste. Oni chyba nerwowo nie wytrzymują tego napięcia i bronią się przez atak. Choć oczywiście nie wszyscy przeciwnicy lustracji to agenci.

Czy w latach 90. esbecy szantażowali swoich agentów?

Pewien ksiądz opowiadał mi, że esbek przychodził do niego jak do bankomatu i wyciągał pieniądze, szantażując, że ujawni dokumenty. Nawiasem mówiąc, ten szantażowany był bardzo marnym agentem i SB nie miała z niego pożytku. Mam pewne przypuszczenia, że wielkie afery kościelne z lat 90. też można by wyjaśnić, przeglądając teczki. Zastanawia mnie choćby sprawa Stella Maris - jakim cudem tak blisko wydawnictwa diecezjalnego pojawił się były cenzor czy działacz komunistyczny?

Nie było na to ratunku?

Kapłan z innej diecezji, szef pewnej instytucji, opisał mi, że i do niego przychodził esbek, chcąc wymusić szantażem lustracyjnym pewne decyzje finansowe. Ale ksiądz ten do wszystkiego przyznał się swemu ordynariuszowi. Moim zdaniem to bardzo pozytywny przykład, bo jeśli dziś ktoś temu księdzu wyciągnie jakieś historie z akt, to on może pokazać swoją spisaną relację dla biskupa.

Czy nie powinien jednak przeprosić wiernych?

Zgadzam się z przyjętym przez episkopat "Memoriałem...", że powinno się przeprosić tych, przeciw którym zgrzeszono, czyli albo współbraci zakonnych - jeśli to działo się tylko w klasztorze - albo i wiernych.

Czy ktoś potrafił zmierzyć się z lustracją wśród duchownych?

Jestem przekonany, że dominikanie rzeczywiście wyjaśnią sprawę o. Konrada Hejmy. Otrząsnęli się z pierwszego szoku, mają bardzo rzetelną komisję historyczną i rzeczywiście badają przeszłość.

Nie odczytał ksiądz słów papieża Benedykta XVI o ostrożności w wyjaśnianiu przeszłości także do siebie?

Ja naprawdę nie żyję w nienawiści, nie chcę odwetu czy zemsty, ale elementarnej prawdy historycznej. Dla mnie to sprawa wierności pewnym zasadom, wierności temu, co się głosi. Od 1989 roku przestałem się angażować w jakiekolwiek działania polityczne, zajmowałem się wyłącznie niepełnosprawnymi, nie wystąpiłem o swoją teczkę i uznałem przeszłość za zamkniętą kartę w moim życiu. Dopiero kiedy przeszłość mnie dopadła, uznałem, że muszę to zrobić.

Ojciec Święty mówił też w Warszawie, że kapłan powinien być specjalistą od Pana Jezusa, a nie polityki czy gospodarki.

Gdyby tak to zinterpretować, to mogę powiedzieć, że ja przez 25 lat swego kapłaństwa grzeszyłem, bo przy betoniarce budowałem ośrodki dla niepełnosprawnych, stałem przed kościołami z kapeluszem i żebrałem na te ośrodki, byłem w "Solidarności", pomagałem ludziom zaangażowanym w politykę, teraz zająłem się historią. Też mógłbym żyć w luksusowej plebanii, mieć pensję i katechizować dzieci, ale świadomie wybrałem coś innego.

Nie myśli ksiądz czasem, że źle służy Kościołowi w Polsce?

Jestem grzeszny i słaby, mam tego świadomość, ale jestem pozbawiony aspiracji do zajmowania stanowisk, do zaszczytów. Służę Kościołowi ze wszystkich sił i jak umiem.

Ale księża się burzą. Mówią, że nie zlustrowali się ani dziennikarze, ani nauczyciele, ani naukowcy, to dlaczego oni?

No nie, jednak prości robotnicy z Nowej Huty potrafili się przyznać i powinniśmy brać przykład z nich, a nie z tych, którzy żyją w zakłamaniu.

Dostaje ksiądz listy?

Mnóstwo inwektyw, że jestem chorym psychicznie agentem KGB, że IPN jest opanowany przez masonów, że niszczę Kościół. Ale oczywiście są też księża, którzy przyznają się do swej przeszłości. I, co charakterystyczne, zwykle przyznają się nie ci, którzy najbardziej szkodzili. No i wreszcie wielu księży wspiera mnie - bardziej lub mniej otwarcie - w tym co robię. Gdyby nie oni, naprawdę nie dałbym rady. Na szczęście ogromna większość korespondencji to listy z wyrazami poparcia.

Miał ksiądz przechlapane i jako antykomunista, i jako Ormianin.

Kardynał Macharski nigdy nie miał do mnie pretensji o zaangażowanie w sprawy ormiańskie.

Za to pretensje do księdza miały władze tureckie.

Zaczęło się od chęci ustawienia przed kościołem św. Mikołaja w Krakowie chaczkaru, kamiennego krzyża ormiańskiego upamiętniającego turecką rzeź Ormian z 1915 roku. Wtedy zjechał z Warszawy ambasador Turcji i wywierał presję na wojewodę, prezydenta miasta, innych, by tego nie robić. Wszyscy kluczyli, tylko kardynał Macharski się nie złamał i krzyż stanął. Równocześnie w 2002 roku do Turcji pojechał i tam zaginął Rafał Jędraszyk, historyk i podróżnik, który miał zrealizować film o ludobójstwie. Jego matka i przyjaciele zwrócili się do mnie. Miałem jechać na wyprawę poszukiwawczą, ale nie dostałem wizy.

Gdzie ksiądz się wychował?

W Krakowie, ale rodzice pochodzili z Kresów: ojciec z Monasterzysk koło Tarnopola, a mama ze Stanisławowa. Czuli się Polakami, ale należeli de facto do trzech obrządków: łacińskiego, greckokatolickiego i ormiańskiego. U nas wszystkie święta, choćby Boże Narodzenie, były potrójne. Obchodziliśmy je w Kościele rzymskokatolickim, potem ojciec, choć był rzymskim katolikiem, chodził 7 stycznia do cerkwi greckokatolickiej, a ja z mamą na ormiańskie Boże Narodzenie.Sam jestem księdzem dwuobrządkowym: rzymskokatolickim i ormiańskim. Kiedy jeszcze byłem w seminarium, spotkał mnie ks. Dziwisz - wtedy kapelan arcybiskupa - który zaprowadził mnie do kardynała Wojtyły. Kardynał od razu przypomniał sobie, że znał moją ciocię, z pochodzenia Ormiankę, i powiedział, że księży rzymskokatolickich jest dość, a ormiańskich brakuje, więc mnie wyświęcą w dwóch obrządkach. W 1983 roku miałem jechać nawet na studia do Rzymu, do Kolegium Ormiańskiego, ale władza ludowa nie dała mi paszportu. W oficjalnym uzasadnieniu powoływano się na punkt 5. "niepłacone alimenty i inne ważne przyczyny społeczne".

Dziećmi ksiądz mi się nie pochwalił.

(śmiech) Zawsze musiałem się tłumaczyć, że ja z drugiej części tego paragrafu. Dopiero teraz, po otwarciu teczki, dowiedziałem się, co to były za "przyczyny społeczne". Po pierwsze, chodziło o obrządek wschodni, który kojarzył im się z rewizją granic wschodnich, a po drugie, o moje kontakty z "Solidarnością".

Jak one się zaczęły?

W latach 70. wielu moich przyjaciół związało się ze Studenckim Komitetem Solidarności i trafiała do mnie bibuła. Przynosił ją też ojciec, a z czasem i ja sam zacząłem zajmować się kolportażem. Skutek był taki, że dwukrotnie, jeszcze jako kleryka, zatrzymano mnie, miałem rewizję, więc wysłano mnie na roczną praktykę, żebym nie ściągał do seminarium bezpieki. Kardynał Macharski martwił się o mnie i chciał mnie wysłać po święceniach do Rzymu, ale właśnie wtedy nie dostałem paszportu.

Zamiast do Watykanu trafił ksiądz na parafię.

Ale już z etykietką opozycjonisty. Współpracowałem z moim przyjacielem z czasów licealnych ks. Jancarzem, duszpasterzem robotników. Ponieważ on był nieustannie inwigilowany, to ja wziąłem na siebie kolportaż bibuły. I wtedy, w kwietniu 1985 roku, zaczęły się problemy, bo zostałem pierwszy raz pobity. Ks. Jancarz uważał, że oberwałem za niego, miał wyrzuty sumienia, ale ja trochę to zlekceważyłem.

I wtedy zmasakrowano księdza po raz drugi.

To stało się z 2 na 3 grudnia 1985 roku. Cudem się wywinąłem... (dłuższe milczenie). Mimo to do końca byłem związany z "Solidarnością". W 1988 roku byłem na rozbitym przez ZOMO strajku w Hucie im. Lenina. Odwieziono mnie jak worek kartofli do kurii. Z mojej teczki największe wrażenie zrobił na mnie przerażający film nakręcony przez SB w godzinę po drugim pobiciu mnie przez "nieznanych sprawców". Nie wiem, jakim cudem on się zachował, bo większość materiałów filmowych SB została zniszczona, ale ten przetrwał. Pokazano w nim obdukcję lekarską, moje zeznania i rekonstrukcję wydarzeń. Byłem wtedy, po tym pobiciu, w ciężkim szoku, zakrwawiony, obity, otumaniony i niewiele pamiętałem. Dopiero film, na którym zobaczyłem to wszystko, przywrócił mi pamięć.

Przesłuchiwali księdza w takim stanie?

Tak. Mało tego, związali mnie jeszcze raz, nazywając to "rekonstrukcją wydarzeń", zakrwawionego i posiniaczonego przerzucano z pokoju do pokoju.

Sprawców pobicia nie wykryto.

Nie. Sprawie ukręcono by łeb błyskawicznie, ale nieżyjący już mecenas Rozmarynowicz nie pozwolił na to. W latach 90. do sprawy wrócono. Prokuratura wystąpiła z pismem do UOP o udostępnienie materiałów na mój temat. Minister Milczanowski odpisał, że poza dwoma strzępkami papieru nic nie ma. A były nie tylko stosy archiwaliów, ale i kaseta wideo! Co takiego się działo, że nie udostępniono tej teczki?

Jak ksiądz na to pytanie odpowiada?

Że esbecy, którzy weszli do UOP w latach 90., zacierali ślady swoich zbrodni, dezinformowali prokuraturę, sądy. Trzonem UOP, który stanowił o sile tej instytucji, byli jednak esbecy. Wszystko przez to, że nie przeprowadzono dekomunizacji.

Co ksiądz będzie robił za pół roku?

Wracam do swojej fundacji. Mam tam dość pracy, prowadzimy 30 ośrodków dla niepełnosprawnych! Szkoła integracyjna w Radwanowicach i ośrodki dostaną całe honorarium za książkę. A ja wracam do duszpasterstwa Ormian i działalności charytatywnej. Ta cała tak zwana lustracja to margines mojej działalności i chciałbym ją ostatecznie raz na zawsze zamknąć.

Z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim
rozmawiał Robert Mazurek

_______________
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski - honorowy kanonik archidiecezji krakowskiej i duszpasterz Ormian w południowej Polsce. Dawniej działacz Studenckiego Komitetu Solidarności i współredaktor podziemnego pisma "Krzyż Nowohucki". W latach 80. aktywny działacz NSZZ "Solidarność", związany z Duszpasterstwem Ludzi Pracy w nowohuckich Mistrzejowicach. W 1987 roku współzałożył Fundację im. św. Brata Alberta zajmującą się pomocą osobom upośledzonym. Wieloletni współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i laureat przyznawanego przez pismo Medalu św. Jerzego. W lutym 2006 roku wystąpił z postulatem ujawnienia konfidentów SB działających wśród duchowieństwa krakowskiego. 3 maja 2006 odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum