Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Lech Jęczmyk - Potęga Lustracji

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Hlebowicz
Site Admin


Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 1166

PostWysłany: Pon Sty 21, 2008 9:51 am    Temat postu: Lech Jęczmyk - Potęga Lustracji Odpowiedz z cytatem

Lech Jęczmyk



Potęga lustracji


W zamierzchłych czasach, kiedy istniało państwo o nazwie Enerde, wszechwładna tajna policja Stasi skłoniła pewną robotnicę do współpracy w charakterze donosicielki. Kobieta nie znalazła w sobie siły, żeby odmówić, ale następnego dnia opowiedziała o wszystkim koleżankom i kolegom. Wezwał ją zakładowy tajniak, - Cóżeście najlepszego zrobiły, wszystko wypaplałyście. – A ona – Musiałam się pochwalić, że partia ma do mnie takie zaufanie. Sprytna kobieta nie weszła w otwarty konflikt z władzą, ale uratowała swoje sumienie, robiąc z siebie idiotkę – cena niewielka. Jej postępek może służyć za ilustrację działania spowiedzi: spowiedź też rozbija szantaż i niweczy plany Złego.

Czekałem kiedyś w kolejce do konfesjonału i widziałem ludzi odchodzących – każdy z niekontrolowanym uśmiechem wielkiej radości. Kto zaznał tej radości, będzie już zawsze odczuwał jej potrzebę. Słyszałem historię o polskim więźniu umierającym w syberyjskim łagrze, który poprosił młodego współtowarzysza niedoli, żeby przyjął od niego spowiedź. Kiedy ten się wzbraniał, uważając, że stary majaczy, ten wytłumaczył: Ty jesteś młody i zdrowy, przeżyjesz i wrócisz do Polski. Wtedy pójdziesz do księdza i przekażesz mu moją spowiedź, a ja dostanę rozgrzeszenie. Ten pięknie wierzący człowiek załatwiał sprawy swojej nieśmiertelnej duszy i nie zbijał go z tropu fakt, że między spowiedzią a rozgrzeszeniem jego ciało umrze.

Podobno w mieście Pińsku, kiedy wkroczyli tam w 1939 roku Sowieci i wysłali wszystkich księży do łagrów, przed Wielkanocą wierni przyszli do pustego kościoła, ktoś wstawił do konfensjonału krzyż, i wierni ustawili się w kolejkę do spowiedzi. Na ten sam sposób wpadli podobno pozbawieni księży meksykańscy Indianie.

A w protestanckich seminariach uczą, że katolicka spowiedź jest licencją na dalsze grzeszenie. Bardzo współczuję protestantom, że są pozbawieni tej wielkiej radości.

Spowiedź jest oczywiście sakramentem i ma wymiar nadprzyrodzony, ale nawet w wymiarze czysto ludzkim jest potężnym narzędziem. W Stanach Zjednoczonych jej terapeutyczną właściwość wykorzystują rzesze psychoterapeutów. Kiedy po osiągnięciu pewnego poziomu w sporcie zostałem instruktorem i prowadziłem zajęcia z początkującymi adeptami judo, odkryłem rzecz zaskakującą: zmuszony do wyjaśnienia innym, na czym polega istota danej techniki, po raz pierwszy sam rozumiałem ją w całej pełni. Tak i przy spowiedzi, zmuszeni do nazwania po imieniu swoich grzechów, widzimy siebie niejako z zewnątrz – i nie jest to, dodajmy, widok przyjemny.

A pozbycie się dużego grzechu jest jak odsunięcie szafy za którą ukazują się różne zakurzone przedmioty, pajęczyny i inne dziady. Pozostawały poza nasza świadomością, bo szafa je zasłaniała. W taki sposób, przez sakrament pokuty wyostrza się nasze sumienie.

Arnold Toynbee w swoim monumentalnym Studium historii wyraża w jednym miejscu przypuszczenie, że prawdziwym podmiotem historii są być może nie cywilizacja, ale religie. Że cywilizacje są tylko kołami, na których porusza się wóz religii. Pogląd taki powinien być, zdawałoby się, oczywisty dla chrześcijanina, ale ileż osób rozpatruje historię i politykę z tego punktu widzenia? Czy coś służy, czy nie, kościołowi lokalnemu i powszechnemu? Chrystus jest wprawdzie panem historii, ale ludzie i społeczności ludzkie są obdarzone wolną wolą, mogą religię rozniecać, tylko podtrzymywać lub nawet całkowicie tracić, jak to zrobili nasi bracia Czesi.

W przeszłości na zatracenie poszły wspaniałe przecież kościoły w Afryce Północnej i w Azji Mniejszej, utracili wiarę Mongołowie (wprawdzie była to rozcieńczona herezja nestoriańska), przyjęli za to chrześcijaństwo Indianie z Ameryki Środkowej i Południowej, a najliczniejszym na świecie jest kościół na Filipinach – Hiszpanie nawracali solidnie.

Pierwsza wojna światowa zmiotła z mapy katolickie cesarstwo Austrii, wkrótce potem rewolucja w Rosji obaliła wielkie cesarstwo prawosławne. Ale trzy wizyty Jana Pawła II odmieniły Meksyk, niwelując skutki antykatolickich rządów, panujących tam od roku 1912, a uporczywe modlitwy zakonów kontemplacyjnych utorowały Matce Bożej drogę do powrotu na Kreml.

Widać z tego, że Kościół lokalny, tak jak każdy pojedynczy człowiek, nie zdobywa zasług raz na zawsze, ale podąża wąska, kamienistą ścieżką i może w każdej chwili upaść. Tak stało się na naszych oczach z kościołem w Stanach Zjednoczonych i Irlandii. Przyczyna była ta sama: próba zatajenia przez kościół grzechów ludzi kościoła. W ten sposób grzechy poszczególnych ludzi stały się grzechami całego kościoła lokalnego (tym grzechem pierwotnym było w obu przypadkach molestowanie seksualne nieletnich). Atak na kościół był niewątpliwie skoordynowany i sprawnie przeprowadzony: nagle zaczęli się masowo zgłaszać adwokaci byłych ministrantów, którzy przypomnieli sobie, że dwadzieścia czy trzydzieści lat temu, jakiś ksiądz ich podszczypywał, a przełożeni kościoła podjęli błędna decyzję (grzech to jest zawsze błędna decyzja!) i próbowali sprawę zamieść pod dywan, płacąc grube pieniądze za rezygnację ze spraw sądowych. Doszło do sprzedaży wielu budynków kościelnych i dziś już niektóre podzielono na luksusowe i ekscentryczne apartamenty z witrażami. (Tylko u nas sypialnia ze świętymi Piotrem i Pawłem!) W Stanach kościół stracił majątek, w Irlandii stracił wiernych. Jak tu chodzić do spowiedzi, skoro bez ujawnienia winnych wszyscy księża stali się podejrzani?

W obu przypadkach źródłem klęski była odmowa lustracji czyli spowiedzi. Wszystko wskazuje na to, że w ekonomii Bożej kościół w Polce ma jakąś szczególną rolę do odegrania, ale wydaje się, że najpierw musi odpowiedzieć na wyzwanie jakim jest problem lustracji. Albo udzieli właściwej odpowiedzi, albo odejdzie zasmucony jak ten młodzieniec z Ewangelii. Ksiądz Zyciński, który z niezwykłą energią broni donosicieli w sutannach, mówi, że molestacje to sprawa oczywista, podczas gdy współpraca z tajną policją to sprawa moralnie wysoce zniuansowana, a przecież jest tak, że najpierw był grzech (choćby i to molestowanie), potem ukrywanie go i świętokradcze przyjmowanie i udzielanie sakramentów, a potem dopiero zjawiał się z cyrografem w ręku diabeł, przebrany za oficera SB.

Dziś, tutaj w Polsce toczy się ważna bitwa w odwiecznej wojnie. Wiemy, kto odniesie ostateczne zwycięstwo, chodzi o to, jaka rola przypadnie w nim pułkom polskim. Jeżeli wypuszczą z ręki sztandar, przejmą go inni. Może Filipińczycy.

Za http://wis.blog.onet.pl/2,ID283317195,index.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Pon Sty 21, 2008 9:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Piotr Hlebowicz napisał:
Arnold Toynbee w swoim monumentalnym Studium historii wyraża w jednym miejscu przypuszczenie, że prawdziwym podmiotem historii są być może nie cywilizacja, ale religie.



Ale Arnold Toynbee głosił też inne rzeczy:

Fragment książki Henryka Pająka "Z Łagru do Eurołagru"

Cytat:
Toynbee aż do 1955 roku był dyrektorem badań w Instytucie. Napisał dwunastotomowę dzieło A Study of History, wydawane przez wydawnictwo Oxford w ciągu lat 1934-1961.

Jego program to nieprzerwany ciąg ataków na ideę państwa narodowego. W nim upatrywał wszelkie zło Europy i świata. To państwa narodowe są zarzewiem wojen. Trzeba na państwach narodowych - dowodził - wvmusić zrzeczenie się suwerenności, likwidację narodowych armii (zbrojeń), co pozwoli skończyć z permanentną międzynarodową anarchią. Czyli Unia Europejska 70 lat później akuratnie przepisana z jego dyrektyw!Z największym cynizmem pisał: zaangażowaliśmy się (oni, globaliści) w rozmyślny, wspierany i skoncentrowany wysiłek dla wymuszenia ograniczeń wobec suwerenności i niezależności suwerennych i niezależnych państw.

Z niedoścignionym cynizmem Toynbee informował spiskowców:

(...) obecnie pracujemy w tajemnicy, ale z całą mocą, żeby wyrwać tę tajemniczą siłę polityczną - zwaną suwerennością - z pazurów lokalnych państw narodowych na świecie.

I w następnym zdaniu mamy coś porażającego, lecz stanowiącego jakby pierwsze przykazanie wszelkich totalitaryzm ów, zwłaszcza globalizmu:

Cały czas zaprzeczamy naszymi ustami temu, co robią nasze ręce.6




Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Wto Sty 22, 2008 1:11 am    Temat postu: co ma piernik do wiatraka? Odpowiedz z cytatem

Co ma piernik do wiatraka? (Polemika z p. Markiem Radomskim)

Totalitaryzmowi nie przeszkadza ani suwerenne państwo narodowe, ani jego brak. Albania w czasach komuny, a Korea Północna aż do teraz stanowią przykłady skrajnie totalitarne, a mimo tego -- są to państwa suwerenne, w znacznym stopniu przynajmniej. Natomiast w tym obszarze, gdzie jawnie sięgały wpływy Moskwy, erozja nawet pozorów suwerenności postępowała. Np. poprawki w konstytucjach dekretujące kierowniczą rolę kompartii i przyjaźń ze Związkiem Sowieckim wprowadzano mniej więcej jednocześnie w różnych satelitach Moskwy, nie tylko w PRL.

Scalanie państw w wieksze organizmy (jakkolwiek to by się nazywało oficjalnie i jak wyglądałoby naprawdę) może sprzyjać (i sprzyja) totalizmowi na szczeblu takich właśnie organizmów. Ale zło tkwi nie w scalaniu jako takim, lecz w totaliźmie. To 2 różne rzeczy!

Przypominam, że nie kto inny jak Aleksander Sołżenicyn na początku lat 70. nad suwerennością UBOLEWAŁ, dopatrywał się właśnie w tym słabości ONZ, która nie posiadała narzędzi do wymuszania na państwach członkowskich przestrzegania praw człowieka.

W Związku Sowieckim tzw. "prawo wychoda" było ILUZORYCZNE, za samo mówienie o nim można było trafić na długo do psychuszki, zaś dawniej na miejsce straceń. Prof. Władimir Bukowskij właśnie w tym dopatruje się jednego z podobieństw między dwoma socjalistycznymi projektami: ZSRS a UE. Prawo do secesji w UE jest podobnie iluzoryczne, zaś przypadek Austrii (gdy tam sukces wyborczy odniosła partia niejakiego J. Haidera, przedwcześnie i pochopnie uznana za anty-unijną), której portugalscy "federaści" chcieli grozić interwencją zbrojną w obronie "demokracji", przypomina tzw. doktrynę Brieżniewa o ograniczonej suwerenności państw socjalistycznych (poza ZSRS, rzecz jasna), która miała legitymizować interwencję zbrojną w CSRS w sierpniu 1968 r. (czyli udzielenie Czechosłowacji tzw. "bratniej internacjonalistycznej pomocy" -- dzisiaj to by sie nazywało "operacja humanitarną"...).

Moim zdaniem ograniczenie suwerenności jest złe, o ile odbywa się w warunkach, które czynią proces odwrotny niesłychanie mniej prawdopodobnym (czy kto słyszał o referendum w sprawie wystąpienia z UE? -- na razie pwotarzano je tam, gdzie dotychczas wynik nie był po myśli "federastów"), albo gdy powstają przy tym organy władzy poza kontrolą oddolną (a tak jest w UE! -- Parlament Europejski nie ma realnej władzy nawet takiej jak Sejm i Senat w Polsce!). Prawdziwe łączenie się państw w federacje (nawet z wyrzeknięciem sie narodowych walut i odrębnych sił zbrojnych!) wcale nie musi samo przez się być niedobre.

To jest trochę tak, jak z mitami na temat republiki i monarchii. Zwolennicy monarchizmu dopatrują się wad republiki (np. kosztów -- nie tylko materialnych, lecz także niewymiernych, tzw. społecznych) ich funkcjonowania. Lewacy na monarchie mają alergię jak diabeł na wodę święconą. Jedni i drudzy zdają się wychodzić z założenia, że monarchią jest to, co się nią nazywa, a republiką jest to, co nazywa się republiką. Pomińmy już osobliwy przypadek pewnej potwornej republiki z dynastią Su u steru władzy (przez dziesięciolecia, od powstania tej republiki, tam liderem był tow. Su Kin-kot, a po jego odejściu do Marxa, Engelsa, Lenina i Stalina władzę przejął i sprawuje do dzisiaj tow. Su Kin-syn). Znakomicie opisał to red. Michalkiewicz. Według niego cechy monarchiczne bardziej pasują do opisu ZSRS niż -- Wielkiej Brytanii. Zaś tym, którzy monarchię chcieliby wskazywać jako "ulubiony ustrój Pana Boga", przypomniał dające do myślenia fragmenty "Biblii", sugerujące... wręcz odwrotnie (sic!).

Gdyby w Polsce rządzili jacyś narodowi socjaliści, którzy budowaliby nam socjalizm POLSKI, odgradzając się autarkicznie od Wschodu i Zachodu, starając się uczynić z Polski potęgę wojskową, a przy tym państwo neutralne (= nie należące do żadnych koalicji zbrojnych), ale zarazem byłoby to państwo potężnego informatycznego Big Brothera, to czy ten "rodzimy" totalizm nie byłby potencjalnie podobnie szkodliwy jak te, które już znamy?

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum