Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bartoszewski wśród "młodych" ?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Nie Lut 10, 2008 11:55 pm    Temat postu: Bartoszewski wśród "młodych" ? Odpowiedz z cytatem

Bartoszewski wśród „młodych”?

Felieton · Radio Maryja · 2008-02-07 | www.michalkiewicz.pl



Szanowni Państwo!

W bajkach i legendach pojawia się niekiedy motyw cyrografu, w którym człowiek zapisuje duszę diabłu. Na podstawie tego zapisu diabeł wyświadcza mu rozmaite przysługi, zapewnia sławę i dobrobyt, ale na koniec przychodzi po zapłatę i wtedy zaczynają się problemy.

Ciekawa rzecz, ale z bardzo podobna sytuacją mamy do czynienia dzisiaj i to nie w żadnych bajkach, czy legendach, ale w jak najbardziej realnej polityce. Oto 5 lutego przybył do Warszawy specjalny wysłannik niemieckiej kanclerz Anieli Merkel, pan Bernd Neumann, który z Władysławem Bartoszewskim, uporczywie tytułowanym „profesorem”, przeprowadził rozmowy na temat tak zwanego „widocznego znaku”, jaki w niemieckiej stolicy ma upamiętniać tak zwane „wypędzenie”. Tym terminem określa się przesiedlenia ludności niemieckiej z Ziem Zachodnich i Północnych, przeprowadzone na podstawie decyzji czterech mocarstw, podjętych na powojennej konferencji w Poczdamie. Władysław Bartoszewski obiecał swemu niemieckiemu rozmówcy, że Polska zachowa „życzliwy dystans” do „widocznego znaku”.

Co oznacza ów „życzliwy dystans”? Ano – kilka spraw jednocześnie. Po pierwsze – że Niemcy zażądali od Władysława Bartoszewskiego spłacenia zobowiązań. Przez tyle lat faszerowali go nagrodami, z regularnością niemalże kwartalną, no a teraz, kiedy premier Tusk zrobił go pełnomocnikiem do stosunków z Niemcami, nadeszła pora złożenia dowodów wdzięczności. „Życzliwy dystans” jest właśnie takim dowodem.

Po drugie – „życzliwy dystans” oznacza, że Polska przyjmuje niemiecki punkt widzenia, iż powojenne przesiedlenia ludności niemieckiej były „aktem bezprawia” w stosunkach międzynarodowych. Że takie „bezprawie” nie może być utrzymywane w nieskończoność, a doznane z jego następstwie krzywdy muszą być naprawione. Przyjęcie tego punktu widzenia przez Polskę oznacza pośrednie uznanie niemieckich pretensji zarówno do majątkowych roszczeń prywatnych, jak i programu odwrócenia niekorzystnych dla Niemiec wskutków II wojny światowej.

Po trzecie – ponieważ rząd niemiecki nie ma żadnego pomysłu na „widoczny znak”, polska zgoda na „życzliwy dystans” może oznaczać akceptację projektu Centrum Przeciwko Wypędzeniom, forsowanego przez Eryke Steinbach. Krótko mówiąc, pod enigmatycznym określeniem „życzliwego dystansu” kryje się program bezwarunkowej kapitulacji Polski wobec niemieckiego programu rekonkwisty. Wygląda na to, że wdzięczność, do jakiej najwyraźniej poczuwa się wobec Niemiec Władysław Bartoszewski, może Polskę bardzo drogo kosztować już w niedalekiej przyszłości.

Wiąże się to w sposób oczywisty z planami pokątnej ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, na co Niemcy stanowczo nalegały jeszcze w słynnej Deklaracji Berlińskiej. Warto przypomnieć, że w grudniu 2006 roku Powiernictwo Pruskie skierowało do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu 22 pozwy przeciwko Polsce. Te pozwy – jak wszyscy nas zapewniali – miały być „niezwłocznie” odrzucone, jako „oczywiście bezpodstawne” – ale jakoś dotąd odrzucone nie zostały. Inna rzecz, że Trybunał żadnego z nich też nie rozpatrzył – jakby na coś czekał. Nietrudno się domyślić, że czeka na ratyfikację Traktatu Lizbońskiego. Wtedy – być może – zacznie pozwy Powiernictwa Pruskiego przeciwko Polsce rozpatrywać.

W takim razie oznaczałoby to, że stosunki własnościowe na Ziemiach Zachodnich i Północnych zostały poddane pod arbitraż międzynarodowy. I chociaż rząd niemiecki ostentacyjnie „odcina się” od Powiernictwa Pruskiego – byłoby to wielkie zwycięstwo niemieckiej dyplomacji. Jest prawie pewne, że w takiej sytuacji występowanie przeciwko Polsce z pozwami przybrałoby charakter masowy i w krótkim czasie doprowadziło do zmiany stosunków własnościowych na Ziemiach Zachodnich i Północnych, a konkretnie – do odzyskania tytułów własności położonych tam nieruchomości przez spadkobierców dawnych niemieckich właścicieli.

Taka sytuacja nie oznacza jeszcze zmiany przynależności państwowej tych obszarów, ale to dopiero pierwszy etap. W następnym etapie może pojawić się pomysł przeprowadzenia plebiscytu z udziałem właścicieli nieruchomości – do której stolicy wolą odprowadzać swoje podatki – czy do Warszawy, czy do Berlina. Bardzo możliwe, że głosujący w plebiscycie właściciele nieruchomości woleliby odprowadzać swoje podatki do Berlina. W takiej sytuacji jest oczywiste, że Berlin, pobierając z tego obszaru podatki, tym samym przyjąłby na siebie obowiązek zapewnienia tam zarówno ochrony wojskowej, jak i policyjnej oraz sądowej. I oto w ten pokojowy i jak najbardziej demokratyczny sposób, państwo niemieckie, przy pomocy wciągnięcia Polski do Unii Europejskiej, może zrealizować program rewizji skutków II wojny światowej.

Trzeba powiedzieć, że Władysław Bartoszewski, poczuwający się wobec Niemców do wdzięczności za tyloletnie regularne nagradzanie, jest wprost niezastąpiony w realizacji tego programu. Bardzo zatem możliwe, że mianowanie akurat jego pełnomocnikiem do spraw stosunków polsko-niemieckich przez premiera Donalda Tuska nie jest przypadkowe. Bo czyż w ogóle są przypadki – zwłaszcza w takich sprawach?

Wielu ludzi o pogodnym i ufnym usposobieniu może traktować te opinie jako fantasmagorie. Cóż można na to powiedzieć? Można przywołać przykład Serbii, który powinien być dla nas prawdziwym dzwonkiem alarmowym, bo pokazuje on, że Niemcy są państwem poważnym, które nigdy nie porzuca korzystnych dla niego programów politycznych.

Niemcy, bez względu na ustrój swego państwa, kiedy tylko miały swobodę ruchów w Europie, zawsze dążyły do likwidacji Serbii, którą uznawały, chyba słusznie, za enklawę wpływów rosyjskich w tej części Europy, którą uważają za własną. Ponieważ Serbia nie poddawała się tym zabiegom, Niemcy tym razem najwyraźniej postanowiły spacyfikować ją ostatecznie, z jednej strony doprowadzając do rozbioru tego państwa, a z drugiej – do jego obezwładnienia przy pomocy rozbudowanej agentury.

Polityka rozbioru Serbii realizowana jest m.in. przez forsowanie niepodległości Kosowa, które dla Serbii ma mniej więcej takie samo znaczenie, jak dla nas np. Wielkopolska. W wyborach prezydenckich, jakie odbyły się w Serbii w ostatnią niedzielę, zwycięstwo odniósł Borys Tadić, którego konkurentem był Tomisław Nikolić, przeciwny oderwaniu Kosowa od Serbii i z tego powodu krytykowany przez hunwejbinów politycznej poprawności za „nacjonalizm”. Okazało się, że Borys Tadić odniósł zwycięstwo m.in. dzięki temu, że „młodzi” zaczęli się „skrzykiwać” za pośrednictwem SMS-ów, których wysłano aż kilka milionów. Zupełnie tak samo, jak w Polsce, gdzie w październiku ub. roku „młodzi” też „skrzyknęli się”, wysyłając prawie 5 mln SMS-ów, dzięki czemu wygrała Platforma Obywatelska.

W czasie II wojny światowej Niemcy przerzucali do Anglii agentów werbowanych spośród „młodych”, którzy wcześniej studiowali w Anglii, albo długo tam mieszkali. Ci agenci znakomicie mówili po angielsku, znali angielskie obyczaje, mieli angielskie ubrania, a nawet kalesony. Wskutek niemieckiej pedantyczności wszyscy zostali jednak wyekwipowani w jednakowe – oczywiście też angielskie – nesesery. Kiedy więc brytyjski kontrwywiad schwytał pierwszego agenta z neseserem, to następni mogli się długo tłumaczyć i w angielskich kalesonach wędrowali do angielskiego więzienia.

Metoda wygrywania wyborów za pośrednictwem „młodych”, co to „skrzykują się” przy pomocy SMS-ów, powinna dać nam do myślenia tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, iż po raz pierwszy została przetestowana w Polsce, przy okazji żałoby po Janie Pawle II, kiedy to koordynację „skrzykiwania się” przejęła stacja telewizyjna TVN, nie bez powodu podejrzewana o ścisłe związki z tajnymi służbami.

Kiedy zatem usłyszymy wkrótce, że „młodzi” znów się „skrzykują”, żeby Sejm pokątnie ratyfikował Traktat Lizboński, a w pierwszym szeregu „młodych” staje Władysław Bartoszewski – to nie dajmy się zwariować.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum