Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wyborcy, media, elity, ordynacja i wybory

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Fizyk
Stały Bywalec Forum


Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 59

PostWysłany: Sob Maj 03, 2008 5:43 pm    Temat postu: Wyborcy, media, elity, ordynacja i wybory Odpowiedz z cytatem

GŁOS 19-20 (2006) s. 22-23

Materia i cel wyboru a narzędzia wybierania (z cyklu: Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia nowopropaganda medialna)



Wyborcy, media, elity, ordynacja i wybory



Mirosław Zabierowski



Odpowiadając na polemikę prof. Jerzego Przystawy autor zwraca uwagę na znaczenie kształtowanie elit (trzeba mieć z czego wybierać, aby dobrze wybierać) i na rolę mediów w tym procesie. Prof. Mirosław Zabierowski pyta, czy fatalny stan polskich elit politycznych i masy parlamentarzystów nie jest aby związany z faktycznym brakiem wolności mediów i konkluduje, ze żadna ordynacja nie rozwiąże zabagnionych polskich spraw, o ile nie zostaną rozwiązane kwestie kształtowania elit i świata mediów. Do tych elementarnych konkluzji wypada dołączyć dalsze wnioski: nikt przytomny nie twierdzi już dziś, że jakakolwiek ordynacja wyborcza sama przez się uzdrowi najpoważniejsze polskie choroby, ale też nikt nie twierdzi, ze sposób wyłaniania przedstawicielstwa narodowego jest obojętny dla najważniejszych polskich spraw. Red.


Na pytanie, zawarte w tytule Teresy Grabińskiej i mojego artykułu (1) „Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia nowopropaganda medialna” - w którym poruszyłem zagadnienie zaplecza eksperckiego parlamentarzystów - poczuł się zobowiązany odpowiedzieć Jerzy Przystawa. Jego zamieszczona w GŁOSIE wypowiedź (2) zawiera między innymi zdanie, w którym stwierdza on pustkę (3) w swych własnych słowach, że koncepcja Jednomandatowych Okręgów Wyborczych nie jest żadnym panaceum na zasadnicze bolączki (4). W każdym bądź razie sprawa wyłaniania najlepszej reprezentacji społeczeństwa do ciał ustawodawczych, jeśli ma być rozpoznana a nie deklarowana, nie może stać się przedmiotem publicystyki i źródłem dochodów dziennikarzy, lecz wymaga badań naukowych i całkowitej otwartości mediów.

Zgadzam się tedy z J. Przystawą w sprawie istnienia owej pustki. Nie ma sporu między nami, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że propagandowa publicystyka nie może być panaceum ani na kwestie wyborów ani związane z tym kwestie podatku, zysku, korzyści, miejsca Polski w świecie, gospodarki.

O roli mediów

Pomimo starań o zachowanie ścisłości, J. Przystawa nie zdołał zauważyć, że artykuł ”Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia nowopropaganda medialna” traktuje przede wszystkim o roli mediów w kreowaniu - bo przecież nie w kształceniu - elit politycznych. Dalej, popełnił, jak prawie wszyscy eksperci (5) w tym zakresie, błąd w identyfikacji - nieprawidłowo zidentyfikował treść podstawowego, naprawdę elementarnego zadania, jakie stoi przed każdym samorządzącym się (demokratycznym) społeczeństwem: kształcić elity polityczne, aby je właściwie wybierać.

W świetle „W odpowiedzi...” wyraźnie widać, że sprawy tylko pozornie są trywialne (6) i dają się ująć w języku potocznym, uwolnionym od precyzji typowej dla zaplecza eksperckiego. Nasz artykuł ”Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia nowopropaganda medialna” miał na celu ukazanie harmonii celów działania i narzędzi działania, przypomnienie prawidłowego rozłożenia akcentów. Jeszcze raz, z uprzejmości wobec zaplecza eksperckiego, dla większej dobitności, sformułuję to inaczej: trzeba mieć z czego wybierać, aby dobrze wybierać.

To nie koniec tego, co jest elementarne i co nie dotyczy wszystkiego, ale najważniejszego. Chcę odpowiedzieć jasno: w dobie komunikacji massmedialnej (7) ważna jest jakość i przekaz informacji między elitami politycznymi - kandydatami do wybrania i wyborcami. Te dwie kluczowe kwestie naszego artykułu J. Przystawy nie zainteresowały. Szkoda. Za to wyłożył znane tezy na temat wyższości JOW-ów, które - jak zawsze - argumentuje stwierdzeniami o dobrych wynikach takiej ordynacji w niektórych okresach w niektórych krajach i o fatalnym składzie polskiego Sejmu. Potwierdza to moją diagnozę trudności w identyfikacji relacji między materią i celem wyboru a narzędziami wybierania. Nie kwestionuję faktów, tylko to za mało, aby z całym przekonaniem głosić wyższość JOW-ów nad innymi typami ordynacji wyborczej oraz mówić o związku przyczynowo-skutkowym. To stanowczo za mało. I, nieprzyczynowo-skutkowo przewidując reakcję, temu staraliśmy się dać wyraz w artykule (”Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia nowopropaganda medialna”).

Sposób wybierania jest istotny. Zgoda. I co dalej...?

Z całą pewnością przytoczony przez J. Przystawę krótki fragment wypowiedzi Biskupów Polskich sprzed 100 lat wskazuje na znaczenie trybu wybierania (8) - przy przyjęciu, że jest z kogo wybierać, a następnie, że sposób wybierania nie jest raz na zawsze jeden i najlepszy; przeciwnie „należy pytać i badać, o ile do ich zdrowego rozwoju ustrój prawa wyborczego dopomaga albo też w uprawnionym rozwoju przeszkadza”. Kluczowe w tym fragmencie jest założenie, że wiadomo jak ma wyglądać ów „zdrowy rozwój (...) życia kościelnego, społecznego, narodowego i moralnego” oraz „kierunek wychowania publicznego”. A kto ma o tym najlepiej wiedzieć? Elity polityczne z zapleczem eksperckim. Mogą się różnić w ocenach, w poszczególnych celach, w doborze środków do osiągania tych celów, ale przede wszystkim muszą elity istnieć, mieć zdolność i możliwość analizowania, diagnozowania, projektowania w wypracowanym języku - innym niż potoczny.

Temu, jakie zadanie stoi przed społeczeństwem, aby dopracowało się ono prawdziwych elit politycznych i aby miało wiarygodną wiedzę o ich istnieniu i proweniencji był poświęcony nasz artykuł. I to jest sprawa poważna i podstawowa, aczkolwiek nie obejmuje wszystkiego, zresztą naprawdę tu nie trzeba poszukiwać panaceum na żadne wszystkie bolączki: wystarczy, że dostrzegamy sprawy podstawowe, zasadnicze, elementarne, nie wszystkie! Nie może być kwestia wyborów - jak w artykule J. Przystawy - przedmiotem nieścisłych wypowiedzi, które może nie tyle nadużywają języka, ile wskazują na trudności piętrzące się przed zapleczem eksperckim. Musi być ona przedmiotem z pewnością pokornych, ale i ścisłych, szczegółowych badań, które nie należą do materii słowa potocznego (9), publicystycznej lub medialnej. Nie chodzi tu o popisy ufności w czarowanie autorytetem i tzw. nagimi faktami, bo chodzi o przyszłość Narodu i państwa. Pożytecznie by więc było, gdyby Specjalista od ścisłego myślenia docenił wysiłek tworzenia takiego języka poza sferą wiedzy sformalizowanej. Mam nadzieję, że stara się o taki język, bardziej ścisły od stosowanego, bo inaczej musiałbym odnieść wrażenie, że J. Przystawa grozi badaniom analitycznym nad JOW-ami. Sam jest przekonany o tym, że to on dokonuje analizy ponad 17 lat kapitalizmu (1989-2006). Cel jest niewątpliwie świetlany, ale nie da rady tego zrobić, ponieważ brakuje mu - i nie tylko jemu - odpowiedniego ścisłego języka. Ja starałem się uściślić ten język w niskonakładowych profesjonalnych wydawnictwach: (Experientia, Fundamenty, Cosmo-Logos vol. 1-6., Archeus 2001-2006), nie zaś w wysokonakładowych, ponieważ pisma wysokonakładowe nie dbają o zadanie uściślania języka wypowiedzi na temat faktów, epizodów, technik, np. wybierania do parlamentu.

Innymi słowy, moim zdaniem, wypowiedzianym na podstawie równie żmudnych badań jak te, które dla uściślenia języka o zjawisku wyborów przeprowadził J. Przystawa, jest możliwy start od wyższego poziomu języka, tzn. trzeba by już zaczynać iść w górę, a nie dreptać w miejscu; i uznać jednak, że moje uściślenia są minimalne, podstawowe, a nie maksymalne, podobnie jak uściślenia T. Grabińskiej (10). Na poziomie operacyjnym proponowałem utworzyć interdyscyplinarny ośrodek badawczy, powołać program badań naukowych, w którym by JOW-y też znalazły swoje miejsce, ale z właściwą wagą i we właściwej perspektywie celów i środków.

Zgadzam się z J. Przystawą, że doszliśmy do takiego stadium, że nikt przy zdrowych zmysłach, nie tylko ten, kto - jak to podkreśla J. Przystawa - wyznaje naukę Kościoła, nie będzie twierdził, że sposób wybierania władzy ustawodawczej jest nieistotny, ale trzeba iść dalej i zauważyć, że rozwinęliśmy pewną aparaturę poznawczą (11). W artykule naszym zwróciliśmy uwagę w sposób systemowy, a nie wybiórczy, na - pierwotny w stosunku do techniki wybierania - stan elit politycznych.

O stanie elit i megacenzurze

To, że nie podaliśmy „żadnych zastrzeżeń czy uwag odnośnie obowiązującego u nas systemu wyborczego”, sprawia J. Przystawie zawód. Ano z tego powodu - jak twierdzę w naszym artykule - że same potoczne sądy, choćby znajdujące oparcie w pewnych faktach widzianych, czy przywoływanie przykładów z rzeczywistości politycznej innych państw (nie wiadomo na ile kompatybilnej z naszą), bez ścisłego zbadania nie wystarczają do przekonywującego twierdzenia o takiej lub innej ordynacji i nie jest to w istocie sprawa powszechnego referendum. Co najwyżej można powiedzieć, że należałoby tę sprawę badać, bo obowiązująca ordynacja nie wydaje się najlepsza. Ale czy sama technika wybierania, czy jej realizacja, czy jedno i drugie? I czy przypadkiem fatalny stan polskich elit politycznych i populacji parlamentarzystów nie jest związany z brakiem faktycznej (a nie deklarowanej) wolności mediów, ich odspołecznienia. Przecież prof. Przystawa wie dobrze, że dawną cenzurę zastąpiono megacenzurą, że jego pomysły z 1987/88 w ogóle nie zostały dopuszczone do głosu ani w 1989 roku, ani później. To czy były to pomysły dobre, to sprawa do dyskusji i uczciwych polemik. Rzecz w tym, że ich nie było.

W naukach technicznych (np. pod krzywa wieżą w Pizie) i w przyrodniczych (np. w szybko obracających się dyskach) można eksperymentować niejako spontanicznie, z marszu, tzn. bez wcześniejszych wypracowanych testów, a i tak dla bezpieczeństwa (i lepszej efektywności) wykonuje się najpierw modele materialne i symulacje. W dziedzinie społecznej i ekonomicznej występuje takie ryzyko spontanicznego eksperymentowania, że nikt odpowiedzialny nie podejmuje działania bez ekspertyzy. Wygląda raczej na to, że J. Przystawa skupił się na innych zadaniach uściślania czego innego - i sam nie za bardzo chce dokonać uściślania języka traktującego o materii i celach wyborów a narzędziach wybierania. Nie podejrzewam jednak, aby chciał widzieć tylko tyle, ile sam podał.

Tego żadna ordynacja sama nie rozwiąże

W rzetelnym artykule nie wypada przypisywać stronie, z którą się dyskutuje własnych wyobrażeń o jej sądach. Oto, J. Przystawa pisze, że „wygląda więc na to”, iż uważamy, „że z chwilą wprowadzenia JOW niedojrzałe społeczeństwo wybierze do Sejmu masę niezależnych, pozapartyjnych posłów, którzy bez ekspercko-doradczego zaplecza uczonych w żaden sposób nie poradzą sobie z nawą państwową”. Otóż jest wręcz przeciwnie: poradzą sobie, ale jak i czy oby sami z siebie? - bo założenie tej samoistności byłoby zaiste absurdalne. Raczej w stałej konsultacji, niekoniecznie jawnej, z jakimś „zapleczem ekspercko-doradczym”. Dobrze byłoby zatem, aby wyborcy wiedzieli, że ono zawsze jest, także w przypadku „niezależnych posłów”, i z kogo się ono składa.

Być może jest tak, jak twierdzi J. Przystawa, że „obecny system wyborów do Sejmu” jest „najpoważniejszą wadą ustrojową”, ale - jak uczył prawie 2500 lat temu Arystoteles w „Polityce” - modele ustrojowe nie są nadrzędne w stosunku do realiów społeczno-politycznych, a te w Polsce nie są rozpoznane (12); nie jest rozpoznany - że jeszcze raz się powołam (zresztą z inspiracji J. Przystawy) na stuletnie słowa Biskupów Polskich - „zdrowy rozwój (...) życia kościelnego, społecznego, narodowego i moralnego” oraz „kierunek wychowania publicznego”. Zdecydowanie większa część naszego dość obszernego, ale równocześnie zwartego, artykułu o tym traktowała! Nie ma takiej techniki wybierania, która by sama z siebie dawała rozwój zamiast likwidacji, zastąpiła budowę zaplecza eksperckiego i dawała perspektywy usunięcia błędów ekonomicznych, naprawiła media, które wymagają uspołecznienia, a więc wolności a nie kolejnej formy zniewolenia, które nazywa się wolnością.

Biskupi pisali w duchu arystotelesowskim, ale niekoniecznie trzeba być arystotelikiem, aby podzielać ich słuszny pogląd. Nie mogę jednak wciąż powtarzać, że można - nawet wielokrotnie czytać tekst i go nie rozumieć, jak w przypadku artykułu „Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia nowopropaganda medialna”. I nie jest to sytuacja specyficzna dla danego tekstu, lecz obiektywna: w ramach języka etnicznego (polskiego) występuje całe bogactwo języków (ze względu na różnorodność aparatur pojęciowych). Język polityki jest jednym z nich. Potoczna dosłowność jest zwodnicza, więc Arystoteles taki język stworzył, w tym sensie spolszczył, podobnie jak język polityki spolszczył Jan Paweł II, co zresztą rzadko kto zauważa.
MIROSŁAW
ZABIEROWSKI
Tytuł i opr. - red.

(1) T. Grabińska, M. Zabierowski, „Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia nowopropaganda medialna”, GŁOS nr 51-52 (2005) s. 20-21
(2) J. Przystawa, „W odpowiedzi na: ‘Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaka rolę spełnia nowopropaganda medialna’ - Zaplecze eksperckie a ordynacja wyborcza”, GŁOS nr 3-4 (2006) ?
(3) Idzie o pustość meritum. Celem przypisów jest uniknięcie wątpliwości, niejednoznaczności. Moja odpowiedź nie ma absolutnie żadnych odniesień osobistych, ani psychologicznych do prof. Przystawy, którego zadaniem, na mocy wybranej przez niego konwencji, niewątpliwie mało poetyckiej, jest dbać o ścisłość wypowiedzi. Pustka może działać, o czym pisałem w Pec. Man 2000
(4) W świetle wkładu od moich rozważań, w wyrażeniu „panaceum na wszystkie bolączki” na pewno nie chodzi o literalnie wszystkie bolączki, ale o zasadnicze, a nawet wyłącznie podstawowe bolączki. W wielu miejscach J. Przystawa nadużywa frazy „związek przyczynowo-skutkowy”, co zaplecze eksperckie na pewno potrafiłoby wykazać.
(5) Pokazuje to złożoność problemu i potrzebę uściślania języka. Można powiedzieć, że Arystoteles spolszczył język polityki, a w jakim sensie używam tu terminu „spolszczył” okaże się w ostatnim zdaniu niniejszego artykułu.
(6) Trzeba je uściślać, tak jak się uściśla pojęcia i wyobrażenia w naukach ścisłych, rozwijać w rzeczowy, naukowy sposób, bez żadnej propagandy.
(7) Jej doskonałą postacią była wolna prasa monitoringu załogowego dekady lat 80-tych i 16-stu miesięcy Solidarności.
(8) Pomijam, że nie ma w tym nic specjalnie nowego w porównaniu z analizami starożytnych nad efektywnymi sposobami wybierania ciał przedstawicielskich.
(9) Podobnie jak np. sprawa podatków i ich wpływu na koniunkturę.
(10) Prof. Przystawa sparował mnie trochę tak jak redaktorzy Nuovo Cimento. Wysłałem artykuł, że fizycy pomylili się w swoich obliczeniach bynajmniej nie w granicach błędu 15% jak twierdzą, ale dużo więcej niż sto. Podobny w tym czasie artykuł nadszedł od T. Grabińskiej, a redakcja spowodowała wydanie jednego, obawiając się, że są i tak zbyt rewolucyjne. Pomijam, że przez parę lat proponowali zredukować błąd z tysiąca na 40%, a potem na sto, aż wreszcie przeprosił prof. Pierro Caldirola i poparł nasze obliczenia prof. Nico Dallaporta. Po wielu latach ten wynik przypisuje się fizykom amerykańskim.
(11) Nie pierwszy zresztą raz; np. nie zauważył wyników w: „Ile dobra ma ideologia współczesnej gospodarki”, Pec. Man., 2000; Res Humanae 8, 2000; Cyb. Syst. Mod. Biol., 2000.
(12) Por. T. Grabińska, „Adresowane do polskich elit naukowych i politycznych”, Przegląd Uniwersytecki nr 7 (2002) s. 33-34, Wrocław. Apelem zainteresował się właśnie prof. J. Przystawa.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Fizyk
Stały Bywalec Forum


Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 59

PostWysłany: Sob Maj 03, 2008 5:48 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

GŁOS 51/52 (2005/2006) s. 20-21



Czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo, czyli jaką rolę spełnia


Nowopropaganda medialna

Teresa Grabińska i Mirosław Zabierowski





W związku z postawionym pytaniem - czy zmiana ordynacji wyborczej uzdrowi państwo? - sygnalizujemy potrzebę podejścia analitycznego i odpowiedzenia na przynajmniej dwanaście pytań, bardziej fundamentalnych.

Nasza krytyka eksponowania technik wyborczych i pomijania merytorycznej dyskusji celów i środków wdrażania tych technik nie dotyczy tylko państwa polskiego. Jest nasza krytyka także głosem przeciw massmedialnemu urabianiu opinii publicznej, jest głosem przeciwko nowopropagandzie. Akcja propagandowa za zmianą ordynacji wyborczej jest tylko przejawem tego zjawiska, przyjrzenie się zaś podstawom tej zmiany odkrywa jej proweniencję, przede wszystkim socjotechniczną.

Gdy się dokonuje wyboru, to nadzwyczaj jest ważne, jakie się przyjmie kryteria wyboru i jak te kryteria są związane z celem, który ma zostać osiągnięty w wyniku wyboru. W rozważanym przypadku celem wyboru ma być realizacja jednej z największych wartości demokracji, a mianowicie - jak najlepsze przedstawicielstwo społeczeństwa, posiadające władzę ustawodawczą, czyli parlament. Pomijając zasadniczy problem realności tego celu w ustroju demokratycznym, co dokładnie rozważył Arystoteles w „Polityce”, idzie w wyborach o wyłonienie elity politycznej, która w najlepszym swoim gatunku ma reprezentować wyborców. Powstają więc następujące pytania:

Nr 1: Jakie cechy powinna mieć współczesna polska elita reprezentująca społeczeństwo?
Parlamentarzysta powinien legitymować się tak wszechstronnym wykształceniem, jak i umiejętnością korzystania z niego w tworzeniu i rozpoznawaniu projektów stanowionego prawa. To jednak nie wystarczy. Powinno go cechować poświęcenie i gotowość na różnego rodzaju ofiary w związku z kultywowanymi wartościami etycznymi i życia społecznego. Współczesny kult jednostkowego sukcesu, materialnego zysku i kariery jest sprzeczny z tym ideałem. Ponadto, skoro polityka jest też grą, to i w tym zakresie (metodologicznym) idealny parlamentarzysta powinien być biegły, zachowując równocześnie wartości, którym służy.

Po r. 1989 wybory parlamentarne odbywały się parokrotnie. Przez sejm i senat przewinęło się dobrze ponad tysiąc osób wybranych. Czy nie należałoby podjąć badań nad rolą poszczególnych osób, jaką faktycznie spełniały w parlamencie i nad ich dalszymi losami? Czy posłowie i senatorowie, którzy zasiadają w ławach przez kilka kadencji, są rzeczywiście wzorami owych idealnych parlamentarzystów? Jeśli tak, to łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie Nr 1. Jeśli zaś nie, to należałoby dokładnie zbadać anomalie i dopiero wtedy zastanawiać się nad sposobem wyłaniania reprezentacji społeczeństwa.

Nr 2: Jakie grupy społeczne są zdolne wyłonić idealną elitę?

Środowiska rzetelnie zaangażowane w kształtowanie życia gospodarczego, społecznego, intelektualnego i kulturalnego są zdolne wyłonić kandydatów na idealnych parlamentarzystów. Kłopot w tym, że w szesnastoleciu transformacji takie środowiska nie powstały. Nawet w skali lokalnej i w środowiskach patriotycznych popularne jest myślenie w kategoriach liberalistycznych i darwinowskich.

Jaki jest w związku z tym zasięg świadomości obywatelskiej? I kto ją ma kształtować? Przekaz massmedialny wymusza określone postawy wyborców, wymusza słowem, obrazem, gestem, działaniem na sferę podświadomości i sferę instynktowną. Robi to rutynowo i skutecznie. Skoro tak, to realizuje jakiś ważny cel. Czyj i jaki cel? Prywatne massmedia mogą realizować cele właścicieli lub cele tych, którzy właścicieli wynajęli, ale media publiczne powinny realizować cel społeczny i do tego są powołane. A nie realizują. Należy zapytać o przyczynę tej patologii mediów publicznych i zastosować terapię, bo inaczej pytanie Nr 2 pozostanie na zawsze retoryczne.

Jeśli udałoby się dać konstruktywną odpowiedź na pytanie o tożsamość i legitymację społeczną elity politycznej, to powstają pytania kolejne:

Nr 3: Czy społeczeństwo w swojej wyborczej masie dysponuje zdolnością rozpoznawania elit i czy w ogóle rozumie wagę elitarności klasy politycznej?

Wobec powszedniego oddziaływania massmediów oraz fałszywie przedstawianych celów i sposobów funkcjonowania demokracji, szczególnie jeśli chodzi o tzw. równość i powszechny dostęp do władzy, społeczeństwo nie odczuwa potrzeby wyłaniania elit, przy czym elitarność nie wiąże się tu z wyróżnieniem ze względu na majątek czy funkcję, lecz z mądrością i gotowością służenia wartościom etycznym i społecznym. Tę potrzebę należy stworzyć. Dodatkowo, objawy upokarzania i skutki propagowania likwidacji bazy gospodarczej spowodowały zniszczenie poczucia własnej i narodowej wartości, pokorne przyjęcie narzuconej roli służenia innym swoim potencjałem intelektualnym i biologicznym.

Polska myśl polityczna, a także polska tradycja polityczna, mają wiele blasków. Zadaniem historyków, filozofów i socjologów powinno być przybliżanie tej myśli i tradycji Polakom i propagowanie jej za granicą, właściwe usytuowanie jej w dorobku ludzkości, ukazanie zarówno jej odrębności, jak i powinowactwa z dorobkiem innych narodów. Jest ta myśl i tradycja autentyczna. Nie trzeba jej naciągać, aby wzmocnić tożsamość społeczną i obywatelską Polaków. Massmedia temu w dużym stopniu powinny służyć. A służą prawie wyłącznie obrzydzaniu spuścizny narodowej (a także tzw. charakteru narodowego), poczynając od interpretacji bitew pierwszych Piastów, a kończąc na dorobku dziesiątków milionów ludzi (dorobku - bez ideologizowania), którzy własną pracą odbudowali i uprzemysłowili kraj po II wojnie światowej. Zwłaszcza ten ostatni dorobek w świetle massmediów (i to także tych, które zapewniają o swoich patriotycznych celach) ma być nic nie warty. Toteż wolno go niszczyć i wyprzedawać, i mimo upływu szesnastu lat jeszcze jest co niszczyć i wyprzedawać. Społeczeństwo bez dorobku i tradycji zwykło odczuwać, że nie zasługuje na własne elity.

Nr 4: W jaki sposób formować wyczucie polityczne przeciętnego wyborcy, skoro na co dzień jego obraz świata jest najczęściej kształtowany przez propagandę massmedialną, która - jak sama jej nazwa sugeruje - nic wspólnego z elitarnością nie ma?

Należałoby najpierw przekonać społeczeństwo do wyłaniania autentycznych elit. Do tego niezbędne są autorytety, które współcześnie zostały sprowadzone do skrajnie karykaturalnej postaci idoli massmedialnych. Z kolei rywalizacja z massmediami o autorytety z góry skazana jest na niepowodzenie i to nie tylko z tego powodu, że nie ma niezależnych mediów, lecz z tego, iż upowszechniany obrazkowy przekaz informacji uniemożliwia przedstawienie treści, uzasadnienie wartości, analizę postaw itp.

Nie tylko przeciętnemu obywatelowi wtłacza się massmedialne karykatury autorytetów. Także w środowiskach twórczych, wobec relatywizacji wartości estetycznych i etycznych, szerzy się dekadencja i moda na bożyszcze jednej książki, instalacji, spektaklu - im bardziej ohydnych i destrukcyjnych, tym bardziej godnych uznania. Wszystkie te inicjatywy podobno-artystyczne kosztują. Kto na nie łoży? Na szczęście są inicjatywy autentycznie twórcze, ale nie one należą do ulubieńców massmediów.

Poza dyscyplinami naukowymi, w których osiągnięcie jest w jakiś sposób bezpośrednio wymierne, w humanistyce szerzy się walka o ideologię przekazu, walka z niezależnością myśli i metody. Podobnie jak w czasach hitleryzmu i stalinizmu, zaczyna funkcjonować aeropag nadający koncesję na uczoność. Wolna myśl naukowa coraz częściej jest skazana na błąkanie się na skraju rzeczywistości grantów i punktowanych publikacji - paradoksalnie - teraz często bardziej jest na to skazana, niż „w komunie” lat 70. i 80. Gdzie więc hodować prawdziwe elity?

Nr 5: Czy zanim będzie się wymagać dojrzałości politycznej i społecznej od wyborców, nie należałoby wcześniej zadbać o ich edukację etyczną i światopoglądową?

Edukacja społeczna, światopoglądowa i patriotyczna jest niezbędna. Ma w Polsce silną ideową bazę etyki katolickiej i nauki społecznej Kościoła. Chociaż encykliki Jana Pawła II, wywodzące się przecież z polskiego nurtu katolicyzmu, nie są znane w Polsce (choć nie tylko tu), nie są przedmiotem nauczania, propagowania czy analiz, to w polskiej tradycji kulturalnej i światopoglądowej są silnie zakorzenione i dopóki ta tradycja jeszcze żyje, w każdej chwili można podjąć edukację w jej łonie (realizowaną jeszcze do 89 r.).

Nauczanie papieskie kierowane jest do wiernych. Powinno być w związku z tym tłumaczone przez księży na kazaniu, na lekcjach religii, przy wielu innych okazjach katechizowania. Nie jest ono jednak chlebem powszednim polskiego Kościoła. Świeccy, którzy usiłują się zajmować analizą czy propagowaniem spuścizny papieskiej, nie znajdują uznania. Czują się poniekąd intruzami, chociaż są prawdziwymi adresatami tego nauczania i mają prawo, a nawet obowiązek artykułować to, co z niego pojęli. W kołach tzw. inteligencji można odnieść wrażenie, że przyznawanie się do więzi duchowej czy intelektualnej z przesłaniem papieskim to wystarczający powód do eliminowania z tzw. dobrego towarzystwa. Niektórzy „mędrcy” z powagą deklamują: „nowy papież to intelektualista”. Dają do zrozumienia, że poprzedni to nie? To jest druga, ta ciemniejsza strona powszechnego entuzjazmu dla Jana Pawła II za jego życia i po śmierci.

I nie chodzi tu o jakąś zaściankowość w skupieniu się na Janopawłowym nauczaniu, nie chodzi o faworyzowanie katolickiej kultury, i to jeszcze w wydaniu polskim, nazywanym przez niechętnych - „ludowym”. Jest to nauczanie ze wszech miar uniwersalne i jest jasne, choć podbudowane - z jednej strony - wiarą wielkiej próby, z drugiej zaś przede wszystkim filozoficznym filarem personalizmu. Jest więc ogromna perspektywa dyskusji, właśnie intelektualnej, dla tych, których ono de nomine nie obowiązuje. Na tę dyskusję jest ono otwarte.

Nr 6: Czy istnieją instytucje lub inicjatywy edukacyjne, które są przygotowane do zadania kształtowania zmysłu społecznego i patriotycznego, nie tylko młodzieży?

Potrzebne są nowe organizacje i instytucje formujące postawy młodzieży i nowego pokolenia lat 90. Działające harcerstwo i nieliczne grupy nawiązujące do papieskich encyklik mają za małe oddziaływanie. Praca organizacyjna i funkcjonowanie instytucji wymaga niemałych funduszy, których kreowanie powinno być jednym z zadań rodzimej przedsiębiorczości, Polonii, Kościoła. Gdy się śledzi powstawanie i rozwój większości inicjatyw mających na celu kultywowanie nauczania papieskiego, to zbyt często odnosi się wrażenie, że służą one raczej marginalizacji, formalizacji i trywializacji papieskiego przesłania.

Nawet jednak, gdy założymy, że istnieje wystarczająco prężna elita zdolna do sprawowania władzy, i tak trzeba odpowiedzieć na następne pytania:

Nr 7: Jakiego rodzaju autorytety miałyby skutecznie zasygnalizować społeczeństwu istnienie właściwej elity politycznej?

Wobec podniesionej wyżej trudności skutecznego propagowania autorytetów przez massmedia pozostaje działanie u podstaw, tzn. zespalanie społeczności do konkretnych działań przedsiębiorczych w zakresie gospodarczym, edukacyjnym, badawczym, kulturalnym. Wspólne działanie, pożyteczne społecznie, powinno doprowadzić do odzyskania podmiotowości, a co za tym idzie - do naturalnej potrzeby autentycznych autorytetów, tworzenia uspołecznionych mediów, wyłaniania reprezentacji elitarnej.

Warto zapytać, kto miałby te działania organiczne u podstaw zainicjować. Jaka grupa społeczna jest przygotowana do tego? Koncesjonowani intelektualiści? Na pewno nie, bo oni najpóźniej opuszczą nisze swojej pychy. Ale bez intelektualnej podbudowy takie działania się nie obejdą, trzeba więc skupiać intelektualistów niezależnych. Są tacy jeszcze na uniwersytetach i poza nimi. Trzeba ufać w powołanie Kościoła, które powinno się sprawdzić na tej niwie, choć niedobre doświadczenia z ostatnich kilkunastu lat osłabiły zaufanie. Trzeba odwołać się w końcu do zamożniejszych Polaków w kraju i za granicą, niezależnych materialnie, aby przejęli mecenat na tę inicjatywę podnoszenia kultury politycznej Polaków i uświadomienia, że kilkanaście lat przebywania w „nowym świecie” nie oznacza, że w lepszym i że sama zamiana systemu nic dobrego nie daje, że to Oni muszą tej zmianie nadać własny twórczy kształt.

Nr 8: Czy kreowanie tzw. autorytetów przez „sponsorowane massmedia” pozwoli „prawdziwym autorytetom” mieć pozytywny wpływ na wyborców?
Walka o autorytety nie jest pozorna. Jest w istocie walką o wartości i cele rozwoju społecznego. Dopóki nie wykształcą się nowe możliwości tworzenia elit, musi trwać praca u podstaw budowania bazy ekonomicznej i kulturalnej społeczeństwa. W walce o autorytety, która idzie przez pracę u podstaw, naturalne jest nawiązanie do społecznego monitoringu procesów gospodarczych i organizacyjnych (społecznej partycypacji), jak to miało miejsce w latach 80., i porzucenie przymusu, płynącego od aparatu instytucjonalnego, właścicielstwa czy sponsorstwa.

Jawnie lub tajnie sponsorowane massmedia mają na celu prezentację takiej elity, jaka jest wygodna sponsorom, służy ich celom. Już sam sposób kształcenia dziennikarzy ma z nich uczynić sprawne automaty do zbierania i przekazywania informacji. Nie przypadkowo istnieją dwa słowa, które w swojej strukturze sugerują przeciwstawność: informacja i formacja. Gdyby ktoś domagał się od mediów formacji społeczeństwa według wartości, to okrzyczany zostałby wrogiem społeczeństwa wolnego i otwartego, które wszak ma prawo do tzw. obiektywnej informacji. Równocześnie prawie nikt się nie buntuje, gdy poprzez starannie przygotowane szablony przekazuje się informację, właśnie dla deformacji społeczeństwa, do pozbawienia go tożsamości, do osłabienia więzów międzyludzkich i zobowiązań wobec tradycji i kultury.

Na początku wskazaliśmy na to, że kryteria wyboru muszą być sprzężone z celem wyboru. W koncepcji jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) wyborca ma znać kandydata i mieć dobrą opinię o jego morale, działalności społecznej i organizacyjnej. Ponieważ z wyjątkiem małych społeczności, takich jak gmina czy grupa zawodowa, trudno jest, aby wyborca sam z pełną świadomością wybierał, powstają następujące kwestie:

Nr 9: W jaki sposób kształtować opinię wyborcy o kandydacie, aby wyłonić właściwe przedstawicielstwo?
Ponieważ złożone techniki psycho-społecznego oddziaływania przez massmedia są znakomicie opanowane i stosowane z nadzwyczajnymi rezultatami, to bezpośrednie konkurowanie z nimi nie rokuje zbyt dobrze. Tylko konsekwentna edukacja, poparta pozytywnymi wynikami działań gospodarczych jest w stanie wyrobić właściwą ocenę ideologii propagowanej przez sponsorowane massmedia i stworzyć nową rzeczywistość medialną. Ostatecznie jednak poszczególny wyborca zawsze będzie szukał poparcia swoich decyzji głosowania w grupie, stowarzyszeniu, partii. Organizowanie się społeczeństwa w realizacji konkretnych celów pozwoli wyłonić takie grupy. Pozostaje wszakże do określenia źródło inicjatywy takich grup i sprawa przywództwa, związana z wyłanianiem elit.

Nr 10: Co ma gwarantować wyborcy słuszność jego wyboru?

Wyborca, jak każdy człowiek, czuje swój związek z jakąś wspólnotą. Wybierając swego przedstawiciela także kieruje się oceną jego społecznego zaplecza. Z tego powodu partyjność stwarza naturalne (choć często ułudne) poczucie zabezpieczenia skuteczności własnego wyboru, a także gwarancję partyjnej kontroli działania parlamentarzysty. Oderwanie kandydata od zaplecza społecznego jest powszechnie odbierane raczej jako słabość niż jako siła, również wtedy, gdy głosi słuszne hasła wyborcze.

Przyjmijmy, że reprezentacja społeczeństwa została w odpowiedniej proporcji wyłoniona prawidłowo. Wobec tego, że praca parlamentarzysty jest nadzwyczaj odpowiedzialna i czasochłonna, pozostaje odpowiedzieć na jeszcze dwa pytania:

Nr 11: Jak ma wyglądać zaplecze ekspercko-doradcze niezależnego (pozapartyjnego) parlamentarzysty?
Autentycznie rozumiana praca parlamentarzysty wymaga wielu niezwykłych umiejętności i pochłania w zasadzie cały dany czas i środki materialne. Bez odpowiedniego zaplecza ekspertów i doradców parlamentarzysta nie jest w ogóle w stanie mądrze i skutecznie działać. Bez zaplecza epistemicznego (poznawczego) i diagnostycznego nie ma mowy o skuteczności tzw. niezależnej czy alternatywnej polityki. Partie (zwłaszcza duże) mają w tym względzie niekwestionowaną przewagę.

Budowanie niezależnego zaplecza badawczego jest konieczne przez te wszystkie grupy, które chcą uczestniczyć w rządzeniu. W Polsce istnieje pewne zaplecze badawcze w uczelniach państwowych i w bardzo nielicznych uczelniach publicznych. Tzw. instytuty resortowe, służące badaniami poszczególnym ministerstwom już prawie nie funkcjonują. Powstała pewna ilość instytutów finansowanych z pieniędzy zagranicznych, a więc służących zamawiającym badania. Dopiero od niedawna powstała w Polsce możliwość tworzenia instytutów badawczych finansowanych ze źródeł prywatnych, korporacyjnych i samorządowych, i dofinansowanych przez państwo. Ten typ instytucji badawczych mógłby dobrze służyć jako zaplecze merytoryczne dla niezależnych parlamentarzystów i równocześnie jako środowisko rozwijania autentycznych elit.

Nr 12: Co jest koniecznie potrzebne, aby tworzyć ekspercko-doradczą bazę dla niezależnego parlamentarzysty?
Zaplecze doradców i ekspertów parlamentarzysty wymaga bazy naukowo-badawczej i doskonałej organizacji. To zaś w większej skali nie jest możliwe bez znacznych funduszy, które powinny być wypracowane przez te grupy, które kandydat ma reprezentować. Sytuacja jest tym trudniejsza, że światowy lobbing różnych grup interesów jest finansowo i organizacyjnie zaangażowany w tworzenie zaplecza ekspercko-doradczego, często instrumentalnego, odpowiednich partii, realizujących owe interesy przez swoich parlamentarzystów. Tworzenie ośrodków edukacyjnych (na każdym poziomie) i instytutów naukowo-badawczych jest więc konieczne, choćby się to wydawało niektórym na pierwszy rzut oka - kuriozalne. Poszukiwanie w światowym lobbingu grup zbliżonych ideowo i pod względem celów polityczno-społecznych jest także nie do uniknięcia wobec procesów globalizacyjnych i powstawania parlamentów ponadpaństwowych.

* * *

Lista sformułowanych dwunastu pytań nie wyczerpuje w żadnym razie problemów, które najpierw trzeba rozwiązać, aby odpowiedzialnie propagować ideę zmiany ordynacji wyborczej jako panaceum na patologię polityczną, gospodarczą i społeczną.

Na propagatorów ordynacji typu JOW spoczywa szczególna odpowiedzialność uczciwej odpowiedzi na dwa ostatnie pytania, które się przekładają w bardziej potocznym języku na pytanie o to, kto w sposób stały i rzetelny będzie czuwał nad tym, jak parlamentarzysta ma oceniać projekty ustaw, sam te projekty przygotowywać, wprowadzać poprawki. To jest ogromna praca, absolutnie nie dla jednej osoby.

Parlamentarzysta wybrany w trybie JOW, nawet jeśli jest najuczciwszym, najmądrzejszym i najofiarniejszym przedstawicielem danej społeczności musi mieć stałą pomoc ekspercką w rozpoznawaniu treści, celów i konsekwencji uchwalanych ustaw, dotyczących przecież wszystkich możliwych sfer życia społecznego, gospodarczego i politycznego.

Jeśli propagatorzy JOW pomijają ten problem, to fundują społeczeństwu jeszcze jedną utopię.

Ideowa podstawa tego artykułu znajduje się np. w:
T. Grabińska, „Liberalny kapitalizm i marksistowski kolektywizm a błąd antropologiczny materializmu”, Zeszyt Naukowy Wydz. Ekonomii i Zarządzania WSJOE 3 (2000) 131-148; „Adresowane do polskich elit intelektualnych i politycznych”, Przegląd Uniwersytecki 7 (2002) 33-34; „O potrzebie wartości etycznych bogacenia się”, Quaestiones I (2002) 77-83; „Etyczny kontekst analizy pojęcia ‘przedsiębiorczość’”, Archeus 4 (2003) 141-177; „Autonomiczność jednostki a samorządność wspólnoty”, Obywatel Ziemi Chrzanowskiej 2 (2003) 7,12;
T. Grabińska, M. Zabierowski, „Aksjologiczny krąg solidarności. Rekonstrukcja uniwersalizmu solidarnościowego i jego uzasadnienie w nauce społecznej Jana Pawła II”, Wrocław 1998
T. Grabińska, A. Ziółkowska, „O moralnych problemach kapitalizmu”, Roczniki Naukowe PWSZ IV (2003), 101-117;
S. Kazimir, „Jadwiżanizm a kopernikanizm”, ibidem, 91-100
M. Zabierowski, „Wszechświat i kopernikanizm”, Wrocław 1997; „Ile dobra ma najlepsza współczesna ideologia dobrej gospodarki?”, Res Humanae 8P (2000) 137-181; „Heurystyka samorządności - dwuklasowa identyfikacja samorządności, wielkokorelatywność i lokalizm samorządności”, Obywatel Ziemi Chrzanowskiej 2 (2003) 11-12; „Czy ‘Wielka’ Transformacja jest kopernikańska?”, w: „Wyzwania pedagogiczne i edukacyjne współczesnych przeobrażeń”, red. R. Czyżewski i B. Drozdowicz, Słupsk 2004, 186-194, a także Fundamenty nr 1.

Por. też artykuł w: „Kongres Polski Suwerennej”, t. 1, red. J. Wysocki, Wrocław 2004, s. 125-130.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Esse Quam Videri
Weteran Forum


Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 756
Skąd: Tczew

PostWysłany: Wto Maj 06, 2008 10:03 am    Temat postu: W kółko to samo! Odpowiedz z cytatem

W kółko to samo!

Daje się dostrzec znamienna cykliczność w sprawowaniu władzy rządowej w Polsce Transformowanej: "Etos", "Patos" i "K***s".

"Etos" = partie o rodowodzie po-Sierpniowym w odmianie nowoczesnej,
"Patos" = partie o rodowodzie po-Sierpniowym w odmianie tradycjonalistycznej,
"K***s" (wymawia się: "Towarzysz Szmaciak", aby niczyich uszu nie urazić!...) = partie o rodowodzie PRL-owskim.

I tak kolejno:

* "Etos" (rząd Mazowieckiego, UD),
* "Etos" + "Patos" (rząd Bieleckiego, KL-D + PC),
* "Patos" (rząd Olszewskiego, PC + ZCh-N),
* "Etos" + "Patos" (rząd Suchockiej, UD/UW + ZCh-N),
* "K***s" (rządy Pawlaka, Oleksego i Cimoszewicza w l. 1993-97; SLD + PSL + UP),
* "Patos" + "Etos" (rząd Buzka w l. 1997-2001; AWS + UW, potem tylko AWS),
* "K***s" (rządy Millera i Belki w l. 2001-05; SLD + PSL + UP, potem bez PSL),
* "Patos" (rządy Marcinkiewicza i Kaczyńskiego w l. 2005-07; PiS i LPR),
* "Etos" + "K***s" (rząd Tuska w l. 2007-??; PO + PSL).

Obawiam się, że następną ekipę znowu samodzielnie utworzy "Towarzysz Szmaciak". Po jego stronie szyldy partyjne znacznie rzadziej zmieniają nazwy (prawdopodobnie dzięki korzystniejszej sytuacji materialnej środowisk b. PZPR i b. ZSL, używających tych szyldów).

Machina przy dotychczasowej ordynacji (we wszystkich jej odmianach od 1989 r. począwszy!) sprzyja obracaniu się sceny politycznej wciąż w tym samym kieracie. Trudno jest stworzyć nową partię i rychło potem wygrać wybory. (Z potężnym poparciem to może się udać...) Ale jeszcze trudniej jest zrobić TO SAMO (= stworzyć nową partię i rychło potem wygrać wybory) + SKUTECZNE ZAPEWNIĆ, ŻE TA NOWA PARTIA BĘDZIE NAPRAWDĘ NOWA I SPOWODUJE RZECZYWISTY PRZEŁOM (nie tylko w ordynacjach wyborczych, ale znacznie szerzej!).

Pomysł JOW daje znacznie większą szansę, chociaż gwarancji NIE daje (bo jej NIC nie daje!). Dlatego ordynacja większościowa jest tak mocno krytykowana przez jednych (zwłaszcza jednak przez tych o rodowodzie PZPR-owskim...), a hasło JOW instrumentalnie traktowane przez innych (np. przez PO).

_________________
facet wyznaj?cy dewiz? Karoliny Pó?nocnej: Esse Quam Videri
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum