Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wojciech Giełżyński o swojej pracy dla służb specjalnych

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Czw Gru 07, 2006 5:28 pm    Temat postu: Wojciech Giełżyński o swojej pracy dla służb specjalnych Odpowiedz z cytatem

http://www.polskieradio.pl/media/artykul.aspx?id=204

Jest się czego wstydzić


Wojciech Giełżyński opowiedział w Programie I Polskiego Radia o swoich związkach ze służbami specjalnymi PRL.

Jakub Urlich: Czwartkowa "Misja Specjalna" w Programie 1 Telewizji Polskiej podała kilka nazwisk dziennikarzy, którzy według akt PRL-owskich służb specjalnych byli tajnymi współpracownikami SB bądź wywiadu wojskowego. Wymieniono nazwiska: Krzysztofa Teodora Toeplitza, Ireny Dziedzic, Daniela Passenta, Andrzeja Drawicza, Andrzeja Nierychły, Wojciecha Giełżyńskiego. Część tych nazwisk była już wymieniana wcześniej w mediach w tym kontekście, tak jak nazwisko Wojciecha Giełżyńskiego, który jest teraz moim gościem. Dzień dobry.

Wojciech Giełżyński: Dzień dobry państwu.

J.U.: Pan już wcześniej mówił o swoich, powiedzmy, doświadczeniach ze służbami specjalnymi.

W.G.: Tak, mniej więcej dwa albo trzy miesiące temu pani Gargas w "Ozonie" jeszcze, może to było cztery miesiące temu, napisała dość rzeczowo i dość rzetelnie o moim krótkim, ale wstydliwym epizodzie życia. Później "Newsweek" przedrukował fragment, dając kompromitujący zupełnie podpis do zdjęcia mojego, że wedle tego podpisu zerwałem współpracę po ogłoszeniu stanu wojennego. Ja zerwałem współpracę w 1964 roku, czyli siedemnaście lat wcześniej, wszelką współpracę.

J.U.: Ale jednak wcześniej, przed tym 1964 rokiem, przez siedem lat współpracował pan.

W.G.: Od 1957 roku od maja do 1963 albo 1964, dokładnie tego nie mogę określić, w każdym razie rzeczywiście wykonywałem pewne usługi, nazwijmy to, dla KW, to znaczy kontrwywiadu, nie wiem, czy to był wojskowy, czy on nie był wojskowy, bo były dwa kontrwywiady, wtedy nawet o tym nie wiedziałem. Bo wiadomo było, że można SB odmówić, ale kontrwywiadowi się nie odmawia, zwłaszcza że mieli mocny szantaż na mnie. Ja wtedy byłem początkującym reporterem, ale już dosyć znanym, w "Dookoła Świata", zaczynałem jeździć po świecie. A miałem w swoim życiorysie taki fragment, szczegół ważny, że jako 16-17-letni chłopak pisałem dużo w "Gazecie Ludowej", w piśmie Mikołajczyka, opozycji mikołajczykowskiej i to o polityce zagranicznej, między innymi o wielkim dyktatorze Chin Czang Kaj-szeku taki tekst napisałem. Krótko mówiąc debiutowałem w piśmie, które uchodziło za agenturę imperializmu amerykańskiego, PSL, Mikołajczyk. Wtedy nie było to tak jak później przyjemnie, bo ginęli ludzie z PSL, po prostu zabito. To były ciężkie bardzo czasy.

J.U.: Ale to był rzeczywiście powód do szantażu, że pan publikował w tej gazecie?

W.G.: Tak, to był wystarczający powód. "Albo pan będzie nam pewne usługi świadczył (na czym one polegały, to zaraz powiem), albo też pan dziennikarzem nie będzie". Więc miałem do wyboru albo być księgowym, bo ja skończyłem studia ekonomiczne, albo być dziennikarzem, co wybrałem, za usługi polegające na tym, że pisałem sprawozdania polityczne z moich różnych podróży w Europie, po świecie, i kilka razy również pisałem o moich rozmowach z korespondentami zagranicznymi. Nie o tym, jakie oni mieli kontakty, ale o tym, czym się interesowali, o co pytali.

J.U.: Pan mówi, że na kolegów nigdy nie donosił.

W.G.: Na kolegów nigdy nie donosiłem, żadnych tak zwanych donosów nie pisałem. A od 1964 roku, kiedy się w sposób natychmiastowy rozstałem z tymi służbami, przez siedemnaście lat czy więcej żadnego nie widziałem na oczy ani żadnego nawet telefonu nie było, nigdy nic, dopiero zaczęli mnie odwiedzać już w zupełnie inny sposób po stanie wojennym na rozmowy ostrzegawcze, bo byłem mocno zainteresowany w działalność prasy podziemnej. W takim spisie pseudonimów podziemnych mam (aż się zdziwiłem) 32... Z wieloma pismami współpracowałem, głównie redagowałem Wakat i współpracowałem z Przeglądem Wiadomości Agencyjnych, bardzo popularną gazetką.

J.U.: Jak pan myśli, dlaczego właśnie teraz ta sprawa wypłynęła ponownie?

W.G.: To jest dla mnie też zagadka, jest to prawdopodobnie jakaś rozgrywka wewnątrz systemu władzy, ale o tym wolę nie mówić, bo nie wiem nic, byłyby to tylko domysły. Jest to rzecz dziwna, bo rzeczywiście nagle cała litania nazwisk się posypała i to nawet Drawicz, którego uważałem za wzorowego, okazało się, że też coś tam robił. Nie wiem, co robił, nie wiem, czy w ogóle robił, wiem, że taka akcja istnieje, a kto, dlaczego nakręca, naprawdę niech mnie pan o to nie pyta, bo nie mam pojęcia.

J.U.: Pan w tym wczorajszym programie, w tej Misji Specjalnej udziału nie brał, nikt do pana się nie zwrócił nawet z taką prośbą.

W.G.: Ja nie wiedziałem, że taki program jest, nikt mnie o to nie zapytał, nie oglądałem tego programu, dopiero potem, oczywiście, zaczęły do mnie telefon po telefonie... Czy ja widziałem? Nie, nie widziałem, wiem, że brało w nim udział trzech wybitnych dziennikarzy. A kto prowadził? Ja nawet do tej pory nie wiem, kto prowadził ten program.

J.U.: Ja także nie. Czy nie sądzi pan jednak z tej perspektywy, że może wtedy warto było podjąć decyzję, żeby zostać księgowym?

W.G.: To bym nie napisał 65 książek i bym nie zwiedził 80 krajów, to jest moja odpowiedź. Więc, oczywiście, ciąży na mnie i mam to na sumieniu, mam poczucie dużego dyskomfortu moralnego, że się załamałem w tym okresie, ale ponieważ się od tego odseparowałem stosunkowo szybko, a zresztą nie robiłem nic, co by komukolwiek szkodziło, właśnie żadnych donosów, więc sądzę, że późniejszą swoją pracą, zwłaszcza w podziemnym dziennikarstwie, w okresie stanu wojennego, a także dużym wpływie na działalność w pewnym okresie "Polityki", która była pismem, które... chociaż wszyscy podobno z "Polityki" byli na listach Macierewicza czy Wildsteina, ale było to pismo, które tworzyło kadrę inteligencką i które było jedynym przez długi okres czasu pismem, które formowało front opozycyjny w gruncie rzeczy, chociaż ciągle lewicowy, przeciwko rządom partii komunistycznej w Polsce. Ja się z nim rozstałem po strajku gdańskim, bo przystąpiłem już bezwzględnie do obozu rewolucyjnego, nazwijmy to, solidarnościowego, ale pewne koneksje towarzyskie tam, oczywiście, zachowałem.

J.U.: Czyli po tych latach czterdziestu dwóch...

W.G.: Czterdziestu dwóch.

J.U.: ...bo w 1964 mniej więcej roku pan zrezygnował z tej współpracy, może pan z czystym sumieniem powiedzieć, że nie ma się czego wstydzić?

W.G.: Jest się czego wstydzić i mówię, że jest, ale nadrobiłem wiele z tego wstydu i swoimi dokonaniami różnymi, między wieloma wartościowymi książkami, które mają wielu czytelników i mają świetnie recenzje, że ten mój grzech młodości przynajmniej po części nadrobiłem.

J.U.: Bardzo dziękuję. Redaktor Wojciech Giełżyński Z Pierwszej Ręki.

W.G.: Dziękuję bardzo.


JM
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum