Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

ATAK MEDIALNY NA IPN I DRA CENCKIEWICZA

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ryszard Tokarski
Weteran Forum


Dołączył: 29 Wrz 2006
Posty: 281

PostWysłany: Pią Cze 13, 2008 4:13 pm    Temat postu: ATAK MEDIALNY NA IPN I DRA CENCKIEWICZA Odpowiedz z cytatem

Źródło: "Polska Dziennik Bałtycki", 13 VI 2008

http://gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/863871.html

Mobbing w gdańskim oddziale IPN. Oddział chorych na teczki


Wokół gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej szaleje burza medialna, związana z zapowiadaną na przyszły tydzień publikacją książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o rzekomej współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa. O ile o niewydanej jeszcze książce jest bardzo głośno, o tyle o sytuacji wewnątrz oddziału nie mówi się zbyt wiele.
A jest o czym mówić.

Z instytutu - w atmosferze skandalu - odchodzą kolejni ludzie, przyjęci do pracy za czasów poprzedniego dyrektora Edmunda Krasowskiego. Odeszli historycy - dr Piotr Niwiński wrócił na Uniwersytet Gdański, dr Janusz Marszalec na własną prośbę został oddelegowany do Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie. Odszedł radca prawny, szef ochrony i główny specjalista ds. ochrony, pracownicy księgowości i referatu organizacyjno-prawnego. Księgowa, zwolniona z pracy, mimo iż kontrole nie wykazały żadnych uchybień, odwołała się do sądu pracy. Dyrektor oddziału, Mirosław Golon, złożył na nią wówczas doniesienie... do prokuratury, oskarżając ją o ujawnienie tajemnicy służbowej. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Za to sprawę objęło swoim nadzorem Ogólnopolskie Stowarzyszenie Anty mobbingowe OSA. W sumie co najmniej trzy osoby, które odeszły z gdańskiego IPN, poprosiły o wsparcie stowarzyszenie pomagające ofiarom mobbingu.

Jeszcze gorsze efekty przynosi działalność edukacyjna gdańskiego IPN. Otwarta z wielką pompą cztery lata temu sala wykładowa imienia gen. Fieldorfa "Nila" została przekazana prokuratorom lustracyjnym. Nie ma tam wystaw, spotkań kombatantów, konferencji. Córka generała Fieldorfa nie mogła zorganizować projekcji filmu dokumentalnego o swoim ojcu. - Zastanawiam się, czy nie wystąpić oficjalnie o zdjęcie z budynku, w którym kiedyś mieściła się sala im. generała "Nila", tablicy poświęconej mojemu ojcu - zastanawia się Maria Fieldorf-Czarska. - Niech lepiej powieszą tablicę dla Lecha Wałęsy.

Gdański IPN przestał sponsorować rajd imienia mjr "Łupaszki". Film o rozstrzelanym w Gdyni w 1947 roku bohaterskim marynarzu Adamie Dedio IPN zgodził się pokazać w telewizji tylko raz. Inicjatorami tych przedsięwzięć byli Piotr Niwiński i Janusz Marszalec.

****

W sali konferencyjno-wystawowej im. generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila" Biura Edukacji Publicznej gdańskiego IPN przy ul. Polanki od roku nie zorganizowano żadnej wystawy ani konferencji, nie zaproszono weteranów ani młodzieży szkolnej. Nic dziwnego - do sali otwartej uroczyście przed czterema laty w obecności abp. Tadeusza Gocłowskiego i córki generała "Nila", Marii Fieldorf Czarskiej, wprowadziło się oddziałowe biuro lustracyjne.

- To symbol nowych czasów - komentują historycy i byli pracownicy IPN w Gdańsku. - Prokurator od lustracji wyparł edukację historyczną.
- Zastanawiam się, czy nie wystąpić oficjalnie o zdjęcie z budynku, w którym kiedyś mieściła się sala im. generała "Nila", tablicy poświęconej mojemu ojcu - zastanawia się Maria Fieldorf Czarska. - Niech lepiej powieszą tablicę dla Lecha Wałęsy.

Gwóźdź do trumny księgowej

Grudzień 2006 roku. Z funkcji dyrektora zostaje odwołany Edmund Krasowski, znany działacz opozycyjny, były poseł, który budował od podstaw gdański oddział IPN. Oficjalnym powodem był "styl kierowania odziałem". Sam Krasowski utrzymywał, że stracił pracę po tym, jak przyczynił się do przyznania Lechowi Wałęsie statusu pokrzywdzonego.
Nowym dyrektorem zostaje dr Mirosław Golon, historyk z Torunia, kolega z "sąsiedniego biurka" polityka PiS, Zbigniewa Girzyńskiego. Do Gdańska w połowie lutego 2007 r. wraca Sławomir Cenckiewicz (w latach 2001-2006 pracował w referacie naukowym pionu naukowo-badawczego IPN w Gdańsku), były przewodniczący komisji likwidacyjnej WSI, doradca ministra Antoniego Macierewicza. Zastępuje na stanowisku naczelnika Biura Edukacji Publicznej IPN dr. Janusza Marszalca. To Cenckiewicz od tej pory rozdaje karty w instytucie. Pracownikom, uznanym za "ludzi Krasowskiego"wręcza "czarnego Piotrusia". Odchodzą radca prawny, szef ochrony i główny specjalista ds. ochrony, pracownicy księgowości i referatu prawno-organizacyjnego.
Przychodzi też kolej na główną księgową.
- To perfekcjonistka, świetny fachowiec - tak mówi o głównej księgowej jej poprzedni szef, Edmund Krasowski.
Główna księgowa jeszcze w 2006 r., przed wyjazdem Cenckiewicza do Warszawy, do pracy w komisji WSI, naraziła mu się odmową podpisania rozliczenia "in blanco", pozwalającego na wpisanie kosztów kserowania dokumentów w stolicy. Nowy szef BEP doskonale to zapamiętał i na powitanie, po powrocie, przekazał księgowej, że jej tego nie wybaczył. A potem już było coraz gorzej.
- Do firmy trafiły nagle duże pieniądze, przyznane IPN przez parlament - mówi jeden z naszych rozmówców. - Księgowa była skrupulantką, ściśle trzymającą się przepisów. Jeśli umowa opiewała na niższą kwotę, a faktura na wyższą, nie zgadzała się na zapłacenie. Pilnie kontrolowała, czy przestrzegana jest procedura przetargowa, podważała wysokość kwot, wypłacanych za robienie wystaw. Storpedowała pomysł, by płacić niektórym historykom za dyżury w domu.
Gwoździem do trumny był brak zgody księgowej na postulowany przez Cenckiewicza zakup profesjonalnego programu, pozwalającego na kontrolowanie użytkowników firmowych komputerów. Konkretnie - historyków podległych szefowi BEP. Były szef ochrony (jeszcze przed odejściem z pracy) wsparł księgową w proteście.
- Podejrzewali, że powodem zakupu programu jest szukanie haków na niewygodnych ludzi - twierdzi znajoma księgowej. - Ona postawiła się twardo i za jej kadencji programu nie kupiono. Czy kupiono później - nie wiem.
W październiku ub. roku główna księgowa została zwolniona ze względu na "utratę zaufania" dyrektora. Kontrola finansowa i audyt zewnętrzny, przeprowadzone w tym czasie w oddziale IPN, wykazały, że księgowość była prowadzona wzorowo. Główna księgowa złożyła pozew do Sądu Rejonowego w Gdyni o niesłuszne zwolnienie jej z pracy. Równocześnie zarzuciła dyrekcji IPN mobbing. Reakcją szefostwa IPN był - wniosek do prokuratury.

Prokurator na tropie tajemnicy służbowej

- Ta pani zwróciła się do nas z prośbą o pomoc - mówi Jadwiga Mucha, konsultant z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Anty mobbingowego OSA. - Zanim podejmiemy decyzję o uczestniczeniu w postępowaniu sądowym, dokładnie badamy sprawę, analizując dokumentację, przeprowadzając wiele rozmów. Uznaliśmy, że w miejscowym oddziale IPN doszło do mobbingu. Osobiście pojawiam się na rozprawach, uczestniczę w przesłuchaniach świadków.
Zawiadomienie dyrektora Mirosława Golona, złożone w prokuraturze, mówiło o popełnieniu przez główną księgową przestępstwa z art. 266 kk. Chodziło o zdradzenie przed sądem pracy tajemnicy służbowej.
- Rzeczywiście, trafiło do nas takie zawiadomienie - potwierdza Marzanna Majstrowicz, prokurator rejonowy w Gdyni. - Jednak, po zapoznaniu się z aktami, 30 maja br. prokurator ze względu na brak znamion czynu zabronionego zdecydował się na umorzenie. Faktycznie księgowa wykorzystała pewne informacje, ale przedstawiła je tylko sędziemu w obecności swego adwokata.
Główna księgowa nie chce rozmawiać z prasą.
- Toczy się sprawa przed sądem, niech on wszystko rozstrzygnie - mówi krótko. - Przez pół roku nie mogłam znaleźć posady. Wiem, że moje poprzednie miejsca pracy odwiedzali pracownicy IPN i wypytywali się o mnie. Chcę mieć spokój.
Jednym z poprzednich miejsc pracy księgowej był gdyński Urząd Miejski.
- Rzeczywiście, odwiedził mnie radca prawny IPN, dopytywał, jak przebiegała nasza współpraca - potwierdza Jerzy Zając, dyrektor UM w Gdyni.
O mobbingu mówi także pani Joanna, która między styczniem a lipcem ub.r. kierowała referatem prawno-organizacyjnym w oddziale IPN.
- Byłam wraz z innymi pracownikami oddziału świadkiem, jak wiosną ub. roku z polecenie dyr. Golona kserowano oświadczenia lustracyjne pracowników - wspomina. - Wraz z ówczesną radczynią prawną próbowałyśmy powstrzymać pana dyrektora, tłumacząc, że jest to niezgodne z prawem. Jakiś czas później próbowałam też bronić głównej księgowej. Skończyło się to rozmową, podczas której postawiono mi propozycję nie do odrzucenia - albo sama odejdę, albo otrzymam wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym i rozpocznie się szukanie wszelkich moich niedociągnięć. Odeszłam, ale i tak pracę w Instytucie przypłaciłam zdrowiem.
Pani Joanna zaczęła chodzić na spotkania stowarzyszenia antymobbingowego. Spotkała tam jeszcze dwie osoby z IPN.

Ochroniarz i "strach w oczach"

Pozostałe rozstania z firmą nie odbywały się już tak dramatycznie, chociaż nie brakowało ekscytujących momentów. Szczególnie "ostro" pozbyto się dr. Piotra Niwińskiego, kierownika referatu w OBEP, specjalisty od okręgu Wileńskiego AK, ucznia prof. Tomasza Strzembosza, ściśle współpracującego ze Światowym Związkiem Żołnierzy AK. W ostatnim dniu pracy dr Niwiński dostał kilkadziesiąt minut na spakowanie rzeczy i pożegnanie się z kolegami. Czas pożegnań się wydłużył, więc wysłano ochroniarza, by doktora wyprowadził.
- Zdążyłem sam wyjść - mówi dziś Niwiński. - Czy to był mobbing? Być może, ale postanowiłem nic z tym nie robić. Nie chcę psuć procesami wizerunku instytucji, w której tyle lat pracowałem. Na IPN złego słowa nie powiem.
Paulina Szumera, asystent prasowy i kierownik referatu organizacyjno-prawnego za Edmunda Krasowskiego, ostatnie dni pracuje w IPN.
- Sama zrezygnowałam - mówi. - Ze studiami wyższymi i podyplomowymi, udokumentowaną znajomością trzech języków obcych i niepotwierdzoną papierami kolejnych trzech, w ciągu miesiąca zostałam zdegradowana do funkcji sekretarki, a w ostatnich miesiącach pełniłam praktycznie obowiązki gońca. Znalazłam już lepszą pracę.
Janusz Marszalec, były szef Cenckiewicza, też już nie pracuje w Gdańsku jako jego podwładny - na własną prośbę został oddelegowany do Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie. To o Marszalcu Cenckiewicz powiedział ostatnio "Rzeczpospolitej: "Mój dramat zaczął się od momentu, kiedy pierwszy raz trafiłem na dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy. Zrobiłem kwerendę i trafiłem na kolejne dokumenty. Zaproponowałem mu [Marszalcowi - red.], żebyśmy razem napisali artykuł. Miał strach w oczach. Powiedział: Napisz sam. On nie chciał mieć z tym nic wspólnego".
Marszalec, zamiast komentarza, wysyła do naszej redakcji kopię listu do "Rzeczpospolitej": "Nie przypominam sobie, aby S. Cenckiewicz proponował mi wspólne wydanie dokumentów. W 2005 r. mówił mi, że będzie to robił z historykami z IPN w Warszawie. (...) Ale nawet gdyby proponował mi współpracę, to odpowiedziałbym: nie. Rozliczenie sprawy Lecha Wałęsy na podstawie kilku dokumentów, które wówczas znaliśmy, byłoby nierzetelne.Nie zabraniałem jednak Cenckiewiczowi wyboru własnej drogi, bo nigdy nie byłem cenzorem. (...) Nigdy więc nie było na niego żadnych nacisków ze strony Biura Edukacji Publicznej IPN, również w sprawie publikacji odnalezionych dokumentów. Można o to rozpytać byłe kierownictwo BEP, a nie lansować teorię spisku (...)".
Rozpytaliśmy w sprawie rzekomych nacisków najpierw Edmunda Krasowskiego.
- Cenckiewicz był wówczas w szpitalu, poważnie chory - wspomina. - Odwiedziłem go, tak jak szef odwiedza swojego pracownika. Miałbym wtedy stosować jakieś naciski? Bzdura zupełna.
- Z redakcji "Arcanów", pisma, w którym wtedy publikował Cenckiewicz, od Bogdana Gancarza otrzymałem informację, że pod wpływem jakichś nacisków w IPN Cenckiewicz wycofał swój artykuł o Wałęsie - przypomina sobie Andrzej Grajewski, w 2005 roku członek kolegium IPN. - Na kolegium pytałem, czy to prawda. Wystąpiłem też wtedy z wnioskiem formalnym, aby wydać jako "Białą księgę" wszystkie materiały, dotyczące Lecha Wałęsy. Wniosek został przyjęty.
- Poprosiłem wówczas Sławomira Cenckiewicza o notatkę, wyjaśniającą, kto stosował wobec niego naciski - dopowiada Paweł Machcewicz, wówczas dyrektor Biura Edukacji Publicznej w IPN. - Z tego, co pamiętam, w notatce lub towarzyszącym jej mailu (Cenckiewicz był wtedy zagranicą) Cenckiewicz napisał, że rozmawiali z nim pracownicy biura Lecha Wałęsy. Chcę oświadczyć, że ani z mojej strony, ani ze strony prezesa Kieresa nie było nigdy żadnych nacisków. Wręcz przeciwnie, zapewniałem Sławomira Cenckiewicza, że może liczyć na moje poparcie i że nie powinien, jeśli jest przekonany o wiarygodności materiałów, ustępować.
- To może ja byłam tą osobą, która naciskała na Cenckiewicza? - zastanawia się Ewelina Wolańska, kierująca biurem Lecha Wałęsy. - A może sekretarka, pani Donata? Niech pan Cenckiewicz łaskawie powie, kto to był. Wykluczam, aby taka sytuacja miała miejsce.

Czym zawinił Adam Dedio?

Skupienie się na lustrowaniu przeszłości Lecha Wałęsy oraz na konfliktach personalnych odbijają się negatywnie na działalności edukacyjnej gdańskiego IPN. W minionych latach BEP organizowało rocznie średnio dwie wystawy, dwie-trzy konferencje naukowe, wydawało książki. Powstawały filmy, chociażby "Pamiętajcie Grudzień..." lub też konsultowany przez historyków IPN, słynny paradokument o losach sanitariuszki Inki.
Jaki jest obecny dorobek Instytutu i kierowanego przez Cenckiewicza Biura Edukacji Publicznej? Pytanie jest tak trudne, że pisemną odpowiedź na nie dostaniemy dopiero za dwa tygodnie.
Za to już za tydzień rusza VI Rajd Pieszy śladami żołnierzy mjr „Łupaszki” - jedna z imprez, które wpisują się w program patriotycznego wychowania młodzieży. Po raz pierwszy od kilku lat impreza nie otrzymała ani grosza dofinansowania ze strony gdańskiego IPN. Może zawiniła tym, że pomysłodawcą był Janusz Marszalec, a obecnym organizatorem rajdu jest dr Piotr Niwiński?
Nie wiadomo też, czym zawinił Adam Dedio, bohaterski marynarz, rozstrzelany w 1947 roku w podziemiach gdańskiego aresztu. Cudem zachowany pamiętnik matki Adama, Marii, trafił do rąk wicedyrektora gdańskiego aresztu, Waldemara Kowalskiego, który wspólnie z dr. Januszem Marszalcem napisali scenariusz filmu. Film "Epitafium 169. Rzecz o Adamie Dedio «Adrianie»" mógł zostać oficjalnie pokazany w gdańskiej telewizji tylko raz. Takie warunki postawił w umowie z TVP gdański IPN.
- Zwyczajowo do umowy wpisuje się wielokrotną emisję. Byliśmy tym zapisem zdziwieni, a na wielokrotnej emisji nam zależało - komentuje Leszek Sarnowski z gdańskiego ośrodka TVP.
W sali im. generała Fieldorfa "Nila" Maria Fieldorf-Czarska zamierzała ostatnio zorganizować przegląd filmów Aliny Czerniakowskiej, dokumentalistki, zdobywczyni I nagrody na XVII Międzynarodowym Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów za film "W sprawie gen. Fieldorfa-Nila". Salę przed kilkoma laty wyposażono w multimedialny zestaw komputerowy i duży ekran, przeznaczony do tego typu projekcji. Niestety, ponieważ salę zajęli prokuratorzy lustracyjni, projekcji nie będzie. Również comiesięczne zebrania Klubu Historycznego im. Stefana Roweckiego-Grota, gromadzące akowców z Pomorza, odbywają się w Sopocie, w użyczonej sali Rady Miasta. Kombatanci próbowali - podczas spotkania w Urzędzie Wojewódzkim - dowiedzieć się od dyrektora IPN, kiedy zostanie im udostępniona sala im. gen. Nila. Usłyszeli: "gdy przyjdą pieniądze i wybuduje się nowe obiekty".
We wspomnianym artykule w "Rzeczpospolitej" Sławomir Cenckiewicz przedstawia siebie jako głównego poszkodowanego w gdańskim IPN. Mówi o swoim dramacie, o gęstniejącej wokół niego atmosferze, twierdzi, że jest w biurze znienawidzony. Kiedy zaczęliśmy to sprawdzać, odnieśliśmy wrażenie, że rzeczywistość jest zgoła odmienna. Próbowaliśmy porozmawiać na ten temat z obecnymi władzami gdańskiego IPN, ale asystent prasowy dyrektora Golona przekazał nam, że dyrektor nie znajdzie czasu na spotkanie, a do pytań, przesłanych na piśmie, ustosunkuje się w ciągu 14 dni. Czekamy, zamieścimy.
Niezależnie od odpowiedzi dyrektora Golona nam wydaje się, że można mówić raczej o niezaprzeczalnym sukcesie kierownictwa gdańskiego oddziału IPN. O wiele skuteczniej przeprowadzono w nim rewolucję moralną, niż to się udało zrobić za IV RP. W małej skali, ale zawsze.
A czy rewolucja moralna może się obyć bez ofiar?
D. Abramowicz, J. Zalesiński - POLSKA Dziennik Bałtycki

_________________
"Kto za m?odu nie by? buntownikiem, ten na staro?? b?dzie ?wini?" (J. Pi?sudski)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum