Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Unia Europejska i chrześcijańswo

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Pią Gru 28, 2007 7:47 pm    Temat postu: Unia Europejska i chrześcijańswo Odpowiedz z cytatem

dostałam mailem:

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

W czasach Chrystusa była w społeczeństwie żydowskim pewna partia polityczna, którą nazywano herodianami, ponieważ jej zwolennicy czcili Heroda Wielkiego (73-4 przed n. Chr.) i jego dynastię. Ale oto w Ewangelii św. Marka czytamy, że po pewnym uzdrowieniu przez Chrystusa człowieka z uschłą ręką "Faryzeusze wyszli i z herodianami [herodianoi] zaraz odbyli naradę przeciwko Chrystusowi, w jaki sposób Go zgładzić" (Mk 3, 6).

Analogie herodiańskie u nas
W narodzie żydowskim, znajdującym się wówczas pod panowaniem rzymskim, powstała właśnie partia prorzymska, w przeciwieństwie do partii antyrzymskiej - zelotów. Herodianie uważali, że kraj żydowski będzie miał pokój i ład, dobrobyt i rozwój jedynie w stanie zależności od potężnego cesarza rzymskiego i Imperium Rzymskiego. Stąd obawiali się, że wiara w Jezusa jako Mesjasza, czyli Chrystus doprowadzi do kolizji z pogańskim Rzymem, bo nasilą się tendencje do utworzenia autonomicznego królestwa Judei. Po wiekach u nas także powstają partie: prorosyjska, prosowiecka lub prozachodnia, ciągnąca do imperium zachodniego. I analogicznie także w tych partiach u nas wystąpiła obawa, że Jezus Chrystus w Kościele katolickim jest zasadniczą przeszkodą w przyjęciu pełnej ideologii pogańskiej, sowieckiej lub liberalnej, zachodniej, a nawet że ta wiara będzie przeszkodą w drodze do dobrobytu, bo w życiu gospodarczym i społeczno-politycznym trzeba będzie krępować się moralnością.
Jest ciekawe zjawisko społeczne, że ludzie mogą czcić jako półbogów największe potwory moralne. Tak Niemcy czcili Hitlera, a Rosjanie i część Polaków - Stalina. I oto podobnie herodianie czcili Heroda Wielkiego, który był wprawdzie budowniczym kraju i zbudował trzecią świątynię jerozolimską, ale był też wielkim potworem moralnym: ściął toporem swego poprzednika, Antygona, króla Judei, miał 10 żon, większość z nich bez skrupułów osobiście zamordował, zgładził trzech synów spośród piętnaściorga dzieci, a także wymordował wszystkich szwagrów i braci, pretendentów do tronu. Ponadto raz po raz mordował tysiące Żydów, którzy się buntowali. Z Ewangelii św. Mateusza wiemy, że Herod kazał wymordować wszystkich chłopców w Betlejem i okolicy (Mt 2, 16-17), obawiając się, że Mesjasz go zdetronizuje. Trzeba zauważyć, że tego samego boją się też dzisiejsi władcy i politycy, żeby kult Chrystusa Króla nie pozbawił ich władzy. No i ci ludzie mordują również tysiącami i milionami dzieci nienarodzone, żeby następcy nie strącili ich z egoistycznego tronu życia.
Nietrudno odgadnąć, jakie u nas partie odtwarzają herodianów i mają "ukąszenie Heroda". Są to: PO, LiD (SLD, dawna UW) i inne drobniejsze. Oczywiście "ukąszenie Herodowe" dotknęło też dużą część PiS, która poparła całą duszą oddanie się w niewolę Rzymowi Brukselskiemu i zgodziła się na legalne "mordowanie niewiniątek". Historia Jezusa jest prototypem wszelkiej historii.
Ale ku naszej przestrodze trzeba przypomnieć, że polityka poddaństwa Rzymowi w sposób dobrowolny nic Żydom nie pomogła. Po Herodzie
prokonsul rzymski Sabinus wkroczył do świątyni, podpalił portyki i zagarnął skarbiec. A gdy Żydzi zaczęli bronić swoich świętości, tysiącami ich wymordował i nakazał Żydom czcić bogów pogańskich. Takie jest prawo społeczne: dominator, czy to gospodarczy, czy to polityczny, nie poprzestaje na dominacji w tej dziedzinie, ale chce wmusić swoją wiarę i domaga się czci dla siebie. To samo robią i dzisiejsi oligarchowie gospodarczy i ideologiczni. Toteż gdy otrzymamy finansowe pomoce z UE, to nie tylko za naszą odpłatą pieniężną, ale w konsekwencji za cenę zaparcia się naszej wiary w Chrystusa w życiu publicznym. Gdy następnie prokurator Piłat i jego następcy coraz bardziej narzucali Żydom swoją wiarę, wybuchło powstanie, które trwało od roku 66. do 70. Ale "kulturalni i tolerancyjni" Rzymianie zburzyli miasto i świątynię i ok. 120 tys. ludzi wzięli do niewoli. Herodianie w niczym nie pomogli, byli raczej tylko argumentem dla Rzymian, że inną wiarę trzeba tępić. A w co wpędzą nas herodianie, którzy właściwie pozbawiają nas naszej wolności?

Herodiańskie rezygnowanie z wolności
Herodianie żydowscy byli mądrzejsi niż nasi. O ile Palestyna została zagarnięta przez Rzymian siłą, jak i Polska od roku 1939, o tyle Polacy dziś idą w niewolę z własnej woli, tworząc taki "wolontariat herodiański". U podstaw tego kroku leży oszustwo imperium europejskiego, jakoby wejście do niego miało nam przynieść raj na ziemi. Współpraca państw, narodów i kultur byłaby czymś bardzo pozytywnym, ale wyrzeczenie się całego siebie dla stworzenia jakiegoś potwora imperialnego czy jakiejś Franko-Germanii jest największą głupotą i zbrodnią narodową. Idziemy za utopią bajkopisarzy masońskich, co odrzucił otwarcie Papież Benedykt XVI. Dwa mądrzejsze narody, holenderski i francuski, odrzuciły traktat europejski, mający tworzyć nowe superpaństwo europejskie, ale utopiści nie ustąpili, lecz przygotowali dalsze oszustwo, a mianowicie ten sam zły traktat inaczej nazwali, dali mu nazwę: traktat reformujący. Co reformujący? Nie wiadomo. Ale zmanipulowane rządy podpisały go 13 XII 2007 r. w Lizbonie.
Traktat reformujący posiada 95 proc. treści traktatu konstytucyjnego sformułowanego pod kierunkiem wielkiego masona francuskiego Valery'ego Giscarda d'Estaing. Tenże sam Giscard po Lizbonie powiedział z radością, że traktat reformujący powtarza wszystkie podstawowe punkty jego traktatu. Są to na przykład:

1. UE uzyskuje dziś osobowość prawną w postaci jednego organizmu państwowego.
2. UE otrzymuje jednego prezydenta zamiast kolejnych prezydencji państwowych, zbiorowych.
3. Będzie jeden dla wszystkich szef dyplomacji, czyli minister spraw zagranicznych i zarazem obrony.
4. Będzie zwierzchnictwo Komisji Europejskiej nad wszystkimi instytucjami państw członkowskich.
5. Unia będzie mogła wydawać ściśle obowiązujące ustawy, a nie tylko dyrektywy.
6. Parlamenty krajowe podlegają Parlamentowi Europejskiemu, a same będą się zajmowały sprawami niższego szczebla lokalnego.
7. W Komisji Europejskiej nie będzie 27 komisarzy, lecz tylko 18 bez względu na ilość państw członkowskich.
8. Inicjatywę ustawodawczą dla UE będzie miała tylko Komisja Europejska, czyli owych 18 komisarzy.
9. Będzie obowiązywała w głosowaniach zasada podwójnej większości, czyli większość państw i zarazem reprezentujące większość 65 proc. Europy, gdyż wieczne zabieganie o jednomyślność zniszczyłoby Unię.


I tak według twórców traktatu reformującego, Europa ma się stać taką potęgą gospodarczą i państwową, jak Chiny, Indie, Brazylia, no i Ameryka (wywiad Giscarda, "Gazeta Wyborcza", 14.12.2007 r.).
A zatem ci liczni politycy, polscy i zagraniczni, którzy z uporem twierdzą, że UE nie będzie superpaństwem, a jednocześnie popierają traktat reformujący, to albo nie rozumieją traktatu, albo po prostu oszukują "ciemne społeczeństwa". Przy tym bardzo naiwne są, też nierzadkie, głosy, żeby jak najszybciej zabezpieczyć się przed złymi skutkami traktatu przez uchwalenie odpowiednich ustaw krajowych, np. zabezpieczających nas przed odebraniem nam majątków na Ziemiach Odzyskanych, gdyż Parlament Europejski będzie miał zwierzchnictwo nad parlamentami krajowymi i nad samą konstytucją, podobnie i trybunały europejskie będą miały wyższość nad wszystkimi trybunałami krajowymi. Dlatego mądra politycznie Anglia wymówiła sobie podleganie trybunałom Unii. Politycy innych państw członkowskich, którzy nie poczynili takich restrykcji, łącznie z naszymi, są po prostu zdrajcami swoich narodów. Oczywiście, politycy niemieccy i francuscy nie potrzebują robić żadnych restrykcji, gdyż oni będą faktycznie wszystkim rządzili. Nie wolno zapominać, że prawo prawem, ale zawsze decydujący głos będą miały różne czynniki siły faktycznej, pozaprawne i manipulacyjne, jak to się zresztą dzieje często także z konstytucjami w państwach. Państwa komunistyczne też miały i mają konstytucje. Natomiast traktat reformujący może się stać narzędziem dominacji Franko-Germanii nad państwami słabszymi.
Piewcy "Europy prawa", na podobieństwo "państwa prawa", są ludźmi zniszczonymi przez kompleks antyreligijny i chcą swoje prawo przeciwstawić prawu Bożemu i prawu natury.

Herodowe ataki na Jezusa
Po wyborach u nas stało się to, czegośmy się obawiali, a mianowicie społeczeństwo w wyborach fatalnie się pomyliło i wybrało ludzi zafałszowanych i jednocześnie podstępnie walczących z Kościołem pod przykrywką walki jedynie z ojcem Rydzykiem jako "oszołomem". Przy tym głównym motorem działań Platformy Obywatelskiej na jej szczytach stała się nienawiść i zemsta nad władzą poprzednią, zwłaszcza nad PiS, a PSL korzysta z tego zaślepienia i rabuje jak najwięcej stołków dla siebie. Nikt nie dba o Polskę i o społeczeństwo. Wojciech Olejniczak mówi, że PO jest religijna, ale on nie odróżnia maski od twarzy. Ma natomiast rację wybitny historyk idei Bronisław Łagowski, który pisze, że "Kościół nie jest żadnym punktem odniesienia dla PO" (Europa, 15.12.2007, nr 50), czyli PO cechuje przede wszystkim sekularyzm. Istotnie, premier w swoim exposé nawet nie wspomniał Kościoła, chcąc przewodzić Narodowi w 95 proc. katolickiemu.

Weźmy pod uwagę kilka znaczących faktów. Co do niedawnej wizyty premiera w Watykanie to najpierw było nietaktem wzięcie Władysława Bartoszewskiego za jej patrona. Benedykt XVI bardzo nie lubi takiego faktorstwa, preferuje bezpośredniość, jak i zresztą Angela Merkel. To jest takie niemieckie, różne od polskiego. Następnie sam Tusk zrobił Papieżowi duży afront, choć jako człowiek mało refleksyjny i dyplomatycznie nieobyty chyba nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Otóż w wywiadzie po audiencji sam powiedział, że Papież podziękował mu za poparcie restrykcji co do Karty Praw Podstawowych, a premier miał mu odpowiedzieć, że jego osobiste zdanie było inne, co trzeba rozumieć, że nie jest on przeciwny "małżeństwom" homoseksualnym, aborcji i eutanazji. Jak to? Benedykt XVI dziękuje mu za to, że Polska za rządów Tuska ratuje Dekalog w UE, i dlatego premiera wita szczególnie jako rzecznika tej sprawy, a on odpowiada Ojcu Świętemu, że ma inne poglądy na Kartę i m.in. na Dekalog? Jest "za", a nawet "przeciw". To po co przyjechał? Znaczyło to również, że z jednej strony Papież nie powinien się wtrącać w sprawy państwa, a z drugiej strony, że zrobił mu łaskę, bo jako katolik nie odrzucił restrykcji, choć były one Kaczyńskich, no i poparł Dekalog, choć bez przekonania. Jak ciągle kpi z naszego prezydenta, tak zakpił sobie z Papieża. Jako nowicjusz w dyplomacji nie wiedział też zapewne, że i konferencja prasowa sprawozdawcza z wizyty jest pewnym dalszym ciągiem tejże wizyty.
Fanatyczny sekularyzm wystąpił u premiera także w innych sprawach w owym wywiadzie. A mianowicie skrytykował spotkanie minister Katarzyny Hall z ks. abp. Kazimierzem Nyczem w sprawie wyboru religii jako przedmiotu na maturze. Przy tym też swoim zwyczajem zastosował fałszywą sztuczkę: nie trzeba mianowicie nikogo przekonywać o jego wielkim respekcie dla Episkopatu i ks. abp. Nycza, ale sprawa religii na maturze to "wewnętrzna sprawa rządu". To znaczy, że wara Kościołowi od życia publicznego nawet w tematach religijnych. Co z kolei ten fragment wypowiedzi oznaczał? Ano 1. że zaraz po wizycie u Benedykta XVI usunie religię z egzaminu maturalnego, niemal jako "podarunek dla Papieża"; 2. że religia jest sprawą prywatną i nic nieznaczącą w życiu publicznym, gdyż na egzaminie może być historia tańca, ale nie może być historii chrześcijaństwa, bo nauka musi być ateistyczna; 3. że biskupi powinni się "odczepić od życia publicznego", co zresztą jest dobrą nauką dla ks. kard. Stanisława Dziwisza i ks. abp. Kazimierza Nycza, którzy nie rozpoznali, że atak na "moherowe berety" jest zakamuflowanym atakiem na religię katolicką.
I w tym duchu herodiańskim premier postępuje dzielnie naprzód. Zamiast zajmować się programem rządzenia albo w ogóle prawdziwymi problemami państwowymi, postępuje naprzód w ataku na Radio Maryja, mszcząc się też za to, że występowały tam PiS i koalicja, w czym zresztą wspiera go także lobby żydowskie, mszcząc się za obronę prawdy i Kościoła ze strony Radia. Rząd ruszył pełną parą do walki z "wrogiem wszech czasów" ojcem Rydzykiem, angażując w to czołowych członków rządu i urzędników, tym razem głównie feministki, licząc prawdopodobnie, że kobietom przestępstwa się wybaczy i opinia publiczna im uwierzy. I oto atakuje się perfidnie ojca przez ciągłe karykatury w fotosach, kwestionuje się finanse i podatki jego ośrodków, podważa się programy nauczania, dzierżawę działki przy Porcie Drzewnym, fundusze na źródła geotermalne, mówi się o "biznesie" Ojca Dyrektora, o imperium, o koncernie, no i wygraża się urzędnikom, którzy współpracują z redemptorystami, nawet legalnie. I tak doszło do herodiańskiej choroby umysłowej. Wszystkie bowiem zarzuty są nieprawdziwe, nielegalne i wprost przestępcze. Gdyby Polska była praworządna, wszyscy ci ludzie z napastliwych mediów i z rządu byliby w sądach. Tym bardziej że w gruncie rzeczy chodzi im o to, żeby nie istniał w Polsce donośny głos wolny, katolicki i polski, żeby nie było oporu przeciwko kolonizacji Polski, i ze strony gospodarczej, i ze strony ideologicznej, żeby zniszczyć przede wszystkim Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej, bo tam są wykładane katolickie doktryny społeczne i przygotowywani są katoliccy dziennikarze w czasie, gdy poprawność polityczna dopuszcza tylko dziennikarzy ateizujących i antypolskich, no i napastliwych.
Zapewne z powodu owego charakteru tej szkoły pani minister Barbara Kudrycka była łaskawa zagrozić publicznie kontrolą programu tej szkoły, a potem prorokowała, żeby "jacyś studenci się poskarżyli". Jako rektor innej szkoły nie wie ona, jak to łatwo o jakiegoś frustrata lub agenta, jak to zrobiło w swoim czasie "Wprost"? To jest właśnie akcja Herodowa. A co znaczy gorliwość feministyczna, oddaje dobrze przypadek, jaki miał niedawno mój uczeń, dziś profesor uniwersytecki, ksiądz, w USA. Otóż zjeżdżał windą z 7. piętra i po drodze otworzył z grzeczności pewnej damie drzwi. Ona w odpowiedzi uderzyła go w twarz i zawołała: "Dosyć tego upokarzania nas, kobiet".
Jaką PO uprawia przestępczość w stosunku do Radia Maryja, obrazuje dobrze bezzasadny atak pani minister Julii Pitery na dzierżawę działki i na źródła geotermalne, a następnie przyjęcie przez media insynuacji, że samochód pani Pitery został podpalony przez kogoś z ludzi o. Rydzyka. Przecież jest to totalny obłęd w obecnym życiu państwowym.
Są ciągle jeszcze inne rzeczy, które gnębią społeczeństwo katolickie, a przed którymi ani prawo, ani władza nas nie broni. Panuje dziwna niewola, zadawana nam przez ateistów publicznych. Oto niektóre rzeczy. W grudniu 2007 r. został wyświetlony w TVP 1 film dwuczęściowy "Wideo z Jezusem". Przedstawia on fikcyjną fabułę, że oto ktoś odnalazł szczątki Jezusa, rzekomo zmartwychwstałego cieleśnie. Po co taki film przed Bożym Narodzeniem? Jest on oparty na rzekomym odkryciu przez archeologów żydowskich grobu Jezusa, Jego Matki i św. Józefa z ich szczątkami. Chodziło o to, żeby zanegować wniebowstąpienie Chrystusa i wniebowzięcie Jego Matki. Film "Wideo Jezusa" w gruncie rzeczy również podkopuje wiarę prostego człowieka, który nie wie, jakie stosuje się dziś oszustwa propagandowe, pseudonaukowe. Jest to też Herodowe dążenie do zabicia wiary w Jezusa.
Podobnie życie społeczno-polityczne opanowane jest w dużej mierze przez czynniki masońskie, także u nas. Na Zachodzie wyższe figury są przeważnie masońskie i spychają one religię ze sceny publicznej. W Polsce po przewrocie majowym do rządu weszło 2/3 masonów i na Piłsudskiego wywierano nacisk, żeby do służb zagranicznych wysyłał tylko masonów polskich, że łatwiej się będzie porozumieć z bardzo rozpowszechnioną na świecie masonerią. Warto wspomnieć, że po roku 1989 również wysyłano u nas najchętniej postkomunistów, masonów lub Polaków pochodzenia żydowskiego, i do roku 2005 nie chciano dawać Polaków otwarcie katolickich. Stąd np. i Anna Fotyga na stanowisku ministra spraw zagranicznych spotkała się z tak silną krytyką i w Polsce, i za granicą. Teraz znowu jest duża złośliwość PO, że na przewodniczącego sejmowej komisji ds. Polonii wybrano Marka Borowskiego, który jest otwartym przeciwnikiem Kościoła katolickiego. Jest to prowokacja, gdyż zdecydowana większość Polonii swoje życie opiera na Kościele katolickim i gromadzi się wokół duchownych polskich. Dlaczego my, Polacy katolicy, pozwalamy się tak całkowicie zniewalać? Za rządów PO, partii herodiańskiej, boimy się jeszcze bardziej.

Z herodowej atmosfery
PO nie ma programu rzeczowego i pozytywnego, skupia się na walce z byłą koalicją, głównie z PiS, z prezydentem i z Kościołem na forum publicznym. Niejako samoczynnie, ale i wyrywkowo jest realizowana ideologia liberalno-neokapitalistyczna w atmosferze nienawiści do polskości, katolicyzmu społecznego i tradycji (J.R. Nowak). Jest to całkowicie po myśli strategów zachodnich, którzy nie chcą absolutnie dopuścić do powstania partii narodowej, polskiej i do katolicyzmu społecznego, dlatego była i jest taka straszliwa nienawiść do LPR, a nawet do Samoobrony. Jeśli katolicy chcą brać czynny udział w życiu społeczno-politycznym, to muszą się zachowywać jak ateiści publiczni, tzn. abstrahować od idei Boga i moralności ewangelicznej. Z racji powolnego słuchania ideologii zachodniej premier Tusk jest wychwalany przez wszystkie ośrodki zachodnie i przez niechętne Polsce mniejszości w naszym kraju. W Lizbonie 13 grudnia 2007 r., notabene w rocznicę zniewolenia Polski przez stan wojenny, Donald Tusk otrzymał największe brawa, niewątpliwie za to, że odszedł w dużej mierze od polityki PiS i że niesforną Polskę poddał jednak całkowicie pod jarzmo franko-germańskie. Najpierw 30 listopada 2007 r. TV Puls podała niepokojącą informację, że Donald Tusk "prowadzi politykę uzgodnioną z sąsiadami".

Co znaczy "uzgodnioną"?
Tymczasem pogarsza się bardzo atmosfera w kraju. Niemal całkowite zakłamanie, obłuda, chichot ironii, rozluźnienie, liberalizacja instytucji kontrolnych, w tym NIK, zagrożenie dyscypliny penitencjarnej. Nadzieja na dużą bezkarność przestępstw i na rozpasanie moralne, zwłaszcza seksualne. Niektórzy przepowiadają, że będzie abolicja i amnestia dla sądzonych i więzionych za byłej kadencji. Zwalnia się doświadczonych i fachowych ludzi, mianowanych przez rząd poprzedni, a na ich miejsce mianuje się ludzi niedoświadczonych, byle tylko głosili hasła liberalne. Odwołuje się licznych prokuratorów i zmniejsza się liczbę pracowników sądowych. Zaczyna się odnawiać złodziejską prywatyzację. Zarządzono zamknięcie cukrowni w Lublinie, największej w Polsce i najlepszej technicznie, nie żąda się natomiast zamknięcia żadnych cukrowni kupionych w kraju przez Niemców i Francuzów. Godzi się na wszystkie limity: cukru, mleka, ryb, mięsa itd. Naciska się na urzędy i samorządy,
żeby wyciszały religijne obyczaje i tradycje, szczególnie związane teraz z Bożym Narodzeniem, jak robi to lobby żydowskie w Ameryce. Kwitnie doskonale pustosłowie. U góry problemy rozwiązuje się słowami i fantazją, a nie czynami i rozumem. Mówi się, że premier co innego mówi, co innego czyni, a może jeszcze co innego myśli. Brak jest rzeczowości, prawdziwości, powagi, godności, postawy polskiego męża stanu (P. Jaroszyński).
Zauważa się coraz szybsze obniżanie się poziomu umysłowego. W TV jedynie profesorowie, o ile nie są postmarksistami, mówią mądrze i logicznie, reszta to przeważnie bełkot. Myślą zwłaszcza agresją, uczuciem i chęciami, a nie rozumem. Jest takie obniżenie poziomu intelektualnego, że możemy zejść do poziomu prostych ludzi w Związku Sowieckim. Włodzimierz Paliwoda opowiadał w TV Trwam, że jego siostra miała w Rosji sąsiada, który nie wierzył w Boga. Pytała dlaczego. "A bo Go nie widziałem. Byłem parę razy w Moskwie - mówił - i tam Go nie widziałem, gdyby był, to by się przechadzał." Z kolei na Ukrainie - mówili mi duchowni - za czasów komunizmu przeciętny człowiek pojęcie "cerkiew" rozumiał tylko jako budynek, a nigdy jako społeczność wierzących. Brak myślenia abstrakcyjnego to straszne kalectwo.
Trudno też przeboleć, że rzekomo liberalny rząd PO zbudował żelazną kurtynę na Wschodzie między Polską a naszymi siostrami: Rosją, Białorusią, Ukrainą, w pewnym sensie też Mołdawią. Nie tylko rygorystyczny wymóg paszportów, ale wysokie opłaty za wizy: 35 euro z Ukrainy, 60 euro z Białorusi. A Mołdawia pod koniec XIV w. i przez cały prawie wiek XV stanowiła lenno polskie. Ci biedni ludzie za wizę będą musieli zapłacić majątek. Czy Polska unijna musi być taka bezduszna i wredna? Granice można uszczelniać nie tylko przez opłaty.
W czasie tych podniosłych, rodzinnych i opromienionych żywą wiarą Świąt Bożego Narodzenia trzeba nam wiele refleksji nad analogiami między czasami Jezusa a naszymi. Trzeba nam dużo się modlić, ale i czynnie przeciwstawiać się duchowi Heroda, który jest złym duchem, potrzebującym chrześcijańskich egzorcyzmów. Święty Leon Wielki, Papież w latach 440-461, pisał, że Herod uosabia szatana.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Pią Gru 28, 2007 9:50 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jadwiga Chmielowska napisał:
Nietrudno odgadnąć, jakie u nas partie odtwarzają herodianów i mają "ukąszenie Heroda". Są to: PO, LiD (SLD, dawna UW) i inne drobniejsze. Oczywiście "ukąszenie Herodowe" dotknęło też dużą część PiS, która poparła całą duszą oddanie się w niewolę Rzymowi Brukselskiemu i zgodziła się na legalne "mordowanie niewiniątek". Historia Jezusa jest prototypem wszelkiej historii.
Ale ku naszej przestrodze trzeba przypomnieć, że polityka poddaństwa Rzymowi w sposób dobrowolny nic Żydom nie pomogła.



Po przeczytaniu tego tekstu i zestawieniu go z otaczającą nas rzeczywistością, należy postawić pytanie, czy tego właśnie chcemy. Czy prowadzone przez polityków działania, są zbieżne z naszymi wyobrażeniami o funkcjonowaniu niepodległej Rzeczpospolitej, czy rola jaką proponują nam w praktyce do odegrania, jest na miarę naszych ambicji i oczekiwań i jaka jest to rola. Osobną sprawą jest powtarzane ostatnio przez liberałów zaklęcie, o tworzeniu tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Należy publicznie i z całą mocą stawiać pytania teoretykom głoszącym idee budowy społeczeństwa obywatelskiego, czym tak na prawdę ma być ten twór, jakie funkcje ma spełniać, bo wbrew pozorom wcale nie jest to takie do końca jasne. Główną, głoszoną zasadą funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego, jest chęć wyzwolenia tegoż społeczeństwa od polityki, jak ta idea ma się do realizacji podstawowych praw i obowiązków obywatelskich. Pytań jest wiele, spróbujmy chociaż na część z nich poszukać odpowiedzi.



Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Sro Maj 28, 2008 10:39 pm    Temat postu: UE i chrześcijaństwo Odpowiedz z cytatem

Ks. prof. Czesław S. Bartnik napisał:
Ale ku naszej przestrodze trzeba przypomnieć, że polityka poddaństwa Rzymowi w sposób dobrowolny nic Żydom nie pomogła.


Podczas kampanii przed referendum akcesyjnym dwa hasła zapadły mi w pamięć. Na jakimś ze spotkań, gdzie ówczesny prezydent Kwaśniewski przekonywał, aby wyborcy zechcieli w referendum akcesyjnym głosować TAK, jacyś obecni tam uniosceptycy zawołali ironicznie: "wczoraj Moskwa, dziś Bruksela!". Kwaśniewski w ogóle nie speszony podchwycił, POWTÓRZYŁ akceptująco te słowa. Że tak właśnie ma być! Pokazywała to telewizja, stąd wiem. Ale z jego strony przynajmniej nie doznałem zaskoczenia. Niczego innego niż poparcie dla JEWROSOJUZA nie oczekiwałem po tym polityku.

Zawód uczynił mi... papież Jan Paweł II. Hasło, które z jego ust padło, to "od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej!". Jak gdyby to następstwo było czymś naturalnym. Do tego czasu rozmaite wypowiedzi papieskie były nie całkiem jednoznaczne, powoływali sie na nie i zwolennicy, i przeciwnicy przystąpienia Polski do UE. Wypowiedź z audiencji udzielonej Polakom w maju 2003 r. była JEDNOznaczna. Ani wtedy nie akceptowałem jej, ani dzisiaj nie akceptuję.

Napisałem wtedy – 5 lat temu – dwa felietony, których nigdzie nie chciano mi wydrukować, opublikowałem je tylko w internecie, w swojej własnej witrynie (drugi z nch stanowi zarazem jakieś odniesienie do kwestii "Unia Europejska a chrześcijaństwo"):

1) Euro-pułapki

http://www.home.umk.pl/~kontur/20030519.htm.


Broszura, sygnowana nazwiskiem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i dostarczana do wszystkich gospodarstw domowych w Polsce, zawiera m.in. także informację o tym, czego powinniśmy spodziewać się, jeżeli wybierzemy nieprzystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Jeden z kilku punktów mówi o tym, że w takim wypadku Unia będzie mogła za pomocą dumpingu wspierać eksport na obszar Polski, ale Polska wobec importu z Unii Europejskiej nie będzie mogła zastosować barier celnych. Więc jako członkini UE Polska będzie bezbronna wobec dumpingu (wszak różnica w poziomie dopłat do rolnictwa w krajach dotychczasowej "piętnastki" i w Polsce należącej do UE to dumping!), zaś w przeciwnym razie – również. Dosłownie nie uwierzyłem własnym oczom i sprawdziłem, czy tam rzeczywiście jest tak napisane. Jest, każdy może się upewnić (punkt trzeci od góry na str. 15).

Okazuje się, że czołowy unioentuzjasta, jakim jest aktualny prezydent, nie wzbrania się demaskować elementarnej nieuczciwości oferty! W ten sposób nachalna propaganda pro-unijna jeszcze bardziej przypomina to, co w głośnym filmie "Ojciec chrzestny" nazwano "propozycją nie do odrzucenia". Skoro bowiem doszło do tak jaskrawej niesprawiedliwości przejawiającej się w dysproporcji uprawnień między Polską a Unią Europejską, to niechybnie winę za wyrażenie zgody na takie zobowiązanie się Rzeczypospolitej Polskiej ponoszą jej władze. Kto personalnie – nie wiem, jednak z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że przynajmniej, gdy chodzi o stanowisko głowy państwa, współopdowiedzialnym jest sam prez. Kwaśniewski, nie zaś jego dwaj poprzednicy (bowiem za ich kadencyj tak szczegółowe kwestie zapewne nie były jeszcze przedmiotami uzgodnień w negocjacjach przedakcesyjnych). Jakiś arcyniedobry "Gargamel" wynegocjował w naszym imieniu nie tylko fatalne warunki przynależności do Unii, ale także fatalne warunki... nieprzynależności!

I to właśnie ONI, ci Gargamele, mają czelność pytać, niby to retorycznie: "jak nie Unia to co? Białoruś?" – na co zresztą odpowiedź jest tylko jedna: "jak nie Unia, to Białoruś, jak Unia, to też Białoruś"! W relacji między Niemcami a Rosją – oj, pardon, tak nie wolno mówić! – miało być: "między Unią Europejską a Wspólnotą Niepodległych Państw" – Polska jest tak samo nieważnym pionkiem jak Białoruś, a jedyna różnica to ta, że Białoruś leży w rosyjskiej, Polska zaś w niemieckiej strefie wpływów tak długo, aż te dwie wspólnoty (obie proklamowane w grudniu 1991 roku, niemal równocześnie!) połączą się za jakieś małe kilkanaście lat w coś, co prez. Gorbaczow nazywał "Wspólnym Europejskim Domem", zaś prez. Putin nazywa "Wspólnym Obszarem Gospodarczym". Kwestię tranzytu między eksklawą królewiecką a Rosją już w 2002 roku rozstrzygano PONAD głowami Polaków i Litwinów, zaś aresztowania przebywającego w Danii Czeczeńca dokonała duńska policja po prostu na prośbę Rosji. Jak widać, Białoruś sięga nie do Niemna, ale do Odry, a nawet dalej...

14 maja rano Telewizja Polska pokazała fragment happeningu, realizowanego przez aktorów odgrywających scenę niby to zaślubin, przy czym "imiona" i "nazwiska" nowożeńców wskazują, iż chodzi o Polskę (jako pana młodego) i Unię Europejską (jako pannę młodą). Już jakiś czas temu czołowi unioentuzjaści przyznawali z nieukrywaną satysfakcją, że przystąpienie do UE jest jak "katolickie małżeństwo" – stanowi związek nierozerwalny, bez możliwości rozwodu (czyli prawa do sececji, wystąpienia z Unii – formalnie gorzej, niż w totalitarnej pseudo­federacji sowieckiej, gdzie "prawo wychoda" przez siedem dekad było fikcją, zapisaną w kolejnych konstytucjach, okrutnym żartem, choć... w 1991 r. zostało zrealizowane). Teraz okazuje się, że ta matrymonialna alegoria (żałosna według mnie, ale... być może mój gust został wypaczony przez moje anty­unijne uprzedzenie?) przypomina raczej tolerancyjne (a nie katolickie) małżeństwo: obie strony umawiają się z góry, że w nim nie ma obowiązywać wierność. Ale... tylko w jednym kierunku. Ta mniej uprawniona strona ma być wierna nawet w wypadku niezawarcia związku! Biorąc pod uwagę przypisanie płci (męskiej – Polsce, żeńskiej – Unii Europejskiej) w owym happeningu, jest to widocznie forma feministycznej zemsty na rodzie męskim za epoki, w których niewierność mężów była traktowana bardziej wyrozumiale niż niewierność żon (tak! w arcypostępowej Republice Francuskiej jeszcze 100 lat temu cudzołóstwo było przestępstwem, jednak niewiernej żonie groziła kara surowsza niż niewiernemu mężowi!). Wejście do UE to "one way ticket" (= bilet w jedną stronę) – na domiar złego, unioentuzjaści szerzą złudzenie, jakoby wady Unii Europejskiej można było naprawić dopiero po akcesji naszego kraju do niej. Domyślnie – poprzez wspólny (katolicki) front: Polaków, Słowaków, Litwinów, Słoweńców, Maltańczyków, Irlandczyków, Hiszpanów itd. To jest ograny numer! Dokładnie tak samo "rozumowali" ci, co wstępując do kompartii usprawiedliwiali to przed sobą samymi i przed innymi liczeniem na to, że w partii są potrzebni uczciwi ludzie, którzy od wewnątrz zmienią ją na lepsze. W Polsce jedyne, co uzyskali tym sposobem, było to, że – dopiero w ostatnich kilku latach jej istnienia! – PZPR jawnie przyzwalała na to, by jej szeregowi członkowie przyznawali się do swego wyznania i praktykowali je (co bynajmniej nie znaczy, że z punktu widzenia religii byli w porządku!). Zresztą w wielu wypadkach są to ci sami ludzie, którzy teraz wierzą w dobroczynną obecność Polski w Unii Europejskiej...

Jednak to, co najbardziej negatywnie poruszyło mnie w tym przekazie telewizyjnym, to piosenka, a raczej jej fragment, który w zachęcaniu do głosowania ZA przystąpieniem do UE sugerował: "nie słuchaj Judasza" (cytuję z pamięci). A zatem niejako w imieniu wszystkich tych w Polsce, którzy przygotowują naszemu krajowi trwałe podporządkowanie, sprzeczne ze staropolską zasadą "wolni z wolnymi, równi z równymi", powiada się, że jest na odwrót, niż mogłoby się wydawać – że "Judaszami", zdrajcami są nie unioentuzjaści, ale uniosceoptycy. Skąd ta nowomowa? Skąd to, że słowa (wartościujące) zostają zamienione rolami? Ano chyba stąd, że np. ludowy komisarz spraw zagraniczych Związku Sowieckiego Wiaczesław Mołotow w przemówieniu na posiedzeniu Rady Najwyższej ZSRS 31 października 1939 r. uznał, iż "[...] takie pojęcia jak >>agresja<< i >>agresor<< nabrały [...] nowego znaczenia [...]", toteż agresorami i podżegaczami wojennymi są Wielka Brytania i Francja, które wypowiedziały "wojnę ideologiczną" Niemcom po ich napaści na Polskę (tylko wypowiedziały, ale tu mniejsza o to), i to wojnę posiadającą "imperialistyczny charakter", zaś właśnie Niemcy i Zwiazek Sowiecki to państwa "miłujące pokój" – Sowiety świadczą "polityczne poparcie Niemiec w ich dążeniu do pokoju". W powieści George'a Orwella "Rok 1984" podobnych kwiatków jest więcej – szczytem wszystkiego wydaje się tam nazwanie okrutnej, przerażającej bezpieki "Ministerstwem Miłości"... Polski satyryk, Janusz Szpotański, w poemacie "Caryca i zwierciadło", odsłaniającym cynizm Rosji w wykorzystywaniu naiwności Zachodu pod pozorami "odprężenia", nie omieszkał zaznaczyć tego podmieniania sensów słów: "Na czarne – >>białe<< mówić nada, / bo to przemawia do Zapada; / na knuty, kaźnie i tortury – / że to gumanne manikiury! / Nada ich przekonywać mudro, / że wojna – mir, że chlew to źródło, / że okupacja – wyzwolenie, / a będą cieszyć się szalenie!". Tak więc przypisywanie patriotom etykietki ZDRAJCY to normalna kolej rzeczy (ale w nienormalnym świecie socjalistycznej fikcji, tj. w "nierzeczywistości"). Carska soldateska nadawała POLSKI order Virtuti Militari (wszak ustanowiony w 1792 r. dla upamiętnienia bitwy między Polakami a Rosjanami!) rozmaitym swoim żołdakom za "usmierienije polskowo miatieża" (to znaczy: za zasługi w tłumieniu powstania listopadowego).

Tak, mamy to szczęście żyć w czasach, w których można już zrozumieć zuchwałość pewnych naszych znanych rodaków: Mikołaj Kopernik, Jan Kochanowski i Maria Skłodowska pojechali na Zachód Europy studiować nie dbając o to, czy kontynent jest już należycie zjednoczony, ba... taki Adam Mickiewicz był już całkiem bezczelny: on na paryskiej Sorbonie nie studiował, lecz (o zgrozo!) wykładał! Już tak mało zostało, małe sto pięćdziesiąt kilka lat, a wieszcz nie poczekał na jewroanschluss (= jewropiejskij Anschluss). Co, nie wiedział? No, to co z niego za wieszcz?

Tymczasem nasila się szeptana propaganda, podobna do tej z początku 1996 roku: nie iść na referendum! Wtedy mówiono, że nie wiadomo, o co chodzi (chodziło – najkrócej mówiąc – o powszechne uwłaszczenie; w sumie było pięć pytań). Mówiono, mówiono, aż wmówiono, i skutek był taki, iż frekwencja okazała się niższa niż ustawowo wymagane 50% elektoratu. Niesłychane: ludzie uwierzyli w to, że nie wiedzą! Tak bezczelny numer nie prędko da się powtórzyć, toteż obecnie jest podawany inny motyw: wmawia się wyborcom, że jest dokładnie na odwrót, niż powiada ustawa – że to w razie zbyt małej frekwencji nastąpi rozstrzygnięcie głosami obywateli, zaś w razie przekroczenia progu 50% kwestię przystąpienia do Unii rozstrzygnie parlament. To tak, jak gdyby ktoś podpowiadał kierowcom, że kodeks drogowy w Polsce nakazuje ruch lewostronny! Wystarczy zajrzeć i przeczytać! Jednak nie tylko tysięcy stronic "Traktatu Akcesyjnego" ponad 90% Polaków nie przeczyta, ale nawet ustawy o referendum – nie każdy ma praktyczną możliwość, ale też nie każdemu chce się czytać.

Proporcje zwolenników i przeciwników przystąpienia do UE są dość wyrównane: toteż żadna ze stron sporu nie może spokojnie czekać na swój sukces referendalny. Jednak uniosceptycy ryzykują tylko swój prestiż, zaś wśród unioentuzjastów są ludzie materialnie zainteresowani (liczą na unijne etaty w kraju i za granicą!), dla nich przegrana to znacznie poważniejsze ryzyko! (Nie byłoby takiego problemu, gdyby Polska skorzystała z oferty prez. USA, George'a Busha seniora, złożonej już w 1992 roku, to znaczy, gdyby przystąpiła do NAFTA... O to różne kraje, bynajmniej niekoniecznie leżące w Ameryce, skutecznie zabiegają, są wśród nich anglosaskie: Australia i Nowa Zelandia, iberoamerykańskie Chile, semickie: Izrael i Jordania; znajdują się one na różnych etapach tych starań: właśnie kilka dni temu do tego stowarzyszenia formalnie przystąpił... indochiński Singapur! NAFTA to nie żadna [pseudo]federacja, tam nie ma synekur do objęcia, to umocnienie Kapitalizmu, w przeciwieństwie do UE, będącej ostoją Socjalizmu – Karol Marx i Fryderyk Engels chyba proroczo to przewidzieli, wydając swój "Manifest komunistyczny" właśnie w Brukseli...) Toteż, właśnie dlatego, to unioentuzjastom zależy na nieważności się referendum. Nie wypada jednak im namawiać współobywateli do bojkotu, są przecież powiązani z kręgami sprawującymi władzę (w jakimś stopniu to ci sami ludzie!), a przecież to organy władzy zarządziły referendum. Dlatego unioentuzjaści rozsyłają swoje "anty­frekwencyjne wici" przez podstawione osoby, a dalej już zwykłą drogą pogłoski, kolportowanej przez najzwyklejszych szarych obywateli, nastawionych uniosceptycznie. Owszem, przeciwnik przystąpienia Polski do UE w referendum ryzykuje, że zostanie przegłosowany, natomiast absencja referendalna w każdym wypadku (tzn.: bez względu na to, czy za wejściem opowie się większość, czy mniejszość głosujących i czy zaniechał pójścia na referendum zwolennik czy przeciwnik UE) sprzyja temu, iż kwestię rozstrzygnie się w Sejmie i Senacie, gdzie efekt jest przesądzony (na rzecz akcesji Polski do UE).

Przypomnijmy sobie dwa niedawne referenda z lat 1996 i 1997 – w OBYDWU frekwencja była mniejsza niż ustawowy próg 50%, ale pierwsze uznano za niewiążące, drugiego zaś nie.

Otóż w dniu 18 lutego 1996 r. – przy frekwencji 32,40% – aż 8.580.129 (czyli 94,54%) głosujących poparło powszechne uwłaszczenie, przeciwnych było 343.197 obywateli – uwłaszczenia jak nie było, tak nie ma, bowiem już w dwa dni potem Państwowa Komisja Wyborcza obwieściła, że "wynik referendum nie jest wiążący". Zaś w dniu 25 maja 1997 r. – przy frekwencji 42,86% – tylko 6.396.641 (czyli 52,70%) głosujących poparło projekt nowej konstytucji, przeciwnych było aż 5.570.493 obywateli – konstytucja uchodzi jednak za obowiązującą (od 17 października owego roku powcząwszy), ponieważ w uchwale 15 lipca 1997 r. "Orzekając o ważności referendum, Sąd Najwyższy stwierdził, że Konstytucja została przyjęta".

Przepisy, które uprzednio regulowały kwestię, kiedy wynik referendum ma skutki prawne, jedn w tzw. "małej konstytucji" z 1992 r., drugi w "ustawie o referendum" z 1995 r., mówiły zgodnie, że jeśli frekwencja przekracza 50%, to "wynik referendum jest wiążący", nic nie stanowiąc na wypadek mniejszej frekwencji. PKW widocznie nie miała odwagi napisać w swoim obwieszczeniu, że wynik referendum konstytucyjnego jest wiążący – pozostawiła to karkołomne zadanie Sądowi Najwyższemu, który wywiązał się zeń z iście kazuistyczną ekwilibrystyką, przekonując uczenie, a zawile – i z powołaniem się na przemilczenie PKW! – że chociaż dwa plus dwa równa się cztery, to jednak tym razem dwa plus dwa nie równa się cztery – dokładniej mówiąc: (co prawda) 32,40 to mniej niż 50, ale 42,86 to (tym razem, jak się okazuje) niejako więcej niż 50. Jest to przykład na to, jak "Na czarne – >>białe<< mówić nada" – ale już nie z poziomu głupawej propagandy, lecz (niestety!) w jak najbardziej oficjalnej wypowiedzi – przecież i obwieszczenia Państwowej Komisji Wyborczej, i uchwały Sądu Najwyższego są publikowane w "Dzienniku Ustaw RP"!

Dlaczego? Jest pomiędzy tymi referendami zasadnicza różnica: wynik pierwszego (w sprawie uwłaszczenia) był niepomyślny dla komunistów, wynik drugiego (w sprawie konstytucji) był dla komunistów pomyślny. Ściśle mówiąc, 18 lutego 1996 r. odbyły się dwa referenda o zbliżonej tematyce – to drugie, zarządzone przez Sejm, a nie przez Prezydenta, i zawierające aż 4 pytania, wypadło bardzo podobnie – równie niepomyślnie dla komunistów – m.in. odrzucając większością 72,52% głosów projekt rozszerzenia (na inne przedsiębiorstwa) prywatyzacji, dokonywanej poprzez Narodowe Fundusze Inwestycyjne, czyli odrzucając politykę ministrów: Janusza Lewandowskiego i Wiesława Kaczmarka, jak teraz już od kilku lat powszechnie i naocznie widać, kompletnie zbankrutowaną...

Tym razem wynikiem pomyślnym dla komunistów byłaby akcesja Polski do UE, zatem dla uniosceptyków jedyną strategią jest przyczynić się do możliwie dużej frekwencji i wrzucać ważne głosy na "NIE". Wtedy jedyne, co nam w najbliższej przyszłości grozi, to powtórka z referendum. Jeszcze żadne referendum o wyniku pomyślnym dla integrystów integracji nie było powtarzane! (Był jeden wyjątek: w 1974 r. Brytyjczycy głosowali nad ew. wystąpieniem z EWG – właśnie, w EWG to było jeszcze możliwe, w UE już nie jest...) Za to referenda mające przeciwne rezultaty zdarzały się: w Danii (1 raz), w Irlandii (1 raz), Norwegii (już 2 razy) i w Szwajcarii (już 5 razy, no ale tam jest w ogóle tradycja referendów...). Nic lepszego na razie i tak nie możemy zrobić, niż odsuwać w przyszłość ewentualny triumf Socjalizmu – w kraju i jego otoczeniu.

Toruń 19 maja 2003 r.



2) Non possumus!

http://www.home.umk.pl/~kontur/20030521.htm.



Jego Świątobliwość papież Jan Paweł II wypowiedział się o sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Aktualność tego zagadnienia sięga zenitu, bowiem wkrótce wszyscy pełnoletni obywatele Polski będą mieli sposobność głosować w referendum nad tym zagadnieniem.

Czy autorytet widzialnej głowy Kościoła Katolickiego – w wypadku Karola Wojtyły, aktualnie sprawującego ten Urząd Piotrowy, autorytet szczególnie wysoki – jest tak wielki, że spór między zwolennikami a przeciwnikami przystąpienia do Unii Europejskiej został wreszcie unieważniony? Czy może katolicy powinni kierować się dogmatem o nieomylności papieskiej i poniechawszy udziału w tym sporze powinni gremialnie, w duchu synowskiego posłuszeństwa głosować "TAK"? Czy wreszcie ci katolicy, którzy są rodakami Jana Pawła II, powinni tym bardziej gorliwie poprzeć akcesję naszego kraju do UE?

Kościół Katolicki czyli "powszechny" jest – z założenia – rzeczywistością przekraczającą bariery między narodami, państwami, kontynentami, cywilizacjami. Istnieje dla całej ludzkości i, na dobra sprawę, nie ma powodu, żeby jego najwyższy duchowy przywódca zajmował się tak incydentalnymi (z punktu widzenia wieczności) zagadnieniami, żeby ryzykował angażowanie powagi Objawienia, którego jest depozytariuszem, we współzawodnictwo między ośrodkami władzy politycznej albo między systemami poglądów na to, jak urządzać doczesny świat. Szczególnie zaś nie ma powodu, aby najwyższy pasterz Kościoła miał wzgląd na to, co jego samego ukształtowało – narodowość, język, rasę... Jeśli jednak czasem tak czyni – bez względu na to, komu albo czemu w ten sposób sprzyja bardziej – to tym samym podejmuje ryzyko, o którym powyżej mowa. Ze wszystkimi możliwymi tego następstwami.

Ci, którzy do ostatniej chwili sami chcieli wierzyć i przekonywali innych, że Jan Paweł II nie popiera Unii Europejskiej, lecz zupełnie inną zasadę jedności Europy, powinni mieć odwagę odwołać ten swój pogląd. (To jednak ich kłopot, na szczęście mnie on ominął...) A o ile przedstawiali siebie samych jako w pełni zgodnych z papieżem Janem Pawłem II, o tyle powinni mieć także odwagę powiedzenia: tu różnimy się od papieża; wolno nam mieć taki pogląd na UE, podobnie jak wolno papieżowi mieć w tej samej sprawie pogląd inny. Starożytna chrześcijańska zasada powiada: "in necessaris unitas, in dubiis libertas, in omnibus charitas", czyli: "w sprawach ważnych jedność, w wątpliwych wolność, [a] we wszystkich – miłość". Tak więc bycie uważnym i pokornym słuchaczem nauczania papieskiego wcale nie oznacza konieczności akceptowania poglądu Ojca Św. na sprawę przystąpienia albo nieprzystąpienia Polski – jego i naszej wspólnej ojczyzny – do Unii Europejskiej.

Zagadnienie akcesji unijnej niewątpliwie posiada wymiar moralny: albo lepszym będzie dla Polski należenie do UE, gorszym zaś pozostawanie poza nią, albo odwrotnie (chyba, że jedno i drugie to sytuacje moralnie równocenne, czego z góry wykluczyć nie można; jednak pytanie w referendum nie zawiera kratki z trzecią odpowiedzią). Dogmat o nieomylności papieża, sformułowany przez Sobór Watykański I w XIX wieku, orzeka, że przywilej ten, dzięki "asystencji Ducha Świętego" – przysługuje widzialnej glowie Kościoła Katolickiego wtedy, kiedy są łącznie spełnione cztery następujące: wypowiada się na temat wiary lub moralności chrześcijańskiej, czyni to pozostając w łączności z "braćmi w biskupstwie", wypowiada się "ex cathedra", występując oficjalnie i uroczyście jako papież, a nie jako prywatna osoba, wyraźnie powołuje się na ów dogmat. Wszystkie wypowiedzi Jana Pawła II na temat UE, w tym także ta, wygłoszona w polskim Zgromadzeniu Narodowym w czerwcu 1999 roku, i najnowsza, która rozbrzmiewała na pl. św. Piotra w Rzymie, nie korzystają z dogmatycznie zdefiniowanego przywileju nieomylności, bowiem nie zostały spełnione przynajmniej dwa warunki (drugi i czwarty). Więcej: papież nie posunął się do tego, aby katolików, przeciwnych przystąpieniu do UE, zaliczyć (jak to dokładnie o 2 tygodnie wcześniej uczynił J.E. arcybiskup lubelski, ks. prof. Józef Życiński) do jakiegoś innego kościoła niż Kościół Katolicki – laicki tygodnik "Wprost" wyszedł już naprzeciw arcybiskupiemu radykalizmowi i wymyślił nazwę dla tego nowego kościoła: "Kościół Toruńsko-Katolicki" (w odróżnieniu od "Rzymsko-Katolickiego" – i w iście laickim zaniedabniu ważnego faktu, że "rzymskim", albo innym, w obrębie Kościoła Katolickiego może być obrządek, jednak bez różnicy co do wiary i co do podległości papieżowi; no, ale, jako się rzekło, jest to tygodnik laicki własnie...).

Papież w tym samym, rzymskim przemówieniu przypomniał, że perspektywą już bardzo bliską jemu osobiście jest perspektywa wieczności. Zapewne, jako osoba, która nie utraciła obywatelstwa polskiego, będzie uczestniczył w referendum akcesyjnym i na pytanie referendalne odpowie pozytywnie. Jednakże większość Polaków, żyjąc w kraju, chcąc nie chcąc (po)kieruje się w tym względzie perspektywa doczesną, bo zresztą przede wszystkim tej perspektywy dotyczy decyzja, którą mamy podjąć referendum. I to głównie my, Polacy żyjący w kraju, tu mający swoich najbliższych, a zwłaszcza swoje dzieci, będziemy (wspólnie z tymi dziećmi) ponosić skutki wypadkowej naszych indywidualnych wyborów. Jeśli większość nas wybierze Unię, to nasze dzieci będą żyły w Unii, w przeciwnym razie będą żyły w Polsce będącej poza UE. Nas – w odróżnieniu od Jana Pawła II – będą (w tym pierwszym wypadku) dotyczyły ciężary finansowe płacenia składki unijnej przez Polskę (ok. 500 zł za rok 2005 w przeliczeniu na jednego zatrudnionego mieszkańca Polski!) To my będziemy musieli stawić czoła wszystkiemu temu, co w Unii Europejskiej niepokoi papieża: laicyzmowi, "cywilizacji śmierci", życiu "tak, jak gdyby Boga nie było".

Czy Polak-katolik dobrze uczyni, głosując – po zachęcie ze strony papieża – w referendum TAK, jeśli potem będzie się przyglądał satysfakcji, jaką tym samym sprawi Niezależnej Inicjatywie Europejskiej (z posłem – nomen omen – Gadzinowskim na jej czele), którą założył Jerzy Urban w celu przystosowania Polski do NEGATYWNYCH "standartów unijnych"? Polska w Unii to trudniejsza obrona przed "wolnością od pasa w dół"; ufam, że nie o to chodzi papieżowi-Polakowi? Polska w Unii to także utrwalenie socjalizmu, a więc – biurokracji, wzrostu podatków, drożyzny, kryzysu gospodarczego, bezrobocia i innych "plag egipskich"; ufam, że nie po to prymas Wyszyński i papież Wojtyła przeprowadzali swój, nasz naród przez Morze Czerwone socjalizmu (jak Mojżesz – Hebrajczyków przez geograficzne Morze Czerwone), abyśmy mieli znaleźć się w Obozie Socjalistycznym au rébour? Mieliżbyśmy spokojnie głosować "TAK" w referendum, aby potem przyglądać się, jak zaciera ręce z zadowolenia Jerzy Urban, który już nieraz okazywał w bardzo nieelegancki sposób lekceważenie i pogardę osobie Jana Pawła II?

Albo może inaczej: czy rozumni rodzice doradzaliby swojemu dziecku, wahającemu się co do wyboru współmażonka, podjęcie podobnego ryzyka? Synowi – ożenek z tzw. kobietą upadłą, albo córce – wyjście za mąż za stręczyciela? Myślę, że nie... Gdyby zaś byli to ludzie biegli w "Piśmie Świętym", powołaliby się raczej na radę św. Pawła Apostoła: "A skądże zresztą możesz wiedzieć, żono, że zbawisz twego męża? Albo czy jesteś pewien, mężu, że zbawisz twoją żonę?" ("Pierwszy list do Koryntian", rozdz. 7, w. 16). Czy jesteś pewien, Polaku, że nawrócisz Holendra? Sapienti sat...

Toruń, 21 maja 2003 r.

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]


Ostatnio zmieniony przez Konrad Turzyński dnia Pon Lip 20, 2009 7:08 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Pią Maj 30, 2008 2:21 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Co za zbieg okoliczności!

MNIEJ WIĘCEJ JEDNOCZEŚNIE:

1) J. Św. papież Benedykt XVI powiedział (bez wymieniania nazwy UE), że popiera dążenia Białorusinów do wolności (http://www.polskieradio.pl/iar/wiadomosci/artykul52568.html).

2) Wpływowa postać Unii Europejskiej p. Javier Solana sformułował warunki przyjęcia Białorusi do UE – wg niego niepodległości Białoruś ma wystarczająco dużo, a tylko demokracji jeszcze nie dosyć (http://www.cafebabel.com/pl/article.asp?T=T&Id=6249).

3) Natomiast na Białorusi są zbierane podpisy na rzecz starań o przyjęcie w przyszłości tego kraju do UE (http://wiadomosci.onet.pl/1758356,12,1,1,,item.html).


Przypominam zatem pobratymcom zza Niemna:

"jak nie Unia, to Białoruś, a jak Unia, to też Białoruś!".

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Pon Cze 02, 2008 10:27 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Konrad Turzyński napisał:
Zawód uczynił mi... papież Jan Paweł II. Hasło, które z jego ust padło, to "od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej!". Jak gdyby to następstwo było czymś naturalnym. Do tego czasu rozmaite wypowiedzi papieskie były nie całkiem jednoznaczne, powoływali sie na nie i zwolennicy, i przeciwnicy przystąpienia Polski do UE. Wypowiedź z audiencji udzielonej Polakom w maju 2003 r. była JEDNOznaczna. Ani wtedy nie akceptowałem jej, ani dzisiaj nie akceptuję.

Będę w tym momencie bronił wypowiedzi papieża Jana Pawła II, ponieważ uważam że Jego słów nie należy interpretować wprost. Myślę że papież postrzegał polską obecność w Unii Europejskiej jako wybór, a jednocześnie jako misję. Tezę taką zdaje się potwierdzać Jego ogólnie znane, bezkompromisowe stanowisko w sprawach wiary i moralności. Co więcej uważam że Polska ma szansę stać się raz jeszcze, takim wyszydzanym przez co niektórych przedmurzem, ma szansę być tym który postawi tamę nadchodzącej fali laicyzacji i co nie mniej niebezpieczne, choć być może trochę dalej odsunięte w czasie, naporowi innych z punktu widzenia religii wizji świata, za szczególnym uwzględnieniem Islamu. Uważam że zapatrzeni na sprawy gospodarcze i bieżącą globalną rozgrywkę polityczną, nie zauważamy jakby tego co już w niektórych regionach świata daje znać o sobie, a co w przyszłości może stać się naszym zasadniczym problemem, mianowicie konfliktu idei przeniesionego z ludzkiego przyziemia na wyżyny Boskie.





Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum