Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wrocław jako twierdza podziemnej Solidarności

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mariusz kresa
Stały Bywalec Forum


Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 51

PostWysłany: Pią Gru 15, 2006 11:26 pm    Temat postu: Wrocław jako twierdza podziemnej Solidarności Odpowiedz z cytatem

KRESOWIACY

Przy okazji obchodzonej we Wrocławiu 25-rocznicy stanu wojennego wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego Wrocław stał się twierdzą „Solidarności” i niezłomności podziemia. Do miasta zjechał prezydent Lech Kaczyński, bohaterowie tamtych dni, a także wielu znakomitych historyków, którzy wygłaszali na dwudniowej sesji referaty poświęcone stanowi wojennemu.

Pragnę dorzucić cegiełkę z punktu widzenia twórcy i środowisk artystycznych i naukowych. Otóż upatruję dwie główne przyczyny powstania we Wrocławia najsilniejszego w kraju po stanie wojennym ruchu oporu. Pierwszą był fakt, iż Wrocław stał się spadkobiercą wartości moralnych, intelektualnych i duchowych zakorzenionych tutaj przez wygnańców z polskich przedwojennych Kresów, ze Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola i innych regionów dawnej Polski.

Drugą zaś, iż w latach 1965-75 rozwinął się w mieście najsilniejszy w kraju ruch awangardowy z literaturze i sztuce. Oto kilka słów na ten temat. O klimacie duchowym miasta w podstawowej mierze decydują środowiska naukowe i kulturalne, inteligencja twórcza, uczelnie, pisarze, artyści.

To, jakie płyną od nich sygnały, często przesądza o charakterze aglomeracji, jej obliczu i znakach rozpoznawczych. Szczególnie to jest ważne, gdy zarówno jednostce, jak i społeczeństwu zagraża utrata wolności lub wolności są już pozbawione. Zachowanie elit, ich priorytety moralne, styl życia, a także konkretne, indywidualne cechy i postawy rzutują na sposób myślenia, postępowania i zachowania grupowe.

We Wrocławiu życie tuż po wojnie zaczynało się od nowa. Niemcy opuścili miasto, a ci, którzy zostali, nie mieli żadnego wpływu na kształtowanie się nowej rzeczywistości. Dawne tradycje czeskie i germańskie zostały jakby unieważnione. Nie można się było do nich odwoływać. Były dla systemu nie do przyjęcia, obce i groźne. Nieważne, że we Wrocławiu nieustannie splatały się odmienne nurty kulturowe, komuna kazała na to zamykać oczy.

Wprawdzie istniała eklektyczna architektura, symbole cywilizacyjne, znaki urbanistyczne, obrazujące różne style i epoki, i ich się nie dało skasować, ale przecież ludzie nie murami żyją. Do miasta napływali uchodźcy głównie ze Wschodu, z Kresów wschodnich.

Największą i najbardziej jednolitą mentalnie grupę przybyszy stanowili wygnańcy z Wołynia, Podola i Pokucia, ze Lwowa, Tarnopola, Stanisławowa, a także po części z Wilna i północnych Kresów. I to, co z sobą z Kresów przywieźli, tutaj się zakorzeniało. Wbrew ideologicznym naciskom we Wrocławiu zakotwiczała się lwowska mentalność, dowcip, poczucie humoru, dystans do życia, obyczaje. Tutaj świat nauki i kultury krok po kroku, twardo i nieustępliwie, wyrąbywał sobie w miarę możliwości korytarz wolności już od pierwszych dni po osiedleniu. Tu zainstalowała się przywieziona ze Lwowa biblioteka Ossolińskich. Potem pomnik Fredry. Panorama Racławicka.

Coraz więcej pamiątek. Nawet ocalałe z pożogi wojennej i banderowskich gwałtów ołtarze, święte obrazy, dokumentacja. Wbrew oficjalnym doktrynom, powstawały w starym stylu kabarety, kawiarnie, restauracje, utrwalał się dawny sposób życia i myślenia. Tutaj żartem, humorem i brawurową satyrą ( Andrzej Waligórski) odpychano nadciągające widmo zniewolenia. Oczywiście, że nie było to łatwe. I sporo ludzi się dało uwieść komunistycznej doktrynie. Ale to tutaj, dzięki temu splotowi zdarzeń, napięciu mądrych filozofii działania i myślenia, narastała gwałtowna potrzeba zbudowania sensownej architektury życia intelektualnego i artystycznego.

Nic dziwnego, że we Wrocławiu nie zafunkcjonował realizm socjalistyczny w takim stopniu, jak gdzie indziej. Wrocławska ironia, dystans i kpina degradowały go i spychały na margines. A szarogęsił się głównie w stolicy, a nawet w konserwatywnym Krakowie. A pokażcie mi we Wrocławiu choćby jednego wybitnego pisarza, który by ślepo naśladował sowiecki styl myślenia w literaturze i był wpatrzony w socrealistyczną doktrynę. Pokażcie taki stopień zniewolenia jak pisarzy warszawskich.

Wielki Tymoteusz Karpowicz milczał przez blisko dziesięć lat (1948-1957), a nie sprzedał się marnej ideologii. Ukąszenie Hegla nie dotknęło tak silnie wrocławian, bo mieli antidotum
na truciznę w postaci śmiechu, humoru, lwowskiej kpiny i kresowego dowcipu. Tutaj twórcy nie poddawali się masowo rusyfikacji. Mieli nad sobą parasol ochronny kresowej dumy i naukowej dociekliwości. By pojąć przynajmniej w części genius loci i genius saeculi, trzeba poznać w wielkim skrócie tajniki grodu, jego skomplikowaną, podaną w pigułce, historię nauki i kultury.

Już w pierwszym roku po wojnie powstawały tu pierwsze kabarety, które pozwalały nabrać do wydarzeń dystansu i zastanowić się nad grozą nadchodzących dni. Odbijały się wzorce życia kulturalnego Lwowa i Stanisławowa, pojawiały się kawiarnie w starym stylu, odtwarzały się dawne obyczaje, konserwowała się mentalność. Nic dziwnego, że marksistowskie idee znajdowały natychmiast swoją kontrę w literaturze i sztuce.

Tutaj zjawili się po wojnie najwybitniejsi profesorowie Uniwersytetu Lwowskiego, a także z innych lwowskich szkól wyższych, uczeni, artyści, pisarze, żeby wymienić tylko profesorów: Hugona Steinhausa ze słynnej lwowskiej szkoły matematycznej, Jana Trzynadlowskiego, Czesława Hernasa, znakomitych humanistów, Jerzego Łanowskiego, znawcę Teokryta i Meandra, Eugeniusza Gepperta i Stanisława Dawskiego, wybitnych malarzy, czy Artura Młodnickiego aktora o wyjątkowym talencie.

I oni, i tacy jak oni, nadawali ton życiu umysłowemu miasta. Wpływali na postawy ludzkie, zachowania wielu środowisk, określali stosunek do rzeczywistości, często pełen dystansu. Stawali się tarczą ochronną przed nawałą głupoty, prymitywizmu i chamstwa oficjalnej propagandy. W jakimkolwiek kierunku nauki, literatury, czy sztuki nie spojrzeć, jawią się nazwiska uczonych ze Lwowa i – szerzej, z Kresów.

Ich styl życia, szerokie horyzonty myślowe, ogromne poczucie odpowiedzialności za to, co czynią, a równocześnie umiejętność dystansowania się do własnej powagi, przybliżały ich do lokalnej społeczności jako ludzi żywych, z wadami i śmiesznostkami, którzy potrafią się śmiać sami z siebie i umiejętnie, z mądrą zadumą patrzeć na różne niedogodności życia. Taka postawa budziła szacunek, przynosiła lwowski powiew wolności. W takiej atmosferze trudniej ulega się zniewoleniu i ma się siłę na przeciwstawianie nonsensom i paradoksom epoki.

Dlatego w zniewolonym społeczeństwie Wrocław wydawał się być, relatywnie, oazą wolności. Na każdy atak państwowej bzdury odpowiadał humorem, chichotem, czy dystansem. A duma, czy honor wyniesione z Kresów, nie pozwalały identyfikować się z pospolitością i banałem kiczowatego komunizmu. Toteż środowiska opozycyjne tak silnie związane były z wrocławskimi uczeniami, a szczególnie z Politechniką, gdzie także żył duch Kresów. Na uczelniach i w szkołach powstawały tajne organizacje młodzieżowe i struktury podziemne.

INTELEKTUALIŚCI – ARTYŚCI

W najciekawszym dla miasta okresie, w latach 1965-1975, Wrocław zaroił się od nowych idei w literaturze, teatrze, muzyce i sztukach plastycznych. Swoją szkołę poezji lingwistycznej wykuwał mistrz języka polskiego, Tymoteusz Karpowicz, wbijając młodym twórcom, a były ich setki, do głowy wieloznaczność świata i udowadniając, iż nie da się ją zamknąć w klatce socrealizmu.

Wieloznaczność jego poezji i całego nurtu wrocławskiej poezji lingwistycznej stała się sztandarem wolności intelektualnej. Nikt już nie mógł się zadowolić stereotypami, sztampą i banałem. Raz posmakowana wolność języka parła do przodu. A wraz z nią wolność myśli, przekonań i ludzkich wyborów.

Mocno wsparli Karpowicza - Jerzy Grotowski, genialny nowator, ze swoimTeatrem Laboratorium, którego sława przekraczała Europę i Ludwik Flaszen, znakomity krytyk literacki i wybitny intelektualista. Dołączył do nich Henryk Tomaszewski ze swoją Pantomimą. Na inne tory myślenia kierował najwybitniejszy przedstawiciel poezji konkretnej, Stanisław Dróżdż. Wśród wrocławskich plastyków trwała wielka debata o sensie sztuki i nowych prądach w świecie. Nic dziwnego, że zarówno wiersze Karpowicza, jak i nowa doktryna teatru ubogiego,a także nowatorskie idee pantomimiczne, sączyły w umysłach młodych ducha odnowy.

Żądały odkłamania rzeczywistości, odsłonięcia martwej tkanki, zdarcia maski i zajrzenia za kulisy wydarzeń. I potem ci młodzi ludzie, uczniowie, studenci, inżynierowie, magistrzy polonistyki i historii, fizycy i matematycy, a także młodzi robotnicy organizowali podziemne struktury opozycyjne. Powstawały nieopisane do dzisiaj liczne ogniwa studenckich buntów, a uczniowie szkół średnich, licealiści schodzili pod ziemię ze swoimi tajnymi organizacjami. Tworzyła się we Wrocławia kuźnia wolnościowego myślenia. Nic dziwnego, że wysoką cenę za udział w ruchach wyzwoleńczych płacili po stanie wojennym wrocławscy pisarze, aktorzy, plastycy, studenci i profesorowie.

Wrocław kipiał. Tętnił nowościami. Wrzał. W początkach lat siedemdziesiątych już gołym okiem widać było, że narzucony Polsce polityczny i ekonomiczny system jest zmurszały i niewydolny. Zapadała się gospodarka, pogarszały nastroje. I tylko było kwestią czasu, kiedy to wszystko tąpnie i runie.

Tak, tutaj, we Wrocławiu działał silny i dobrze zorganizowany ruch opozycyjny. Umacniała się „Solidarność”, a po stanie wojennym zrodziła się najbardziej radykalna organizacja podziemna w kraju, Solidarność Walcząca, która nie chciała żadnych układów z komunistami. A jej przywódca, wielki wizjoner polityczny, umiejący rozpoznawać znaki czasu, Kornel Morawiecki, stał się jednym z architektów nowej Polski, sztandarem nieugiętości i odrodzenia dumy narodowej.

Śmiało można powiedzieć, że koniec lat sześćdziesiątych i pierwsza połowa lat siedemdziesiątych stanęły pod znakiem nowości, gwałtownych przemian w literaturze i sztuce, a także rodzenia się i dojrzewania nowej myśli politycznej, w rezultacie czego Wrocław został mianowany wielką twierdzą opozycji, „Solidarności”.
Stanisław Srokowski
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Servantes
Weteran Forum


Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 206

PostWysłany: Sob Gru 16, 2006 12:17 pm    Temat postu: Re: Wrocław jako twierdza podziemnej Solidarności Odpowiedz z cytatem

Cytat:
KRESOWIACY
[...]
Otóż upatruję dwie główne przyczyny powstania we Wrocławia najsilniejszego w kraju po stanie wojennym ruchu oporu. Pierwszą był fakt, iż Wrocław stał się spadkobiercą wartości moralnych, intelektualnych i duchowych zakorzenionych tutaj przez wygnańców z polskich przedwojennych Kresów, ze Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola i innych regionów dawnej Polski.


Trudno nie zgodzić się z tą diagnozą Stanisława Srokowskiego. Dobrym przykładem może być JAROSŁAW HYK z SW - przejechany przez samochód ZOMO w trakcie manifestacji 31 sierpnia '82, który w wywiadzie dla Dziennika ( http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=261&BackToCategory=2&ShowArticleId=24877 ) tak mówi o swoich korzeniach:
Mój ojciec był żołnierzem Armii Krajowej, spędził 11 lat na Syberii. Te nasze przeżycia to przedszkole w porównaniu z tym, co on miał za sobą.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum