Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

OMÓWIENIE FRAGMENTÓW KSIĄŻKI "SB A LECH WALĘSA. PRZYCZY

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
r.k.
Weteran Forum


Dołączył: 01 Gru 2007
Posty: 228

PostWysłany: Wto Cze 17, 2008 6:47 am    Temat postu: OMÓWIENIE FRAGMENTÓW KSIĄŻKI "SB A LECH WALĘSA. PRZYCZY Odpowiedz z cytatem

http://www.niezalezna.pl/index.php/article/show/id/3533
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Wto Cze 17, 2008 7:20 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

dla zachęty fragment:

Bezkarność

Kiedy w 1996 r. stwierdzono braki w wypożyczonej przez L. Wałęsę dokumentacji pojawiła się również kwestia „mikrofilmów Frączkowskiego”. W dniu 28 października 1996 r. szef UOP płk Andrzej Kapkowski poprosił L. Wałęsę o zwrot wszystkich archiwaliów: „W związku z prowadzonymi w Urzędzie Ochrony Państwa pracami inwentaryzacyjnymi i porządkowaniem zasobu archiwalnego zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zwrot dokumentów – jeśli jest Pan w ich posiadaniu – które zostały wytworzone przez b. Służbę Bezpieczeństwa dotyczące Pańskiej działalności w latach 1970-1989”. Lech Wałęsa nigdy nie odpowiedział na pismo szefa UOP. Mało tego sam wielokrotnie zaprzeczał, jakoby kiedykolwiek zabrał jakiekolwiek dokumenty. „Nie miałem zwyczaju czegokolwiek zabierać. Jak odchodziliśmy, to wszystko było porządkowane, także tajne dokumenty. Rozliczyliśmy się ze wszystkiego” – mówił wówczas Wałęsa w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. W pewnym momencie zaczął nawet twierdzić, że w ogóle tych dokumentów nie czytał: [Agnieszka Kublik:] „– Czy jako prezydent prosił Pan Urząd Ochrony Państwa o teczkę »Bolka«? [Lech Wałęsa:] – Nic takiego nie było. [A. Kublik:] – Nie kusiło Pana, by zajrzeć do swojej teczki? [L. Wałęsa:] – Pani Agniesiu – już Pani zapytała, ja odpowiedziałem. [A. Kublik:] – Nie miał Pan nigdy tej teczki w ręku? [L. Wałęsa:] – Nie oczywiście, że nie miałem. Po co te pytania”. Stwierdzenia byłego prezydenta stoją w sprzeczności z dokumentami do których dotarliśmy pisząc książkę w Wałęsie. Wynika z nich jednoznacznie, że wypożyczone dokumenty nigdy nie wróciły do archiwum UOP. Warto raz jeszcze przypomnieć, że były wśród m. in. materiały dotyczące najważniejszych obecnie osób w państwie – prezydenta Lecha Kaczyńskiego i marszałka Senatu – Bogdana Borusewicza.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
r.k.
Weteran Forum


Dołączył: 01 Gru 2007
Posty: 228

PostWysłany: Wto Cze 17, 2008 10:50 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gazeta Polska

Antoni Zambrowski

Alek, ofiara "Bolka"
Był to końcowy okres prezydentury Lecha Wałęsy
Na placu Zamkowym w Warszawie spotkałem młodego chłopaka, sprzedającego kasety magnetofonowe z nagraniem rozmowy o Wałęsie.
Był on studentem Uniwersytetu Wrocławskiego i nazywał się Aleksander Żebrowski, natomiast nagranym rozmówcą był Kazimierz Szołoch, o którym wtedy niczego nie słyszałem. Kupiłem więc jedną z kaset i tak rozpoczęła się znajomość z Alkiem.

Kazimierz Szołoch w grudniu 1970 r. był przewodniczącym Komitetu Strajkowego w gdańskiej stoczni "Lenin" – tak przynajmniej wynikało z wyjaśnień Alka – a następnie jednym z założycieli Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Byłem tym zaskoczony, gdyż z różnych opowieści Lecha Wałęsy przekazywanych przez media słyszałem, że to on był przywódcą grudniowego strajku w stoczni "Lenin". A tu jakiś Kazimierz Szołoch opowiada o strajku i o swojej roli przewodniczącego Komitetu Strajkowego.

Odmienny stosunek do Wałęsy

Wcześniej miałem szczęście poznać Kazimierza Świtonia, pomysłodawcę i założyciela Wolnych Związków Zawodowych na Górnym Śląsku, oraz Andrzeja Gwiazdę i Anię Walentynowiczową, założycieli Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Czytałem zamieszczony w drugoobiegowym "Robotniku Wybrzeża" znakomity artykuł Ani "Szczera dyskusja nad antrykotem", opowiadający z humorem o wizycie Edwarda Gierka w stoczni "Lenin" w kolejną rocznicę jego pierwszej wizyty u stoczniowców. Za ten artykuł wyrzucono Anię z pracy, co wywołało sierpniowy strajk 1980 r. Podczas pobytu Ani w Warszawie w 1983 r. nagrałem jej opowieść o życiu i działalności społecznej, nieopatrznie pozostawiając taśmę u mego przyjaciela Zygmunta Krzemińskiego ps. "Kmicic". Gdy byłem z dziećmi na letnich wakacjach, Zygmunt pokłócił się z Anią i ta zmusiła go do skasowania tej niezmiernie ciekawej relacji. Do dziś nie mogę tego przeboleć. Już wtedy zorientowałem się, że Andrzej i Ania mają zupełnie odmienny od mego stosunek do Wałęsy. W czym rzecz, zrozumiałem dopiero po obaleniu przez prezydenta Wałęsę rządu Jana Olszewskiego i ujawnieniu rewelacji Antoniego Macierewicza o współpracy Wałęsy z SB.

Tarapaty z taśmą

Kolportowana przez Alka Żebrowskiego taśma z zapisem rozmowy z Kazimierzem Szołochem oprócz znanych już faktów, że Lech Wałęsa jako młody robotnik stoczni uległ presji SB i sypnął swoich kolegów, zawierała interesującą relację o jego akcesie do Wolnych Związków Zawodowych. Szołoch opowiadał, że związkowcy otwarcie powiedzieli Wałęsie: Lechu, my ci nie ufamy, bo donosiłeś na nas do SB. On na to odpowiedział: Ludzie, nie miałem wtedy wyboru, bo by mnie zabili. Ale teraz przyrzekam wam, że będę uczciwym Polakiem. Pod tym warunkiem został przyjęty.

Wkrótce Alek odwiedził mnie w redakcji "Tygodnika Solidarność", by poskarżyć się, że policja nie daje mu kolportować jego kasety. Pokazał zdjęcia z akcji przy wejściu do Akademii Sztuk Pięknych na Krakowskim Przedmieściu, gdzie miał rozstawiony stolik. Była tam masa radiowozów policyjnych – więcej niż w sierpniu 1985 r., kiedy aresztowano uczestników pikiety sklepu monopolowego prowadzonej w ramach akcji Ruchu Otrzeźwienia Narodu. Mimo że wtedy był PRL, a tym razem III Rzeczpospolita, mająca być państwem prawa.

Nieznani sprawcy

Po pewnym czasie zostałem zaalarmowany, że Alek wpakował się w jeszcze większe nieszczęście. Gdy wracał do rodzinnej Świdnicy na Dolnym Śląsku, na dworcu we Wrocławiu napadł na niego jakiś menel i uderzył butelką w głowę. Alek poszedł z tym na posterunek policji i usłyszał dobrą radę, by się w coś uzbroił, jeśli się czuje niepewnie. – Panie Żebrowski – powiedział policjant – w obronie własnej może pan się posłużyć każdym narzędziem.

Wobec tego Alek udał się do budki "Ruchu" i kupił nóż turystyczny. W samą porę, gdyż na stacji przesiadkowej napadło na niego (co za zbieg okoliczności!) aż trzech meneli. Alek w obronie własnej użył noża i jednego z nich zranił ze skutkiem śmiertelnym, drugiego tylko zranił, trzeci salwował się ucieczką. Chłopak poczekał na przybycie policji, został zatrzymany i osadzony w areszcie śledczym. W owym czasie miała miejsce pod Warszawą głośna sprawa małżeństwa Borowików, którzy postrzelili śrutem złodzieja kabla energetycznego. Również ze skutkiem śmiertelnym. W obronie państwa Borowików stanęły wpływowe czynniki III Rzeczypospolitej i osadzona na ławie oskarżonych pani Borowikowa została uniewinniona w majestacie prawa.

Dlaczego UOP?

Ponieważ nie było mowy o zwolnieniu Alka, by odpowiadał z wolnej stopy, o co zabiegali jego obrońcy z kancelarii adwokackiej w Wałbrzychu wraz z mym naczelnym redaktorem Andrzejem Gelbergiem, podejrzewaliśmy podtekst polityczny w tej całej historii. Zostałem wysłany do Świdnicy, aby zebrać materiał do artykułu interwencyjnego. Odnalazłem tam rodzinę Alka i rozmawiałem z sędzią, który badał sprawę. Zarzekał się, że nie ma w niej żadnych podtekstów politycznych i chodzi jedynie o wyraźne przekroczenie granic obrony koniecznej. Do widzenia z Alkiem w areszcie śledczym mimo moich nalegań nie doszło, więc po powrocie do redakcji zrelacjonowałem szefowi, że wszystko jest w porządku. Tymczasem Alka skierowano na badania psychiatryczne, z których uciekł i ponownie odwiedził mnie w redakcji. Dowiedziałem się, że był bardzo źle traktowany przez służbę więzienną, kilkakrotnie dotkliwie pobity, zaś sędzia wyraźnie demonstrował wobec niego swą niechęć do "Solidarności".

Alek ukrywał się u przyjaciół w Warszawie, ale został namierzony przez funkcjonariuszy UOP i ponownie aresztowany. To, że w zwykłej sprawie o przekroczenie granic obrony koniecznej poszukiwała go nie policja, lecz UOP, dawało wiele do myślenia. Jeszcze więcej – drakoński wyrok: 10 lat pozbawienia wolności. Próbowałem odnaleźć go w zakładzie karnym, ale Centralny Urząd Więziennictwa nie udostępnił mi odpowiednich informacji. Słyszałem, że podczas rozprawy rewizyjnej Alek chciał, by w jego obronie zeznawała jego koleżanka, Agata Buzkówna – córka premiera Jerzego Buzka.

Więcej go nie spotkałem i nic nie wiem o jego dalszych losach. Jedynym śladem naszej znajomości pozostał mój artykuł z końca lat dziewięćdziesiątych na łamach "Najwyższego Czasu!", w którym stawałem w obronie Alka.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
r.k.
Weteran Forum


Dołączył: 01 Gru 2007
Posty: 228

PostWysłany: Wto Cze 17, 2008 11:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdzie są akta TW „Bolka”
Piotr Gontarczyk, Sławomir Cenckiewicz 17-06-2008, ostatnia aktualizacja 17-06-2008 06:07

Po obaleniu rządu Jana Olszewskiego prezydent Wałęsa otrzymał zgromadzoną na jego temat dokumentację SB. Zwrócił ją po kilku miesiącach – zdekompletowaną. Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent był „Bolkiem” – piszą historycy


O istnieniu agenta „Bolka” opinia publiczna dowiedziała się dokładnie 16 lat temu. Wówczas minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz, realizując słynną uchwałę z 28 maja 1992 r., przekazał Sejmowi RP informację, iż pod pseudonimem tym w ewidencji operacyjnej gdańskiej SB w latach 1970 – 1976 r. figurował prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Wałęsa.

Ale sprawa TW „Bolek” była dobrze znana poprzednikom ministra Macierewicza. Obejmując kierownictwo MSW, wspomniany dostał od swego poprzednika Andrzeja Milczanowskiego kopertę z kilkunastoma dokumentami dotyczącymi prezydenta. Wśród nich były m.in. oryginalna karta z kartoteki, wedle której w latach 70. Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB. Analogiczne informacje podawał znajdujący się w kopercie wydruk z tzw. Zintegrowanego Systemu Karotek Operacyjnych, głównej bazy komputerowej bezpieki. Szereg innych dokumentów na temat przeszłości Wałęsy znaleźli pracownicy Wydziału Studiów powołanego już przez ministra Macierewicza.

Był wśród nich m.in. „Kwestionariusz Ewidencyjny osoby podlegającej internowaniu z 28 listopada 1980 r.”. W krótkiej charakterystyce personalnej ówczesnego przywódcy „Solidarności” napisano: „członek komitetu strajkowego, 29.12.1970 pozyskany do współpracy z SB. W okresie 1970 – 1972 przekazał szereg informacji dotyczących negatywnej działalności pracowników stoczni”.

Ciekawe archiwalia udało się odnaleźć w Delegaturze UOP w Gdańsku. Wprawdzie oryginalnej teczki personalnej i teczki pracy TW nigdzie nie było, ale w 1991 r. zidentyfikowano kilkadziesiąt doniesień TW „Bolek” zachowanych w sprawach prowadzonych przez gdańską SB. Donosy te dotyczyły przede wszystkim pracowników Wydziału W-4 i członków komitetu strajkowego funkcjonującego w Stoczni Gdańskiej w grudniu 1970 r. Były to miejsca i środowiska nierozerwalnie związane z życiorysem Wałęsy. Autentyczność dokumentacji zebranej w 1992 r. przez kierownictwo UOP nie budziła wątpliwości.

Odnalezione doniesienia powstały zgodnie z zasadami kancelaryjnymi obowiązującymi w SB i umieszczone były w kolejnych tomach akt w czasie rzeczywistym. Znajdująca się na nich numeracja stron stanowiła ciągłość z sąsiadującymi dokumentami, a nadto wykonana była tym samym środkiem kryjącym i przez tę samą osobę. Poszczególne tomy posiadały spisy treści, były przesznurowane i opieczętowane pieczęciami „KW MO Gdańsk” jeszcze w latach 70. Dokonanie w nich jakichkolwiek manipulacji post factum bez pozostawienia wyraźnych śladów było wykluczone. Oryginalna karta ewidencyjna z kartoteki dotycząca prezydenta nie pozostawiała cienia wątpliwości, kto ukrywał się pod pseudonimem Bolek.

Na podstawie tak zgromadzonej dokumentacji Wałęsa został umieszczony przez ministra Macierewicza na jego słynnej liście przekazanej parlamentowi 4 czerwca 1992 r. Jednak jeszcze tego samego dnia, przy walnym uczestnictwie ówczesnego prezydenta, rząd Jana Olszewskiego został odwołany i ujawnianie archiwów SB zablokowane. Sprawa kontaktów Wałęsy z SB z wielu powodów nie została należycie zbadana i wyjaśniona przez następne kilkanaście lat.

Dziś legendarny przywódca „Solidarności” powtarza, że dokumenty dotyczące tej sprawy to szczątkowe, nic nieznaczące „świstki” rzekomo spreparowane przez SB. Rzeczywiście, wiele istotnych dokumentów dotyczących tej sprawy nie zachowało się do naszych czasów. Większość z nich „wyprowadzono” z archiwum UOP na początku lat 90. Kluczową rolę w tej operacji odegrał sam Wałęsa.

Ludzie Wałęsy biorą MSW

Po obaleniu rządu Jana Olszewskiego w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 r. ludzie prezydenta Wałęsy szykowali się do przejęcia kontroli nad MSW. Ministrem spraw wewnętrznych miał zostać Andrzej Milczanowski, zaś szefem UOP – Jerzy Konieczny. Nim jednak pokonali wszystkie bariery formalne, prezydent Wałęsa miał zadzwonić do szefa UOP Piotra Naimskiego z jednoznacznym komunikatem: „Nie ruszać żadnych papierów i czekać”.

Zanim nowa ekipa zdołała przejąć obowiązki, Naimski powołał sześcioosobową komisję, która dokonała inwentaryzacji dokumentów dotyczących urzędującego prezydenta RP. W jej skład wchodzili m.in. zastępca szefa UOP Adam Taracha i szef Zarządu Kontrwywiadu UOP Konstanty Miodowicz. Komisja stworzyła „Protokół z przeglądu akt archiwalnych dotyczących agenturalnej działalności Lecha Wałęsy w latach 1970 – 1976 r.” enumeratywnie wymieniający wszystkie dokumenty, które do 4 czerwca 1992 r. zgromadziło w tej sprawie kierownictwo MSW.

W nocy z 5 na 6 czerwca 1992 r. nowa ekipa weszła do budynku UOP. Pierwszym obiektem zainteresowania Milczanowskiego i Koniecznego stała się kasa pancerna ministra Antoniego Macierewicza. Ponieważ nie było w niej dokumentów dotyczących Wałęsy, obaj pierwsze kroki skierowali do gabinetu Piotra Naimskiego. Tu protokolarnie przejęli wszystkie znajdujące się tam akta archiwalne dotyczące prezydenta. Protokół ten zachował się do naszych czasów i wymienia dokładnie te same dokumenty, które wcześniej spisano w „Protokole z przeglądu akt archiwalnych dotyczących agenturalnej działalności Lecha Wałęsy w latach 1970 – 1976 r.”. Były wśród nich m.in. oryginalna karta ewidencyjna Wałęsy z informacją, iż był on do 1976 r. tajnym współpracownikiem wyeliminowanym z sieci agenturalnej z powodu „niechęci do współpracy”, a także podający analogiczne informacje wydruk z bazy komputerowej byłej SB oraz wspomniany już kwestionariusz osoby przeznaczonej do internowania. W ręce Milczanowskiego dostały się też kopie rzekomych rękopiśmiennych dokumentów TW „Bolek”, które w latach 80. kolportowała SB. Kolekcję uzupełniały liczne raporty „Bolka” znajdujące się w przywiezionych z Gdańska tomach akt archiwalnych tamtejszej SB.

Po wkroczeniu nowej ekipy, drzwi od pokoi, gdzie znajdował się Wydział Studiów, zostały zaplombowane, a na korytarzach pojawili się wartownicy z Jednostek Nadwiślańskich MSW. Współpracowników Antoniego Macierewicza, którzy pojawili się w pracy 6 czerwca 1992 r. (sobota), odizolowano w specjalnie przygotowanej sali. Były funkcjonariusz SB, a później oficer Zarządu Śledczego UOP, płk Adam Dębiec miał kierować „postępowaniem wyjaśniającym”. Wszyscy odmówili mu składania wyjaśnień, domagając się jednocześnie zinwentaryzowania zabezpieczonych archiwaliów MSW w obecności przedstawicieli Sejmu. Mimo dużej wiedzy, jaką dysponowali, natychmiast wyrzucono ich z pracy.

Teczka „Bolka” w Belwederze

Około 6 – 7 czerwca 1992 r. za zgodą ministra Andrzeja Milczanowskiego Wałęsie udostępniono zgromadzoną na jego temat dokumentację. Prezydent oglądał ją w gabinecie szefa kontrwywiadu UOP płk. Konstantego Miodowicza. W lipcu lub sierpniu 1992 r. prezydent ponownie zwrócił się do Milczanowskiego o możliwość przeczytania akt, tym razem w Belwederze. Otrzymał na to zgodę. Szef Zarządu Śledczego UOP płk Wiktor Fonfara zapisał w notatce służbowej: „polecenie dostarczenia ich Prezydentowi otrzymał ówczesny Szef UOP Jerzy Konieczny oraz ja. Materiały osobiście zawieźliśmy Prezydentowi, który pokwitował ich odbiór na odwrocie protokołu zawierającego szczegółowy spis ich zawartości”.

Polecenia wydawane przez ministra Milczanowskiego budzą zasadnicze wątpliwości. Do najpoważniejszych należy kwestia, na jakiej podstawie prawnej i w jakim celu szef MSW przekazał Lechowi Wałęsie komplet kompromitujących go dokumentów. Udostępnienie ich w budynku UOP, tak jak to miało miejsce w czerwcu 1992 r., lub ewentualne przesłanie do Belwederu kopii można potraktować jako działania zgodne z obowiązującymi przepisami. Ale przekazanie oryginałów, to już inna sprawa.

Przede wszystkim warto wspomnieć, że akta te były opatrzone klauzulami tajności, a w UOP istniały stosowne zasady obiegu takich dokumentów. Przekazanie niejawnych akt archiwalnych SB dotyczących TW „Bolek” prezydentowi Lechowi Wałęsie z pominięciem wszelkich obowiązujących zasad i procedur, kancelarii tajnych etc. budzi zastrzeżenia. Nie tylko naruszało to obowiązujące reguły prawa, lecz także narażało ważne akta urzędowe na ich bezpowrotne utracenie. Co też niebawem się stało.

Paczka z dokumentami dotyczącymi TW „Bolek” wróciła do MSW 22 września 1992 r. Na pierwszy rzut oka było widać, że dokumenty zostały zdekompletowane. Zniknęły najważniejsze dokumenty dotyczące sprawy: oryginał karty ewidencyjnej Lecha Wałęsy, kopie doniesienia i pokwitowań tego TW, a także inne dokumenty wskazujące, że „Bolkiem” był urzędujący prezydent. W poszczególnych tomach akt, które przywieziono z Gdańska 1 czerwca 1992 r., dokonano czystki. W miejscach, gdzie wcześniej znajdowały się doniesienia „Bolka”, sterczały teraz fragmenty powyrywanych kartek.

Milczanowski przekazał płk. Fonfarze polecenie udokumentowania braków, co zrobiono w postaci stosownych notatek służbowych. Zapewne po interwencji Andrzeja Milczanowskiego w Belwederze następnego dnia, 24 września 1992 r., do MSW dotarła kolejna przesyłka od Lecha Wałęsy. Koperta miała zawierać brakujące dokumenty – jak to eufemistycznie określano w dokumentach urzędowych – „zatrzymane” wcześniej przez prezydenta.

Na drugi dzień po otrzymaniu wspomnianej przesyłki materiały dotyczące Wałęsy zostały zapakowane i zamknięte w kasie pancernej. Teoretycznie wszystko było w porządku. Początkowo prezydent „zatrzymał” część kompromitujących go dokumentów, jednak po interwencji ministra Milczanowskiego zwrócił je w kopercie. Kłopot w tym, że nikt tej koperty nie otworzył. Nie było takiej potrzeby. Kierownictwo MSW zapewne wiedziało, że brakujących dokumentów w kopercie nie ma, a rzekomy zwrot dokumentów przez Wałęsę był prawdopodobnie fikcją.

Doczyszczanie

19 września 1993 r. odbyły się w Polsce wybory parlamentarne. Ich zdecydowanym zwycięzcą były SLD i PSL. Łącznie partie te (171 plus 132) zdobyły 303 mandaty. Dla Lecha Wałęsy, którego dotychczasowa siła w znacznej mierze opierała się na słabości rozdrobnionego parlamentu, groziło to utratą wpływów i kontroli nad UOP i MSW. Zapewne perspektywa utraty stanowiska przez Andrzeja Milczanowskiego spowodowała kolejne ruchy w sprawie dokumentów dotyczących TW „Bolek”, wypożyczonych wcześniej do Belwederu.

28 września 1993 r. po południu Lech Wałęsa zadzwonił do Milczanowskiego, prosząc o ponowne pilne wypożyczenie dotyczących go dokumentów. W notatce służbowej Milczanowski zapisał: „Zaproponowałem dostarczenie dokumentów do Belwederu około godz. 22.00, co Pan Prezydent zaakceptował. Następnie o powyższym powiadomiłem p. Ministra Jerzego Koniecznego. Przed godziną 22.00 razem z P. Ministrem Jerzym Koniecznym udaliśmy się do Belwederu, gdzie Pan Prezydent Lech Wałęsa osobiście od nas przyjął i pokwitował wypożyczenie całości wspomnianych wyżej dokumentów”.

Rzeczywiście, na „Protokole zapakowania i zdeponowania akt” sporządzonym przez Milczanowskiego i Koniecznego 25 września 1992 r. znajduje się odręczna adnotacja: „Wypożyczyłem 28.09.1993 r. L. Wałęsa”.

Lech Wałęsa twierdzi, że nie zabrał akt TW „Bolek” ani nigdy ich nie czytał

Prezydent zwrócił dokumentację 24 stycznia 1994 r. Wedle notatki służbowej szefa MSW: „W dniu dzisiejszym, po otrzymaniu dyspozycji Pana Prezydenta Lecha Wałęsy, udałem się w godzinach wieczornych wraz z Szefem UOP p. Ministrem Gromosławem Czempińskim do Belwederu, po odbiór całości dokumentów dotyczących osoby P. Prezydenta L. Wałęsy, a wypożyczonych Mu w dniu 28 września 1993 r. Pan Prezydent Lech Wałęsa przyjął w Belwederze mnie i Pana Ministra Czempińskiego, po czym osobiście przekazał nam paczkę z dokumentami opakowaną w brązowy papier (…) P. Minister Gromosław Czempiński w mojej obecności paczkę z dokumentami opieczętował okrągłą pieczęcią o treści „Szef Urzędu Ochrony Państwa” i włożył do sejfu w swoim gabinecie, celem przechowywania. Andrzej Milczanowski”.

Jaki był sens ponownego wypożyczania przez Wałęsę całej dokumentacji? Otóż funkcjonariusze UOP musieli zorientować się, że za pierwszym razem akta „wyczyszczono” nieudolnie. Po działalności TW „Bolek” musiały pozostać wyraźne ślady, najprawdopodobniej w tomach akt wypożyczonych z Delegatury UOP w Gdańsku. Należy przypuszczać, że ktoś z kierownictwa MSW przekazał do Belwederu informację, iż akta należy „doczyścić”.

Po kilku latach funkcjonariusze badający tę sprawę nie mieli problemów z odtworzeniem prawidłowego przebiegu wypadków: „W paczce zwróconej przez Lecha Wałęsę w dniu 24.01.94 r. brak było nie tylko wspomnianych wcześniej notatek opisujących stwierdzone wcześniej braki, ale także dalszych 74 kart dokumentów dotyczących jego osoby, wytworzonych w b. SB i oznaczonych klauzulami »tajne« i »tajne specjalnego znaczenia«”.

Siemiątkowski: akt nie zwrócono

W lipcu 1996 r. nowy minister spraw wewnętrznych Zbigniew Siemiątkowski zwrócił się do urzędującego od kilku miesięcy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z prośbą o możliwość zbadania zawartości pakietu przesłanego przez Wałęsę do UOP: „Uprzejmie informuję Pana Prezydenta, iż w Urzędzie Ochrony Państwa znajduje się paczka zawierająca prawdopodobnie dokumenty dotyczące byłego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Wałęsy, opieczętowana z naniesioną klauzulą: »Bez zgody prezydenta RP nie otwierać«. Z uwagi na konieczność dokonania przeglądu tych materiałów, sprawdzenia ich stanu faktycznego oraz przygotowania do archiwizacji zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zgodę na otwarcie tej paczki w celu komisyjnego wykonania stosownych czynności”.

Za zezwoleniem Kwaśniewskiego komisja powołana w UOP otworzyła pakiety i dokonała spisu znajdujących się w nich dokumentów. Z dokumentu tego jasno wynikało, że wielu dokumentów wypożyczonych przez prezydenta Wałęsę brakuje: „do chwili obecnej nie zostały zwrócone do UOP następujące materiały przekazane Lechowi Wałęsie wymienione w protokole z dnia 5.06.1992 r.:

1) teczka nr I – zawierająca materiały dot. agenturalnej działalności Lecha Wałęsy,

2) teczka nr II – zawierająca materiały jak wyżej,

3) teczka nr III – zawierająca notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy,

4) teczka nr IV – zawierająca dokumenty rejestracyjne Lecha Wałęsy (…) teczka nr VI – zawierająca między innymi pokwitowania L. Wałęsy i odbioru wynagrodzenia za działalność agenturalną”. Wedle innego fragmentu sprawozdania komisji: „W tomach archiwalnych brak jest spisów zawartości oraz kart w ilości: w tomie II – 14 kart; w tomie III – 20 kart; w tomie IV – 99 kart; w tomie V – 17 kart; w tomie VI – 27 kart”.

Po otrzymaniu sprawozdania Siemiątkowski pisał do prezydenta Kwaśniewskiego: „nie zostały zwrócone do chwili obecnej m.in. dokumenty dotyczące agenturalnej działalności Lecha Wałęsy, notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy, jego dokumenty rejestracyjne, pokwitowania Lecha Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną, analiza sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. „Bolek”, ekspertyzy kryminalistyczne i inne, a także materiały dokumentujące przepływ korespondencji między Lechem Wałęsą w okresie sprawowania przez niego funkcji Prezydenta a UOP”.

W miejscach, gdzie wcześniej znajdowały się doniesienia „Bolka”, sterczały fragmenty powyrywanych kartek

24 września 1996 r. szef UOP płk Andrzej Kapkowski zwrócił się pisemnie do Lecha Wałęsy o oddanie brakujących akt: „Zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zwrot dokumentów – jeśli jest Pan w ich posiadaniu – które zostały wytworzone przez b. Służbę Bezpieczeństwa dotyczące Pańskiej działalności w okresie 1970 – 1989. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń uprawnione jest przypuszczenie, iż część tej dokumentacji, która była udostępniana Panu w latach 1992 – 1994 przez ministra p. A. Milczanowskiego […] może znajdować się w Pańskim archiwum prywatnym”.Na pismo to Wałęsa nigdy nie odpowiedział.

„Wałęsowicze” w gdańskim UOP

Podobne jak w centrali MSW działania ukierunkowane na zatarcie śladów działalności TW „Bolek” podjęto w Delegaturze UOP w Gdańsku. Pierwszym krokiem było usunięcie płk. Adama Hodysza, który w 1992 r. przekazał Macierewiczowi akta „Bolka” i zapewne nie zgodziłby się na dokonywanie zniszczeń i manipulacji w archiwum. Jego dni były więc policzone.

W pierwszych dniach września 1993 r. w Gdańsku pojawił się płk Gromosław Czempiński, który wręczył Hodyszowi odwołanie. Jego obowiązki przejął protegowany Wałęsy mjr Henryk Żabicki – doświadczony funkcjonariusz SB, były lektor KW PZPR i członek egzekutywy POP gdańskiej SB, a w 1989 r. kandydat na delegata XI Zjazdu PZPR. Jego zastępcą został kpt. Zbigniew Grzegorowski – również były oficer SB.

Obaj w latach 80. byli w zespole zajmującym się inwigilacją Wałęsy. W czasie tzw. transformacji ustrojowej w latach 1989 – 1990 Żabicki i Grzegorowski zaczęli utrzymywać bliskie relacje z przywódcą „Solidarności” jako funkcjonariusze BOR ochraniający Wałęsę. Ze względu na ścisłe kontakty Żabickiego i Grzegorowskiego z prezydentem obu nazywano „wałęsowiczami”. Milczanowski zaprzeczał, jakoby za zmianami personalnymi w gdańskiej Delegaturze stał prezydent, jego słowa publicznie zdezawuował jednak sam Wałęsa.

Od objęcia przez nową (starą) ekipę SB kierownictwa gdańskiej Delegatury UOP pomiędzy mjr. Żabickim i jego ludźmi a naczelnikiem Wydziału Ewidencji i Archiwum por. Krzysztofem Bollinem, który znalazł donosy „Bolka” w 1991 r., rozpoczęła się gra. Bollin starał się zabezpieczać ślady działalności tego agenta, a jego przełożeni mieli przeciwne intencje. Pewnego dnia jeden z członków nowej ekipy zaproponował, żeby Bollin usunął kolejny ślad działalności TW „Bolek”.

Była to notatka datowana na 19 stycznia 1971 r., z której wynikało, że wspomniany tajny współpracownik zidentyfikował dla SB jednego z przywódców rewolty grudniowej w Gdańsku, pracownika stoczni Kazimierza Szołocha. Obawiając się o losy znaleziska, 22 grudnia 1993 r. por. Bollin sporządził notatkę służbową dokumentującą fakt istnienia takiego dokumentu i jej kopię wysłał do centrali w Warszawie. Najprawdopodobniej na drugi dzień został odwołany. Jego stanowisko zajął bardziej związany z nowym kierownictwem, także były funkcjonariusz SB Stanisław Rybiński. Zmiany w gdańskiej Delegaturze UOP zrobiły swoje. Wkrótce notatka z 1971 r. dotycząca okoliczności rozpoznania Kazimierza Szołocha została usunięta, a na jej miejsce podrzucono inny dokument.

Hodysz kontra Żabicki

W początkach 1996 r. nowy szef UOP Zbigniew Siemiątkowski z SLD dokonał zmiany na stanowisku szefa Delegatury UOP w Gdańsku. Dotychczasowego szefa mjr. Henryka Żabickiego zastąpił ppłk Adam Hodysz. Najprawdopodobniej miał on informacje na temat tego, co działo się za poprzedniego kierownictwa, toteż zaczął dokładnie sprawdzać, co stało się z dokumentami dotyczącymi Wałęsy.

Szybko ustalono, że z archiwum usunięto kopię korespondencji wysłanej w czerwcu 1992 r. ministrowi Macierewiczowi. W ten sposób zaginął ostatni komplet około 80 stron znanych wówczas donosów TW „Bolek”. Trzej członkowie byłego już kierownictwa Delegatury: Żabicki, Grzegorowski i Rybiński wszystkiego się wypierali lub ze względu na „kłopoty zdrowotne” nie byli w stanie złożyć wyjaśnień. Doniesienie w sprawie zaginięcia akt kompromitujących Lecha Wałęsę i udziału w niej trzech funkcjonariuszy UOP skierowano do prokuratury w 1997 r.

Wówczas do kontrataku przystąpił były szef Delegatury mjr Żabicki. Zaczął przedstawiać się jako „ofiara machinacji Hodysza i Bollina”. Twierdził, że w archiwum były tylko komunikaty z obserwacji Wałęsy, a nigdy nie było w niej raportów TW „Bolek”. Te miały zostać sfałszowane przez por. Bollina i ppłk. Hodysza, o czym Żabicki poinformował prokuraturę: „stwierdzam, iż Pan Krzysztof Bollin przy wydatnym wsparciu Pana Adama Hodysza manipulując skompilowanymi i nielegalnie wytworzonymi materiałami archiwalnymi, z zemsty podjął działania zmierzające do politycznego kompromitowania b. Prezydenta Lecha Wałęsy”.

Działania Żabickiego wsparł były prezydent. Wedle doniesień prasy: „Lech Wałęsa poprosił (…) Hannę Suchocką, minister sprawiedliwości, o szczególny nadzór na śledztwem w sprawie zniknięcia tzw. teczki »Bolka«. Byłego Prezydenta zaniepokoiły informacje w prasie mówiące, jego zdaniem, o kolejnej prowokacji – fałszowaniu dokumentów w delegaturze Urzędu Ochrony Państwa w Gdańsku. Do pisma do minister Suchockiej były prezydent dołączył artykuły z »Głosu Wybrzeża« i »Gazety Wyborczej«. Dotyczą one doniesienia do prokuratury złożonego przez ppłk. Henryka Żabickiego, byłego szefa Delegatury UOP w Gdańsku, przeciwko swojemu następcy płk. Adamowi Hodyszowi”.

Ostatecznie tylko mjr. Grzegorowskiemu udało się postawić zarzuty prokuratorskie. Mógł on jednak liczyć na pomoc kolegów z SB. Były szef UOP Gromosław Czempiński, uczestnik operacji „wyprowadzania” akt TW „Bolek” w Warszawie, wsparł Grzegorowskiego obciążając płk. Adama Hodysza. Proces sądowy przeciwko Grzegorowskiego przypomina farsę. Trwa już dziesięć lat i jego końca nie widać.

Ślady po „Bolku”

Dokumenty dotyczące lustracji z 1992 r. nie były jedynymi, które zaginęły w gdańskiej Delegaturze UOP w latach 90. Z dziennika rejestracyjnego byłego Wydziału „C” KW MO Gdańsk wyrwano kartę z numerami od 12514 do 12565. Na powyższej stronie, pod numerem 12535 rejestrowany był jako TW „Bolek” Lech Wałęsa. Kolejny brak w archiwaliach stwierdzili autorzy niniejszego artykułu w czasie kwerendy w 2007 r. Chodzi o dokumentację w sprawie Lecha Wałęsy znajdującą się w aktach sprawy krypt. „Gotowość”, dotyczącej akcji internowania członków NSZZ „Solidarność” z województwa gdańskiego. Usunięto z niej „Arkusz ewidencyjny osoby podlegającej internowaniu”, który zapewne też zawierał informacje o kompromitującej przeszłości Wałęsy. Dziś dysponujemy jedynie kopią tego dokumentu, podobnie jak w wypadku kilku innych dokumentów „wyprowadzonych” w czasach prezydentury Wałęsy z archiwum UOP.

W miejsce usuwanych dokumentów podrzucano inne, których nigdy tam nie było. W tomie XXII akt sprawy kryptonim „Jesień 70” znajduje się notatka następującej treści: „Gdańsk, 16.02.1971 r. TAJNE. Notatka służbowa z dn. 16.02.1971. W dniu 16.02.1971 ob. Lech Wałęsa nie podjął współpracy jako TW. kpt. E. Graczyk. Propozycja. W związku z odmową współpracy proponuję dalszą kontrolę jego działalności na W-4 poprzez TW KLIN. kpt. E. Graczyk”.

Dokument ten miał potwierdzać, że Wałęsa nigdy nie podjął współpracy z SB. Kłopot w tym, że analiza treści dokumentu oraz jego oględziny zewnętrzne w jednej kwestii nie pozostawiają wątpliwości: dokument podrzucono w latach 90. i wszystko wskazuje na to, że jest falsyfikatem. Jednak Lech Wałęsa posługuje się nim na każdym kroku. Zamieścił go na swojej stronie internetowej i opublikował w książce „Moja III RP”.

To nie koniec. W miejsce ukradzionych doniesień TW „Bolek” podrzucono inne dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy. Jest to kserokopia analizy SOR „Bolek” sporządzona 20 kwietnia 1982 r. przez inspektora Wydziału III Departamentu V MSW ppor. Adama Żaczka (pod kryptonimem „Bolek” Wałęsa był rozpracowywany w latach 1976 – 1989, czego nie można mylić z pseudonimem TW „Bolek” z lat 1970 – 1976). Ponieważ dotyczyła ona okresu, w którym Wałęsa był rozpracowywany przez SB i sporządzono ją na potrzeby śledztwa, nie zawierała ona żadnych informacji o jego wcześniejszych kontaktach z SB. Sęk w tym, że analiza ta nie jest w sprawie dokumentem nowym. Jej oryginał zniknął wraz z innymi dokumentami dotyczącymi Wałęsy w czasie „wypożyczania” ówczesnemu prezydentowi jego akt w Warszawie. Trudno o bardziej jaskrawy dowód na to, kto był inicjatorem i zleceniodawcą machinacji dokonywanych w archiwach UOP.

Co ciekawe, Lech Wałęsa twierdzi, że nie tylko nie zabrał akt TW „Bolek”, lecz nigdy ich nie czytał. W rozmowie z Agnieszką Kublik w „Gazecie Wyborczej”, można przeczytać interesującą wymianę zdań: „Czy jako prezydent prosił Pan Urząd Ochrony Państwa o teczkę »Bolka«? [LW:] Nic takiego nie było. [AK:] Nie kusiło nigdy Pana, by zajrzeć do swojej teczki? [LW:] – Pani Agniesiu – już Pani zapytała, ja odpowiedziałem. [AK:] Nie miał Pan nigdy tej teczki w ręku? – [LW:] Nie, oczywiście, że nie miałem”.

Jednak w świetle zachowanych dokumentów nie ma większych wątpliwości, że były prezydent mija się z prawdą. Nie tylko czytał dokumenty na swój temat, lecz doprowadził do ich „wyprowadzenia” z archiwum UOP. Zresztą dotyczy to nie tylko akt TW „Bolek”, lecz także dokumentacji kilku czołowych działaczy gdańskiej opozycji, na przykład Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa i obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.Dziś były prezydent twierdzi, że dokumenty dotyczące jego współpracy z SB zostały sfabrykowane. Jeżeli tak, to dlaczego, zamiast dążyć do wyjaśnienia sprawy, z taką konsekwencją usuwał wszystkie ślady działalności TW „Bolek”?

Autorzy są historykami Instytutu Pamięci Narodowej
Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
r.k.
Weteran Forum


Dołączył: 01 Gru 2007
Posty: 228

PostWysłany: Sro Cze 18, 2008 10:06 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Fragment książki:

"SB a Lech Wałęsa: przyczynek do biografii" - fragmenty książki
dziś

Poniżej publikujemy fragmenty książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa: przyczynek do biografii". Zdaniem jej autorów Lech Wałęsa współpracował z bezpieką na początku lat 70., a później w latach 90. jako prezydent chciał to ukryć, niszcząc akta.


Pragniemy raz jeszcze podkreślić, że nasza książka nie jest biografią Lecha Wałęsy, a jedynie próbą wyjaśnienia niejasności związanych z jego przeszłością i losami archiwaliów SB. Książka ta nie jest także historią "Solidarności" kreśloną na tle sylwetki Wałęsy. Interesowały nas jedynie wątki związane bezpośrednio lub nawet pośrednio z tematem pracy - relacje Wałęsy z SB i wynikające z tego faktu konsekwencje. I tylko w kontekście tak postawionego problemu badawczego nasza praca powinna być oceniana. Nie chcemy również, by książka ta była odczytywana inaczej, jak tylko przez pryzmat naszego zawodu, którego podstawą jest odkrywanie i poznawanie przeszłości. Dotyczy to również osób znanych i zasłużonych dla Polski. "Wymiar poznawczy polega na tym - pisał Andrzej Zybertowicz - iż zarówno opozycjoniści, jak i wielu badaczy, nie potrafią, przyjąć do wiadomości możliwości, iż niektóre osoby-symbole walki z komunizmem mogą mieć swoje dodatkowe, niechętnie ukazywane - aż nie do uwierzenia - oblicze". W 1991 r. Jakub Karpiński stwierdził, że po upadku komunizmu nie sposób "pisać historii" bez zaglądania do archiwalnej spuścizny minionego reżimu. Przestrzegał jednocześnie przed tymi, którzy kwestionując znaczenie i przydatność archiwaliów aparatu bezpieczeństwa w badaniach historycznych, "przyjęli antykulturową i antyhistoryczną postawę w odpowiedzi na pojawienie się możliwości dostępu do tego źródła". Wychodzimy zatem z założenia, ze zaglądanie do archiwów byłej SB jest obowiązkiem historyka dziejów najnowszych, a nie - jak twierdzą niektórzy - babraniem się w szambie".

Czy "Bolek" to Wałęsa?

Identyfikację TW ps. "Bolek" potwierdza również zachowana w formie kserokopii notatka służbowa młodszego inspektora Wydziału III "A" KW MO w Gdańsku st. szer. Marka Aftyki z 21 czerwca 1978 r. Odnosi się ona bowiem do "analizy akt indywidualnych nr I 14713 dot[yczących] ob. WAŁĘSA LECH". Aftyka napisał w nie: "Wymieniony do współpracy z organami bezpieczeństwa pozyskany został w dniu 29 XII 1970 r. jako TW ps. "BOLEK" na zasadzie dobrowolności przez st. insp. Wydz[iału] II KW MO w Olsztynie kpt. E[dwarda] Graczyka". Podczas procesu lustracyjnego Wałęsy Aftyka "zeznał, że był w 1978 r. młodym funkcjonariuszem, pozostającym w służbie od dwóch miesięcy, któremu polecono sporządzić analizę akt TW 'BOLEK' o nr I 14713".

Prawdziwość notatki M. Aftyki potwierdza również inny dokument SB. Chodzi o kopię notatki służbowej mjr. Czesława Wojtalika i mjr. Ryszarda Łubińskiego z rozmowy, którą 6 października 1978 r. na terenie Gdańskich Zakładów Mechanizacji Budownictwa "ZREMB" wspomniani funkcjonariusze przeprowadzili z L. Wałęsą. Jej celem było "ponowne pozyskanie" Wałęsy do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Już na wstępie autor notatki mjr Wojtalik napisał: "w dniu 6 X 1978 r. w godz. 11.00-12.20, wspólnie z mjr. R[yszardem] Łubińskim, przeprowadziłem rozmowę operacyjną z ob. Lechem Wałęsą, byłym TW ps. "Bolek", aktualnie rozpracowywanym w sprawie krypt[onim] "Bolek".

Mogłem być "Felkiem"

Potwierdzenie związków L. Wałęsy z SB znajdujemy także w innych dokumentach SB, choć nie wymienia się w nich pseudonimu agenturalnego. W Arkuszu ewidencyjnym z 28 listopada 1980 r. przeznaczonego do internowania Wałęsy czytamy: "29 XII 1970 r. pozyskany do współpracy z SB. W okresie 1970-[19]72 przekazał szereg informacji dot[yczących] negatywnej działalności pracowników Stoczni". Ważnym źródłem historycznym w tej sprawie jest także oryginał Analizy stanu zagrożeń do sprawy obiektowej krypt. "MECHBUD" z 15 stycznia 1979 r. dotyczącej sytuacji w Gdańskich Zakładach Mechanizacji Budownictwa "ZREMB", w której napisano m.in., że L. Wałęsa "w czasie pracy w stoczni był wykorzystywany operacyjnie przez Służbę Bezpieczeństwa".

W kwestii identyfikacji TW ps. "Bolek" nr 12535 należy się również odnieść do pojawiających się czasem opinii na temat rzekomego istnienia w latach 1970-1976 kilkudziesięciu tajnych współpracowników Wydziału III KW MO w Gdańsku noszących wspomniany pseudonim, będących w dodatku zatrudnionych w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Wiele razy po ten argument sięgał sam L. Wałęsa: "Równie dobrze mogliby ze mnie zrobić Felka. W samym Gdańsku agentów SB o pseudonimie "Bolek" było podobno 56. Wzięli więc trochę dokumentów z różnych teczek i zrobili ze mnie pięćdziesiątego siódmego. Proste!". W rzeczywistości w latach 1970-1976 pion III gdańskiej SB dysponował łącznie czterema tajnymi współpracownikami o pseudonimie "Bolek", z czego tylko jeden - rejestrowany pod nr 12535 - pracował w Stoczni Gdańskiej, i to na Wydziale W-4. Pozostali trzej TW ps. "Bolek" nie mieli ze Stocznią nic wspólnego, a nawet nie mieszkali w Gdańsku.

Agent na L 4

Drugi z dokumentów pochodzi z 17 kwietnia 1971 r. Jest to trzystustronicowa informacja przekazana przez TW ps. "Bolek" podczas spotkania z kpt. Henrykiem Rapczyńskim w hotelu "Jantar" przy Długim Targu 19 w Gdańsku. TW PS. "Bolek" informował funkcjonariusza SB przede wszystkim o trzech strawach: przygotowania załogi Wydziału W-4 do zakłócania obchodów 1 maja, okolicznościach ponownego podpalenia siedziby KW PZPR w Gdańsku oraz Józefie Szylerze. Co ciekawe, TW PS. "Bolek" zdobył te informacje, przebywając na zwolnieniu lekarskim. Podczas spotkania z kpt. Rapczyńskim skarżył się na przełożonych z pracy (miał na myśli kierownika Wydziału W-4 Władysława Leśniewskiego i Mieczysława Umińskiego), którzy rozsiewali pogłoski, że będąc na chorobowym, chodził i namawiał do strajku. "Ktoś mi chce podstawić nogę, stwierdzam, iż na polecenie pracownika SB, będąc na chorobowym, poszedłem na Stocznię. […] Wobec powyższego szybko udałem się do domu i przestałem chorować" - stwierdził "Bolek". Za doniesienie otrzymał 500 zł wynagrodzenia. Powołując się na swoje rozmowy z Józefem Szylerem i Janem Jasińskim oraz dyskusje zasłyszane na budowanym statku, TW PS. "Bolek" poinformował SB, że pracownicy słuchają w czasie pracy radia, "które mówiło, że są rozruchy w NRD", a jeśli dojdzie do organizacji pochodu pierwszomajowego, to część załogi będzie miała na rękawach "czarne opaski na znak żałoby". W związku z tym, TW PS. "Bolek" zaproponował neutralizację organizatorów manifestacji pierwszomajowej: "Jeśli chodzi o sprawę 1 Maja, ja widzę rozwiązanie tylko przez: rozmowy z jakimś z wyższych czynników delegacjami ze strony władz. Jeśli chodzi o sprawę uczestniczenia za strony przeciwnej, to powinni w niej brać udział ludzie najbardziej zadziorni i aktywni w innym kierunku, to by rozwiązało sprawę i manifestacja jako taka mogłaby być spokojna. Jednak takie spotkania powinny gdzieś się odbyć na 3 dni przed 1 Maja". TW ps. "Bolek" miał "ustalić wszelkie dyskusje, komentarze i zmiany pracowników Stoczni Gdańskiej na temat obchodów 1-wszo Majowych". Na marginesie tego fragmentu doniesienia TW ps. "Bolek" warto dodać, że rozpoznanie osób pragnących zakłócić partyjny charakter obchodów pierwszomajowych w 1971 r. było w tym czasie jednym z priorytetów Wydziału III SB w Gdańsku. Co ciekawe, w sprawę zaangażowali się nie tylko szeregowi działacze Komitetu Zakładowego PZPR Stoczni Gdańskiej, którzy również postulowali odsłonięcie przy bramie nr 2 stoczni tablicy pamiątkowej lub nawet pomnika poświęconego pamięci poległych w grudniu 1970 r., a w przededniu 1.05.1971 r. zwierali pieniądze na wieńce i kwiaty oraz organizowali zbiorowe wyjazdy w celu odwiedzenia grobów kolegów

1 Maja zdekonspirowany

W doniesieniu złożonym kpt. H. Rapczyńskiemu 27 kwietnia 1971 r. TW ps. "Bolek" po raz kolejny nawiązał do przygotowań obchodów pierwszomajowych na Wydziale W-4. "Bolek" opisał sytuację z soboty 24 kwietnia 1971 roku, kiery to ślusarz wyposażeniowy z W-4, Bogdan Opala, zwrócił się do niego z pretensjami jako do członka Rady Oddziałowej, zarzucając mu "tchórzostwo i brak oddania się ludziom", którzy go wybrali. "Pytał się, dlaczego nie zbieramy na wieńce dla poległych. Ja odpowiedziałem, że powiem przewodniczącemu rady, a zresztą możecie powiedzieć sami. Opala wraz z innymi odnaleźli przewodniczącego] [Henryka] Lenarcika i w podobny sposób przedstawili sprawy" - relacjonował TW ps. "Bolek".

Aktywny i ofensywny

TW ps. "Bolek" był współpracownikiem aktywnym, zwłaszcza jeśli chodzi o okres będący bezpośrednim następstwem Grudnia '70 (lata 1970-1971), a także w 1972 r. Potwierdzają to zarówno wszystkie cztery zachowane doniesienia i informacje TW ps. "Bolek" (trzy z nich pochodzą z kwietnia i jedno z listopada 1971 r.), jak również wspomniany w poprzednim rozdziale spis jego donosów i przekazanych informacji sporządzony w UOP w 1992 r. (wymieniono w nim dwanaście dokumentów agenturalnych z lat 1970-1971 i dziewięć z lat 1972-1974). Tę obserwację potwierdza także treść notatki służbowej młodszego inspektora Wydziału III "A" KW MO w Gdańsku st. szer. Marka Aftyki z 21 czerwca 1978 r. z "analizy akt archiwalnych nr I 14713 dot[yczących] ob. WAŁĘSA LECH": "W latach 1970-[19]72 wymienionych już jako TW ps. >>BOLEK<< przekazywał nam szereg cennych informacji dot[yczących] negatywnej działalności pracowników Stoczni".

TW ps. "Bolek" był za swoją działalność wynagradzany finansowo, co potwierdza m.in. informacja oficera prowadzącego będąca uzupełnieniem do jego donosu z 17 kwietnia 1971 r. W swojej notatce M. Aftyka napisał: "Za przekazane informacje był on wynagradzany i w sumie otrzymał 13100 zł; za wynagradzanie brał bardzo chętnie". Nawet w okresie mniejszej aktywności TW ps. "Bolek" "żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej". Trudno natomiast określić, na ile prawdopodobną jest hipoteza, że agenturalna działalność TW ps. "Bolek" wpłynęła na decyzję dyrekcji Stoczni Gdańskiej z 16 października 1972 r. o przyznaniu L. Wałęsie mieszkania służbowego przy ulicy Wrzosy na gdańskich Stogach. Na ten fakt już w 1981 r. zwracali uwagę adwersarze L. Wałęsy w ruchu "Solidarność". Należy jednak podkreślić, że przyznanie mieszkania pracownikowi z pięcioletnim stażem pracy w stoczni, w dodatku nienależącemu do PZPR z tzw. przeszłością grudniową, było raczej ewenementem (czas oczekiwania na mieszkanie wynosił nawet 15 lat). Decyzja taka mogła być również wynikiem polityki pacyfikowania i przekupywania przywódców rewolty z grudnia 1970 r.

TW ps. "Bolek" był współpracownikiem posłusznym. Funkcjonariusz gdańskiej SB napisał o nim, ze w latach 1970-1972 "dał się poznać jako jednostka zdyscyplinowana i chętna do współpracy". Oficerowie prowadzący zwracali uwagę na jego punktualność, z jaką stawiał się w wyznaczonym miejscu na spotkanie. Bez zgody funkcjonariuszy SB nie przystępował do inicjatyw, których celem mogło być prowadzenie "wrogiem działalności". Wykonywał zadania operacyjne na ternie zakładu pracy nawet w okresie przebywania na zwolnieniu lekarskim.

TW ps. "Bolek" był współpracownikiem ofensywnym, pomysłowym i dość skrupulatnym. Uzyskał a później przekazał SB, dokumenty napisane własnoręcznie przez osoby swojego otoczenia. Jeśli ustalił, że pracownicy stoczni słuchają w czasie pracy Radia Wolna Europa, to starał się także uzyskać informację na temat treści słuchanych audycji ("rozruchy w NRD"). Przekazywał także informacje wyprzedzające na temat planowanej przez pracowników Stoczni Gdańskiej próby zakłócenia obchodów pierwszomajowych w 1971 r. Relacjonował SB nastroje i opinie panujące na Wydziale W-4, m.in. w związku z ponownym podpaleniem siedziby KW PZPR w Gdańsku), sprawą wypłacenia odszkodowań rodzinom poległych w grudniu 1970 r. stoczniowców oraz warunkami pracy i płacy w zakładzie. TW PS. "Bolek" cechował też pewien spryt. Widać to przy okazji zgłaszanych SB w dniu 22 kwietnia 1971r. pomysłów związanych z rozładowaniem napiętej sytuacji w stoczni poprzez złożenie załodze obietnic finansowych ("Jednak wypłata powinna być wbrew oczekiwaniu dopiero po 1 Maja. Gdyby ludzie wiedzieli, że jest dla nich forsa, mogą jednak jej nie otrzymać, inaczej by patrzyli"), których ostatecznie nie trzeba będzie wcale zrealizować ("TW sugerował, żeby stoczniowcom dać do zrozumienia, że zamierza się w krótkim czasie dokonać reorganizacji pod względem organizacji pracy w Stoczni, a z tym pójdą w parze zarobki pracowników fizycznych. To przyczyniłoby się do spadku agresywnych zamiarów pracowników fizycznych. To przyczyniłoby się do spadku agresywnych zamiarów pracowników Stoczni w dniu święta 1 Maja. Po 1 Maja poruszonych spraw można nawet nie realizować"). Jeśli TW PS. "Bolek" nie znał personaliów osób ("zna ich tylko z widzenia"), którzy zwracali jego uwagę, to próbował zdobyć na ich temat jak najwięcej informacji ("Mówił mi to ślusarz z W-4, którego nazwiska nie znam, mieszka nad Delikatesami nazwisko mogę ustalić"), a nawet przybliżyć ich wizerunek i charakterystyczne cechy ("jest on w wieku ponad 40 lat, wysoki, szczupły, bez zębów z przodu, lekko pokryty szronem, najprawdopodobniej będzie z W-5"), co pozwalało SB zidentyfikować te osoby (sprawa M.Tolwala).

Śledztwo w sprawie akt, które nie wróciły

28 listopada 1996 r. prokurator Prokuratury Wojewódzkiej Małgorzata Nowak wszczęła śledztwo w sprawie akt, których nie zwrócił Lech Wałęsa. Uzasadnienie wszczęcia postępowania mówiło o "przekroczeniu w latach 1992-1994 w Warszawie uprawnień oraz niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Urzędu Ochrony Państwa, polegających na przekazywaniu w latach 1992-1994 prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej dokumentów tajnych specjalnego znaczenia, dotyczących jego osoby w sposób sprzeczny z przepisami o obiegu tych dokumentów, co doprowadziło do ich usunięcia z dyspozycji właściwych organów państwa, tj. o przestępstwo z art. 246 paragraf 1 kk oraz art. 268 kk".

Co mają Rosjanie?

Sprawę kontaktów Wałęsy z SB w latach 1970-1976 znało u schyłku PRL najmniej kilkudziesięciu funkcjonariuszy SB, działaczy partyjnych i państwowych. Dziesiątki kolejnych osób: funkcjonariuszy służb specjalnych, pracowników prokuratury, sądów, Biura Rzecznika Interesu Publicznego, Instytutu Pamięci Narodowej, poznało obszerne fragmenty tej historii już w latach III RP. Komplet informacji na temat agenturalnej przeszłości osób publicznych w Polsce dziś znajduje się zapewne tylko w jednym miejscu. Nie w Warszawie, bo tu znaczną część dokumentów zniszczono, a w Moskwie. Najprawdopodobniej tam właśnie znajduje się oryginalna teczka "Bolka". Czy w związku z tym całą tę historię warto po prostu "zamieść pod dywan"?
- POLSKA Dziennik Bałtycki
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Mirek Lewandowski
Weteran Forum


Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 635

PostWysłany: Sro Cze 18, 2008 1:23 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Zresztą dotyczy to nie tylko akt TW „Bolek”, lecz także dokumentacji kilku czołowych działaczy gdańskiej opozycji, na przykład Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa i obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego


Czy to oznacza, że zaginęły też akta SB dot. inwigilacji obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

Kto i kiedy je zabrał?

_________________
xxx
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum