Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tadeusz Jedynak spadł z Marsa?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Pon Cze 16, 2008 3:51 pm    Temat postu: Tadeusz Jedynak spadł z Marsa? Odpowiedz z cytatem

Nie wierzę w winę Lecha Wałęsy
Dziennik Zachodni | 16.6.2008 | rubryka: Opinie | strona: 14
Jedynak: Obecna para rządząca pałacem nie dorasta Lechowi do pięt

Z Tadeuszem Jedynakiem, liderem podziemia solidarnościowego na Górnym Śląsku, rozmawia Witold Pustułka

Dzisiaj ma się ukazać książka historyków IPN o domniemanej współpracy Lecha Wałęsy z SB. Jakie jest pańskie zdanie na temat wciąż powracających podejrzeń wobec historycznego przywódcy Solidarności?
Bzdura i jeszcze raz bzdura! Ani na jotę nie wierzę ubeckim aktom. Ja w polskim życiu politycznym znam kilka ważnych osób, które faktycznie współpracowały z SB, a w sądach dostały status pokrzywdzonych. I odwrotnie: są ludzie, na których znaleziono jakieś kwity, zostali oni powszechnie potępieni, ale naprawdę niczego złego nie zrobili. Wiem jedno: 28 lat temu Lechu szukał najlepszej drogi do obalenia komunizmu, nadstawiał głowę, ryzykował życiem, stał się symbolem przemian wolnościowych na świecie, a dziś jest publicznie poniewierany.

Ale z książki ma wynikać, że Lech Wałęsa podpisywał jednak zobowiązania do współpracy?

No i jeśli nawet, to co z tego? Komu tym zaszkodził? Kogo wydał? Kto przez niego trafił do więzienia? Dzisiaj na ten temat najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy w tym czasie w ciepłych kapciach siedzieli przed telewizorami. Gdyby dostali na esbecji kilka razy w dupę, gdyby wyłamywano im palce czy straszono zabiciem ich dzieci, to pewnie dzisiaj nie byliby tacy"mądrzy" . Po 1970r. na Wybrzeżu naprawdę było piekło. Ludzie przeżyli tam nawet więcej niż u nas po Wujku. Tam represje były chyba największe w Polsce. I nawet jeśli doszło do sytuacji, że Wałęsa coś wtedy podpisał, to jeszcze nie jest to rzecz, która wykluczałaby go z życia publicznego. Tysiące ludzie podpisywało "lojalki". Nie chcę wychodzić na pierwszego sprawiedliwego, ale daję sobie głowę uciąć, że taką lojalkę podpisał też w 1983 r. Jarosław Kaczyński. Teraz mówi, że to fałszywka, ale kto 25 lat temu fabrykowałby lojalkę na jakiegoś Jarka Kaczyńskiego, wówczas działacza opozycji siódmego czy dziewiątego rzutu?

Czy ta sprawa może skompromitować Wałęsę?

Wałęsa stał się w Polsce, chyba niechcący, wyznacznikiem odniesienia do historii. Dziś możemy powiedzieć o nim wszystko co chcemy, ale za 500 lat nasi potomkowie i tak będą się o nim uczyć w szkole. Wszyscy widzieliśmy czwartkowy mecz piłkarski Polska-Austria. Kogo kamery pokazały na trybunach w pierwszej kolejności? Lecha Wałęsę, bo po śmierci Jana Pawła II to jedyna postać z Polski powszechnie rozpoznawana na całym świecie.

Dlaczego po tylu latach nastąpiła kolejna fala ataków na niego?

Z prostej przyczyny. Sondaże pokazują, że cieszy się on coraz większym zaufaniem społecznym. Ludzie na pewno pamiętają też jego wypowiedź z 2005 r., kiedy zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów stanął przed kamerami i powiedział: "Zobaczycie, jaką tragedią skończą się rządy Kaczyńskich". No i co, nie miał racji? Lecha znam chyba jak nikt na Śląsku. I wcale nie jestem jego bezmyślnym apologetą. Doskonale zdaję sobie sprawę ze wszystkich jego wad, tych rozbieganych słów, które poruszają w jednym zdaniu sześć różnych wątków. Sam parę razy na posiedzeniach Komisji Krajowej powiedziałem mu w oczy: "Zamknij się matole, bo o górnictwie nie masz pojęcia". To jednak na tle jego zasług jakieś imponderabilia, szczegóły. Kiedy teraz spojrzymy na jego odbiór w świecie, na jego prezydenturę, na instynkt, którym posługiwał się w dyplomacji międzynarodowej, to obecna para rządząca pałacem prezydenckim, którą nazywam wirkiem i Muchomorkiem, nie dorasta mu do pięt.

Komu w tej chwili może zagrażać Lech Wałęsa?

Przede wszystkim Prawu i Sprawiedliwości. Na pewno specjaliści od marketingu tej partii doskonale zdają sobie sprawę, że w tym roku przypada 25. rocznica przyznania mu Nagrody Nobla. Przecież wszyscy odebrali to wówczas, w 1983 r., jednoznacznie: to był splendor dla całej Solidarności, a nie tylko dla Wałęsy. Teraz z okazji tej rocznicy dojdzie pewnie do uroczystości, więc wyeliminowanie z nich Wałęsy kompromitującą publikacją wielu ludziom byłoby na rękę.

Czy Wałęsa powinien zostać rozgrzeszony, jeśli coś podpisał?

Tego nie powiedziałem. Przecież wiadomo, że coś jest na rzeczy, ale czy to sprawa, która powinna być aż tak nagłaśniana? Czy to sprawa, która kompromituje i przekreśla człowieka? Przecież "lojalki" mają na sumieniu tysiące ludzi. Andrzej Olechowski i Michał Boni, to pierwsze z brzegu przykłady osób znanych z życia publicznego. Czy to oznacza, że trzeba skazać ich na infamię? Trzeba przy każdej okazji pytać, komu oni rzeczywiście zaszkodzili, kto poniósł przez nich realne szkody. A co z marszałkiem Senatu Bogdanem Borusewiczem? Zarzucono mu, że współpracował ze Stasi, bo miał na roku kolegę z enerdowskich służb specjalnych. Czy to powód, żeby go potępić? Na tej zasadzie chyba zacznę się zastanawiać, czy i ja sam nie byłem agentem.

A jak pan ocenia słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który powiedział, że Wałęsa to agent Bolek?

Bez względu na to, jakie są pokłady nienawiści i wzajemnej wrogości między braćmi Kaczyńskimi a Lechem Wałęsą, to głowie państwa nie wypada mówić takich rzeczy. Powaga urzędu nie powinna pozwalać na składanie takich oświadczeń. Głowa państwa 40-milionowego narodu w sercu Europy nie powinna składać jednoznacznych deklaracji na takie tematy. To poniżej godności prezydenta naszego kraju. Poza tym ludzie w moim wieku świetnie pamiętają emitowaną w reżimowej telewizji słynną "rozmowę" Wałęsy i jego brata w obozie dla internowanych w Arłamowie, która była esbecką fałszywką. I co, prezydent Kaczyński też w nią wierzy?

Jak w tej sytuacji powinien zachować się Lech Wałęsa?

Jak zawsze, czyli tak, jak podpowiada mu instynkt. Ja go świetnie znam i wiem, że gdyby w tej sprawie rzeczywiście coś było na rzeczy, Wałęsa już dawno nie wytrzymałby presji otoczenia i publicznie powiedział: "Odpier... się ode mnie. Byłem agentem i publicznie się do tego przyznaję".

Tadeusz Jedynak (59) w 1980 r. wiceprzewodniczący Komitetu Strajkowego i jeden z liderów "S". Ponad rok internowany. W 1985 r. aresztowany. B. poseł Unii Pracy

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Pon Cze 16, 2008 9:41 pm    Temat postu: Czasem może i szczypta folkloru nie zawadzi Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Czy Wałęsa powinien zostać rozgrzeszony, jeśli coś podpisał?

Tego nie powiedziałem. Przecież wiadomo, że coś jest na rzeczy, ale czy to sprawa, która powinna być aż tak nagłaśniana?

Typowo lewackie podejście do rzeczy im niewygodnych. Może potrzeba czasem szczypty folkloru, ale w rzeczy samej to szkoda mi czasu, który zmarnowałem na czytanie tych bzdur. Wygląda jakby ten facet ostatnie 20 z górą lat przeżył w lesie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Jan.Nowak1
Nowy Użytkownik


Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 2

PostWysłany: Wto Cze 17, 2008 3:14 pm    Temat postu: Re: Tadeusz Jedynak spadł z Marsa? Nie, jest po prostu szują Odpowiedz z cytatem

Maciej napisał:
daję sobie głowę uciąć, że taką lojalkę podpisał też w 1983 r. Jarosław Kaczyński. Teraz mówi, że to fałszywka, ale kto 25 lat temu fabrykowałby lojalkę na jakiegoś Jarka Kaczyńskiego, wówczas działacza opozycji siódmego czy dziewiątego rzutu?


Ta wypowiedź Tadeusza Jedynaka pokazuje że albo kłamie, albo nie ma pojęcia o czym mówi.

I w jednym i drugim przypadku pokazuje że jest szują.

Dodam, że wykazano (nawet Urban się z tym zgodził) że ta rzekoma lojaka Kaczyńskiego powstała dopiero ok. 1993 r.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tomasz Triebel
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 262

PostWysłany: Wto Cze 17, 2008 4:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdzie są akta TW „Bolka“
Rzeczpospolita | 17.6.2008 | rubryka: Opinie | strona: 16 | autor: Sławomir Cenckiewicz, Piotr Gontarczyk
Po obaleniu rządu Jana Olszewskiego prezydent Wałęsa otrzymał zgromadzoną na jego temat dokumentację SB. Zwrócił ją po kilku miesiącach - zdekompletowaną. Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent był „Bolkiem“ - piszą historycy

Oistnieniu agenta „Bolka“ opinia publiczna dowiedziała się dokładnie16 lat temu. Wówczas minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz, realizując słynną uchwałę z 28 maja 1992 r., przekazał Sejmowi RP informację, iż pod pseudonimem tym wewidencji operacyjnej gdańskiej SB w latach 1970 - 1976 r. figurował prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Wałęsa.
Ale sprawa TW „Bolek“ była dobrze znana poprzednikom ministra Macierewicza. Obejmując kierownictwo MSW, wspomniany dostał od swego poprzednika Andrzeja Milczanowskiego kopertę z kilkunastoma dokumentami dotyczącymi prezydenta. Wśród nich były m.in. oryginalnakarta zkartoteki, wedle której wlatach70. Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB. Analogiczne informacje podawał znajdujący się w kopercie wydruk z tzw. Zintegrowanego Systemu Karotek Operacyjnych, głównej bazy komputerowej bezpieki. Szereg innych dokumentów na temat przeszłości Wałęsy znaleźli pracownicy Wydziału Studiów powołanego już przez ministra Macierewicza.
Był wśród nich m.in. „Kwestionariusz Ewidencyjny osoby podlegającej internowaniu z28 listopada1980 r.“. Wkrótkiej charakterystyce personalnej ówczesnego przywódcy „Solidarności“ napisano: „członek komitetu strajkowego, 29.12.1970 pozyskany do współpracy z SB. Wokresie1970 -1972 przekazał szereg informacji dot.[yczących] negatywnej działalności pracowników stoczni“.
Ciekawe archiwalia udało się odnaleźć w Delegaturze UOP w Gdańsku. Wprawdzie oryginalnej teczki personalnej iteczki pracy TW nigdzie nie było, ale w1991 r. zidentyfikowano kilkadziesiąt doniesień TW „Bolek“ zachowanych w sprawach prowadzonych przez gdańską SB. Donosy te dotyczyły przede wszystkim pracowników Wydziału W-4 iczłonków komitetu strajkowego funkcjonującego w Stoczni Gdańskiej w grudniu 1970 r. Były to miejsca i środowiska nierozerwalnie związane z życiorysem Wałęsy. Autentyczność dokumentacji zebranej w1992 r. przez kierownictwo UOP nie budziła wątpliwości.
Odnalezione doniesienia powstały zgodnie z zasadami kancelaryjnymi obowiązującymi w SB i umieszczone były w kolejnych tomach akt wczasie rzeczywistym. Znajdująca się na nich numeracja stron stanowiła ciągłość z sąsiadującymi dokumentami, anadto wykonana była tym samym środkiem kryjącym i przez tę samą osobę. Poszczególne tomy posiadały spisy treści, były przesznurowane iopieczętowane pieczęciami „KW MO Gdańsk“ jeszcze w latach 70. Dokonanie w nich jakichkolwiek manipulacji post factum bez pozostawienia wyraźnych śladów było wykluczone. Oryginalnakarta ewidencyjnazkartoteki dotycząca prezydenta nie pozostawiała cienia wątpliwości, kto ukrywał się podpseudonimem Bolek.
Napodstawie tak zgromadzonej dokumentacji Wałęsa został umieszczony przez ministra Macierewicza najego słynnej liście przekazanej parlamentowi 4 czerwca1992 r. Jednak jeszcze tego samego dnia, przywalnym uczestnictwie ówczesnego prezydenta, rząd JanaOlszewskiego został odwołany iujawnianie archiwów SB zablokowane. Sprawa kontaktów Wałęsy zSB zwielu powodów nie została należycie zbadana i wyjaśniona przez następne kilkanaście lat.
Dziś legendarny przywódca „Solidarności“ powtarza, że dokumenty dotyczące tej sprawy to szczątkowe, nic nieznaczące „świstki“ rzekomo spreparowane przez SB. Rzeczywiście, wiele istotnych dokumentów dotyczących tej sprawy nie zachowało się do naszych czasów. Większość z nich „wyprowadzono“ z archiwum UOP na początku lat90. Kluczową rolę wtej operacji odegrał sam Wałęsa.

Ludzie Wałęsy biorą MSW

Po obaleniu rządu Jana Olszewskiego w nocy z 4 na 5 czerwca1992 r. ludzie prezydenta Wałęsy szykowali się doprzejęcia kontroli nad MSW. Ministrem spraw wewnętrznych miał zostać Andrzej Milczanowski, zaś szefem UOP - Jerzy Konieczny. Nim jednak pokonali wszystkie bariery formalne, prezydent Wałęsa miał zadzwonić doszefa UOP Piotra Naimskiego z jednoznacznym komunikatem: „Nie ruszać żadnych papierów iczekać“.
Zanim nowa ekipa zdołała przejąć obowiązki, Naimski powołał sześcioosobową komisję, która dokonała inwentaryzacji dokumentów dotyczących urzędującego prezydenta RP. W jej skład wchodzili m.in. zastępca szefa UOP Adam Taracha i szef Zarządu Kontrwywiadu UOP Konstanty Miodowicz. Komisja stworzyła „Protokół zprzeglądu akt archiwalnych dotyczących agenturalnej działalności Lecha Wałęsy w latach 1970 - 1976 r.“ enumeratywnie wymieniający wszystkie dokumenty, które do4 czerwca1992 r. zgromadziło wtej sprawie kierownictwo MSW.
Wnocy z5 na6 czerwca1992 r. nowa ekipa weszła do budynku UOP. Pierwszym obiektem zainteresowania Milczanowskiego iKoniecznego stała się kasa pancernaministra Antoniego Macierewicza. Ponieważ nie było wniej dokumentów dotyczących Wałęsy, obaj pierwsze kroki skierowali dogabinetu Piotra Naimskiego. Tu protokolarnie przejęli wszystkie znajdujące się tam akta archiwalne dotyczące prezydenta. Protokół ten zachował się donaszych czasów iwymienia dokładnie te same dokumenty, które wcześniej spisano w„Protokole z przeglądu akt archiwalnych dotyczących agenturalnej działalności Lecha Wałęsy w latach 1970 - 1976 r.“. Były wśród nich m.in. oryginalna karta ewidencyjnaWałęsy zinformacją, iż był on do 1976 r. tajnym współpracownikiem wyeliminowanym zsieci agenturalnej zpowodu „niechęci do współpracy“, atakże podający analogiczne informacje wydruk zbazy komputerowej byłej SB oraz wspomniany już kwestionariusz osoby przeznaczonej dointernowania. Wręce Milczanowskiego dostały się też kopie rzekomych rękopiśmiennych dokumentów TW „Bolek“, które w latach 80. kolportowała SB. Kolekcję uzupełniały liczne raporty „Bolka“ znajdujące się w przywiezionych zGdańska tomach akt archiwalnych tamtejszej SB.
Po wkroczeniu nowej ekipy, drzwi odpokoi, gdzie znajdował się Wydział Studiów, zostały zaplombowane, a na korytarzach pojawili się wartownicy zJednostek Nadwiślańskich MSW. Współpracowników Antoniego Macierewicza, którzy pojawili się wpracy6 czerwca1992 r. (sobota), odizolowano w specjalnie przygotowanej sali. Były funkcjonariusz SB, a później oficer Zarządu Śledczego UOP, płk Adam Dębiec miał kierować „postępowaniem wyjaśniającym“. Wszyscy odmówili mu składania wyjaśnień, domagając się jednocześnie zinwentaryzowania zabezpieczonych archiwaliów MSW wobecności przedstawicieli Sejmu. Mimo dużej wiedzy, jaką dysponowali, natychmiast wyrzucono ich zpracy.

Teczka „Bolka“ w Belwederze

Około 6 - 7 czerwca 1992 r. za zgodą ministra Andrzeja Milczanowskiego Wałęsie udostępniono zgromadzoną na jego temat dokumentację. Prezydent oglądał ją w gabinecie szefa kontrwywiadu UOP płk. Konstantego Miodowicza. W lipcu lub sierpniu 1992 r. prezydent ponownie zwrócił się doMilczanowskiego o możliwość przeczytania akt, tym razem w Belwederze. Otrzymał nato zgodę. Szef Zarządu Śledczego UOP płk Wiktor Fonfara zapisał wnotatce służbowej: „polecenie dostarczenia ich Prezydentowi otrzymał ówczesny Szef UOP Jerzy Konieczny oraz ja. Materiały osobiście zawieźliśmy Prezydentowi, który pokwitował ich odbiór na odwrocie protokołu zawierającego szczegółowy spis ich zawartości“.
Polecenia wydawane przez ministra Milczanowskiego budzą zasadnicze wątpliwości. Do najpoważniejszych należy kwestia, na jakiej podstawie prawnej iwjakim celu szef MSW przekazał Lechowi Wałęsie komplet kompromitujących go dokumentów. Udostępnienie ich wbudynku UOP, tak jak to miało miejsce w czerwcu 1992 r., lub ewentualne przesłanie do Belnieznane wederu kopii można potraktować jako działania zgodne zobowiązującymi przepisami. Ale przekazanie oryginałów, to już innasprawa.
Przede wszystkim warto wspomnieć, że akta te były opatrzone klauzulami tajności, awUOP istniały stosowne zasady obiegu takich dokumentów. Przekazanie niejawnych akt archiwalnych SB dotyczących TW „Bolek“ prezydentowi Lechowi Wałęsie z pominięciem wszelkich obowiązujących zasad iprocedur, kancelarii tajnych etc. budzi zastrzeżenia. Nie tylko naruszało to obowiązujące reguły prawa, lecz także narażało ważne akta urzędowe na ich bezpowrotne utracenie. Co też niebawem się stało.
Paczka zdokumentami dotyczącymi TW „Bolek“ wróciła do MSW 22 września 1992 r. Napierwszy rzut oka było widać, że dokumenty zostały zdekompletowane. Zniknęły najważniejsze dokumenty dotyczące sprawy: oryginał karty ewidencyjnej Lecha Wałęsy, kopie doniesienia i pokwitowań tego TW, a także inne dokumenty wskazujące, że „Bolkiem“ był urzędujący prezydent. Wposzczególnych tomach akt, które przywieziono zGdańska1 czerwca1992 r., dokonano czystki. W miejscach, gdzie wcześniej znajdowały się doniesienia „Bolka“, sterczały teraz fragmenty powyrywanych kartek. Milczanowski przekazał płk. Fonfarze polecenie udokumentowania braków, co zrobiono w postaci stosownych notatek służbowych. Zapewne po interwencji Andrzeja Milczanowskiego w Belwederze następnego dnia, 24 września 1992 r., doMSW dotarła kolejnaprzesyłka od Lecha Wałęsy. Koperta miała zawierać brakujące dokumenty - jak to eufemistycznie określano wdokumentach urzędowych - „zatrzymane“ wcześniej przez prezydenta.
Nadrugi dzień pootrzymaniu wspomnianej przesyłki materiały dotyczące Wałęsy zostały zapakowane i zamknięte w kasie pancernej. Teoretycznie wszystko było w porządku. Początkowo prezydent „zatrzymał“ część kompromitujących go dokumentów, jednak po interwencji ministra Milczanowskiego zwrócił je wkopercie. Kłopot wtym, że nikt tej koperty nie otworzył. Nie było takiej potrzeby. Kierownictwo MSW zapewne wiedziało, że brakujących dokumentów w kopercie nie ma, a rzekomy zwrot dokumentów przez Wałęsę był prawdopodobnie fikcją.

Doczyszczanie

19 września 1993 r. odbyły się wPolsce wybory parlamentarne. Ich zdecydowanym zwycięzcą były SLD i PSL. Łącznie partie te (171 plus 132) zdobyły 303 mandaty. Dla Lecha Wałęsy, którego dotychczasowa siła w znacznej mierze opierała się na słabości rozdrobnionego parlamentu, groziło to utratą wpływów i kontroli nad UOP i MSW. Zapewne perspektywa utraty stanowiska przez Andrzeja Milczanowskiego spowodowała kolejne ruchy wsprawie dokumentów dotyczących TW „Bolek“, wypożyczonych wcześniej doBelwederu.
28 września 1993 r. po południu Lech Wałęsa zadzwonił do Milczanowskiego, prosząc oponowne pilne wypożyczenie dotyczących go dokumentów. Wnotatce służbowej Milczanowski zapisał: „Zaproponowałem dostarczenie dokumentów doBelwederu około godz.22.00, co Pan Prezydent zaakceptował. Następnie opowyższym powiadomiłem p. Ministra Jerzego Koniecznego. Przed godziną 22.00 razem zP. Ministrem Jerzym Koniecznym udaliśmy się do Belwederu, gdzie Pan Prezydent Lech Wałęsa osobiście od nas przyjął ipokwitował wypożyczenie całości wspomnianych wyżej dokumentów“.
Rzeczywiście, na „Protokole zapakowania i zdeponowania akt“ sporządzonym przez Milczanowskiego i Koniecznego 25 września 1992 r. znajduje się odręczna adnotacja: „Wypożyczyłem 28.09.1993 r. L. Wałęsa“.
Prezydent zwrócił dokumentację 24 stycznia 1994 r. Wedle notatki służbowej szefa MSW: „W dniu dzisiejszym, po otrzymaniu dyspozycji Pana Prezydenta Lecha Wałęsy, udałem się w godzinach wieczornych wraz zSzefem UOP p. Ministrem Gromosławem Czempińskim doBelwederu, poodbiór całości dokumentów dotyczących osoby P. PrezydentaL. Wałęsy, awypożyczonych Mu w dniu 28 września 1993 r. Pan Prezydent Lech Wałęsa przyjął w Belwederze mnie i Pana Ministra Czempińskiego, poczym osobiście przekazał nam paczkę zdokumentami opakowaną w brązowy papier (…) P. Minister Gromosław Czempiński w mojej obecności paczkę zdokumentami opieczętował okrągłą pieczęcią o treści „Szef Urzędu Ochrony Państwa“ i włożył do sejfu wswoim gabinecie, celem przechowywania. Andrzej Milczanowski“. Jaki był sens ponownego wypożyczania przez Wałęsę całej dokumentacji? Otóż funkcjonariusze UOP musieli zorientować się, że zapierwszym razem akta „wyczyszczono“ nieudolnie. Podziałalności TW „Bolek“ musiały pozostać wyraźne ślady, najprawdopodobniej wtomach akt wypożyczonych zDelegatury UOP w Gdańsku. Należy przypuszczać, że ktoś zkierownictwa MSW przekazał do Belwederu informację, iż akta należy „doczyścić“.
Pokilku latach funkcjonariusze badający tę sprawę nie mieli problemów z odtworzeniem prawidłowego przebiegu wypadków: „W paczce zwróconej przez Lecha Wałęsę wdniu 24.01.94 r. brak było nie tylko wspomnianych wcześniej notatek opisujących stwierdzone wcześniej braki, ale także dalszych 74 kart dokumentów dotyczących jego osoby, wytworzonych w b. SB i oznaczonych klauzulami »tajne« i »tajne specjalnego znaczenia«“.

Siemiątkowski: akt nie zwrócono

Wlipcu 1996 r. nowy minister spraw wewnętrznych Zbigniew Siemiątkowski zwrócił się do urzędującego od kilku miesięcy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z prośbą omożliwość zbadania zawartości pakietu przesłanego przez Wałęsę do UOP: „Uprzejmie informuję Pana Prezydenta, iż w Urzędzie Ochrony Państwa znajduje się paczka zawierająca prawdopodobnie dokumenty dotyczące byłego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Wałęsy, opieczętowanaz naniesioną klauzulą: »Bez zgody prezydenta RP nie otwierać«. Z uwagi na konieczność dokonania przeglądu tych materiałów, sprawdzenia ich stanu faktycznego oraz przygotowania do archiwizacji zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zgodę na otwarcie tej paczki wcelu komisyjnego wykonania stosownych czynności“.
Za zezwoleniem Kwaśniewskiego komisja powołanawUOP otworzyła pakiety i dokonała spisu znajdujących się w nich dokumentów. Zdokumentu tego jasno wynikało, że wielu dokumentów wypożyczonych przez prezydenta Wałęsę brakuje: „dochwili obecnej nie zostały zwrócone do UOP następujące materiały przekazane Lechowi Wałęsie wymienione wprotokole zdnia5.06.1992 r.:
1) teczka nr I - zawierająca materiały dot. agenturalnej działalności Lecha Wałęsy,
2) teczka nr II - zawierająca materiały jak wyżej,
3) teczka nr III - zawierająca notatki i doniesienia agenturalne odLecha Wałęsy,
4) teczka nr IV - zawierająca dokumenty rejestracyjne Lecha Wałęsy (…) teczka nr VI - zawierająca między innymi pokwitowaniaL. Wałęsy iodbioru wynagrodzenia za działalność agenturalną“. Wedle innego fragmentu sprawozdania komisji: „W tomach archiwalnych brak jest spisów zawartości oraz kart w ilości: w tomie II - 14 kart; w tomie III - 20 kart; w tomie IV - 99 kart; w tomie V - 17 kart; wtomieVI-27 kart“.
Pootrzymaniu sprawozdania Siemiątkowski pisał do prezydenta Kwaśniewskiego: „nie zostały zwrócone do chwili obecnej m.in. dokumenty dotyczące agenturalnej działalności Lecha Wałęsy, notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy, jego dokumenty rejestracyjne, pokwitowania Lecha Wałęsy na odbiór wynagrodzenia zadziałalność agenturalną, analiza sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. „Bolek“, ekspertyzy kryminalistyczne i inne, atakże materiały dokumentujące przepływ korespondencji między Lechem Wałęsą wokresie sprawowania przez niego funkcji Prezydenta aUOP“. 24 września 1996 r. szef UOP płk Andrzej Kapkowski zwrócił się pisemnie do Lecha Wałęsy o oddanie brakujących akt: „Zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zwrot dokumentów -jeśli jest Pan w ich posiadaniu -które zostały wytworzone przez b. Służbę Bezpieczeństwa dotyczące Pańskiej działalności w okresie 1970 - 1989. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń uprawnione jest przypuszczenie, iż część tej dokumentacji, która była udostępniana Panu w latach 1992 - 1994 przez ministra p. A. Milczanowskiego […] może znajdować się w Pańskim archiwum prywatnym“.
Na pismo to Wałęsa nigdy nie odpowiedział.

„Wałęsowicze“ w gdańskim UOP

Podobne jak w centrali MSW działania ukierunkowane na zatarcie śladów działalności TW „Bolek“ podjęto w Delegaturze UOP w Gdańsku. Pierwszym krokiem było usunięcie płk. Adama Hodysza, który w 1992 r. przekazał Macierewiczowi akta „Bolka“ i zapewne nie zgodziłby się na dokonywanie zniszczeń i manipulacji w archiwum. Jego dni były więc policzone.
W pierwszych dniach września 1993 r. w Gdańsku pojawił się płk Gromosław Czempiński, który wręczył Hodyszowi odwołanie. Jego obowiązki przejął protegowany Wałęsy mjr Henryk Żabicki - doświadczony funkcjonariusz SB, były lektor KW PZPR i członek egzekutywy POP gdańskiej SB, a w 1989 r. kandydat na delegata XI Zjazdu PZPR. Jego zastępcą został kpt. Zbigniew Grzegorowski - również były oficer SB.
Obaj w latach 80. byli w zespole zajmującym się inwigilacją Wałęsy. W czasie tzw. transformacji ustrojowej w latach 1989 - 1990 Żabicki i Grzegorowski zaczęli utrzymywać bliskie relacje z przywódcą „Solidarności“ jako funkcjonariusze BOR ochraniający Wałęsę. Ze względu na ścisłe kontakty Żabickiego i Grzegorowskiego z prezydentem obu nazywano „wałęsowiczami“. Milczanowski zaprzeczał, jakoby za zmianami personalnymi w gdańskiej Delegaturze stał prezydent, jego słowa publicznie zdezawuował jednak sam Wałęsa.
Od objęcia przez nową (starą) ekipę SB kierownictwa gdańskiej Delegatury UOP pomiędzy mjr. Żabickim i jego ludźmi a naczelnikiem Wydziału Ewidencji i Archiwum por. Krzysztofem Bollinem, który znalazł donosy „Bolka“ w 1991 r., rozpoczęła się gra. Bollin starał się zabezpieczać ślady działalności tego agenta, a jego przełożeni mieli przeciwne intencje. Pewnego dnia jeden z członków nowej ekipy zaproponował, żeby Bollin usunął kolejny ślad działalności TW „Bolek“.
Była to notatka datowana na 19 stycznia 1971 r., z której wynikało, że wspomniany tajny współpracownik zidentyfikował dla SB jednego z przywódców rewolty grudniowej w Gdańsku, pracownika stoczni Kazimierza Szołocha. Obawiając się o losy znaleziska, 22 grudnia 1993 r. por. Bollin sporządził notatkę służbową dokumentującą fakt istnienia takiego dokumentu jej kopię wysłał do centrali w Warszawie. Najprawdopodobniej na drugi dzień został odwołany. Jego stanowisko zajął bardziej związany z nowym kierownictwem, także były funkcjonariusz SB Stanisław Rybiński. Zmiany w gdańskiej Delegaturze UOP zrobiły swoje. Wkrótce notatka z 1971 r. dotycząca okoliczności rozpoznania Kazimierza Szołocha została usunięta, a na jej miejsce podrzucono inny dokument.

Hodysz kontra Żabicki

W początkach 1996 r. nowy szef UOP Zbigniew Siemiątkowski z SLD dokonał zmiany na stanowisku szefa Delegatury UOP w Gdańsku. Dotychczasowego szefa mjr. Henryka Żabickiego zastąpił ppłk Adam Hodysz. Najprawdopodobniej miał on informacje na temat tego, co działo się za poprzedniego kierownictwa, toteż zaczął dokładnie sprawdzać, co stało się z dokumentami dotyczącymi Wałęsy.
Szybko ustalono, że z archiwum usunięto kopię korespondencji wysłanej w czerwcu 1992 r. ministrowi Macierewiczowi. W ten sposób zaginął ostatni komplet około 80 stron znanych wówczas donosów TW „Bolek“. Trzej członkowie byłego już kierownictwa Delegatury: Żabicki, Grzegorowski i Rybiński wszystkiego się wypierali lub ze względu na „kłopoty zdrowotne“ nie byli w stanie złożyć wyjaśnień. Doniesienie w sprawie zaginięcia akt kompromitujących Lecha Wałęsę i udziału w niej trzech funkcjonariuszy UOP skierowano do prokuratury w 1997 r.
Wówczas do kontrataku przystąpił były szef Delegatury mjr Żabicki. Zaczął przedstawiać się jako „ofiara machinacji Hodysza i Bollina“. Twierdził, że w archiwum były tylko komunikaty z obserwacji Wałęsy, a nigdy nie było w niej raportów TW „Bolek“. Te miały zostać sfałszowane przez por. Bollina i ppłk. Hodysza, o czym Żabicki poinformował prokuraturę: „stwierdzam, iż Pan Krzysztof Bollin przy wydatnym wsparciu Pana Adama Hodysza manipulując skompilowanymi i nielegalnie wytworzonymi materiałami archiwalnymi, z zemsty podjął działania zmierzające do politycznego kompromitowania b. Prezydenta Lecha Wałęsy“.
Działania Żabickiego wsparł były prezydent. Wedle doniesień prasy: „Lech Wałęsa poprosił (…) Hannę Suchocką, minister sprawiedliwości, o szczególny nadzór na śledztwem w sprawie zniknięcia tzw. teczki »Bolka«. Byłego Prezydenta zaniepokoiły informacje w prasie mówiące, jego zdaniem, o kolejnej prowokacji - fałszowaniu dokumentów w delegaturze Urzędu Ochrony Państwa w Gdańsku. Do pisma do minister Suchockiej były prezydent dołączył artykuły z »Głosu Wybrzeża« i »Gazety Wyborczej«. Dotyczą one doniesienia do prokuratury złożonego przez ppłk. Henryka Żabickiego, byłego szefa Delegatury UOP w Gdańsku, przeciwko swojemu następcy płk. Adamowi Hodyszowi“.
Ostatecznie tylko mjr. Grzegorowskiemu udało się postawić zarzuty prokuratorskie. Mógł on jednak liczyć na pomoc kolegów z SB. Były szef UOP Gromosław Czempiński, uczestnik operacji „wyprowadzania“ akt TW „Bolek“ w Warszawie, wsparł Grzegorowskiego obciążając płk. Adama Hodysza. Proces sądowy przeciwko Grzegorowskiego przypomina farsę. Trwa już dziesięć lat i jego końca nie widać.

Ślady po „Bolku“

Dokumenty dotyczące lustracji z 1992 r. nie były jedynymi, które zaginęły w gdańskiej Delegaturze UOP w latach 90. Z dziennika rejestracyjnego byłego Wydziału „C“ KW MO Gdańsk wyrwano kartę z numerami od 12514 do 12565. Na powyższej stronie, pod numerem 12535 rejestrowany był jako TW „Bolek“ Lech Wałęsa. Kolejny brak w archiwaliach stwierdzili autorzy niniejszego artykułu w czasie kwerendy w 2007 r. Chodzi o dokumentację w sprawie Lecha Wałęsy znajdującą się w aktach sprawy krypt. „Gotowość“, dotyczącej akcji internowania członków NSZZ „Solidarność“ z województwa gdańskiego. Usunięto z niej „Arkusz ewidencyjny osoby podlegającej internowaniu“, który zapewne też zawierał informacje o kompromitującej przeszłości Wałęsy. Dziś dysponujemy jedynie kopią tego dokumentu, podobnie jak w wypadku kilku innych dokumentów „wyprowadzonych“ w czasach prezydentury Wałęsy z archiwum UOP.
W miejsce usuwanych dokumentów podrzucano inne, których nigdy tam nie było. W tomie XXII akt sprawy kryptonim „Jesień 70“ znajduje się notatka następującej treści: „Gdańsk, 16.02.1971 r. TAJNE. Notatka służbowa z dn. 16.02.1971. W dniu 16.02.1971 ob. Lech Wałęsa nie podjął współpracy jako TW. kpt. E. Graczyk. Propozycja. W związku z odmową współpracy proponuję dalszą kontrolę jego działalności na W-4 poprzez TW KLIN. kpt. E. Graczyk“.
Dokument ten miał potwierdzać, że Wałęsa nigdy nie podjął współpracy z SB. Kłopot w tym, że analiza treści dokumentu oraz jego oględziny zewnętrzne w jednej kwestii nie pozostawiają wątpliwości: dokument podrzucono w latach 90. i wszystko wskazuje na to, że jest falsyfikatem. Jednak Lech Wałęsa posługuje się nim na każdym kroku. Zamieścił go na swojej stronie internetowej i opublikował w książce „Moja III RP“.
To nie koniec. W miejsce ukradzionych doniesień TW „Bolek“ podrzucono inne dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy. Jest to kserokopia analizy SOR „Bolek“ sporządzona 20 kwietnia 1982 r. przez inspektora Wydziału III Departamentu V MSW ppor. Adama Żaczka (pod kryptonimem „Bolek“ Wałęsa był rozpracowywany w latach 1976 - 1989, czego nie można mylić z pseudonimem TW „Bolek“ z lat 1970 - 1976). Ponieważ dotyczyła ona okresu, w którym Wałęsa był rozpracowywany przez SB i sporządzono ją na potrzeby śledztwa, nie zawierała ona żadnych informacji o jego wcześniejszych kontaktach z SB. Sęk w tym, że analiza ta nie jest w sprawie dokumentem nowym. Jej oryginał zniknął wraz z innymi dokumentami dotyczącymi Wałęsy w czasie „wypożyczania“ ówczesnemu prezydentowi jego akt w Warszawie. Trudno o bardziej jaskrawy dowód na to, kto był inicjatorem i zleceniodawcą machinacji dokonywanych w archiwach UOP.
Co ciekawe, Lech Wałęsa twierdzi, że nie tylko nie zabrał akt TW „Bolek“, lecz nigdy ich nie czytał. W rozmowie z Agnieszką Kublik w „Gazecie Wyborczej“, można przeczytać interesującą wymianę zdań: „Czy jako prezydent prosił Pan Urząd Ochrony Państwa o teczkę »Bolka«? [LW:] Nic takiego nie było. [AK:] Nie kusiło nigdy Pana, by zajrzeć do swojej teczki? [LW:] - Pani Agniesiu - już Pani zapytała, ja odpowiedziałem. [AK:] Nie miał Pan nigdy tej teczki w ręku? - [LW:] Nie, oczywiście, że nie miałem“.
Jednak w świetle zachowanych dokumentów nie ma większych wątpliwości, że były prezydent mija się z prawdą. Nie tylko czytał dokumenty na swój temat, lecz doprowadził do ich „wyprowadzenia“ z archiwum UOP. Zresztą dotyczy to nie tylko akt TW „Bolek“, lecz także dokumentacji kilku czołowych działaczy gdańskiej opozycji, na przykład Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa i obecnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dziś były prezydent twierdzi, że dokumenty dotyczące jego współpracy z SB zostały sfabrykowane. Jeżeli tak, to dlaczego, zamiast dążyć do wyjaśnienia sprawy, z taką konsekwencją usuwał wszystkie ślady działalności TW „Bolek“?

Foto popis| *Podczas procesu lustracyjnego Lecha Wałęsy w 2000 roku pojawiły się
Foto popis| Lech Wałęsa twierdzi, że nie zabrał akt TW „Bolek“ ani nigdy ich nie czytał
Foto popis| Z powodu wczorajszego zawirowania wokół książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, czyli protestu wiceprezes IPN Marii Dmochowskiej przeciwko jej wydaniu, postanowiliśmy przyspieszyć o jeden dzień opublikowanie pierwszej części ich pracy na temat Lecha Wałęsy. Dlatego powyższy tekst opublikowaliśmy dziś tylko w trzecim - warszawskim - wydaniu naszej gazety. Czytelnicy pozostałych regionów Polski będą mogli się z nim zapoznać jutro w wydaniu papierowym „Rz“, a już dziś mogą to uczynić w Internecie na www.rp.pl.
Foto popis| wcześniej dokumenty dotyczące jego przeszłości
Foto popis| *Pakiety z dokumentami dotyczącymi Wałęsy odnalezione w sejfie w UOP
Foto popis| W miejscach, gdzie wcześniej znajdowały się doniesienia „Bolka“, sterczały fragmenty powyrywanych kartek


Dlaczego warto poznać teczkę „Bolka“
Rzeczpospolita | 17.6.2008 | rubryka: druga strona | strona: 2 | autor: Paweł Lisicki
Przyszła chwila, kiedy w dyskusji o książce na temat Lecha Wałęsy przemówią fakty. „Rzeczpospolita“ jako pierwsza publikuje najważniejsze ustalenia Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, dwóch historyków IPN.
Nie chcemy - jak to zarzucają niektórzy - niszczyć autorytetów, budzić nienawiści, obalać mitów, kwestionować tego, co w polskiej historii wielkie. Lech Wałęsa jest i pozostanie symbolem jednego z największych zrywów do wolności. Nikt nie odbierze mu zasług. Ani tego, że w Stoczni Gdańskiej potrafił porwać za sobą tysiące robotników, czyniąc wielki krok na drodze do obalenia komunizmu.
Ani tego, że swoim zachowaniem w latach 80., wtedy gdy tak wielu popadało w rozpacz, potrafił walczyć o „Solidarność“.
Ale mówiąc o tym, co wspaniałe, nie wolno pomijać słabości i nadużyć władzy. Polska demokracja dojrzała do takiej debaty. Polacy są wystarczająco dorośli, by otwarcie dyskutować również o wątpliwych stronach działań Wałęsy. Wdemokracji nie ma miejsca dla autorytetów budowanych na fałszu i pozorach. Ci, którzy tego nie widzą, którzy usiłują zakrzyczeć badaczy ujawniających kontrowersyjne dokumenty, nie rozumieją, na czym polega swoboda debaty i kontrola społeczna.
Wksiążce Gontarczyka i Cenckiewicza najważniejsze, sądzę, wcale nie są fragmenty opisujące działalność „Bolka“ na początku lat 70. Znacznie gorsza jest wiedza na temat działań Lecha Wałęsy w okresie, kiedy sprawował urząd prezydenta. To wtedy bowiem posłużył się różnymi dostępnymi sobie środkami, by w nielegalny sposób usuwać kompromitujące go dokumenty. To wtedy zamiast przyznać się do wstydliwego epizodu, wolał posłużyć się władzą do niszczenia śladów swej słabości. Co gorsza, w tym procederze pomagali mu najważniejsi urzędnicy państwowi III RP. Tak jakby zapomnieli o swoich podstawowych obowiązkach i odpowiedzialności za przestrzeganie reguł. Hasła o państwie prawa były w ich ustach tylko nędznym frazesem.
Losy teczki „Bolka“ pokazują, jak poręcznym narzędziem szantażu mogła być wiedza oparta na archiwach SB. Ilu jeszcze ludzi ze strachu przed ujawnieniem niewygodnej prawdy poddawało się naciskom i szukało pomocy u byłych esbeków? Nie wiadomo.
Wiadomo wszakże, że jedynym sposobem zerwania tych powiązań jest jawność. Dobrze, że IPN miał odwagę zająć się losami teczki „Bolka“. Wreszcie możliwa staje się rzetelna dyskusja. Książka historyków z IPN oznacza koniec monopolu na wiedzę o przeszłości Wałęsy, jakim dotąd dysponowały wąskie elity.

STRACH
Nasza Polska | 28.5.2008 | rubryka: Strona tytułowa | strona: 1 | autor: Piotr Jakucki
- IPN pracuje dla bezpieki, bo nie zrobił nic w sprawie wyjaśnienia próby zamachu na moje życie czy śmierci moich kolegów- atakował w ubiegły wtorek były prezydent Lech Wałęsa, odnosząc się do mającej ukazać się wkrótce publikacji wydanej przez IPN, książki zawierającej nieznane dotąd dokumenty dotyczące m.in. działalności tajnego współpracownika SB o kryptonimie „Bolek".
Niejako przy okazji uaktywnił się - broniący „elektryka" - Front Antylustracyjny, który Wałęsę wylansował, złożony z mediów oraz polityków, tzw. doradców „Solidarności" z życiorysami trockistowskimi oraz tuzami dawnej Unii Wolności, takimi jak Paweł Piskorski i Władysław Frasyniuk (obecnie w Partii Demokratycznej) . Dla tego ostatniego połajanki słowne to za mało. Określając historyków z IPN mianem hołoty, nawołuje wprost, by krytyków „Lecha", używając słów jego padrone, targać po szczękach: - Ludzie plujący na historię, na autorytety, na tych, którzy walczyli za nich, nie mają prawa oceniać Lecha Wałęsy. Z takimi ludźmi nie prowadzi się dyskusji, można im dać w twarz. Radzę uważać, bo w czym jak w czym, ale w tym Frasyniuk, były bokser, ma w III RP wprawę. Przekonał się o tym na własnej skórze w 2002 r. w studiu telewizyjnym poseł LPR Antoni Stryjewski, którego w ferworze wymiany poglądów Frasyniuk -jak sam to relacjonował - poklepał po twarzy i machnął otwartą dłonią. Aże Stryjewski sięga Frasyniukowi pod ramię, został prawie znokautowany. Tak właśnie zachowuje się partia inteligencka, partia „autorytetów" wychowywanych przez naszego drogiego Bronisława, która od początku była przeciwna lustracji i dekomunizacji i którym kanon zachowań wytyczył gest podrzynania gardła zaprezentowany w 1992 r. ministrowi Macierewiczowi przez Mieczysława Wachowskiego, jeśli szef MSW nie będzie miły dla „Lecha". A gdy dodamy jeszcze, że to parlamentarzystów UD, spośród partii niekomunistycznych, najwięcej było na tzw. liście Macierewicza w 1992 r. i z Wałęsą współdyrygowali oni czerwcowym zamachem stanu. Zaś po dojściu do władzy RS, a szczególnie po rozpoczęciu pracy przez gabinet Jarosława Kaczyńskiego zawiązali Front Obrony Agentury, który przy decydującym współudziale Trybunału Konstytucyjnego zablokował lustrację osób publicznych. To lobby dziś znów rządzi. W rezultacie jako ostatni z tzw. demoludów taplamy się w agenturze, a ci, którzy ją ujawniają, uznawani są za „wrogów ludu", czego przykładem są choćby wściekłe ataki na raport z likwidacji WSI i komisję weryfikacyjną. W „obozie strachu" główną rolę odgrywa były prezydent, który swego czasu apelował o utworzenie przez PO ruchu oporu wobec Kaczyńskich, by odsunąć ich od władzy. Gdy to nie wypaliło, wziął udział w antylustracyjnym sabacie na Uniwersytecie Warszawskim wespół m.in. z Aleksandrem Kwaśniewskim.
A teraz ma znów powody do nerwów. Na horyzoncie pokazuje się książka zawierająca dokumenty, o których on nie ma pojęcia. Więc atakuje i znieważa w mediach. Jednego dnia grozi prezesowi Instytutu Januszowi Kurtyce sprawami sądowymi. Potem zaś zapowiada, że jeśli książka się ukaże, to on doprowadzi do tego, że trafi na przemiał. Tym samym - wprowadzając cenzurę na wolność twórczą-dyskwalifikuje się jako „solidarnościowiec", gdyż związek od początku postulował swobodę badań naukowych, a taki przecież charakter ma publikacja IPN.
I znów słyszymy chełpienie się starymi sloganami: ja jestem świętością, gdyż to wyłącznie dzięki mnie został pokonany komunizm. Oczywiście guzik prawda, gdyż Wałęsa byłby nikim, gdyby nie miliony ludzi, którzy tworzyli tzw. pierwszą „Solidarność", a potem byli w latach 80. mordowani przez SB, zabijani przez ZOMO, bid pałkami i brutalnie przesłuchiwani. Wałęsa byłby nikim, gdyby nie ofiary życia księży Popiełuszki, Zycha, Niedzielaka czy Suchowolca, by pozostać przy tych najbardziej znanych.
Na szczęście ta argumentacja już niewielu przekonuje.
Gdy obserwuję tę „krucjatę nienawiści" wobec IPN i zapędy do tworzenia totalitaryzmu, w którym prawdą jest jedynie ta uznana przez Wałęsę, ów festiwal nienawiści i strachu, staje mi przed oczami niemal identyczny obrazek. Strach ówczesnego prezydenta, przeradzający się w histerię, gdy pojawiła się lista Macierewicza. 4 czerwca około 12.00 PAP publikuje pierwsze oświadczenie Wałęsy, w którym pisze on m.in. o Grudniu 1970 r.: Byłem przywódcą strajku, próbowałem różnych sposobów walki. Aresztowano mnie wiele razy. (...) Zapierwszym razem, w grudniu 1976>podpisał trzy albo cztery dokumenty. Po paru minutach tekst wycofano, a w zamian pojawiło się oświadczenie o rozpoczęciu „wybiórczej lustracji". A potem był nerwowy śmiech w Sejmie, gdy poseł świtoń ujawniał, że Wałęsa to „Bolek"...
Przyznaję, że nie rozumiem obecnej frustracji Wałęsy. Od 1992 r. minęło tyle czasu... Przecież wyszło, że jest „czysty". Uzyskał status pokrzywdzonego „za IPN-u" Kieresa. Wcześniej przed wyborami prezydenckimi w 2000 r. został pozytywnie zlustrowany ze względu na to, że - jak uzasadniał sędzia Paweł Rysiriski: materiał dowodowy, który został przez sąd w tej sprawie zgromadzony, pozwala na graniczące z pewnością stwierdzenie, że najprawdopodobniej materiały oryginalne nigdy nie istniały. Co prawda sąd nie przesłuchał zgłaszanych przez rzecznika interesu publicznego świadków, w tym współpracującego z podziemiem solidarnościowym majora SB - Adama Hodysza. Nie zajął się też kwestią „wyparowania" z teczki „Bolka", po wypożyczeniu jej przez Wałęsę, wówczas urzędującego prezydenta, części dokumentów, w tym zobowiązań do zachowania w tajemnicy rozmów z ońcerami SB i pokwitowań odbioru pieniędzy. No i jak pisał Piotr Semka w „Życiu" z 18 sierpnia 2000 r.: nikt wreszcie nie zanalizował dokumentu z 1985 roku, w którym jak byk znajduje się stwierdzenie, że Wałęsa to „Bolek", a następnie zaznaczające: ostatnie doniesienie „Bolka" pochodziło z 1970 roku (choć tu publicysta się pomylił, gdyż chodziło o rok 1976).
Ale po co? Wszak to były szczegóły „nieistotne dla sprawy" i niewygodne dla niepokalanego wizerunku „bohatera narodowego"... No więc skoro wszystko gra, to dlaczego były prezydent atakuje, znieważa, grozi?
Zwyczajnie „Bolek" tkwi w szczegółach. Przepraszam... w nieznanych dokumentach IPN, które nie miały ujrzeć światła dziennego.
Wystarczyło powiedzieć prawdę i byłoby po wszystkim...

Przeciwnicy pamięci narodowej
Nasza Polska | 28.5.2008 | rubryka: felietony | strona: 20 | autor: Wojciech Reszczyński
Dla Andrzeja Wajdy ubiegły rok był niezwykle udany. Ale wcale nie z powodu nakręcenia długo oczekiwanego i mianowanego do Oskara filmu „Katyń". Jak mówi sam reżyser, rok okazał się dobry, ponieważ: upadły rządy PiS, LPR i Samoobrony, choć pozostał IPN. Andrzej Wajda nienawidzi IPN-u. Można powiedzieć, że IPNowi wypowiedział wojnę. Przy okazji postanowił rozprawić się z Bronisławem Wildsteinem, który - jego zdaniem - dzięki ujawnieniu listy agentów został prezesem telewizji.
Lech Wałęsa miał również ubiegły rok bardzo dobry. W wielkim nakładzie wydał swoją pierwszą od 16 lat książkę „Moja III RP". I podobnie jak Andrzej Wajda deklaruje nienawiść do IPN-u, widząc w nim największe zagrożenie dla Polski. A w związku z tym, że historycy IPN-u wydają o nim książkę, zagroził prezesowi Januszowi Kurtyce sądem.
Lista „autorytetów", dla których IPN jest największym złem ostatnich lat, jest już długa. Znalezienie się na tej liście oznacza bycie wśród wybranych, wśród „autorytetów". Taka jest najprawdziwsza prawda o kondycji naszej inteligencji u progu trzeciego tysiąclecia.
IPN, zdaniem tych autorytetów, to zagrożenie demokracji, centrum do walki z przeciwnikami politycznymi, siedlisko skrajnej prawicy, katoendecji itd.
Przeciwko IPN-owi opracowany jest chyba nawet edytor tekstu Microsoft Word, dzięki któremu piszę ten tekst, gdyż każda deklinacja skrótu „IPN" podświetla się na czerwono, a słowniczek w miejsce miejscownika od „IPN-u", czyli formy „IPN-ie" podpowiada lepsze sformułowania, np. „kipnie", „lipnie", „zipnie". Wbrew jednak edytorowi i pragnieniom tak wielu „luminarzy" naszego życia publicznego Instytut Pamięci Narodowej ani nie „zipnie", tym bardziej nam nie „kipnie". Dokonania IPN-u już dziś trudno przecenić. Szkoda, że opinia publiczna w Polsce nie jest informowana o tym, czym zajmuje się na co dzień IPN i jego oddziały. Wiele odkrywczych, wręcz sensacyjnych publikacji, prac naukowych, wystaw, konferencji, jest przemilczanych jako niewygodne, sprzeczne z narzuconym nam przez postkomunę obrazem Polski i świata.
Andrzej Wajda w wywiadzie dla krakowskiego radia RMF Classic na pytanie o plany po nakręceniu filmu „Katyń" powiedział: - Myślę o tym, że zrobienie filmu współczesnego jest w pewnym sensie bliższe mojemu sercu. Najbardziej chciałbym zrobić film przeciwko IPN-owi, dlatego że jest to instytucja odgrywająca wyjątkowo złą rolę. Ja nie mówię, że nie trzeba tych materiałów gdzieś zgromadzić, ale np. złodziej, który wynosi wiadomości z IPN-u i daje je do Internetu i nagle skazuje ludzi na to, że oni nie mają żadnej możliwości obrony i są oskarżeni - no to jest zbrodnia, to jest kryminał! Za to właśnie istnieje sąd, za to istnieją jakieś kary w Polsce, a nie nagroda w postaci tego, że się zostaje prezesem telewizji.
Człowiek, który jako jeden z pierwszych pobiegł do IPN-u, by zastrzec zbiór zgromadzonych przez bezpiekę dokumentów na swój temat, możliwość ich ujawnienia bez zgody zainteresowanego nazywa zbrodnią. Nadużywa właśnie tego szczególnego słowa, które zastrzegamy w naszej historii dla tragedii, jakie rozgrywały się w czasach wojny. Dlatego gotów jest nakręcić film nie o IPNie, nie na temat związany z tą instytucją, ale przeciw niej. Wajda, który w gruncie rzeczy nie nakręcił żadnego filmu o zbrodniach komuny w PRL-u, chętnie nakręciłby film przeciwko IPN-owi. Oburzenie reżysera zmusza do postawienia pytania, czego obawia się osoba tak wielce zasłużona dla polskiej kultury, legenda polskiego kina?
Może ujawnienia szczegółów zawiązania w jego mieszkaniu spółki, która utworzyła „Gazetę Wyborczą". Chyba nie, skoro powstanie tej gazety uważa za swój największy dorobek życiowy. - Moment dający życie Wyborczej" traktuję jako najważniejszy w życiu - powiedział Andrzej Wajda na uroczostościach 19-lecia „Gazety Wyborczej". Skąd zatem ta agresja wobec demokratycznie powołanej instytucji, jaką jest IPN, pełniącej dziś tak ważną wżyciu Narodu funkcję?
Na szczęście historycy z IPN, szczególnie ich młoda generacja, nie przejmują się pomrukami „autorytetów". Nie deprymuje ich także wyraźna niechęć rządu Donalda Tuska do poszukiwania prawdy historycznej. Problemem jest może jednak to, że obecny Sejm obniżył IPN-owi budżet. Mimo to historycy robią swoje. Tylko dwa przykłady. Krzysztof Kaczmarski z IPN w Rzeszowie na łamach społeczno-politycznego pisma „Glaukopis" odsłania historię wydawanego na wychodźstwie w Anglii, w czasie II wojny światowej, czasopisma dla żołnierzy „Jestem Polakiem". Ta inicjatywa ks Stanisława Bełcha i kilku młodych Polaków inspirowanych myślą polityczną Romana Domowśkiego spotkała się z gwałtownym sprzeciwem przeciwników politycznych. Pismo miało być przeciwwagą dla środowiska liberalnej i lewicowej inteligencji skupionej wokół„Wiadomości Polskich". Przeciwnicy „Jestem Polakiem"* fałszywymi oskarżeniami doprowadzili do upadku pisma, angażując przy okazji do tego polski rząd i dwukrotnie brytyjski parlament. Ciekawy to przyczynek do tego wszystkiego, co rozgrywa się dziś wokół osoby o. Tadeusza Rydzyka i jego medialnych dzieł.
Inny historyk z rzeszowskiego IPN-u, Mariusz Krzysztofiński, w tymże „Glaukopisie" opisuje działalność wydziałów wojskowych Komunistycznej Partii Polski i Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy w jednym tylko Dowództwie X Okręgu Wojskowego w latach 1924-1938. „Polacy" na usługach sowieckiego wywiadu stanowili śmiertelne zagrożenie dla niepodległości i bytu Rzeczypospolitej Polskiej.
Musi poważnie zastanawiać każdy fakt poddawania w wątpliwość sensu istnienia i wiarygodności Instytutu Pamięci Narodowej. •
Autor jest wicedyrektorem I AR Polskiego Radia.


Wałęsa przysięga! esbekom na krzyżyk
Nasza Polska | 28.5.2008 | rubryka: dokumenty | strona: 5
Krzysztof Wyszkowski: (...) jest jesień 1970 r. Pan wraca z kursu w Legionowie...
Funkcjonariusz SB: Zostałem skierowany do Grupy VI, bo tak to się wtedy nazywało, w Zespole III, która zajmowała się przemysłem, przemysłem stoczniowym, to była kombinacja, bo i kolejnictwo tam było, w kolejnictwie był Pawliński. Tutaj był Radkiewicz, Misztal, i ja przyszedłem jako trzeci, młodzik. I robiłem takie różne roboty, pomagałem, m.in. prowadziłem im dokumenty trochę i sprawy obiektowe prowadziłem, i tak dalej. I później zaczęły się wydarzenia grudniowe. W wydarzeniach grudniowych siedziałem, tzn. nie byłem, bo... muszę Panu taką rzecz powiedzieć. W okresie wydarzeń grudniowych na Stocznię to raz czy dwa razy pan Misztal się wybrał, tak natomiast cała Służba, cała grupa VI, cały Wydział III, siedział w budynku, tym bardziej jak weszło wojsko, to zablokowali nas, pozastawiali szafami. Dopiero po trzech czy czterech dniach żeśmy wyszli, to nas puścili w nocy do domów, żeby się przespać.
Wyszkowski: Obok dyrekcji tutaj, tak?
Funkcjonariusz SB: To znaczy w tym pokoiku w baraku obok dyrekcji.
Wyszkowski: Tak.
Funkcjonariusz SB: Z tym, że tak, tam był nasz pokój, taki służbowy, natomiast na terenie stoczni wydarzenia grudniowe, na teren stoczni m.in. do tego pokoju, na terenie stoczni, w czasie wydarzeń grudniowych przemieszczał się tylko pan Misztal, natomiast Radkiewicz, ja absolutnie, bo ja w tym czasie ze stoczni zszedłem, a naczelnik Ku jawa wziął mnie do takiej technicznej roboty, to znaczy odbierałem telefony, zapisywałem, co się wydarzyło, taką kronikę prowadziłem...
Wyszkowski: Widziałem tę kronikę...
Funkcjonariusz SB: Taką kronikę prowadziłem, kartkę z takimi tymi... (...) i tak jak mówię, trzy dni to żeśmy w ogóle nie wychodzili ze Stoczni, tfu, z komendy na Okopowej, tylko raz pan Misztal, było to tam, nawet dostał telefon po prostu, że ma wiać, bo go tam mogą, mogą [nieczytelne]. Tak, że on wrócił, reszta natomiast, już zgody nie było, żeby iść na stocznię, żeby tam kto mógł, to ewentualnie mógł, kto miał źródła i mógł, to spotykał się ze źródłami poza stocznią. Ja takiej możliwości nie miałem, no i co... Co później...
Wyszkowski. ...potem wkracza wojsko, tak?
Funkcjonariusz SB: Wkracza, wkracza wojsko, nas zamykają całkowicie, mmmhh... Wojsko obstawia budynek, okna wszystkie, tam karabiny maszynowe i tak dalej, czołgi dookoła tego. Był atak na komendę, próba ataku takiego na komendę, zakończona niepowodzeniem, bo to tam pogonili, wojsko razem... To znaczy, wojsko tak szło, musieli, to szli... No, ZOMO odgoniło i drugiego ataku, drugiej już takiej próby nie było. No i później?...
Wyszkowski: Ale Pan słyszał tylko o tym ataku na komendę, nie widział...
Funkcjonariusz SB: Nie, no ja widziałem, oglądałem z pierwszego piętra, z drugiego piętra, bo na drugim piętrze mieliśmy...
Wyszkowski: Z Okopowej, tak?
Funkcjonariusz SB: Z Okopowej. Wyszkowski: Tam przez drzewa było widać, mimo to...
Funkcjonariusz SB: No, przecież drzewa były trochę odsunięte od budynku, no a że ludzie idą na komendę, to było widać przecież.
Wyszkowski: No ale na komendę na Świerczewskiego, na miejską.
Funkcjonariusz SB: Nie! Na wojewódzką. Wyszkowski: Naszą?!? A to nie wiedziałem nawet.
Funkcjonariusz SB: No ale tam oddział ZOMO poszedł, pogonił to wszystko, no przecież nie było tak jak na Świerczewskiego czy na Komitet Wojewódzki. Nie, nie...
Wyszkowski: Dobra.
Funkcjonariusz SB: No i tak to wyglądało, po trzech dniach nas dopiero puścili o jedenastej czy dwunastej do domu, o czwartej nas zbierali już z powrotem. Wyszkowski: I zaczęła się robota przy...
Funkcjonariusz SB: I zaczęła się później obróbka.
Wyszkowski: Przy identyfikacji u... Funkcjonariusz SB: Przy identyfikacji... tak
Wyszkowski: Ludzi, którzy brali udział w rozruchach.
Funkcjonariusz SB: Tak. No i była "rzecz... Tylko widzi Pan, nie za bardzo pamiętam to, jak doszło do tego, bo ja pamiętam dwa momenty, to znaczy [nieczytelne] był ten moment pierwszy, Eeee... że po prostu Wałęsa razem z innymi stoczniowcami został przywieziony, tak mi po głowie cały czas chodzi, autobusem z hotelu przy ulicy Tuwima, który się mieścił, tak mi...
Wyszkowski: Którego dnia? Po strajku? Funkcjonariusz SB: Po strajku... Po strajku. I wtedy cały..., pojechało chyba dwóch kolegów z kierowcą, przywieźli cały autokar ludzi. Między innymi był Wałęsa. W tym, że tam, no do dwudziestej trzeciej czy do dwudziestej czwartej, mieli wszyscy znaleźć się na Tuwima, tak im obiecał ten kolega, bo w razie czego wylegitymowali go tam i tak dalej... No i po prostu... A w międzyczasie, też nie pamiętam dokładnie, którego dnia, w każdym razie w międzyczasie przyjechała taka grupa wsparcia, tzn. z Olsztyna, z Bielu ska, z Katowic, z Białegostoku, m.in. przyjechało dwóch kapitanów: Graczyk [?] i kapitan Lapczyński [?] Wyszkowski: Z Olsztyna...
Funkcjonariusz SB: Tak. I oni we dwójkę w obecności naczelnika prowadzili rozmowę z Wałęsą.
Wyszkowski: Ale dlaczego Pan zwrócił uwagę na Wałęsę?
Funkcjonariusz SB: Aaa, bo oni przychodzili i mówili, zaczęli się tam śmiać, że Wałęsa przysięgał nie na krucyfiks, tylko inaczej to mówili, na krzyżyk, że przysięgał, że będzie lojalny w stosunku do Służby.
Wyszkowski: Ale kiedy przysięgał? Funkcjonariusz SB: Właśnie w czasie tej rozmowy [nieczytelne]. To było jednego dnia, rano go przywieziono, była rozmowa kilkugodzinna i Wałęsa podpisał zobowiązanie o współpracy. No nie chciał podpisać zobowiązania o współpracy, powiedział, że dla niego ważniejszy jest, o Jezu, jak się nazywa taki mały krzyżyk...
Wyszkowski: Medalik?
Funkcjonariusz SB: Nie krucyfiks, nie medalik, inaczej się mówi na to chyba [nieczytelne]. No nieważne, on powiedział, że przysięga jego na krzyż jest ważniejsza niż wszystkie jego podpisy. Że w stosunku do Boga on nigdy się nie wyprze tego, co deklaruje. I stąd tam przyszli z nim...
Wyszkowski: Ale Pan nie widział tego momentu?
Funkcjonariusz SB: Nie, nie, ja tam nie byłem. Podpisał zobowiązanie, potem dokument jako taki, notatkę z rozmowy czytałem oczywiście, bo później ja z tymi wszystkimi dokumentami musiałem się zapoznać, mimo że nie leżało to w mojej kompetencji, no ale byłem jako ten najmłodszy już konkretnie na stoczni, bo zostałem później... Później brało się takie... ci, którzy byli zatrzymywani, stoczniowcy, na Świerczewskiego w komendzie podpisywali zobowiązania o tym, że nic nie będą mówili, zachowają w tajemnicy wszystko, i tak dalej. I później dostaliśmy polecenie rozmowy z każdym z tych ludzi, który podpisał te zobowiązania...
Wyszkowski: Czy nie da się go „przerobić"?
Funkcjonariusz SB: Tak. Część ludzi zgodziła się na współpracę, część ludzi nie zgodziła.
Wyszkowski: Wracając do tego... No więc ci funkcjonariusze rozmawiają z pasażerami autokaru. Mniej więcej ilu udało się zwerbować z tego autokaru, z tego hotelu?
Funkcjonariusz SB: Nie wiem. Nie wiem...
Wyszkowski: Ale ten werbunek Wałęsy był wyjątkowy - o! udało nam się jednego znaleźć - czy [nieczytelne] mamy okoliczności, że pięciu, wszyscy... Nie? Wtedy by absolutnie nie zwrócili uwagi...
Funkcjonariusz SB: Nie, nie, absolutnie nie...
Wyszkowski: ...że mamy tu takiego jednego, co na krzyż przysięga. Czyli raczej mało zwerbowali?
Funkcjonariusz SB. Raczej mało, raczej tak...
Wyszkowski: ...skoroomawiali poszczególny przypadek, prawda?
Funkcjonariusz SB: Mhm, mhm... Wyszkowski: No to dobra, wracamy dalej...
Funkcjonariusz SB: Tym bardziej że ja mówię, przywieziony był cały autokar ludzi, cały wydział, w sumie ci starzy pracownicy byli zaangażowani w te rozmowy w różnych pokojach, z tym że, tak jak mówię, w pokoju zastępcy naczelnika prowadzona była rozmowa właśnie z Wałęsą. Teraz co dalej...
Wyszkowski: Tych z rozmów wstępnych, rozmów ostrzegawczych czy przesłuchań, przerabia się na tajnych współpracowników, no...
Funkcjonariusz SB: Tak, no więc, to znaczy zobowiązanie Wałęsy było tego typu, że on zgadza się na współpracę i... [pauza] zgadza się na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa i teraz nie wiem, czy informacje przez niego przekazywane sygnowane będą „Bolek", czy on będzie podpisywał „Bolek".
Wyszkowski: Ale wie Pan, skąd się wziął pseudonim?
Funkcjonariusz SB: Nie, nie wiem. Wyszkowski: No więc on wybrał (....). Chce Pan wiedzieć?
Funkcjonariusz SB: Nie, wie Pan, mnie to ani ziębi, ani parzy, tak jak mówię. „ . . . . P [koniec nagrania]

Foto popis| Grudzień 1970 (fot. arch.)
Foto popis| Jest to zapis przeprowadzonej kilka lat temu rozmowy Krzysztofa Wyszkowskiego z byłym funkcjonariuszem SB, który przedstawia okoliczności zwerbowania Lecha Wałęsy przez SB. Funkcjonariusz ten ma zostać powołany na świadka w procesie Wałęsy przeciwko Wyszkowskiemu. Zachowaliśmy oryginalny zapis rozmowy, miejsca nieczytelne oznaczyliśmy nawiasami kwadratowymi. Samą rozmowę można odsłuchać* na stronie http://wyszkowski.com.pl/

Książka o Wałęsie tylko dla wybranych
Dziennik Zachodni | 17.6.2008 | rubryka: Fakty 24 | strona: 4 | autor: Katarzyna Borowska
Wyczekiwana od wielu miesięcy książka IPN „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka będzie bardzo trudna do zdobycia dla zwykłych czytelników. Jak dowiedziała się nasza gazeta, ma mieć tylko 2 tys. egzemplarzy nakładu. Ale do sprzedaży trafi jej jeszcze mniej, bo zaledwie 10 proc., czyli około 200 sztuk.
– Reszta zostanie przekazana VIP-om – mówi nasz informator w IPN. Książkę dostaną naukowcy, publicyści, politycy, biblioteki naukowe. 200 sztuk ma być rozdysponowane do sprzedaży między poszczególne oddziały IPN. Do wybranych księgarni może trafić tylko minimalna liczba egzemplarzy.
Książka jest wyczekiwana na przykład w Głównej Księgarni Naukowej im. Bolesława Prusa na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, która współpracuje z IPN. – Na razie nic nie mamy, ale proszę dzwonić po 20 czerwca – mówi Elżbieta Chorowańska, księgarz z „Prusa”. Andrzej Arseniuk, szef IPN, nie chciał nam wczoraj udzielić żadnych odpowiedzi na szczegółowe pytania dotyczące zawartości książki. O spokój prosił też jeden z autorów – dr Piotr Gontarczyk. Żaden nie chciał nawet podać konkretnej daty ukazania się publikacji.
Wiemy jednak, że książka ma mieć ok. 780 stron: 300 – tekstu, 350 – aneksu źródłowego i 130 – aneksu ilustracyjnego zawierającego skany najważniejszych dokumentów. Ma kosztować 65 zł.
W ubiegłym tygodniu w IPN mówiło się, że może się ona pojawić już dziś. Teraz jednak data się odwleka. Tygodnik „Wprost” napisał wczoraj, że książka pojawi się w księgarniach 23 czerwca. Z naszych informacji wynika, że dziś kwestia dystrybucji książki będzie omawiana na spotkaniu dyrektorów oddziałów IPN.
– Po całym tym zamieszaniu wokół publikacji IPN podchodzi do książki z dużą ostrożnością. To dlatego zmniejszono jej nakład. Na początku planowano, że będzie wydana w pięciu tysiącach egzemplarzy – mówi nam pracownik IPN.
Lech Wałęsa już zagroził szefowi IPN Januszowi Kurtyce sądem, jeśli w książce znajdzie się twierdzenie, że był on tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”. Twierdzi, że wie, kto nim był naprawdę, i ogłosi to po ukazaniu się publikacji.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Edward Soltys
Weteran Forum


Dołączył: 05 Mar 2007
Posty: 613

PostWysłany: Czw Cze 19, 2008 11:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jadzia miala o nim w dawnych czasach zle zdanie i to dla mnie wystarczy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Katarzyna Makowska
Weteran Forum


Dołączył: 15 Cze 2007
Posty: 194

PostWysłany: Pią Cze 20, 2008 7:56 am    Temat postu: Re: Tadeusz Jedynak spadł z Marsa? Odpowiedz z cytatem

"W cieplych kapciach i przed telewizorem"

Rozrzewnilo mnie to:)

Bo cieple kapcie kupilam sobie w Kanadzie, a przed wlasnym telewizoem usiadla dopiero gdzies tak okolo roku 1985.

Wyglada na to,ze takiego scieniariusza nie przeiduja zadne aftoriteta.

Fakt, bylo nas niewielu. Niewielu, dla ktorych telewizor nie byl celem zycia - ani jego trescia. Ale, przeciezze, troche nas bylo:)

Wychowalam sie w domu bez telewizora. Nie chodzilo tylko o pieniadze, ktorych moja matka, lekarka nieuczestnizaca w PRlowskiej korupcji, mial a tyle...co miala. Chodzilo jeszcze o wode mozgu, jaka robi telewizja. I to wcale niespecjalnie komunistyczna. Zadna, po prostu.

Kaska
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum