Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

B. Wildstein: Zapomnieć o Rywinie i nie tylko

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Nie Cze 29, 2008 10:50 pm    Temat postu: B. Wildstein: Zapomnieć o Rywinie i nie tylko Odpowiedz z cytatem

Zapomnieć o Rywinie

Bronisław Wildstein
Od zeszłorocznych wyborów obserwujemy działania, które coraz bardziej
jednoznacznie usiłują cofnąć świadomość Polaków do stanu naiwnej
akceptacji status quo, do zdania się na dominujące „autorytety“ i
najsilniejsze media

źródło: Rzeczpospolita
Afera Rywina była ozdrowieńczym wstrząsem dla Polaków.
Odsłoniła funkcjonowanie III RP, pokazała głęboko osadzone w niej
mechanizmy oligarchiczne oraz stan polskiego establishmentu. Wstrząs
wyzwolił przypływ obywatelskich postaw, których manifestacją było hasło
IV RP. Było ono wezwaniem do głębokiej reformy, która miała wyeliminować
patologie, urealnić demokrację i przywrócić Polskę Polakom. Ośmielone
ujawnieniem afery Rywina media poszły tym tropem, odsłaniając kolejne
skandale i doprowadzając do upadku rządu Leszka Millera.

Wybory 2005 roku były klęską ugrupowań III RP. Obie zwycięskie partie:
PiS i PO, szły do wyborów pod hasłem IV RP i obiecywały powyborczą
koalicję w celu głębokiego przeobrażenia kraju. Ich nadspodziewany
sukces, czego efektem było zdominowanie przez nie polskiej sceny
politycznej, przekształcił potencjalnych koalicjantów w konkurentów. Ich
bezwzględna rywalizacja zdeterminowała polską politykę.

Przestraszony próbami rozliczenia przez rząd Kaczyńskiego establishment
III RP zainwestował w PO, która chętnie przystała na ten intratny
sojusz. W konsekwencji po wyborach 2007 roku obserwujemy działania,
które coraz bardziej jednoznacznie służą unieważnieniu lekcji Rywina.
Ich celem jest cofnięcie świadomości Polaków do stanu wcześniejszego.
Stanu naiwnej akceptacji status quo i zdania się na dominujące ośrodki
opiniotwórcze: „autorytety” i najsilniejsze media.


Afery nie było

Swój symboliczny wymiar ma to w wystąpieniach rozmaitych przedstawicieli
establishmentu deklarujących, że „Rywina” po prostu nie było.
Ostentacyjnie głoszą to postkomuniści, w tym nowy szef SLD Grzegorz
Napieralski. W grudniu minionego roku Leszek Miller oświadczył, że afera
Rywina była prowokacją wymierzoną w SLD i w niego, jako ówczesnego
premiera, osobiście. Działo się to bezpośrednio po wyroku, który
uniewinnił Aleksandrę Jakubowską z zarzutów łamania prawa przy tworzeniu
ustawy medialnej.

Można przyjąć, że sąd nie miał wystarczających danych, aby skazać „lwicę
lewicy”, która w trakcie sprawy trzęsła Ministerstwem Kultury i jego
formalnym szefem Andrzejem Celińskim. Być może zespół skandalicznych
praktyk zademonstrowanych przez Jakubowską przy tworzeniu
fundamentalnego dla ładu medialnego prawa nie był przestępstwem z punktu
widzenia kodeksu karnego.

Natomiast uniewinniający Jakubowską sędzia zademonstrował swoje
nastawienie, stwierdzając kpiąco, że „póki co nie jest przestępstwem
bałagan legislacyjny”, za który odpowiadała oskarżona. Sędzia powiedział
dodatkowo, że oskarżenie Jakubowskiej to „szukanie paragrafu na
człowieka”. Pośrednio obciążył tym komisję sejmową, która
zademonstrowała, jak politycy SLD przygotowywali prawo oddające im
kontrolę nad mediami elektronicznymi i jak uzgadniali je z Agorą. Akt
oskarżenia Jakubowskiej był konsekwencją prac komisji śledczej. Prawie
wszyscy w niej zgadzali się co do faktów i odpowiedzialności
Jakubowskiej, która kłamała i kręciła w swoich publicznych
wystąpieniach. Sędzia w uzasadnieniu uniewinnienia wykroczył daleko poza
przypisaną mu prawem rolę. Ujawnił się jako obrońca i reprezentant
establishmentu.


Domykanie się układu

Triumfalnie wygrane w 2001 roku przez SLD wybory otworzyły przed tym
ugrupowaniem i jego ówczesnym absolutnym liderem, Millerem, nadzieję na
petryfikację sceny politycznej na długie lata. Posiadając nieomal
bezwzględną większość w Sejmie i – co ważniejsze – dominując nad
gospodarką oraz kontrolując kluczowe w państwie instytucje,
postkomuniści wydawali się siłą nie do ruszenia.

Kolejnym krokiem w kierunku domknięcia układu oligarchicznego była z ich
strony próba przejęcia pełnej kontroli nad mediami w Polsce. Dysponowali
oni już telewizją publiczną, która – przekształcona przez nich w sprawny
instrument propagandowy pod wodzą prezesa Roberta Kwiatkowskiego –
odegrała istotną rolę w ich sukcesie wyborczym. Kontrolowali także
KRRiT. Inicjatywą w celu zdominowania na długo rynku mediów
elektronicznych miała być więc nowelizacja ustawy o radiofonii i
telewizji, która zasadniczo zwiększała uprawnienia tego ciała. Zgodnie z
jej projektem KRRiT mogła ingerować nawet w stosunki własnościowe
podmiotów prywatnych, co w rzeczywistości pozbawiało je niezależności.

Przedsmak tego, co miało się dziać z prywatnymi mediami po nowelizacji
ustawy, dawało działanie sekretarza KRRiT Włodzimierza Czarzastego,
który, naciągając już istniejącą ustawę, właściwie bez uzasadnienia
pozbawił koncesji dwie regionalne radiostacje i ograniczył
funkcjonowanie RMF.

Równocześnie postkomuniści próbowali głębiej wedrzeć się na rynek
prasowy. Z jednej strony planowali stworzenie dużego, podporządkowanego
sobie dziennika, gdyż „Trybuna” nie była w stanie pełnić roli
opiniotwórczej. Z drugiej – usiłowali przejąć „Rzeczpospolitą”, próbując
zmusić ówczesnego większościowego właściciela, norweską firmę Orkla, do
odsprzedania swoich udziałów, tak aby państwowa spółka posiadająca 49
procent tytułu przejęła nad nim kontrolę.

W działaniach tych sojusznikiem Millera była „Gazeta Wyborcza”, która
opublikowała na czołówce artykuł opowiadający o tym, jak pewien
(anonimowy) zachodni koncern nie zapłacił podatku, wykorzystując fakt,
że udziały w pewnej (nienazwanej) gazecie polskiej kupował od
zagranicznego właściciela. Podpisany pseudonimem tekst mówiący o
wątpliwościach prawnych wobec anonimowej firmy na czołówce (poważnej)
gazety to rzecz bez precedensu. Fakt, że rząd Millera, opierając się na
artykule w „Wyborczej”, zażądał od Norwegów wielomilionowej opłaty
> (Skarb Państwa musiał ją potem zwrócić wraz z odsetkami), pokazał, jaką
funkcję publikacja owa spełniała.

Przez cały okres trwania III RP „Wyborcza” była najważniejszym
sojusznikiem postkomunistów, chociaż niekiedy wchodziła z nimi w doraźne
spory. Była istotnym czynnikiem odzyskania przez nich pozycji i wpływów.
Była jednak bytem niezależnym. Logika monopolisty, którą prezentowali
postkomuniści po ostatecznym sukcesie, jakim wydawała się wygrana
wyborcza, prowadzi do podporządkowania sobie instytucji niezależnych,
nawet jeśli pełnią one funkcję sojuszników.


Geneza afery

Również Agora znajdowała się wówczas w fazie ekspansji. Kolejnym krokiem
na jej drodze miało być kupno telewizji. Przygotowywana nowelizacja
uniemożliwiała to. Postkomuniści nie chcieli wzmocnienia niezależnego
podmiotu, jakim była Agora, nawet połączonego z nimi licznymi więzami
wspólnych interesów. Wiosna i początek lata 2002 roku to czas
gorączkowych zakulisowych pertraktacji, których elementem były czasami
krytyczne artykuły wobec rządowych planów na łamach „Wyborczej”. Krytyka
dotyczyła wyłącznie sprawy „lex Agora”, jak zapis uniemożliwiający tej
firmie nabycie telewizji nazwali dziennikarze „GW”. Był to dla nich
jedyny problem nowelizacji. Fakt, że podporządkowywała ona media
elektroniczne KRRiT, a więc realnie SLD, nie budził w tej gazecie
specjalnego zainteresowania.

Przybycie Lwa Rywina do Adama Michnika 22 lipca 2002 roku potraktować
można jako ciąg dalszy negocjacji pomiędzy rządem a Agorą. Różnicą było
tylko to, że pośrednik, Rywin, zażądał prowizji od kontraktu, a jego
rozmówca nagrał rozmowę.

Uwaga zwykłych odbiorców zwrócona jest zwykle na sumę 17,5 miliona
dolarów, których Rywin domagał się od Michnika za powodzenie transakcji.
Strategia „Wyborczej” polegała również na koncentracji uwagi na tym
fakcie, aby usunąć z pola widzenia meritum sprawy. W rzeczywistości
propozycja, którą przedstawił Rywin, dotyczyła rynku o wartości
miliardów dolarów, a sprowadzała się do tego, aby „Wyborcza”
zrezygnowała z niezależności w zamian za udział w intratnym
przedsięwzięciu gospodarczym.

Rywin proponował nie tylko zmiany w projektowanej ustawie, które
umożliwiłyby Agorze zakup Polsatu, ale wręcz załatwienie tej transakcji.
Michnik miał w zamian się zobowiązać, że telewizja Agory popierać będzie
SLD, a zwalczać jego przeciwników. Gwarantem miał być Rywin jako szef
stacji. Prowizja dla Rywina miała być zapłacona dopiero po
sfinalizowaniu zakupu. Nie była więc możliwa żadna próba oszustwa ze
strony Rywina albo próba naciągnięcia potencjalnych kontrahentów. Oferta
była przejrzysta.


Medialne tło

Przez pięć miesięcy od tego wydarzenia Michnik naciskał SLD-owskich
decydentów możliwością ujawnienia nagrania, żądając wycofania się z
niekorzystnego dla Agory zapisu. Na publikację zdecydował się pod koniec
grudnia, gdy zrozumiał, że nowelizacja przejdzie w kształcie
niekorzystnym dla Agory.

Tych pięć miesięcy, kiedy redaktor „Wyborczej” opowiadał wszem wobec o
propozycji złożonej mu przez Rywina, a informacja na ten temat
przeciekła jedynie raz w satyrycznej rubryce tygodnika „Wprost”, dużo
mówi o ówczesnym stanie mediów i państwa. Uhonorowana licznymi tytułami
publicystka „Polityki” Janina Paradowska, która pytanie na ten temat
zadała w wywiadzie z premierem Millerem, wycofała je z druku po
interwencji Michnika. Tłumaczyła potem, że przecież sprawa była
„własnością ťWyborczejŤ”. Stwierdzenie takie w świecie wolnych mediów
powinno wywołać szok.

Pomysł, że informacje o jakimś ważnym wydarzeniu są czyjąś własnością,
stoi w jaskrawej sprzeczności z koncepcją wolności słowa. W Polsce
tłumaczenie Paradowskiej zostało przyjęte jako oczywiste.

Zwłokę w informacji o ofercie Rywina „Wyborcza” tłumaczyła tajemnicą
„dziennikarskiego śledztwa”. Dziwna to tajemnica, o której wiedzą
wszyscy zainteresowani, a pozostaje nią tylko dla szerokiej
publiczności. Każdy, kto ma elementarną wiedzę na temat dziennikarstwa,
wie doskonale, że żadne śledztwo nie było prowadzone. Śledztwo
dziennikarskie rzadko kiedy prowadzi do rozwiązania sprawy. Zwykle służy
jedynie jej odsłonięciu. Zestawia dane, prezentuje okoliczności,
formułuje hipotezy i usiłuje je weryfikować. Nawet cienia takich działań
w odniesieniu do afery Rywina w „Wyborczej” nie uświadczyliśmy.


Porządki III RP

Wahania Michnika przed ujawnieniem oferty Rywina są zrozumiałe. Dopóki
pozostawała utajniona, mogła być instrumentem presji na przywódców SLD,
ujawniona stawała się zagrożeniem nie tylko dla postkomunistów, ale i
całego establishmentu III RP, której istotny element stanowiła
„Wyborcza” i jej naczelny.

W rzeczywistości oferta Rywina nie była niczym szczególnym w sposobie
działania ówczesnych elit. Można ją zobaczyć jako kontynuację
wcześniejszych pertraktacji, na których przedstawiciele rządu i
prywatnej firmy spotykali się, aby uzgodnić prawo, które dopiero potem
zgłoszone zostanie w Sejmie. Różnica polegała na potraktowaniu Michnika,
któremu pokazano, że pierwszoplanowym graczem biznesowym pozostać może
wyłącznie za cenę rezygnacji z ambicji politycznych oraz na żądaniu
sutej opłaty dla pośrednika w transakcji.

W ówczesnych środowiskach biznesowych zachowanie Michnika spotkało się z
niechęcią. Nieoficjalnie był on oskarżany o „ujawnianie tajemnic
negocjacyjnych”. I rzeczywiście, jeśli uzgadnianie podstawowych spraw w
biznesie odbywa się na tajnych spotkaniach zainteresowanych, to przyjąć
można, że Rywin domagał się nie łapówki, ale „success fee”, powszechnie
akceptowanej opłaty za pomoc w pomyślnej realizacji transakcji.

Propozycja Rywina była szokiem dla Michnika uznającego, że jest
rozgrywającym, który nie podlega mechanizmom współtworzonego przez
siebie świata, ale była normą w porządkach III RP.

Komisja śledcza ujawniła te mechanizmy. Nic dziwnego więc, że projekt
jej powołania spotkał się z oporem u co bardziej przenikliwych obrońców
status quo. Jacek Żakowski pisał w „Polityce”, że będzie ona stanowiła
odpowiednik łajna rzuconego w wentylator: uświni wszystkich. Mówiąc
„wszystkich”, zasłużony dziennikarz III RP miał na myśli oczywiście
członków establishmentu, którzy pozycję swoją zawdzięczali specyficznym
stosunkom tego państwa.

Afera Rywina odsłaniała demokrację III RP jako fasadę, za którą zapadają
najważniejsze decyzje. Polityczno-biznesowo-medialne elity stworzyły w
miarę szczelny świat, do którego nie miały zamiaru dopuszczać
konkurencji. Co znamienne: był to świat poza kontrolą, gdyż zupełnie
nieprzejrzysty dla oczu zwykłych obywateli. Fakt, że oferta Rywina znana całej „warszawce” pozostawała tabu dla mediów, najlepiej demaskował
ówczesne porządki medialne. Łatwo manipulować tymi, którzy informacji
nie mają. Tylko w takich warunkach można było wykreować wizerunek
Aleksandra Kwaśniewskiego jako ojca narodu.

Komisja śledcza w sprawie Rywina była porcją jawności zmieniającą
percepcję Polaków. Chyba najsławniejsza polska blogerka Kataryna w
wywiadzie udzielonym Robertowi Mazurkowi przyznała się, że afera Rywina
zasadniczo zmieniła jej ogląd polskiej rzeczywistości. Wcześniej, jako
czytelniczce „Gazety Wyborczej”, nie przyszło jej do głowy
kwestionowanie spójnego obrazu rzeczywistości rozpisanego na szpaltach
organu Michnika. Wyznawała to bez entuzjazmu, gdyż, jak stwierdziła,
tego typu bezkrytycyzm nie przystoi osobie rozumnej.

Sęk w tym, że ówczesna postawa Kataryny była wówczas typowa dla
inteligencji polskiej, a – uznać można – nie tylko przechowała się dziś
w szerokich jej gremiach, ale także mamy do czynienia z jej nawrotem.
Ostatnie dwa lata są tego niechlubnym przykładem.


Autorytety kontratakują>
Po okresie popłochu i rozsypki establishment zaczął mobilizować się
jeszcze przed wyborami 2005. Na początku pojawiła się, zakończona
całkowitym fiaskiem mimo wsparcia wpływowych mediów, próba ponownego
wykreowania Unii Wolności po liftingu, czyli PD. Potem podobnie
zakończona próba wylansowania na prezydenta Włodzimierza Cimoszewicza.
Natomiast już po wyborach skutecznie przeprowadzona została operacja
naznaczenia i potępienia PiS jako zagrożenia dla demokracji.

Nagonka ta zmistyfikowała polską politykę i uniemożliwiła rzeczową jej
ocenę. Nawet uczciwa krytyka PiS, które wielokrotnie na nią solidnie
zasłużyło, była niezwykle trudna, gdyż wymagała przebicia się przez
zasłonę medialnych oszustw i manipulacji.

Establishmentowi III RP udało się zbudować wyobrażenie Polski pod
rządami PiS jako państwa policyjnego, a walkę z korupcją i patologiami
III RP przedstawić jako zamach na prawa człowieka i wolności
obywatelskie. Z perspektywy przedstawicieli świata Rywina traktowanie
członków elity jak zwykłych obywateli było przecież realnym skandalem.

PO, która korzystała z tej nagonki, musiała wycofać się z krytyki III
RP. Gorzej, że po dojściu do władzy, przyjmując zasadę wykorzeniania
PiS, czyli eliminując wszelkie jego nominacje, musiała w dużej mierze
oprzeć się na kadrach III RP.


Niech dzieci śpią>
Trudno wskazać sukcesy pół roku rządów Donalda Tuska. Nic więc dziwnego,
że rządzący i ich propagandziści mówią o „sprawnym zarządzaniu” albo
„przywracaniu normalności”. W świecie postpolityki, w jakim podobno
żyjemy, tłumaczą nam, że władza zajmować się winna wyłącznie
administrowaniem. Poważne problemy zostają zagadane gładkimi słówkami
przez specjalistów od politycznego marketingu, którzy usiłują
doprowadzić nas znowu do stadium zdziecinnienia.

Powraca paternalistyczny stosunek elity do obywateli charakterystyczny
dla III RP. To wówczas przecież miano nas modernizować ponad naszymi
głowami, gdyż nie dorośliśmy do zrozumienia dziejowych konieczności, na
które skazany jest nasz kraj. Autorytety rozstrzygały więc za nas,
natomiast media dbały, aby niezdrowe dla nas treści nie przeciekły do
opinii publicznej, a Michnik z Millerem mogli ustalać kształt polskiej
rzeczywistości nieniepokojeni przez niepowołanych. Nic dziwnego więc, że
jedyna sprawa, w której rząd Tuska wykazuje determinację, to próba
przejęcia mediów publicznych, a ostatnio i „Rzeczpospolitej”, zaczynając
przypominać nam w tej mierze czasy Millera.

Kolonizacja PO ze strony elit III RP trwa. Jeśli ważne jest tylko
sprawowanie władzy, a sprawne administrowanie oznacza, że sensem
rządzenia jest jedynie rządzenie, to wchodzić w alianse można z każdym i
na każdym można się oprzeć. Elity III RP poczynają sobie coraz bardziej
ostentacyjnie. Próba zablokowania książki o Wałęsie jest tego
najświeższym przykładem. Ujawnianie najnowszej przeszłości jest dla nich
śmiertelnie niebezpieczne. Może obudzić ze snu słodko pogrążonych w nim
obywateli.

Normalność dla establishmentu III RP to drzemka społeczeństwa, które
wiedzę czerpie z „Gazety Wyborczej”. Afera Rywina to wypadek przy pracy,
o którym należy zapomnieć. Normalność to odbudowa porozumienia między
polityką, biznesem i mediami, z której wyeliminowani zostaną siewcy
niepokoju. Autorytety będą dozować wiedzę i informacje. IPN, w którym
każdy może dogrzebać się wiedzy o najnowszej historii, jest z tej
perspektywy skandalem. Dlatego należy go rozwiązać. Ważne sprawy nie
powinny niepokoić obywateli.

Źródło : Rzeczpospolita

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum