Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kto kogo (ma słuchać)?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Konrad Turzyński
Moderator


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 580

PostWysłany: Wto Sie 12, 2008 6:22 pm    Temat postu: Kto kogo (ma słuchać)? Odpowiedz z cytatem

Kto kogo (ma słuchać)?

zob.: http://www.polskieradio.pl/krajiswiat/opinie/artykul61879.html.

Od czasu, kiedy w jesieni 2007 r. powstał obecny rząd, co jakiś czas ujawniają się przykre sytuacje konfliktowe między tym właśnie rządem premiera Donalda Tuska a prezydentem Lechem Kaczyńskim. Trudno nawet pamiętać te wszystkie sytuacje. I weryfikacja żołnierzy WSI, i stosunek do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, i rokowania z USA w sprawie "tarczy antyrakietowej" to tylko niektóre z nich, ostatnio często publicznie przywoływane. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy świadkami dalszego ciągu rywalizacji dwóch rywali z prezydenckiej kampanii wyborczej w 2005 roku: Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Ostre spięcia były czymś mało dziwnym podczas poprzedniej kadencji parlamentarnej, kiedy Platforma Obywatelska była w opozycji, a osoba prez. Kaczyńskiego jest (trafnie) kojarzona z główną (wtedy) partią współrządzącą. Od kilku miesięcy jednak sytuacja w naszym kraju wygląda tak, jak gdybyśmy mieli "opozycyjnego prezydenta", który był początkowo przywódcą PiS, ale ta partia nie wchodzi w skład obecnej koalicji rządowej.

Na tym polega "urok" kohabitacji, kiedy to rząd reprezentuje inne stronnictwo albo stronnictwa, niż to, które swojego kandydata wyniosło do rangi głowy państwa. Było tak w ostatnich dwóch latach kadencji prezydenta Wałęsy, było tak również podczas istnienia rządu Jerzego Buzka. Obecnie trwająca kohabitacja zapewne jest tak emocjonalna ze względu na osobiste zaangażowanie obu głównych adwersarzy w rywalizacji o urząd Prezydenta RP.

Jednym ze sposobów na unikanie takich przesileń w życiu publicznym byłoby zrównanie długości kadencji najwyższych organów władzy (Prezydenta, Sejmu i Senatu), co sprzyjałoby temu, aby okresy współrządzenia były zaniedbywanie krótkie. To oczywiście nie wyklucza tego, że w przypadkach, gdyby dwie rywalizujące partie miały elektorat o bardzo zbliżonych do siebie liczebnościach, jednoczesne (albo prawie jednoczesne, jak to było w jesieni 2005 r.) wybory parlamentu i prezydenta zakończyłyby się wynikami przeciwstawnymi: najwyższy urząd w państwie obsadziłaby jedna partia, a większość parlamentarną uzyskałaby druga. Nawet gdyby było tak, jak (podobno) od stosunkowo niedawna jest w Izraelu, gdzie nie tylko prezydent, ale także premier są wybierani w wyborach bezpośrednich, mogłoby dojść do takiego dyskomfortu.

Warto zatem rozejrzeć się za dodatkowymi zabezpieczeniami przeciwko takim niespodziankom. Jednym z nich mógłby być system prezydencki. Propozycję tego rodzaju złożył kilkanaście lat temu p. Stanisław Michalkiewicz w swoim autorskim projekcie konstytucji polskiej (Stanisław Michalkiewicz,
"Projekt nowej konstytucji", "Najwyższy Czas!", numery 31-34 z 1, 8, 15 i 22 sierpnia 1992 r., str. III), wkrótce potem lansowanym także przez jego partię (czyli Unię Polityki Realnej). System prezydencki w myśl tego projektu przypominałby to, co jest w Stanach Zjednoczonych. Nie byłoby odrębnego urzędu premiera, a funkcję szefa rządu pełniłby po prostu prezydent, wybierany w wyborach powszechnych. Rząd przezeń powoływany byłby odpowiedzialny przed parlamentem tylko w tym sensie, że prezydent odwoływałby ministrów nie tylko z własnej inicjatywy, ale także w razie zgłoszenia votum nieufności przez Sejm, natomiast uzyskanie votum zaufania po powołaniu rządu nie byłoby wymagane. W tym przejawia się odmienność systemu prezydenckiego od systemu parlamentarno-gabinetowego, znanego w najnowszej historii Polski z okresu międzywojennego, a także z czasów po roku 1989.

Red. Michalkiewicz jest z wykształcenia prawnikiem, jednak nie pracuje jako prawnik, w szczególności nie pracuje jako naukowiec będący prawnikiem-konstytucjonalistą, lecz zajmuje się publicystyką. Niemniej jednak wiele jego przemyśleń, także w tej dziedzinie, jest (moim skromnym zdaniem) godnych uwagi. Nie ograniczył się do przedstawienia na łamach tygodnika
"Najwyższy Czas!" swojego własnego projektu konstytucji, ale potem także wypowiadał się na temat tego projektu, który stał się przedmiotem obrad Zgromadzenia Narodowego i referendum, przeprowadzonego wiosną 1997 r. Autor, polemizując z opinią pos. Jana Lityńskiego ("wyjątkową przejrzystość w stosunkach między poszczególnymi organami władzy państwowej [...] państwo nasze będzie zarządzane sprawnie i nigdy nie popadnie z paraliż decyzyjny"), wytknął owemu projektowi wadę polegającą na tym, że nie jest jasne, które organy państwa (Prezydent, Rada Ministrów, Minister Obrony Narodowej i Sejm) oraz w jakiej kolejności powinny podejmować stosowne czynności prawne w razie wybuchu wojny albo bliskiego niebezpieczeństwa jej wybuchu (Stanisław Michalkiewicz, "Kto dowodzi wojskiem?", "Najwyższy Czas!", numer 16 z 19 kwietnia 1997 r., str. I i III). Przestrzegał, że w razie niebezpieczeństwa wojny takie zapisy w ustawie zasadniczej mogą nastręczać Polsce poważnych kłopotów. Sytuacja w dziedzinie polityki zagranicznej jest podobna, kompetencje głowy państwa z jednej strony, a szefa rządu i stosownego ministra z drugiej nie są rozdzielone na tyle jasno, aby unikać przykrych sytuacji, podobnych do trwającej obecnie w odniesieniu do rokowań z Amerykanami na temat "tarczy antyrakietowej" (zwłaszcza po eskalacji, spowodowanej niedawnym opublikowaniem przez jedną z gazet domniemanego przebiegu rozmowy prez. Kaczyńskiego z min. Sikorskim).

Warto przy tej okazji pamiętać, że owe kłopoty kompetencyjne mają dość długi rodowód, zapoczątkowany ustaleniami konferencji Okrągłego Stołu w 1989 roku. W tamtych czasach chodziło o podzielenie do tego czasu monolitycznej władzy pomiędzy "
stronę koalicyjno-rządową" a "stronę solidarnościowo-opozycyjną". Resorty: spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i obrony narodowej miały pozostać pod szczególną kontrolą prezydenta, co zresztą w niemałej mierze odpowiadało propozycji zgłoszonej jeszcze o kilka lat wcześniej (Janusz Rolicki,"System prezydencki?", tygodnik "Kultura" nr 50 z 13 grudnia 1981 r., str. 16). Zakończyła się prezydentura gen. Jaruzelskiego, zakończyła się kadencja sejmu kontraktowego, niemniej jednak podwójne podporządkowanie pozostało. Podczas prezydentury Lecha Wałęsy wielokrotnie poprawiana konstytucja PRL została zastąpiona "małą konstytucją" (już trzecią "małą konstytucją" w dziejach Polski w XX wieku), która utrzymała to dziwne zjawisko w polskim życiu politycznym. Warto tu dodać, że przywoływany tu przeze mnie autor zabierał głos w debatach nad kwestiami konstytucyjnymi już wcześniej, komentując projekt konstytucji RP przygotowany przez Senat (Stanisław Michalkiewicz, "W gąszczu wątpliwości", "Najwyższy Czas!", nr 51-52 z 21-28 grudnia 1991 r., str. V), a wkrótce potem proponując także swój autorski projekt "małej konstytucji" (Stanisław Michalkiewicz, "Projekt ustawy konstytucyjnej o uregulowaniu niektórych zagadnień dotyczących ustroju państwa", "Najwyższy Czas!", nr 2 z 11 stycznia 1992 r., str. III); w obydwu swoich projektach: "małej" i "dużej" konstytucji red. Michalkiewicz zaproponował to samo rozwiązanie system prezydencki bez instytucji premiera i ograniczoną odpowiedzialnością rządu przed parlamentem (wypada zarazem przyznać, że również w owych projektach St. Michalkiewicza zachowało się uprzywilejowanie ministerstw "prezydenckich", bowiem: "Votum nieufności wobec ministra Spraw Zagranicznych, ministra Obrony lub ministra Spraw Wewnętrznych wymaga większości dwóch trzecich głosów co najmniej połowy ustawowej liczby posłów", jak ― niemal identycznie ― brzmią zapisy w obu projektach tego autora ). W pięć lat później "mała konstytucja" ustąpiła miejsca konstytucji obecnie funkcjonującej, gdzie już takiego rozwiązania nie przewidywano (do konstytucji z 1997 r., mam znacznie poważniejsze zastrzeżenia niż tu opisane, ale nie tu miejsce na pisanie o nich). Jednak powiedzonko, że najtrwalsze są prowizorki, sprawdza się tu nadal. Naprawdę przydałoby się uważniej przyjrzeć się temu, jak są wobec siebie nawzajem usytuowane organy władzy centralnej, aby dezorganizujące, a czasami nawet gorszące, zjawiska w życiu politycznym kraju miały jak najmniejsze szanse na odradzanie się. Szkoda, że pojawiające się od czasu do czasu propozycje zmiany konstytucji omijają sprawy istotne, jak na przykład właśnie ta, a skupiają uwagę elit i opinii publicznej na kwestiach drugo- a nawet trzeciorzędnych.




Toruń, 22 lipca 2008 r.

_________________
Konrad Turzyński [matematyk; teraz - bibliotekarz; uczestnik RMP (1980-81), dziennikarz ZR NSZZ "S" w Toruniu (1981), publicysta pod- i nad-ziemny (1978- ), współprac. ASME, "Opcji na Prawo" (2003-09) i Polskiego Radia (2006-08)]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum