Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jak esbecy łamali księży

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Robert Majka
Weteran Forum


Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 2649

PostWysłany: Pon Sty 22, 2007 1:33 pm    Temat postu: Jak esbecy łamali księży Odpowiedz z cytatem

http://www.gcnowiny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20070122/WEEKEND/70118014/0/sxoforum


powrót wyślij wydrukuj zgłoś błąd REPORTAŻE
22 stycznia 2007 - 0:01

Jak esbecy łamali księży
Szacuje się, że z SB współpracowało 10-15 proc. duchowieństwa. Czy to dużo, zważywszy na presję, jakiej podlegał Kościół w PRL?


- Tajni współpracownicy - w tym księża - byli tylko narzędziami w realizacji celów, które wyznaczała PZPR - twierdzą Mariusz Krzysztofiński i Piotr Chmielowiec z rzeszowskiego oddziału IPN. (KRZYSZTOF ŁOKAJ) - Mam jakieś rzeczy podpisywać?

- No, ksiądz podpisze takie oświadczenie, że wyraża zgodę na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa i zachowa to w tajemnicy, tyle.

- No, ja bym wolał na ustnym pozostać.

Przytoczony powyżej dialog to fragment autentycznego stenogramu rozmowy werbunkowej, jaką funkcjonariusze SB przeprowadzili z księdzem z Sandomierza 4 grudnia 1978 r. (cała rozmowa została opublikowana w 3 numerze periodyku IPN "Aparat represji w Polsce Ludowej 1944-1989”). To bardzo ciekawy dialog. Pretekstem do werbunku było wykroczenie drogowe kapłana.

- Ten "hak” sprawił, że przez kilka lat udzielał on informacji takiej sobie jakości, które jednak godziły w innych kapłanów i bpa Tokarczuka - mówi dr Dariusz Iwaneczko, historyk, wicewojewoda podkarpacki, były pracownik IPN. Słaby charakter księdza objawił się w tej rozmowie w tym, że najbardziej martwiło go nie to, iż ulega wrogom Kościoła, ale że mógłby zostać zdekonspirowany.

Kościół był ciałem obcym

Historycy z IPN szacują, że w połowie lat 80. nawet co czwarty ksiądz z regionu mógł być zarejestrowany w archiwach SB jako tajny współpracownik. Co wcale nie oznacza, że tylu rzeczywiście współpracowało.

Ustalenie faktycznej liczby agentów w sutannach jest trudne.

- Była instrukcja SB, żeby przy werbunku księży odstępować od pisemnych zobowiązań. Uznano, że podpisanie zobowiązania dla wielu księży byłoby przekroczeniem pewnej bariery psychologicznej - podkreśla Iwaneczko.

Zdarzało się, że funkcjonariusze SB nadawali księżom pseudonimy bez ich wiedzy. Tak było na przykład z pewnym bardzo znanym kapłanem z archidiecezji przemyskiej, któremu SB w grudniu 1981 r., po czterech spotkaniach, na których nie powiedział niczego interesującego, nadała pseudonim "Marcin”. Po ogłoszeniu stanu wojennego, gdy funkcjonariusz SB znów odwiedził go na plebani, ów ksiądz wyprosił go mówiąc, że z przedstawicielem władzy okupacyjnej nie będzie rozmawiał.

Dlatego bliższe prawdy wydają się szacunki, że z SB współpracowało 10-15 proc. duchowieństwa. Czy to dużo, zważywszy na presję, jakiej podlegał Kościół w PRL? A presja była wielka.

- Kościół był traktowany jako ciało obce, które należy albo zwalczyć, albo poddać kontroli - podkreśla Piotr Chmielowiec z rzeszowskiego oddziału IPN.

- W 1944 r., kiedy komuniści sięgnęli po władzę, starali się zachować pozory - dodaje inny historyk z rzeszowskiego oddziału IPN, Mariusz Krzysztofiński. - Do 1947 r. prześladowali tylko tych kapłanów, którzy byli związani z podziemiem niepodległościowym czy z PSL. Po 1947 r. kurs uległ zaostrzeniu. W chwilach przełomowych, gdy władzy potrzebny był autorytet Kościoła, starała się ona łagodzić wzajemne relacje. Tak było np. po wydarzeniach grudniowych w 1970 r. czy po Październiku 1956. Ale to były działania typowo koniunkturalne.


Specjalnie dla Nowin
Gen. Czesław Kiszczak, były szef "peerelowskiego” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych: - Nie mogę komentować niczego, co dotyczy lustracji, również w Kościele. Byłem szefem wojskowego wywiadu i kontrwywiadu, a później MSW. Gdy odchodziłem, podpisywałem zobowiązanie, że niczego nie będę ujawniał. Ponadto nie chcę niczego komentować dla dobra Polski. Żadne państwo, szanujące swoich obywateli i swoje służby, nie nagłaśnia spraw dotyczących agentów.SB zbierała "haki”

Motywy, dla których księża podejmowali współpracę z SB, były różne, np. uwikłanie w skandal obyczajowy, przyłapanie na złamaniu przepisów drogowych lub na jeździe po pijanemu, bądź przestępstwa - czasami nieumyślne - związane z zakupem materiałów na budowę kościoła. To były "haki”, które mogły posłużyć do szantażu.

- Zakładano podsłuchy, przeglądano korespondencję, wykorzystywano tajnych współpracowników, rozmawiano z osobami, które np. porzuciły kapłaństwo - wylicza Krzysztofiński.

- Nie możemy powiedzieć, że szantaż był głównym motywem podjęcia współpracy - uważa Chmielowiec. - Co to za informator, który jest do niej zmuszony? Najlepszy jest taki, który udziela informacji z własnej woli, albo dlatego, że uważa, iż nie robi nic złego.

Dlatego wielu księży werbowano "na lojalność” wobec państwa. Chmielowiec: - Funkcjonariusze SB argumentowali: "Jesteśmy Polakami, musimy się tu, na dole, dogadać. Ksiądz ma swoją ideologię, my mamy swoją. Przecież nie nakłaniamy księdza, by porzucił swoją religię”.

SB skrzętnie wykorzystywała do werbunku sytuacje, gdy ksiądz starał się o paszport czy o materiały na budowę kościoła, jak również konflikty z przełożonymi. Bazowała też na osobistych ambicjach księży, którzy chcieli piąć się w górę w kościelnej hierarchii. Bezpieka deklarowała pomoc w osiągnięciu tego celu. Oczywiście, w zamian za informacje.

Chmielowiec: - Esbecy próbowali wmawiać, że wiedzą o danym księdzu wszystko. Starali się także stworzyć w księdzu poczucie osamotnienia.

- Znam przypadek ciężko chorej siostry zakonnej, od której informacje odbierała funkcjonariuszka SB - opowiada Krzysztofiński. - Odwiedzając ją, podawała się za członka rodziny. Przekazywane przez funkcjonariuszkę pieniądze miały być wykorzystane na zakup leków zagranicznych, do których dostęp był reglamentowany przez państwo. Inna chora zakonnica była łudzona nadziejami, że uda się jej załatwić sanatorium.

Jak "spalić” informatora

Duchowieństwo dość szybko wypracowało sposoby obrony przed działaniami SB.
Krzysztofiński: - W czasach stalinowskich działalność kurii przemyskiej opierała się na poleceniach ustnych, a korespondencja pomiędzy parafiami była rozsyłana w ten sposób, by nie dostała się w ręce aparatu bezpieczeństwa.

W diecezji przemyskiej były przypadki, że ksiądz, który podpisał zobowiązanie do współpracy, przychodził do bpa Ignacego Tokarczuka i mu o tym mówił. Biskup pisał do komendanta milicji, że o tym wie. Taki informator był "spalony” i SB z reguły dawała mu spokój.

Krzysztofiński: - Bp Tokarczuk podczas spotkań z klerykami i księżmi uczulał na możliwość werbunku. Były też oficjalne pisma kurii, które mówiły, jak powinien się zachować ksiądz wezwany przez SB na rozmowę. Podkreślano, że nie należy odpowiadać na nieformalne wezwania.

Klerycy mieli polecenie, by wychodzili poza mury seminarium w sutannach i koloratkach, i nigdy pojedynczo.

Sam biskup Tokarczuk miał prosty sposób obrony przed presją bezpieki.

- Miałem telefon w kurii i w parafii przy katedrze, ale nie miałem bezpośredniego u siebie - opowiadał niedawno Nowinom. - Były różne paszkwile i anonimy. Żadnego listu nie przeczytałem sam od razu, jeżeli nie wiedziałem, kto jest jego nadawcą. Wcześniej czytali je w mojej kancelarii. Zdarzały się listy, których nadawca podszywał się pod czyjeś nazwisko. Ci, którzy się tymi sposobami posługiwali, zauważyli, że ta korespondencja nie dochodzi do mnie, nie odbiera mi zdecydowania, spokoju. Z biegiem czasu anonimów było coraz mniej, bo nie odnosiły skutku.

Najważniejszymi "pomocami” w opieraniu się bezpiece były mocny charakter, brak "haków”, wierność kapłańskiemu powołaniu i świadomość, że komunizm jest wrogiem Kościoła. Wielu księży udowodniło także, że można żyć bez paszportu i prawa jazdy.

To były tylko narzędzia

Pisząc o księżach-agentach trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, tajni współpracownicy, także ci w sutannach, często zastraszeni, słabi ludzie, nie byli jądrem systemu PRL-owskiej represji. Ktoś ten system organizował, ktoś nim kierował.

Krzysztofiński: - Tajni współpracownicy byli tylko narzędziami w realizacji celów, które wyznaczała PZPR. SB była ich realizatorem.

Dlatego dziś coraz częściej słychać głosy oburzenia, że opinii publicznej podsuwa się żer w postaci tajnych współpracowników w sutannach, a ich mocodawcy pozostają w cieniu, pobierają wysokie emerytury i śmieją się ze sporów o lustrację.

Po drugie, dane statystyczne mówią, że zdecydowana większość duchowieństwa wytrzymała presję i nie poszła na współpracę z SB. Iwaneczko: - Akta zgromadzone w archiwach IPN świadczą o heroizmie i znaczeniu Kościoła i duchownych w dążeniu do niepodległości Polski. Przeczy to opiniom, że Kościół był instytucją uległą wobec ówczesnej władzy.



Jaromir Kwiatkowski
j.kwiatkowski@gcnowiny.pl
Zobacz wizytówkę autora.

Robert Majka z Przemyśla, tel.506084013 mail: robm13@interia.pl
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum