Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polityka - a co to takiego?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marek-R
Weteran Forum


Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 1476

PostWysłany: Sro Sie 12, 2009 9:50 pm    Temat postu: Polityka - a co to takiego? Odpowiedz z cytatem

Kroczem do polityki



Co to jest polityka? Ile ludzi, tyle definicji, ale jedne definicje są lepsze, a inne – gorsze. Od czego to zależy? Od tego, czy definicja trafniej i pełniej ujmuje istotę rzeczy, pozwalając odróżnić jedno zjawisko od innego.

Na przykład większość dzisiejszych polityków definiuje politykę jako sztukę kompromisów. Nie wchodząc w meritum sprawy niepodobna nie zauważyć, że to nie żadna sztuka. Każdy głupi potrafi zawrzeć kompromis, to znaczy – zrezygnować z osiągnięcia własnych celów, byle tylko stworzyć wrażenie sukcesu. Na przykład koalicje rządowe w Polsce powstają dopiero po wyborach, przed którymi poszczególne partie przekonująco dowodzą, że konkurenci to banda złodziei, a już na pewno – idiotów. I to musi być prawda, bo po pierwsze – koń, jaki jest – każdy widzi, a po drugie – ci politycy przez tyle już lat obcują ze sobą, że coś tam przecież muszą o sobie nawzajem wiedzieć. Ale po głosowaniu, kiedy trzeba tworzyć rząd, partia złodziei idzie na kompromis z partią idiotów i w rezultacie powstaje rząd najlepszy z możliwych.

Kto chce – niech w to wierzy, ale ja wolę już definicję, według której polityka to sztuka unikania kompromisów. Ooo, to rzeczywiście jest sztuka – osiągnąć cel nie idąc na kompromis. Takie rzeczy potrafią osiągać tylko wybitni mężowie stanu, w związku z czym ta definicja polityki jest w dzisiejszych czasach prawie zapomniana. Oprócz tych definicji mamy również definicje postulatywne, według których polityka jest metodą osiągania dobra wspólnego. Takie definicje nie tyle informują o istocie rzeczy, co o marzeniach ich twórców. Bo jeśli polityka byłaby metodą osiągania dobra wspólnego, to cóż uprawiał wybitny socjalistyczny przywódca Józef Stalin, mordując 11 milionów chłopów podczas kolektywizacji, czy inny wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, mordując kilka milionów Żydów? Czy była to polityka, czy nie?
Jeśli była – a moim zdaniem była – to postulatywna definicja nie jest warta funta kłaków. To już bardziej zbliżona do prawdy byłaby definicja, według której polityka jest zespołem przedsięwzięć służących uchwyceniu lub utrzymaniu władzy. Niektóre z tych przedsięwzięć mogą służyć dobru wspólnemu, np. zwalczanie przez władzę konkurencji ze strony przestępców, a inne niekoniecznie, np. okrucieństwo, czy terror, o których nawet Machiavelli pisze, że należy stosować je „rozsądnie i tylko w miarę potrzeby”.

Jakkolwiek jednak by nie definiować polityki, to dotychczas wiadomo było, że jej przedmiotem jest działanie, zaś inspiracją do działania – ideologie polityczne, a więc metody osiągania dobrobytu. Nie ma bowiem chyba polityka, który nie obiecywałby dobrobytu, tzn. stanu materialnej obfitości, któremu towarzyszy poczucie bezpieczeństwa. Nawet gdyby w głębi duszy tego nie chciał, to przecież nigdy się do tego nie przyzna. Zatem wszyscy chcą tego samego, a skoro tak, to o cóż się tak spierają, że można niekiedy odnieść wrażenie, iż gdyby mogli, to potopiliby się nawzajem w łyżce wody? Ano spierają się o to, że jedni np. uważają, iż dobrobyt pojawi się wtedy, gdy cała własność będzie skupiona w jednym ręku, najlepiej państwowym, kiedy każdy będzie miał z góry zaplanowane i wyznaczone zadania, zaś życie będzie zorganizowane pod światłym nadzorem władzy. Wtedy nie będzie marnotrawstwa energii na niepotrzebną konkurencję, zapanuje porządek i bezpieczeństwo, a więc – dobrobyt. Inni z kolei wskazują, że powierzanie własności i gospodarki akurat państwowym urzędnikom, którzy niczego nie umieją poza szukaniem i zajmowaniem posad, jest pomysłem już prima vista kretyńskim, zaś oddanie całego życia społecznego pod nadzór Służby Bezpieczeństwa z całą pewnością uczyni je koszmarem, który z dobrobytem nie ma nic, ale to dokładnie nic, wspólnego. Te spory ideologiczne, czyli spory o metodę są szalenie ważne, bo proponowanych metod, jako wzajemnie się wykluczających, nie można stosować jednocześnie. Trzeba na którąś z nich się zdecydować i to zadanie obciążać ma wyborców – żeby popierali albo jednych, albo drugich. Oczywiście to jest sytuacja, że tak powiem, modelowa, bo w praktyce, zwłaszcza w Unii Europejskiej, partie polityczne ideologicznie już się od siebie nie różnią, a najlepszą ilustracją tego, iż ta zaraza zapanowała również w Polsce, była deklaracja posła Antoniego Mężydły z Torunia, który przeszedłszy z PiS do Platformy Obywatelskiej oświadczył, że wcale nie musiał przy tym zmieniać żadnych poglądów.

Chociaż poseł Mężydło poglądów nie musiał zmieniać, to składając tę deklarację, zakładać musiał milcząco, że tym, co powinno liczyć się w polityce, są właśnie poglądy. Jeden jest, dajmy na to, komunistą, więc mniej więcej wiemy, czego się po nim możemy spodziewać, podobnie, jak po socjalistach, chadekach, liberałach, czy faszystach. I dotychczas wszyscyśmy tak właśnie uważali, wskutek czego nawet ci politycy, którzy nie mieli żadnych poglądów, a tylko chcieli sobie na koszt podatników zwyczajnie wypić i zakąsić, udawali przecież, że jakieś tam poglądy mają. Niestety pod koniec czerwca odbył się w Warszawie Kongres Kobiet Polskich, którego uczestniczki uznały, iż w polityce nie liczą się żadne ideologie, tylko płeć.

Jest to, najdelikatniej mówiąc, pogląd bardzo oryginalny, bo dotychczas płeć liczyła się przede wszystkim w życiu płciowym. Niestety w ostatnich latach nastąpił w tej dziedzinie niebywały zamęt. Płeć w życiu płciowym przestała się liczyć niemal całkowicie, natomiast, dzięki Unii Europejskiej, powoli stawała się centralną kwestią polityczną. W tej sytuacji musiało dojść do tego, do czego w końcu doszło: uczestniczki Kongresu Kobiet Polskich zażądały parytetu, to znaczy – połowy miejsc w państwowych i samorządowych organach przedstawicielskich oraz połowy posad w sektorze publicznym. Postulat parytetu przechodzi do porządku nad poglądami kobiet aspirujących do tych politycznych stanowisk. Nieważne, czy kobieta w ogóle ma jakieś poglądy, a jeśli ma – to czy jest, dajmy na to, komunistką, faszystką, socjalistką, chrześcijańską demokratką, anarchistką czy liberałką. Wszystkie te zagadnienia zostały przesłonięte przez cechy płciowe. Ale czy przy pomocy znamion płciowych da się rozstrzygać fundamentalne kwestie związane z metodą wprowadzania dobrobytu?

Jak dotąd wygląda to bardzo mało prawdopodobnie, dlatego trudno zrozumieć przyczynę, dla której pan prezydent Lech Kaczyński postulat parytetu właśnie poparł w całej rozciągłości. Ciekawe, jak to się ma do składanej przez niego przysięgi, w której nie tylko zobowiązywał się odwracać od państwa, na którego czele stoi, wszelkie niebezpieczeństwa, ale w dodatku wzywał w tym celu pomocy Boga?

Stanisław Michalkiewicz

Źródło:http://www.super-nowa.pl/art.php?i=14215





Marek Radomski - Rada Oddziałowa SW - Jelenia Góra.

_________________
"Platforma jest przede wszystkim wielk?
mistyfikacj?. Mamy do czynienia z elegancko
opakowan? recydyw? tymi?szczyzny lub nowym
wydaniem Polskiej Partii Przyjació? Piwa....." - Stefan Niesio?owski - "Gazeta Wyborcza" nr 168 - 20 lipca 2001.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum