Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Faktycznie, zagubione proporcje

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lazarowicz
Site Admin


Dołączył: 02 Lip 2008
Posty: 59

PostWysłany: Wto Wrz 08, 2009 6:19 pm    Temat postu: Faktycznie, zagubione proporcje Odpowiedz z cytatem

W odpowiedzi na artykuł Kazimierza Orłosia „Zagubione proporcje”, zamieszczony w „Plus-Minus” z dnia 22-23.08.2009 r.:
Kazimierz Orłoś ma rację stwierdzając, że w Polsce nastąpiło zachwianie proporcji w ocenie zachowań, działań ludzkich z okresu PRL. Tak, stało się źle, bardzo źle! Ale czy to ma oznaczać rezygnację z prób nazywania dobra dobrem, a zła złem...? To, że wysocy funkcjonariusze „organów” chodzą na wolności, a wielu dawnych działaczy „Solidarności” ma głodowe emerytury, nie oznacza, że nie można poddawać krytyce np. życiorysu Cata Stanisława Mackiewicza. Zwłaszcza gdy pisze się książkę poświęconą jego bratu, Józefowi Mackiewiczowi.
Generalnie, Cat – o czym w swoim „Pisarzu dla dorosłych. Opowieści o Józefie Mackiewiczu” bardzo konkretnie piszę – był jednym z istotniejszych sprawców rozwoju twórczego swego młodszego brata. Atmosfera intelektualna, twórcza, stwarzana przez Cata w redakcji „Słowa” wileńskiego, była najwłaściwszą uczelnią dla zaistnienia, sformatowania przyszłego autora „Kontry” czy „Nie trzeba głośno mówić”. Tego najważniejszego – moim zdaniem – polskiego publicysty, pisarza XX wieku. I takim był Cat przez wiele, wiele lat. Gdzieś do końca lat 40., gdy to zaczęła się jego najsmutniejsza część życia, po latach nazwana przez Józefa „drogą wielkiego ześlizgu”. Młodszy brat już w roku 1949 domyślał się dwuznaczności układów, w jakie zaczął wtedy wchodzić Stanisław. Józef zerwał z nim wszelkie kontakty (łącznie z nierozpoznawaniem przy przypadkowych spotkaniach). Kończąc wątek braterstwa, stwierdzę, że niewątpliwie czynem absolutnie nieodpowiedzialnym wobec głównego bohatera mojej książki, Józefa, byłoby przemilczenie przeze mnie faktów dotyczących postępków, zachowań jego starszego brata. Faktów od kilku lat powszechnie znanych.
I tak też uczyniłem. Domysły Józefa uzupełniłem wiedzą – wbrew sugestiom Orłosia – nie pobieraną z archiwum IPN, a z publikacji, które w ostatnich latach ukazywały się na łamach dzienników, tygodników czy też w książkach. Publikacje te – co chyba jest ważne – w chwili swego zaistnienia nie spotkały się z niczyim protestem, próbą sprostowania itd., itp.. Powtórzę więc: w swym „Pisarzu dla dorosłych” jedynie cytowałem powszechnie już znane materiały.
Jednym z zarzutów wysuwanych pod moim adresem przez Orłosia jest sugerowanie jakoby przy pisaniu książki zabrakło mi... empatii. Inaczej mówiąc, mam być osobą niepotrafiącą ocenić ani dostrzec stanów emocjonalnych innych osób. Czytelnik nie ma wątpliwości, że chodzi tu o rodzinę Cata Mackiewicza, także jego wnuki, prawnuki. Po raz kolejny muszę mu przyznać rację! Faktycznie, nie myślałem o tego rodzaju skutkach emocjonalnych swej książki. Nie przewidziałem ich i ani myślałem, aby przewidywać! Gdybym przewidywał, pisałbym nie książkę, a wypracowanie szkolne, góra na trzy strony. Bo przecież, dlaczego to miałbym dbać jedynie o dobre samopoczucie rodziny Stanisława Mackiewicza, a nie dbać już np. o kondycję psychiczną, powiedzmy, rodziny Nowaka-Jeziorańskiego, Korbońskiego i dziesiątków innych, ważnych dla naszej historii postaci, którym również odważyłem się postawić kilka pytań, wyrazić czasem niepokój. Po tych ludziach także, zapewne, pozostały wnuki, prawnuki itd., itp. Złośliwie komentując ów zarzut autora „Cudownej meliny”, mógłbym stwierdzić, że posunął się on do próby uprawiania tzw. prywaty, wyraźnie dbając jedynie o interes najbliższych sobie osób! I już całkiem na serio zaproponuję czytelnikom wizję naszej publicystyki, literatury, w której nie będzie można – aby nie obrażać (?) żyjących potomków – pisać krytycznie o czynach ważnych dla Polski postaci... Na szczęście, daleko nam do takiej kondycji. Chyba daleko...
Następnym zarzutem jest stwierdzenie, że swoje oskarżenie wywodzę pomimo braku w archiwach jakiegokolwiek dokumentu podpisanego przez Cata... Tak, Cat nie pisał osobiście donosów, wszak na prośbę funkcjonariusza z reżymowej ambasady mówił wolno i wyraźnie, tak aby tamten miał czas na czynienie notatek (piszę o tym w książce). Na skutek tych informacji ubecja/esbecja miała doskonały wgląd w kulisy życia emigracji, także w intrygi. Cat przekazywał też konkretną wiedzę o konkretnych ludziach A przecież zdawał sobie sprawę, z kim rozmawia. Wiedział, że w tym przypadku nie ma bezpiecznych rozmów.
Pozwolę tu sobie zacytować opinię Jana Nowaka-Jeziorańskiego, postaci, z której zdaniem częściej się nie zgadzam, aniżeli zgadzam, w tym przypadku jednak jego słowa w pełni popieram. I tak, b. szef polskiej sekcji RWE, omawiając kontakty red. Trościanki z władzami reżymowymi, stwierdzał: „Bez względu na to, że wzbraniał się przed podpisaniem formalnego zobowiązania, był agentem tego reżimu, skoro podjął współpracę i pomagał osłabiać ‘Wolną Europę’ (...) Trudno mi to nazwać inaczej niż zdradą” („Rzeczpospolita”, nr 220, 2004 r.).
Orłoś stawia mi zarzut nazwania Cata: „agentem”, który „kolaborował z Polską Ludową” oraz „walczył przeciw CIA ramię w ramię z KGB”. Tu mogę jedynie stwierdzić, że autor „Zagubionych proporcji” wyrwał owe terminy z kontekstu książki, tym samym nadał im nową treść. Pewne jest natomiast, że agentem, zdrajcą Cata nazywało wiele osób. Szczególnie ci z roku 1956 komentujący jego wyjazd do kraju. Np. 15 czerwca rząd RP w specjalnym oświadczeniu stwierdzał: „Cat ustawił się w jednym szeregu dezerterów i zdrajców”. Postępek Cata zdradą nazywali członkowie Rady Rzeczypospolitej Polskiej. Adam Pragier zastanawiał się, dlaczego Cat nie wrócił do kraju w 1945, a dopiero w 1956, gdyż Polskę alianci zdradzili właśnie w roku 1945, a nie 1956. Pragier pytał: „Na co on czekał?”. Zdrajcą nazwał Cata również b. minister sprawiedliwości w jego rządzie – Stanisław Lubodziecki. „Myśl Narodowa” twierdziła, że poprzez swe kampanie antybrytyjskie czy antyamerykańskie „rozłożył emigrację wizją beznadziejności”.
A Józef Łobodowski, kpiąc z „logiki” Cata, pisał w „Syrenie” 1956 r.: „Zachód nas zdradził i wydał w ręce bolszewickich morderców, wobec tego należy przejść na stronę tych morderców; przywódcy emigracyjni są agentami zachodnich mocarstw, wobec tego zostańmy narzędziem agentów sowieckich”.
Orłoś powinien też pamiętać, że Cat Mackiewicz piastował przez ponad rok (1954-1955) stanowisko premiera Rządu Londyńskiego, a więc – obok Prezydenta – był najważniejszą postacią emigracji. Postacią dopuszczoną do największych tajemnic tej społeczności. Stanowisko pierwszego ministra nakładało na niego obowiązki, ale i odpowiedzialność nieznaną „zwykłemu” emigrantowi czy publicyście.
Nie wchodząc głębiej w ocenę merytoryczną tekstu autora „Cudownej meliny”, chciałbym jeszcze tylko zwrócić uwagę na jedną, ważną niedokładność, myślę, że podstawową dla tembru omawianego artykułu. Oto Orłoś (prawnik z wykształcenia), stwierdza jakoby krytykowane przez publicystów osoby były bezradne wobec zarzutów, gdyż: „mają zamknięty dostęp do archiwów IPN, na podstawie których są oskarżani”. Nie jest to faktem: ustawa z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. z 2007 r. Nr 63, poz. 424 z późn. zm.) oraz ustawa z dnia 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów (Dz. U. z 2007 r. Nr 63 poz. 425 z późn. zm.), informuje, że każdy ma prawo wystąpić z wnioskiem o udostępnienie akt. Zniesiony został status pokrzywdzonego – aby uzyskać wgląd do kopii dokumentów, wystarczy złożyć wniosek. Jedynym ograniczeniem jest to, że współpracownikom, pracownikom i funkcjonariuszom organów bezpieczeństwa państwa nie udostępnia się dokumentów wytworzonych przez nich lub powstałych przy ich udziale.
Zwracam uwagę na tę niedokładność prawną artykułu także dlatego, że kwestia ta, wypisana w pierwszym akapicie publikacji, niemal słowo w słowo zostaje powtórzona w finale tego tekstu: „Wobec publicznych zarzutów pozostają bezradni: mają zamknięty dostęp do archiwów IPN, na podstawie których są oskarżani. Takie jest prawo”.
Także więc niżej podpisany pozwoli sobie powtórzyć: prawo jak najbardziej zezwala na dopuszczenie takich osób do akt IPN-owskich. Ich, lub np. p. Orłosia, gdyby chciał osobiście je ocenić, choćby w przypadku Cata.

Grzegorz Eberhardt
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum