Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Twarzą w twarz z kobietą, która na mnie donosiła

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadwiga Chmielowska
Site Admin


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 3642

PostWysłany: Sro Cze 02, 2010 2:35 pm    Temat postu: Twarzą w twarz z kobietą, która na mnie donosiła Odpowiedz z cytatem

Twarzą w twarz z kobietą, która na mnie donosiła
POLSKA The Times | 2.6.2010 | rubryka: Magazyn | strona: 8

Właścicielka jego mieszkania, sekretarka, technik, stary opozycjonista - takim wianuszkiem donosicieli SB był otoczony korespondent „The Times" w Polsce z lat 80. O tym, j ak po latach wyglądało spotkanie z kobietą, która śledziła każdy j ego krok, pisze Roger Boyes

Siedzimy w pokoju jadalnym. Przez okno wpadają ciepłe promienie słońca. Na dywanie dwa chrapliwie warczące boksery wyrywają sobie zaślinioną, plastikową piłeczkę. Agentka „Monika" sięga po 19. już w tym dniu papierosa. Zaciąga się. Stare czasy. W jej świecie wszystko jest wporządku.
Wtedy sięgam do teczki. Na dużym stole do jadalni rozkładam przed nią akta, które SB zebrało na mój temat. Kobieta nagle marszczy twarz. Wyraz niedowierzania. Zapada tak przerażająca cisza, że dosłownie słyszę, jak bije jej serce. -Obawiam się, że są wniej twoje donosy - mówię. I oboje wiemy, iż właśnie uzyskałem całkowitą kontrolę nad jej życiem.
- Nigdy nie powiedziałam dzieciom - mówi mi niemal szeptem, choć jej 17-letnia córka jest akurat na górze w pokoju, gdzie głośno słucha muzyki i w ogóle nie słyszy naszej rozmowy. Starszego o sześć lata syna nie ma domu. Szaleje na motorze. W czasie, gdy agentka „Monika" była z nim w ciąży, przekazywała bezpiece informacje o moim życiu. O tym, co robię. Zkim się spotykam. Strzępy mojej biografii.
SB uzyskuje stały wgląd w moje życie Ostatni raz spotkaliśmy się wlatach 80. Wynajęła z polecenia redakcji „The Times " - za okrągłą sumkę dolarów-mieszkanie w śródmieściu Warszawy. Stare,przedwojenne budownictwo. Ogromny salon o doskonale kolistym kształcie. Rok 1982. Wymeldowałem sięzhoteluVictoria, gdzie przez pięć miesięcy nieustannie, dzień i noc, śledzono wszystkie moje posunięcia oraz kontakty. Jeszcze tego samego dnia wprowadziłem się do nowego mieszkania.
Od tego momentu-dzięki agentce „Monice" - bezpieka uzyskała dostęp do całego mojego życia. Nicsięprzedniminieukryło. Mieli jejklucze do mieszkania igdy byłem na mieście, wchodzili, kiedy tylko dusza zapragnie. Robili, co chcieli. Buszowali popokojach. Szukali książek kodowych. Trzaskali fotokopie wyciągów z mojego konta bankowego i prywatnychl istów. Spisywali tytuły stojących na półce książek. Ze szczególną dokładnością i wielkim nakładem wysiłków kopiowano listy. Następnie tłumaczono je na polski. Później do akt dołączano notkę, że na przykład niejaki pan Chapel domaga się ode mnie pieniędzy. Wistocie chodziło o przypomnienie z kwatery (ang. chapel) Narodowej Unii Dziennikarzy, że zalegam ze składkami. Jedno z nielicznych, jakie w ogóle dotarło do mnie w Polsce. Chłopcy mieli szczęście. Ale nie znali angielskiego. Chapel to nie facet, lecz związek zawodowy. Wtym przypadku żurnalistów. W trakcie jednego z przeszukań - co skrzętnie potwierdza autor notatki-znaleziono głęboko ukryte rzekome materiały pornograficzne. W istocie chodziło o stare jak świat numery „Playboya". Wręczałem je czasami zamiast dawania w łapę taksówkarzowi czy zastępcy kierownika w sklepie dla dyplomatów, gdzie kupowałem wędliny i mięso.
„To bałaganiarz, jakich mało. Mnóstwo czasu zajmuje mi uporządkowanie wszystkiego i ułożenie w kupki, aby nasi koledzy nie mieli zbyt dużo roboty"-pisała w jednym ze swoich raportów agentka „Monika". Najemca mieszkania i informator bezpieki w jednym.
„Anna" pyta, co mówić esbekom Zadanie SB polegało na ustaleniu, czy jestem szpiegiem. W aktach gromadzono dane o moich spotkaniach z młodymi dyplomatami. Znajdowali się oni na liście sporządzonej przez oficera brytyjskiego wywiadu MI6 Richarda Tomlinsona, który zdradził swój kraj, i istotnie byli brytyjskimi agentami. Sam uznawałemich poprostu zainteligentnych i bystrych młodych ludzi. Mężczyzn i kobiety, których chętnie zaprosiłbyś na lunch. Dla moich polskich „opiekunów" jednak rzecz musiała „śmierdzieć". Facet coś kombinuje. Dlatego tak ważne było, by broń Boże ani na chwilę, nie spuszczali oka. Ze mnie i wszystkiego, co działo się w moim mieszkaniu. Kto wchodzi, kto wychodzi. Jak to bezpieka - mierzyć, namierzyć i przechwycić.
Rozmawiamy w eleganckim domu z tarasem wyłożonym czerwoną cegłą. Wertujemy akta. Strona po stronie. Agentka „Monika" wygląda, jakby zachwilę miała zemdleć. Jest niespokojna i blada jak ściana. Gdy przypatrzysz się z bliska jej twarzy, wygląda na więcej niż swoje 62 lata. Próbuję jej wyjaśnić, że nie przybywam jako anioł zemsty. Chcę po prostu zrozumieć rzecz do dziś pozostającą dla mnie zagadką. Jak mogła zdradzić kogoś, kto przecież dostarczał regularnych dochodów jej i jej sympatii. Facetowi, który - na podstawie jakiegoś wziętego z sufitu biznesplanu - chciał importować z ciepłych krajów papugi ku uciesze dzieciarni partyjnej wierchuszki. Gdyby bezpieka uznała, że jednak jestem agentem, natychmiast wydalono by mnie z Polski, a ona pozostałaby bez środków do życia. To przecież nie trzyma się kupy.
SB węszyła również w moim kolejnym mieszkaniu. Tu swoją rolę miał do odegrania agent „Henryk". Facetzajmowałsiękonserwacjąmojego teleksu i wywoził worki ze śmieciami. Atakże agentka „Anna"-skromna pomoc biurowa. Wyznała mi, że bezpieka oblepiła ją swoimi mackami. Mogliby doprowadzić do wyrzucenia jej z roboty, a ona musiała przesyłać pieniądze na utrzymanie swoim rodzicom. Razem głowiliśmy się, co winna mówić podczas spotkań z ubecją tak, aby mi nie zaszkodzić. Mam przed oczyma typowy dla niej raport z 8 sierpnia1984r. Podaje prowadzącym ją oficerom nazwiska moich gości, ale pomija te najważniejsze. Zamiast tego wspomina o starszym dysydencie, który wpadł wyżebrać ode mnie kawę, skorzystał z toalety i przekazał mi „świeże" informacje… sprzed dwu tygodni. Znalazł się w raporcie, ale nic mu się nie stało. Tak miało być. Facet dręczył mnie wizytami aż do upadku komunizmu, gdy okazało się, że i on donosił.
Agentka „Anna" mówi swojemu oficerowi prowadzącemu porucznikowi Szelińskiemu, że nie jest w stanie podsłuchiwać moich rozmów z gośćmi i że czasem rozmawiam z nimi w niezrozumiałym dla niej języku nordyckim. A więc przykro, ale nie ma zbyt wiele, o czym warto by donieść. Może następnym razem, panowie. Mógłbym oponować wobec takiego postępowania? Nie. Nigdy. Życzę pani jak najlepiej, agentko „Anno". Pokazała pani, iż można rozmawiać z bezpieką, nie zaprzedając duszy i sumienia. Gdy żądano od niej podpisania zobowiązania do współpracy, postawiła jasny warunek: nigdy z nikim nie pójdzie do łóżka, by wyciągnąć odniego informacje. Ubek wyraził zgodę.
„Monice" nie podoba się pseudonim Ale agentka „Monika" to inna bajka. Dziś pracuje w szkole. Jednak nigdy chyba nie dręczyły ją rozterki moralne.-Niebyłeś pierwszy-mówi, zaciągając się głęboko papierosem. - Już przedtem, pracując w Warszawie dla brytyjskiej firmy komputerowej, przez 10 lat musiałam sporządzać raporty. Inaczej bezpieka doprowadziłaby do wyrzucenia mnie z pracy. Nigdy nie zaszkodziłam nikomu. Ani im, ani tobie.
Teraz następuje trzeci typ usprawiedliwienia. - Nie zgłosiłam faktu otrzymania od ciebie zielonych. W ten sposób złamałam prawo. Mogliby mnie załatwić - kolejny papieros. I kolejne wymówki. Miałam pewien problem alkoholowy. Przez większość czasu nie wiedziałam, co robię. Oni naprawdę myśleli, że jesteś agentem. Byli kompletnymi debilami.
W długim i pokręconym monologu agentki „Moniki" znajdziesz wszelkie wymówki, jakie wynajdzie donosiciel, byle tylko usprawiedliwić swoje świństwa. Tej kobiety przez trzy dekady nie męczyło poczucie winy. Zapomniała lub wymazała z pamięci większość z tego, co było. I dawno temu wybaczyła sobie swoje grzechy.
Nie zająknie się jednak, że w gruncie rzeczy zdradzanie tajemnic i donoszenie po prostu ją bawiło, sprawiało jej przyjemność. W jednym z raportów czytam, że oficer prowadzący proponował jej najpierw przyjęcie pseudonimu „Patrycja". Agentka odpowiada jednak „nie". Nie lubi tego imienia. Rozmowa toczy się dalej, a ty masz wrażenie, iż kobieta wybierała spośród imion jak wśród torebek w sklepie. W końcu staje na „Annie". To jej prawdziwe drugie imię.
Przekazywane przez nią informacje - choć często trywialne, a czasem zmyślone-nigdy nie były całkowicie bezużyteczne dla prowadzących ją oficerów. Jeszcze przez pół roku po ślubie z Faridą Kuligowską dalej mieszkałem w wynajętym przez agentkę „Monikę" mieszkaniu, a nie w rodzinnym domu żony. Powód? Mój teść, znakomity neurolog, były ambasador i żarliwy marksista, nigdy nie wpuściłby mnie za próg. Agentka „Monika" skrzętnie odnotowuje tę sytuację. W raporcie z 24 czerwca 1984 r. pisze: „Jako jeszcze przedwojenny komunista teść Boyesa mocno wierzy, że jego córka nie powinna wychodzić za mąż za zachodniego szpiega".
Wtedy akurat pisała prawdę. Choć później staliśmy się z teściem przyjaciółmi, mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu, a przy śniadaniu unikaliśmy rozmów o polityce. Do dziś nie wiem skąd agentka brała te informacje. Bezpieka zawsze jednak nastawiała uszu. Jeszcze jedna rzecz wskazująca na moją działalność szpiegowską! SB w panice. Kto doniósł Boyesowi?
O jednym przekonałem się z lektury zawartości swojej teczki - większość czasu bezpieka spędzała w stanie hibernacji. I nagle - pod wpływem skarg ze strony urzędu generała Jaruzelskiego, Ministerstwa Spraw Zagranicznych czy po prostu z obserwacji moich kontaktów - budziła się i zrywała do działania. W ruch szły mikrofony, wydawano nakazy rewizji i przepytywano armię donosicieli. Machina ruszała pełną parą. Aponieważ cel był nader wąski-udowodnić, że jestem szpiegiem i wydalić z kraju-zwykle walili głową w mur.
18 stycznia 1984 r. odbył się zamknięty pokaz dla najbliższych współpracowników Generała filmu „Nazajutrz" Nicholasa Meyera. Obraz opowiada historię konfliktu jądrowego między USA a ZSRR. Chodziło oczywiście o to, by generałowie „sprawdzili" go przed emisją w państwowej telewizji. Cel pokazania obrazu polegał na próbie oczernienia „tego podżegacza wojennego" Ronalda Reagana. Rzecz trzymano w ścisłej tajemnicy. Udało mi się jednak dowiedzieć opokazie. Krótką wzmiankę o nim opublikował „The Times". Zaczęło się. Kręgi polskiego wywiadu wpadły wpanikę. Chłopcy kompletnie skołowani. Kto doniósł temu, na którego donoszono. Wojskowa Służba Wewnętrzna MON w utrzymanym w ostrym tonie liście do działu kontrwywiadu bezpieki zażądała wyjaśnień. Czy Boyes był w kontakcie z kimśz otoczenia Generała? Ze sztabu? Czy w polskim wojsku działakret? List wysłano 3lutego. 12 dni później nadeszła odpowiedź - zresztą prawdziwa! - że nie udało się mi przeniknąć w szeregi wierchuszki polskiej armii. Uff!
Tego rodzaju „akcje" zewnętrzne służyły podtrzymaniu zainteresowania mną ze strony SB. Czasem chodziło na przykład o skargę radzieckiego ambasadora. Boyes miał rzekomo napisać do „The Times" relację o jeździe na sankach z dwoma pijanymi korespondentami rosyjskimi. Jeden z nich był ewidentnie agentem KGB. Często chodziło o MSZ, które mieszało mnie z błotem za negatywne i „nonszalanckie" korespondencje o działaniach polskiego przywództwa. W jednej z notek czytam o „nonszalantyzmie". Jakby chodziło o nader groźną, zagrażającą bezpieczeństwu państwa sektę.
Ubecy rozpływają się we mgle Polskie MSW-któremu informacji dostarczała siatka informatorów za granicą - nie znosiło jakichkolwiek oznak kpiny czy szyderstwa zosoby generała Jaruzelskiego. Dla nich Polska znajdowała się w samym sercu boju na śmierć i życie o przyszłość „socjalistycznej ojczyzny". Kiedyśpoprosiłem o wywiad z Generałem. Odpisano mi, nie bez satysfakcji, że jestem 329. w kolejce. Dwa miejsca poniżej dziennikarza z „Playboya". Znowu ten magazyn! Tak upokarzająco niska pozycja na liście oczekujących winna stanowić dla mnie „przyczynek do poważnej refleksji na temat własnych działań".
Do 1984 r. było już jasne nawet dla najbardziej tępychbohaterów „Big Brothera", że próby wysmażenia zarzutów o szpiegostwo nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Chodziło poprostu o stworzenie narzędzia nacisku na korespondenta, byten stępił nieco swojepióro. Pisał o trzeszczącym w szwach reżimie w trochę łagodniejszym tonie. Czyste marnotrawstwo czasu i energii. W połowie lat 80.,po publicznym procesie oskarżonych o zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki, było coraz bardziej jasne, że ubecja traci kontrolę. Nie toczyła już ideologicznych bojów z Zachodem. Brała łapówy i wiła sobie bezpieczne gniazdka na przyszłość. Ubecy szybciej niż ktokolwiek inny zaczęli zdawać sobie sprawę, iż gra jest już niemal skończona.
- Zanim ostatecznie odłożyli na półkę twoją teczkę, mój oficer prowadzący Piotr Martkiewicz zadzwonił i zaprosił na spotkanie - opowiada agentka „Monika". - Zaproponował, że za tysiąc dolarów usunie z akt wszelkie odniesienia do mojej osoby. Odrzuciłam propozycję. - I źle zrobiłam - dodaje kobieta, ponuro się ze mną żegnając. To była jedyna deklaracja żalu ze strony agentki „Moniki".
Próbowałem później dotrzeć do Martkiewicza, lecz okazało się, że to był pseudonim. Jak większość jego kumpli rozpłynął się we mgle. Tłumaczenie: Zbigniew Mach

Foto popis|

Bezpieka wzięła klucze do mieszkania od agentki „Moniki". Od tego momentu mieli stały dostęp do mojego życia. Buszowali po pokojach, spisywali tytuły książek, robili kopie listów, wyciągów z banku

_________________
Jadwiga Chmielowska Przewodnicz?ca Oddzia?u Katowice i Komitetu Wykonawczego "Solidarnosci Walcz?cej"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum