Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wszyscy przeciw Platformie?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Karol Kowalski
Gość





PostWysłany: Nie Cze 13, 2010 4:44 pm    Temat postu: Wszyscy przeciw Platformie? Odpowiedz z cytatem

Wszyscy przeciw Platformie?
Rafał Ziemkiewicz 10-06-2010

Unia Wolności, z której Tusk przed laty uciekł, za sprawą Komorowskiego dopadła go teraz i może niebawem zamienić go w delegata "krakowskich intelektualistów"

Zamiast "wielkiej koalicji" PO – PiS jeszcze większa koalicja PiS – SLD – PSL? Jeszcze niedawno wydawało się to absurdem. Ostatnio już mniej. Polska scena polityczna zmienia się bowiem po raz kolejny i przetasowania wydają się nieuchronne. Choć nie jest oczywiście powiedziane, że zmiany będą służyć komukolwiek poza samymi uczestnikami gry o władzę i stanowiska.

Coraz mniej prawdopodobne wydaje się spełnienie marzenia Platformy o wielkiej, stabilnej partii władzy, niczym w Meksyku, gotowej wmontować w system elit każdego, od byłych aktywistów Młodzieży Wszechpolskiej przez Kazimierza Marcinkiewicza i Mariana Krzaklewskiego po Włodzimierza Cimoszewicza. Trudno oczywiście przesądzać o tym, co stanie się za dwa tygodnie, tym bardziej że sondaże, jeśli cokolwiek pokazują, to przede wszystkim znaczne rozchwianie opinii i niepewność większości Polaków. Ale politycy zarówno partii opozycyjnej, jak i współrządzącego PSL, szykują się już do nowego rozdania.

Koniec pokuty Kaczyńskiego?


W poprzednim, kończącym się, nie mieli wiele do ugrania. PiS zepchnięty został do okopów żelaznego elektoratu, gdzie czekał na "odbicie wahadła". PSL, metodą przećwiczoną wielokrotnie, zadowolił się ofiarowanym mu kawałkiem tortu, nie kryjąc wszelako, że nie bierze z koalicjantem ślubu na wieczne czasy i nie wchodząc w wojnę z PiS (z wzajemnością – można sobie wyobrazić, co mówiliby działacze PiS, gdyby to PO musiała odwoływać pięciu wiceministrów wskutek problemów lustracyjnych albo gdyby to tam zarzucono wiceprezesowi więcej niż podejrzane kontakty biznesowe; gdy jednak problemy te dotyczyły PSL, nie było żadnych komentarzy).

W najtrudniejszej sytuacji było SLD. Nie miało ani pomysłu na swą tożsamość, a więc na odzyskanie wyborców, których podzieliły między siebie PO i PiS, ani też możliwości gry z Platformą, która, pewna rychłego przejęcia Belwederu, postanowiła po prostu nie dawać prezydentowi Kaczyńskiemu szansy do zastosowania weta, odmówiła więc także jakichkolwiek koncesji dla lewicy w zamian za pomoc w jego odrzucaniu. Jednocześnie, bardziej "salonowa" część lewicy agresywną retoryką walki z IV RP i "mordercami Barbary Blidy" zablokowała Napieralskiemu ruch w przeciwną stronę.

Jednak nieskrywana ambicja Tuska zdobycia pełnej hegemonii stanowi dla pozostałych graczy żywotne zagrożenie, które w oczywisty sposób popycha ich do współdziałania. Odwróciła się sytuacja sprzed dwóch lat, kiedy to mobilizowały wszystkich przeciwko Kaczyńskiemu jego próby rozkruszania innych partii i zbudowania większości sejmowej poprzez wyciągnięcie "kresek" rywalom.

Przy takim odwróceniu sytuacji pokuta Kaczyńskiego musi dobiec końca. Także on sam uznał wyraźnie, że na samodzielne zwycięstwo nad PO nie ma co liczyć, trzeba więc zasadniczo zmienić strategię, starać się zakończyć polaryzację świętej wojny PO – PiS i odzyskać zdolność koalicyjną.

Wbrew stereotypowi zmiana ta zaczęła się jeszcze przed smoleńską katastrofą, a postacią kluczową miała być w niej śp. Grażyna Gęsicka. Po katastrofie tę rolę musiał przejąć sam Jarosław Kaczyński, co, oczywiście, jest trudniejsze, bo ułatwia oskarżenia, że PiS "tylko udaje, że się zmienił". Jednak jednym z politycznych skutków katastrofy jest swoisty "reset" odbioru prezesa PiS przez opinię publiczną. Przed 10 kwietnia odsetek osób, które zdecydowanie odrzucały jakiekolwiek dla niego poparcie, wynosił 70 procent, obecnie oscyluje około 40.

To daje mu realną podstawę, by myśleć o zwycięstwie w wyborach prezydenckich. Jeśli zaś zostałby prezydentem, nie wydaje się wcale, żeby jego prezydentura była powtórką z Wałęsy, nieustającą wojną i "wymienianiem zderzaków". Prezydent Kaczyński raczej zacznie dusić PO w uścisku miłości, deklarując współpracę w ratowaniu państwa przed kryzysem i domagając się od Tuska obiecanych konkretnych projektów "dobrych zmian", co bez wątpienia postawi tego drugiego w arcytrudnej sytuacji.

Kopnąć w kostkę pod stołem

Apelując o koniec wojny polsko-polskiej, otwierając się na współpracę z PO, otwiera sobie Kaczyński możliwość skopiowania ulubionej gry Tuska, polegającej na jednoczesnym wyciąganiu do partnera nad stołem dłoni do porozumienia i bolesnym kopaniu go pod stołem w kostkę – ale przede wszystkim pokazuje też, że jest zdolny do współpracy ze wszystkimi. Nie walczy o reanimowanie nigdy nieskonsumowanego PO – PiS, tylko o odzyskanie zdolności koalicyjnej w stosunku do SLD i PSL.

Gdyby faktycznie udało mu się z pozycji prezydenta skutecznie zagrać na pojednaniu z PO (a zmęczenie społeczeństwa niekończącą się "wojną na górze" jest na tyle duże, że PO musiałaby się dostosować), Ryszard Kalisz kontynuujący pokrzykiwania o "mordercach Barbary Blidy" czy coraz bardziej ezoterycznych "naciskach" stałby się po prostu groteskowy.

Porozumienie PiS z SLD i PSL przeciwko Platformie powstrzymać może tylko utrzymanie przez PO pozycji hegemona. Platforma ma do tego dwie drogi. Lepsza to wyraźne zwycięstwo w wyborach prezydenckich, w I turze. Wydaje się zresztą, że wobec ujawnionych w ostatnich tygodniach talentów Komorowskiego tylko takie jest możliwe; jeśli dojdzie do drugiej tury, nie da się uniknąć debaty, a wtedy prezes PiS po prostu rozniesienie "pana Wpadkę" na strzępy.

Platforma, aby ocalić swą hegemonię i uniemożliwić SLD i PSL wydostanie się z marginesów sceny politycznej, musiała wrócić do gry, która dawała jej dotąd siłę – gry w totalną wojnę "europejskiej" PO z "zaściankowym" PiS. Ale to powoduje kompletne rozsypanie się kampanii wyborczej Komorowskiego. Gdy z jednej strony buduje się obraz kandydata na tradycji i wielodzietności, na haśle "zgoda buduje", a z drugiej krzyczy o "zagrożeniu powrotem IV RP" i ogłasza wojnę domową, skutkiem jest oczywisty fałsz całej sytuacji, i w efekcie szanse na sukces w I turze maleją zamiast rosnąć.

Wojna szkodzi Komorowskiemu


Tym bardziej że dopadły PO uboczne skutki zastosowanej przed dwoma laty taktyki wojny totalnej. Skoro każdy, kto nie z nami, ten z PiS – to każdy, kto przeciw PiS, to my. W ten sposób PO coraz bardziej postrzegana jest przez zachowanie dominującego w mediach establishmentu, a to czyni ją w oczach wyborców odpowiedzialną za antypisowską furię salonu, nad którym Tusk nie ma w istocie władzy.

Unia Wolności, z której Tusk przed laty uciekł, za sprawą Komorowskiego dopadła go teraz i przykleja się doń tak, że jeśli czegoś nie zrobi, niedługo z polityka od "drugiej Irlandii", autostrad i obietnic lepszego życia zmieni się w delegata "krakowskich intelektualistów", zmuszonego jak ongiś działacze Partii Demokratycznej tłumaczyć się bezustannie ze wstępniaków "Gazety Wyborczej".

W tej sytuacji pozostała Tuskowi jeszcze druga metoda, słabsza – rozkruszyć SLD, tak samo jak dwa lata temu, ku oburzeniu salonowych mediów, usiłował jego rywal rozkruszać Samoobronę i LPR. Temu właśnie w stopniu znacznie większym, niż zdobywaniu głosów elektoratu partyjno-mundurowego dla Komorowskiego, służy nominacja Marka Belki, człowieka bliskiego Kwaśniewskiemu, który z kolei pozostaje patronem tej części SLD, którą nazwałem salonową, choć można by też nazwać ją LiD-ową. Ta grupa działaczy chętnie skonsumowałaby frukta wejścia do obozu władzy, nawet jeśli dla lewicy jako całości oznaczać to będzie podzielenie losu "przystawek" Kaczyńskiego.

Rzecz może się udać tylko pod warunkiem, że Grzegorz Napieralski, reprezentujący interesy partyjnego aparatu, zasadniczo odmienne, polegnie haniebnie. To znowu przesłanka dla Tuska, by odgrzewać świętą wojnę, szczuć PiS Palikotem i Niesiołowskim, bo to spycha w cień pomniejszych kandydatów. Ale jednocześnie na dłuższą metę ta wojna wyraźnie szkodzi popularności Komorowskiego. Wynika z tej skomplikowanej układanki Tuska jedno: choćby jakiekolwiek żywioły się sprzysięgły przeciwko Polsce, wybory muszą się odbyć jak najszybciej, bo potem, jeśli tendencja się nie odwróci, będzie coraz gorzej; sondażowe poparcie dla PO wciąż jeszcze jest wysokie, ale coraz bardziej niepewne i łatwo może się rozwiać, jak kilka lat temu poparcie dla lewicy.
Rzeczpospolita
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum