Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jarosław Kaczyński - "Mężczyzna nie płacze"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bartłomiej Marjanowski
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 368

PostWysłany: Wto Cze 22, 2010 10:42 am    Temat postu: Jarosław Kaczyński - "Mężczyzna nie płacze" Odpowiedz z cytatem

http://gala.onet.pl/0,1615708,1,1,jaroslaw_kaczynski,tematy.html

Jarosław Kaczyński
Mężczyzna nie płacze



Trudno było przekonać go do rozmowy. Po śmierci brata zamknął się w sobie. Załamany zdrowiem mamy, długo nie mógł się zdobyć na wywiad. W końcu postanowił przerwać milczenie. Zdecydował się na rozmowę w cztery oczy. Nawet bez obecności najbliższych współpracowników, których grzecznie wypraszał. Szarmancki, wyciszony, zamyślony. Dba, żeby na stole stała gorąca herbata. To nie jest wywiad polityczny. To wywiad o emocjach. Takiej rozmowy dotąd nie było.

GALA: W tamtą kwietniową sobotę zadzwonił do Pana Radosław Sikorski z tragiczną wiadomością. Odłożył Pan słuchawkę i poszedł do kościoła, a może do kogoś bliskiego? Czy płakał Pan w samotności?


JAROSŁAW KACZYŃSKI: Mimo że Lech to mój brat bliźniak, nic nie przeczuwałem. Ale kiedy usłyszałem głos pana Sikorskiego, już wiedziałem, że musiało stać się coś złego. Jednak po odłożeniu słuchawki nie miałem czasu na rozpacz. Byłem w szczególnej sytuacji. W szpitalu była moja mama i pierwsza myśl, jaka się pojawiła – to że muszę ją chronić. Nie miałem czasu na emocje. Szybko udałem się do szpitala, by zadbać, żeby mama się o niczym nie dowiedziała, bo to groziłoby jej życiu. Była w bardzo ciężkim stanie, nie oddychała samodzielnie.

GALA: Udawał Pan brata?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Gdy mama była w złym stanie, czasem brała mnie za Leszka. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało, ale w tej chorobie nas myliła. Później wymyśliłem opowieść o Ameryce Łacińskiej, z której Leszek nie może inaczej wrócić, jak tylko statkiem. Cały czas mówiłem jej, że brat wyjechał do Ameryki i nie może przylecieć samolotem ze względu na wybuch wulkanu i że podróż statkiem się przeciąga. Było to dla mnie bardzo trudne, ale postępowałem tak na prośbę lekarzy.

GALA: Potem nadszedł ten moment, że trzeba było zmierzyć się z tą tragiczną wiadomością. Był Pan w kontakcie z psychologiem?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Doradzał mi pewien profesor psychologii. Ale ostatecznie człowiek zostaje z tym sam. Wiedziałem, że muszę to powiedzieć w atmosferze ciepła i czułości. Tak też się stało... Mama przyjęła to godnie, aczkolwiek była zrozpaczona. Uważam, że dobrze zrobiłem, odwlekając tę informację. Gdybym powiedział jej wtedy, gdy miała atak sepsy, nie przeżyłaby tego. Druga myśl tamtej soboty – to jechać natychmiast do Smoleńska i odnaleźć ciało brata, mimo że ból był straszliwy... Zidentyfikowałem ciało... Musiałem pilnie wracać do Warszawy, do mamy... a nie chciałem, żeby brat został sam... Tego, co wtedy tam, na miejscu czułem, nie potrafię opisać...

GALA: W takich momentach zastanawiamy się nad sensem życia, sensem śmierci. Czym dla Pana jest śmierć? Czy ona może w ogóle mieć jakiś sens?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Ta śmierć była absurdem. Była bezsensowna. Zabrała 96 osób, w tym kilkunastu bardzo bliskich mi przyjaciół i dwie osoby z najbliższej rodziny. Inne śmierci, z którymi zetknąłem się wcześniej w życiu, nie wydawały mi się tak absurdalne. Zawsze myślałem o śmierci, że jest ona zakończeniem, kresem ludzkich losów, ale zarazem czymś odległym. Myślałem, że jestem oswojony ze śmiercią. W końcu to jedyna pewna rzecz w naszym życiu. Tylko jej jednej nie da się uniknąć… i – niestety – przewidzieć.

GALA: Co to znaczy, że był Pan oswojony ze śmiercią?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Pamiętam, jak odchodzili moi dziadkowie, babcie. Oni się starzeli, powoli ich żegnaliśmy. To działo się w naturalnym porządku. Potem odszedł wuj, ojciec i ciotka. Dotąd, gdy odchodzili moi najbliżsi, nie przeżywałem uczucia buntu. Natomiast ta śmierć jest dla mnie wstrząsem. Ona zakończyła stan mojego życia, który uważałem za normalny. Całe życie byłem jednym z braci Kaczyńskich. Czasem złościłem się na to określenie, ale na poziomie egzystencjalnym, życiowym byłem zawsze z moim bratem. Nasze życia toczyły się równolegle, więź bliźniacza była bardzo silna. Ja nie znam stanu rozłączenia, życia samemu. Zawsze był przy mnie Lech. W tym sensie ten nowy etap wydaje mi się jakiś nienormalny, dziwaczny, niezrozumiały.

GALA: Czuje się Pan zagubiony?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Czuję się nieswojo. To jest sytuacja inna, niż ma większość ludzi, i bardzo trudna do wytłumaczenia. Ja zawsze miałem brata bliźniaka. Niektórzy przypisywali nam większą symbiozę polityczną, niż ona w rzeczywistości miała miejsce. On nie znał wielu moich decyzji, ja jego. Także kręgi współpracowników były inne. Brat od ’75 roku mieszkał na Wybrzeżu. Miał tam, za sprawą swojej żony Marylki, wielki krąg przyjaciół, znajomych. Po dwudziestu latach wrócił tu, do Warszawy... Znów byliśmy bliżej...

GALA: Czuje Pan, jakby część Pana umarła?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Tak, to jest takie uczucie. Poza żalem i bólem mam poczucie, że wchodzę w jakiś inny rozdział mojego życia. Coś, co dobrze znałem, definitywnie się skończyło.

GALA: Rozumiem, że w Pana sytuacji trudno jest mówić o emocjach, ale czy Pan nie pozwolił sobie na nie? Nie dał Pan sobie prawa do rozpaczy? Przecież ona jest uzasadniona.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Dałem sobie prawo do rozpaczy, ale nie do opowiadania o niej.

GALA: Łzy?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Byłem wychowany w świecie, w którym mężczyźni nie płaczą. Prawdziwy mężczyzna tłumił emocje, umiał je powściągać. Nie twierdzę, że to jest bardzo dobre czy łatwe, ale tak mnie wychowano – nie objawia się uczuć.

GALA: Patrzyłam na Pana w kilka dni po katastrofie i myślałam, że to nieludzkie tak szybko się pozbierać. Współczułam Panu, ale także mnie to przerażało.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Dusi mnie ból i nie potrafię na ten temat mówić. Ale też czuję się odpowiedzialny za moje środowisko, idee i postanowiłem kandydować. To sprawiło, że z sytuacji przeżywania przeszedłem do sytuacji działania.

GALA: Zagłuszył Pan ból.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie. Powziąłem świadomą, poważną decyzję ze wszystkimi jej konsekwencjami.

GALA: Jest Pan katolikiem. Wiara pomogła Panu?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Tak.

GALA: Myślał Pan o Hiobie?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Tak. Ta postać przyszła mi do głowy.

GALA: Hiob cierpi i najpierw się buntuje, potem wątpi, na koniec godzi się ze swym losem.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Było takie uczucie zawodu – dlaczego to spotyka mnie, kogoś, kto stara się żyć zgodnie z zasadami wiary? Dlaczego spotyka mnie coś tak okrutnego? Teraz buntuję się nadal, ale już nie na poziomie metafizycznym. Mam w sobie złość, zastanawiam się, czy mogłem nie dopuścić do tego lotu. Namawiałem brata, by jechał pociągiem, ale nie chciał, bo miał umówioną wizytę na Litwie i spóźniłby się.

GALA: Pan też miał lecieć, ale został ze względu na matkę. Ma Pan poczucie darowanego życia?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Wie pani, ja tak tego nie analizuję. Teraz mam tyle obowiązków, że zwyczajnie nie pozwalają mi one zastanawiać się tak głęboko nad sobą.

GALA: Inaczej patrzy Pan teraz na swoje życie? Ono nabrało innych sensów?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Ono będzie inne. Będę w nowej dla mnie sytuacji. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak to teraz będzie. Uciekam w aktywność przed nieustannym myśleniem o tym. Pracuję. Modlę się. I śpię. Pracuję, modlę się i śpię.

GALA: Czy wspiera Pan Martę? Staliście się sobie bliżsi?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Marta doznała szoku, bo odeszli jej ukochani rodzice, z którymi była bardzo związana. Staram się zastąpić jej ojca. Dla jej młodszej córki jestem Lechem. Sama Marta wie, że ma we mnie oparcie. Dzwonimy do siebie.

GALA: A w kim Pan znalazł oparcie?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: W przyjaciołach. Odnowiły się przyjaźnie, które wygasły ze względu na to, że tak bardzo wessała mnie polityka. Dzwonili ludzie, o których często myślałem, ale nie starczało mi nigdy czasu, by znowu być z nimi blisko. Teraz to się zmieniło. Miałem więc wsparcie, dużo dobrych, mądrych rozmów, konkretne gesty pomocy. Nie byłem z tym sam i za to jestem moim przyjaciołom ogromnie wdzięczny. Poza tym siłę daje mi wiara, że to, co robię, jest słuszne. Moje motywacje są polityczne. Zawsze mało miałem życia prywatnego. Polityka jest zajęciem absorbującym. Ona wyparła wszystko. Marzyliśmy z bratem, że na stare lata zobaczymy Polskę jako kraj bogaty i prawdziwie wolny.

GALA: Wie Pan, czego chciałby brat? Czy to tylko figura retoryczna?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Wiem, że chciałby, żebym kandydował. Bo często miał do mnie pretensje, a nawet złościł się, że nie podejmowałem pewnych wyzwań, wyższych funkcji w państwie.

GALA: Rozumieliście się bez słów?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Aż tak to nie, ale bliskość była ogromna. Wie pani, na czym polegało nasze bliźniactwo? Że przekraczało się miłość własną – ten egoizm, który każdy człowiek nosi w sobie. U nas on był przekroczony. Bardziej chciało się szczęścia tej drugiej osoby niż swojego własnego. Wracając do lat szkolnych – bardziej mnie cieszył dobry stopień brata niż mój. To jest najdalej posunięta życzliwość. Poświęcenie własnych interesów dla dobra drugiego. I ogromna satysfakcja z sukcesów tej drugiej strony.

GALA: Sny śniliście te same?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie pamiętam. Może jako dzieci...

GALA: Jak się kłóciliście?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Biliśmy się w dzieciństwie, kłóciliśmy się czasami nawet przez pół dnia. Jako ludzie dorośli bywaliśmy na siebie obrażeni najdłużej po trzy dni.

GALA: Rodzeństwo często rywalizuje o uczucia matki. Wam to nie było obce?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nigdy nie rywalizowaliśmy o nic.

GALA: Czuje Pan jego obecność?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Bardzo chciałbym czuć, ale nie czuję... Tylko gdy dzwoni telefon, to przez ułamek sekundy myślę, że to on.

GALA: Co w Polakach w czasie tej żałoby Pana zaskoczyło?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Życzliwość. Doświadczam jej na każdym kroku od zupełnie obcych osób. Szacunek dla osoby i urzędu prezydenta. No i to wielkie, jednoczące poczucie wspólnoty.

GALA: A te listy spod Pałacu, spod Pana domu? Co się z nimi stało?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Wszystkie są zebrane, zachowane.

GALA: Porządkował Pan rzeczy brata?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: To zadanie Marty. A potem historyków. Ja czuję, że jestem powołany, żeby oddać sens tego, co robił brat – jako działacz opozycji, szef NIK-u, prezydent Warszawy, prezydent. To była linia bardzo konsekwentna. Chcę zorganizować Instytut Lecha Kaczyńskiego, który da świadectwo jego działań dla Polski.

Brat widział nasz kraj jako państwo nowoczesne, silne, będące jednym z europejskich liderów.

GALA: To Pana wizja czy brata?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: I tu mamy to gigantyczne nieporozumienie odnoszące się do relacji między nami! Muszę to sprostować. W opozycji pierwszy zacząłem działać ja, ale kiedy Leszka wciągnąłem, on stał się ważniejszy niż ja. Ja byłem szeregowcem w porównaniu z moim bratem. On miał swoje niezależne sądy. Często był ode mnie silniejszy.

GALA: Co Was dzieliło? O co się spieraliście?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Leszek był bardziej sceptyczny wobec pewnych środowisk, które ja uważałem za akceptowalne. Po prostu konserwatystów cenił mniej niż ja. Natomiast obydwaj uważaliśmy, że Polska się rozwija, bo Polacy są bardzo zaradnym narodem, ale postęp mógłby i powinien być szybszy i osiągany mniejszym kosztem.

GALA: Co go blokuje?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Brak odpowiedzialności za wspólnotę.

GALA: Każdy dba tylko o własny interes?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: To akurat nie jest naganne. Nie oszukujmy się – każdy tak myśli. Naganne jest to, że niektórzy, udając, że robią coś dla kraju, przy okazji załatwiają prywatne interesy. Na coś takiego nigdy nie było naszej zgody. Trzeba zacząć myśleć w kategoriach interesów wspólnoty.

GALA: To lewicowe idee.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Mój brat był kontynuatorem pięknej żoliborskiej tradycji lewicowej, tej tradycji, która ceni solidarność społeczną. Urodziliśmy się nawet na osiedlu WSM, przy ulicy Suzina, bo była wtedy epidemia i rodziliśmy się w domu. Dziadek przyjaźnił się z lewicowcami, którzy potem wylądowali w stalinowskich więzieniach. Jan Józef Lipski wprowadzał mnie do KOR-u. Ale był też aspekt pozapolityczny – Leszek był człowiekiem wyjątkowej dobroci. Pomagał ludziom jako prawnik. Dzwonili do niego z całej Polski, czasami ze sprawami osobistymi. Wspierał finansowo, wynajdował lekarzy. Biedacy, odrzuceni – znajdowali u niego zrozumienie. Chciałbym to kiedyś opisać.

GALA: Nosi Pan przy sobie jakąś pamiątkę po nim?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Obrączkę oddałem Marcie. Bardzo chcę zrobić taki symboliczny grób w Warszawie, w naszym grobowcu rodzinnym. Jeżdżenie do Krakowa jest zbyt skomplikowane. A ja chcę często móc pomodlić się przy jego grobie.

GALA: Kto przygarnął zwierzęta Pana brata?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Zwierzęta wzięli przyjaciele Marylki i Leszka.

GALA: Co sprawiło, że w ogóle wszedł Pan w politykę?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie akceptowałem PRL-owskiej rzeczywistości. Piekielnie źle się w niej czułem. Niezgoda na to, co mnie otacza, jest chyba głównym motorem mojego działania.

GALA: Pierwszy gest polityczny?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Taki sztubacki – to było zorganizowanie obchodów 30. rocznicy śmierci marszałka Piłsudskiego w szkole w 1965 roku. Były też bezczelne, szczeniackie gesty, np. przestawianie strzałek do lokalu wyborczego w tym samym bodajże roku. Po mojej interwencji pokazywały toaletę miejską.

GALA: To za to Was rozdzielili i posłali do innych liceów?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie. Rozdzielili nas, bo się źle uczyliśmy. Myśleli, że to nas zdyscyplinuje. Nie znosiliśmy szkoły, fatalnie nam w niej szło. Za to na studiach było już inaczej.

GALA: Byliście na pierwszym roku prawa na UW, kiedy wybuchł ’68 rok.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Byłem na UW od pierwszego wiecu. Pamiętam Góreckiego, Sawickiego i Lassotównę. Byłem, gdy ORMO atakowało studentów. Potem był wiec na Politechnice. Byłem na nim razem z bratem oraz z Wojciechem Jasińskim, późniejszym ministrem skarbu.

GALA: Oberwał Pan wtedy?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie.

GALA: Strach?

Nie było. To raczej była ekscytacja.

GALA: A kiedy poczuł Pan, że polityka może być groźna?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Kiedy Jan Józef Lipski wysłał mnie do Płocka jako działacza trzeciego frontu KOR-u i miałem rozrzucać ulotki. Pojechałem tam sam, bo Leszek bronił doktoratu. Sam byłem już po obronie i nie chciałem go odciągać od nauki. Wtedy poczułem coś na kształt lęku. Bałem się też, gdy w latach 70. pojechałem na Śląsk rozrzucać ulotki, bo tam bili. Jednak bardziej bałem się o Leszka. Gdy został internowany i nie było wiadomo, gdzie się znajduje, wtedy bałem się bardzo.

GALA: Kiedy polityka może mieć aspekt humorystyczny?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Przypomnę prześmieszną sytuację. Kończyło się partyjne spotkanie, atmosfera była bardzo gorąca, a dyskusja zażarta. Gdy wyszliśmy, patrzono na mnie dziwnie. Nie rozumiałem dlaczego. A oto po ulicy szedłem w płaszczu... Ludwika Dorna, który jest mężczyzną bardzo wysokim. On, równie zaaferowany, wyszedł w moim płaszczu i też różnicy nie zauważył!

GALA: Dlaczego w ogóle chciało się Panu ryzykować?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: To kwestia wychowania. Obydwaj z bratem mieliśmy olbrzymi dług wobec mamy. Ona tak nas wychowała – w kulcie Polski przedwojennej, antykomunistycznej. Po prostu dla nas na tym właśnie polegał patriotyzm. To był dług do spłacenia, który zaciągnęliśmy. Teraz napędza mnie chęć modernizacji Polski. To z kolei wpływ ojca.

GALA: Ma Pan swoją własną definicje polityki? Czym ona dla Pana jest? Namiętnością?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Zapewne w jakimś sensie tak. Można o polityce myśleć tak, jak to proponuje nauka katolicka – że jest to zabieganie o dobro wspólne. Można myśleć o polityce w kategoriach konfliktu, że jej podstawowym elementem jest odróżnienie wroga od przyjaciela. Można w końcu cytować Machiavellego.

GALA: A gdzie Pan jest w tym?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Ja nie lubię myśleć o polityce w kategoriach aksjologicznych, lecz realistycznych. Dla mnie polityk jest kimś, kto odpowiada za skutki. Powinna nim rządzić etyka odpowiedzialności za skutki.

GALA: Carl Schmitt uważał, że istotą polityczności jest gotowość na śmierć w imieniu własnej grupy. Tak można spojrzeć na śmierć Pana brata?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Można tak na to patrzeć, ale ja wolałbym, żeby on tej ceny nie płacił. Wolałbym, żeby nie leżał na Wawelu, a był tu teraz ze mną. Gdybym mógł cofnąć czas...

GALA: Są wartości, za które należy oddać życie?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Są, ale tylko w czasach wojny.

GALA: Stąd Pana kult Powstania Warszawskiego?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Odbudowa pamięci historycznej była potrzebna dla odbudowy tożsamości. Dlatego świetnie się stało, że powstało Muzeum Powstania Warszawskiego.

GALA: Nasza tożsamość ma się budować wokół przegranych spraw?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: I tu się pani myli. Powstanie pokazuje też Polakom, jak wielką mają siłę, gdy chcą. To była największa bitwa tego typu w dziejach II wojny światowej. Są teorie, które mówią, że Rosjanie cofnęli się przed interwencją na Polskę w ’56 roku właśnie dlatego, że pamiętali Powstanie Warszawskie, że wiedzieli, jak zażarcie Polacy potrafią walczyć. Pamięć o Katyniu jest natomiast pokazaniem, że nie zgadzamy się na status narodu, który można mordować. Polska nie może się zgodzić na to, że nie nazywa się tego ludobójstwem. To było ludobójstwo. Mój brat dlatego jechał do Katynia, żeby mówić o tym głośno.

GALA: Po co ciągle patrzeć wstecz? To zaciera obecny obraz, komplikuje doraźną politykę.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Dobrą i bezpieczną teraźniejszość da się zbudować tylko na prawdzie.

GALA: A może my, jak każdy naród, który najpierw był bardzo silny, a potem przez długi czas okupowany, jesteśmy takim dziwnym splotem siły i słabości. Może to jest prawda o nas?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Ja się nie chcę zgodzić na myślenie, że jesteśmy słabi. Siłę pokazaliśmy w 1918 r., gdy odzyskaliśmy niepodległość. Startowaliśmy od niczego, odbudowaliśmy kraj. A potem Solidarność, która pokazała, jaki mamy niesamowity potencjał. To było niezwykłe.

GALA: Czego się Pan o sobie dowiedział, uprawiając politykę?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Kiedy byłem w opozycji, w czasach PRL-u, miałem ogromne poczucie satysfakcji, że stać mnie na ten gest odwagi i niezgody. A kiedy zaangażowałem się w politykę realną, już po odzyskaniu wolności, dołączyło do tego poczucie satysfakcji, że umiem to robić. Wcześniej nie byłem tego wcale taki pewien. Tyle się o sobie dowiedziałem – że mogę i że umiem.

GALA: Czy nigdy nie żałował Pan, że nie założył rodziny?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie zastanawiam się nad tym. Pani to chciałaby wszystko rozważać. Ja jestem człowiekiem działania. Tak mi się życie ułożyło.

GALA: Bał się Pan otworzyć przed drugim człowiekiem? Sparzył się Pan? Polityka była ważniejsza?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Mówię to raz i nie chcę już do tego wracać: byłem w młodości zaangażowany emocjonalnie. To się skończyło rozstaniem. Większość moich znajomych miała już wtedy rodziny, bo w tamtych czasach ludzie szybciej się decydowali na małżeństwo. Mogę tylko powiedzieć, że jestem z tą osobą w rzadkich, ale ciepłych kontaktach po dziś dzień.

GALA: Nigdy nie zazdrościł Pan bratu, że ma rodzinę, dziecko?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie. Nigdy bratu niczego nie zazdrościłem. Tych uczuć w stosunku do brata nie miałem nigdy. Nie czułem się samotny. Miałem rodzinę, przyjaciół. To mnie satysfakcjonowało emocjonalnie. Miałem w nich oparcie. Teraz zostali przyjaciele, którzy są wspaniali, wspierający, niezwykle serdeczni. Jest pani Basia, przyjaciółka domu, jest pan Piotr, który kupuje karmę kotu Alikowi. Są moi polityczni przyjaciele. Nie czuję się sam.

GALA: A kto Panu prasuje koszule?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Pani do pomocy, czasami mama to robiła.

GALA: Umie Pan ugotować sobie obiad?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Teraz jadam poza domem, ale były czasy, gdy pracowałem w Białymstoku i codziennie sam sobie gotowałem. Tu, w Warszwie wolałem wpadać do mamy. Ona zawsze się śmiała, bo nie miałem jednak talentów kulinarnych. Najczęściej piekłem sobie kurczaka w prodiżu, bo to było mięso najłatwiejsze do dostania.

GALA: Kurczak był nadziewany?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie. Żadnych przypraw nie używałem. To był kurczak sauté. Dopiero niedawno Marta nauczyła mnie go przyprawiać. Potrafię również ugotować krupnik.

GALA: Gratuluję, bo trzeba uważać, żeby się kartofle nie rozgotowały...

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Ogórkowa też była jadalna w moim wykonaniu. Kilka razy upiekłem ciasto. Mama mówiła mi przez telefon, co mam robić. Ale to był epizod. Potem praktycznie już tylko jadałem poza domem. No i całe życie się odchudzałem, bo wydawało mi się, że jestem za gruby.

GALA: A jak było u Pana ze sportami? Pana brat mówił, że najlepiej wychodziły Wam marszobiegi, w czasie których dyskutowaliście.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Tak, bardzo lubiliśmy z Leszkiem spacerować. Bardzo mi będzie tych spacerów brakować... To straciłem na zawsze... To prawda, że chodziliśmy tak szybko, że niejednokrotnie BOR-owcy gonili nas na rowerach.

GALA: Myśli Pan o sobie w kategoriach: niezwykły człowiek?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Nie miałem szansy na całkowitą zwyczajność. Byłem jednym z braci bliźniaków – samo to odróżniało nas od rówieśników. Potem ta przygoda z filmem…

GALA: Słyszy Pan: „Polska” – myśli Pan...

JAROSŁAW KACZYŃSKI: ... podróż. Przejechałem Polskę wzdłuż i wszerz. Myślę, że niejeden kierowca tira ma mniejszy przebieg niż ja. I obraz Polski to dla mnie jednak ten mazowiecki, równinny pejzaż.

GALA: Za co kocha Pan ten kraj?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Za to, że jest dumny, świadomy swej godności, pracowity.

GALA: A czym drażni?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Wciąż stosunkiem do zwierząt. Niektórzy karygodnie zachowują się wobec słabszych istot.

GALA: Ważna książka? Taka, do której Pan wraca?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: „Eksplozja w Katedrze” Carpentiera. To jest książka o polityce, o rewolucji francuskiej, o życiu „w ciekawych czasach”. Ta książka mnie dotyka w jakiś sposób. Lubię też niektóre książki za nastroje.

GALA: Gombrowicza Pan lubił czytać?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: „Ferdydurke” bardzo lubiłem. „Trans-Atlantyk” mnie nudził. A „Dzienniki” denerwowały. Gombrowicz posłużył różnym ludziom do kwestionowania wartości, jaką jest ojczyzna...

GALA: On próbuje na nowo zdefiniować pojęcie patriotyzmu, polskości.

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Ale idzie w tym tak daleko, że staje się nihilistą. A ja nihilizmu nie lubię.

GALA: Polityk czyta poezję?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Moje pokolenie czytywało Miłosza, Barańczaka, którego ja ogromnie sobie cenię, oraz oczywiście Herberta. Ale tak naprawdę najbardziej lubię Mickiewicza. Bliska była mi jego koncepcja mesjańska. Jan Walc w „Architekcie arki” pokazywał Mickiewicza jako kogoś, kto bardzo świadomie pomagał Polakom przetrwać ich trudny czas. Bardzo ważna była tu figura matki Polki. Tym schematem żywiły się potem pokolenia. Moim zdaniem nie możemy deptać naszej tradycji, bo musimy mieć coś, do czego możemy się odwoływać w momentach mobilizacji. Świat symboli jest nam bardzo potrzebny.

GALA: Pan ma jeszcze marzenia?

JAROSŁAW KACZYŃSKI: Marzę o tym, żeby się obudzić, zobaczyć nad sobą światła, twarze lekarzy i usłyszeć, że miałem zawał, a to wszystko, co się ostatnio wydarzyło, to był tylko zły sen...

Rozmawiała: Anna Kaplińska-Struss
GALA 24/2010

_________________
Bartek
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kaziasz
Częsty Użytkownik


Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 27

PostWysłany: Wto Cze 22, 2010 4:13 pm    Temat postu: bez komentarza Odpowiedz z cytatem

Podpisujemy petycję o ustanowienie niezależnych obserwatorów OBWE podczas II tury wyborów. ZAPRASZAMY !!! http://pis-sympatycy.pl Prosimy o inicjatywy, które pomogą w realizacji projektu. kontakt@pissympatycy.pl Dziękujemy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum