Forum  Strona Główna

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wywiad z Chmielowską o ukrywaniu się

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maciej
Weteran Forum


Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 1221

PostWysłany: Wto Gru 13, 2011 8:50 pm    Temat postu: Wywiad z Chmielowską o ukrywaniu się Odpowiedz z cytatem

http://www.sdp.pl/rozmowa-dnia-jadwiga-chmielowska2

Z Jadwigą Chmielowską - o ukrywaniu się przed bezpieką, kilogramie ryżu na dwa tygodnie i głosowaniu dla jaj na Palikota - rozmawia Błażej Torański.


Jadwiga Chmielowska (1954) – inżynier elektronik, dziennikarka, reżyser telewizyjny, b. członek Rady Nadzorczej Radia Katowice, przewodnicząca Rady Programowej TVP Katowice, organizator sześciu Konferencji Rad Programowych TVP i PR.



Pamiętasz 13 grudnia 1981 roku?

To są tak ostre wrażenia, że zapadają w pamięć na całe życie. Pamiętam nawet fragmenty rozmów. Ale dla mnie ta historia zaczęła się już na początku grudnia. Byłam członkiem Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności”, podpisywaliśmy porozumienie, zawieszające strajk w jednej z jastrzębskich kopalń. Czepiałam się każdego przecinka. Pilnowałam, aby zdania były krótkie, a nie podrzędnie złożone, żeby ich potem inaczej nie interpretować. W przerwie jeden z oficerów Ludowego Wojska Polskiego wyszedł ze mną na papierosa i mówi: „Pani Jadwigo, to już jest naprawdę bez znaczenia, co my tu podpiszemy. Rozumie mnie pani?” – Rozumiem – powiedziałam - ale nie chcę tego przyjąć do wiadomości.
W sobotę, 12 grudnia, około dziesiątej rano przyjechałam do MKZ Katowice. Odszukał mnie kolega zajmujący się kolportażem wydawnictw związkowych. Powiedział, że pół godziny wcześniej odwiedził nas w mundurze pułkownik LWP i ostrzegł: „Przygotujcie drugi, trzeci garnitur. Będziecie aresztowani. Nie byłbym Polakiem, gdybym wam tego nie powiedział”. Zasalutował i odjechał. Dzwoniliśmy wtedy, gdzie się da. Chcieliśmy wszystkich ostrzec. Próbowałam też podpytać w Gdańsku, jak to oceniają. Ale był wieczór, nikt nie odbierał telefonów, teleksy nie działały. Próbowałam pójść od razu na strajk w bytomskiej kopalni, ale przewodniczący Miejskiej Komisji Koordynacyjnej Czernyszewicz nie chciał o tym słyszeć. Zbliżały się święta, szukał kluczy od mieszkania, bo jakieś kobiety miały mu umyć okna.


Wiedziałaś już, że wysłano za Tobą list gończy?

Wiedziałam, że chcieli mnie aresztować. Zabezpieczyłam część dokumentów i umówiłam się z mężem na wyjazd w góry. Wziął z Hotelu Asystenckiego plecak i rozpowiedział wszystkim kolegom, że na sobotę - niedzielę jedziemy w Beskidy. Była zima, mróz, ale nikogo to nie dziwiło, bo byłam po kursie przewodników górskich i chodziliśmy po górach nawet nocami. Odwiedziłam mamę, a potem poszłam do swojego nowego mieszkania, które odebrałam w sierpniu. Nie nocowałam tam jeszcze, bo wiadomo, że za komuny ledwie oddane mieszkania miały tyle niedoróbek, że trzeba je było remontować. Nie mieliśmy tam nawet łóżka. Jeśli Służba Bezpieczeństwa śledziła mnie wcześniej, to musieli wiedzieć, że tam nie mieszkam, że jest ciemno i głucho. Uważałam więc, że to mieszkanie jest w miarę bezpieczne. Wieczorem mąż oglądał film, ja tylko fragmentami. Było coś o świętym Michale i rewolucjonistach. Kiedy wróciłam z kąpieli telewizor już śnieżył. TVP przestała nadawać.


Zadzwonili po Ciebie w nocy?

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nie zapalałam światła. Ostrożnie, na bosaka, podeszłam do okna. Nie odsłaniając firanek zobaczyłam gazik i dwóch żołnierzy w czapkach uszatkach. Pod drzwiami stało trzech kolejnych. Ale ponieważ była cisza, nikt się nie ruszał, nie było światła, odeszli. Już w niedzielę, 13 grudnia, rano poszłam do sąsiadki. Zaryzykowałam, bo widziałam u niej krzyż na ścianie. Prosiłam, aby przekazała mojej mamie, jakby przyszła, że nic mi się nie stało. I poszłam na wojnę. Zeszłam do podziemia.


W jakich okolicznościach oglądałaś przemówienie generała Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego?

Byłam już na pierwszej kwaterze. U mojej koleżanki, która wyjechała do Holandii. Na małym, biało-czarnym telewizorku, oglądaliśmy z mężem pana Jaruzelskiego i odniosłam wrażenie, jakby biały orzeł za jego plecami przekręcił się i obsunął na ścianie. Pomyślałam, że chyba jakieś fatum nad nim ciąży. Dopiero po kilkudziesięciu latach zobaczyłam to jeszcze raz na normalnym, kolorowym telewizorze, i zrozumiałam, że to nie był orzeł tylko sztandar (śmiech).


Co wtedy czułaś?

Cały czas pobrzmiewało mi w głowie, że „za wyjście z domu, za ulotkę grozi od dwóch miesięcy do kary śmierci”. Doszłam do wniosku, że to już trzeba mieć coś poważnego na sumieniu i po dyskusji z mężem postanowiłam, że on normalnie wróci do pracy, ale nasze kontakty zostaną zerwane. Było oczywiste, że jeśli mam się ukrywać, to nie mogę mieć żadnego kontaktu z rodziną, krewnymi czy kolegami. Wiedziałam, jak to się robi, bo moja mama była żoną kapitana Dwójki, komendanta w Brodach i uciekała przed bolszewikami, a potem – w wywiadzie Armii Krajowej – przed Niemcami i komunistami.


Ukrywałaś się przez 9 lat! Byłaś redaktorem, drukarzem, kolporterem, łącznikiem, szefem struktur podziemnych. Możesz przywołać te najbardziej dramatyczne chwile, kiedy SB była bliska zatrzymania Cię?

SB nigdy nie była nawet na moim tropie. Z dokumentów w IPN wynika, że nie mieli nawet pojęcia, gdzie jestem. Ale najbardziej boleśnie odczułam śmierć matki, 1 marca 1986 roku. Byłam jedynaczką, a nie tylko nie mogłam być na pogrzebie, ale nawet pójść do niej na cmentarz. Jeden z księży mówił mi, że każdego dnia co najmniej dwóch-trzech panów pilnuje grobu, a podczas rocznic czy Wszystkich Świętych obstawa była jeszcze większa. Straciłam mieszkanie matki, karierę zawodową, rodzinę, większość rzeczy osobistych i dokumentów.


Państwo zajęło mieszkanie komunalne?

Nie, właściciel prywatnej kamienicy dał dwa tygodnie na posprzątanie. Ktoś palił dokumenty, ktoś szabrował. Zostało mi tylko to, co wykradł z mieszkania kuzyn, mający klucze.


Żadnych – poza śmiercią matki - bolesnych chwil?

Raczej nie. Były natomiast historie wesołe. Obok dworca PKP w Katowicach musiałam przejść pod wiaduktem na drugą stronę, gdzie miałam kwaterę. Widziałam, że wszystkich legitymują. Podeszłam do jakiegoś kaprala, który stał przy czołgu. Zagadnęłam: „Panie poruczniku, jak dobrze, że tu stoicie, bo ciemno, a ja się boję”. Przeprowadził mnie pod rękę. Innym razem, na początku stycznia 1982 roku, wracaliśmy w kilka osób autobusem z Tychów, gdzie zachęcałam kolegę do działania w podziemiu. Na Śląsku, między miastami były posterunki. Niektóre autobusy je omijały, ale tym razem nie. Wpadł patrol, notes zdążyłam podać kolegom z tyłu. Młody żołnierz służby zasadniczej zażądał dowodów osobistych. Oddawał ludziom automatycznie, ale przy mnie, przeglądając listę, nagle zesztywniał. Dostrzegłam przez sekundy jego konsternację, ale po chwili uśmiechnął się. Oddał dowód, stanął na baczność, zasalutował i powiedział: „Powodzenia”.


Zobaczył na liście Twoje nazwisko i Cię puścił?

Na sto procent. Wtedy jeszcze miałam swój dowód osobisty. Potem lewe dokumenty załatwił mi Andrzej Czuma, ale już nigdy nie byłam legitymowana.


Kto organizował Ci podziemne życie?

Na początku często zmieniałam mieszkania, każdą noc spałam gdzie indziej. Zbieraliśmy informacje, żywność dla strajkujących, jak w Hucie Katowice. Na Boże Narodzenie ksiądz proboszcz ostrzegł mnie, że muszę wypocząć, porządnie się odżywić i nabrać dystansu, bo jak będę tak spała po godzinie, to wpadnę. Przechowano mnie w seminarium duchownym w Krakowie. Mszę na pasterkę odprawił nam prorektor, późniejszy abp Józef Życiński. Pamiętam jego zdziwienie, jak mówiłam, że Wałęsa współpracuje z bezpieką.
Mieszkałam w różnych miastach i udało mi się ukrywać bez wpadek, bo miałam liczne kontakty. Przed 1980 rokiem kolportowałam wydawnictwa Studenckiego Komitetu Solidarności z Wrocławia i rozmaitą inną bibułę. W naszej grupie nie było żadnych wpadek. Oni szukali mi mieszkań: na spotkania, kolportaż. Struktury Regionalnej Komisji Koordynacyjnej Regionu Śląsko –Dąbrowskiego, której byłam szefem, też dostarczały lokali. Od maja 1983 roku miałam jedną główną kwaterę.


Po wyjściu z podziemia znalazłaś się bez pracy i środków utrzymania.

W sierpniu1990 roku zdjęto mi list gończy. Zarejestrowałam się jako bezrobotna. Poszłam do „Solidarności”, ale nie znaleźli mi pracy. Nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Opozycjoniści zaczęli mnie po Konferencji Praw Człowieka we wrześniu 1990 roku zapraszać do republik sowieckich, aby ich wspierać w walce o niepodległość i pomóc rozwalić przekształcające się sowieckie imperium. Pisałam wtedy korespondencje do „Spotkań”, „Fortuny”, „Orientacji na prawo” i materiały dla dziennikarzy zachodnich. Dzielili się wierszówkami.


Nie myślałaś nigdy o emigracji?

W latach 90. dosłownie zdychałam z głodu. Miałam kilogram ryżu na dwa tygodnie, mniej niż Chińczyk. Rozważałam wyjazd do Stanów Zjednoczonych, do Austrii lub Szwajcarii. Od dawna znałam niemiecki, jak polski. Na początku lat 80. bezpieka proponowała mojej rodzinie, aby mnie namówili na wyjazd do Niemiec, bo jako absolwentka automatyki i informatyki na Politechnice Gliwickiej miałabym miękkie lądowanie. Moi koledzy byli już w Krzemowej Dolinie w USA. Też chcieli mnie ściągnąć.


Co Cię powstrzymywało?

To, że jestem Polką i przekonanie, że nikt mnie nie będzie z mojego kraju wyrzucał. A jak się komuś Polska nie podoba, to niech spierdala on.


Jaką cenę osobistą zapłaciłaś za działalność w podziemiu?

Straciłam mamę. Stresy przyśpieszyły jej śmierć. Rozwaliło mi się małżeństwo. Nie mam własnych dzieci.


Czy warto było?

Napisałam kiedyś taki tekst „Byłam głupia”. Przed maturą mogłam być w partii. Byłam wygadana, po olimpiadach. Proponowano mi, ale odmówiłam. Tłumaczyłam, że jestem praktykującą katoliczką. Mogłabym już być profesorem. Ale zdecydowanie warto było. I tak następne pokolenia będą uważać nas za gorszych podleców, niż tych z końca XVIII wieku. Ucząc się historii byliśmy wściekli, jacy ci nasi przodkowie byli durni. Już po pierwszym rozbiorze mogli się pozbierać, a czekali nie wiadomo na co. Teraz naród też myśli, że będzie dobrze. Wcale nie będzie dobrze, jeśli ludzie będą głosować dla jaj, jak na Palikota.
Jeśli społeczeństwo nie zrozumie, że od niego zależy, jaka będzie Polska, a ludzie nie zaczną uprawiać polityki, czyli działać rozumnie dla dobra wspólnego, to Polskę stracimy. Naród jest najwyższym suwerenem i on decyduje co będzie z Polską. A ona jest moja, Twoja - nasza.

_________________
Maciej
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Grzegorz - Wrocław
Moderator


Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 4333

PostWysłany: Wto Gru 13, 2011 10:18 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To bardzo ładny i ciekawy tekst. Powinni go przeczytać przede wszystkim ci, którzy niczego nie rozumieją, ale z drugiej strony można zapytać: "Po co?" I tak nie dojdzie. Sad
Jak spowodować, by takie treści docierały do głów?

P.S. Na tego Palikota, to jak mi się wydaje nie tylko dla jaj głosują. Są już chyba i tacy, którzy uważają, że on jest im faktycznie bliski i zapewni 'pożądany standard i wyzwoli z ciemnoty'. To jest SLD dla 'nowoczesnych' - to przecież 'sukces' palikociąt zabrał głosy starym komuchom.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum